XVIII

      Katherina siedziała skulona na kanapie. Co jakiś czas lekko drżała, wciąż zaciskając palce na kostkach. Opierała czoło o kolana i oddychała płytko. Była bliska płaczu, choć z całych sił starała się go powstrzymać. Rozpadała się na kawałki. Została sama, a prawda wyszła na jaw. Była zwykłą kurwą... Nic nie wartą szmatą. Śmieciem, którego powinno się wyrzucić za siebie i zapomnieć. Zepsuta... Gnijąca pod pozorami. Pod piękną suknią, którą Jason uszył specjalnie dla niej. Jason... Teraz wszystkiego się dowie. Oceni ją i porzuci. Kto chciałby być z kimś takim jak ona? Czyż nie powtórzyła schematu, z którego próbowała się wyrwać? Ale Jason... Jason.
      Mężczyzna odwiesił marynarkę i podszedł do kobiety, która zaczęła łkać.
- Katherino... - Usiadł obok niej i musnął palcami jej ramię. Ta odsunęła się instynktownie. - Boisz się mnie? - spytał, a ona zamilkła w jednej chwili. Podniosła lekko głowę, żeby spojrzeć w jego miodowe tęczówki.
- Czasem widzę w nich zielony błysk. Jakby światło sprawiało, że zmieniają kolor - powiedziała cicho. Jason nie drgnął, choć poczuł się dziwnie. Jakby wymykała mu się spomiędzy palców. Pilnował się przy niej. Nie tracił równowagi, więc jak?
- Nie odpowiedziałaś na pytanie. - Pogładził ją po policzku. Rudowłosa przymknęła oczy napawając się jego dotykiem.
- Nie. - W jej głosie nie było choć cienia wątpliwości. - Nie chodzi o ciebie.
- Co się stało, gdy przyszła Jess? - Kat przyłożyła dłoń do jego ręki. Tak bardzo chciała ją czuć. Być blisko niego, ale to co miała powiedzieć... Nie chciała widzieć jego obrzydzenia i czuć jak zabiera rękę, gdy powie mu prawdę.
- Kiedyś chciałeś, żebym powiedziała ci wszystko. - Odsunęła jego dłoń i otarła policzki. - Do tej pory... - Przełknęła nadmiar śliny. - Tylko Naomi o tym wiedziała. To... - Odwróciła wzrok.
- To już przeszłość, tak? - Przytaknęła głową. - Więc czemu tak bardzo się obawiasz?
- Bo to co zrobiłam... - Skryła twarz w kolanach.
- Żałujesz tego? - Rudowłosa mruknęła w odpowiedzi. - Każdy popełnia błędy. - Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie. - Ważne, żeby wiedzieć, że je się popełniło i nie powtarzać ich.
- To nie jest kradzież cukierka w sklepie - odpowiedziała chcąc się odsunąć, ale przytrzymał ją.
- Katherino. - Uniósł jej podbródek, żeby spojrzała mu prosto w oczy. - Pokaże ci coś. Coś co skrywam przed wszystkimi. - Wstał i wystawił dłoń w jej stronę. - Chodź. - Kobieta podała mu rękę, a on ujął ją delikatnie i przyciągnął do siebie. - Każdy ma sekrety i tajemnice, którym nie może powierzyć nikomu innemu. Nie chcemy, żeby ludzie odsunęli nas od siebie i porzucili. - Musnął jej usta. - Ale z my nie możemy mieć przed sobą tajemnic, bo one sprawiają, że ludzie oddała ją się od siebie, zamiast zbliżać. - Poprowadził ją z błyskiem w oku, którego nie mogła zobaczyć.
      Weszli do pracowni i podeszli do drzwi, za którymi Katherina nigdy nie była. Ścisnęła mocniej dłoń Jasona, jakby bała się tego, co znajduje się za drzwiami.
- Po tym możesz uznać mnie za ostatniego psychopate - szepnął i nacisnął klamkę. Zawiasy w drzwiach zaskrzypiały cicho, a mężczyzna przepuścił ją. Stanął tuż za nią i zapalił światło. Rudowłosa zmrużyła oczy i dostrzegła wiele przedmiotów przykrytych kremowym materiałem. Serce zaczęło jej walić w piersi. Nie wiedziała co to może być i nawet nie miała na to pomysłu. - Musisz to zrobić sama. - Katherina przytaknęła i podeszła do pierwszego z przedmiotów. Od razu pomyślała o manekinie. Złapała za materiał i ściągnęła go po przekłnięciu śliny. Otworzyła szerzej oczy widząc przed sobą kobietę. Piękna, idealną kobietę, przy której jeszcze bardziej wyglądała jak pierwsza lepsza z ulicy. Nie mogła oprzeć się pragnieniu i dotknęła jej policzka, który był gładki niczym jedwab. Dotknęła kruczoczarnych włosów, w których były skryte pióra i przeniosła spojrzenie na oczy. Czarne jak węgiel tęczówki były jednak puste, choć szukała w nich jakiejś skrytej emocji jak w każdej z lalek zabawkarza.
- Czy to lalka? - spytała obracając się do niego.
- To zależy. - Podszedł do niej patrząc wprost na swoje dzieło. - Stworzyłem ją, więc tak. Jest lalką. Jednak ja w niej widzę człowieka, na którym się wzorowałem.
- Jak miała na imię?
- Rhona.
- Byłeś z nią?
- Chciałem. - Uniósł delikatnie kąciki ust. - Ale ona pragnęła czegoś zupełnie innego, więc to jedyne co po niej zostało.
- A wspomnienia? - Jason uniósł delikatnie kąciki ust i przeniósł spojrzenie na rudowłosą. Zaprzeczył ruchem głowy.
- Wyzbywam się ich tworząc je. Nie chcę, żeby ona miały nade mną kontrolę. Wpływały na moje wybory. - Rudowłosa przyglądała mu się przez chwilę po czy podeszła do kolejnego materiału. Tym razem od razu spojrzała na oczy. Była w nich taka sama pustka jak w poprzednich. Odkryła wszystkie lalki i przeniosła wzrok na mężczyznę, z którym tu przyszła. Obserwował ją i pewnie jej reakcje. Obawiał się, że z nią będzie tak samo?
- W oczach wszystkich jest pustka. Dlaczego nie skryłeś w nich emocji, jak w innych lalkach?
- Tworzyłem je, gdy już wiedziałem, że nigdy więcej ich nie spotkam.
- Skryłeś w nich emocje... - Podeszła do niego i pogładziła po policzku. - To jak się czułeś po ich stracie.
- To prawda. - Ułożył dłonie na jej tali i przyciągnął do siebie. - Jednak ty różnisz się od nich wszystkich. Widzisz rzeczy inaczej niż inni. Dostrzegasz to, co ludzie chowają po maskami, które zakładają na twarz. Jesteś wyjątkowa. - Kat znów dostrzegła ten błysk, ale nie to nie był czas, żeby o tym myśleć. On zdradził jej swoją tajemnice, a teraz była jej kolej.
- Jasonie... - Opuściła wzrok. - Myślisz się. - Opuściła rękę, choć mężczyzna znów nie pozwolił jej się odsunąć od siebie. - Nie jestem wyjątkowa. Jestem wyniszczona. Jestem pusta, zepsuta. Gdy sam zakładasz maskę i uśmiech, by udawać przed innymi, że wszystko jest dobrze, potrafisz dostrzec, gdy robi to ktoś inny.
- Powiesz mi o tym? - Kobieta przytaknęła głową.
- Ale nie tutaj. Dziwnie się czuję wśród tych wszystkich lalek. Jakby patrzyły na mnie i obserwowały każdy ruch.
- To tylko lalki Katherino. Są martwe. - Przemknął ręką po jej kręgosłupie. - Ale lepiej będzie jak wrócimy na górę. - Wyprowadził kobietę i zgasił światło ostatni raz spoglądając na swoje dzieła. Nie mógł pozwolić, żeby rudowłosa zajęła miejsce między nimi. Ona miała być przy nim. Miała zapełniać pustkę. Sprawiać, że zabawkarz czuł się żywy jak do tej pory.
       Znów siedzieli na wersalce. Tym razem kobieta była dużo spokojniejsza, choć tworzenie lalek, które przypominają byłe partnerki nie było tak okropne jak to co ona robiła.
- Mówiłam ci, że musiałam zrezygnować ze studiów, żeby zaopiekować się Zackiem. - Przełknęła ślinę. - Łapałam się każdej pracy, widząc jak oszczędności znikają z naszego konta. Całkiem przypadkiem wpadłam na firmę, w której pracowałam. - Odetchnęła. - Poszłam na rozmowę i od razu zwrócono uwagę na nie ukończone studia jak w wielu innych firmach. Wtedy myślałam, że to już koniec. W końcu w poczekalni czekałam z całą gromadą ludzi, którzy pewnie mieli lepsze kwalifikacje niż ja. - Przetarła oczy czując jak zbierają się w nich łzy. - Zadzwonili jednak. - Przymknęła oczy, żeby nabrać w spokoju kilka oddechów. - Byłam zwykłym szarym pracownikiem. Nie zarabiałam nie wiadomo ile, ale starczało mi, żeby przeżyć miesiąc. W końcu mogłam pracować na jeden etat i pomagać Naomi. - Uśmiechnęła się lekko. - Nie raz widziałam jak daje Zackowi pieniądze, gdy ten potrzebował coś pilnie kupić, a ja ich nie miałam. Powtarzała, że to podziękowanie za pomoc, bo nigdy nie chciałam wziąć ich od niej. - Podciągnęła prawą nogę. - Kiedy odeszła kierowniczka zostały wyznaczone trzy dziewczyny, które są kolejnymi kandydatkami. W tym ja. Pracowałam wtedy jeszcze ciężej, choć byłam tam najkrótsza stażem i nie widziałam choć cienia szansy. - Przymknęła oczy. - Wtedy znów to się stało. Dostałam awans, choć na niego nie liczyłam. Kierownik pogratulował mi, a reszta dziewczyn znienawidziła. Byłam wtedy zbyt przejęte awansem, żeby dostrzec to co było oczywiste. - Oparła czoło o kolano, czując jak szloch znów stoi jej w gardle. Znów była w tym biurze. Stała na przeciwko byłego pracodawcy. - Nie minął miesiąc. Zbliżała się osiemnasta, a ja kończyłam powoli papierkową robotę, której pełne teczki lądowały co rano na moim biurku. - Załkała w przerwie. - Wezwał mnie do swojego biura. Poszłam jak zawsze, ale... - Zacisnęła powieki. - Wiedział w jakiej sytuacji jestem i był zbyt wysoko położony. Wiedział, że jego ocena rzutuje na całą resztę mojego życia. - Wbiła palce w łydke. - Zmusił mnie... Wtedy zrozumiałam dlaczego tam się znalazłam. - Zaczęła płakać. - Nie wiedziałam co robić i był jeszcze Zack. Ja byłam wtedy jeszcze zbyt młoda i głupia na to wszystko. - Przygryzła wargę. - Czułam wstręt za każdym razem, gdy na mnie patrzył. Obrzydzenie, gdy mnie dotykał... Zaczęłam czuć to do samej siebie. Nienawidzić siebie za to co robię. Świat wyblakł, a ja pragnęłam tylko zniknąć. Wyzbywałam się wszystkiego, co przyprawiało mnie o myśli samobójcze. Musiałam żyć. Musiałam wstawać z łóżka dla niego. - Wyprostowała się nabierając powietrza. - Moje życie miało skończyć się teraz. - Przeniosła wzrok na mężczyznę. - Cały czas powtarzałam, że znikne, gdy Zack skończy liceum.
      Jason rozprostował palce. Białe pazury wbiły mu się we wnętrze czarnych dłoni. Nie mógł pozwolić, żeby je zobaczyła. Szybko pochylił się i objął ją.
- Katherino. - Pozwolił się jej wtulić i przyłożył policzek do jej głowy. - Teraz rozumiem twój dystans, strach i niepewność, a zarazem brak mi słów, żeby opisać co czuje. Mam ochotę zabić potwora, który wykorzystał cię i tak bardzo skrzywdził. - Kobieta otworzyła szerzej oczy. Nie wierzyła w to co słyszy. Przytulał ją, zamiast odepchnąć i nazwać zwykłą kurwą. Kolejna fala łez wypłynęła z jej oczu. - Nikomu więcej nie pozwolę cię skrzywdzić. - Zaczął gładzić jej plecy.
- Nie - załkała. Myślała o tych wszystkich lalkach, które widziała w piwnicy. O tym jak bardzo nie zasługuje na mężczyznę, który trzyma ją teraz w ramionach. - Jestem wrakiem Jason. Pustą skorupą, a ty...
- A ja jestem tak samo pusty w środku jak ty. - Przerwał jej. - Ale przy tobie poczułem jakbym znowu żył. Niczego nie oczekiwałaś czy nie wymagałaś. Potrzebowałaś mojej obecności. Tylko tego, żebym był przy tobie. - Rudowłosa uniosła głowę, a on spojrzał jej prosto w oczy. - W zamian oddałaś mi siebie. Zielone oczy, które nigdy nie są jednoznaczne. Zawsze widzę w nich mieszankę emocji. - Pogłaskał ją po policzku. - Uśmiech i twój dźwięczny śmiech, który przyprawia o przyjemne ciarki. - Ujął jej dłoń i przyłożył do swojej klatki piersiowej. - Sprawiłaś, że pustka, która wyniszczała mnie od środka zniknęła. Zapełniłaś ją sobą. - Musnął jej usta, powstrzymując się, żeby nie wziąć więcej. Jeszcze nie. Najpierw musiał to skończyć. Miała mu się oddać. Miała należeć do niego.
- Ja... - Warga zaczęła jej drżeć. Nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Nadal jej pragnął? Mimo tego wszystkiego co się dowiedział.
- Niech jeden cień przeszłości nie niszczy tego co jest między nami. Niech zostanie w cieniu jak lalki, które skrywam przed wszystkimi. - Zbliżył się, żeby ich usta dzielił tylko kilka milimetrów. - Zostaw dawne życie za sobą i zostań ze mną Katherino. Należ tylko do mnie. - Pocałował ją, a rudowłosa odwzajemniła go, choć te słowa nie sprawiły, że mieszanka emocji wewnątrz niej zniknęła. Wręcz narodziła nową, która wybuchła niczym wulkan. Pełna wątpliwości do decyzji, które będzie musiała podjąć w najbliższym czasie, ale to nie był czas na to. Teraz liczył się tylko on. Jason.

      Candy stał oparty o drzwi. Oczy błyszczały w ciemności, a kroki były niemal nie słyszalne. Wściekłość malowała się na jego twarzy. Wszyscy jego przyjaciele zwariowali. Najpierw Puppetter, teraz Jason. Zszedł do piwnicy i wszedł do pomieszczenia z lalkami.
- Zrobiłem je, więc są lalkami - zagrał teatralnie. - Są martwe. - Przyłożył rękę do piesi i zaczął się śmiać. - Martwe jak trup. Nieprawdasz Suzanno? A może wypowiesz się ty Rhono? - Podszedł do brunetki i przejechał palcami po pasemku jej włosów. - Nadal pamiętam tamtą noc i muszę przyznać, że te krucze pióra ci pasują. - Przyłożył dłoń do jej piersi. - Pusta, bez serca jak wszystkie tutaj. - Odsunął się od niej. - Czemu ta ruda małpa tak bardzo różni się od was? - Rozwiązał włosy i zaczesał je do tyłu. Przymknął na chwilę oczy. - Prawie zapomniałem! - Uśmiechnął się szeroko. - Mam dziś spotkanie z pewną księżniczką. - Zaczął grzebać w kieszeni. - Jest. - Wyciągnął fiołkowy balonik. - Obiecałem, że cię zabiorę. - Na jego twarzy pojawił się demoniczny uśmiech, który mógłby przyprawić o dreszcze, dla kogoś, kto zobaczyłby go teraz. - Że już nigdy nie będziesz cierpieć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top