IX

Obudziłam się późnym  popołudniem w sobotę,rozciągnęłam się na łóżku normalnie wybrała bym się do babci ,ale jej nie sety nie ma w domu,kiedy ostatni raz ją widziałam powiedziała  tajemniczo że "musi odwiedzić starych przyjaciół" i tyle znikła.Wstaje spoglądam na łóżko mojej siostry standardowo pościelone i nienaganne.Zastanawia  mnie gdzie ona się podziewa praktycznie każdy weekend spędza po za szkołą wychodzi wcześnie rano i wraca późnym wieczorem.Ma własne życie.Ubieram wytarte jeansy i wygodną bluzkę wkładam na nogi szare buty do biegania, wyszłam do ogrodu lekko zamglonego ścieżkami przechadzało się tylko kilku uczniów.Z uśmiechem zauważam burze czerwonych włosów i kieruję się w ich stronę.

-Dwadzieścia pięć,dwadzieścia sześć,dwadzieścia siedem...-Dakota dyndała głową w dół na gałęzi drzewa rosnącego zaraz przy murzę,podciągając się z uporem.

-Hejka Dakota chłopaki jeszcze śpią?-Podnosi się po raz trzydziesty siada na gałęzi.

-Hej Luna,chyba nie widziałam ich.-Spogląda na swoje ręce uśmiecha się i wyciera je w spodnie.Zeskakuje z drzewa i staje na przeciw mnie,ciemno liliowe oczy  wpatrują się we mnie ze zwyczajną dla nich radością.-Dopiero co wstałaś?-Pyta kiwam głową,przykładam się jej jak zwykle ma na sobie parę podartych jeansów i farbowaną bluzkę z krótkim rękawem  a do bioder ma przywiązaną zieloną koszule w kratę.-Głodna?-Pyta z uśmiechem na lekko czerwonej twarzy.

-Trochę...

-Dobrze się składa,twoja siostra upiekła nam ciastka.-Z drzewa zlatuje szary plecak pamiętający już lepsze czasy,lewituje sobie przed Dakotą,która wyjmuje z niego mały woreczek i butelkę wody,przerzuca plecak przez ramię.-Usiądźmy gdzieś.-Siadamy na pierwszej z brzegu ławce,wyjmuje pierwsze ciastko w tym samym czasie Dakota wypija całą butelkę wody jednym łykiem. Zjadam ciastko z czekoladą.

-Nie wiem jak twoja siostra to robi że te ciastka są takie dobre.-Zachwyca się Dakota.

-Zostaw coś chłopakom.-Śmieję się.

-Jakby wcześniej wstali to by dostali,ich problem nie nasz.-Zjadamy  wszystkie ciastka od Es.

-To co teraz?-Pytam opierając się o ławkę.

-Nie wiem...-Uśmiecham się.

-Mam pomysł choć...



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top