Rozdział 13

Następnego dnia, w sobotę, Don, bliźniacy i Lee zażyli eliksir i przybyli z prędkością do sali wejściowej, gdzie ustawiona była imponująca Czara Ognia. W pobliżu zebranych było ze dwadzieścia osób, które ze śniadaniem w dłoniach przyglądały się czarze.

Wokoło czary widniała cienka linia, jak Don wywnioskowała, była to zapowiedziana wcześniej przez Dumbledore'a Linia Wieku, którą już zaraz, nie powątpiewała w to, mieli oszukać. Podniecenie odbierało jej resztki racjonalnego myślenia. Jedyne, czego teraz chciała, to wrzucenie swojego nazwiska do środka i zostanie wybraną na... reprezentantkę Hogwartu. Brzmiało to tak cudownie! Musiało się wszystko udać, po prostu musiało.

— Zrobiłem to — oznajmił Fred stojącym w pobliżu Harry'emu, Ronowi i Hermionie. — Właśnie zażyłem.

— Co? — zapytał Ron.

— Eliksir postarzający, głąbie — odrzekł Fred.

— Wzięliśmy po jednej kropli — wyjaśniła Don.

— Tyle, żeby się zestarzeć o parę miesięcy — dodał George.

— Wcale nie jestem pewna, czy to zadziała — odezwała się Hermiona. — Dumbledore na pewno to przewidział.

Don, Fred, George i Lee zlekceważyli jej ostrzeżenie, stając stopę przed Linią Wieku.

— Gotowi? — zapytał Fred, drżąc z emocji. — No to walimy... ja idę pierwszy...

Chłopak wyciągnął z kieszeni kawałek pergaminu ze swoim nazwiskiem, a potem podszedł do złotej linii. Na początku kołysał się na palcach jak pływak, aby ostatecznie przekroczyć z głębokim oddechem linię.

Przez chwilę nic się nie stało. Udało mu się!, ucieszyła się Don. George pomyślał ewidentnie o tym samym, gdy z rykiem triumfu skoczył za Fredem. Don miała już zrobić to samo, gdy usłyszała za swoimi plecami krzyk.

— Don!

Zaskoczona się odwróciła, a widząc swojego brata Adana, wiedziała, że miała mało czasu. Przygotowała się już do zrobienia kroku, aby wejść w obręcz, wraz z Lee u boku, gdy rozległ się głośny trzask, a obaj bliźniacy wylecieli ze złotego kręgu. Wylądowali boleśnie na kamiennej posadce. Na dodatek nagle coś głośno pyknęło i obu wyrosły identyczne, długie, siwe brody.

Wszyscy, wraz z Don i Lee, ryknęli śmiechem. Śmiali się nawet bliźniacy, kiedy wstali z ziemi i przyjrzeli się swoim brodom.

— Ostrzegałem was — rozległ się rozbawiony głos.

Odwrócili się. Przez drzwi przeszedł profesor Dumbledore, któremu oczy iskrzyły. Zalecił odwiedzenie skrzydła szpitalnego, więc posłusznie ruszyli w jego kierunki. Don i Lee przez całą drogę się z nich nabijali. Mijając swojego brata, Don dostrzegła coś na kształt zdrady i zrezygnowania w jego oczach, ale przynajmniej jej nie zatrzymał. Na szczęście, bo chyba nie znalazłaby na to wszystko wyjaśnienia.

Jeszcze nim zdążyli wyjść z sali wejściowej, minęli się z trzema dziewczynami z Beauxbotons. George pośledził wzrokiem za jedną z nich, dokładnie tę samą dziewczynę, z którą toczył wojnę na spojrzenia zeszłego wieczoru. Don zaobserwowała, jak bezproblemowo pokonuje Linię Wieku, a potem wrzuca do czary swoje nazwisko.

W skrzydle szpitalnym Fredem i George'em zajęła się pani Pomfrey. Podała eliksir, a brody zaledwie po chwili zniknęły z twarzy bliźniaków.

— Szkoda — skwitowała wszystko Don, gdy opuścili pomieszczenie. — Naprawdę wam pasowały.

Okazało się, że Angelina, która siedemnaście lat skończyła przed tygodniem, również zamierzała wrzucić swoje nazwisko do czary, co bardzo przypadło do gustu Don i Hermionie, które ucieszyły się, że wystartuje ktoś z Gryffindoru.

Po południu zaczął podać lekki deszcz. Don, Fred i George spędzali ten czas we wspólnym pokoju, relaksując się przy trzeszczącym kominku. Ogrzewali swoje ciała, które zdążyły się nieco ochłodzić po ich wcześniejszej przechadzce po błoniach.

— Jak myślicie, kto zostanie tym reprezentantem? — zapytała z zastanowieniem Don i zmrużyła lekko oczy. — Wielka szkoda, że nam się nie udało... Naprawdę liczyłam, że jednak oszukamy tę głupią czarę.

— Nie przejmuj się — rzucił George. — A odpowiadając na twoje pytanie, to dobrze by było, gdyby została nim Angelina.

— Ja liczę tylko, że nie będzie to Diggory — odparł Fred, a następnie wzruszył ramionami. — Ale Angelina jako nasz reprezentant brzmi faktycznie zachęcająco.

— Świetnie by sobie poradziła — przyznała.

Czara Ognia jednak miała nieco inne plany, jak mieli się przekonać już pod wieczór. Wielka Sala sala była oświetlona tysiącem lewitujących świec i bardzo zatłoczona przez dodatkowych uczniów. Czara teraz stała na stole nauczycielskim.

Uczta ciągnęła się jeszcze dłużej niż zwykle, najpewniej przez ciągłe wyczekiwanie jej końca. Wszyscy rzucali spojrzenia w stronę Dumbledore'a, wyczekując, aż skończy jeść i odpowie, a raczej jak zrobi to czara, na dręczące pytania.

Dyrektor podniósł się z krzesła. Nastąpiło całkowite milczenia, a każda para oczu zwróciła się w jego stronę z iskierkami podekscytowania. Czara Ognia niezwykle jaśniała, jakby skupiały się na niej wszystkie migocące gwiazdy. Płomienie nagle poczerwieniały. Buchnęły iskry. W następnej chwili wystrzelił ze środka język ognia, z którego wyleciał nadpalony kawałek pergaminu.

— Reprezentantem Durmstrangu będzie... Wiktor Krum — przeczytał czystym głosem.

Sala rozbrzmiała oklaskami, a Wiktor Krum podniósł się z ławy przy stole Ślizgonów i wyszedł z sali. Ruszył prosto do wskazanego wcześniej miejsca, a odprowadziły go wiwaty.

Po chwili drugi kawałek pergaminu wyleciał w powietrze.

— Reprezentantem Beauxbatons jest Fleur Delacour!

Rozległy się kolejne oklaski, choć uczniowie Beauxbatons nie wyglądali na zadowolonych, a wręcz na aż przesadnie zawiedzionych. Dwie dziewczyny nawet zalały się łzami.

— Teraz reprezentant Hogwartu! — krzyknęła podekscytowana Don, trącając łokciem siedzącego w pobliżu Lee.

Dumbledore pochwycił trzeci pergamin.

— Reprezentantem Hogwartu — zawołał — jest Cedrik Diggory!

— Nie! — zawołali jednocześnie Fred i George, ale ogłuszyły ich najgłośniejsze jak dotąd wiwaty. Puchoni zerwali się na równe nogi, wrzeszcząc i tupiąc, kiedy uśmiechnięty Cedrik znikał za drzwiami.

Don wzruszyła ramionami, przyglądając się z lekkim rozbawieniem rozczarowaniu na twarzach Freda i George'a. Dumbledore zaczął znowu przemawiać, gdy nagle urwał. Wszyscy zamilkli i wbili wzrok w czarę, w której płomienie ponownie zabarwiły się czerwienią. Wypadł jeszcze jeden kawałek pergaminu, ku zgrozie wszystkich obecnych.

Widocznie zaskoczony Dumbledore odchrząknął i przeczytał:

— Harry Potter.

Don zasłoniła usta ręką, spoglądając z szokiem na Harry'ego, który wyglądał na jeszcze bardziej zaskoczonego i przestraszonego. Trwała napięta cisza, nikt nie ośmielił się choćby drgnąć. Ruszył się z miejsca dopiero wówczas, gdy został drugi raz wywołany. Wstał na słaniających się nogach i powoli podążył do wskazanej komnaty, a odprowadziła go cisza.

— Jak mu się to udało? — zastanawiał się Fred, gdy wyszli z Wielkiej Sali.

— Lepsze pytanie brzmiałoby, dlaczego nie podzielił się z tą tajemnicą z nami? — powiedziała rozczarowana Don. — Wiedział, że też chcieliśmy wrzucić swoje nazwiska!

Bliźniacy nie byli w stanie na to odpowiedzieć, więc ruszyli w ciszy do wspólnego pokoju, gdzie po wejściu opadali na kanapę.

— Zakryjcie mnie — syknęła Don, kuląc się na siedzeniu.

— Co? — zapytał George.

— Adan tam stoi.

Było już jednak za późno. Adan zauważył swoją siostrę, do której też od razu podszedł za skrzyżowanymi na piersi rękami.

— Widzę cię, Don, nie ukryjesz się przede mną, nie znowu — oznajmił znudzonym tonem.

— Nie mam pojęcia, o co ci chodzi, Addie — wymamrotała, prostując plecy.

— Dobrze wiesz. Unikasz mnie od dni!

— Wydaje ci się — machnęła lekko dłonią.

— Don, natychmiast ze mną porozmawiaj — zażądał, już podirytowany.

Wypuściła pod nosem ohydną wiązankę przekleństw.

— Don! Słowa! — krzyknął obruszony Adan.

— Addie, wyluzuj, ile razy mam zaznaczać, że jestem od ciebie starsza? — warknęła, gdy odeszli od Freda i George'a, udając się w kąt wspólnego pokoju, ale nawet pomimo tego wciąż czuła na sobie ich wzrok.

— Zachowujesz się kompletnie inaczej! Eliksir postarzający, naprawdę? — zapytał wyzywającym tonem, kręcąc ze zrezygnowaniem głową. — Ten turniej jest niebezpieczny, a ty dodatkowo chciałaś oszukać samego Dumbledore'a! Po pierwsze, sama myśl, że ktokolwiek mógłby oszukać kogoś tak wielkiego, jak Dumbledore, jest absurdalna, a po drugiej, to było takie ryzykowane i pochopne, że sam nie potrafię w to uwierzyć! Rodzice zeszliby na zawał, gdyby ci się jakimś cudem udało! I zresztą nie tylko oni!

— Skończyłeś? — zapytała i ziewnęła. Oparła się bokiem beztrosko o ścianę.

— Czy do ciebie nic nie dociera?!

— Dociera tylko to, że jesteś męskim odpowiednikiem Hermiony — bąknęła.

— Jesteś niemożliwa, Don! Niemożliwa! — westchnął głęboko, przecierając z półprzymkniętymi oczami swoje czoło. — Czy naprawdę muszę cię bez przerwy kontrolować, żebyś sobie nie zrobiła żadnej krzywdy?

— Co ty wygadujesz, Addie? Za kilka miesięcy będę dorosła! Wyobraź sobie, że sama potrafię o siebie zadbać!

— Wrzucenie kartki ze swoim nazwiskiem do niebezpiecznego turnieju, w którym zginęło wiele osób, jest według ciebie zasadą dbania o siebie? — zapytał z pretensją.

Milczała.

— Don, martwię się o ciebie — wyszeptał już spokojniejszym tonem.

— Wiem i rozumiem to, Adan, ale wydaje mi się, że czasami... zazwyczaj... prawie zawsze... przesadzasz, braciszku — wyznała. Spojrzała mu w końcu w oczy.

— Ja chcę jedynie, abyś była bezpieczna i zaczęła się w końcu uczyć — przyznał z cichym śmiechem.

— Staram się, ale musisz w końcu zrozumieć, że nie jestem tobą. Różnią nas poglądy, zachowanie, ambicje. Nigdy nie byłam i nie będę taka jak ty, zakochana w tej całej nauce.

Starała się jak mogła, aby brzmieć wyrozumiale i spokojnie. W gruncie rzeczy wszystko rozumiała. Adan od zawsze wykazywał się większą dojrzałością, ale kontrolował ją bardziej niż robili to rodzice, a to bywało często irytujące i deprymujące.

— Dobrze, dobrze — westchnął z uśmiechem. — Tak w ogóle, to słyszałem, że spodobał ci się jakiś chłopak, Marcos, prawda?

— Skąd ty... — Spłonęła rumieńcem. Zrobiło jej się naprawdę dziwnie. Wolała nie rozmawiać na takie tematy ze swoim młodszym bratem, to było bardzo krępujące.

— To i owo się słyszy, zwłaszcza, że ta twoja koleżanka Nellie ma długi, kłapiący jęzor — parsknął. — Więc to prawda, moja siostrzyczka się zakochała!

— Nie zakochałam się! — krzyknęła, a potem szybko zmieniła głos do szeptu. — To tylko kolega, a ja nie chcę o tym z tobą rozmawiać, jasne?

— Jasne, ale muszę go zaakceptować, wiesz o tym, prawda? — zadał pytanie groźnym tonem, pomimo roześmianych oczu.

— Znikaj mi z oczu, zjawo nieczysta — mruknęła oraz uderzyła go pięścią w ramię. Powróciła do bliźniaków.

Usiadła pomiędzy nimi z założonymi na piersi rękami i grymasem na twarzy. Adan wyszedł ze wspólnego pokoju. Skierował się tym samym do dormitorium. Dokładnie w tym samym momencie, gdy do środka wszedł Harry Potter, a wszyscy obecni zerwali się równego nogi, aby pogratulować czwartemu reprezentantowi.

Don nie chciało się wstawać, więc jedynie powiodła wzrokiem za George'em i Lee, którzy natychmiast przypadli do Harry'ego wraz z Angeliną i Katie. Zauważyła, że Fred został.

— Więc to coś poważnego, hm? — zapytał lekko.

Zaskoczona dziewczyna poprawiła się na siedzeniu i spotkała się ze wzrokiem Freda.

— Co takiego?

— Ten Marcos, naprawdę ci się podoba? Zakochałaś się w nim, tak? — drążył.

Otworzyła szerzej oczy. Nigdy nie spodziewałaby się, że będzie na takie tematy rozmawiać z którymś z bliźniaków. Odwróciła wzrok i zastanowiła się nad odpowiedzią. Przed bratem nawet nie chciała dopuszczać do siebie opcji, żeby się przyznać, że ktoś jej się spodobał, ale przy Fredzie była zupełnie inna sytuacja, bo się przyjaźnili.

— Zakochanie to zbyt poważne określenie jak na to, że znam go zaledwie od kilku dni i rozmawiałam jeszcze mniej razy... — przyznała.

— Ale?

— Ale... — kontynuowała z zamyśleniem. — Ale lubię z nim rozmawiać, jest bardzo miły, komplementuje mnie... Myślę, że może coś z tego wyniknąć — dodała z uśmiechem i spojrzała na Freda.

— Fajnie — rzucił również z uśmiechem, patrząc jej w oczy, i poklepał Don po ramieniu.

Harry podszedł do kanapy, a Fred natychmiast zerwał się na równe nogi i zaczął obrzucać go pytaniami, w jaki sposób wrzucił swoje nazwisko do czary. Reprezentant Hogwartu ciągle odpowiadał na to, że to nie był on, a sam nie ma bladego pojęcia, jak to wszystko się stało. Don jednak nie chciała w to wierzyć, bo w jaki inny sposób mógłby zostać wybrany?

A co ważniejsze, dlaczego Czara Ognia wyrzuciła czwarty pergamin, podczas gdy miała zrobić to jedynie z trzema?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top