X

-Luna jesteś pewna?-Pyta.

-Co ty koni się boisz?-Głaszczę karego konia po szyi.

-Normalnych koni na ziemi nie ale my jesteśmy...no właśnie gdzie my jesteśmy?-Uśmiecham się do Dakoty ubranej w zielone bryczesy,wysokie buty i swoją bluzkę.

-W Agardzie, naszym domu.-Rozgląda się po polanie.

-Robi wrażenie.

-Cieszę się że ci się podoba...A teraz na koń!-Trzymam za uzdę  izabelowatej klaczy.-Nie bój się te konie są niezwykle inteligentne,dasz sobie radę.-Niechętnie wdrapuję się na grzbiet konia siada wygodniej w siodle podaję jej lejce.-No dobrze Karmelka Dakota,Dakota Karmelka.Skoro już was sobie przedstawiłam to teraz może  wy się ładnie przywitajcie.-Karmelka prycha,dosiadam Nyks.

-H-hej koniku.-Mówi Dakota z niepewnym uśmiechem.-Dlaczego ty nie masz siodła ani uzdy?-Pyta.

-Tak mi wygodniej,Nyks to bardzo dobry koń ufam jej.-Uśmiecham się.-Ruszaj Nyks tylko powoli,jedzcie za nami.-Mówię chwytając się  ciemno brązowej grzywy.Koń rusza ścieżką w stronę lasu,kątem oka obserwuje jak Dakota trzęsie się w siodle,śmieje się.

-Co cię tak cieszy?-Pyta poirytowana.

-To jak się trzęsiesz.-Uśmiecham się.-Lepiej się teraz mocno chwyć .-Ostrzegam,pochylam się lekko.-A teraz pokaż na co się stać.-Szepcze do ucha Nyks,ona natychmiast przyśpiesza,mocniej.

-Luna jak cię dorwę to zabiję!-Krzyczy.

-Ja się dopiero rozkręcam. -Mówię z uśmiechem,skręcam w jedną z zapuszczonych ścieżek,słońce prześwituje przez liście,dając tak magiczny efekt...nie idzie się nie zachwycać.

-Luna choć no tu!-Krzyczy wściekła śmieje się głośno.

-Czas na finał.-Na ścieżce w oddali zauważam powalone drzewa,Nyks wie co się święci i przyśpiesza jeszcze bardziej,przeskakuje przez  trzy powalone drzewa zwalnia po czym staje,zaraz za nią zatrzymuje się Karmelka.

-Luna ty...-Dyszy szczerze się do niej.-Co się cieszysz?

-Ty głuptasie,choć wracam chłopaki już pewnie wstali musimy tylko odnieś siodło...

-Okej,rozumiem że one nas tam zabiorą.

-No super szybko.

-Masz takie zamiłowanie do szybkości jak Peter.

-Zaraziłam się tym od niego.-Puszczam jej oczko.-Nyks w drogę!-Klacz puszcza się biegiem...     

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top