49
-Nareszcie! – krzyknął Mike, rzucając ręcznik na piasek i prawdopodobnie najszybciej, jak potrafił, wbiegł do jeziora.
-Też chcę – burknął Jake, idący obok mnie.
-To leć.
-Chce mi się? – Spojrzałam na niego znacząco, na co uśmiechnął się szeroko i cmoknął mnie szybko w policzek, po czym sam rzucił się do wody.
-Nick, debilu, rusz dupę, a nie z dziewczynami siedzisz! – wrzasnął Mike, a my z Patty spojrzałyśmy na siebie porozumiewawczo.
-Idź, bo cię wydziedziczą – parsknęła wreszcie, a chłopak zaśmiał się, odkładając rzeczy, po czym dołączył do reszty.
Rozłożyłyśmy wszystko, patrząc jak cała trójka się wzajemnie chlapie i podtapia. Włożyłam swoje okulary przeciwsłoneczne, układając się wygodnie na kocu.
To wszystko było tak cudowne, że wydawało mi się jeszcze bardziej nierealne.
-Co za idioci – rzuciłam, kręcąc głową z politowaniem, gdy drugi raz usłyszałyśmy głośny plask uderzenia plecami o wodę, bo zachciało im się wyrzucać się w górę.
-Typowe u dzieciaków – dodała Patty, na co skinęłam głową.
-Nick to i tak jest z nich najrozsądniejszy.
-Fakt, bez niego już dawno by zginęli – parsknęła i cóż, nie mogłam zaprzeczyć. Uśmiechnęła się pod nosem, kładąc się w połowie na plecach, żeby mieć na mnie widok. – Ale uwielbiam w nim to. Wiesz, niby ten najbardziej ułożony i najmądrzejszy, ale też jest zabawny i spontaniczny. Ideał – Wzruszyła niewinnie ramionami. – A jak ty sobie radzisz z Jakiem?
-W sensie?
-Już nie masz takich wątpliwości?
-Już nie – Mimowolnie się uśmiechnęłam, kładąc na plecach, a dziewczyna trzepnęła mnie w ramię. – Ał! Za co to?
-Mogłabyś mi powiedzieć cokolwiek, a nie tylko pół-zagadkami – Wystawiła w moją stronę język, na co parsknęłam śmiechem.
-Sama wiesz, że było tragicznie, ale porozmawialiśmy tak szczerze i no nic nie poradzę, że on mnie potrafi tak uspokoić. – Wywróciłam oczami z rozbawieniem, gdy usłyszałam to typowe „awww". – Zresztą miałam już ponad miesiąc, żeby przywyknąć. Zależy mi na nim i jemu na mnie raczej też, więc...
-Raczej? Ty masz pojęcie, ile on o tobie trajkocze? – przerwała mi, a ja zsunęłam trochę okulary, żeby na pewno zauważyła moje pytające spojrzenie. – Ley to, Ley tamto, Ley jest urocza, Ley to dzieło sztuki, zwariować można, cieszę się, że jest z tobą, bo gdyby gadał mi tak o jakiejś lasce, której nie lubię, to chyba bym go zabiła.
-Czekaj, wcięło mnie gdzieś przy „dzieło sztuki".
-Śmieszna sprawa. Przylazł do mnie, jak oglądałam jakieś zdjęcia, co miałaś wstawić na Instagrama swoją drogą – Zagroziła mi palcem. – No i pokazałam mu i mówię, że twoje prace to dzieło sztuki, a ten z tekstem, że cała jesteś dziełem sztuki, no przysięgam ci, gdyby nie to, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką, to chyba bym zwymiotowała na taki przesłodzony tekst.
Uchyliłam zdezorientowana usta, ale jakoś mimowolnie wpłynął na nie uśmiech. To znaczy jasne, mówił mi, że jestem urocza, piękna i inne takie, w co i tak nie wierzyłam, ale to nieistotne. Po prostu jakoś sama myśl, że powiedział coś takiego, chociaż wiedział, że możliwe, że nigdy się o tym nie dowiem, była taka... wow. Chyba nigdy nie było mi tak miło, jak w tamtym momencie.
-Czekaj, gdzie...
Nie zdążyła dokończyć, gdy mimowolnie pisnęłam, czując, jak ochlapuje mnie zimna woda, a czyjeś ręce unoszą mnie do góry. Spojrzałam z paniką na Patty, ale ona była w równie złej sytuacji.
-Nie zrobisz mi tego, prawda? – Przeniosłam błagalny wzrok na Jake'a, ale on wyłącznie się uśmiechnął pod nosem. – Proszę?
-A co będę z tego miał?
-Moją dozgonną wdzięczność – Wymusiłam najsłodszy uśmiech, na jaki było mnie stać, ale on zaczął iść w stronę wody. – I MOJĄ MIŁOŚĆ, I WIERNOŚĆ, I ŻE CIĘ NIE OPUSZCZĘ... – Przywarłam mocno do niego, machając nogami, a kiedy postawił pierwsze kroki w wodzie, pisnęłam. – AŻ ZA TO NIE OBERWIESZ, JAKE, IDIOTO, POSTAW MNIE, BO...
Tak. Wrzucił mnie do wody.
Wynurzyłam się jak najszybciej, odgarniając z twarzy mokre włosy i zmroziłam wzrokiem chłopaka, który razem z Mikiem śmiał się jakby nigdy nic.
-Chyba nie dokończyłaś – Skierował się do mnie z szerokim uśmiechem, a z każdym jego krokiem, ja cofałam się o kolejny. – Postaw mnie, bo co?
-Nie podchodź – Zagroziłam mu palcem, ale on dalej patrzył na mnie z czystym rozbawieniem. – Tak się nie robi.
-Przecież nic nie robię – Uniósł obronnie dłonie. Zatrzymałam się, a gdy podszedł wystarczająco blisko, zaczęłam chlapać go wodą, w czym zresztą nie pozostał mi dłużny. Odwróciłam głowę, żeby uniknąć dostawania w twarz i machałam rękami na oślep, aż do momentu, gdy ktoś złapał mnie za nadgarstki. Spojrzałam z paniką na blondyna, który znalazł się tuż przede mną. Przełożył dłonie na moją talię, lekko mnie podnosząc, a ja jakoś odruchowo go objęłam. Cały czas patrzył mi w oczy, lekko się uśmiechając. – Już się uspokoiłaś?
-Może.
-Może? – Wzruszyłam niewinnie ramionami, na co zaśmiał się, całując mnie krótko w usta.
I nieważne jak naiwnie to brzmi, wtedy czułam się najszczęśliwsza na świecie.
***
wesołych świąt kochani!❤️ przeżyjcie je jak najlepiej i jeśli tylko macie okazje spędzić czas z kochanymi osóbkami, proszę, odłóżcie telefony i korzystajcie z tego pięknego czasu!
bardzo przepraszam was, że te świąteczne oneshoty nie wypaliły, ale staram się, jak najbardziej skupić na optimist, żeby wreszcie doprowadzić to do końca:(
iii taka drobna prośba na koniec, sporo osób stąd nie wie, co się wydarzy, więc proszę nie spojlerujcie w komentarzach, będę bardzo wdzięczna!!
widzimy się wkrótce, ilysm!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top