Rozdział 5
Kakashi spojrzał na zegarek. Była sobota, późne popołudnie, ale Sakura nadal się nie pojawiała. W sumie Hatake powinien się trochę cieszyć, bo jeśli to dzięki Sasuke, może dziewczyna będzie mieć w kocu dobry humor. Z drugiej strony, poczuł coś dziwnego, a po chwili dotarło do niego, że to poczucie nie wynika z tego, że musi dokończyć pracę sam. Po cichu liczył, że Sakura się zjawi, że znów będą mogli porozmawiać o wszystkim i niczym.
Sakura przygotowywała obiad, a Sasuke coś czytał ze starych, zniszczonych zwojów. Tej nocy spał na kanapie u niej w domu, ale cały ten czas, gdy byli razem, nie wiedziała jak ma się zachować. W końcu nie widzieli się przez wiele lat, a gdy wrócił, nawet za dużo nie rozmawiali. Teraz byli sam na sam, Haruno zerkała w jego stronę
- Zrobiłam obiad... Curry z ryżem, chodź do stołu - ustawiła dwa talerze - po obiedzie muszę na chwilę wyjść... dzisiaj byłam z kimś umówiona... - gdy spojrzał na nią, poczuła się dziwnie i pomachała dłońmi jakby odganiała muchę - To nic takiego, z Czcigodnym, miałam mu pomóc...
- Pojutrze do niego pójdę, powiem mu że nie miałaś czasu - odpowiedział trochę chłodnym tonem i zaczął jeść. Widział, że Sakura czeka na jakiś komentarz na temat obiadu, ale się nie wysilał na to. W końcu przerwał niezręczną ciszę - Zleciłem remont jednego z domów, które kiedyś należały do Uchiha.
- Oh... tak? - uśmiechnęła się i też zaczęła jeść.
Później, do końca posiłku trwała ta niezręczna cisza. Gdy zjedli, Sakura posprzątała kuchnię i podeszła do Sasuke, który znów siedział nad zwojami. To było dziwne, jednocześnie trochę jakby to było dla niego zupełnie normalne, że jest w jej domu.
- Pójdę się już umyć... jakbyś czegoś potrzebował to.. to zaczekaj chwilę, ok?
- Mhmm... - mruknął tylko.
Sakura weszła do łazienki i gdy była już pod prysznicem, dopadło ją wiele myśli. Tak czekała na ten weekend, gdy Sasuke będzie miał dla niej więcej niż godzinę czasu. Ale wyglądało to inaczej, niż się spodziewała, chociaż już nie była nawet pewna, jak wyglądało to w jej głowie. I wtedy pojawiła się myśl o Kakashim, o tym, jak dotknął jej dłoni i zaproponował spotkanie w weekend *Spotkanie.. yhhh ogarnij się, to miała być tylko pomoc w pracy... czemu myślę o senseiu.. myślę o nim?!* Sakura skarciła się w myślach. Szybko się umyła i w piżamie wyszła z łazienki w dziwnie bojowym nastroju nadal kłócąc się z tamtą myślą, gdy nagle wchodząc do swojego pokoju wpadła na Sasuke
- Uh... S.. Sasuke.. myślałam, że nadal czytasz te zwoje... - zarumieniła się, bo właśnie szła do pokoju po jakiś luźny sweter, bo czuła zawstydzenie stojąc przed nim w piżamie - Ja...
- Sakura - powiedział jej imię z powagą - Chcę odnowić mój klan. Trzeba ustalić datę ślubu i zająć się tym wszystkim.
Nie dając Sakurze dojść do słowa nagle ją mocno pocałował od razu wsuwając dłoń pod górę jej piżamy. Dziewczyna poczuła jak jej ciało się napina, ale też kula zimna spadła jej do żołądka. Odnowić klan? To nie są odpowiednie słowa do zaręczyn, nie powinno to tak wyglądać.
- Sasuke... - odsunęła się lekko - co ty robisz..?
- Jesteś dorosła, wiesz jak to działa. Rzadko mogę się tu pojawiać, trzeba wszystko załatwić szybko i...
Gdy zaczął sięgać do gumki jej spodenek, Sakura stanowczym ruchem odsunęła go od siebie, chociaż cała drżała.
- Przestań, Sasuke - mruknęła - pójdę wcześniej spać - pomaszerowała w stronę łóżka i żałowała, że powiedziała tylko tyle, że nie wygarnęła mu wszystkiego.
- Przecież chciałaś tego wszystkiego. To się pokrywa z moim planem - mówił, ale widząc, że Sakura już leży w łóżku plecami do niego, tylko zdjął ubranie zostając w koszulce i bokserkach i zamiast iść na kanapę, położył się obok niej.
Dziewczyna nadal czuła napięcie. Kiedyś fantazjowała o tej chwili, a teraz.. mimo, że był blisko, wydawał się taki chłodny. Nawet nie myślała o tym, żeby się do niego przytulić.
- Sasuke... Czy ty... Na prawdę chcesz ze mną być?
- Jesteś najlepszą kandydatką. Dobranoc.
Urwał w ten sposób temat, a dziewczyna poczuła się jeszcze gorzej.
Następnego dnia, gdy Sasuke znów pogrążył się w badaniu zwojów, które zdobył na misji, Sakura w końcu podeszła do niego ubierając się do wyjścia
- Skoro i tak jesteś zajęty, to ja pójdę pomóc Kakashiemu. Nie chcę spędzić wolnego weekendu siedząc w domu.
- Pójdę z tobą - od razy wstał i założył pelerynę
- Nie musisz..
Ale widziała że już nic nie ma do gadania. W drodze do domu Kakashiego, z niewiadomych przyczyn, poczuła się dziwnie.
Kakashi skończył bardzo późne śniadanie i rozłożył ostatnie już dokumenty na stole w kuchni. Gdy rozległo się pukanie do drzwi, szybko założył maskę i poszedł otworzyć w dresowych spodniach i czarnej naramiączce.
W duchu trochę liczył, że to będzie Sakura. Gdy otworzył, okazało się, że w pewnym sensie się nie pomylił, ale nie była sama.
- Sakura, jesteś! Oh.. - spojrzał na Uchihę - Sasuke, witaj. Co was do mnie sprowadza?
Weszli do jego domu, a Kakashi zmierzył ich wzrokiem. Sasuke od razu miał gdzieś z tyłu głowy przeczucie, że Hatake patrzy na Sakurę trochę inaczej. Nagle objął dziewczynę, ale nie delikatnie i czule, a tak, jakby zaznaczał swoją własność.
- Musimy zaplanować ślub i dalszy los mojego klanu- Odpowiedział niespodziewanie - może być bez ceremonii, chcę już mieć za sobą sprawy formalności.
- Formalności? - w Kakashim aż się zagotowało, gdy usłyszał te słowa, a jeszcze bardziej, gdy zobaczył wyraz twarzy zdziwionej Sakury która spojrzała na Sasuke - A ty, Sakura? Jaki masz na to plan?
- Ja? Ja... Ja nie wiem. To Sasuke ma plany co do tego i...
- Nawet jeśli to tylko formalność, bez ceremonii, i tak musicie zaczekać jak wszystkie pary. Tym bardziej gdy chodzi o sprawy klanowe - skłamał bez mrugnięcia okiem, ale coś go ruszyło, jakby chciał dać Sakurze czas na przemyślenie.
- Rozumiem. Postaram się przybyć tego dnia - Sasuke powiedział, a Sakura delikatnie się od niego odsunęła - Sakura miała ci pomóc w weekend, ale jestem. Dlatego nie ma na to czasu.
- Sasuke! Mówisz do hokage!
Poprawiła go, ale gdy na nią spojrzał, szybko wlepiła wzrok w podłogę.
- Wracajmy do domu. Kakashi, to raporty i notatki - wręczył Kakashiemu gruby zwój - miałem przynieść ci jutro ale będzie już z głowy. Rano wyruszam dalej - złapał Sakurę za rękę i lekko szarpnął w stronę wyjścia
- Czcigodny ja... Pomogę innym razem. Do widzenia.
Pożegnała się i wyszli. Kakashi zacisnął pięść i poczuł jak ze złości jego serce przyspiesza.
- Nie jesteś rycerzem na białym koniu, staruszku. Nie mieszaj się w sprawy Uchiha.
Usłyszał za sobą głos i od razu odpowiedział zirytowany.
- Zamknij się Pakkun...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top