XVI
Obcasy butów rudowłosej stukały cicho przy każdym jej kroku. Nie były to szpilki, których używała w dawnej pracy. Buty miały szeroki, czterocentymetrowy obcas i wyglądały jak buty lalki. To była jedyna cześć garderoby, której nie zrobił Jason. Na szczęście tak zwane lolitki, często używały takich w swoich kreacjach i bez problemów można było je dostać. W przeciwieństwie do sukienki, która była niepowtarzalna. Tym razem była to integralna całość. Dość prosta i podobna do fartuszka sprzątaczki z dawnych czasów, tak to stwierdził Candy, ale szczegóły sprawiały, że zwracała uwagę każdego klienta sklepu. Całość była uszyta z ciemnozielonego materiału. Długie, proste i przylegle rękawy były zakończone kremową, podwójną falbanką. Spódnica znów była na lekkim stelażu, dzięki unosiła się i układała nienagannie. Ciemny materiał był ułożony asymetrycznie. Z prawej strony opadał niemał przykrywająć kremowe falbanki, żeby po lewej sięgać zaledwie do biodra, na którym znajdowało się też marszczenie, które przyciągało wzrok, ale nie przeszkadzało. Góra, a raczej sama pierś była uszyta z lekkiego, kremowego materiału i robiła za półgolf. Falbanki podszyte były pionowo, a ciemnozielone guziki na środku i wstążka dodawał jej jakiejś dziecinności. Włosy kobiety były splecione w dwa dobierane warkocze, które spływały po boku i tyle głowy, a reszta warkoczy spoczywała spokojnie na jej ramionach. Tym razem nie miała jednak mocnego makijażu. Niebieskowłosy musiał się zadowolić lekko zaróżowionymi policzkami, cieniem na oczach i szminką o kolorze cappuccino, na co kręcił nosem.
Katherina stanęła i palcami złapała falbankę sukienki. Przykucnęła delikatnie i uniosła delikatnie kąciki ust.
- Witam. W czym mogę pomóc? - Oczy małej dziewczynki rozszerzyły się, a zachwyt który było w nich widać był nie do opisania.
- Mamo! To prawdziwa lalka! - krzyknęła i podbiegła do rudowłosej. - Bo jesteś prawdziwa, prawda? - Niebieskie tęczówki błyszczały, a kobieta kucnęła.
- Oczywiście, ale chyba nie ja cię tutaj sprowadzam.
- Chce rozmawiać z właścicielem - odezwała się matka dziewczynki, w której głosie można było wyczuć niezadowolenie.
- Już go wołam - odpowiedziała wstając.
- Mogę iść z tobą? - spytała dziewczynka z nadzieją.
- Tylko lalki mają wstęp do pracowni zabawkarza. - Pogłaskała ją po głowie i skierowała swoje kroki na zaplecze. Zeszła do pracowni i stanęła w drzwiach z lekkim uśmiechem. Mężczyzna od razu pokierował na nią wzrok. - Jedna z klientek chce z tobą rozmawiać.
- Czyżby kolejna wysoko postawiona kobieta? - spytał z odrazą, a Kat przytaknęła lekko głową. - Zaczynają być męczące - westchnął i podszedł do rudowłosej. - Dziś naprawdę wyglądasz jak mała dziewczynka. - Pogłaskał ją po policzku.
- Czyli mam być zazdrosna o małe klientki, a nie ich matki? - Uniosła delikatnie kąciki ust.
- Te małe bestyjki są gorsze od swoich rodzicielek - odpowiedział i pocałował ją. - Nie każmy dłużej czekać klientką. Będziemy mieć chwilę dla siebie, gdy Candy wróci. - Kat przytaknęła i skierowała swoje kroki w stronę sklepu, wiedząc, że on podąża za nią.
- To jakie plany na wieczór? - spytał błazen, gdy rudowłosa siedziała na ladzie i machała nogami w powietrzu.
- Muszę iść do Naomi. Pewnie znowu nic nie przygotowała, a trzeba niedługo zamknąć miesiąc.
- Może pójdę z tobą? - Uśmiechnął się niewinnie, a kobieta posłała mu pytające spojrzenie. - Przecież ktoś musi cię odprowadzić do domu w środku nocy.
- Zostaje u Naomi na noc. Znając życie Rose nas odwiezie po zamknięciu baru.
- Jesteś okrutna. - Oparł się o blat tuż obok niej. - Dwie piękne kobiety same i do tego podpite, a mnie tam nie będzie.
- Nie zabronie ci tam przychodzić, ale mogę nie mieć dla ciebie czasu.
- Czyli nie pogonisz mnie? - Uśmiechnął się szeroko.
- Nie, ale pić z tobą też nie będę.
- Zostaje mi zapijać smutki w samotności. - Odsunął się przykładając rękę do piersi. - Pić czy nie pić? Tequila czy whiskey? - Popatrzył kątem oka na rudowłosą. - W samotności czy przy rudej małpie?
- Candy!
- Przecież nie kłamie.
- Błazen - burknęła splatając ręce pod piersiami.
- Ale twój ulubiony. Przyznaj to. - Zaczął wbijać jej palec w żebra, a Kat musiała się ratować zeskakując i zachowując między nimi bezpieczną odległość trzech kroków.
- Masz pierwsze miejsce, bo jesteś jedynym, którego znam.
- Ah tak?
- Właśnie tak. - Mierzyli się spojrzeniem, gdy dzwoneczki zadzwoniły. Oboje przenieśli wzrok na dzwi patrząc jak do sklepu wchodzi Zack z dziewczyną.
- O kurwa. - Czarnowłosa zaczęła się śmiać. - Odmładzasz się przebierając się za dziecko?
- Czegoś potrzebujesz? - spytała rudowłosa kierując wzrok na brata.
- Kieszonkowe. Nie dostałem ich w tym miesiącu.
- Dostałeś na garnitur i bilety na bal maturalny, to mało?
- Mało idiotko - warknęła Sam, a Candy objął rudowłosą w pasie.
- Kat, laleczko. Widziałaś, która godzina? - Kobieta zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi. - Czas zamknąć sklep i położyć dzieci spać, a ta dwójka najwyraźniej się tego domaga.
- Uważaj na słowa blaźnie! - Brunetka nadal szła w zaparte. Zachowywała się, jakby każda sprzeczka z rudowłosą sprawiała jej przyjemność.
- Ciekawa czy taka pyskata też do swoich rodziców jest - zamyślił się Candy.
- W życiu. Pewnie siedzi jak truśka i słucha - odpowiedziała Kat i zaczęła się śmiać, a mężczyzna szybko do niej dołączył.
- I wylewa wszystkie frustrację na ludzi dookoła. Założę się, że jej matka lata do kościoła, a ojciec chleje i chowa się za przykazaniami kościoła.
- Pieprz się Kat! - warknął Zack i wyszedł z dziewczyną ze sklepu.
- Myślisz, że przesadziliśmy? - spytała zaniepokojona kobieta.
- Nieee... Przejdzie mu. Poza tym. Sam sobie zapracował na takie traktowanie. Niech okaże szacunek tobie, a nie będzie problemu.
- Źle się czuję, tak go traktując. - Spoważniała. Candy przyglądał się jej przez chwilę po czym po prostu ją przytulił.
- Będzie dobrze małpiszonie, a teraz leć do Naomi. Ja zamknę sklep.
- Dzięki Candy. - Posłała mu śmiech, a mężczyzna nastawił policzek.
- Co tam mówiłaś? - dopytał, a rudowłosa od razu wiedziała o co mu chodzi. Pocałowała go delikatnie i uciekła z objęć.
- Jason pracuje?
- Tak. Mówił, żeby mu dzisiaj nie przeszkadzać. Wytrzymasz do jutra?
- To raczej tobie powinnam zadać to pytanie - odpowiedziała z przekąsem i uciekła do biura. Szybko przebrała się i wyszła ze sklepu z uśmiechem. Oddalając się obróciła się, żeby zobaczyć jasno oświetloną witrynę, która po chwili zgasła. Czuła dziwne ciepło w środku, gdy myślała o tym miejscu. To było jej miejsce na ziemi.
Kat pojawiła się w barze i od razu zobaczyła zmieszaną Rose stojącą za barem.
- Cześć. Jest Naomi? - spytała stając przy barze. Kobieta wskazała ruchem głowy zaplecze. - Coś nie tak? - Dopytała zaniepokojona.
- Sama się przekonasz - mruknęła i odeszła do klienta, który podszedł do baru. Rudowłosa odetchnęła lekko. Nie chciała powrotu do tego co było zanim poroniła. Weszła do biura i zamrugała zdziwiona. Brunetka niemal podskakiwała ze szczęścia.
- Naomi, wszystko ok? - Odezwała się zwracając na siebie uwagę kobiety.
- Nie uwierzysz! - Przyjaciółka podbiegła do niej. - Stev zaprosił mnie na bal maturalny.
- Słucham? - Katherina nie wierzyła w to co słyszy.
- Będę jego partnerką. - Wypieła dumnie piersi.
- Jesteś gorzej dziecinna od nich - westchnęła i przetarła oczy.
- Dziecinna?! A to niby czemu?! - Oburzyła się.
- Naomi nie masz dość dzieci po zajściu z Zackiem? Przecież od razu widać, że oboje chcecie się na nim odegrać, dlatego to robicie.
- Ooo... Wybacz Katherino, że chce być szczęśliwa, a tylko tobie los rzuca idealnych mężczyzn pod nos. - Rzuciła jej w twarz. - I co to za warkoczyki, hmm? To ja jestem dziecinne? Spójrz na siebie!
- Porównujesz fryzurę do zachowania? Naomi co się z tobą dzieje?
- Ze mną? - zaśmiała się nerwowo. - Ze mną?! Spójrz na siebie! To nie ja puszczałam się z szefem zboczeńcem, a teraz nie udaje idealnej. Ciekawe co powiedziałby twój Jason, gdyby wiedział o tym, hmm? Ciekawe czy nadal chciałby być z tobą. A może znowu sypiasz z szefem tylko po to, żeby nie stracić pracy? - Rudowłosa zacisnęła zęby. Czuła jak wiele sprzecznych uczuć miesza się w niej. Słowa były niczym szpilki, które ktoś wbija je w skórę, ale fakt, że robiła to Naomi... Jej przyjaciółka. Najbliższa jej osoba. Kobieta, którą miała za siostrę... - Powiem Ci coś jeszcze, ty zapatrzona w siebie marchewo. - Brunetka podeszła do niej. - Zawsze miałaś życie, o którym marzą inni. Rodziców, którzy cię kochają. Brata, z którym mogłabyś mieć świetny kontakt, gdybyś tylko chciała, ale ty... Ty nigdy nie potrafiłaś tego docenić! - Rzuciła jej prosto w twarz. - Uciekłaś do akademika tylko po to, żeby się od nich odciąć. Bo cię kontrolują, bo zabraniają, bo chcą żebyś miała lepszą przyszłość. - Naomi uśmiechnęła się wrednie. - A ty wszystko tak po prostu spieprzyłaś. Zostałaś zwykłą kurewką, która bez swojego wyglądu nie miałaby nic.
- Nao... - Rose urwała widząc co się dzieje i wróciła za bar. Rudowłosa patrzyła na przyjaciółkę mimo łez, które zebrały się i zaczęły spływać po policzkach. Nie poznawała jej. To nie była jej Naomi. Warga zaczęła jej drżeć, ale żaden dźwięk nie chciał wydobyć się z jej gardła.
- Nienawidzę cię Kat. - Kobieta popatrzyła rozmówczyni prosto w oczy. - Nienawidzę i nie chce cię więcej widzieć. - Wskazała ręką wyjście. - I oby twój braciszek trafił na takie samo dno jak ty z tą swoją suką. - Wrogość aż biła z jej oczu, a ton głosu sprawiał, że Kat miała nieprzyjemne dreszcze na plecach. - Żałuję, że wtedy do ciebie podeszłam i spytałam o tą głupią marchewkę, a teraz wynoś się!
Katherina wyszła z baru i stanęła z boku opierając się o zimny mur. Zaczęła płakać jak dziecko chowając twarz w dłoniach. Nie wierzyła w to co się dzieje. Dlaczego Naomi...
- Kat, małpeczko. - Kobieta pozwoliła się zamknąć w ramionach mężczyzny. - No już. Nie płacz. Nie jesteś sama. - Candy mówił cicho wprost do jej ucha. - Masz mnie i masz Jasona. Nie potrzebujesz jej. Teraz liczymy się tylko my. - Uniósł kąciki ust, a kobieta straciła przytomność. Mężczyzna wziął ją na ręce wtulając w swój tors. - Jedna przeszkoda zlikwidowana. Teraz jeszcze jedna. - Zaczął iść w ciemny zaułek pogwizdując cicho.
Rudowłosa otworzyła oczy i od razu zorientowała się, że jest w łóżku. Znów miała dziurę w głowie. Czy to przez nerwy? Przez to co się stało?
- Naomi - wyszeptała, a jej warga znów zaczęła drżeć. Zerwała się i stanęła przed ścianą ze zdjęciami. Była wściekła, choć smutek zalewał jej serce. Płakała ściągając antyramy i rzucając nimi o ścianę. - Dlaczego?! - załkała i padła na kolana, znów skrywając twarz w dłoniach. Czemu to co odczuwała było takie sprzeczne? Z jednej strony miała ochotę przytulić przyjaciółkę, a z drugiej dać jej prosto w twarz i obrócić się na pięcie. Chciała, żeby była obok, a z drugiej strony nie potrzebowała jej. Miała walczyć o kogoś, kto tak ją potraktował? Miała ją błagać na kolanach? Ale o co? O przebaczenie? Czemu miałaby to zrobić? Przecież niczym jej nie zawiniła. Była przy niej, gdy tego potrzebowała. Pragnęła być dla niej siostrą i tylko to robiła, więc dlaczego... Dlaczego ona mści się na niej za nieudany związek z Zackiem? Przecież to nie rudowłosa pchnęła ją w jej ramiona. Nigdy nie próbowała ich połączyć. To oni ukrywali to przed nią. Niczemu nie była winna. Niczemu. To nie jej wina. Nie jej prośby o przebaczenie. To Naomi musiała odetchnąć. Zastanowić się, co powiedziała i przyjść do Kat. A do tej pory...
Katherina wstała i popatrzyła na ostatnie zdjęcie, na którym była brunetka. Nie zniszczyła go, tylko dlatego, że byli na nim również rodzice.
- Żegnaj Naomi - załkała i ściągnęła antyrame i schowała za małą szafkę przy łóżku. - Chciałabym żebyś wróciła do mojego życia, ale to tylko twoja wola - powiedziała cicho i otarła policzki. Musiała się uspokoić i iść pod prysznic. Musiała iść do sklepu. Do pracy. Zobaczyć się z Candym, który pewnie znów coś wymyśli. Do Jasona... Do mężczyzny jej życia. Potrzebowała go. Chciała poczuć, że ktoś pragnie jej obecności. Że ktoś pragnie jej.
Kobieta weszła do sklepu i uśmiechnęła się lekko widząc niebieskowłosego, który oczarowywał kolejną klientke. Puścił jej oczko, gdy przechodziła i objął ramieniem młodą dziewczynę, która była widocznie zadowolona z jego zalotów. Katherina zostawiła rzeczy w biurze i poszła do pracowni. Jason od razu przeniósł na nią wzrok i delikatnie uniósł kąciki ust.
- Sądziłem, że będziesz dziś później - powiedział podchodząc do niej, po czym złożył czuły pocałunek na jej ustach.
- Tak jakoś wyszło - speszyła się.
- Coś się stało? - Przyglądał się jej z uwagą i złapał za podbródek, gdy chciała uciec wzrokiem. Doskonale wiedzieł co się stało, ale wiedział, że nie może dać nic po sobie poznać.
- Naomi wczoraj... - Przełknęła ślinę, ale gula z gardła nie zniknęła. - Pokłóciłyśmy się.
- Macie tylko gorsze dni. - Pogłaskał ją po policzku. - Wszystko wróci do normy. - Rudowłosa zaprzeczyła lekkim ruchem głowy.
- Ona nie chce widzieć mnie na oczy. - Jej głos był ledwie słyszalny.
- Katherino. - Wtulił ją w siebie nie odrywając spojrzenia od jej zielonych tęczówek. - Czy zawiniłaś jej swoich zachowaniem? Czy porzuciłaś, gdy cię potrzebowała? Czy odmówiłaś jej pomocy?
- Nie, ale... To wszystko przez to co było między nią i Zackiem i...
- I ty, nie jesteś częścią tej historii. Nie przyczyniłaś się do jej początku czy końca i ona nie może ci mieć nic za złe. - Schował część jej włosów za ucho. - Jeśli ona tego nie rozumie, to nie jest ciebie warta.
- Jest więcej warta ode mnie - odpowiedziała uciekając wzrokiem. Poczuła strach. Co jeśli Naomi powie Jasonowi prawda? Nie powinien się tego dowiedzieć od niej. Nie mógł... Jeśli przedstawiłaby to w innym świetle, a mężczyzna zniknąłby z jej życia... Nie. Nie mógł. Ona nie wyobrażała sobie życia bez niego u boku. Bez sklepu, który był jej domem.
- Jeśli obróciła się od ciebie z powodu takiej błahostki, jest bezwartościową osobą. - Przytulił ją o przetarł policzkiem po jej włosach. - Choć sądzę, że działała pod wpływem emocji. Kiedy te opadną, a ona się uspokoi i dotrze do niej co zrobiła, sama przyjdzie i będzie chciała z tobą porozmawiać.
- Sądzisz, że to możliwe? - szepnęła.
- Życie nauczyło mnie jednego. Nie można go przewidzieć. Czasem pokazuje, że niemożliwe jest na wyciągnięcie ręki. - Pogłaskał ją po głowie. - I to czas jest naszym największym wrogiem. To on sprawia, że się zmieniamy. Czasem osoby nam bliskie nie potrafią tego zaakceptować, mimo że ta zmiana przynosi nam szczęście. - Uniósł delikatnie kąciki ust. - Nie zastanawiałaś się nigdy, co tak dwie różne osobowości jak ja i Candy robią razem?
- Tak - zaśmiała się lekko. - Na początku dość często o tym myślałam, a później dałam sobie spokój. To jest zagadka bez rozwiązania.
- Ma i to bardzo proste. Akceptujemy swoje plusy i minusy. Wiemy jacy jesteśmy i nie ingerujemy w życie drugiego, tylko wspieramy, gdy drugi tego potrzebuje. - Kobieta popatrzyła mu prosto w oczy. Nie mógł się powstrzymać i delikatnie uniósł kąciki ust. - Czasem zdaża się, że wpadamy na zupełnie obcą osobę, a ta staje nam się bliższa niż wszystkie osoby, które nas otaczają.
- Jak ty i ja - powiedziała i spróbowała uciec wzrokiem, ale Jason był szybszy i przyłożył dłoń do jej policzka zbliżając się, żeby ich nosy się zetknęły.
- Jak my Kathetino. - Delikatnie musnęł jej usta. - Chce cię mieć czy swym boku już zawsze.
- Będę. - Przymknęła powieki. - Do końca czasu, który mam.
Mężczyzna uśmiechnął się demonicznie i złączył ich usta, a rudowłosa w pełni oddała się jego woli. Przyjęła ze spokojnem dotyk jego dłoni. Usta, które brały co chciały, a później i jego, gdy rozkoszował się każdym ruchem.
Należała do niego. Tylko do niego! A ostatni pionek, który mógł mu przeszkodzić, już niedługo miał zniknąć z planszy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top