Rozdział 8
Wydział wywiadowczy.
Dopiero po tygodniu, po tym jak Jay podsunął im trop broni oraz przejrzeniu nagrań policjanci złapali trop. Zajęło im to trochę, gdyż pojawiło się kilka nowych spraw, do których Hank musiał oddelegować swoich podwładnych. Został mu do dyspozycji Ruzek i Burgess.
Jay był na zwolnieniu, więc do pomocy przy innej sprawie stawiła się także Trudy. Wraz z Hailey zajęły się włamaniem do jubilera, a Kevin i Dante przejęli sprawę śmierci młodego mężczyzny. Upton nie była zadowolona, że sierżant odsuwa ją od sprawy gdzie prawie zginął jej mąż, ale Voight musiał w końcu odetchnąć. Męczyło go ciągłe negowanie każdej jego decyzji. Detektyw od czasu sprawy z agentem North'em nie darzyła szefa dobrymi emocjami. Nie ufała mu i sprzeciwiała, w każdym aspekcie pracy nad sprawą. Cały zespół to widział, ale nikt nie miał odwagi zareagować. Podejrzewali dlaczego tak się dzieje, jedynie Kim znała całą prawdę. Pogodziła się już z całą sytuacją i jako główna pokrzywdzona uważała, że zachowanie Upton sprawiło, iż tak długo nie mieli konkretów w sprawie morderstwa sklepikarza.
Oficerowie spędzili godziny w technicznym, przejrzeli setki nagrań by znaleźć takie, które im pomoże. Wiadomo było, o której mniej więcej napastnik mógł się zjawić na miejscu, ale to wciąż za mało by w kilka godzin odszukać idealny moment. Taki, który dałby im odpowiedzi. Na ich nieszczęście tylko jedna kamera, umiejscowiona na skrzyżowaniu, zarejestrowała zdarzenie. Dwie pozostałe, znajdujące się bliżej miejsca przestępstwa były zepsute. Przypadek? Przez odległość ciężko było przybliżyć obraz w dobrej jakości, dlatego części wydarzeń zarejestrowanych musieli niestety sobie dopowiedzieć . Co wiedzieli na pewno, to to że napastnik przyjechał furgonetką. Czarny samochód zaparkował kilkanaście metrów od miejsca zdarzenia. Właściciel miał ogromne szczęście, że złapała go tylko ta jedna kamera. A może właśnie dlatego wybrał tą drogę!?
- Jak praca? - Voight wkroczył do technicznego mając nadzieję na konkrety.
- Całkiem owocnie - rzuciła Kim. - Proszę spojrzeć. - Odtworzyła materiał na dużym ekranie i zaczęła narrację. - Mężczyzna wysiadł z pojazdu trzymając na ramieniu torbę. Przypomina futerał na broń, ale piksele nie pozwalają na szczegółowe rozpoznanie. Postaramy się jeszcze oddać je specjalistom, może wyciągną z tego więcej. Poszedł wzdłuż ulicy, w kierunku miejsca późniejszej zbrodni. Następnie zniknął na kilka chwil w budynku na przeciw. Moment później znów pojawił się na ulicy - Sierżant zobaczył jak napastnik śmiałym krokiem skierował się na drugą stronę. Mimo zamazanego obrazu wiedział, że to on.
- Gdy zniknął we wnętrzu pod budynek podjechało niezidentyfikowane auto. - kontynuował Ruzek. - Kierowca wysiadł zmierzając do wnętrza sklepu. Gdy tam wszedł, napastnik wybiegł ze środka i wrócił do budynku naprzeciw. Ruzek przewijał kolejne klatki nagrania, do momentu aż nie zauważył, jak przypuszczał, Jaya zmierzającego do środka.
- A to kto? - w rogu ekranu sierżant zauważył wybiegającą z cukierni kobietę. Widać było na nagraniu jak skrada się przy aucie agresora, a potem biegnie w tą samą stronę co on.
- Nie wiadomo - odparł.
- Znajdźcie mi ją. Mogła widzieć sprawcę - zarządził. - A i trzeba zbadać ten budynek na przeciw.
Miejsce przestępstwa.
Pomimo chęci jakimi Jay dysponował, by szybko wyzdrowieć i wrócić do pracy, nie mógł sobie odpuścić wsadzania nosa w sprawy, w które nie powinien. Kolejnego dnia, zaraz po tym jak jego żona zniknęła za drzwiami, zebrał się i wsiadł do Rama. Nie dawało mu spokoju coś jeszcze prócz już rozwiązanej zagadki dziewczyny, która uratowała mu życie. Chciał wiedzieć, gdzie popełnił błąd. Dlaczego cała ta sytuacja z postrzałem miała miejsce. Czuł się skołowany, a jego ego gnębiło go od momentu przebudzenia. W końcu poczuł się na siłach, by odwiedzić miejsce gdzie omal nie zginął. Ręka nie doskwierała mu bo w końcu zażył całą dawkę leku. Czuł, że dziś musi to zrobić.
Dla bezpieczeństwa zaparkował z daleka od feralnego miejsca. Nie chciał by ktoś z patrolu, bądź samego wydziału natknął się na jego charakterystyczny wóz. Zobaczył zaklejone taśmą drzwi do wnętrza, oraz kilka niewidocznych śladów po jego własnej krwi na schodach. Odpowiednie służby zajęły się sprzątnięciem śladów zbrodni, ale nie jest łatwo usunąć krew z kamienia. Wpatrując się w brunatne ślady przypominał sobie co czuł tamtego dnia. Zdenerwowanie, strach, niepewność. Był rozbity tak jak i teraz. Wciąż nie myśli trzeźwo. Zorientował się, że mimowolnie masuje miejsce gdzie kula wbiła się w jego ciało. To miało go przywrócić do rzeczywistości. Ten strzał był jak pobudka. Czas najwyższy skupić się na tym co było ważne przed całym zamieszaniem z Roy'em.
Zerknął na budynek za sobą. To stamtąd musiały paść strzały. Już miał się tam pofatygować, gdy zza rogu wyjechał jeep Ruzeka. Halstead szybko schował się za jakimś przypadkowym autem i udał się w kierunku gdzie zaparkował swoje auto. Mało brakowało., pomyślał. Zaśmiał się, gdy uświadomił sobie, że teraz ukrywa się nawet przed swoimi kolegami. Błazenada! Powinien zachować się jak facet, wyjść do nich, a w razie potrzeby poprosić kolegów by nie wspominali o nim szefowi. Nie zrobił tego jednak, wolał zwiać. Cóż, musi przełknąć teraz tą gorycz.
Gdy był już dostatecznie daleko, wolnym krokiem przeszedł na drugą stronę ulicy. Poprawiając temblak zerknął w witrynę pobliskiej cukierni. We wnętrzu dostrzegł nowo poznaną twarz. Kobieta siedziała przy stoliku trzymając w dłoni kubek z kawa i w zadumie przeglądała gazetę. Uśmiech pojawił się na twarzy Jaya, a w raz z nim chęć przywitania się.
- Cześć - rzucił stojąc przed kobietą. Podniosła na niego swój wzrok, a jej oczy rozbłysły.
- Pan detektyw! - odparła wyraźnie zadowolona. - Co tutaj robisz?
- Przechadzałem się. - Mimo, iż jego kłamstwo zabrzmiało całkiem wiarygodnie, Meghan zerknęła za szybę i uniosła tylko prawy kącik ust.
- Z pewnością - westchnęła. Cieszył ją widok przystojnego detektywa. - Może napijesz się kawy? - Jay chciał odmówić, ale jakaś część chciał zostać. Zastanawiał się co kobieta robi w tej cukierni? Dlaczego po tak wielkiej traumie, wróciła do tego miejsca. Usiadł więc i poprosił o czarną bez cukru. - Jak się dziś czujesz?
- Z dnia na dzień jest lepiej - westchnął. - A ty? Nie przypuszczałem, że mogłabyś tu wrócić.
- Lubię to miejsce. Gdy byłam mała mama zabierała mnie tu na lody. To jej ulubiona cukiernia.- wyjaśniła logicznie z nutą nostalgii. - Tamtego dnia odbierałam tort dla niej. Niestety, nie dostarczyłam go... - śmiechem starała się zataić prawdziwą emocję. Nie chciała, by Jay poczuł się skrępowany tym, jakie emocje jej towarzyszą po całej sprawie.
- To wciąż wraca? - Podniosła wzrok na Jaya, zastanawiając się co ma na myśli. - Tamten dzień? Strzały, krew, strach... - wymieniał po kolei patrząc jak znika sztuczny uśmiech z jej twarzy. - Nie da się zapomnieć tego od tak.
- Wydajesz się wiedzieć coś o tym. - Odbicie piłeczki pozwoliło jej nie pęknąć. Zrozumiał, ze sam wkopał się w grząski dla siebie temat.
- Zdecydowanie za dużo - odparł. Meg z zaciekawieniem przekręciła głowę. - Mogę cię zapewnić, że z czasem będzie lepiej.
- To dobra perspektywa, ale patrząc na ciebie, mam wrażenie, że do końca to nigdy nie minie. - Halstead zatrzymał kubek z kawą w drodze do swoich ust. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Dziewczyna czytała z niego jak z otwartej księgi, albo snuła wnioski, które przypadkiem są prawdziwe. Jaka nie byłaby prawda, wydawała się mu coraz bardziej ciekawa. - Przepraszam jeśli wtykam nos w nie swoje sprawy. - Zrehabilitowała się. Poprawiła się na krześle czuła, że przekracza jakąś granicę. Twarz detektywa napięła się, musiał mieć wiele złych doświadczeń.
- Nie, masz trochę racji. - wyjaśnił - Całkowicie to nigdy nie mija.
- To nie twój pierwszy postrzał? - znów trafiła w punkt, z uśmiechem teraz on wyprostował się i potarł nerwowo nos.
- Nie pierwszy - odparł. - Nie licząc wojska, to czwarta kula.
- Wow, Chicago niebezpieczniejsze od wojska? Chyba powinnam zaopatrzyć się w kamizelkę kuloodporną. - żartowała by rozluźnić atmosferę. Tęskniła za uśmiechem detektywa.
- Jak widać mnie nie pomogła, ale nie zaszkodzi spróbować. - Podzielając jej humor znów upił łyk kawy.
(1293słów)
Kolejny gotowy. Zostaw po sobie ślad. Może napisz jakiś komentarz! 🧡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top