'2'
Do hotelu biegłam na łeb na szyje, nie oglądając się na przejściach, przez co prawie potrącił mnie ohydny zardzewiały garbus i przewaliłam wazon z wystawy z kwiaciarni, za co zostałam zwyzywana przez jej właścicielkę.
Zmachana przez bieg, (gdybym biegała tak na wychowaniu fizycznym, miałabym same szóstki), po wejściu do pokoju padłam na podłogę dysząc ciężko. Alek wyjrzał po kilku sekundach na korytarz ze zdziwionym wyrazem twarzy.
-- Uciekłaś jakiemuś pedofilowi czy co?-- zapytał.
Oderwałam twarz od zimnej powierzchni kafelek i spojrzałam na niego tak jak zwykle czyli z ochotą mordu w oczach. Nie będąc w stanie nic powiedzieć tylko nieskładnie coś wybełkotałam i krzywiąc się poszłam do kuchni po coś do picia.
--Biedny pedofil...-- doszedł do mnie głos Olka.
Chwyciłam za butelkę wody i zaczęłam ją opróżniać, kątem oka spoglądając na dwójkę zakochanych gołąbków gruchających na kanapie przed telewizorem. Nadal z trudem łapiąc powietrze odłożyłam puste opakowanie i oparłam się o blat małej wyspy kuchennej.
-- Nie uwierzycie...
Kasia oderwała głowę od klaty Dippera i spojrzała na mnie ze zdziwieniem, marszcząc brwi.
-- Wyglądasz jakbyś uciekała przed stadem wściekłych psów-- skomentowała.
-- To był pedofil.--wtrącił Alek.
-- Idioci... spotkałam Toma Hiddlestona!
Przyjaciółka spojrzała na mnie tak jak wtedy, gdy powiedziałam jej, że Twenty one pilots będzie w Polsce. Wybałuszyła swoje wielkie niebieskie oczy i zaczęła się jąkać, nie wiedząc, co powiedzieć. Po chwili w nasze uszy wdarł się przenikliwy pisk, a Kasia wstała z kanapy podskakując i krzycząc.
Oczywiście chłopcy nie podzielali naszego zachwytu i spoglądając to na mnie, a to na Katarzynkę zapytali:
-- Kto taki?
Miałam ich ochotę udusić za posiadanie tak małej wiedzy, ale nie miałam siły nawet się wyprostować bo żebra boleśnie zaciskały mi się na płucach.
-- Aktor, który grał Lokiego Laufeysona, durnie.
Na twarzach klonów pojawił się identyczny grymas. Wyraziste brwi podjechały wysoko do góry tworząc zmarszczki, usta otworzyły się z zaskoczenia. Gdy kierowali się takimi samymi emocjami na prawdę bardzo trudno było ich rozpoznać, który jest który. Przez to wielokrotnie nawet sama matka bliźniaków myliła ich ze sobą.
-- Pazdanisz...
--Nie. A najlepsze jest to, że zaoferował nam zwiedzanie Londynu. A wszystko przez te zjebane kondomy...--wysapałam, siadając na krześle.
Chłopaki zaczęli się przekrzykiwać kogo to zasługa, że spotkałam aktora, a Kasia podeszła nadal z tym samym wyrazem twarzy i zaczęła zasypywać mnie pytaniami.
-- O czym gadaliście, w co był ubrany, gdzie dokładnie sie spotkaliście, w ogóle jak do tego doszło, kiedy to zwiedzanie, czy zrobiłaś sobie z nim zdjęcie i czy na żywo tez jest taki seksowny?
Na ostatnie pytanie Dipper na nią spojrzał z wyrzutem i krzyknął:
-- Ej! Ja jestem lepsiejszy!
-- Tak, tak, kochanie -- odparła z roztargnieniem.-- To jak?
-- Daj mi odetchnąć, zapieprzałam ze sześć minut na najwyższych obrotach... chyba zaraz się zrzygam-- wetknęłam głowę pomiędzy kolana i spróbowałam uspokoić oddech.
Nie wiedziałam, co silniej na mnie działa. Zmęczenie organizmu zabójczym maratonem czy ekscytacja duszy na cało spotkanie. Przeżywałam wiele takich sytuacji. Negatywnych, kiedy to na przykład chodziłam jeszcze do gimnazjum i dowiedziałam się na lekcji wf, że do szkoły wraca jedna z największych jędzy na świecie ucząca matmy, ale także tych pozytywnych. Na przykład te z licznych przeżytych koncertów, kiedy stopy i łydki rozrywały się w bólu od nieustającego podskakiwania, gardło zdzierało od wrzeszczenia piosenek, a twarz bolała od ciągłego uśmiechu. Przeżyłam niezliczoną ilość takich sytuacji, ale ta przerastała je ponad wszystkie.
Pod nos podstawiono mi szklankę po brzegi wypełnionym pomarańczowym sokiem. Sięgnęłam po nią drżącą dłonią i zaczęłam powoli sączyć słodki napój.
-- Wszystko okay? Nie wyplujesz płuc?-- jej twarz zniżyła się, gdy przykucnęła obok krzesła.
-- Zajekurwabiście--wybełkotałam, machając ręką. Podałam jej pustą szklankę, wycierając usta wierzchem dłoni. -- Spotykamy się z nim o dwudziestej. Na Salazara... chyba muszę wziąć coś na uspokojenie. Dajesz wiarę? Samego Toma cholera jasna! Był taki śliczny... w zielonej bluzie... albo niebieskiej... sama nie pamiętam, ale przecież jemu we wszystkim bosko, miał założony kaptur i taki kędziorek włosów mu wystawał i-i jeszcze tak się ładnie śmiał i jak się z nim zderzyłam to ten prezerwatywy się wysypały i zaczęliśmy rozmowę...
-- Zaparzę melisy--przerwała mi
Szczerze wątpiłam by pomogła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top