VI

Siedziałam  na łóżku w tym ciemnym i pustym pokoju. Drżę na całym ciele nie wiem jak długo tu jestem,ale z  każdą sekundą jest ze mną  coraz gorzej,jestem coraz słabsza nie mam pojęcia co w ten sposób chcę osiągnąć Drackula,każda jego wizyta wygląda tak samo,wypijał moją krew i zmuszał mnie to opróżniania kielicha.Potem była za słaba by się ruszać. Drzwi od pokoju otwierają a w nich jak  zwykle stoi Drackula. 

-Dlaczego mnie po prostu nie zbijesz?-Pytam.

-Dlaczego miał bym cię zabijać księżniczko?Jeszcze mało wiesz,nie chcę cię zabijać.Chcę żebyś stała się czymś więcej niż jesteś teraz.

-Nigdy się z tobą nie sprzymierzę.

-Jeśli nie ze mną to z kim? Z ludźmi, próbującymi zabić na każdym kroku? A może  z Asgardczykami którzy zniszczyli wszystkich takich jak ty?-Milczałam.-Lepiej dobrze przemyśl swoją pozycje.

-Ty,zabrałeś mi rodzinę i spaliłeś mój świat.Wszystko w okół może mnie ranić,ale nikomu nie pozwolę krzywdzić moich bliskich bezkarnie.-Śmieje się.

-Jesteś tak naiwna,po tym wszystkim nadal wierzysz że twoje poświęcenie coś zmieni? Nie wygrasz tej wojny Luna przyznaj się do porażki.

-Nigdy!-Wrzeszczę.

-Jeszcze się złamiesz.-Podchodzi do mnie,ręką odchyla moją głowę  i zanurza swoje kły w mojej szyi,czuje jak krew płonie w moich żyłach.Niech on przestanie.-Potrafisz być taka posłuszna,mogła byś rządzić tym nędznym światem śmiertelnych.-Mówi powoli się odsuwając.

-Pod twoim zwierzchnictwem,nie dzięki.-Odpowiadam sucho i spuszczam wzrok. 

-Może to było błędem,dorastając w zamku nauczyła byś się odpowiednich manier,gdyby nie ci śmiertelnicy już dawno była byś taką jaką potrzebuje.-Wyrywa mnie z mojego zamroczenia.

-Jacy śmiertelnicy?-Pytam.Wychodzi w milczeniu zamykając drzwi.Przyglądam się śladom po pazurach,nie jednokrotnie próbowałam je zniszczyć i uciec ale ona nadal stały nie wzruszone.Zamykam oczy i odpływam. Budzi mnie potężny wybuch,uśmiecham się i wstaje  i uderzam z całej siły w drzwi,drapiąc je z jeszcze większą siłą.

-RATUNKU!JESTEM TU ZAMKNIĘTA! NIECH KTOŚ MNIE WYPUŚCI!-Wbijam szpony na głębokości 10 centymetrów i z mozołem tnę drzwi na małe kawałki.Wybiegam na korytarz,kolejny wybuch, odcinam szponami suknie tak by sięgała kolan i biegnę w stronę hałasu.Ręce trzymając blisko klatki piersiowej gotowa wbić szpony każdemu ścierwu które spróbowało by się na mnie rzucić.Nagły zastrzyk energii,biegłam jeszcze szybciej aż do źródła hałasu ,do wielkiej sali. Pierwszą  osobą która rzuciła mi się w oczy była Esmme walcząca z chmarą podwładnych Drackuli na samym środku sali,z gracją i opanowaniem wyprowadzała każdy atak niszcząc wszystkich wrogów,po raz pierwszy widzę moją siostrę w walce.Słysze śmiech Drackuli,odwracam głowę w jego kierunku,w swoich rękach trzyma Harrego wiem co planuje z nim zrobić.Czuje jak coś wewnątrz mnie się kruszy.Podnoszę rękę kieruję ją na Drackulę i zaciskam w pięść...   

   




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top