5
-Więc o której wyjeżdżacie? – spytałam, spoglądając kątem oka na włączonego Skype'a.
-O ósmej rano, więc zdążymy się jeszcze zobaczyć – Patty posłała mi lekki uśmiech, pakując kolejne ubrania do walizki. – Głupio mi się tym cieszyć, gdy wiem, że ciebie tam nie będzie.
-Już o tym rozmawiałyśmy. Masz to jak najlepiej wykorzystać, nawet jeśli ten tydzień spędzisz z gangiem Nicka.
-Tak właściwie to...
-Co? – Przeniosłam na nią spojrzenie, kiedy na chwilę przestała mówić.
-Co?
-Co, co?
-Co, że co?
-Zaczęłaś mówić i...
-A, tak! Myślisz, że powinnam brać kostium? – Przechyliła lekko głowę, jak zwykle, gdy się nad czymś zastanawiała. Uniosłam brew na jej nieudaną zmianę tematu, ale postanowiłam nie wnikać.
-Nie wiem. To ty masz rozpisany plan wycieczki.
-Racja! Tylko gdzie ja go... - burknęła, zaczynając wywalać kolejne rzeczy z plecaka. Pokręciłam głową z niedowierzaniem i wróciłam wzorkiem do przeglądania Twittera.
Podniosłam wzrok, słysząc pukanie do drzwi. Po chwili zobaczyłam głowę mamy.
-Jutro po lekcjach pójdziesz do Bethany, dobrze? Przyjeżdżają goście i będzie tu dosyć ważne spotkanie, więc wolałabym, żeby cię to ominęło.
-Beth jest... - zaczęłam, ale ugryzłam się w język, widząc wzrok mamy. – Ciocia jest na wyjeździe, jeśli zapomniałaś.
-Och, wakacje?
-Praca.
-Nie myślałam, że w takiej pracy też są wyjazdy.
-Jak widać, są – Spojrzałam na nią wymownie, ucinając temat. – Ale luz, nie będę wam przeszkadzać.
-Będę wdzięczna – Wymusiła krótki uśmiech, po czym zamknęła drzwi.
-Wygoniona z własnego domu – Usłyszałam śmiech Patty, na co wzruszyłam obojętnie ramionami. – Serio Beth wyjechała?
-Na dwa tygodnie, to nic wielkiego. Potrzebowali jej w jakimś miasteczku, chyba za San Mannon.
-Za tym zadupiem?
-Spadaj, urodziłam się tam – Wystawiłam do niej język, a ona odpowiedziała mi tym samym, po czym obie zaczęłyśmy się śmiać.
-Co jeszcze powinnam spakować? – spytała po chwili.
-Plan?
-O właśnie! – Klasnęła w dłonie, znowu zaczynając grzebać w plecaku.
*
-Przywiozę ci breloczek i jakieś jedzenie i w ogóle przywiozę ci coś super! – Patty praktycznie skakała przy tym autokarze, przez co mimowolnie uśmiechałam się razem z nią. – Gdybym wzięła większą walizkę, to wpakowałabym cię na szybko, ale musisz mi to wybaczyć i jejku, zobaczę Nowy York! Przepraszam, że tyle ci o tym mówię, ale... - W tym momencie po prostu pisnęła po raz chyba trzeci, rzucając mi się na szyję.
-Pisz mi wszystko na bieżąco, jasne? Ogólnie zostało mi pięć minut, a muszę się wdrapać na trzecie piętro, więc... - przerwałam, czując, że mocniej mnie ściska. – Wyluzuj, zobaczymy się za tydzień. I nie zgub się tam, oki?
-A ty nie umrzyj z samotności, oki?
-Masz moje słowo – prychnęłam, odsuwając się trochę. – Lecę już.
-Okay. Trzymaj się, miś.
-Ty też – Uśmiechnęłam się, po czym jeszcze raz jej pomachałam i ruszyłam na lekcje.
Jak to przeżyję, to będzie cud.
Weszłam do sali równo z dzwonkiem, po raz kolejny przeklinając swoją kondycję, bo po pokonaniu schodów, miałam ochotę jedynie umrzeć.
Z ulgą stwierdziłam, że z naszej klasy zostało dosłownie dziesięć osób, więc lekcje powinny być bardziej na luzie.
-Dzień dobry! – Pani Marshall wkroczyła do pomieszczenia, posyłając nam swój firmowy uśmiech. – Nie jestem pewna, czy wcześniej o tym wspominałam, ale ze względu na braki w waszej klasie oraz klasie 3A, przez najbliższy tydzień będziecie mieli łączone lekcje.
Tak właściwie, wcale by mnie to nie obchodziło. Siedziałam kulturalnie w przedostatniej ławce, całą uwagę poświęcając widokowi za oknem, jednak musiałam się odwrócić, gdy usłyszałam ten charakterystyczny śmiech. I kiedy tylko mój wzrok na nich spoczął, miałam ochotę wstać i wyjść.
Ale to wcale nie tak, że dwie trzecie gangu śmieszków jednak nie pojechało na wycieczkę i właśnie kierowało się prosto do ławki za mną.
Wcale.
***
wreszcie zaczyna się tu jakaś akcja wow
wybaczcie mi że dopiero dzisiaj, ale mam zapierdol jak cholera a SWOJĄ DROGĄ TO W PROJECT WYBIŁO 4K GWIAZDEK WIĘC PODSUMOWUJĄC, TO M D L E J E
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top