51

-Jesteś wreszcie gotowy? – krzyknęła mama, stojąc pod drzwiami łazienki, ale w odpowiedzi dostała tylko jakiś bełkot taty, na co westchnęła zrezygnowana.

Ja natomiast spokojnie wzięłam do ust kolejną łyżkę płatków, wciąż wgapiając się w ekran telefonu. Nuda, kpop, więcej nudy, drama... Wow, wreszcie coś ciekawego.

-Hayley – Kobieta weszła do kuchni, pokazując mi spojrzeniem, że mam odłożyć telefon, zanim jakkolwiek zdążyłam zagłębić się w temat. – Rozmawialiśmy wczoraj z tatą, że miło byłoby wybrać się na kajaki.

-A co w tym miłego? – Uniosłam brew, bo tak, kajaki również należały do niezwykle długiej listy rzeczy, których nie lubię.

-Spędzilibyśmy razem czas, mogłabyś wziąć Patty dla towarzystwa, jeśli masz ochotę.

-Muszę w ogóle brać w tym udział?

-Hayley.

-Dziwisz się?

-Nie zaczynaj.

-Dobra, jeju, już do niej piszę – Wywróciłam oczami, włączając naszą konwersację grupową.

Hayley: em @Patty
Hayley: nie masz ochoty wybrać się na kajaki z moimi rodzicami i przy okazji mnie utopić?
Patty: co
Jake: umiesz pływać halo
Hayley: tia chyba na chwilę zapomnę
Patty: czekaj jeszcze raz
Patty: co
Hayley: moi rodzice stwierdzili, że c u d o w n i e byłoby wybrać się razem na kajaki i zaproponowali, żebym wzięła cię ze sobą
Jake: czemu nie mnie????
Hayley: bo cię nie lubią
Jake: racja, to dość istotny fakt, kontynnuj
Hayley: jako że nienawidzę kajaków, składam ci propozycję wybrania się tam ze mną w zamian za obietnicę przyłożenia mi wiosłem w głowę;-)
Nick: ej, spokojnie, wygląda na to, że ostatnio próbują być mili
Nick: może chcą odzyskać relacje z tobą?
Hayley: szczerze to coraz bardziej myślę, że mają w tym jakiś inny celXD
Patty: oj nie dopowiadaj sobie
Patty: wreszcie zrozumieli, że trochę się między wami zepsuło i chcą to uratować
Patty: więc tak, chętnie z wami pojadę!!
Hayley: wohooo zabawa

***

-Wiesz, że nie umiem wiosłować? – spytałam, gdy kierowałyśmy się z Patty do naszego kajaku.

-Wiesz, że się tego spodziewałam?

-Niezmiernie mnie to raduje, moja droga.

-Ale będzie fajnie, prawda? – zagadnął tata, podchodząc do nas, na co wyłącznie wzruszyłam ramionami.

Przeżyć ten dzień, tak, to brzmi, jak cel.

-Jasne, że tak – Ruda posłała mu szeroki uśmiech. Tia, też wciąż nie wiem, jakim cudem się przyjaźnimy.

Dziesięć minut później siedziałyśmy już w tym pływającym plastiku i szczerze mówiąc, miałam ochotę walnąć się tym wiosłem w twarz.

-Dajesz Ley – zaczęła, a ja niechętnie zaczęłam machać tym badylem. – Prawa, lewa, prawa, lewa...

Jeden, dwa, trzy, nie może być tak źle, pięć, sześć, osiem, dziesięć, czterdzieści siedem...

-Zmęczyłam się.

-Nie wpłynęłyśmy z przystani.

-Chce do domu.

-Nie poddawaj się, Ley, zrób to dla rodziców, sama widzisz, że oni naprawdę się starają odbudować z tobą relację.

Burknęłam wyłącznie coś pod nosem, po czym skinęłam głową.

Okay, może ma rację?

Może.

Powiedzmy tak. Kiedy trajkotała mi cały czas nad uchem, co mam robić, nawet nieźle nam to wychodziło. Później wczułam się w to na tyle, że płynęłyśmy w ciszy, aż w końcu zaczęłyśmy gadać, co chwilę się śmiejąc.

Przeszło mi nawet przez myśl, że nie jest tak źle. Do czasu.

-Zamknijcie mordy, debilki – Uchyliłam zdezorientowana usta, na dźwięk cienkiego głosiku i skierowałam wzrok na około dziesięcioletniego chłopczyka, który przepływał obok nas.

-Czekaj, że co ty powiedziałeś? – rzuciła dziewczyna za mną, ale on wyłącznie zmierzył nas wzrokiem. Mimowolnie parsknęłyśmy śmiechem, na co zirytowany dzieciak walnął wiosłem o wodę, ochlapując mnie całą.

Tia, co mówiłaś, Ley? Nie jest tak źle?

Zacisnęłam usta, starając się zachować spokój. Pomijając już nawet fakt, że akurat siedziałam z przodu, to, jak ubrania zaczęły się do mnie kleić i to, że myłam włosy dzień wcześniej, chciało mi się po prostu rozpłakać, że mam takiego pecha i to zawsze, gdy zaczynam czuć się dobrze.

-O nie gówniarzu, jak tylko cię dorwę to...

-Patty, luz. Nie trać nerwów – mruknęłam, wypuszczając powoli powietrze, żeby zahamować emocje.

Ogarnij się, Ley, nie upokarzaj się bardziej.

-Jakie „luz", jak tylko dopłyniemy, to mu coś skręcę. Nikt do cholery nie będzie robić czegoś takiego mojej przyjaciółce – oznajmiła całkowicie poważnie, a ja wyłącznie wzruszyłam ramionami.

-Hayley, wszystko dobrze? – Skierowałam wzrok na mamę, która razem z tatą zdążyła podpłynąć do nas. – Widzieliśmy, co się stało i...

-Gnojek jeden, takich to się nie powinno samych puszczać – dokończył tata. – Zatrzymamy się przy najbliższym pomoście i zrobimy chwilę przerwy, dobrze? – W odpowiedzi wyłącznie skinęłam głową.

Właściwie chwilę potem byliśmy już na brzegu. Nie mając lepszego planu, położyłam się na deskach, gapiąc w niebo i próbując się wyciszyć.

-Hej, skarbie, już w porządku – Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, czy nie mam omam słuchowych. Przeniosłam spojrzenie na moją rodzicielkę, która jakby nigdy nic przysiadła obok, głaszcząc mnie po ramieniu. – Chociaż widzę, że i tata i Patty się wkurzyli, więc chłopak może z tego nie wyjść cało.

Mimowolnie się zaśmiałam, podnosząc do siadu, a ona tak najzwyczajniej w świecie mnie przytuliła.

I wtedy pękłam.

To był taki znany uścisk. Ten matczyny, pełen miłości i szczerze mówiąc, nie pamiętam, kiedy ostatni raz się tak przy niej czułam, ale to było jedno z najlepszych uczuć na świecie. Takie zaufanie i bezpieczeństwo, które nawet ciężko opisać słowami.

Wszystkie te domysły i podejrzenia wypadły mi całkowicie z głowy i po prostu objęłam ją ramionami, powstrzymując łzy, które cisnęły mi się do oczu. Miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie do momentu, gdy nawet nie chodziłam jeszcze do szkoły. Wtedy cała ta relacja faktycznie miała rację bytu i właściwie dopiero w tym momencie znów zobaczyłam jakąkolwiek szansę na odratowanie tego.

I mimo że wciąż byłam przemoczona, zapłakana, a gdzieś w tle tamta dwójka planowała atak na dziwnego dzieciaka, czułam, że wreszcie naprawdę wszystko jest w porządku.


***
plakalam piszac ta koncowke but don't judge me

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top