11
Podpierałam głowę na dłoni, uparcie wpatrując się w okno. Przyszłam piętnaście minut wcześniej, oddałam to idiotyczne wypracowanie, wprowadzając nauczyciela chyba w największy szok, jakiego mógł doznać i od tamtego momentu nie ruszyłam się nawet o centymetr. Słyszałam, że od czasu do czasu ktoś wchodził do sali, jednak ani oni nie interesowali się mną, ani ja nimi.
Ta, do czasu.
-Cześć – Usłyszałam po dłuższej chwili i niewątpliwie było to skierowane do mnie. Mimowolnie wytrzeszczyłam oczy, gdy rozpoznałam głos i odwróciłam się zdezorientowana. – To jak, możesz dzisiaj do tego parku?
-Czekaj, co? – Zamrugałam kilkukrotnie, mając wrażenie, że moja szczęka sięgnęła podłogi.
Gościu, ja cię chyba powinnam teraz przepraszać i prosić, żebyś do mnie słowo powiedział, a ty sam zaczynasz rozmowę?
-Pytam, czy pójdziemy do parku po lekcjach, bo wczoraj powiedziałaś, żebym spytał jutro, a wczorajsze jutro jest dzisiaj, więc...
-Moment, bo wciąż nie przyswoiłam tego, że ze mną rozmawiasz – Pokręciłam głową, na co zareagował śmiechem. – Nie jesteś obrażony, czy coś? Bo ogólnie to chciałam przeprosić za tamto...
-Nie przepraszaj, może cię jakoś jeszcze do siebie przekonam – Machnął ręką, posyłając mi ten firmowy uśmiech, na co tym razem nawet odpowiedziałam tym samym. – To, co z tym parkiem?
Oddychaj, Hayley, dyskutowałyśmy o tym, nie uciekaj od kontaktów z ludźmi.
-Mogę pójść.
-Możesz czy chcesz? – Dźgnął mnie w bok, na co wywróciłam oczami. – Okay, czaję, wszystko po kolei. Mogę siedzieć dzisiaj z tobą? Mike'a wywiało, a samemu mi nudno.
-I uważasz, że ze mną będzie ciekawiej? Trafiłeś na największą sztywniarę tej klasy.
-Patty nie zadaje się ze sztywniakami, coś musi w tobie być – Spojrzał na mnie z ukosa, a ja uniosłam brew. – Jak twoje wypracowanie? Trochę kiepski pomysł na wymówkę.
-Ej, serio je napisałam – Uderzyłam go teatralnie w ramię, na co wybuchnął śmiechem. – Spadaj.
-Cisza – krzyknął nauczyciel, klaszcząc w dłonie. – Chyba ktoś tu nie usłyszał dzwonka. Zaczynamy lekcję. A, i póki pamiętam, świetna praca, Hayley.
Skinęłam głową jako nieme „dziękuję", dopiero po chwili kierując wzrok na Jake'a, który ukrył twarz w ramionach, próbując hamować swój śmiech. Wywróciłam oczami, uśmiechając się pod nosem.
*
Rysowałam kolejne szlaczki na marginesie zeszytu, jednym uchem słuchając trajkoczącej o czymś nauczycielki matematyki. Jake zasnął albo umarł, nie wiem, nie sprawdzałam, aczkolwiek wyglądało bardziej na drugą opcję.
-Teorie już znacie – Naprawdę? – Teraz przejdziemy do zadań. Do pierwszego może... Jake, jak widzę, bardzo aktywny na tej lekcji. Hayley, czy mogłabyś go obudzić?
Szturchnęłam chłopaka w ramię kilka razy, ale nawet nie drgnął. Dopiero po chwili popchnęłam go nieco mocniej, przez co ześlizgnął się z krzesła i wylądował na podłodze, niechętnie otwierając oczy.
-A obstawiałem, że zawsze kończę na podłodze przez Mike'a – burknął, a nauczycielka stanęła przy nim. – O, dzień dobry – Uśmiechnął się niewinnie, po chwili kierując wzrok na mnie i mówiąc bezgłośne „Od kiedy mamy matmę?". Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się przepraszająco.
-Skoro już nie śpisz, może mógłbyś zrobić pierwsze działanie na tablicy? – kontynuowała matematyczka. – Poradzisz sobie sam z tak trudnym zadaniem?
-A mógłbym kogoś do pomocy? – Spojrzał na nią błagalnie, na co niechętnie przytaknęła. – Hey Hayley – przeciągnął moje imię, a ja uniosłam brew, gdy cała klasa skierowała na mnie wzrok.
Świetnie.
***
ten rok szkolny mnie osłabia i to tak porządnie, przez co nie mam nawet kiedy pisać eh
dziękuję, jeśli wciąż jesteście, ilysm xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top