Rozdział 12
Sakura poczuła dreszcz, gdy Kakashi pocałował jej kark. Odwróciła się do niego przodem, a mężczyzna ją pocałował i poszedł do biurka
- To już dowiedziałaś się wszystkiego, co chciałaś?
- Nie, nie rozumiem... - podeszła bliżej i podparła się o biurko - Po prostu... Nie wiem, co ja miałam w głowie przychodząc tu, bo...
- Bo..? - Kakashi stanął przed nią i zbliżył się, a dziewczyna usiadła na blacie biurka - Co ci chodzi po głowie?
- Chcę to skończyć... - mówiła, ale gdy tylko się zbliżył, zaczęli się całować, a dziewczyna poczuła się jak w taniej telenoweli, albo, co gorsza, książki Jiraiyi - Ostatni raz, sensei...
- Mówiłaś tak poprzednio... - zaśmiał się i dotknął ją przez spodenki - Więc czego chcesz, Sakura..?
- Nie wiem... - jęknęła cicho - A jaki mam wybór..?
- Hah... - Kakashi się odsunął - nie dokończymy... rozmowy, bo Shikamaru tu idzie.
- Sensei, powiedz tylko... - wstała i szybko poprawiła ubranie - Czy dla ciebie to coś... znaczyło?
- Uważasz, że mógłbym to zrobić nie traktując cię poważnie? - podszedł i otworzył drzwi, kroki Shikamaru było słychać już na piętrze. Założył maskę i się uśmiechnął - Mam trochę pracy, Sakura... Ale nie przychodź w weekend. Mam dużo zajęć, a ty dużo spraw do przemyślenia. No i w każdej chwili może się pojawić Sasuke, prawda?
- To, pójdę już...
Wyszła, a Shikamaru przyszedł z jedzeniem na wynos dla Kakashiego.
- Już wszystko wiesz?
- Hm? Nie, chyba sprawa pozostaje nierozwiązana. Dzięki za jedzenie, ale chyba odgrzeję sobie w domu. Dokończmy ten raport dla Suny, bo wisi to nad nami od tygodnia... - westchnął i wziął się za robotę.
W sobotę Kakashi był na polu treningowym. Nawet nie rozmyślał o Sakurze i jej rozterkach, na które czuł, że nie ma już wpływu. Wyjął kunaie i zaczął trening, chociaż nie szło mu to za dobrze. Narastała w nim frustracja i poczucie, że bez sharingana nie jest już tak dobrym shinobi. Po przećwiczeniu kilku ataków z użyciem chakry poczuł zmęczenie i usiadł na trawie.
- Już nie ta sprawność, co? - Iruka podszedł się przywitać - Wracam właśnie z Akademii... Też dawno nie ćwiczyłem niczego więcej niż podstawy do nauki dzieciaków. Chyba musimy się pogodzić z tym, że nowe pokolenie jest silniejsze... a w szczególności twoi uczniowie, Sasuke, Naruto i Sakura... taka kolej rzeczy.
- Nowe pokolenie, hm - westchnął cicho, a słowa Iruki uderzyły go mocniej niż się spodziewał - Myślisz że nie da się już wrócić do formy? Hah...
- Teraz to cóż, nawet na założenie rodziny trochę późno haha...
- Brzmisz jakbyśmy byli u schyłku żywota, nie przesadzaj, Iruka...
- Uwierz mi, w Akademii dzieciaki dają mi w kość, a co dopiero bawić się w pieluchy, a nigdy w życiu! Chyba przywykłem już do mojego życia... Pewnie mnie rozumiesz, nie?
- Pewnie tak... Chociaż brzmisz, jakbyś próbował znaleźć potwierdzenie swoich słów. Coś się stało? Poznałeś kogoś?
- Haha... Niee... dawno nie rozmawialiśmy o nie służbowych sprawach, a ostatnio taka myśl mi chodzi po głowie. A za jakiś czas pewnie będę przyjmował do Akademii kolejne pokolenie... Z klanu Nara, Uzumaki, Uchiha... Niesamowite, że udało się utrzymać spokój już tyle czasu, bez ataków, bez kłopotów...
- Taaa, pójdę do domu, chyba czas na popołudniową drzemkę - skłamał robiąc z siebie staruszka i pomachał do Iruki - do następnego.
Poszedł do domu, a po drodze doszedł do wniosku, że nawet lepiej będzie dla Sakury, gdy wyrzuci go z głowy.
Na początku tygodnia, Sakurę zaskoczyła wizyta Sasuke w jej gabinecie. Nie spodziewała się, że wróci tak szybko do wioski, ale tym razem potrzebował jej pomocy.
- Wiem, że tylko ty pomożesz mi z tą raną... - odsłonił plecy - nie zagoi się bez specjalnych medycznych jutsu... inni medycy by się babrali w tym przez miesiąc, myślę, że tobie zajmie to mniej czasu.
- Tak, pewnie tak... - starała się zachować spokój - połóż się... - wskazała na leżankę, ale czuła się z tym dziwnie biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno całowała tam Kakashiego - będzie bolało.. zaczynam.
Spięła włosy w kitkę, a wokół jej dłoni pojawiła się aura leczniczej chakry. Sasuke syknął z bólu.
- Spokojnie, jeszcze trochę... będę musiała to powtarzać przez kilka dni..
- Dlatego zostanę. Już załatwiłem u Kakashiego wolne dni dla ciebie żebyś mogła się mną zająć. Na ten czas zamieszkasz u mnie, tak będzie lepiej.
- Co? - zmroziło ją - Z hokage? Przecież sama mogłam to zrobić!
- Na jedno by wyszło, czemu się tak obruszyłaś? Co to za leki?
- Hm?
- W twojej kieszeni - sięgnął do jej fartucha, gdy dziewczyna nadal go leczyła - Karin używała takich samych. Po co...
- Karin? Serio..? - specjalnie dotknęła rany, aż Uchiha jęknął z bólu - To wiesz po co są.
- Ała! Nic nią nie robiłem, po prostu Suigetsu jej dokuczał kiedyś że nie ma po co ich brać, bo jej najlepszą antykoncepcją jest jej twarz. A ty po cholerę je masz? Masz mi coś do powiedzenia?
- Nie są moje - skłamała - Poza tym najpierw ślub, później dzieci. Więc trzeba zaczekać.
- Sakura, już ci mówiłem... poza tym... sama widzisz, nigdy nie wiadomo kiedy mogę nie wrócić.
- No właśnie, o to też chodzi - wypaliła w końcu - I co? Mam zostać sama z...
- Skup się na leczeniu, bo tracisz stabilność chakry - warknął
- W ogóle tracę stabilność - odburknęła zdziwionemu Sasuke
- Porozmawiamy u mnie, twój ojciec już zaniósł część twoich rzeczy.
- Mhmm - wzięła głęboki wdech - cudooownie. I pewnie teraz mam już się urwać z pracy.
Milczał, co było odpowiedzią. Sakura czuła ogromną irytację, ale dokończyła tą część leczenia i nałożyła opatrunek, po czym zebrała swoje rzeczy z gabinetu i poszła z Sasuke do jego domu. Do tej pory była tu dwa razy, gdy zaczęli ze sobą być. Faktycznie w szafie była już część jej ubrań, a w łazience kosmetyków.
- Sasuke...
- Jest zamówione jedzenie, wystarczy podgrzać. A skoro tak mówisz... o dziecku... to trzeba przyspieszyć ślub, wtedy wszyscy będą zadowoleni.
- Nie, nie będą! Jak nie wrócisz z misji to zostanę sama z dzieckiem, a i tak biorąc pod uwagę, że głównie cię nie ma i będziesz raz na jakiś czas to i tak czeka mnie samotne macierzyństwo. A wtedy to ja wychowam kolejnego Uchihę i będzie miał niewiele wspólnego z tobą, ale wiesz co, może to lepiej!
Sasuke na te słowa zacisnął pięść i lekko ją uniósł w irytacji, a Sakura zrobiła to samo
- Nie pozwolę ci, nigdy więcej, Sasuke...
- Hmm - cicho się zaśmiał i uśmiechnął, co trochę do niego nie pasowało - właśnie dlatego chcę, żebyś została moją żoną..
- Sasuke... - patrzyła na niego przez dłuższą chwilę, przy każdym szybszym ruchu krzywił się z bólu przez ranę. A Sakura była nadal wkurzona, jak cholera, też przez to, że rozmawiał z Kakashim. Miała ochotę iść i mu wszystko wytłumaczyć, ale to by wyglądało jeszcze gorzej - Siadaj do stołu, odgrzeję jedzenie... - westchnęła ciężko i po chwili postawiła na stole dwie porcje ryżu z mięsem i warzywami - Smacznego.
- Smacznego..
Sakura szybko zjadła i wstała, zmyła garnek i swój talerz.
- Idę się wykąpać, jestem już zmęczona tym dniem, zużyłam dużo chakry. Przed snem jeszcze raz spojrzę na tą ranę...
- Dobrze...
Poszła do łazienki i wlała wodę do wanny. Szybko się umyła i przebrała w piżamę, a Sasuke już czekał na nią w sypialni w samych bokserkach.
- Połóż się na brzuchu, znów zaboli... - pochyliła się nad nim i użyła leczniczej chakry, po tym założyła nowy opatrunek - A teraz... padam...
- Dzięki...
Ułożyła się w łóżku plecami do Uchihy, który chciał ją objąć od tyłu.
- Sasuke.. czy...
- Hm? - spojrzał na nią trochę zdziwiony, gdy odwróciła się przodem, tym razem bez cienia niepewności
- Chcesz żebym była twoją żoną tylko przez "dobre geny"..?
- Słucham?
- No... pytam się? - nagle dotarło do niej wszystko, co się działo w ostatnim czasie
- Mówiłem, jesteś najlepszym wyborem na żonę. Po prostu.
- Nie... Do cholery, nie - wstała z łóżka i na piżamę założyła spodnie i luźną bluzę i zaczęła zakładać skarpetki wskazując na swoje ubrania w szafie - Mój tatuś to tu przyniósł te rzeczy, to mój tatuś to zabierze z powrotem. Tsunade jest w wiosce i też może się zająć twoją raną. Ja.. mam dosyć tego traktowania, jak mogłam być aż tak zaślepiona?!
Była zdenerwowana, a Sasuke zdezorientowany, podniósł się z łóżka i próbował ją zatrzymać, ale dziewczyna próbowała powstrzymać łzy wściekłości, a przez zmęczenie było jej już wszystko jedno, coś w niej pękło.
- Nie zatrzymasz mnie, tak jak mi się nie udało ciebie. Żyłam jakąś dziwną iluzją - wzdrygnęła się - Sasuke.. dałeś mi piękne marzenie, ale... nie spełnisz go dla mnie.
- Ty...
- Siłą tym bardziej nic nie ugrasz, w tej jednej kwestii się nie da, wiesz? A teraz marzę tylko o zaśnięciu we własnym łóżku.
Poszła do drzwi i wyszła trzaskając. Po wyjściu rozpłakała się biegnąc do domu, dając upust wszystkim emocjom i mimo całego żalu, poczuła dziwną ulgę. *Jak mogłam być idiotką przez tyle czasu..*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top