VII

Cicho i ciemno ,czułam jak ktoś mnie niesie ale nie mogłam otworzyć oczu.

-Luna proszę odezwij się,otwórz oczy...proszę.-Słyszę błagania mojej siostry i cichy szloch.

-Spokojnie nic jej nie będzie .-Słysze męski głos,nie jestem pewna do kogo należy ,ale wiem że go słyszałam.

-Jesteś pewien?-Pyta.

-Spokojnie młoda,twoja siostra szybko się z tego wyliżę,zużyła dużo energii na walkę z  Drackulą dlatego straciła przytomności.Zaraz dolecimy zajmą się nią i Harrym.- Harry no właśnie co z nim? Czy udało mi się go uratować na czas?-Na razie odpocznij,masz za sobą ciężką walkę,Storm mnie zabiję jeśli dowie się że wziąłem cię na misję i jeszcze stała ci się krzywda.-Wszystko cichnie.Otwieram oczy jestem w jakimś  białym pomieszczeniu.Nie ma tu nikogo  poza mną,leżałam na łóżku moja siostra mnie uratowała.Próbuję wstać ale palący ból we wszystkich mięśniach uniemożliwia mi to na tyle skutecznie że się poddaje.Zamykam oczy starając sobie przypomnieć co się stało,znowu wybuchłam,dwa razy w odstępie dwóch tygodni,tracę nad sobą kontrolę.Ale jakaś część mnie błagała o więcej.Drzwi sali się otwierają a przez nie wbiega Esmme i  ściska mnie mocno.

-Nie rób tego wiecej zawsze boje się że już się nie obudzisz.-Szepcze.

-Spokojnie Es,będe się budzić za każdym razem,obiecuje.Dla ciebie.-Do pomieszczenia wbiega cała reszta naszej paczki,wszyscy ściskają mnie mocno.-Ledwo co się obudziłam a wy już chcecie mnie uduści.-Mamrocze wszyscy wybuchają śmiechem,a ja razem z nimi.Nikt mi ich nie odbierze ,to za nich będę walczyć aż ppewnego dnia wszyscy bedziemy bezpieczni,wszyscy będziemy szczęśliwi...




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top