Chapter 19
Happiness razem z Harry'm jechali jego samochodem do sierocińca, bo paczek było zdecydowanie za dużo, żeby taskać je na piechotę.
- To tutaj. - poinformowała Harry'ego dziewczyna siedząca obok.
Zatrzymali się przed nieco obskórnym budynkiem, który stał wciśnięty pomiędzy wysoki, obrośnięty winobluszczem mur.
Wyglądało to dość upiornie i Harry'ego aż przeszedł dreszcz, na myśl, że Iness mogła tutaj kiedykolwiek chodzić sama po ciemku.
- Nie wygląda to zbytnio zachęcająco, ale w środku jest, zapewniam Cię - lepiej. - powiedziała brunetka uśmiechając się pokrzepiająco do swojego towarzysza.
- Nie mam wątpliwości, że tak jest.
Styles pomógł Happiness wysiąść z samochodu, wyciągnąwszy wcześniej jej wózek. Następnie zabrał się za wypakowywanie prezentów. I tak oto, oboje obładowani jak woły jutrzne zapukali do masywnych, dębowych drzwi delikatnie przyrdzewiałą kołatką.
- Kochana Iness, jak zwykle zapomina, że mamy dzwonek. - powiedziała z uśmiechem, na oko 50 - letnia kobieta, otworzywszy drewnianą powłokę. - Na reszcie wzięłaś sobie pomocnika! I bardzo dobrze, bo to nie do pomyślenia, żeby taka drobna kobiecina jak ty, nosiła to wszystko sama. - popatrzyła na Harry'ego z wdzięcznością i zaprosiła ich gestem ręki do środka.
Wnętrze było bardzo przytulne. Na ścianach znajdowała się, nieco przyżółkła tapeta o motywie kwiatowym, a podłoga wyłożona została akacjowymi deskami, pokrytymi olejem w sepiowym kolorze. Oprócz tego wszędzie stały w białych osłonach kwitnące storczyki.
- Gdzie dzieciaki? - zapytała uśmiechając się promiennie Iness.
- W salonie. Diana czyta im Opowieść Wigilijną. - odparła gospodyni i przytuliła Happy na powitanie.
Dziewczyna widocznie rozluźniła się w jej ramionach.
Muszą być sobie bliskie. - pomyślał Harry, patrząc z rozczuleniem na obrazek przed nim.
- Och, bo ja nawet się nie przedstawiłam. Elisabeth McRiver. - kobieta uścisnęła dłoń Harry'ego.
- Harry Styles. - odparł chłopak.
- No, ale dość tych uprzejmości. Wszyscy się za tobą, Happiness, tak z tęsknili, że od 2 tygodni o niczym nie mówią, tylko o twoich odwiedzinach.
We troje skierowali się do wspomnianego wcześniej pomieszczenia, a przed ich oczyma ukazała się grupka dzieci w różnym wieku, siedzących na starym dywanie przed kominkiem.
Między nimi siedziała dziewczyna niewiele starsza od przybyłej pary, a w dłoniach trzymała pokaźnych rozmiarów, przyniszczoną księgę.
Kiedy tylko ich nogi postanęły w salonie, uwaga wszystkich zebranych skupiła się na nich. Nastała chwila martwej ciszy, a zaraz po tym nastał straszny gwar, kiedy wszystkie dzieci rzuciły się w ramiona Iness.
Ona wcale nie protestowała, ani nie złościła się, lecz tuliła je do siebie jak własne. Tak jakby dażyła je bezwarunkową miłością, jak kochająca matka.
Co niemało zdziwiło Harry'ego, parę maluchów przywarło także do jego nóg.
Był mile zaskoczony i wzruszony, więc także oplótł je rękami.
- No dzieciaki, spotkaliśmy Świętego Mikołaja, który przekazał nam dla was prezenty. - i tak oto rozpoczął się armagedon.
***
Iness i Harry stali pod jej mieszkaniem wpatrując się w siebie nawzajem. Rozdawanie prezentów zajęło im parę minut, lecz spędzili ponad 3 godziny na śpiewaniu kolęd i opowiadaniu bajek. Oboje uważali ten dzień za w pełni udany.
- Dziękuję ci Harry, za wszytko co dla mnie zrobiłeś i robisz. To na prawdę wiele dla mnie znaczy. - powiedziała Happiness, chwili zamyślenia.
- Zawsze do usług. - odparł z uśmiechem.
- Chciałabym ci to jakoś wynagrodzić. Jesteś jutro zajęty? Może miałbyś ochotę spędzić ze mną Boże Narodzenie?
- O niczym innym nie marzę. - odparł i zatopił swoje usta w jej.
~°~
Wow, ten rozdział to jakaś rozpusta normalnie, ale długo nie dodawałam, więc to takie za dość uczynienie. :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top