Rozdział 79

Na następny dzień Don zbudziła się ze sporym kacem. „Idealne Boże Narodzenie" — pomyślała z ironią, wchodząc do łazienki.

Przespała resztę feralnego popołudnia, gdy razem z mamą upiły się i nażarły pierników. Zbudziła się w środku nocy tylko po to, aby zaraz znowu zasnąć. Nad ranem wypiła duszkiem czarodziejski eliksir, który raz-dwa postawił ją na nogi i przywrócił siły życiowe. 

Doprowadziła się do ładu biorąc długi, gorący prysznic. Największy problem miała z włosami, które były naturalnie gęste, wobec czego całe się skołtuniły. Nawilżyła je po prysznicu olejkiem i rozczesała dokładnie przed lustrem. Pomimo że najgorsze efekty zeszłodniowej popijawki zniknęły, to warstwa zewnętrzna nie prezentowała się najlepiej. Oczy miała zaczerwienione i nieco opuchnięte, a twarz całą bladą.

Szybko odwróciła wzrok od swojego odbicia i przełknęła wstyd. Cóż, i tak nie zamierzała nigdzie wychodzić z domu. Rodzinny zjazd mama też odwołała ku niepocieszeniu licznych ciotek Don, które z takim zapałem mówiły o „wsparciu siostry w potrzebie". Wsparciu, jasne. Don doskonale wiedziała, że owe wsparcie wyglądałoby na machnięciu ręką na tę tragedię i sugestiach, że „bez ojca będzie lepiej, nigdy go nie lubiłyśmy". 

Rozmyślania Don przerwało pukanie do drzwi. Wciąż z mokrymi włosami wyszła z łazienki, pewna, że to Adan się dobijał. Odkąd wrócił na święta do domu, robił za głowę domu i załatwiał wszystkie obowiązki, na które Don i Claudia nie miały siły. A przecież on też stracił ojca. Nachalne pukanie się powtórzyło.

— No idę! — Don przewróciła oczami i rzuciła ręcznik, którym wycierała włosy, na podłogę w swoim pokoju. 

Złapała za klamkę i ją pociągnęła gotowa do skrytykowania młodszego brata, ale zamiast niego zastała...

— Fred? — Osłupiała. Wpatrywała się w chłopaka tak, jakby był duchem.

A może był? A może wciąż była pijana i widziała niestworzone rzeczy?

— No hej — powiedział z nieśmiałym uśmiechem, a następnie ją przyciągnął do siebie.

Nie, był prawdziwy. Tak, teraz Don była tego pewna. Czuła jego ciepło i charakterystyczny zapach. Słyszała bicie serca.

— Co ty tu robisz? Są święta, powinieneś spędzać czas z rodzinę... — wychrypiała.

— Don, ty jesteś moją rodziną — odparł rozbawionym tonem, jakby nie mógł uwierzyć w jej naiwność. — Idziemy do Nory, wszyscy na ciebie czekają.

— Ale... Ja nie mogę... Muszę tu być, dla mamy... 

Niespodziewanie w korytarzu stanęła Claudia. Wciąż w szlafroku, ale prezentowała się znacznie lepiej niż Don. Dziewczyna zestresowała się, że widok Freda tylko rozjuszy kobietę, lecz ta się uśmiechnęła.

— W porządku, możesz iść. Nie zostanę sama, jest jeszcze Adan. Powinnaś choć na chwilę odpocząć. Teraz potrzebujesz blisko siebie przyjaciół — powiedziała, a potem, zawieszając wzrok na Fredzie, dodała: — I chłopaka.

Don rozdziawiła usta, lecz wciąż się wahała. Fred cierpliwie czekał. W końcu przytaknęła, zastrzegając:

— Tylko na chwilę.

Serce wyrywało jej się do Nory. Rodzina Weasleyów zawsze była dla niej bliższa, niż jej własna. Ciepło Molly i Artura, którzy traktowali ją jak własną córkę, było szczere i sycące jej spragnioną bliskości duszę. 

Stanęli przed kominkiem w salonie, nabrali garść proszku Fiuu. Fred teleportował się pierwszy. Don stanęła w płomieniach i odwróciła się do mamy.

— Jesteś pewna? Naprawdę mogę zostać.

— Baw się dobrze — odparła na to z uśmiechem.

Don skinęła głową, a w następnej chwili była już w Norze.

Powitaniom nie było końca. Nikt nie wspominał o ojcu, a Don była z tego powodu bardzo wdzięczna. Niemniej każdy okazywał jej w ten czy inny sposób wsparcie. Molly na przywitanie uściskała ją serdecznie, powiedziała kilka czułych słów i wręcz wcisnęła w ręce w prezencie nowy sweter. Don jednak nie potrafiła się wyzbywać wrażenia, że jest jakaś nie w sosie.

— Percy przyszedł — wyjaśnił jej Fred, gdy razem z George'em udali się schodami na górę.

— I jak można się było spodziewać, nie była to przyjemna wizyta — dodał z napięciem George.

— Przyprowadził ze sobą ministra, który miał sprawę do Harry'ego. Nie pytaj, bo nie wiem, o co mu chodziło. Percy nawet się z nami nie przywitał. Zresztą wcale tego nie oczekiwaliśmy.

— Za to możemy dodać, że wyszedł z papką na okularach — dodał George, zacierając z satysfakcją ręce. 

Don zrobiło się szkoda pani Weasley. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Percy tak się odciął od tej cudownej rodziny. Kiedyś wiele była w stanie  oddać, by być jej częścią.

— Ale dosyć tej ponurości! — zarządził Fred, gdy stanęli na piętrze. — MUSISZ zobaczyć, co Ron dostał od tej swojej Levender, ale najpierw obiecaliśmy komuś, że cię przedstawimy...

Zanim Don zdążyła dopytać, o kogo chodzi, bliźniacy wręcz wtoczyli ją do pokoju Ginny. Przy oknie stała najpiękniejsza dziewczyna, jaką Don kiedykolwiek widziała. Miała długie do połowy pleców jasne blond loki, które układały się w sprężynki. Skórę mocno opaloną, zaś oczy hipnotyzująco niebieskie. Były tak jasne, jak bezchmurne niebo, tyle że z intensywniejszym kolorem. 

— Jesteś boginią? — Zanim Don zdążyłaby przemyśleć, co chce powiedzieć, palnęła pierwsze, co przyniosła jej ślina. 

I zaraz tego pożałowała, gdy dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Don zaś prawie zapadła sięze wstydu pod siebie.

— Rzeczywiście, jest tak zabawna, jak mówiliście — odparła dziewczyna. Pierwsze, co Don wyłapała, to był jej akcent. Nie był brytyjski, a amerykański.

— Och, jesteś z Ameryki — wypaliła Don, byle tylko zatrzeć pierwsze wrażenie, które na niej wywarła i które raczej nie było dla niej korzystne. 

— Właściwie to z Niemiec, ale mieszkałam większość życia w Ameryce. Od roku korzystam z gościnności Anglii i raczej tutaj już zostanę. — Uśmiechnęła się z zamyśleniem po czym chaotycznie machnęła ręką. Z nieco mniejszą gracją, niż Don mogłaby się po niej spodziewać, podeszła do niej i wyciągnęła rękę. — Christa van der Vinne.

— Don Dotson. — Niezręcznie uścisnęła dłoń Christy, która ze znacznym entuzjazmem nią potrząsnęła.

— Cudownie cię poznać. Bliźniacy wiele o tobie opowiadali, odkąd tylko przyjechałam. Słyszałam wiele opowieści o tym, co wyprawialiście w Hogwarcie. I o samym Hogwarcie również. Co za szkoła! Wydaje się niesamowita! Jak żałuję, że nie miałam okazji do niej chodzić. Nie zrozum mnie źle, niemiecka szkoła magii jest wspaniała, ale Hogwart... Brzmi wprost niesamowicie! Wiesz, że moja kuzynka chodzi do Hogwartu? Jest niewiele młodsza od ciebie! Zaraz... Czy ja znowu mówię za dużo? — urwała zakłopotana i aż się zaczerwieniła na widok rozbawionych uśmiechów bliźniaków, którzy posyłali sobie porozumiewawcze spojrzenia i przerażenia Don.

— Przepraszam was bardzo. Staram się tego oduczyć, ale jestem tak podekscytowana, że nareszcie was wszystkich poznaję, że buzia mi się nie zamyka! — Christa tak szalenie gestykulowała akcentując każde słowo, że Don dostała zeza. — Bill nie opowiedział mi za wiele — dodała z pretensją.

— Bill nie lubi się nami chwalić. Wie, że jesteśmy jego najcenniejszym dobytkiem i nie lubi sprawiać innym przykrości — powiedział nader szczerze Fred.

— Ale jak już nas poznałaś, to nie musisz się więcej martwić. Już się od nas nie uwolnisz — dodał George.

— Raz wdepniesz w Weasleyów, to już z nami zostaniesz. — Na dowód swych słów Fred zarzucił ramię na Don. 

Spróbowała się uśmiechnąć, ale zamiast tego wyszło tylko coś na kształt miny wzywającej usilnie pomocy. Cóż mogła zrobić, skoro Christa tak ją onieśmielała? 

— Taką mam nadzieję, bo nigdzie się nie wybieram — zaśmiała się.

Dopiero wówczas Don zauważyła na jej palcu pierścionek. 

Z chwili, którą Don miała spędzić u Weasleyów, zrobiły się godziny i nim dziewczyna się zorientowała — zapadł wieczór. Wiedziała, że powinna już wracać do domu, ale potrzebowała jeszcze chwili. Króciutkiej chwili razem z Fredem, tylko Fredem. Cały dzień spędzali w ogromnym gronie nie tylko Weasleyów, ale również Lupinów, którzy przybyli do Nory na święta. Dodać Harry'ego oraz Christę i robił się niezły tłum w tak niewielkim domostwie.

Siedzieli przy kominku. Don oparła głowę o ramię Freda i wpatrywała się w ogień, zaś Fred obejmował ją i delikatnie głaskał po ramieniu. 

— Wiedziałeś coś o tych zaręczynach? — zapytała nagle Don, wciąż mając w głowie pierścionek na palcu Christy.

— Hm? A, zaręczyny. Nie, wszyscy się dowiedzieliśmy kilka dni temu, jak do nas przyjechali. To znaczy do Nory. 

— Od kiedy się właściwie spotykają? Pamiętam, jak dopiero co wspominałeś, że Bill ma dziewczynę.

Fred się zamyślił, bawiąc się włosami Don. 

— Jakieś pół roku, tak mi się wydaje. Może trochę więcej. 

— To strasznie krótko! — zdumiała się. 

— Tak? — zaciekawił się Fred. — Może. A jak długo powinno się czekać?

Don rzuciła mu spojrzenie.

— No co? — odparł niewinnie.

Nie odezwała się. Zapadło chwilowe milczenie. Siedzieli tak jeszcze chwilę, rozmawiając o niczym, aż Don oznajmiła, że musi się zbierać. Fred niechętnie wypuścił ją z objęć.

— Ale poczekaj jeszcze dwie minutki — poprosił, a nim Don zdołała otworzyć usta, zniknął na korytarzu.

Po chwili zjawił się z zapakowanym starannie pudełkiem z kokardą na środku. Don zakłopotała się. 

— Ale ja...

— Wiem, że nic nie masz. Nie oczekiwałem, że będzie inaczej, odkąd usłyszałaś te wieści — uspokoił ją.

— Nie jestem George'em, żebyś kończył za mnie zdanie. — Posłała chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie i dodała: — Chciałam powiedzieć, że nie wzięłam prezentu ze sobą. Czeka w mojej szafie. Miałam ci go przysłać. 

Tym razem to Fred się zakłopotał.

— Naprawdę? Nie trzeba było, Don, nie sądziłem...

— Zawsze dajemy sobie coś na gwiazdkę, prawda? — zauważyła, odbierając swój prezent. — Poza tym te zakupy poprawiły mi humor, więc mamy dwa w jednym. 

Patrzyli na siebie jeszcze przez moment, jakby chcąc przedłużyć chwilę rozłąki. W końcu Don westchnęła i odwróciła się z zamiarem sięgnięcia po proszek Fiuu. Zanim zniknęła w płomieniach, rzuciła:

— Co najmniej rok. 

A oczy Freda się rozjaśniły. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top