48

Nick: ZBIÓRKA DZIECIAKI
Hayley: jesteśmy w tym samym wieku wtf
Patty: jest ze stycznia, daj mu się nacieszyć
Hayley: okioki wybacz, kontynuuj Nick
Nick: a więc
Nick: co powiecie na weekend nad jeziorem?
Mike: powiem żE JUŻ SIĘ PAKUJĘ, CZEKAJ NA MNIE POD DOMEM
Patty: @Hayley @Jake
Jake: jeszcze pytasz?
Patty: fakt
Patty: Ley?
Hayley: idk
Patty: rodzice?
Hayley: no cholera ich wie
Jake: pytaj, zawsze warto spróbować
Hayley: okay ide
Hayley: ale i tak wolę się nie nastawiać xd

-Mam pytanie – Weszłam do kuchni, siadając na krześle naprzeciw rodziców. Skoro i tak mnie spławią, to po co się starać? – Czysto hipotetyczne.

-Jak zawsze – zaśmiał się tata. – No dawaj.

-Mogłabym pojechać z ekipą nad jezioro na weekend?

-Ekipą to znaczy?

-Patty, Nick, Mike i Jake.

Siedziałam niewzruszona, gdy posyłali sobie jakieś porozumiewawcze spojrzenia. Siedzenie w domu będzie jeszcze bardziej dobijające ze świadomością, jak oni się świetnie ba-

-W porządku.

-Co? – rzuciłam bezmyślnie, próbując przyswoić informację. – Serio?

-Jasne, masz wakacje, jesteś młoda, czemu miałabyś siedzieć w domu? – Jakieś pięćdziesiąt razy otworzyłam i zamknęłam usta, zwyczajnie nie wierząc w to, co słyszę, podczas gdy oni zwyczajnie się do mnie uśmiechali.

Coś tu nie gra i to dość mocno.

-Um, dziękuję – wybełkotałam, ulatniając się szybko z pomieszczenia, na wypadek, gdyby zmienili zdanie. Miałam wrażenie, że to jakiś podstęp, ale zupełnie nie mogłam zrozumieć, jaki mieliby w tym cel.

Wolne mieszkanie na weekend? Przecież oni nawet nie mieliby kogo zaprosić. Chyba że...

Oh, to miłej zabawy.

Hayley: do jakiego wieku można zajść w ciążę?
Jake: co
Nick: po co ci to
Mike: no zależy czy liczysz w psich, czy ludzkich latach
Patty:
???
Hayley: idk nieważne
Hayley: dziwna sprawa
Patty: ale co powiedzieli?
Hayley: zgodzili się
Patty: omg krzycze
Jake: yaaaaaaaas
Nick: czyli będziemy wszyscy!
Mike: lol tak po prostu?
Hayley: mnie też to zastanawia właśnie
Hayley: idk mam wrażenie, że coś z nimi nie tak
Hayley: może to odwołają dzień przed wyjazdem
Jake: wyluzuj, zgodzili się, więc jedziesz
Patty: wyjątkowo popieram, nie doszukuj się drugiego dna, tylko ciesz!!!

Westchnęłam przeciągle, odkładając telefon na bok. Byłam świadoma, że mają rację, jasne, że byłam.

Ale to wciąż było zbyt łatwe, żebym ot tak w to uwierzyła.

***

-Tak, tak, już się nie martw, mówiłam ci tysiąc razy, że sobie poradzimy – Patty wręcz zatrzasnęła drzwi, samochodu swojego taty, a my wszyscy jeszcze pomachaliśmy, gdy wyjeżdżał za bramę, którą chłopaki od razu zamknęli. Ruda pisnęła, niemal wskakując na Nicka, a ja wyłącznie parsknęłam śmiechem, jeszcze raz patrząc na budynek, przy którym staliśmy.

Niewielki, typowo letniskowy domek, położony trzy minuty drogi od jeziora. Żyć, nie umierać.

-Teraz już wierzysz, że będziesz na tym wyjeździe? – Jake objął mnie ramieniem. Spojrzałam na niego kątem oka, wzruszając ramionami, na co pokręcił z rozbawieniem głową. – Nie zabiorą cię stąd siłą w środku nocy, spokojnie.

-Wiem, wiem, ale nadal mam wrażenie, że coś im się stało. Nie zachowywali się tak już od... Właściwie nigdy tak nie zrobili – Zmarszczyłam brwi, odwracając się do niego przodem, a on złapał mnie za dłonie, splatając nasze palce. – Serio nie wydaje ci się to dziwne?

-Może trochę, ale skoro tu jesteś, to czemu mamy się tym przejmować?

-Nie wiem, ale...

-Ley, nie kombinuj. Jesteś tu, mamy cały weekend dla siebie, spróbuj raz być optymistką i z tego skorzystać, okay? – Spojrzał na mnie znacząco, a gdy przytaknęłam, uśmiechnął się, całując mnie lekko w czoło.

Okay, ja wiem, że miałam czas przywyknąć, ale to było cholernie urocze, P A L P I T A C J E.

-Dobra wprowadzamy złotą zasadę, ograniczcie swoje bliskości, kiedy jestem obok, bo czuję narastającą depresję, a przyjechałem się tu bawić – zaznaczył Mike. – Idziemy się kąpać czy jeść?

-Nie można obu? – spytał Jake, na co tamten pokiwał głową z uznaniem, tworząc z palców serduszko. Parsknęłam śmiechem.

-Najpierw jezioro, idioci. Później ogarniemy coś do jedzenia i zrobimy sobie miły wieczór – Patty uśmiechnęła się promiennie, po czym złapała mnie pod rękę, prowadząc do domku. – To my pójdziemy się przebrać.

-Nie można popatrzeć? – rzucił któryś, a my spojrzałyśmy po sobie, zgodnie wybuchając śmiechem.


***
pytanko, skarby

streszczamy się i kończymy to szybko, czy przedłużamy?

i od razu możecie dać znać czy wolicie dużo krótkich rozdziałów czy mniej, ale dłuższych x

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top