Rozdział 6 - Trudności
Po krótkim spacerku dotarliśmy do placu treningowego, czyli tak zwanego toru przeszkód. Był on, powiem szczerze... OGROMNY! Ledwo co mieścił się pomiędzy drzewami.
- Dobra.! Teraz na mój znak wszyscy biegną przez tor przeszkód!! Trzy! Dwa! Jeden!! -krzyknął generał.
I ruszyliśmy. Jednak przez jeszcze nie do końca zagojone rany, trudniej było mi się poruszać. Z każdym ruchem bolało coraz bardziej, jednak starałem się skupiać na zadaniu, niż na bólu. Z trudem mi się to udawało. O mało co nie przewróciłem się, przy skakaniu po belkach, które wisiały w powietrzu. Jednak nie mogłem dać za wygraną. Musiałem pokazać temu całemu Noyi, że nie dam się złamać. Pomimo tego, że byłem prawie na samym przodzie, wolałem nie czekać i zostawiłem resztę z tyłu.
Gdy skończyłem tor razem z dwójką innych kadetów, oparłem się o drzewo. Obserwowałem uważnie kadetów, jeszcze silących się na placu treningowym. Widziałem ukradkiem jak nasz "opiekun" darł się na innych. Wyglądali w tamtym momencie jak zbite psy. Trochę to było zabawne. Ciekawe czy on musi ubierać ciuchy dla dzieci, czy ma rzeczy na miarę.
Kiedy wróciłem do swojego pokoju, byłem wykończony. Mini-Generał nie dawał za wygraną. Za to, że część osób nie przeszła toru przeszkód, wszyscy musieliśmy robić sześćset pompek. Jego chyba pogrzało!! Jednak powiedział, że następnym razem będziemy strzelać. Nie mogę się doczekać. Wtedy będę mógł się popisać zdolnościami, ale jak na razie muszę odpocząć. Jestem strasznie zmęczony. Jeszcze ręce mnie bolą. Po prostu świetnie. Muszę jeszcze pomyśleć jak stąd uciec. Nie mam zamiaru zostawać tu na dłużej
Nim się spojrzałem, zasnąłem.
~*~
Przeglądałem papiery, które dostałem od Yachi. Mojej obecnie sekretarki, która ma wtyki w jednym z obozów. Wszystko dzięki swojej dziewczynie Kimiko. Gdyby nie ona byśmy nie mieli tylu informacji. Sama Kimiko należała kiedyś do naszego obozu. Więc wiemy, że możemy jej ufać. Tym razem wszystkie informacje dotyczyły czarnowłosego. Nie było ich wiele, ale lepsze to niż nic.
Przeczesałem włosy ręką, wzdychając cicho. Był już zachód słońca, a jeszcze musiałem przejrzeć papiery nowych rektorów. Trzasnęły drzwi, a do pokoju wszedł czarnowłosy chłopak o niskim wzroście.
-Jak trening Noya??
- Dobrze Hinata. Nowi rekruci są do bani. Nie umieją prawie nic. Dzisiaj był tor przeszkód. Jedynie sześć osób z dwudziestu go zaliczyło. Za karę mieli zrobić pompki - zaśmiałem się, słysząc ostatnie zdanie.
- A jak Kageyama?? -zapytałem z ciekawości.
- A powiem ci, że nawet bardzo dobrze. Jest na innym poziomie od reszty. Skończył tor jako drugi, razem z piątką innych rekrutów.
- Nic dziwnego, dostałem informacje o nim. Yachi je mi dzisiaj dostarczyła.
- I co?? -zapytał, podchodząc bliżej mnie.
- Jest tego nie wiele, ale to lepsze niż nic - podałem mu papiery.
- Kageyama Tobio. Strażnik obozów. Lat dwadzieścia pięć. W twoim wieku jest -czytał, co jakiś czas zerkając na mnie- Zdrajca??
- Kimiko potwierdziła, że Kageyama był nie raz widziany w obozie. Jednak nie wiedziała, za co został wydalony. Podobno za coś bardzo ciężkiego.
- Rozumiem...
- W takim razie widzimy się jutro.
- Huh?? -spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
- Przyjdę na trening, ale nic nie mów swoim rekrutom. - uśmiechnąłem się - Chcę ich przetestować.
- Tak jest! W takim razie miłej nocy. Zmywam się.
Kiedy wyszedł z pokoju, podszedłem do okna. Usiadłem sobie na parapecie i spojrzałem na księżyc.
- Obyś jutro mnie nie zawiódł Kageyama.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top