welcome to my world

1

Jasne kosmyki unosiły się pod wpływem lekkiego wiatru. Chłopak szedł ulicą, było późne popołudnie, większość neonów i świateł sklepów wydawała się już dość wyraźna. Właściciele już oczekiwali klientów klubów, nocnych sklepów monopolowych i tym podobnych. Dzielnica nie należała do najbezpieczniejszych aczkolwiek nie była też znana ze złej sławy. Po prostu znajdowało się tu dużo podejrzanych miejsc, jak i mieszkało sporo ludzi urodzonych pod ciemną gwiazdą. Mimo to on nie obawiał się tędy przechodzić, nawet o o wiele późniejszych porach. Nigdy nie widział tutaj za wielu osób, jakby schodzili się wszędzie pojedynczo i w równych odstępach czasu. A to lubił. Ciszę i brak ludzi.

Szara kostka ostatecznie ustąpiła miejsca tej ciemniejszej, w dodatku podzielonej na dwie strefy, tą dla rowerów i tą dla pieszych. Wszedł właśnie w strefę dużo przyjaźniejszą, iskrzącą się już nie tak bardzo wulgarnie wyglądającymi światłami. Skręcił w lewo, w kierunku zabudowań mieszkalnych. Jego kamienica wciśnięta była pomiędzy sporych rozmiarów budynek banku, a kolejną kamienicę, wyglądającą jeszcze gorzej niż ta, w której mieszkał.

Kod do klatki wpisał automatycznie. Znajome brzęczenie pozwoliło mu otworzyć drzwi. Znalazł się w środku, na nieoświetlonym korytarzu. Ciemność nie przeszkadzała mu za bardzo, zwłaszcza, że na każdym piętrze schodów znajdowało się niewielkie okno, wpuszczające nieco już zachodzącego słońca. Miał nadzieję, że zastanie w domu kogokolwiek. Naszło go, by dzisiaj gdzieś wyjść, więc wpadł do domu tylko się przebrać. Jeśli mama miała nocną zmianę, a tata, cóż, załatwiał sprawy biznesowe, prawdopodobnie zmuszony byłby zostać ze swoją młodszą siostrą.

Pokonywał kolejne stopnie, aż ostatecznie znalazł się na przedostatnim piętrze, przed drzwiami z przekrzywionym numerkiem siedemdziesiąt, który stale poprawiał. Nacisnął klamkę, która ustąpiła pod naporem jego dłoni. W środku pachniało czymś słodkim, już wiedział, że obiad prawdopodobnie czeka na stole. Dopiero, gdy przeszedł dalej, do swojego pokoju, usłyszał radosny głos mamy.

- Yoongi, jesteś? - odetchnął z ulgą. Nie to, że nie lubił zajmować się siostrą. Po prostu nie zniósłby chyba dzisiaj tego zbyt dobrze. Musiał odreagować, a taki spokojny wieczór przed bajkami nie pomógłby mu w tym ani trochę.

- Tak, mamo - odpowiedział niemrawo, rzucając przy tym plecak na drugi koniec pokoju.

- Zjesz z nami?

- Jasne, moment - zamknął drzwi, po czym zaczął szukać czegoś, co nadawałoby się do klubu. Ostatecznie przystanął na białą koszulkę z logo Rolling Stones, których nie znał i nie słuchał, jak również ciemne jeansy z poszarpanymi dziurami na kolanach. Dopiero po kilku minutach opuścił swoje cztery kąty, by udać się do kuchni.

- Braciszeeek! - zawołała wesoło Miryo, przytulając mocno chłopaka w pasie.

Yoongi uśmiechnął się odrobinę, czując na sobie niewielkie rączki dziewczynki. Była jego oczkiem w głowie. Nie lubił przywiązywać się emocjonalnie, jednak ją traktował ze szczególną troską. Owszem, kochał rodziców, jednak ta mała sprawiała, że czuł się w wyjątkowy sposób, nie zaprzeczał temu.

- Hej, mała - powiedział czule, po czym ledwo wydostał się z jej uścisku. W jadalnii pachniało ciepłem, słodką nutą i matczyną miłością. Usiadł przy stole, zerkając na ekran telefonu, który wyciągnął z kieszeni. Miał jeszcze dwie godziny, żeby się przygotować.

Posiłek nie zajął mu dużo czasu. Nie spodziewał się czegoś tak niecodziennego, musiał jednak przyznać, że kurczak, ryż i sos brzoskwiniowy stanowiły idealne połączenie. Wszystko zniknęło z jego talerza w kilka minut, ku uciesze rodzicielki oczywiście. Chłopak podziękował cicho za posiłek, po czym udał się do drzwi wyjściowych. Bywało, że przed imprezą spotykał się jeszcze w domu kookiego, żeby zażyć co nieco. Wciąż wmawiał sobie, że przecież nie ma opcji, żeby się uzależnił od jakiegoś syfu. Nawet nie wiedział, skąd młodszy go miał. Sam raczej nie szukał dillerów w ciemnych uliczkach. Wolał nie narażać siebie, ani swoich bliskich. Poza tym... rodzicie nie wiedzieli o jego życiu. Nie tym.

- Hej, lecę na noc do kookiego. Wrócę jutro po południu.

- Nie zabierasz nic?

- Ubiorę to samo, spokojnie, nie mam już czasu na pakowanie się.

- Eh, jak uważasz. Tylko bądź ostrożny. I pilnuj komórki.

Jasne, mamo.

- Dobrze, dobrze... Cześć - opowiedział nieco chłodno. Nie rozumiał, jakim cudem tak mu ufano. Jakby był prawdziwym aniołem. A nie był. Nauka szła mu jak krew z nosa. Właściwie jego oceny schodziły coraz niżej. Ale nikt jakoś nie sprawiał wrażenia się o to martwić. Z jednej strony cieszył się, że rodziców to nie obeszło. Z drugiej oczekiwał większej uwagi, której nie otrzymywał. Westchnął do pustej klatki schodowej. No nic. Powinien przestać o tym myśleć i opłynąć fantazjami do upojnego wieczoru, jaki go czeka.

***

Salon niewielkiego mieszkania wypełniał dym wychodzący z dwóch skrętów, którymi równo obdzielało się towarzystwo. Kookie nigdy nie miał nic przeciwko takim spędom, pod jednym dachem, tuż przed wyjściem na miasto. Świat zdawał się dla nich nie istnieć w takich chwilach. Byli wszyscy razem, całą grupą, zanurzeni w zapachu marihuany, tonęli w tym przejmującym uczuciu, które rozpływało się w ich ciałach i umysłach. W takich chwilach rozumieli jeszcze mocniej, jak zepsuty jest świat dookoła.

Czuli się nietykalni. Nic się nie liczyło, tylko ta jedna noc z setek innych, które wyglądały podobnie. Być na haju, zapić wszystko, zaliczyć kogoś przy odrobinie szczęścia i niczego nie żałować.

Autodestrukcja. Błędne koło.

- Która jest? - głos Kookiego mógłby się wydawać zaspany, ale w rzeczywistości nie za bardzo chciało mu się mówić. Wolał po prostu udać się za resztą, zgarnąć komórkę i gumkę z szafki, zapomnieć. Nie mówił za dużo, odzywał się raczej dopiero wtedy, kiedy coś było kierowane do niego bezpośrednio, lub kiedy omawiany temat wyjątkowo go drażnił. Jeśli już coś powiedział, rzadko brakowało tam przekleństwa należącego do tych bardziej soczystych.

- Dochodzi dziewiąta, zbieramy się? - zapytał Jimin, siedzący na niskim parapecie, przy otwartym oknie. Jako jedyny nie zajmował się skrętami, a cienkim papierosem, który wystawał mu z wydatnych ust w grzeszny sposób. Jimin był pięknym chłopcem, wyglądał jak porcelana, jak zmysłowa mieszanka słodyczy i wyrazistości, nie wielu przechodziło obok niego obojętnie. Miał w sobie nutę, która przyciągała do niego ludzi, nie tylko, jeśli chodziło o wygląd. Yoongi nie raz już smakował jego ciała i pamiętał, jak niezwykłe to było. Łączyło ich to jednak tylko przez pewien czas. Nie czuli do siebie nic takiego, po prostu było im razem dobrze.

Nigdy nie obudzili się rankiem wspólnie.

- Możemy, jeśli chcecie. Zaraz mnie rozniesie, przysięgam - odezwał się Tae, stał oparty o ścianę, przeglądając komórkę. Właściwie to w niej najczęściej przesiadywał. Był popularną osobą w social mediach, większość jego kont posiada dziesiątki tysięcy obserwatorów. Powiadomienia wylewały się więc na niego w ilości setek dziennie. Nie dzielił się jednak sobą z każdym. Uważał, że na jego atencję należy zasłużyć. Zachowywał się niekiedy jak dupek, ale potrafił być lojalny i nie umiałby porzucić przyjaciół, ani nikogo bliskiego.

- Cierpliwości, możemy jeszcze poczekać. Nie wiem, czy Moonie nam otworzy o tej godzinie - burknął Yoongi, przekonany, że ich starszy kolega nie będzie zadowolony z szybszego przyjścia zgrai nieobliczalnych nastolatków chcących się zbawić. Ostatnio dostał niezły ochrzan od ojca, że otworzył klub za wcześnie dla kilku gówniarzy, a Ci trochę za mocno poszaleli nim przyszła zwyczajowa klientela.

- Musi, nam się nie odmawia - odparł Taehyung, uśmiechając się do ekranu przez zdjęcia wyjątkowo naiwnej dziewczyny, która wysłała mu swoje nagie zdjęcia w nadziei, że się z nią prześpi. Nie było szans. Tae w ogóle nie czuł pociągu seksualnego do nikogo. Jasne, nie raz lądował z kimś w łóżku, ale nie miał z tego ani krzty przyjemności, o podnieceniu nie mówiąc. Nie wiele osób to rozumiało, jeszcze kilka próbowało mu udowodnić, że się myli. Dlatego też reagował w ten sposób na każdą taką próbę.

- Jak chcecie, ja nie będę brał na siebie za to batów - Yoongi wzruszył ramionami i po raz kolejny zaciągnął się narkotykiem.

- Jasne, jak zawsze - głos Jimina przeciął powietrze. Chłopak zgasił peta o zewnętrzną ścianę budynku, po czym rzucił go w mrok ciemnej uliczki. - Ktoś do niego napisze?

- Wpadamy bez zapowiedzi - Jungkook znów przemówił zaspanym tonem. Nie miał ochoty niczego ustalać.

- Teraz to na pewno będzie wkurzony - twarz Yoongiego przyozdobił krzywy uśmieszek.

- To już jego problem, powinien się cieszyć, że nie rozpieprzyliśmy mu wtedy tego lokalu - mruknął Taehyung.

- Ale byliśmy blisko - odpowiedział Yoongi, zaciągnął się i wypuścił z ust dym, który delikatnie dotykał jego miękkich warg, lepiej, niż jakikolwiek kochanek.

Po tych słowach wszyscy zebrali się w miarę sprawnie. Mieszkanie szybko zostało opuszczone przez całą czwórkę, przez co jego ściany trzymały w sobie jedynie pozostałości po obecności czterech serc, których bicie dawno straciło poprawny rytm.

Szli w niewielkiej grupce, odgłos glanów Yoongiego zdawał się być słyszalny w odległości większej, niż to możliwe. Bił od nich bunt, zepsucie, impulsywność i gniew na to, na co warto było się gniewać.

Znów mogli się poczuć niezniszczalni, jak każdej piątkowej nocy.

***

Hoseok przewrócił kartkę powieści, światło zachodzącego słońca dawno opuściło jego pokój, zamienione na żółtą poświatę lampy ulicznej obok domu. Książka, którą miał skończyć na poniedziałek zostawiła mu jeszcze tylko dwieście stron zabawy. Polubił głównych bohaterów, musiał przyznać, że była to jedna z niewielu lektur, które go nie nudziły. Oczywiście, takowe również kończył, nie mógłby sobie wybaczyć zostawienia historii w połowie. Należało doprowadzić sprawę do końca.

Poza tym wolał literaturę niż wzory na fizykę, które swoją drogą również musiał zapamiętać na poniedziałek, a nie miał na to najmniejszej ochoty.

Lampka nocna przyjemne oświetlała kolejne litery, zdania, sprawiając, że robił się dość senny. Wiedział, że jest dopiero dziewiąta, ale czuł się tego dnia wyjątkowo zmęczony. Zaraz po przyjściu do domu zasiadł do podręczników, do nauki, która pochłaniała większość jego czasu jak i energii. Teraz czuł się jedynie wyczerpany i perspektywa leniwego weekendu zdawała się aż nadto kusząca.

Czytanie przerwał mu sms. Sekundę zajęło mu rozpoznanie, że był on od jego starszego kumpla, Seokjina. Uśmiechnął się do siebie. Naprawdę go lubił, oboje dogadywali się świetnie i często dyskutowali na wszelakie tematy około naukowe, mimo, że Jin był bardziej ścisłym umysłem i miał nieco inne podejście do większości rzeczy. Działało to jednak w bardzo dobry sposób, kiedy oboje mieli się nauczyć na dwa zupełne różne testy. Jin początkowo czuł się nieco zażenowany faktem, że prosi o pomoc młodszego od siebie, potem jednak linia dyskomfortu znikała wprost proporcjonalnie do rodzącej się między nimi przyjaźni. Jeśli nie rozmawiali w szkole, to robili to w domu drugiego, oglądali netflixa, albo wychodzili do miasta. Wzajemne towarzystwo naprawdę im odpowiadało. Poza tym dzięki temu Hoseok poznał trochę osób starszych rocznikiem, tym samym ułatwiając sobie życie szkolne.

„Chcesz gdzieś wyskoczyć? Właśnie się zbieram do klubu Namjoona... Idziesz?"

Wszyscy wiedzieli, że klub nie był dokładnie jego, a jego ojca. Namjoon sam w sobie pewnie będzie go kiedyś posiadał, przynajmniej powinien, zanim zacznie robić coś, co chce. Było to dla niego gotowym źródłem dochodu, a i tak dostawał już od tego pewne procenty z uwagi na swoją pełnoletniość. Hoseok rozumiał również, czemu Jin chce tam iść. Dwójkę tą wyraźnie ciągnęło do siebie i ciężko było tego nie zauważyć. I chodź Namjoon obracał się w różnych kręgach, również tych nie do końca poprawnych, był w porządku, zarówno z charakteru, jak i z wyglądu. Trzeba było przyznać, że wyglądał naprawdę dobrze, a serce jego zdawało się niekiedy pokazywać swoją złotą stronę, choć nie często. Chłopak myślał trochę, czy przyjąć propozycję kolegi. Nie miał już nawet siły czytać, a co dopiero wybierać się do klubu nocnego. Westchnął ciężko.

Z drugiej strony kiedy ostatni raz był na jakiejś imprezie? Miesiąc temu? W dodatku na domówce, na której nudził się, jak jeszcze nigdy w życiu. Nie brakowało mu tego, mimo to wolał się nieco rozluźnić i...

Cóż, wszystko było lepsze niż te okropne wzory na fizykę.

Szybko odpisał, żeby spotkali się pod jego domem z racji tego, że Seokjin mieszkał 7 minut autobusem dalej, a klub znajdował się jedynie kawałek drogi stąd. Tak, była to dzielnica, która znajdowała się prawie na skraju bezpieczniejszych ulic w mieście. Potem wchodziło się już na teren, gdzie ściskanie mocniej torebki nie było niczym nowym, a noszenie na jej dnie gazu pieprzowego - niczym nadzwyczajnym, zwłaszcza jeśli chodziło o kobiety.

Stanął przed szafą, lekko zirytowany faktem nie posiadania zbyt wielu ubrań nadających się do obecnej okazji. Większość z nich krzyczała niemalże, że jego gust skupia się na czymś w jednolitym kolorze, najlepiej bez nadruków, wersja slim i tyle. Poza tym, niektóre rzeczy nadawały się do wyrzucenia, po tym jak poświęcił się tańcowi i wyrobił sobie mięśnie, nie przesadne, gdyż klatkę wciąż miał dość płaską, ale mimo wszystko znaczące i zmieniające trochę to, jak leżały na nim dawne ciuchy.

Wygrzebał ostatecznie czarną koszulę na krótki rękaw, której kołnierzyk pozostawił rozpięty. Założył do niej ciemne jeansy z przetarciami na udach i spojrzał w nieduże lustro w pokoju. Wyglądał całkiem nieźle, zważywszy na to, że zastanawiał się nad tym dobre piętnaście minut. Zazwyczaj wybór odzieży zajmował mu jedną trzecią tego.

Wyszedł na zewnątrz, poprzednio zarzuciwszy na siebie jeansową kurtkę. Wieczór był ciepły, nie musiał więc szukać niczego grubszego. Przeszedł kawałek na przystanek, na który kilka minut później wjechał autobus, praktycznie pusty.

- Hej! - powiedział głośno Jin, niemalże wyskakując z pojazdu. - Gotowy na szaloną noc?

- Nie wierzę, że to powiedziałeś - zaśmiał się Hobi. - Chyba naprawdę wariujesz przez niego.

- Jakiego niego? Nie wiem, o czym mówisz - Jin udawał kompletną niewiedzę, przy czym jego policzki pokryły się lekkim odcieniem różu. To wcale nie tak, że wiedział, iż Namjoon na pewno dziś tam będzie. Mówił w szkole, że szykuje się impreza wieczorem i jeśli chcą mieć drinki ze zniżką, to mogą wpaść.

No i to wcale nie tak, że Jin to usłyszał i postanowił zmienić plany. I to zdecydowanie nie przez fakt, że alkohol był tańszy.

- Nie idzie ci kłamanie - odparł Hoseok, widząc reakcję kumpla. - No dalej, powiedz, że nie chciałeś iść sam, żeby nie wyszło głupio, więc wysługujesz się mną.

- Może - odpowiedział Jin cicho, na co drugi znowu się roześmiał.

- Wpadłeś po uszy.

- Ciii, nawet go nie l-

- Nie wiem, komu chcesz to wmówić - przerwał mu Hobi z uśmiechem wciąż przyklejonym do twarzy.

- Sobie. Wiem, że on jest w porządku, po prostu... nie wiem, nie jestem pewien swoich decyzji jak on jest obok i to mnie zgubi, zobaczysz.

- Nie wiadomo, może to właśnie jest ktoś, kogo szukałeś. Nie będziesz wiedział, jeśli nie zgadasz kiedyś. Wiem, że nie jesteś mu obojętny, więc tym bardziej nie rozumiem twojego powstrzymywania się od oczywistego.

- Po prostu... jeszcze tak nikogo nie lubiłem.

- Rozumiem, rozumiem, ale wiesz, zawsze jest ten pierwszy raz. Nie musisz od razu wyznawać mu nie wiadomo czego, jestem pewny, że on też jest jedynie zainteresowany. Spróbuj, mówię Ci. Jak nie będzie dobrze, to rozejdźcie się w pokoju.

- Powiedział, znawca - prychnął Seokjin.

- A nie? - zaśmiał się Hobi.

Jin tylko przewrócił oczami a tą odpowiedź. Całą drogę rozmawiali już na wszelakie tematy. Ich konwersacje zawsze płynęły gładko i należały do tych niezwykle naturalnych, nawet, jeżeli umieli zmieniać temat w ciągu sekundy.

Ostatecznie ukazał im się klub, którego nazwa oświetlała chodnik niebieskim, chłodnym światłem. Oboje spoglądali na wejście, które wydawało się być zamknięte na cztery spusty. Nie było tak jednak, masywne drzwi bowiem ustąpiły gładko pod palcami Seokjina. Weszli do wszechstronnego wnętrza, które składało się z barku, parkietu i lóż rozłożonych dookoła tego wszystkiego. W środku nie było jeszcze zbyt wielu osób ze względu na dość wczesną porę. Dwójka stwierdziła jednak, że i tak nie zabawi dużo, chyba, że Seokjin poderwie Namjoona, co złośliwie dodał Hoseok wywołując kolejne rumieńce na policzkach towarzysza.

Zapowiadał się wieczór wypełniony małym szaleństwem, niewinnym zauroczeniem i długimi rozmowami przerywanymi łykami alkoholu. Zwyczajny, piątkowy wieczór dla dwóch uczniów, chcących nieco spuścić z tonu wiecznej nauki.

***

- Nienawidzę tego - powiedział Kookie, mocząc delikatnie usta w trunku. - Uważają się za jakiś jebanych bogów, przypierdoliłbym im za to, naprawdę. Mam dość tego, że mają nas za cienkie kurwy.

- Daj spokój, są nie warci zachodu - odparł Yoongi, wciąż patrząc niegrzecznie na lokowatego blondyna, który stał przy barze i co chwilę zerkał w jego kierunku.

- Ty tak mówisz, ja myślę, że im się, kurwa, należy - uciął, pewien, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Owszem, wyżsi rocznikiem potrafili być wobec nic cholernie nie w porządku, ale po części wiedział, że Yoongi ma rację. To nie rozwiązałoby sprawy, a jedynie naprzykrzyło im życie jeszcze bardziej. Poza tym za bójkę można było nawet wylecieć, więc każdy z nich trzymał ręce przy sobie.

Przynajmniej w szkole.

- Przestań się gapić - burknął po chwili Jimin, siedzący na oparciu kanapy, nad wszystkimi. Yoongi uniósł wzrok na niższego, w jego oczach widział żądzę, słodką, uzależniającą żądzę, którą tak uwielbiał spożywać, praktycznie nie mógł żyć bez tego dzieciaka. Teraz też, ale przynajmniej próbował się kontrolować w jakiś sposób.

- Dlaczego? Przeszkadza ci to? - na jego twarzy wykwitł krzywy uśmiech, który Jimin bardzo lubił. Swego czasu.

- Tak, jest mój - powiedział przygryzając lekko wargę i Yoongi przysiągł, że ten gest z jego strony sprawił, że zakręciło mu się w głowie. Lekko.

- Może być nasz.

- Nie dzielę się.

- Bawisz się w Tae? - zapytał, na co wspomniany jegomość uniósł wzrok znad ekranu.

- Gadacie o mnie?

- Chciałbyś - parsknął Yoongi, na co drugi posłał mu zmrużone spojrzenie i wrócił do stukania w komórkę.

- Nie, nie bawię się w Tae, po prostu nie dzielę się dziwkami, tyle.

- Skąd wiesz, że takową jest? Może to zwykły, młody, ciekawy życia chłopak.

- Każdy z nas taki kiedyś był.

- Mówisz, jakbyśmy mieli po trzydzieści lat, albo więcej.

- Bo to prawda - odparł Jimin, kierując wzrok ponownie w tęczówki Yoongiego. Przeskoczyło między nimi, naprawdę przeskoczyło między nimi, ale nie mogli tego przecież przyznać. Już nie.

- Ey, to ktoś od nas ze szkoły? - niespodziewanie dobiegł ich głos Tae. Oboje skierowali wzrok ku drzwiom, przez które wszedł właśnie Hoseok i Jin.

- Ta, trzeba powiedzieć księciu, że wpadła księżniczka - odparł z uśmieszkiem Yoongi, widząc Jina, a dopiero potem drugiego chłopaka. - Uuu, księżniczka nie jest sama? Przyszła z innym księciem. W sumie niezły jest, jeszcze nasz będzie zazdrosny.

- Jak chcesz to mu donieś, ja cię nie będę zbierał z podłogi - odezwał się cicho Kookie.

- Na ciebie bym nie liczył - chrząknął Yoongi. Wymieniali się takimi docinkami, mimo to cenił Kookiego. Zawsze dotrzymywał słowa, był wierny i umiał doradzić, jeśli już coś wypadało z jego ust. Poza tym miał niewyparzoną gębę, co umiało być pomocne i nie jednocześnie.

Miał już wstawiać z kanapy, kiedy z zaplecza wyszedł Namjoon w białej koszulce, skórzanej kurtce, ciemnych spodniach trzymających się chyba tylko dzięki paskowi z dużą klamrą oraz równie ciężkich butach, co te Yoongiego. Tylko oni dwaj wyznawali to obuwie, reszta miała głęboko gdzieś, co ma na stopach, tak długo jak są to trampki, albo jakieś inne, oczywiście drogie gówno.

- Hej, gdzie cię wcięło?

- Interesy - zawsze tak odpowiadał, kiedy chodziło o podpieprzanie kasy staremu, albo rozmawianie z nim na jakikolwiek temat. Mogli nawet omawiać wczorajszą pogodę, ale to zawsze były „interesy". Przez to Moonie pozostawiał sobie pełną prywatność jeśli chodzi o to co robił za tymi drzwiami. - Coś się zmieniło?

- Nic, tylko fakt, że jest tutaj twoja nowa dziewczyna - powiedział Yoongi, wyciągając dłoń po szklankę piwa. Nie złapał go jednak, gdyż jego nadgarstek boleśnie ścisnął Namjoon. Można mu było dużo zarzucić, ale nie to, że jest głupi, czy słaby. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.

- Nie mów tak o nim.

Yoongi spojrzał w jego oczy, utrzymywał kontakt tylko sekundę za długo.

- Wiem, droczę się z tobą.

- Kiedyś przez to zginiesz.

- Przez droczenie się?

- Przez bycie idiotą - skwitował Namjoon i Yoongi mógłby się zerwać z kanapy, ale wiedział, że wypił którąś szklankę i gada trochę za dużo, nawet jeżeli naprawdę tak myśli. Ostatecznie odprowadził właściciela skórzanej kurtki wzrokiem i ponownie przeniósł go na lokowatego chłopca, który nareszcie zdjął z siebie bluzę, ukazując mu bladą skórę ramion oraz szyi jeszcze lepiej.

Kąciki ust Yoongiego uniosły się tylko odrobinę na ten widok, za to tęczówki Jimina pociemniały lekko widząc tą reakcję. Jungkook poszedł się odlać, a Tae nareszcie odłożył komórkę i podszedł do baru po kolejnego drinka. Hoseok właśnie kończył swoje bezalkoholowe piwo, a Jin starał się zignorować Namjoona siedzącego kilka krzeseł dalej i obserwującego go tak, jakby chciał pozbawić ich wszystkich barier.

Zapowiadał się wieczór wypełniony dwoma światami, które zwykle nie zderzały się aż tak bardzo.

pokochajcie to jak ja

i powiedzcie czy to wyrzucić do kosza, czy dać temu rozkwitać na wszystkie odcienie niebieskiego

~Magnusowaa~

p.s idk co ja właśnie zaczynam ale to nas wszystkich trochę zniszczy

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top