Rozdział 4 - Pierwszy dzień
~Kageyama~
Jak tylko ten rudzielec wyszedł, ja się położyłem i poszedłem spać. Byłem strasznie zmęczony, bo badaniach. A na myślenie nie miałem teraz głowy. Nie minęła chwila, a powieki same mi się zamknęły, oddając się w ręce morfeusza.
~*~
Po paru godzinach snu wybudziłem się cały obolały, z palącym pieczeniem w ramieniu. Na początku nie docierało do mnie, gdzie jestem. Jednak po paru długich minutach uświadomiłem sobie, gdzie tak naprawdę przebywam. Usiadłem szybko i rozejrzałem się po białym pokoju. Nikogo oprócz mnie nie było, jedynie jakieś urządzenia. To by była dobra szansa, aby zwiać. Wstałem powoli z łóżka, ubrałem bluzkę, której mi brakowało i podszedłem do drzwi. Gdy je otworzyłem, przede mną stał umięśniony facet, który przerastał mnie o głowę. Miał długie, brązowe włosy związane w koka, tego samego koloru brodę i brązowe włosy.
- Chyba nie chciałeś uciec... - zaczął mówić, a w jego głosie wyczułem nutę złości.
- Nie. Spokojnie. Ja tylko chciałem sobie stąd pójść.
- To idealnie.
- Jak to??
- Kageyama??
- Tak - odpowiedziałem zdziwiony, że znał moje nazwisko- A ty to?
- Asashi Azumane. - wyciągnął do mnie rękę, którą niezbyt chętnie przyjąłem.
- Więc?? - popatrzyłem na niego.
- Twój stan się na tyle polepszył, że możesz już wyjść. Miałem po ciebie przyjść. Chodź, za prowadzę cię do twojego pokoju.
I co ja miałem zrobić?? Tylko za nim pójść. Ten gość zaprowadził mnie do pokoju w skale. Pokój był w sam raz, po mojej lewej była szafa i zaraz obok niej biurko, na którym była lampka gazowa, z krzesłem. Natomiast po mojej prawej stało duże łóżko.
- Powiem, że było całkiem przyjemnie.
- Ubrania masz w szafie, za dwie godziny masz się stawić na głównym placu. Witamy w wojsku - wyszedł z uśmiechem.
Ten rudzielec nie przesadzał, na serio wsadził mnie do wojska. Czyli nie mam wyboru, będę musiał brać udział w tych debilnych ćwiczeniach. Chyba że ucieknę, ale nie chcę sobie narobić problemów. Ten debil może wysłać straż za mną i miałbym niemały kłopot.
- Ehh. - westchnąłem - Czemu wszystko jest takie skomplikowane?? - Powiedziałem do siebie.
Nie zastanawiając się już, wyjąłem z szafy wojskowy strój. To były wojskowe spodnie w kolorze piasku i zielona bluzka moro. O dziwo na metce był mój rozmiar. Przebrałem się w te ciuchy i były dobre. Wyszedłem z pokoju, aby nieco obejrzeć miejsce, w którym się znajduje. Jeszcze miałem dużo czasu przed pierwszym treningiem, jednak musiałem wymyślić jak stąd uciec.
Muszę przyznać, że dość pomysłowo jest owo miejsce zbudowane. Sama kryjówka była umieszczona w środku góry, gdzie na szczycie była wyodrębniona wielka dziura, przez która wpadało słońce. W i na ścianach były pobudowane domy, jednak na zewnątrz wyglądały jak by były w całości zrobione z drewna, co ukrywało ich prawdziwą strukturę. Wszystko łączyło się drewnianymi i metalowymi mostkami ze schodami, prowadzącymi na ziemię. Gdzieniegdzie jednak były namioty. Czyli nie starczyło miejsca dla wszystkich. Cała baza miała trzy piętra i parter.
Chodząc tak, dowiedziałem się gdzie leżą poszczególne, budynki takie jak: Gospoda, Gabinet lekarski, magazyn na broń, magazyn na pożywienie, stadnina z końmi i główny dom kapitana, czyli tej krewetki.
Nie mając wiele czasu, udałem się na miejsce spotkania. Było tam już parę osób, jednak stanąłem sobie sam. Nie wiedziałem, czy mogą być szkodliwi, tym bardziej nie znałem ich zamiarów. Chwile potem przyszedł niski chłopak z czarnymi, sterczącymi do góry włosami i żółtą grzywką. Ubrany był w mundur, na którym była przyczepiona mała karteczka z napisem. Jednak stałem za daleko, aby zobaczyć, co jest napisane. Większa część grupy śmiała się z jego wzrostu, ja jednak nie ośmieliłem się. Nauczono mnie, że nie ocenia się po wyglądzie.
- W szeregu zbiórka!! - krzyknął czarno włosy tak głośno, że część osób się wystraszyła i w pospiechu zaczęli się ustawiać.
- Witam wszystkich nowicjuszy, bo widzę, że takowych tutaj mamy, w wojsku. Jestem generał Nishinoya i będę waszym takowym nauczycielem. Co do zasad, jakie tu panują, dowiecie się z czasem, albo powiedzą wam o tym wasi starsi koledzy. Możemy ruszać na pole treningowe. - odwrócił się do nas plecami - A i jeszcze jedno. Radzę na następny raz, nie żartować sobie z mojego wzrostu inaczej będzie kara...
No i takim sposobem ruszyliśmy za nim na plac.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top