useless
Jimin wymiotował w łazience już od ośmiu minut. Hoseok trzymał mu dłuższe kosmyki włosów i uważał, by nic się nie stało chłopakowi. Otoczenie bowiem nie było najczystsze, a w rogu jednej z kabin znaleźli paczkę po Durexie.
Wolał już sam czuć się niekomfortowo, niż pozwolić, by drugi to odczuwał.
Nie miał pojęcia, co się stało. Blondyn po prostu nagle poczuł się gorzej i powiedział, że musi iść do toalety. Wyglądał tak źle, że Hoseok musiałby być bezduszny, by nie pójść za nim. I poszedł, pilnując, aby nikt po drodze nie przeszkodził mu za mocno w dotarciu do niewielkich pomieszczeń z tyłu klubu.
Gdzie wszystko pachniało brudem i zapachem palonych wbrew zakazom fajek, które też walały się po posadzce gdzieniegdzie.
- Lepiej? – zapytał po dłuższej chwili, licząc się z tym, że mogło to zabrzmieć nieco nieodpowiednio, zwłaszcza, że widział doskonale w jakim stanie był chłopak.
Jimin nacisnął tylko spłuczkę i zakaszlał jeszcze kilkukrotnie. Wziął głębszy oddech i wychrypiał:
- Przyniesiesz mi wody? – słowa te stały się momentalnym rozkazem dla Hoseoka. Zostawił więc drugiego na moment, upewniając się, że da sobie radę i pobiegł do baru po szklankę. Na szczęście nie musiał za mocno negocjować, za co był wdzięczny losowi. Gdy wrócił, blondyn już nachylał się nad umywalką, czyszcząc usta i pijąc odrobinę. Hoseok więc podszedł do zlewu obok, napełnił szklankę i podał Jiminowi po chwili, kiedy ten skończył.
- Dziękuję – powiedział w pełni mając to na myśli. Z pełną wdzięcznością przyjął naczynie i wypił do dnia, czując się jednak wciąż brudnym i niemożliwym do zniesienia. Mimo to nie było to już aż tak przytłaczające jak jeszcze moment wcześniej.
- Nie ma sprawy – odpowiedział mu jedynie Hoseok. – Co cię tak nagle złapało?
- Nie mam pojęcia – odparł Jimin smutnawo, kryjąc prawdę jak umiał najlepiej. Nie wyznałby przecież, że to emocje, obrzydzenie do siebie i swojej naiwności. Głupota serca i nadziei.
W życiu by tego nie wymówił na głos.
- Chcesz wyjść? Możemy iść gdzieś indziej, jeśli chcesz – stwierdził od razu Hoseok, widząc, że chłopaka wyraźnie coś dręczyło, nie zamierzał jednak drążyć sprawy. Znał granice, a tutaj właśnie stał przed takową.
- Bardzo chętnie – padła odpowiedź. – Możemy przenieść się do mnie, jeśli nie masz nic przeciwko. Miło się rozmawia, mimo... tego – zakończył z lekkim uśmiechem, rzucając spojrzenie kabinie, co udzieliło się również Hoseokowi i rozluźniło nieco atmosferę, mimo, że wciąż czuć było w niej resztki splotu trudnych odczuć, duszących Jimina od środka.
Na które nie miał wpływu i nie umiał ich kontrolować.
Wyszli więc z łazienki, po raz kolejny konfrontując się z zapachem klubowego powietrza. Sprawnie przebrnęli przez tłum, Jimin cały czas patrzył przed siebie, starając się nie myśleć, że gdzieś dookoła niego ta scena ciągle mogła trwać.
Nieprzerwanie, tak jak robiła to w jego myślach.
Gdyby postąpił inaczej, zapewne zauważyłby, że w towarzystwie, jakie wtedy dostrzegł brakowało już Jungkooka. Niestety jednak nie miał on odwagi podnieść wzroku, ani rozglądać się po pomieszczeniu, by móc ten fakt odnaleźć.
Szkoda.
Zbliżając się do wejścia poczuł ulgę. Hoseok był tuż obok niego, świeże powietrze powolnie zaczynało przywracać mu zmysły. Nie był sam i nareszcie wyszedł z więzienia, jakim momentalnie stał się dla niego klub, zaciskający się dookoła jego sylwetki niczym kaftan.
- Jaki następny przystanek? – zapytał Hoseok, opierając się o ścianę budynku, czekając, aż Jimin zaproponuje coś, co byłoby dla niego najodpowiedniejsze. W końcu chodziło głównie o komfort blondyna w tym momencie. Hoseok mógł się spokojnie dostosować.
- Myślę, że możemy iść do mnie, ale nie wiem, czy chce ci się jechać tak daleko – stwierdził tylko.
- Jeśli będę musiał. Mogę ci dotrzymać towarzystwa jeszcze chwilę – stwierdził Hoseok.
- Na pewno? Wiem, że jest już późno i...
- Daj spokój, nie jest aż tak. Przeżyję – zakończył Hoseok z lekkim śmiechem, na co Jimin odpowiedział tym samym, nie kryjąc, że chyba właśnie zaczynał lubić drugiego coraz mocniej.
Chociaż wcale nie było mu do śmiechu.
***
- Od czego mam zacząć... - słowa Taehyunga przeszyły powietrze niespodziewanie. Dochodziła ósma rano i powinni być właśnie na swoich pierwszych zajęciach tego dnia, ale gdyby mieli być szczery nie mogło ich to obecnie mniej obchodzić. Zwłaszcza, że potrzebowali dłuższej chwili po prostu dla swojej dwójki.
W końcu musieli wyjaśnić kilka spraw, bez świadków i braku widoku siebie nawzajem.
- Twój wybór, mnie nie pytaj – odparł Yoongi, zaciągając się świeżo odpalonym papierosem, kreującym wymyślne wstęgi dymu w atmosferze szarości miasta. W duchocie kamienic i wyższych wieżowców. To wszystko było tak obrzydliwie bezbarwne, że nawet kolor tlącej się używki wydawał się niezwykle wyrazisty.
- Myślałem, że obchodzi cię co o tym wszystkim sądzę – odpowiedział mu jedynie drugi, poprawiając nieco swoją skórzaną kurtkę. – Ale jak chcesz, mogę polecieć na improwizacji.
- To ci zawsze najlepiej wychodziło – zaśmiał się pod nosem jasnowłosy, delektując się spokojem chwili w jakimś sensie.
W końcu miło było czuć, że między nimi było chociaż odrobinę lepiej.
- A tobie doprowadzanie mnie do takich momentów – stwierdził Taehyung szybko, pozwalając im obu na lekkie uśmiechy i wymienione błyszczące spojrzenia. – Nie mogę uwierzyć, że znowu to robimy.
- Co takiego?
- Godzimy się. Jak byśmy byli w jakimś dziwnym, toksycznym związku. Rozumiesz – zakończył, spoglądając nieco w dół, unikając kontaktu z drugim. – Ale w pewnym sensie chyba taki nasz urok.
- Nie będę zaprzeczał – odparł Yoongi po dłuższej chwili. – Chociaż to niekiedy dość męczące.
- Co ty nie powiesz – uciął mu Tae, znów uśmiechając się odrobinę. – Wiesz, jak cicho było u mnie bez twojego narzekania po nocach? Prawie nie mogłem tego znieść... tej pustki.
- Więc tęskniłeś za mną – powiedział jasnowłosy, sprawiając, że Taehyung zastygł na moment, niezdolny do żadnych słów.
- Chciałbyś, idioto – zaśmiał się do siebie. – Nie schlebiaj sobie aż tak.
- Jasne, mów sobie co chcesz. Ja tam wiem swoje – zakończył, patrząc na profil Taehyunga, przyozdobiony cieniem ulgi i szczerej radości z faktu, iż ponownie odzyskał przyjaciela, choć tak naprawdę nigdy go nie stracił.
W żadnym momencie.
- Dobra, wygrałeś – przyznał po dłuższym momencie, na tyle, że Yoongi zdążył raz porządnie się zaciągnąć i wypuścić chmurę dymu w powietrze. – Ale ty też to czułeś, nie wyprzesz się.
- Mhm, lepiej się nie zapędzaj Kim – stwierdził jasnowłosy, specjalnie używając nazwiska drugiego.
- Powiedział ten, co dzwonił do mnie w środku nocy i błagał o wybaczenie.
- Musiało ci się przyśnić – stwierdził Yoongi, na co Taehyung wywrócił oczami.
- Jesteś, cholera jasna, niemożliwy – odpowiedział mu po paru sekundach. – Naprawdę.
- Nigdy nie miałem zamiaru być inny – usłyszał słowa przyjaciela. – Więc chyba mi wychodzi.
- I to jak – zaśmiał się Taehyung znowu. – To co... wracasz do mnie? – zapytał, patrząc na jasnowłosego bacznie, obserwując jego rysy, jego zmęczone oblicze, wyciosane zbyt dużą ilością rzeczy, jakie wydarzyły się ostatnio w jego życiu.
Niemalże wszystkim, co Taehyung mógł wyczytać bez problemu. I byłby najgorszym z kłamców, mówiąc że go w ogóle nie obchodziło.
- Możliwe. Myślę, że Namjoon będzie w niebo wzięty – odparł Yoongi, wywołując kolejny śmiech drugiego.
- No tak, w końcu zajmowałeś mu poddasze... biedny, musiał znosić taki wrzód na tyłku – powiedział, na co Yoongi prychnął jedynie pod nosem, skupiając się na powoli wypalającym się papierosie.
- Gdyby jeszcze bywał w domu, to pewnie i by tak było – rzucił od niechcenia, niekoniecznie by załagodzić uwagę przyjaciela.
- Oh... - stwierdził Tae, lekko zaskoczony. – Mam rozumieć, że romans kwitnie?
- I to jak, błagam cię – odparł Yoongi z lekkim grymasem. – Nawet nie chcę wiedzieć, ile razy w ciągu nocy Seokjin przeżywa o...
- Oszczędź mi dobra? – przerwał mu Taehyung momentalnie. – Serio, nie potrzebuję szczegółów.
- Ta, jasne. Jakbyś nigdy nie słyszał nic ode mnie – zaśmiał się jasnowłosy.
- To co innego – sprostował Taehyung. – Poza tym o twoim życiu seksualnym też nie chcę słuchać zazwyczaj.
- Przyznaj, że potajemnie cię to kręci – powiedział Yoongi unosząc brew, na co Taehyung tylko szturchnął go łokciem z cichym „idiota" powiedzianym jednocześnie.
- A co z twoim romansem, swoją drogą? – zapytał po dłuższym momencie, na co jasnowłosy wyraźnie się spiął. Taehyung wiedział, że stąpał po cienkim lodzie, ale nie zamierzał odpuszczać, skoro już miał okazję, żeby porozmawiać z drugim.
- Czym? – zapytał Yoongi, udając, że nie ma pojęcia o co chodzi.
A przynajmniej wolałby nie wiedzieć.
- Ah, no tak – kiwnął głową Taehyung. – Czyli ciągle się wypierasz, mogłem zgadnąć.
- Przestań traktować to, jakby naprawdę to miało ku czemukolwiek zmierzać... poważnie – zakończył Yoongi z lekką ostrością. – Nie masz pojęcia, co jest między mną a nim, więc nie forsuj na nas takich określeń.
- Bo się ich boisz? Brzydzisz? – Taehyung czuł, że przekracza granicę, ale musiał to zrobić. Po pierwsze, bo był jedną osobą, która miała takie prawo w stosunku do Yoongiego, a po drugie, bo nikt inny nie uświadamiał mu rzeczy tak pewnie i klarownie. Nikt poza nim. Bo Yoongi nie otwierał się przed innymi w taki sposób.
I Taehyung nie mógł pozwolić sobie patrzeć, jak przyjaciel usycha zamknięty za kratami własnych lęków, podczas gdy on mógł go popchnąć do ucieczki z nich. Choćby w najmniejszym stopniu.
- Przestań. To nie jest pora ani miejsce Tae – usłyszał tylko, powiedziane tonem zmęczonym acz wciąż posiadającym w sobie jad, jakiego się spodziewał.
Zawsze to robił. Włączał każdy mechanizm obronny i patrzył, jak wszystko dookoła płonęło, za wyjątkiem niego samego. I Bóg mu świadkiem, jak się za to nienawidził.
- To kiedy takowa będzie? Jak już nie będziesz miał siły bić się z samym sobą? Wtedy? – dopytał, wiedząc, że odpowiedź zapewne mu się nie spodoba.
W końcu czemu miałaby, skoro miał do czynienia z Yoongim.
- Możliwe. Nie wiem. Po prostu nie mówmy o nim, dobra? – stwierdził, zostawiając Taehyunga z momentem duszącej ciszy.
- Jak uważasz. Tylko wiedz, że to samo do ciebie dotrze prędzej czy później. I potem może być za późno na odwrót, albo chociaż próbuję zrozumienia, co się dzieje.
- Dobra, zrozumiałem. Już skończyłeś, z tym filozoficznym pieprzeniem?
- Ta, można tak powiedzieć – burknął Taehyung pod nosem, nie chcąc doprowadzać do kolejnej kłótni. – Dziwi mnie po prostu, że nie widzisz najbardziej oczywistych rzeczy.
- Jakich znowu rzeczy? – Yoongi powolnie tracił cierpliwość, choć jednocześnie miał już też niespiesznie dosyć tego, jak sam wszystko w sobie trzymał. Jak pozwalał swoim płucom powolnie umierać od cierni swoich własnych myśli.
A krwi spływać aż do serca, zaburzając jego rytm.
- Tego, jak się z nim obchodzisz. Jak go postrzegasz. Co czujesz. Ale to tylko moje filozoficzne pieprzenie – uciął, spoglądając na jasnowłosego, który gasił właśnie papierosa o bruk czubkiem buta.
Nie odzywał się.
- Pewnie masz rację – powiedział w końcu, szukając kolejnego papierosa w paczce. – Ale wolę już wierzyć, że to nic takiego, niż ponownie dać się wkopać w gówno. Wiesz o tym.
- Myślę, że tym razem mogłoby się to różnić – stwierdził Taehyung zupełnie szczerze. Nie znał co prawda Hoseoka dobrze, ale mógł już w pewnym sensie choćby założyć, że to nie potoczyłoby się w tak zły sposób jak ostatnim razem.
A rany wciąż były przecież nieco świeże.
- Wtedy ja też tak myślałem i patrz, gdzie jestem teraz – zaśmiał się z bólem Yoongi, odpalając kolejną porcję nikotyny. – Wiem, do czego zmierzasz i nie powstrzymam cię przed wysuwaniem wniosków. Ale proszę, zostaw ten temat. Muszę to rozegrać samemu – zakończył, znów zdobiąc powietrze dookoła dymem.
- Jak uważasz. Ale wiesz, że zawsze możesz na mnie polegać?
- Bardziej niż na sobie – odparł, na co Taehyung wywrócił oczami.
Co za przebrzydły hipokryta.
- W takim razie może zacznijmy się zbierać, skoro zrzuciłeś co miałeś z serca.
- Jakbym cokolwiek tam miał – burknął Yoongi, niby z obojętnością, a jednak Taehyung wyczuł w tym odrobinę charakterystycznej nuty
- Oczywiście – odparł jeszcze, zabierając swoją torbę z ziemi. – Chcesz potem z nami wyjść gdzieś na miasto? Myślę, że mamy do nadrobienia w pełnym składzie.
- Jak chcesz. Mogę iść, bylebym nie musiał zabierać rzeczy od Namjoona. Nie chce mi się – stwierdził jasnowłosy, dotrzymując korku przyjacielowi przy przejściu przez dość ruchliwą ulicę miasta.
A Taehyung uśmiechnął się sam do siebie, wiedząc, że skrycie drugi ucieszył się na zasłyszaną propozycję, nawet, jeśli w pewnym sensie wciąż miał napięte relacje z niektórymi.
Wizja spędzenia czasu z ludźmi, których mógłby nazywać braćmi jednak wygrała.
Choć między nimi z pewnością znalazłby się ktoś, kogo nazwać mógłby czymś więcej, nawet, jeśli takie stwierdzenia ledwo przechodziły mu przez gardło.
Zamknięte gdzieś między nim a językiem.
***
Ledwo to ukrywał.
Po pierwsze fakt, że ciągle nim pachniał. Tak nieznośnie mocno. Wziął prysznic i założył inne ubrania, a jednak ciągle odczuwał tą woń, tą słodycz, jaka niegdyś zaciągnęłaby na sam koniec przepaści, w którą był gotów skoczyć.
Obecnie nie powiedziałby tego w ten sposób.
Poza tym bolała go głowa, bo przecież nie odmówił mu kilku kieliszków, ani nawet shotów. Jakby mógł powiedzieć mu „nie", kiedy smakował jego ust z takim zaangażowaniem, nieważne, jak sztucznym.
W końcu nie zawsze był sam, w dodatku z bolącą raną w sercu i nie pewną sympatią w oddali.
Zwaliłby to wszystko na urok momentu, ale nie był pewien, czy czasem by się w ten sposób nie usprawiedliwiał. Postąpił głupio, to wiedział na pewno, z drugiej strony, to nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz.
Grunt, że nikt go nie widział. Za to był wdzięczny.
Mimo to miał wrażenie, jakby siedząc między znanymi twarzami chłopaków, każdy z nich w pewien sposób wiedział. Jakby patrzyli na niego inaczej, niż zazwyczaj. Poza tym nie było z nimi Jimina i przez to jego ciężar w środku tylko się wyostrzył.
Choć nie miał pojęcia dlaczego. To kompletnie nie miało sensu.
- Nieźle go ścięło, jak widzę – mruknął Yoongi, spoglądając na Jungkooka ukradkiem i przywołując jego uwagę, jednocześnie wyrywając go z myśli i przypominając mu o mrożonej kawie jaką miał przed sobą. Dzień był bowiem szary, acz niezwykle ciepły i każda odrobina zimna brzmiała jak zbawienie.
- Przestań, mówisz jakbyś nie miał inaczej – burknął tylko szatyn w odpowiedzi, upijając po tym łyk napoju. – Każdemu się zdarza.
- W porządku, tylko mówię. Musiałeś nieźle zabalować wczoraj – stwierdził jasnowłosy jeszcze.
- Dobra, daj spokój dzieciakowi, niech się wyszaleje w środku tygodnia jak musi – uciął mu Namjoon, mieszając dłonią kubeczek wypełniony swoim czarnym, podwójnym espresso.
- Cóż, ja mu tam nie będę matkował – odparł Yoongi po dłuższej chwili. – Niech robi co chce, stwierdzam tylko fakty.
- Które nie są nikomu potrzebne – kontynuował Taehyung. – Swoją drogą... macie zamiar iść w ten piątek do mnie? Nie powiem, że mam okazję, bo nie mam, ale miło byłoby się zobaczyć – powiedział, wiedząc, że jasnowłosy podłapie temat.
I podłapał, wiedział, co przyjaciel ma na myśli. Jeszcze nie do końca potrafił nazwać, czy mu się to podobało, ale nie miał też zamiaru wyrażać sprzeciwu.
- Mnie tam pasuje – powiedział Yoongi pierwszy.
- Tobie pasuje bo znowu tam mieszkasz – stwierdził Namjoon, z lekkim uśmiechem, na co jasnowłosy lekko zmrużył powieki, posyłając mu dłuższe spojrzenie. Tyle, co mu powiedział, że wraca do Tae, a ten już go eksmitował.
- Bardzo zabawne – skomentował jedynie. – A ty? Wpadasz?
- Pewnie tak, skoro to zebranie rodzinne – odparł starszy jedynie. – Skarbie, też chcesz iść? Będzie dobrze, tak podejrzewam. Nie powinni się upić za mocno – stwierdził, gładząc udo Seokjina pod stołem, co wprawiło go w niewielkie zakłopotanie i prawie zmusiło Yoongiego do zwrócenia latte, którego się napił.
- Myślę, że mogę, nie mam innych planów, jak na razie – powiedział ostatecznie, spoglądając na Namjoona, jakby był jedynym, co mogły zarejestrować w pomieszczeniu jego oczy. – A ty, Hoseok? Robisz coś, czy będziesz nam towarzyszył?
Hoseok podniósł wzrok nagle, do tej pory pozostając bardziej skupionym na pisaniu czegoś w notesie i popijaniu flat white'a, który swoją drogą smakował niezwykle dobrze, aniżeli słuchaniu reszty. – Emm... - zaczął. – Zobaczę, ale chyba powinienem mieć chwilę – stwierdził w końcu, spoglądając na Yoongiego trochę za długo.
Jakby już spojrzeniem miał mu obiecać swoją obecność. I być może to zrobił, zważywszy na to, jak oboje rozstali się poprzednim razem. Wciąż miał w głowie tamte chwile, ulotne napięcie między nimi i nieznośną bliskość.
Wszystko to wyraźniejsze, niż by się o to posądził.
- No to uzgodnione – podsumował Taehyung ostatecznie. – Chyba, że jeszcze Jungkook chce się dołączyć... bo nie mam pojęcia, jak z Jiminem.
- Napiszę do niego – odezwał się szatyn niespodziewanie. – A co do mnie to nie wiem. Mogę mieć robotę – zakończył, pozostawiając wszystkim do dopowiedzenia sobie, o jaką robotę chodziło.
Niestety większość mogła to zrobić bez problemu.
- Jasne, nie ma sprawy – odparł Taehyung. – W takim razie czeka nas miłe zakończenie tygodnia.
- Mów za siebie, muszę zaliczyć ważną pracę plastyczną w piątek. Nie wiem, czy będzie tak miło – odezwał się Yoongi, stukając przy tym palcami o blat stolika.
- Mówisz to tak, jakbyś miał z tym kiedykolwiek problem – rzucił Taehyung, wywołując cichy śmiech Hoseoka obok siebie.
Śmiech, który sprawił, że kilka drobin ciepła przeszło przez ciało Yoongiego.
- Cóż, na pewno będą chcieli, żebym malował kogoś, a nie za bardzo mam kogo. Muszę znaleźć jakiegoś naiwniaka – zakończył, bawiąc się kubkiem.
- Powodzenia – mruknął Namjoon szybko. – Ja bym prędzej dał się pociąć, niż ci pozował.
- Nie bądź taki ostry, Yoongi ma talent, wiesz o tym – sprostował Taehyung, za co jasnowłosy był mu dość wdzięczny w środku, choć nie okazał tego w żaden sposób.
- Jak chcesz, to ja mogę ci pomóc – odezwał się Hoseok, wiedząc, że właśnie wpakował się w paszczę lwa.
Ale wszystko w nim tak mocno go ciągnęło ku temu.
- Mówisz poważnie? – Yoongi nie umiał zrozumieć, dlaczego akurat on z tych wszystkich idiotów miałby to zaproponować. Akurat Hoseok i tak już zajmujący swoją postacią połowę jego zeszytu.
- Czemu nie, to może być ciekawe – stwierdził. – Poza tym, wyrwę się z fizyki, co mi jest bardzo na rękę – powiedział jeszcze, a jasnowłosy nie wierzył w to, co słyszał.
Żałował, że w ogóle powiedział to na głos.
- To proszę, masz swoją muzę – zażartował sobie Namjoon, za co dostał kopniaka od Yoongiego pod stołem, który reszta skwitowała cichymi śmiechami i uwagami pod adresem dwójki.
Tylko Hoseok odpowiedział skrytym rumieńcem, chowanym starannie za opartą o stół ręką i szerszym rękawem własnej bluzy oraz udawaniem, że pilnie coś notuje w swoim zeszycie.
Choć tak naprawdę nie pisał nic sensownego, a jedynie sylaby imienia jasnowłosego chłopaka na marginesach, próbując wyrzucić z głowy ich brzmienie.
Tak słodkie i obiecujące mu wszystko, czego nie mógł mieć.
***
Jego komórka wibrowała zdecydowanie zbyt wiele razy. Nie odbierał, znowu. Oh, jak lubił to robić. Udawać, że go nie ma, że jest zajęty, że tak naprawdę wszystko kontroluje, nawet fakt, czy odbiera czy nie odbiera połączeń od różnych osób.
Zwłaszcza tej jednej.
Jeszcze raz zerknął na ekran. Czy on mógł przestać? Zdecydowanie poczułby się o niebo lepiej, gdyby to zrobił. Gdyby pokazał mu, że ma go gdzieś, skoro najwyraźniej wolał przygodnie zadawać się z innymi osobami. Mieć bliższe kontakty z byle kim. I może jego również tak traktował.
Kto wie, może wtedy wszystko stałoby się po prostu dużo prostsze.
Jimin nie miał już siły na płacz, więc po prostu pusto wpatrywał się w lecący serial na Netflixie, jednocześnie popijając colę zero. Potrzebował tego stanu, kiedy nie za wiele się myśli, ale irytujące dźwięki telefonu, oraz rozjaśniający się co chwilę ekran zdecydowanie odwodziły go od tego.
A gdyby odebrał tylko upadłby niżej, nie mogąc już zapewne pomóc sobie na powrót wstać.
Z pewną dozą odrazy spojrzał ponownie na urządzenie, widząc tą samą nazwę. Zatrzymał serial i pozwolił połączeniu minąć.
A potem sam wziął komórkę w dłoń i oddzwonił na wyświetlany przed chwilą numer. Zdesperowany i pełen emocji. Po prostu powie mu, żeby nie dzwonił. Tyle. Nic więcej. Przecież stać go było na to, prawda? Mógł to zrobić. Chociaż to.
- Halo? Jimin? Jesteś tam? – słowa te były mówione tak miękko, łagodnie, że blondyn niemalże uległ pod ich naporem, tak boleśnie przyjemnym.
- Mhm, jestem – potwierdził, bo co innego miałby zrobić w tej sytuacji. Na pewno nie milczeć.
Choć to odpowiadałoby mu najmocniej.
- Oh, dobrze słyszeć... coś się dzieje? Strasznie ciężko mi było się do ciebie dodzwonić – stwierdził Jungkook od razu, co Jimin ledwo usłyszał przez szumy aut w tle.
- Brałem kąpiel – skłamał, zdziwiony, że poszło mu to tak naturalnie.
- Pół godziny? – dopytał szatyn, a Jimin poczuł jak się spina.
- To ode mnie zależy ile leżę w ciepłej wodzie – odezwał się jedynie. – O co chodzi? – zapytał zaraz po tym, chcąc od razu przejść do rzeczy i nie przedłużać bez sensu przejścia do jakiegoś sensownego meritum.
- W sumie o nic takiego, Taehyung po prostu zaprosił nas do siebie w piątek... i zastanawiałem się, czy... znaczy my zastanawialiśmy się, czy nie chciałbyś przyjść – blondyn wyczuł tą nagłą zmianę w zdaniu i byłby bliski uśmiechu, gdyby nie wyraźne wspomnienia zeszłego wieczoru.
Zapachu klubu, cudzych ust na ustach Jungkooka.
- Ja jeszcze nie wiem – odpowiedział od razu, pewien, że w istocie tak było. – Dam wam znać – dodał jeszcze, by brzmieć bardziej przekonująco.
- Jasne, nie ma sprawy – usłyszał po drugiej stronie słuchawki. – Mam nadzieję, że u ciebie wszystko w porządku swoją drogą. I że jednak zdecydujesz się przyjść – po tych słowach nie dostał nawet momentu na odpowiedź, gdyż połączenie zostało nagle zakończone.
Nie zupełnie wiedział, co tak naprawdę właśnie się zdarzyło. I czemu Jungkook brzmiał w ten sposób. Jakby mu na czymś zależało, a jednocześnie miał w głowę nutę winy.
Dziwne, zważywszy na fakt, iż Jimin w ani jednej sekundzie nie poczuł, jakby tamtego wieczora szatyn zauważył jego obecność choćby na ulotną chwilę. I zapewne tak nie było, a jemu po prostu się zdawało.
Że widzi rzeczy tam, gdzie ich nie było.
Może wolałby, żeby tak w istocie było. Bo wtedy mógłby zrzucić winę na siebie i jakoś z tym żyć. A teraz musiał jedynie patrzeć na Jungkooka i widzieć w nim kogoś, kto się nim bawił, pokazywał niebo i strącał do piekieł. Nie wiedział, że szatyn mógłby być do tego zdolny.
Nawet, jeśli przecież nie zrobił tego celowo, bo nie miał pojęcia, że Jimin wszystko widział. Mimo to cały akt wyglądał jak wyreżyserowana scena, przeznaczona dla widoku jedynie dla niego.
Żeby mógł poczuć upadek własnego serca.
Otrząsnął się z myśli szybko. Nie miał zamiaru dłużej tego roztrząsać. Powinien się skupić na innych sprawach, a nie akurat tym. Choć jednocześnie graniczyło to niemalże z cudem, po tym, jak wiele scenariuszy w jego głowie miało miejsce na raz.
Jak wiele wizji splatało się ze sobą w mniej lub bardziej fortunnych kompilacjach.
W niektórych z nich Jimin jedynie krwawił, w innych pozostawał porzucony na pewną śmierć.
Okazjonalnie przeżywał, posiadając w sobie kwitnące kwiaty, odbierające mu wszystko, co niepiękne. Ale w te sceny nie wierzył wcale pozostawiając je jedynie w jednej kategorii.
Abstrakcja.
***
- Pocałuj mnie – powiedział stanowczo, wprawiając drugiego w małe zakłopotanie. Byli dosłownie przed budynkiem szkoły, stali niedaleko wejścia i oboje oczekiwali autobusu.
Poza tym Yoongi stał niedaleko dalej, paląc i również czekając na jakiś transport, wciąż przylepiony przy tym do komórki, na której wyraźnie z kimś konwersował, nie przykładając za mocno wagi do tego, co robiła dwójka obok niego.
Miał to bardziej niż gdzieś, skoro mógł w tym czasie pisać smsy do Hoseoka, udając, że wcale z nim nie flirtował w pewien sposób. Ale to drugi zaczął, mógł więc powiedzieć, że mu się po prostu odwdzięczał.
I cholera, nie mógł się obyć bez wizji drugiego, rumieniącego się słodko po drugiej stronie ekranu, zapewne leżąc na własnym łóżku.
- Co? – zapytał Namjoon, reagując, jakby Seokjin właśnie przemówił do niego w innym języku, niż zwykle. – Coś ty...
- Słyszałeś – odparł Seokjin ponownie z taką pewnością w głosie, że Namjoon prawie tracił zmysły, bo czy mogło być coś seksowniejszego, niż taka postawa akurat u niego?
Nie sądził.
- Masz rację, słyszałem... - mruknął lekko, podchodząc bliżej chłopaka i powalając sobie na wsunięcie rąk w tylne kieszenie jego spodni, tak, że obecnie byli niemalże zaraz przy sobie. Dodatkowo Seokjin nie miał nawet gdzie uciec, mając ogrodzenie za plecami, oraz Namjoona przed sobą. – Ale jednak ledwo wierzę w te słowa.
- Ah tak? A co w nich takiego nadzwyczajnego? – Seokjin uniósł brew, śmiejąc się przy tym lekko. – Nie mogę o to prosić mojego... - zamilkł na chwilę, powstrzymując czerwień policzków. – Chłopaka – dokończył, sprawiając, że Namjoon złożył niemalże motylą obietnicę na jego szyi, co sprawiło, że ten zadrżał leciutko.
- Możesz, zawsze – powiedział mu jedynie, wciąż stojąc blisko i muskając ustami płatek ucha chłopaka, z satysfakcją obserwując, jak się topi pod jego dotykiem, jak się przy nim rozpada. Miał już gdzieś, że stoją praktycznie na środku ulicy. Byli jedynie dla siebie, nie dla ludzi dookoła. – Po prostu... nie sądziłem, że masz w sobie taką śmiałość.
- Czasami – stwierdził mniej pewnie Seokjin. – Po prostu... stęskniłem się za smakiem twoich ust – dodał, nie mając już wpływu na to, jaki kolor miała jego skóra twarzy.
- Boże, Seokjin, czy ty siebie słyszysz – powiedział Namjoon, zupełnie serio, po czym pocałował kącik ust chłopaka i spojrzał mu dłużej w oczy. – Brzmisz zbyt niewinnie, by być prawdziwym.
- Możesz sprawdzić, czy w istocie taki jestem – odparł, unosząc brew i dziwiąc się sobie samemu za ilość odwagi.
- Uwierz mi, zamierzam – powiedział Namjoon głębiej. – Ale w twoim apartamencie – dodał jeszcze tuż przy uchu Seokjina, który przysiągłby, że gdyby nie stali właśnie w miejscu publicznym, to zrobiłby się momentalnie twardy.
- Przestaniecie wreszcie zachowywać się jak niewyżyte stworzenia? – usłyszeli oboje po chwili. Namjoon zerknął na Yoongiego tak morderczym spojrzeniem, że nie jeden byłby w stanie naprawdę bać się o swoje życie i przepraszać na kolanach.
Ale nie jasnowłosy.
- Na twoim miejscu uważałbym na słowa, casanovo – odparł Namjoon jedynie.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz i przysięgam, że zanim zabiorę od ciebie rzeczy, to dopilnuję, żeby poprzestawiać ci na strychu kilka rzeczy – stwierdził z krzywym uśmieszkiem, który Namjoon skwitował przewróceniem oczami.
- Ta, chciałbyś – burknął tylko ostrzej, zmieniając przy tym pozycję, z uwagi na podjechanie ich autobusu. – Jak coś, to siedzisz na drugim końcu tej cholernej maszyny – dodał jeszcze, kiedy Yoongi wepchnął się by wsiąść przed dwójką.
- Jasne, nie ma sprawy – stwierdził. – Nie chciałbym was widzieć, jak obściskujecie się mi przed twarzą.
- Jeszcze słowo i przegniesz – warknął Namjoon, co skutecznie zamknęło Yoongiemu niewyparzone usta. Jasnowłosy posłusznie zajął miejsce na początku, podczas gdy Seokjin i Namjoon usiedli bardziej z tyłu.
Na bezpieczną odległość, żeby dwójka czasami nie chciała się pozabijać.
- Wybacz mi za niego, robi się nieznośny, kiedy widzi pary dookoła – stwierdził Namjoon po chwili, gładząc dłoń Seokjina.
- Nie ma sprawy, nic się nie stało – odparł Seokjin. – Idzie wyczuć, że chyba nie za bardzo lubi te sprawy – dodał jeszcze, na tyle głośno, że Yoongi usłyszał te słowa.
Nawet nie zamierzał tego komentować.
Skupił się bardziej na wiadomościach, jakie wciąż wymieniał z Hoseokiem. Bo przysięgał, że jeszcze jeden tekst i był bliski wysiąść na najbliższym przystanku by przejść do innego autobusu i jechać do chłopaka.
Przeciągał bowiem strunę jak mógł i choć jasnowłosemu się to częściowo podobało to nie mógł znieść myśli, że to on jednak wolał sprawować kontrolę nad tokiem dyskusji, a nie na odwrót.
Nie lubił być rządzony, nawet przez kogoś takiego.
„Lepiej przestań, albo się nie powstrzymam"
„Przed czym? Jestem ciekaw" – przeczytał po chwili i uśmiechnął się do siebie krzywo.
„Przed myśleniem o tobie w konkretny sposób." – napisał szybko.
„A kazałem ci się kiedyś powstrzymywać?"
„Nie, ale wolałbym tego uniknąć tak czy inaczej"
„Jak uważasz... swoją drogą, o jaki sposób ci chodzi?"
„Czy to nie oczywiste?" – odpisał, zastanawiając się, czy Hoseok robił to specjalnie, czy w istocie nie miał pojęcia.
„Nie dla mnie. Masz dość wielowątkowe myśli"
„Powiedzmy, że te byłyby dość proste. I o jednej tematyce"
„Zdradzisz mi w końcu, czy nie?"
„Mogę ci pokazać" – napisał, by po chwili usunąć napisane zdanie.
„To mój maleńki sekret" – napisał znów, tym razem wysyłając tekst.
„Ah tak. No dobrze, powodzenia w trzymaniu go. I tak się dowiem"
„Ktoś tu jest pewny siebie. To gorące na swój sposób" – napisał jeszcze, nim zauważył swój przystanek. „Wybacz, muszę kończyć. Odezwę się potem" – dodał jeszcze na szybko, nim wyszedł ze znaną sobie dwójką niedaleko apartamentu Seokjina.
Nie zobaczył więc już ostatniej wiadomości, jaka przyszła od Hoseoka:
„Gdybyś spojrzał w lustro wiedziałbyś, co jest gorące. Ale cokolwiek. Udajmy, że tego nie napisałem. I do później"
Po tym komórki obojga ucichły na kilka godzin, a konwersacja stała się uboższa o kilka usuniętych po czasie wiadomości. Tak, że przynajmniej jedna ze stron żadnej z nich nie widziała.
Zostając ostatecznie jedynie ze słodkim "do później" wysłanym dużo po swojej nie istniejącej już poprzedniczce.
p.s następny szybko bo jest prawie napisany, also wszyscy jikookers powinni się naprawdę mocno przygotować just sayin
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top