Rozdział 16
Drogę do domu Meg rozpoznał dopiero na ostatniej prostej. Hank był na tyle tajemniczy, że gdy Jay wsiadł do jego Cadillaca nie wyznał mu prawdy. Jednak detektyw spytał dokąd jadą, na co szef odpowiedział tylko:
- Poznać w końcu cholerną prawdę! - To było dziwne i niepokojące, ale wiedział, że dalsze naciski nie mają sensu. Hank ma misję, na której woli być jego zabezpieczeniem nie wrogiem. Postanowił więc poczekać aż dojadą do celu, a wtedy dowie się o co tutaj chodzi. Taki przynajmniej był jego plan na początku tej wycieczki. Widok znajomej dla niego trasy wybił mu ten pomysł z głowy.
- Gdzie jedziemy? - zapytał spięty. Czuł, że odpowiedź na jego pytanie tym razem padnie z ust Voight'a, lecz wiedział także, że mu się ona nie spodobał.
Hank, nim cokolwiek wypadło z jego ust zaparkował przy krawężniku tuż przed domem Meghan Heath. Odwrócił się pewnie do Jaya chwilę układając w głowie zdanie jakie nie wkurzy Halstead'a na tyle, by spokojnie załatwić tą sprawę.
- Sprawdziłem Meghan Heath i mam podstawy, by nie wierzyć w jej zeznania.
- O czym ty mówisz Hank? - Na twarzy Jaya malowało się niewymuszone zaskoczenie. - Jakie zeznania?
- Kilka dni temu wysłałem do niej Ruzek'a i Burgess - oznajmił pewnie. - Skłamała im prosto w oczy mówiąc, że niczego nie widziała i nie zająknęła się słowem o tobie. - dodał.
- Co to ma do rzeczy? - detektyw nie widział związku pomiędzy słowami Meg, a sprawą jaką prowadził wydział.
- Dziewczyna coś ukrywa. Chcę, żebyś się z nią skonfrontował - wyjaśnił. - Wczoraj wieczorem powiedziała mi coś, co nie pasuje mi do całej historii. Muszę mieć pewność, że nie miała nic wspólnego z całym tym bałaganem.
- Chcesz bym ją przesłuchał? - Jay już to wiedział, ale upewnienie się było mu potrzebne. Hank przytaknął. Nim Halstead przystał na to co musi zrobić w jego głowie pojawiła się myśl - Wiedziałeś o niej wcześniej? - zapytał prosto, sierżant nie był na to gotowy. Chwila ciszy potwierdziła jego wnioski. - Niech cię szlag, wiedziałeś! Od jak dawna?
- Jay...
- Cholera, od kiedy Hank!?
- Burgess i Ruzek widzieli cię w kawiarni - wyznał bez emocji.
- A ty od tak przyszedłeś do mnie, pogadać o niczym, a potem przy okazji dowiedzieć się jak dobrze ją znam?- warknął. - Nie mogłeś powiedzieć już wtedy? - Hank chciałby to wyjaśnić w logiczny sposób, ale nie wiedział jak. - Znów to samo, tajemnice i intrygi. Cholera niczego się nie nauczyłeś?
- Nie Jay, gdyby tak było nie przywiózłbym cię tutaj, tylko zamknąłbym ją od razu pierwszego dnia. - wyznał pewnie. Widząc jak Jay traci w niego wiarę odezwał się jego system obronny. Mur, który budował się zawsze, gdy Hank czuł się oskarżony czy potępiony przez tych których kochał. - Ale jeśli faktycznie nie wierzysz i bardzo nie chcesz tam pójść, zrobię to sam.
Kiedy tylko stanął na progu domu Meg, drzwi się otworzyły. Nie zdarzył zapukać, a to znaczy, że widziała ich. Chociaż to jak wyglądała sugerowało bardziej, że chciała gdzieś wyjść.
- Jay - uśmiechnęła się widząc detektywa w drzwiach. - Co cię do mnie... - Nie dokończyłam zdania widząc sierżanta tuż na plecami detektywa. Uśmiech zszedł z jej twarzy, w tym momencie zrozumiała, że to koniec. - Sierżancie. - Kiwnęłam do niego na powitanie.
- Możemy wejść? - Jak ciężko było Jayowi na sercu wiedział tylko on, ale musiał dowiedzieć się prawdy, nawet jeśli miałby znów się na kimś zawieść.
Meg nie odpowiedziała, zostawiła otwarte drzwi wpuszczając gości do środka. Sama poszła przodem do salonu wiedząc, że zaraz zacznie się przesłuchanie.
- Kochanie kim są... - na schodach stanęła kobieta z siwiejącymi włosami ubrana w ciemną spódnicę do kostek i jasną bluzkę. Wyglądała dostojnie jak królowa Anglii. Schodziła właśnie na dół obdarzając gości miłym uśmiechem.
- Mamo nie teraz, wróć na górę, potem ci wszystko opowiem. - Kobieta tylko przytaknęła spełniając prośbę córki. Zaniepokoiła ją jednak ta sytuacja.
Stanęli w trójkę na wprost siebie. Hank trzymał się bliżej korytarza jakby chciał odgrodzić jej drogę ucieczki. Jay z dłońmi schowanymi w kieszeniach spodni stanął po środku parkietu łączącego kuchnie z salonem, natomiast Meg oparła się plecami o wyspę kuchenną, z zaplecionymi rękoma na klatce piersiowej, czekała na atak.
- Więc, co was do mnie sprowadza? - spytała nim któryś z nich się odezwał. Cisza była nieznośna w tej chwili. Przedłużała tylko agonie.
- Meg... - Głos uwiązł Jayowi w gardle. Nie wiedział jak ma zacząć tą konwersacje. Nie chciał wyciągać pochopnie wniosków. Nie chciał jej skrzywdzić
- Jesteśmy tu, bo nie powiedziałaś całej prawdy - przejął pałeczkę Hank.
- To znaczy?
- Byli u ciebie moi ludzie, powiedziałaś im, że niczego nie wiesz, nic nie widziałaś i po strzelaninie wróciłaś do domu. - Jay patrzył cierpliwie w jej kierunku czekając na odparcie zarzutów Voighta. Miał nadzieje, że Adam i Kim źle zrozumieli Meg. Powiedziała co zaszło swoimi słowami, a oni źle je zapisali. Chociaż było mu bardzo ciężko uwierzyć, że jego koledzy mogli spieprzyć tak sprawę.
- Powiedziałam jak było - wyznała pewna siebie. Jay uniósł głowę oddychając głęboko czuł jak pęka każda lina trzymająca go przy nadziei, że da się to logicznie wytłumaczyć. - Nie rozumiem co jeszcze mogłabym dodać.
- Meg - Jay zrobił krok w jej stronę. - Powiedziałaś moim kolegom, że wróciłaś do domu po strzelaninie?
- Bo tak było.
- Nie prawda - stał zdumiony zastanawiając się czy aby nie drwi z nich. Chociaż to było by bardzo lekkomyślne w tej sytuacji. - Meg, nie wróciłaś do domu, bo ratowałaś mnie na schodach!
- A czy to takie ważne?
- Jasne, że tak! - powiedział zdumiony jej ignorancją. - Meg kłamałaś w zeznaniach! Coś ty sobie myślała?
- Jakich zeznaniach? - trzymała się kurczowo swojej niewzruszonej postawy, ale jej oczy zaczynały zachodzić łzami, a to dowód dla Jaya iż coś jest nie tak. - Policjanci nie mówili nic o tym, że to zeznania. Zadzwoniłabym do prawnika gdyby tak było - dodała.
- Masz coś do ukrycia? - Kobieta wbiła w Hanka swoje spojrzenie chcąc ewidentnie odpowiedzieć w bardzo dosadny sposób, ale powstrzymała się. - Mamy nagranie, na którym wybiegając z kawiarni sprawdzasz auto jakim przyjechał sprawca. - Dziewczyna nerwowo drgnęłam na tę informację. Policjanci mówili jej wcześniej o tym, ale myślała, ze chodzi po prostu o jej ucieczkę z cukierni. Czuła, że wyciągając ten dowód sierżant ma w tym swój cel.
- Nie pamiętam tego - odparła cicho. Halstead wiedział, że kłamie. Teraz potrafił to odczytać. Wcześniej wydawało mu się, że spotkał świętą, której przysporzył trosk. Teraz widzi przed sobą kogoś, kto kłamie jak z nut, nawet w obecności osoby znającej prawdę.
- Co takiego? - napięta atmosfera dawała się we znaki wszystkim dookoła. Hank zamierzał przycisnąć kobietę by ta wyznała prawdę. Jay natomiast właśnie stracił coś co wydawało mu się ostoją przez ostatnie dni. - Nie pamiętasz? Do jasnej cholery miejmy to za sobą! Powiedz prawdę i skończmy tę farsę, bo mam wrażenie, że on wie już wszystko, a ty ukrywasz coś przede mną! - warknął wściekły. Gdy to powiedział zrozumiał, że ma jeszcze jedno pytanie. - To o tym chciałaś wczoraj pogadać? O swoich fałszywych zeznaniach? - Czyżby chciała go wykorzystać by się bronić?
- Jay.... - Nie miała zamiaru go okłamywać, ale miała swoje powody, by to zrobić.
- Powiedz w końcu jak było i zakończmy to! - naciskał. Z jej oczu popłynęły łzy, a głową dawała znak, że nie zrobi o co ją prosi. - Meg...
- Nie Jay. Nie mogę...
- Dlaczego? Chodzi o twojego ojca? - Hank dopytywał chcąc wydobyć jak najwięcej dla siebie.
- Nie! - odparła. To pytanie otrzeźwiło ją. Otarła mokre policzki starając się opanować emocje.
- Więc dlaczego?
- Bo nie chcę! - krzyknęła. - Nie mogę...
(1282słów)
Trochę późno, ale chociaż wyrobiłam się przed końcem niedzieli. Zostawcie po sobie ślad. 🧡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top