XIV

      Rudowłosa siedziała obok mężczyzny opierając głowę o jego ramię. Jego ręka obejmowała ją, a ich wzrok skupiał się na stole, na którym tańczyły płomienie świec. Cisza i spokój był zakłócany tylko przez odgłosy, które dochodziły z łazienki. Były jednak one tak przytłumione i rzadkie, że nie zwracali na nie uwagi. 
      Kat przymknęła oczy i odetchnęła lekko. Palce mężczyzny od razu puściły jej dłoń. Jego opuszki powędrowały ku górze po jej ręce, żeby ostatecznie znaleźć się przy jej szyi. Uniosła głowę i z rozkoszą przyjęła jego usta przy swoich. Ich języki splotły się, a kobieta obróciła się w jego stronę sprawiając, że jej piersi opierały się o bok jego klatki piersiowej. Popatrzyła mu prosto w oczy. Miodowe źrenice patrzyły na nią, a palce gładziły policzek. W tym momencie chciałaby znaleźć się w jego sypialni. Ułożyć tuż przy nim na jego ogromnym łóżku i usnąć wtulona w niego czując jego bliskość i zapach. 
      Odsunęła się nieznacznie, gdy drzwi od łazienki otworzyły się. Skierowała tam swój wzrok i nie potrafiła powstrzymać lekkiego uśmiechu widząc rozczochrane włosy Naomi. 
- Czyż to nie wspaniały wieczór? - spytała brunetka z szerokim uśmiechem i zajęła miejsce obok przyjaciółki. - Musimy powtarzać je częściej. - Rudowłosa spojrzała na Jasona, który również miał zauważalnie uniesione kąciki ust, choć wyglądał na bardziej rozbawionego stanem kobiety. 
- Widziałaś się w lustrze? - zaśmiała się Kat, a brunetka posłała jej pytające spojrzenie. Niczym strzała wystartowała do łazienki, z której nadal nie wyszedł niebiesko-włosy. - Jak myślisz? - Przeniosła wzrok na Jasona. - Znów utkną tam na dłuższą chwilę?
- Znając Candiego, sądzę, że tak. - Musnął jej usta przyciągając do siebie. Spięła się jednak słysząc dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Z niechęcią odsunęła się od mężczyzny, który pozwolił jej na to bez sprzeciwów. Zack stanął w przejściu, a zaraz za nim dziewczyna, która dzisiejszego poranka zniechęciła do siebie rudowłosą. 
- Przeszkadzamy? - spytał niezadowolony chłopak.
- Czemu miałbyś przeszkadzać? - spytała Kat przenosząc wzrok na dziewczynę, która była widocznie urażona tym, że nie ujęła jej osoby. - Naomi poprawiłaś już te włosy?! -  spytała głośniej i usłyszała poruszenie wydobywające z pomieszczenia. 
- Naomi też tu jest? - zdziwił się. Jason znów uniósł delikatnie kąciki ust. Wszystko działo się tak jak zaplanował. 
- Wcześnie wróciłeś. - Zmieniła temat. 
- Gdybyś dawała mu większe kieszonkowe, nie byłoby tu nas. - Wtrąciła się dziewczyna zza jego pleców.
- Nie zauważyłem, żeby Katherina pytała cię o coś. - Jason oparł się ramieniem o tył kanapy i patrzył teraz prosto na dwójkę nastolatków. - Więc bądź tak miła i nie wtrącaj się w rozmowę. - Dziewczyna uchyliła lekko usta, ale nie wydobyło się z nich nawet westchnienie. Rudowłosa dobrze wiedziała o co chodzi. Rysy mężczyzny były proste, ale wyraziste. Sama kobieta nie potrafiła stwierdzić co jest w nich wyjątkowego, a co zupełnie zwykłego. Był po części jak swoje lalki. Idealny, nieskazitelny i zarazem tak nierzeczywisty, że można było go porównywać z demonicznymi kochankami, którzy nawiedzają kobiety we snach. Każda kobieta, która ma z nim styczność po raz pierwszy staje się nieporadną, zmieszaną i otumanianą jego obecnością istotą, która nie wie gdzie podziać oczy.
- A co to za afera? - Candy wyszedł z łazienki, a Kat zakryła usta ręką, żeby ukryć uśmiech, który wywołała mina Zacka. Jego partnerka otworzyła szerzej oczy i usta, widząc przystojnego niebiesko-włosego mężczyznę, którego mięśnie zarysowywały się pod zwykłą, bawełnianą koszulką z krótkim rękawem. Brunetka chciała przemknąć za nim, ale mężczyzna złapał ją i przyciągnął do siebie obejmując w tali. - Jeśli chcecie możecie spędzić wieczór z nami... - kontynuował widząc, że nikt nie ma zamiaru się odezwać. - Nie sądzę, żeby Kat czy Jason mieli coś przeciwko.
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała od razu rudowłosa. Widziała jak twarz jej brata się zmieszała. Wściekłość i smutek mieszały się ze sobą. Zaczęła się obawiać co zaraz się stanie. Przeniosła spojrzenie na brunetkę i dostrzegła jej zmieszanie, a zarazem jakąś iskrę zwycięstwa w oczach. Teraz i ona zachowywała się jak nastolatka, która chce utrzeć nosa byłemu chłopakowi.
- Lepiej będzie jak wyjdziemy - mruknął ze złością chłopak.
- Oj... - Niebiesko-włosy zrobił smutną minę. - Chyba nie jesteś zły, że twoja była znalazła prawdziwego mężczyznę? - Poruszył brwiami, sprawiając, że Zack zacisnął ręce w pięści.
- Wystarczy. - Katherina wstała i stanęła między dwoma parami. - Ty Candy trzymaj język za zębami. - Błazen uśmiechnął się niewinnie w odpowiedzi. - A ty Zack albo wchodzisz, albo wychodzisz.
- Nie będę jej przeszkadzać w puszczaniu się z pierwszym, lepszym facetem - warknął, a brunetka zrobiła się czerwona ze złości.
- On przynajmniej wie jak zająć się kobietą, a nie kończy po kilku sekundach! - Kobieta stojąca między nimi westchnęła.
- Doprawdy?! Gdybyś dała się dotknąć nie byłoby problemu! - Kat poczuła dreszcz przechodzący po plecach. Przeniosła wzrok na przyjaciółkę, która miała teraz łzy w oczach.
- Zack...
- Idiota! - krzyknęła brunetka. - Szczeniak, który myśli, że jest mężczyzną, choć nadal ma mleko pod nosem! - Katherina otworzyła usta, ale Zack odezwał się pierwszy.
- Lepiej być szczeniakiem niż grać ofiarę gwałtu!
- Zack! - Katherina popatrzyła na brata nie dowierzając, że to powiedział. Brunetka pchnęła go i wybiegła z mieszkania.
- Pójdę za nią. - Od razu zareagował Candy i również znikł mierząc się z chłopakiem spojrzeniem. Rudowłosa przyłożyła rękę do oczu zakrywając je. Nie wierzyła, że to wszystko się dzieje. Poczuła rękę na ramieniu i podniosła wzrok na mężczyznę.
- I co ja niby takiego powiedziałem? - odezwał się nadal zły Zack.
- Lepiej nie mów już nic - odpowiedziała rudowłosa z rezygnacją.
- Nie powiesz mi teraz, że ona miała rację? Poza tym to pewnie twój pomysł! Zrobiłaś to specjalnie, żebym zobaczył ją w objęciach tego błazna! Najpierw ty, teraz ona!
- Wystarczy - wtrącił się Jason, obejmując ramiona kobiety.
- Nie masz prawa mi mówić co mam robić! - Chłopak nakręcał się jeszcze bardziej zamiast odpuścić. - To że sypiasz z moją siostrą nie daje ci prawa rządzić mną! - Rudowłosa przymknęła oczy i zagryzła zęby. Miała ochotę powiedzieć mu kilka słów, lecz to nadal był jej brat. Ten dzieciak, którym się zajmowała, a który teraz...
- Szczeniak - mruknął z niezadowoleniem Jason i poprowadził kobietę, która nawet nie spojrzała na chłopaka, który zsunął się jej z drogi. Rudowłosa trzasnęła drzwiami i wtuliła się w mężczyznę.
- Przepraszam - szepnęła zrozpaczona.
- Chodźmy. - Pogłaskał ją po plecach. - On musi ochłonąć i przemyśleć swoje zachowanie. - Przytaknęła delikatnie i podążyła za mężczyzną.

      Jason zamknął drzwi od sypialni i od razu przeniósł wzrok na szczerzącego się błazna.
- Przyznaj, że twój plan działa chyba lepiej niż się spodziewałeś - powiedział i wyciągnął nogi na ławę.
- Zrobiłeś co mówiłem? - spytał nie reagując na jego wcześniejsze słowa.
- Oczywiście. Nasza ulubiona brunetka już niedługo zniknie z życia twojej laleczki.
- Więc został tylko on - mruknął do siebie.
- Czemu po prostu go nie zabijesz? - zdziwił się niebiesko-włosy.
- Ty nadal nic nie rozumiesz - westchnął. - On musi zniknąć z jej życia raniąc ją tak mocno, żeby jego nieobecność nie była dla niej tak dokuczliwa, jakby była przy jego śmierci.
- Boisz się, że rozpadnie ci się w rękach - zaśmiał się błazen. - Gdybyś pozbył się ich tak po prostu, to ona stała by się lalką jeszcze za życia, co? Dlatego tak kombinujesz - zachichotał pod nosem. - Romans Naomi i Zacka był ciekawym pomysłem, nie powie. Ale co zrobisz teraz? Jak pozbędziesz się tego szczeniaka?
- Widziałeś tą dziewczynę za nim? - W miodowych źrenicach pojawiła się zielona iskra.
- Mam ją uwieść? - dopytał ze złowieszczym uśmiechem.
- Nie. Masz dopilnować, żeby buntowała go przeciwko mojej laleczce - powiedział, choć poczuł się dziwnie. Już dawno nie określał jej w ten sposób. Znów zobaczył martwe oczy Lorien. Przyłożył palce do skroni i pomasował je.
- Zajmę się tym. Nie będzie trudno się do niej zbliżyć patrząc na to jak się na mnie patrzyła.
- Rób swoje - machnął ręką i wyszedł z mieszkania.
      Zszedł do pracowni i wszedł do drugiego pokoju. Lalki były poprzykrywane płachtami materiału, a kolejna kandydatka leżała na stole. Stanął tuż przy niej i mierzył spojrzeniem każdą niedoskonałość jej ciała. Łapał się na tym, że dostrzegła teraz tak wiele wad, że uznał ją nie godną swego czasu. Sięgnął po luźny materiał i zakrył ją. Musiał znaleźć lepszą kandydatkę.
      Przeszedł do kredensu, w którym była szuflada z kamieniami jubilerskimi, których używał do robienia biżuterii dla swych laleczek. Postanowił, że zrobi zawieszkę, a później wybierze kobietę, która będzie do niego pasować. Jako pierwszy znalazł się w jego palcach biksbit. Uniósł go przyglądając się jak fioletowa barwa nabiera różowego odcieniu w świetle lamp. Kolejny był rubin, którego czerwień przywodził ciecz, która wypełniała ludzkie ciało. Rzucił go do szuflady z jakąś niechęcią. Sięgną po akwamaryn, ale jego palce zatrzymały się kilka milimetrów nad nim. Jego spojrzenie przykuł kamień, który leżał nieopodal. Wziął okrągły kamień i uniósł go ku górze. Szmaragd stał się niemal przeźroczysty. Znikła jego głębia koloru, jednak blask, który teraz dawał jakby zahipnotyzował mężczyznę. Zamknął kamień w pięści i trzasnął szufladą. Nie był w nastroju do pracy. Wolał wrócić do rudowłosej i ułożyć się tuż obok niej. Patrzeć na jej jasną skórę przyozdobioną drobnymi piegami i powoli poruszającą się klatkę piersiową.

      Katherina zajrzała do domu tylko na chwilę. Wzięła prysznic i przebrała się. Musiała posprzątać też po wczorajszym wieczorze, bo Zack nie ruszył niczego. Nie licząc dwóch butelek z winem, które pewnie opróżnił z dziewczyną.
      Wróciła do sklepu i zdziwiła się widząc bukiet róż na blacie.
- Była u ciebie jakaś wielbicielka? - spytała Candiego i zniknęła w korytarzu.
- Wielbiciel był, ale nie zgadniesz kogo! - zawołał za nią. Kobieta zmarszczyła brwi, ale zostawiła rzeczy w biurze zanim wróciła.
- Kogo?
- Twój - odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Co?! - ledwo wykrztusiła.
- I jest tu jakaś karteczka - powiedział przeciągając samogłoski w ostatnim słowie. Rudowłosa podeszła do bukietu i wzięła małą kopertę. Wyciągnęła kartkę i rozłożyła ją, a zapach wanilii od razu pojawił się w jej nozdrzach. Wodziła wzrokiem po jakiejś tandetnej rymowance, która była oczywiście nadrukowanym gotowcem. - R - przeczytał podpis przy jej uchu, a Kat spięła się lekko.
- Głupi żart - mruknęła niezadowolona i wyrzuciła papier do kosza.
- Czyli... - znowu przeciągnął. - Nie podobają ci się?
- Nie.
- Mogę się nimi zająć? - zaśmiał się.
- Są twoje. - Candy usiadł teatralne na ladzie i zarzucił nogę na nogę. Wziął jedną z róż i zaczął obrywać po jednym płatku i rzucać go przed siebie.
- Kocha czy nie kocha? Wróci czy odejdzie? - Kobieta nie potrafiła powstrzymać uśmiechu widząc skupienie na jego twarzy. - Przytuli czy odepchnie? Pocałuje czy da liścia? - Nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. - Przeszkadzasz mi. - Udał obrażonego.
- A ty śmiecisz - odpowiedziała rozbawiona, a dzwoneczki wiszące przy drzwiach zadzwoniły. Oboje przenieśli wzrok na szatyna, który wszedł do środka. Katherina lekko się skrzywiła. Od razu poznała natręta z kawiarni.
- Znów się spotykamy - powiedział mężczyzna, a rudowłosa przewróciła oczami.
- Candy zajmiesz się klientem? - spytała, a błazen zeskoczył z lady i otoczył jej ramiona ręką.
- No wiesz... A jak mi coś zrobi? - zagrał przejętego. - Kto normalny przysyłam drugiemu mężczyźnie bukiet róż? - Kobieta nie potrafiła powstrzymać lekkiego śmiechu.
- One nie...
- Ja rozumiem, że jestem pociągający i seksowny - kontynuował niebiesko-włosy przerywając mężczyźnie. - Ale to wszystko jest tylko na użytek kobiet.
- Co to za pajac?! - zdenerwował się szatyn.
- Błazen - poprawiła go Kat. - Do tego mój ulubiony.
- Naprawdę? - zamruczał Candy z lekkim uśmiechem.
- Oczywiście - uniosła kąciki ust. - W końcu jesteś jedynym, którego znam - szepnęła mu wprost do ucha.
- Okropna - szepnął w odpowiedzi i puścił ją. - Więc w czym mogę pomóc? - zwrócił się do mężczyzny.
- Przyszedłem do Katheriny.
- Uuu... - Niebiesko-włosy przeniósł spojrzenie na kobietę. - Czyżby romans za plecami Jasona? - Kobieta nie zdążyła odpowiedzieć, bo przyłożył jej palec do ust. - Jestem tobą zawiedziony Kat. - Zrobił "dramatyczną" przerwę. - Myślałem, że uzgodniliśmy, że ja jestem pierwszy na liście oczekujących. Jak mogłaś? - Udał obrażonego splatając ręce na piersi.
- To ile dolarów mam wrzucić do słoika? - spytała z lekkim uśmiechem.
- Naliczyłem już z piętnaście, więc poproszę dwadzieścia w banknotach o nominale jedynki - odwzajemnił się uśmiechem.
- Tak szybko chcesz napełnić słoik?
- No wiesz... Ostatnio nie byliśmy tylko we dwoje, więc to się nie powinno liczyć. Iii... - Uniósł rękę trzymając tylko palec wskazujący w górze. - Powinienem odprowadzić do domu ciebie, a nie twoją przyjaciółkę.
- Dzięki niej poznałeś mój adres. - Poruszyła brwiami.
- Chcesz żebym wpadł? - Pochylił się nad nią.
- Jeśli Jason nie będzie mieć nic przeciwko, lampkę wina zawsze możesz ze mną wypić.
- Brzmi kusząco. - Brunet chrząknął.
- Ja nadal tu jestem.
- Nie zauważyłem - stwierdził Candy rozkładając ręce. - Więc w czym mogę pomóc?
- Nie chce rozmawiać z tobą.
- To masz problem. Ja jestem sprzedawcą, więc albo coś kupujesz, albo do widzenia.
- To ja zajmę się swoimi obowiązkami - zaśmiała się lekko widząc minę mężczyzny i zniknęła w korytarzu. Weszła do biura i odetchnęła. Nie spodziewała się, że przyjdzie tutaj i skąd on... Jess! Rudowłosa od razu zaczęła szukać telefonu w torebce i wysłała dziewczynie smsa. Nie chciała dzwonić, bo nie chciała powiedzieć kilku słów za dużo, a i Jess nie wiedziała, że jest z Jasonem, choć mogła spytać, zanim jakiemuś pierwszemu, lepszemu facetowi zdradza informacje o niej. Miejsce pracy jest niczym dom. Nie możesz po prostu przestać tam przychodzić, żeby kogoś tam nie spotkać. Tym bardziej, że sklep był dla niej jak dom. Czy Candym i Jasonie czuła się tak dobrze, że czasami łapała się na tym, że wraca z westchnieniem do własnego mieszkania. Wiedziała też, że po wczorajszym wieczorze może być jeszcze gorzej.

      Candy zszedł do pracowni z demonicznym uśmiechem. Jego oczy błyszczały, a dzwoneczki kołysała się rytmicznie.
- Szkoda, że nie zajrzałeś do nas wcześniej - powiedział siadając na jednym ze stołów nie odrywając spojrzenia od przyjaciela.
- Co głupiego znowu zrobiłeś? - Mężczyzna nie odrywał wzroku od przedmiotu nad którym właśnie pracował.
- Nie jesteś zainteresowany moją opowieścią? - Zrobił niezadowoloną minę.
- Jak widać.
- Dobrze. - Zeskoczył na ziemię. - To nie powiem ci o adoratorze Kat. - Jason skamieniał. Odłożył narzędzie, którego używał jeszcze chwilę temu i obrócił się do niebiesko-włosego.
- O czym ty mówisz? - Pojedyncze pasemka włosów posiwiały, a oczy żarzyły się teraz na zielono.
- Przecież nie chciałeś słuchać. - Posłał mu oskarżycielskie spojrzenie po czym zaczął się śmiać. - Ale skoro zmieniłeś zdanie. - Zakręcił się, a dźwięk dzwonków rozniósł się po całej piwnicy. - Najpierw ktoś z kwiaciarni przyniósł bukiet czerwonych róż. Tanie nie były, muszę przyznać. - Nie odrywał spojrzenia od przyjaciela. Mahoniowy kolor znikł już całkowicie, a na twarzy pojawił się czarny cień, który przykrywał lewy policzek ujawniając starą, pogniłą ranę. Zgnilizna dosięgała też prawie łokci, a białe paznokcie wbijały się we wnętrze dłoni. - Później pojawił się on. Wszedł do sklepu niedługo po Kat, jakby czekał aż się pojawi.
- Kto to jest? - przerwał błaznowi, gdy ten nabierał powietrza, żeby oddać dramatyzm kolejnej sceny.
- Nie skończyłem. Ależ ty niecierpliwy - machnął ręką. - A więc. Już pozbywałem się róż, gdy on wszedł. Chyba oczekiwał, że Kat rzuci mu się na szyję albo zacznie dziękować, a ta popatrzyła na niego z takim politowaniem i niechęcią. Wyobraź sobie, że w ogóle nie zwracała na niego uwagi. Wolała zająć się mną. - Wyprostował się dumnie. - I nazwała swoim ulubionym błaznem. - Uśmiechnął się pokazując zęby. Jason uniósł brwi. Początkowa złość częściowo przeszła. Włosy nabrały koloru, a biała pozostała tylko grzywka. Czarne były już tylko dłonie i prawy nadgarstek, a twarz wróciła o normalności, o ile tak można było to określić.
- Sądzę, że dodała coś jeszcze, ale bardziej ciekawi mnie zakończenie tej historii.
- Kat poszła do biura, a ja pozbyłem się go.
- Pozbyłeś? - Uniósł brew.
- Zakazałem pojawiać się w sklepie iii... - Podszedł do przyjaciela i pokazał mu karteczkę tuż przed twarzą. - Zdobyłem to. - Mężczyzna wziął ją i rozłożył.
- Adres? - zdziwił się.
- Jego adres - zaśmiał się i odsunął. - Bo wiesz... Dowiedziałem się też, że ma żonę. - Zaczął odchodzić w stronę drzwi. - A z Kat chciał zrobić tylko zabawkę, którą rzuci w kąt, gdy ta mu się znudzi. - Dokończył i zniknął przejściu. Jeszcze przez dłuższą chwilę do uszu Jasona docierał jego radosne gwizdanie, które z dźwiękiem dzwonków i odgłosem kroków był niczym marsz bitewny. Jason przymknął oczy i pomasował skronie. Ten mężczyzna był dla niego niczym. Nie był też żadną konkurencją, jednak sam fakt, że chciał zbliżyć się do jego... Jego laleczki? Skrzywił się na samą myśl. Nie, ona była kimś więcej niż tylko kolejną lalką do kolekcji. Kobietą? To było za duże słowo. Nie byli partnerami. On stał nad nią. Była jego własnością! Była jego... Katheriną, po prostu Katheriną.

      Stanął przed małym, parterowym domem. Trawa była równo ścięta, a droga do wejścia była ułożona z kamieni polnych. Na pierwszy rzut oka każdy był inny, choć gdy przyjrzał się im dłużej można było dostrzec jakiś zamysł autora. Pytanie brzmiało, czy zamierzony?
      Mężczyzna podszedł pod drzwi i zadzwonił dzwonkiem, który rozniósł się echem po całym domu, w którym panowała już cisza i mrok. Szybko pojawił się odgłos kroków. W drzwiach stanęła kobieta po trzydziestce. Włosy były rozpuszczone i sięgały do ramion pozostając w nieładnie. Ciało było owinięte szlafrokiem, który odkrywał kolana.
- W czym mogę pomóc? - spytała zdziwiona od razu próbując poprawić włosy.
- Przepraszam, że nachodzę o tej godzinie, ale poproszono mnie, żebym dostarczył zamówienie dziś nie zważając na porę.
- Zamówienie? To musi być jakaś... - Urwała, gdy mężczyzna stojący przed nią wyciągnął zza pleców średniej wielkości, kolorowy karton.
- Nie chciałbym zabierać pani więcej czasu niż trzeba. - Blondynka wzięła pudełko, a Jason ukłonił się i odszedł życząc kobiecie miłego wieczoru. Zniknął w mroku niedziałającej lampy, a obdarowana zamknęła drzwi. Poszła do kuchni i zapaliła światło, które oślepiło ją na ułamek sekundy. Serce waliło jej w piersi na myśl o niezwykłym mężczyźnie, który pojawił się niespodziewanie.
- Bell kto... - Rayan zaniemówił widząc żonę, która wpatruje się w prezent. - Od kogo to dostałaś?! - Podszedł i złapał ją za ramię.
- Co? - ocknęła się kobieta i przeniosła wzrok na męża. - Przyszedł jakiś mężczyzna i powiedział, że poproszono go o dostarczenie zamówienia.
- Zamówienia? - zdziwił się szatyn. - Coś znowu kupiła?!
- Nic! Myślałam, że to ty.
- Ja?! Przecież powiedziałbym ci o tym! Ile mu za to zapłaciłaś?!
- Nic. Po prostu mi to dał i odszedł.
- Może pomylił adresy... - zadumał się mężczyzna. - No to sprawdźmy co jest w środku. - Sięgnął po nóż i rozciął złotą wstążkę. Zmarszczył brwi widząc trzy, czarne, nakręcane, zabawkowe myszy. - Czy to...
- To pewnie dla Petera - ucieszyła się kobieta. - Może damy mu je rano przy śniadaniu?
- Chcesz dać mojemu synowi jakieś tandetne zabawki niewiadomego pochodzenia?
- To pewnie prezent od mojej mamy albo Shany. Przedzwonię do nich jutro. - Zabrała pudełko ku niezadowoleniu szatyna.
- Myszy... Kto kupuje dziecku myszy?! - westchnął i skierował kroki w stronę sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top