14
-Wow, Hayley, co ci się stało w głowę?
Mniej więcej tak zostałam powitana następnego dnia, gdy siedząc przed salą, starałam się nie myśleć, jak bardzo tragicznie wyglądam.
-Wow, Mike, to chyba najmilsze słowa, jakie dziś usłyszałam – Wywróciłam oczami i z pomocą Jake'a wstałam z podłogi. – Deszcz. O nic więcej nie pytaj.
-Ale...
-Nie pytaj.
-Jeju, dziewczyny to mają problemy – burknął.
-Więc ciesz się, że ty takich nie masz.
-Hej – Usłyszałam obok, więc odwróciłam głowę do Adriena z mojej klasy. – Poszła plotka o niezapowiedzianej kartkówce, radzę ogarnąć cokolwiek.
-Znowu? – jęknęłam, ale ten wyłącznie wzruszył ramionami. – Okej, dzięki.
-Przecież nikt nie zrobi kartkówki, gdy mamy łączone klasy...
-To chyba nie znasz zamka – rzuciłam, na co obaj spojrzeli na mnie niezrozumiale. – No błagam, gość ma na nazwisko Castlet, jak mam inaczej go nazywać?
-Po imieniu? – podpowiedział brunet, a ja spojrzałam na niego z politowaniem, dopiero po chwili zwracając uwagę na jego włosy.
-Wow, Mike, co ci się stało w głowę? – parsknęłam.
-Konkretniej, Hayley.
-Konkretnie to ci chyba przejechała kosiarka... A, to o to wczoraj chodziło.
-Punkt za spostrzegawczość – zaśmiał się Jake, dokładnie w momencie, gdy zadzwonił dzwonek. – To, co właściwie teraz mamy?
-Biologia.
-Możemy jeszcze się wycofać?
-Warto marzyć – Posłałam im przelotne spojrzenie i odwróciłam się w stronę nadchodzącego nauczyciela, który spojrzał po nas niechętnie.
-Idziemy na salę gimnastyczną – wybełkotał, po czym, nawet na nas nie patrząc, ruszył w przeciwnym kierunku.
-Co się właśnie stało? – spytała któraś z dziewczyn z klasy, ale wyłącznie pokręciłam głową, sama próbując przyswoić informacje.
-To był właśnie cud! – krzyknął Mike i zaczął biec za mężczyzną, gdy my wciąż staliśmy jak idioci.
Dopiero po kilku minutach ktoś wreszcie się ogarnął i zaczął iść, a reszta ruszyła za nim.
-Hey Hay... To znaczy cześć – Jake zrównał ze mną kroku, a ja wyłącznie posłałam mu lekki uśmiech. – Co tam?
-Nie znudziło ci się jeszcze to pytanie?
-Znudziło, ale jak inaczej mam cię nakłonić do rozmowy? – Wzruszyłam ramionami, po chwili słysząc jego westchnięcie. – Okay, to inaczej. W poniedziałek Patty wraca...
-Cieszę się.
-A my wracamy do naszej klasy...
-Szybko minęło.
-Czy ty musisz być taka bez życia?
-Prawdopodobnie.
-Fałszywy alarm radości! – krzyknął Mike, zwracając na siebie uwagę wszystkich. – Mamy apel.
-Za jakie grzechy? – jęknęłam pod nosem.
-Nie przesadzaj, nie będzie tak... - Przerwał, gdy weszliśmy na salę, a przez jej środek akurat przebiegał chłopak z przyczepionym patykiem do nosa. – Nie, nawet ja nie uwierzę, że to wyjdzie dobrze.
-Widzisz. Za chwilę zdechniemy z nudów, bo nasza szkoła postanowiła kolejny raz wepchnąć do apelu durne przedstawienie, które znamy już na pamięć. Jak tam twój optymizm?
-Świetnie.
-Sam w to nie wierzysz.
-Sam w to nie wierzysz – Sparodiował mój głos. Spojrzałam na niego znacząco.
-Nie jesteś zabawny.
-Nie jesteś zabawny.
-Jake.
-Jake.
-Spierdalaj.
-Od kiedy ty przeklinasz?! – Wyrzucił ręce w powietrze, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Wzruszyłam niewinnie ramionami i usiadłam na wolnym miejscu. – Będę cię męczył całą godzinę.
-Świetnie.
-Świetnie.
-Wiesz, że mogę nic nie mówić?
-Wiesz, że mogę... Czekaj, co? – Parsknęłam śmiechem na jego zdezorientowanie. – Hayley, no weź! Hayley... Hayley?
I tak, tak mniej więcej minęła cała godzina.
Wspominałam, że czasem jestem uparta?
***
i'm baaaaaaack
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top