15
Wyszłam ze szkoły, naciągając na głowę kaptur. Deszcz zaczął powoli ustępować, ale nie robiło mi to już większej różnicy. I tak szłam już do domu, a muzyka w słuchawkach skutecznie zajmowała moje myśli.
Odwróciłam się z jękiem, czując uścisk na ramieniu i przysięgam, że w myślach zdążyłam już chyba pięćdziesiąt razy wykląć tę osobę.
-Wołałem cię – Jake uśmiechnął się szeroko. Z niewinnym wzruszeniem ramionami wskazałam na słuchawki, a on jakby nigdy nic wziął jedną i włożył do swojego ucha, kiwając ze zrozumieniem głową. – Jeszcze nie przeszła ci faza na The Vamps?
-Nie i nie przejdzie. Mogłabym się założyć, że na własnej studniówce będę jeszcze tańczyć do ich piosenek – prychnęłam, na co pokręcił ze śmiechem głową.
-Założyłbym się, ale nie sądzę, że będziesz chciała utrzymywać tę znajomość aż do studniówki.
-Dobrze sądzisz, ale wciąż jesteś kuzynem mojej najlepszej przyjaciółki, więc szczerze wątpię, że będę miała szansę o tobie zapomnieć – Wzruszyłam ramionami.
Już miał coś odpowiedzieć, ale zadzwonił jego telefon. Szybko wyciągnął go z kieszeni i odrzucił połączenie, widocznie powstrzymując śmiech, po czym spojrzał na mnie.
-Obronisz mnie? – poprosił, a ja uniosłam brew, ale zanim zdążyłam zapytać, kontynuował. – Tak jakby wsypałem Mike'owi kolorowy proszek do czapki i chyba zdążył się już zorientować...
Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową z niedowierzaniem.
-Nie wiem, czy powinnam cię bronić po czymś takim – Założyłam ręce na piersi, ale on wciąż patrzył na mnie błagalnie.
-Mogę cię odprowadzić, to już spowolni jego atak na mnie – Uśmiechnął się uroczo, a ja ostatecznie się zgodziłam. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że wciąż dzieliliśmy słuchawki, przez co szliśmy o wiele bliżej siebie.
Dość długo panowała między nami cisza, przerywana jedynie dźwiękami „Cheater". Miałam wrażenie, że wszystko się wyciszyło, a efekt ten zniszczył dopiero nadjeżdżający samochód.
Wiecie, co jest naprawdę wkurzające? Gdy auto jedzie wolno, bardzo wolno i postanawia przyspieszyć dopiero przy tobie, wjeżdżając oczywiście w kałużę.
Odskoczyłam, piszcząc, gdy fala wody ochlapała całe moje spodnie. Spojrzałam niepewnie na Jake'a, który wybuchnął śmiechem, mimo że sam oberwał jeszcze bardziej niż ja.
-Czy ty serio cieszysz się nawet z czegoś takiego? – Uniosłam brwi, a on wzruszył niewinnie ramionami.
-Wiesz, mógłbym teraz odwrócić się w stronę jezdni i zacząć krzyczeć coś w stylu... - Zawahał się, rzeczywiście ustawiając się przodem do ulicy. – Dobra, chyba jednak nie mam pomysłu.
Przez chwilę jeszcze tak stał i dokładnie tyle czasu wystarczyło, by kolejny samochód przejechał ulicą znacznie szybciej od swojego poprzednika, ochlapując przy tym całego chłopaka. Tym razem to ja nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem, gdy ten z westchnieniem odwrócił się w moją stronę.
-To było nie fair – oświadczył, a gdy w miarę się uspokoiłam, kiwnął głową, żebyśmy szli dalej.
Weszliśmy w boczną uliczkę, przy której mieścił się mój blok, gdy rozległ się za nami krzyk.
-Jake, kurwa, ja cię zabiję! – Spojrzałam krótko na blondyna, który nawet się nie odwracając, zaczął biec przed siebie, a dosłownie chwilę później obok mnie przebiegł Mike. Mimowolnie parsknęłam śmiechem, patrząc, jak ganiają się wokół ogrodzonego ogródka. W końcu blondyn znów skierował się do mnie, w biegu poczochrał mi włosy, po czym rzucił krótkie „cześć Hayley" i pobiegł dalej.
***
opisywanie zauroczeń licealnych jest o wiele łatwiejsze niż zabawa w gimnazjalne ehh
miłego dnia! x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top