19
-Jak włączyłeś dzwonek? – spytałam, gdy siedzieliśmy już we trójkę na parkingu.
-To proste – Jake wzruszył ramionami, uśmiechając się dumnie. – Wszystko jest w gabinecie dyrektorki, więc trzeba było tylko wywabić ją stamtąd. Dlatego wpuściłem tam mysz, ona razem ze swoją sekretarką zaczęły się drzeć i pobiegły do ochroniarza, a ja w tym czasie na luzie znalazłem dzwonek i zostało mi tylko znalezienie myszki.
-Czy ty się dobrze czujesz? – parsknęłam, unosząc pytająco brew.
-No nie mogłem jej tam zostawić, jeszcze by jej coś zrobili...
-Poważnie?
-No prawie.
-To znaczy?
-W sumie to mysz jest w domu, a ja po prostu włączyłem dźwięk dzwonka na telefonie – Pomachał do mnie urządzeniem, po chwili razem z Mikiem wybuchając śmiechem. Wywróciłam oczami.
-Szczerze? Po tym skoku z okna i strzelaniu w zegar spodziewałabym się po was wszystkiego.
-Trzeba sobie jakoś czas urozmaicać.
-Gdybyś była z nami w klasie, już dawno byś przywykła – wtrącił Mike, a ja wzruszyłam ramionami, po chwili skupiając całą uwagę na nadjeżdżającym autokarze.
I właśnie wtedy dotarło do mnie, że to poniekąd koniec. Może i nie powinnam tak o tym myśleć, ba, na pewno nie powinnam, ale mówiąc szczerze, powrót Patty równał się ze skupieniem całej uwagi na niej i moim powrotem do bycia duffem na doczepkę.
Może jestem jebaną egoistką i beznadziejną przyjaciółką, ale proszę, chcę przeżyć ten tydzień od nowa.
Z nieco wymuszonym uśmiechem patrzyłam, jak kolejne osoby opuszczają pojazd, dopiero po chwili dostrzegając wśród nich rudą głowę mojej przyjaciółki. Nawiązałyśmy kontakt wzrokowy, a ja poczułam, jak coś we mnie pęka. Może i byłam na doczepkę, może to ona była, jest i zawsze będzie gwiazdą, może musiałam po prostu żyć w jej cieniu, ale to wciąż jedna z najważniejszych osób w moim życiu i prawda jest taka, że zawdzięczam jej cholernie dużo i po prostu nie poradziłabym sobie bez niej.
Rozdwojenie jaźni, hej.
Z piskiem rzuciłyśmy się z Patty na siebie, słysząc gdzieś z tyłu śmiech chłopaków.
-Tak się stęskniłam, jejku, mam ci tyle do opowiedzenia! – gadała mi do ucha, a ja mimowolnie szczerzyłam się jak idiotka. Brakowało mi tego.
-Czasem mnie dziwi, że one nie są lesbijkami – Usłyszałam głos Mike'a, a po chwili ktoś obok nas chrząknął znacząco.
-No tak – kontynuowała rudowłosa, odsuwając się ode mnie i złapała za rękę Nicka. – Znacie się, ale zawsze chciałam to powiedzieć, więc poznaj mojego chłopaka!
-Zaraz zwrócę obiad – wtrącił Jake, a ja spojrzałam na niego znacząco.
-Nawet nic nie jadłeś.
-I musiałaś mi to wypomnieć, tak? – Wywrócił oczami, na co wyłącznie wzruszyłam niewinnie ramionami.
-Witaj z powrotem nudne Jersey! – krzyknęła Kylie, zeskakując na chodnik, po czym ruszyła do mnie z szerokim uśmiechem. – Hayley! Jak bardzo rozwinęła się twoja kondycja przez tydzień samotnego pokonywania schodów?
-Z poziomu minus pięć wskoczyła na minus cztery i pół! – Odrzuciłam teatralnie włosy, mocno przytulając dziewczynę. – Brakowało mi wsparcia w bieganiu.
-No ja myślę, że beze mnie to się nawet nie ruszyłaś.
-Przejrzałaś mnie – parsknęłam.
-Mnie też mógłby ktoś przytulić na powitanie! – oburzył się Mike, a ja słyszałam, jak blondynka wzdycha. Po chwili podeszła do niego, cmoknęła go w policzek i poszła, machając nam przelotnie na pożegnanie. – Chwila, czy ona...
-Trzy razy tak, stary, jesteś w grze! – krzyknął Jake, przybijając przyjacielowi piątkę. Mimowolnie parsknęłam śmiechem.
Tia, gimnazjum.
***
nie wiem, nie pytajcie lalalala
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top