waiting for the night
Świat się kręcił, a umysł miał poza swoją kontrolą.
Jin właściwie nie bywał pijany i nie pijał alkoholu, a jeśli już, to nie tak, by przestać panować nad własnymi działaniami. I mógłby przysiąc, że ta noc nie miała być wyjątkiem. Nie poprzestał jednak na jednym drinku. Z jakiegoś powodu wciąż sięgał po kolejne kieliszki, by przy czwartym poczuć lekkie kręcenie w głowie. Myśli przelatywały mu z prędkością światła. Wszystko wydawało się akceptowalne i możliwe. Pragnął wielu rzeczy i wyobrażał sobie wiele scenariuszy.
Obecnie tkwił w kółku wzajemnej adoracji, które miało początkowo grać w butelkę, ale dziewczyna, która miała to wszystko ogarnąć gdzieś zniknęła z inną i obecnie każdy zajmował się sobą. W pokoju nie było znowu tak dużo osób, może z dwadzieścia, mimo to robili hałas, jakby zmieścili w tych czterech ścianach cały stadion. Jin siedział w niedużej odległości od Namjoona, który wcale nie pisał się na coś takiego. Zawsze uważał takie gry za szczeniackie i przeznaczone dla niewyżytej części nastolatków, którzy naprawdę liczyli na pocałunek z najgorętszą dziewczyną, czy też chłopakiem. Nie widział w tym nigdy zabawy, a coś godnego pożałowania.
Ale Jin naciskał, a on nie mógłby mu odmówić. Mimo, że wiedział, iż ten jest pijany. Wolał jednak zgodzić się na coś takiego i móc go pilnować, niż pozostawić go samemu sobie. Nie sądził, że chłopak aż tak przegnie, chociaż nie miał mu za złe. Swoją pierwszą imprezę Namjoon spędził w większości w toalecie. Wtedy jeszcze nie wiedział, jak bardzo zabójcze może być mieszanie stężeń i picie na pusty żołądek.
Chociaż to było parę lat temu i powinien już zapomnieć o tej feralnej nocy, kiedy wpakował się w jedne z większych kłopotów, jakich doświadczył.
Nagle towarzystwo w pokoju zostało chwilowo uciszone, by po chwili wybuchnąć oklaskami i gwizdami. Do środka weszła wysoka brunetka, na którą wszyscy czekali z widocznymi malinkami na szyi i dużą butelką po wódce w dłoni. O jedno i drugie było nie trudno na tym etapie imprezy. Było koło w pół do dwunastej. Wszyscy chcieli już przejść do rzeczy.
- Uwaga, przesuńcie się trochę – powiedziała nieco głośnej dziewczyna, próbując znaleźć sobie miejsce pośród reszty. Gdy tylko usiadła, od razu pozwoliła grupie przejść do rzeczy. Pierwszy losował pewien chłopak, który skończył na pocałunku z jasnowłosą koleżanką Jina z klasy, siedzącej obok Namjoona. Kolejki szły szybko, a śmiechy było słychać nawet kilka pokoi dalej. Nikt się tym jednak nie przejmował. Wszędzie było głośno. Z piętra niżej wciąż dobiegała muzyka, którą miksował Tae. W salonie również nie brakowało okrzyków, niosących się po domu, gdyż słusznie oblewano urodziny solenizanta, który sam nie żałował sobie procentów. Granie w butelkę nie było więc najgłośniejszą aktywnością w apartamencie.
Jin dotrwał do pewnej tury praktycznie nietknięty. Siedział w dość strategicznym miejscu, więc unikanie butelki było dość proste. Nie mógł jednak robić tego w nieskończoność. Ostatecznie szyjka naczynia skierowała się na niego, a kręcił nią... Namjoon.
Ludzie momentalnie zrobili się nieco głośniejsi. W końcu dwóch chłopaków mogło zapowiadać niezłą zabawę.
- Niech zrobi ci lap dance! – zaśmiała się jakaś dziewczyna stojąca w rogu pokoju i popijająca piwo z kubka. Była ubrana w dość krótką spódniczkę, jasnoróżową bluzkę z napisem „baby" i ćwiekową obróżkę na szyi. Makijaż miała wyraźny, ale nie przesadny. Wygląda niezwykle pociągająco, mimo, że roztaczała dookoła siebie nieco niepokojącą aurę, jakby to ona miała prawo rządzić. I właśnie to robiła.
- Tak! Prooooosimy – wybełkotała z siebie kolejna, aż wszyscy zaczęli przekrzykiwać się nawzajem.
Namjoon spojrzał na Jina, który miał w oczach mieszankę konsternacji i ciekawości. Pokręcił lekko głową, żeby powiedzieć mu, iż nie musi się słuchać tłumu. Że mogą sobie po prostu wyjść z pokoju, olać towarzystwo i zostawić to wszystko w spokoju.
Jin jednak zasmakował już tego wieczora przekraczania własnych granic. Nie myślał rozsądnie i zdecydowanie nie przejmował się ilością osób dookoła. Chcieli zrobić sobie z niego teatr, ale tego nie był do końca świadom. Wiedział jedynie, że chcą to zobaczyć.
A on również chciał. Nie myślał o Namjoonie w tych kategoriach, jeszcze nie, ale obecnie myśl o fizycznej bliskości z nim podziałała na niego niezwykle mocno. Uderzyła w zmysły. Nie planował się zgodzić, a mimo to wstał i zrobił krok. Potem kolejny. Zaczęto gwizdać, ludzie rozeszli się, żeby zrobić mu miejsce. W oczach miał niewielkie płomyczki, a patrząc w źrenice drugiego widział... niepewność, zaprzeczenie i...
Pożądanie.
I to wystarczyło, by delikatnie usiadł mu na udach, z nogami po obu jego stronach. Gwizdy jeszcze bardziej się wzmogły. Jin delikatnie zaczął poruszać biodrami, jednocześnie zaplatając dłonie dookoła szyi chłopaka. Miał w sobie głód, tak cholernie mocny. Nigdy nie był z nikim w tak intymnej i bliskiej sytuacji. Nikogo do siebie nie dopuszczał, nie lubił być dotykany.
A jednak był tutaj, w erotycznym tańcu przed chłopakiem, którego parę dni temu wstydził się pocałować.
- Przestań – słowo to wypadło z ust Namjoona jak pocisk, było przeszywające i dosadne. Kompletnie chłodne, śmiertelne. Przeszło prosto przez serce Jina i zatrzymało się w nim.
Chłopak mrugnął kilkukrotnie, nie wiedząc, co robić. Policzki pokryły się mu czerwienią. Ludzie zaczęli buczeć. Zacisnął więc palce mocniej i zaczął zjeżdżać jedną dłonią po klatce piersiowej chłopaka. Jedna z dziewczyn właśnie wyciągnęła telefon.
Nie minęło kilka sekund, a zauważył to Namjoon.
- Hej! – krzyknął, zrzucając z siebie Jina, który kompletnie nie wiedział, co się dzieje. Wpadł na kogoś, ale nie miał pojęcia na kogo. Ledwo się podniósł, po czym dostrzegł jak Joonie wyrwał dziewczynie urządzenie i nieomal nie rozbił go o ziemię. Powstrzymał go jakiś chłopak, który uderzył Namjoona w brzuch i odebrał mu telefon, nim ten skończył w częściach na podłodze. Namjoon jednak nie miał zamiaru być popychadłem i szybko mu oddał. Zamachnął się jednak dość niefortunnie, trafiając łokciem dziewczynę, która chciała się nieco odsunąć od zdarzenia. Panicznie złapała się za policzek, czując rozchodzący się, pulsujący ból. Nawet nie zdążył przeprosić, gdyż ten sam koleś zaczął się z nim szarpać.
Nastąpił zupełny chaos. Jin wciąż podpierał się o stolik, próbując zrozumieć, co się dzieje. Ludzie zaczęli się przepychać, żeby rozdzielić dwójkę, co po chwili udało się dwóm chłopakom w wieku Jina. Namjoon został odciągnięty na bok i właściwie wypchnięty z pokoju. Jin wyprostował się powoli i poszedł w kierunku chłopaka, nie zwracając uwagi na słyszalny płacz jednej z dziewczyn i grupki innych dookoła niej, które próbowały ją uspokoić.
Tak naprawdę nie bolało ją to aż tak mocno. Tak naprawdę nie musiała płakać. Ale lubiła grę i to taką, która kogoś przekona.
Poza tym wiedziała, ile są w stanie uczynić jej łzy.
- Wszystko w porządku? – zapytał Jin, chociaż ciężko było rozpoznać słowa, które wypowiadał. Mówił już dość nieskładnie.
- Ta – odpowiedział krótko Namjoon, który starał się uporządkować myśli i siebie samego. Nie chciał, żeby Jin widział go w takim wydaniu, a już na pewno nie chciał go tak potraktować. Oddałby naprawdę dużo, żeby poprzednie dwadzieścia minut w ogóle nie istniało. Żeby w ogóle tam nie weszli.
- Nie brzmisz, jakbyś był tego pewien...
- Jin, daj spokój, okay? – zaczął ostro. Zbyt ostro. Chłopak momentalnie odsunął się kawałek, jakby cała ty sytuacja obudziła go z jakiegoś transu. – Przepraszam... - powiedział po chwili, nie wiedząc już, co ma robić. Miał w sobie za duży bałagan. Za dużo silnych odczuć, których tłumienie dużo go kosztowało. Za dużo wyrywających się myśli, które musiał trzymać na wodzy. Wiedział, że wybuchanie teraz nic mu nie da.
Byli na imprezie, wszyscy byli trochę odsunięci od rzeczywistości. Mimo to nie spodziewał się takiego zapalnika.
Zaraz za Jinem wyszła dziewczyna, która praktycznie przepchała się obok. Nie zwrócił jednak na nią uwagi. W końcu w środku zrobił się spory bałagan, mogła sobie odpuścić.
- Hej, może... - zaczął nieśmiało chłopak, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. W myślach uderzyły go ostatnie minuty, jego własne działania. Ściskało go w środku. Był przekonany, że to nadszarpnie to, co miał między sobą a Namjoonem. Nie chciał tego, a jednak czuł, jak nitki relacji pomiędzy nimi naciągają się mocno, a pojedyncze włókna pękają. Przekroczył zbyt dużo granic, nie tylko tych swoich, ale i prawdopodobnie cudzych.
Jeszcze nigdy nie czuł się tak winny i zawstydzony.
- Może pójdziemy na zewnątrz? – dokończył w końcu, spoglądając na drugiego z oczami wypełnionymi zawiedzeniem. Ale nie chłopakiem przed nim, lecz samym sobą. Nie miał pojęcia, co go podkusiło do wypicia tak dużo, oraz zrobienia czegoś tak głupiego pod wpływem kilkunastu krzyczących zbyt głośno osób.
- Ta, chodź – Namjoon cały czas zachowywał dystans, brzmiał chłodno, a jednak złączył swoje palce z palcami Jina, prowadząc go tak przez cały budynek, aż ostatecznie byli na zewnątrz, gdzie również kręciło się kilka osób. Usiedli na niewielkim murku, który odgradzał budowlę od chodnika i publicznych miejsc. Całe osiedle było porządnie strzeżone, a jednak ta jego część wydawała się wywyższać z i tak już przepełnionego bogactwem środowiska. Kiedy tylko dotknęli ciałami zimnego kamienia, Namjoon wyciągnął paczkę fajek z kurtki, którą wciąż miał na sobie. Wolał nie zostawiać jej gdzieś w domu, wiedział, jak mogłoby się to skończyć, a lubił ją zbyt mocno. Spojrzał na Jina, który lekko kiwnął głową na znak, że nie przeszkadza mu dym papierosa, mimo, że sam nie palił, a o wdychaniu go nawet z boku nasłuchał się zbyt dużo.
Teraz jednak nie przeszkadzało mu zbyt dużo. Chciał znowu ujrzeć znajomy blask w oczach chłopaka. Chciał czuć, że nie spieprzył wszystkiego przez jedną, nieprzemyślaną decyzję.
Dym po chwili swobodnie zaczął uchodzić w powietrze. Z daleka słychać było silnik motocyklu i krzyczących ludzi. Można było łatwo wydedukować, że ktoś się popisuje. Oprócz tego jednak było zaskakująco cicho. Jakby nic innego nie działo się w tym miejscu za wyjątkiem dzikiej imprezy młodych ludzi, nie mających pojęcia, co będzie jutro.
Jakby ktokolwiek inny miał.
- Namjoon, ja... - zaczął po kilku minutach Jin, kończąc skrobanie we własnych, podziurawionych jeansach dokładnie w momencie, gdy Namjoon skończył palić.
- Serio, nie musisz się tłumaczyć – padła szybko odpowiedź. Spojrzał na drugiego, lecz w spojrzeniu tym nie było nic dobrego. – Po prostu zapomnijmy o tym.
- Mnie ciężko będzie zapomnieć – odpowiedział cicho Seokjin.
- Właściwie mnie też.
- Więc jaki w tym sens?
- Sam chciałbym wiedzieć – odparł nieco niższym głosem.
- Czemu czasem jesteś tak niepotrzebnie filozoficzny?
- Niepotrzebnie? – zapytał z uśmiechem chłopak i był to jedyny jego uśmiech, jaki Jin mógł dzisiaj nazwać szczerym.
- Wiesz, nie mówiłem ogólnie.
- Wiem, wiem... droczę się z tobą.
- Droczysz się? – Jin również uśmiechnął się leciutko i położył delikatnie głowę na ramieniu drugiego. Przez moment poczuł, jak ten spina i już chciał się cofnąć, ale dosłownie moment potem mięśnie znów się rozluźniły.
- Tak, próbuję po prostu... jakoś to zasypać, wiesz? Myśli, które mam od jakiś dwudziestu minut.
- Oh... Naprawdę, nie musisz nic robić, może faktycznie...
- Tylko, że to cholernie trudne, Seokjin.
- Co takiego? – pytanie wydawało mu się już sekundę potem kompletnie głupie, ale nie chciał go już tuszować.
- Hamowanie się – i po raz kolejny jego głos stał się niezwykle głęboki.
- Przed czym? – kolejne pytanie, które Seokjin wypowiedział, tym razem z nieco większą niewinnością w głowie. Do końca nie wiedział, o co chodziło Namjoonowi. Miał w głowie dość sporawy bałagan, a krążące w jego żyłach procenty nie pomagały mu znaleźć jakiejś sensownej drogi w owym bałaganie.
Nie usłyszał jednak odpowiedzi, poczuł jedynie, że jego głowa opada powoli, więc uniósł się z powrotem do pozycji siedzącej. Wzrok skierował na znajome mu oczy i... to był błąd.
Albo jedyna słuszna rzecz do zrobienia.
Nigdy jeszcze bowiem nie widział w czyjś oczach takiej skali emocji. Nie sądził, że można się przed kimś tak otworzyć, nie używając praktycznie niczego.
Głód. Walka. Natychmiastowe przywiązanie. I iskry, mogące spalić wszystko dookoła na popiół, gdyby było trzeba.
Namjoon uniósł delikatnie dłoń, którą oplótł dookoła policzka chłopaka. Jin leciutko się wzdrygnął, ale po chwili przymknął lekko powieki, gdy poczuł dotyk kciuka mężczyzny na własnych wargach. Mógłby przysiąc, że jego serce biło niewyobrażalnie wręcz szybko, a ścisk w klatce rósł z każdą sekundą. Płuca próbowały pracować miarowo, a jednak nie było to możliwie, gdy każdy nerw w jego ciele niemalże krzyczał.
A skóra prosiła, kompletnie poddana temu dotykowi.
Chwilę później dłoń zeszła nieco niżej, na jego ramię, szyję, obojczyki, później po boku, aż na żebra, sprawiając, że Seokjin odchodził od zmysłów. Nikt go wcześniej tak nie dotykał i czuł się zupełnie wystawiony i nieprzygotowany. Ciało reagowało samo a on czuł, że nie ma zbyt dużej kontroli nad tym, jak się czuje.
Nie chciał jednak stracić jej w całości.
Ale westchnął cicho i to rozbiło w środku ich oboje.
- Przed Tobą – wyszeptał po chwili Namjoon do jego ucha i Jin nie był odpowiedzialny za niemalże bezwstydny dźwięk, który opuścił jego usta. Zarumienił się leciutko, a Namjoon odsunął nieco, wiedząc, że zrobił zbyt dużo.
Nie robiąc praktycznie nic.
- Boże, jesteś taki delikatny... - powiedział, skupiając się na chłopaku w całości.
- Przepraszam, jeśli coś...
- Nie przepraszaj, po prostu... Jak mogę kogoś tak pragnąć? – zapytał na głos, jakby sam siebie.
- A czujesz to wobec mnie? – zapytał Jin, czując, że jego oddech powoli wraca do normy, chociaż w środku czuł, jak wszystko się w nim rozpala, żarzący się płomień, który zdawał się trawić jego rozsądek i myśli wciąż tam był.
- Nie widać tego? – odpowiedział pytaniem chłopak, uśmiechając się słodko.
- Nie, raczej czuć – Seokjin nawet nie wiedział, co robi, ale nachylił się odrobinkę i pocałował chłopaka w kącik ust, na co ten jedynie zmarszczył lekko brwi, nie będąc pewnym, co się właściwie stało.
- Jin, czy ty...
- Nie chcę tego robić, będąc pijanym. Ale chcę, uwierz mi, że chcę, nie ważne, ile centymetrów się odsuwam, nie ważne, ile blokad buduję, myślę, że po prostu czuję się pod swoją skórą i nie jestem w stanie od tego uciec... Nie mam pojęcia, skąd się to wzięło, ludzie tak nie reagują, nie wiem, nic nie wiem... ale jestem świadom faktu, że Twoja obecność, twoja osoba... - mówiąc to wciąż na niego patrzył, przepełniony spontanicznym wyznaniem – daje mi ciepło, bezpieczeństwo i uczucia jakich nie daje mi nikt inny... I... ja chyba naprawdę cię lubię – zaśmiał się cicho na koniec, czując, jak absurdalnie brzmiało to wszystko.
W biały dzień z pewnością nie powiedziałby tego wszystkiego. Ani nie zrobił tego wszystko. Nie pozwoliłby się dotknąć. Prawdopodobnie zamieniłby się w zarumieniony kłębek zaraz po zetknięciu się dłoni Namjoona i jego policzka.
- Jin, czy ty czytasz my w myślach? – zapytał chłopak, nie będąc pewnym, czy się nie przesłyszał.
- To znaczy?
- Mam na myśli... - urwał na moment – chyba chciałem powiedzieć dokładnie to samo. Ale czasem słowa to nie moja najlepsza broszka.
- Więc mi pokaż – Jin ponownie nie miał pojęcia, co właśnie powiedział i dlaczego. Miał wrażenie, jakby serce mówiło za niego.
- Innym razem, Seokjin – i chłopak dosłownie stracił wszystko, kiedy usłyszał słodkie sylaby swojego imienia wypowiedziane tym głosem. – Teraz chyba pora stąd spadać – powiedział, zeskakując z murka.
I chłopak poszedł za nim. Nie miał pojęcia, czemu, ale poszedł za nim. I nie sądził, że będzie tak szedł, aż oboje zaznają czegoś, co dla jednych jest zwykle bardzo piękne.
Dla nielicznych lecz niszczące.
***
Dookoła unosił się zapach spalin i kurz, którego jednak nie było aż tak dużo. Powietrze mieszało się z owym zapachem, oraz drobinkami, a ciemna sylwetka kierowcy mimo to prezentowała się niezwykle dobrze w nocnym klimacie przy świetle lamp ulicznych.
Oraz w jego oczach.
Jimin wykonywał nieco ewolucji, chcąc posiąść całą uwagę ludzi. Choć naprawdę nie obchodził go tłum piszczących dziewczyn oraz tych kilku mięśniaków, którzy stali oparci o jeden z zaparkowanych samochodów, mierząc chłopaka wzrokiem wypełnionym mieszanką zazdrości i podziwu pomiędzy łykami piwa z puszek. Jedyne, czego chciał , to być dostrzeżonym przez chłopaka w jeansowej kurtce, z logiem zespołu, którego blondyn kiedyś słuchał, a którego mógłby zacząć słuchać znowu.
Chciał, żeby w oczach Jungkooka widzieć jedynie swój obraz.
- Hej, Jimin! – delikatna nuta ekscytacji w głosie i dźwięki, które tak subtelnie złożyły się w imię blondyna były ledwo słyszalne przy odgłosach silnika, a jednak blondyn je usłyszał, gdyż głosu tego nie byłby w stanie zignorować. Wyłączył pracujący motocykl i spojrzał wprost na chłopaka, który podbiegł do niego rozemocjonowany z lekko różowymi od alkoholu policzkami.
- Mogę spróbować? – zapytał niewinnie, a w oczach miał blask kilku galaktyk, wymieszany z niemalże chłopięcą beztroską. Zwykle nie był taki. Był skryty, a jedne, co czasami powiedział to jakieś przekleństwo.
Ale coś się zmieniło. Jungkook miał rozkwitać, choć skąd miał wiedzieć, że tyle będzie go kosztować wyjście z bezpiecznego pąka z tak pięknymi płatkami.
- Nie wiem, czy powinieneś...
- Nie wygląda to na aż tak trudne, daj spokój – Kookie wydawał się w ogóle nie mieć pojęcia, na co się pisze.
- Serio, Jungkook, a jeśli sobie coś zrobisz? – Jimin wiedział, że by sobie tego nie wybaczył.
- Nic mi nie będzie – chłopak podszedł bliżej, ujmując w palce kask Jimina i zakładając go na siebie.
- Hej, ściągnij to i nie bądź nierozsądny – powiedział blondyn, zdejmując przedmiot z głowy chłopaka. – To naprawdę nie jest bezpieczne, nie umiesz jeździć. I naprawdę, nie chcę, żebyś sobie coś zrobił, dobra?
- Nie traktuj mnie, jak dzieciaka.
- Jesteś nim.
- Jimin, poważnie, nie jestem kurwa jakąś cipą, żeby się bać wejść na motor. Daj mi ten kask i...
- Nie – blondyn miał chłodny głos, stanowczy i rozkazujący. Musiał sprowadzić drugiego do pionu. Wolałby poświęcić wiele, aniżeli pozwolić mu się skrzywdzić ze swojej winy.
- Myślałem, że mi pozwolisz. Od dawna się chciałem nim przejechać.
- Zrobiłeś to dzisiaj.
- Z tobą się nie liczy – zaśmiał się, choć nie był to najszczerszy śmiech.
- Ah tak? Ale przynajmniej nadal żyjesz. Nie graj chojraka tylko dlatego, że ona patrzy – Jimin łatwo znalazł wzrokiem w tłumie charakterystycznie ubraną dziewczynę. Lubił modę, ale mimo to sądził, że wyglądała tanio.
Jak dziwka.
I wcale nie sądził tak, bo był zazdrosny o jakąś dziewczynę, która była obiektem westchnień chłopaka, dla którego zrobiłby bardzo dużo.
Jeśli nie wszystko.
Bo z jakiegoś powodu czuł się jak planety, które kręciły się jedynie wokół niego.
Jungkook spojrzał w dół na tą uwagę. Oczywiście, że chciał się popisać przed Saną. Oczywiście, że nie robił tego dla siebie.
- Nie przekonam cię, co?
- Nie. I jej też nie. Myślę, że wolałaby cię żywego, niż martwego – parsknął, choć ledwo przeszło mu to przez gardło.
- W porządku. Innym razem.
- Jasne. W twoich snach, Jeon.
Odpowiedział mu jedynie śmiech i środkowy palec, który posłał mu młodszy.
Jimin za to mógłby przysiąc, że mimo to jego serce zdawało się bić nieco szybciej. I naprawdę, żywił do siebie najgorsze emocje z powodu takich rzeczy.
***
- Nie wiesz, gdzie może być? – Hoseok nie wiedział, kiedy rozmowa zeszła na Yoongiego. Chyba sam się o to prosił. Przez większość imprezy był sam jak palec a dochodziła już pierwsza i naprawdę miał dość. Mimo to dostał przed chwilą czymś, co zmieniło zbyt dużo, by miał teraz tak po prostu wrócić do domu. I nie do końca rozumiał, jak ma to odebrać.
- A co, chcesz z nim o tym pogadać? Stary, lepiej zrezygnuj – Tae przerwał wywód łykiem herbaty. Był jedyną osobą w apartamencie, która cały wieczór piła herbatę. Prawdopodobnie z powodu tego, że należał do niego i wolał mieć stu procentową kontrolę nad tym, co się dzieje.
W końcu to on był osobą, która mogła kogoś ewentualnie uratować z baru w środku miasta, o północy, naciskając pedał gazu miękkim, domowym kapciem.
Więc musiał pozostać trzeźwy. Chociaż tego wieczora nawet nie miał ochoty na picie. Nawet w momencie, gdy Yoongi praktycznie szedł na rekord.
Co skończyło się jak zwykle.
- Dlaczego?
- To dla niego... cóż... wrażliwy temat. Nie rozmawia o swoich pracach za wiele, nie mówiąc o pokazywaniu ich. Ale jest dobry, to już wiemy oboje. Tylko, że... wiesz, on właściwie nie rysuje ludzi. Rzadko. I mogę mu jedynie wierzyć na słowo, bo w całym życiu widziałem może ze dwie, resztę wiem ze słyszenia od niego. Kiedyś się przede mną otworzył, ale nie za mocno. Myślę, że tak się wyraża. Jak w nim za dużo siedzi to po prostu rysuje. I w sumie cieszę się, że ma coś takiego, gdzie może być w pełni sobą. Ale poważnie, nie zaczynaj z nim o tym. Nawet, jeżeli właściwie masz prawo pytać, ponieważ uwiecznił na papierze właśnie ciebie... to musisz zrozumieć, że czasem po prostu lepiej nie być zbyt ciekawskim.
- W porządku, znasz go lepiej niż ja. Po prostu, nie wiem, myśl, że ktoś taki poczuł patrząc na moje ćwiczenia coś tak silnego, że musiał to narysować... brzmi to niezwykle.
- Wiem i uwierz, czasem mam wrażenie, że po mimo lat wcale go nie znam.
- Długo się przyjaźnicie?
- Będą ze trzy... nie, cztery lata – powiedział Tae. – Znamy się jeszcze od dzieciaka. Kiedyś był trochę bardziej żywy, tak myślę. Ale ludzie się zmieniają, człowiek dorasta, a świat dookoła ssie jakby tak samo.
- Cóż, co racja to racja – odpowiedział z uśmiechem Hoseok, popijając łyka alkoholu z kubeczka. Właściwie pił już drugi, tyle, że sączył go już chyba drugą godzinę, więc kompletnie nie czuł efektów. Lubił czasem wypić, ale nie się upić. - Tylko, że widzisz, naprawdę mam w sobie coś takiego... Że chciałbym wiedzieć. Chciałbym móc umieć go rozszyfrować. Nie rozmawiam z nim za dużo, ale kiedyś mieliśmy okazję dłużej pogadać, bo przyłapałem go na kradnięciu zapalniczki w sklepie...
- Typowo – przerwał mu Tae na moment, na co Hoseok wywrócił oczami.
- I wtedy mieliśmy trochę czasu. Właściwie to nie wiem, co mnie w nim tak fascynuje. Ale zdecydowanie jest to coś, czego nie czuję do nikogo innego.
- W takim razie powodzenia Casanovo.
- Bardzo zabawne – prychnął chłopak, czując róż na policzkach. Przecież nie myślał o Yoongim w taki sposób.
Po prostu czuł dziwne przyciąganie, a znał siebie. Długo tak nie wytrzyma i w końcu będzie musiał to jakoś rozwiązać.
- Luz, przecież wiem, że tak nie jest – odparł Tae – Jeśli naprawdę chcesz się w to mieszać, to pewnie jest na dachu. Na górze masz wejście, u mnie w sypialni. Trzecie drzwi po prawej – odpowiedział, podając chłopakowi kluczyk.
- Dzięki – odparł Hoseok, czując dziwne trzepotanie w środku. – Czekaj, skoro ty masz...
- Ma drugą parę, dostał razem z tymi od apartamentu. Zwykle zamykam sypialnię, bo jednak czasem zdarza się impreza jak ta, ale jemu ufam na tyle, żeby mógł tam czasem włazić, bo inaczej nie dostanie się na dach, a lubi przesiadywać wysoko. Trochę jak kot. W każdym razie, skubany na pewno się zamknął, więc weź te, bo nie chcę żadnego włamania – zaśmiał się, choć drugi ledwo odwzajemnił uśmiech.
Bo właściwie, na co się porywał? I czego miał się spodziewać?
Mimo to szybko pokonał stopnie na wyższe piętro, po czym zwinnie ominął grupki ludzi na nie zbyt szerokich korytarzach. Ostatecznie znalazł odpowiednie drzwi, które otworzył dość sprawnie. Ponownie zamknął je od środka, chcąc ochronić pomieszczenie przed kimś z zewnątrz.
- Taehyung? – dobiegł go głos wydostający się z niewielkiego otworu, który był uchylony. Nieduża blacha w kolorze sufitu dość dobrze się maskowała, kiedy była zamknięta. Niewielka rączka jednak sprawiała, że można było odnaleźć wejście, jeśli się pamiętało, gdzie jest. – Tae, to ty?
- Emm... nie, to Hoseok – powiedział chłopak, po czym skonfrontował się z przytłaczającą ciszą z drugiej strony. Przez moment już miał się wycofać, kiedy Yoongi ostatecznie przemówił.
Uprzednio biorąc łyk piwa, czego Hoseok nie widział.
- W porządku, chyba... chyba możesz wejść, jeśli chcesz – powiedział jasnowłosy, będąc lekko skołowanym, że to ktoś inny.
Tae dał mu klucze? Ale dlaczego? I co sprawiło, że ten chłopak w ogóle tu wszedł?
Nie minęło kilka sekund, a Hoseok pojawił się na zewnątrz, czując na sobie chłodne powietrze. Dookoła rozpościerał się niezły widok, obejmujący większość zabudowań w dość sporej odległości. Nocne światła miasta prezentowały się niezwykle na tle ciemności.
- Woah – to pierwsze, co opuściło usta Hoseoka.
- Wystarczy cześć – powiedział Yoongi, odwracając się w jego stronę. Hoseok tylko przewrócił oczami na tą uwagę. – Jak chcesz to siadaj, chyba, że jesteś tu w innych zamiar. Powinienem już krzyczeć „Nie rób tego! Nie skacz!" czy coś? – dodał po chwili, przez co drugi naprawdę nie mógł powstrzymać uśmiechu.
- Chyba wystarczy mi, jak tutaj posiedzę – opowiedział, zajmując kilka bloczków z cementu tuż obok chłopaka. Szybko dostrzegł puszkę piwa i opakowanie papierosów, w którym było ich tylko kilka.
- Jak uważasz. To obejdzie się bez emocji. Trudno.
- To jedyne, co by nadało temu wieczorowi emocji?
- Nie wiem, może? Mam urodziny, powinienem skakać z radości.
Hoseok zaśmiał się głośno, zginając się w pół. Po chwili Yoongi załapał, co wypadło z jego własnych ust i również zaczął się śmiać. Tak, jak rzadko to robił.
A Hoseok nieświadomie zarejestrował ten śmiech, jako bardzo ładną melodię.
- Myślę, że powinniśmy poprzestać na siedzeniu – powiedział, łapiąc oddech.
- Chyba masz rację – na ustach Yoongiego powstał niewielki uśmieszek. – Chcesz jednego? – zapytał, podsuwając mu paczkę fajek.
- Dzięki, nie palę.
- Twoja strata stary – odpowiedział jasnowłosy, odpalając jednego i pozwalając dymowi wypełnić na chwilę jego płuca.
- Może, ale przynajmniej nie umrę od tego.
- Na coś trzeba.
- Nie sądzę, żeby to był dobry wybór. Rak płuc to okropne gówno.
- Świat to okropne gówno.
- Czasami.
- Zawsze.
- Kłamiesz.
- Co?
- Kłamiesz, to znaczy, że nie masz racji.
- Kurwa, przecież wiem, co to znaczy – parsknął jasnowłosy. – Pytam po prostu skąd ta pewność.
- Z tego, że świat jest całkiem spoko miejscem, jak odpowiedni patrzysz. Są małe rzeczy, które czynią go całkiem znośnym, jak nie dobrym.
- Poważnie? To muszą być tak małe jak fiut Tae, bo jakoś ich nie widzę – odparł po chwili, wywołując kolejny niekontrolowany śmiech Hoseoka.
- Skąd wiesz, jak...
- Przyjaźnimy się cztery lata – powiedział obojętnie. – Ale tak po za tym, to nie, nigdy go nie widziałem i Bogu za to dzięki – mówiąc to uniósł lekko oczy do nieba.
- No tak, mogłem się domyślić – powiedział Hoseok. – Ale ja mówiłem poważnie. Dookoła jest dużo rzeczy, które sprawiają, że w sumie ci się chce.
- W sumie tak, tylko... nie masz czasem wrażenia, że to za mało? Że życie po prostu... daje ci jakieś ochłapy dobra w zamian z traktowanie cię niczym szmatę?
- Zawsze jesteś taki wulgarny?
- Tylko po kilku drinkach i piątej fajce.
- Zapamiętam.
- Jak chcesz.
- Mówiąc szczerze, to nie. W sensie... – zaczął, próbując złożyć jakąś myśl. – Moim zdaniem to się jakoś równoważy. Dostajesz tyle dobra ile złego, żeby wszystko mogło działać bez zarzutów. I czasem możesz się czuć, jakbyś miał się zaraz rozpaść... ale wtedy coś składa cię do kupy, jeszcze zanim to się stanie.
- To jakiś metafizyczny shit, stary. Chociaż to brzmi całkiem w porządku z tym że widzisz... czasem to dobro po prostu idzie do ciebie okrężną drogą, a ty masz dość czekania, więc rzucasz wszystko i po prostu... istniejesz. Bez wyraźniej nadziei.
- Nadzieja jest zawsze.
- Tylko, jeśli możesz ją dostrzec.
- A ty? Widzisz ją czasem?
- Tak, jak mi macha złudnymi wyobrażeniami przed oczami.
- Pytam serio.
- A ja serio ci odpowiadam.
- Jak uważasz. Widzisz, ja na przykład widzę ją w tańcu. Dużo przekazuję w tym, co mogę stworzyć właściwie za pomocą siebie samego, jakby nie patrzeć. Ruch jest ulotny, ale to chyba lubię w nim najbardziej. Dlatego tak dobrze przekazuje uczucia. One też są dość ulotne.
- Mówisz zbyt pięknie, Hoseok – stwierdził Yoongi, co sprawiło, że chłopak lekko się wzdrygnął. Zdanie to nie było wypełnione niczym sarkastycznym, zdawało się za to być... po prostu tym, co chciałby powiedzieć.
- Nie prawda.
- Ta, pieprzysz o jakiś głębokich myślach, ale robisz to pięknie – jasnowłosy dodał po chwili, wracając za sobie ściany.
- Cóż, nie wiem, jak mam to traktować.
- Komplement, tak myślę.
- W takim razie dziękuję. Za to ty podobno bardzo dobrze rysujesz.
- Kto ci to... - przez moment widać było, jak odkryty się poczuł. Jakby coś z niego spadło i na sekundę można było go dostrzec – Ah, Tae. I on pewnie ci powiedział, że tu siedzę. W ogóle, po co tu przyszedłeś?
- Chciałem cię o coś zapytać.
- To pytaj, masz na to całą noc.
- Chodzi mi o... skoro już rozmawiamy o twoim talencie...
Yoongi wstał. W oczach miał dziwną panikę. Papieros zwisał mu swobodnie między palcami. Prawie się kończył. Serce biło mu niezwykle szybko. Chciał cofnąć kilka minut wstecz. Nie zaczynać niczego. Wolał... uciec.
W środku wołał o pomoc.
- Czekaj, czy ty... czy on... Nie, nie powiedział ci tego, nie zrobiłby...
- Hej, wszystko w porządku, po prostu... nie sądziłem, że to mi się kiedykolwiek przydarzy .
- Też nie – w głosie miał dziwną mieszankę. Ledwo trzymał siebie na wodzy i Hoseok szybko to dostrzegł. Również wstał i podszedł bliżej niego.
- Co masz na myśli?
- Nic, po prostu... rzadko rysuję osoby – powiedział cicho, starając się być choć trochę przekonanym o tym, co mówi. Czuł na sobie zbyt wiele.
A więc wiedział, wiedział i teraz Yoongi czuł się otwarty. Chociaż w głębi siebie czuł, że otworzenie przed tym chłopakiem nie miało znaczyć nic złego.
- Wiem.
- To też ci powiedział? Kurwa, Tae – wypowiedział to z mieszanką rozgoryczenia i ulgi.
Bo czy tak naprawdę nie chciał tego? Czy nie chciał, by Hoseok się dowiedział? Czy nie chciał tym czegoś przekazać? Czegoś skrytego głęboko w sobie?
Może. Ale nie chciał tego przyznawać, ani wiedzieć.
Boże, czemu musiał być tak cholernym bałaganem przy tym jednym człowieku, o którym nic nie wiedział, a którego zdecydowanie chciał poznać.
Tylko nie miał pojęcia, jak miałby być sobą przed kimś takim.
- Wybacz, ja...
- To nie twoja wina. Chyba mogę obwiniać tylko siebie.
- Za co?
- Za to, że pozwoliłem sobie zatrzymać cię na papierze. Nie rysuję osób, bo nie chcę niczego, co by mi miało i nich przypominać. Nie chcę ich tworzyć na nowo, na kartce papieru, czystej i nietkniętej. O czym ja w ogóle...
- W porządku, Yoongi – odpowiedział Hoseok, kładąc mu dłoń na ramieniu. Yoongi nie zareagował na ten dotyk. Chociaż nie był wielkim wielbicielem kontaktu fizycznego z każdym. Raczej nie pozwalał na to każdemu, chyba, że to on miał kontrolę nad sytuacją.
- Nie wiem, czy możesz mi to mówić, ale dzięki – odparł po chwili. – Po prostu... nie wiem, zapomnij o tym, albo coś. To był przypływ momentu. Myśl. I chyba taką zostanie.
- Chciałbym, ale... nie mogę zapomnieć, wiesz? Jednak to zrobiłeś, coś cię do tego natchnęło. Stałem się fragmentem sztuki, dzięki tobie.
- Cały czas nim jesteś – odpowiedział jasnowłosy, odwracając się do Hoseoka i spoglądając mu w oczy. Lśniły jaśniej, niż gwiazdy, a wzrok miał wypełniony zaskoczeniem i niewiarą.
Nic dziwnego.
Sztuce ciężko jest docenić siebie samą.
- Coś ty właśnie...
- Powiedziałem, co myślę. Nie wiem, czy chcę mówić więcej. Nawet, jeśli chciałbyś więcej usłyszeć. Jest późno, jest noc, a ja trochę wypiłem. Ten wieczór zostanie tym wieczorem, więc nie musisz o tym myśleć za mocno. Nic się nie stało, byłeś ciekaw, to teraz wiesz.
- Nie, chwila, nie możesz tego teraz urwać – odpowiedział Hoseok, czując, jak szybko napełniały się jego płuca. – Nie mówi się czegoś takiego ludziom na ulicy. Ani przypadkowo spotkanym osobom.
- No to będziesz wyjątkiem – słowa te w jakiś sposób zabolały chłopaka ale i wprawiły go w zakłopotanie.
- Więc dla ciebie to jednak nic takiego?
- To dla mnie więcej niż myślisz, dlatego mówię o tym tak mało.
- Jak chcesz, nie będę naciskał, ale... - urwał, widząc, że Yoongi zgniata puszkę ciężkim butem i chowa paczkę papierosów do kieszeni. Kierował się do wyjścia, nie patrząc na chłopaka. – Musisz wiedzieć, że z jakiegoś powodu to dla mnie również tyle znaczy.
- To jest już nas dwóch – usłyszał jedynie, nim chłopak zszedł do pomieszczenia, pozostawiając widmo własnej obecności tuż obok chłopaka i zupełne tsunami zmieszania w jego głowie.
Nie codziennie bowiem był nazywany sztuką, a krótkość rozmowy dała mu więcej sprzecznych emocji, aniżeli przejażdżka kolejką górską. Chłopak miał tak wiele murów dookoła siebie, że Hoseok zastanawiał się, jakim cudem zburzył dzisiaj chociaż fragment.
Nie robiąc właściwie nic.
I jakim cudem czuł się jednocześnie tak lekko, mając w głowie tą myśl.
wybaczcie, że ten rozdział wyszedł później, ale musiały się pojawić pewne poprawki, więc jest zdecydowanie lepiej, niż w początkowej wersji
also namjin mi tu kwitnie, co robić
reminder: dark things are about to happen soon </3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top