Rozdział 18

Hank wciąż czekał aż Halstead wróci do auta. By nie marnować czasu sięgnął po telefon. Chciał, aby Burgess przygotowała akta sprawy. Jay chciał znać wszystkie szczegóły. Teczkę jaka spoczywała wcześniej w jego biurku już miał ze sobą. Da ją Jayowi gdy tylko zjawią się na komendzie.

Nim zdarzył wybrać połączenie na ekranie pojawił się numer i nazwisko oficer.
- Szefie, musisz tu przyjechać. Wszystko się posypało.- Kim była zdenerwowana.
- Co się dzieje?
- Hailey przywiozła Meghan Heath na posterunek.
- Słucham?
- Zaprowadziła ją do pokoju przesłuchań, nie jest w dobrym nastroju. - Słysząc to Voight dostrzegł jak Jay wybiega wkurzony z bloku.
- Nie tylko ona - westchnął wiedząc, że coś się świeci. - Niedługo się zjawimy - rozłączył się dokładnie w chwili, gdy Halstead otworzył drzwi.
- Meg...
- Wiem. Jedziemy - oznajmił Hank po czym ruszył z piskiem opon.


Jay nie potrzebował już leków. Zapominał o bólu. Teoria większego cierpienia sprawdziła się. Jeśli boli cię głowa, ale przypadkiem uderzysz się o kant szafki małym palcem, głowa magicznie przestaje boleć. Magicznie? Nie, po prostu twoje neurony w mózgu skupiają się na większym, dotkliwszym bólu. To właśnie teraz dzieje się z Jayem. Jego ramie przestało boleć, bo nóż wpity prosto w plecy przez jego żonę boli mocniej. Wszedł po schodach do wydziału zostawiając Hanka w tyle. Zaskoczeni jego widokiem koledzy nie kryli emocji. Wszystko się skomplikowało. Gdy dołączył do nich Voight bez większych wyjaśnień wskazali mu drogę do pokoju przesłuchań. Jay podążył za nim. Wściekły jak wszyscy diabli. Chciał taranem wywarzyć drzwi, wyciągnąć Hailey i nawrzeszczeć na nią. Dopiero gdy Hank pociągnął go do pokoju wcześniej, tego z lustrem weneckim, odpuścił trochę. Widok Hailey zawsze sprawiał, że miękło mu serce. Tym razem w pokoju były dwie kobiety, które sprawiały, że czuł się słaby. 

- Nie możemy pozwolić na to przesłuchanie - zaznaczył widząc jak szef czeka. - Meg i tak nic nie powie. 
- Dajmy Upton szansę - odparł pewnie patrząc w stronę swojej podwładnej. -  I tak już zaczęła. - Jay znów poczuł się źle. Zobaczył, że Hank chciał, aby to właśnie Hailey przesłuchała dziewczynę. Czy taki był jego plan od początku? Czy potrafił by go oszukać w ten sposób? Nie miał pojęcia. Znów się zawiódł. 

Słuchali monologu Upton czekając na jakąś reakcję kobiety siedzącej na wprost niej. Niestety nic się nie działało. Hailey brała ją pod włos z każdej możliwej strony, jednak jedynym zwrotem jaki słyszała z ust podejrzanej to "prawnik". Detektyw miała tego dość. Wkurzała ją postawa kobiety. Od godziny siedziała jak pokrzywdzona, a Upton chciała odpowiedzi, tymczasem nie dostała nic. Postanowiła wyciągnąć najcięższe działo.
- Gdy ratowałaś Jaya, już miałaś ułożony plan jak owinąć sobie go wokół palca, czy dopiero później to wymyśliłaś? - zapytała pewnie. Na to zdanie Meghan zareagowała. Zmarszczyła czoło nie podnosząc głowy lekko pokiwała nią na boki. Jakby biła się ze sobą by nie odpowiedzieć. - Przystojniak ze schodów mógł nie przeżyć, za to ty miałabyś idealne alibi. W końcu robiłaś co mogłaś by go ratować? Co nie? - zimny jak lód głos Upton mroził także krew w żyłach Jaya. Jednak złość zaczynała topić ten lód. - Udało ci się go uratować. - westchnęła detektyw. - Miałaś zamiar go tylko kokietować, czy do łóżka też chciałaś go zaciągnąć? - wypaliła nagle co mocno ruszyło Jaya - Wiesz, że ma żonę? - tego było za wiele. Odwrócił się napięcie zmierzając do pokoju obok. Bez protestów ze strony Hanka chciał przerwać tą farsę. Jednak nie zdążył wejść do środka. Hailey uprzedziła go wychodząc mu na przeciw. 
- Co ty kurwa odpierdalasz? - wrzasnął wściekły. Upton zaskoczona spojrzała na męża i odeszła wchodząc do pokoju gdzie wcześniej stał Jay z Hankiem. Ten drugi zniknął, jakby wyparował. 
- Robię to co do mnie należy. - Odparła pewnie patrząc jak Meg siedzi w tej samej pozycji co chwilę temu. 
- Nie, Hails, robisz coś czego nie powinnaś robić. - Czuł, że jego ton był zbyt ostry. Nie chciał eskalować problemu, chciał go rozwiązać. - Wtrąciłaś się w to, mimo iż to nie jest twoja sprawa.
- Nie moja? - oburzona nie wierzyła własnym uszom. - Jesteś moim partnerem i mężem! Jak to nie jest moją sprawa?
- Nie o to mi chodzi! - protestował. - Hailey, nie widzisz co się dzieje, bo zaślepiają cię emocje. 
- O czym ty mówisz, Jay? Mnie zaślepiają emocje? Ty się słyszysz? - Nie mogła pojąć dlaczego jej partner się tak zachowuje. Podświadomość podsuwała jej odpowiedź, ale z całych sił starała się ją odrzucić. - Jay z was wszystkich w tej sytuacji tylko ja postąpiłam racjonalnie.  Zachowujesz się jak wtedy z Camillą, jesteś zaślepiony i nie widzisz całego obrazu. A Voight ci wtóruje starając się naprawić relacje z tobą! - rozmowa zaczęła robić się zbyt szczera, więc Jay chciał opuścić to pomieszczenie, ale Upton nie zamierzała spuścić a z tonu. -  Była na miejscu zdarzenia, uciekła, nie zgłosiła się na policję. - wymieniała dosadnie uświadamiając mężowi, że miała podstawy aresztować pannę Heath. - Okłamała Ruzeka i Burgess, nie odpowiada na pytania i prosi o adwokata! Jay, do jasnej cholery, czy ty nie widzisz, że ona ma coś na sumieniu? Dlaczego jej bronisz?
- Bo uratowała mi życie do cholery! - wrzasnął nagle. - Nie wierzę, że jest złym człowiekiem! 
- Ja też cię ratowałam, kilkanaście razy. Czy ja nie zasługuję na to by mi wierzyć?
- Meg nigdy mnie nie okłamała. - To był cios dla Upton. Dobrze wiedziała do czego pije Jay. Mieli już do tego nie wracać, jednak on chyba nie mówił wtedy poważnie. 
- Cóż, może właśnie to zrobiła? - szepnęła łamiącym się głosem i wyszła zostawiając Halsteada samego.

Hank czekał aż detektywi rozwiążą swój problem sami. Nie zamierzał stawać po żadnej ze stron. Jay był poniekąd ślepy na to co działo się naprawdę, za to Hailey chciała się odegrać, bo czuła się zagrożona. Voight rozumiał oboje, dlatego odpuścił. Po kilku minutach Jay zjawił się w jego gabinecie.
- Chce wiedzieć wszystko co na nią masz - oznajmił. Hank podał mu akta sprawy po czym wskazał mu miejsce na sofie pod oknem. Kilkanaście minut później, po zakończonej lekturze już nic nie miało sensu. Chciał dowiedzieć się prawdy, ale wychodzi na to, że jedyny sposób by ją poznać, jest rozmowa z Meg. - Pozwól mi z nią porozmawiać.
- To nie najlepszy pomysł - odparł sierżant.
- Wyciągnę z niej wszystko, tylko daj mi do niej dotrzeć. Ona... - zamilkł, nie chciał już powtarzać jak mantry tego, że jest niewinna, bo sam miał co do tego wątpliwości. - Ufała mi na tyle by opowiedzieć mi o swoim życiu  - podniósł dokumenty jakie wciąż trzymał. - To, pokazuje trochę co innego niż jej wersja. Daj mi się z nią skonfrontować. Może uda mi się wyciągnąć z niej prawdę, nie tylko o tym co się stało ze mną, ale i co przeszła na Florydzie.



Daje wam rozdział dziś, bo jutro idę na imprezę. Jestem chora, wszystko mnie boli, ale raz w roku każdemu się należy (poza tym zapłaciłam kuźwa za to kupę kasy XD). Także miłej lektury, zostawcie po sobie ślad i napiszcie co myślicie o tym wszystkim!   


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top