the things you said
Prawdopodobnie prościej by mu było odwrócić uwagę od chłopaka, gdyby ten nie uśmiechał się leciutko, spoglądając w ekran telefonu. Nauczycielka wyszła na moment, dosłownie kilka minut temu, a ten już miał w dłoni urządzenie, wibrujące intensywnie od przychodzących wiadomości.
Jimin zdawał sobie sprawę, co właśnie robi, ale nie umiał się nie wpatrywać w czekoladowe, rozjaśnione nutką szczęścia oczy, miękkie kosmyki włosów, które zasłaniały czoło chłopaka, oraz maleńki kolczyk w lewym uchu, który ten zrobił sobie niedawno. Cienkie kółeczko błyszczało w słońcu wpadającym przez okno, dając znać o swojej obecności.
Naprawdę nie czuł się przytłoczony przez te wszystkie detale, elementy tworzące Jungkooka, jako kogoś, na kogo, choć niechętnie to przyznawał, mógł się wpatrywać godzinami. W ostrą szczękę, skórę szyi, czy delikatne wargi.
- Jeon Jungkook! Proszę to natychmiast odłożyć! – krzyknęła biolożka, która musiała się dzisiaj nimi zajmować. – Powtarzałam ci już z miliony razy, że podczas karnych godzin nie używa się komórki.
- Przepraszam, proszę pani – powiedział jedynie, udając skruchę.
Ta jedynie posłała mu wymowne spojrzenie, w którym widać było, że kompletnie w to nie wierzy, po czym zajęła się czytaniem czegoś na ekranie laptopa, prosząc chłopców o względną ciszę.
- Ahh... Jiminie... - jęknął Jungkook, po czym położył głowę na ramionach, które miał na ławce. – Cholernie nie chce mi się tu być.
- Mnie też, przecież wiesz... Poza tym, jak mnie nazwałeś?
- Jiminie, pasuje do ciebie. Nie wiem, jak inaczej zdrabniać twoje imię.
- Po co w ogóle je zdrabniasz? – odpowiedział blondyn, skubiąc palcami skrawek bluzy.
- Brzmi uroczo – odpowiedział jedynie drugi, bez większych emocji.
- Uważasz, że jestem uroczy? – Jimin nie miał pojęcia, jakim cudem to opuściło jego usta.
- Tego nie powiedziałem – uśmiechnął się drugi, sprawiając, że coś w Jiminie podskoczyło delikatnie. Czuł się bardzo lekko, pierwszy raz od dłuższego czasu. Jakby w tym czasie mógł po prostu nie przejmować się niczym, za wyjątkiem świecącego w uchu szatyna kolczyka, który chciałby móc zahaczyć językiem.
Zaraz, co?
- Nie za bardzo lubię komplementować mężczyzn – dodał po chwili, po czym chrząknął cicho.
- A to dlaczego?
- Cóż, nie jestem jakimś p...
- Na litość boską, Jungkook – stwierdził Jimin, przerywając wypowiedź drugiemu i chowając twarz w dłoniach. Nie chciał tego słyszeć. Nie, nie, nie. – To wcale tego nie oznacza. Możesz komplementować kogo chcesz, jeśli coś ci się podoba.
Jungkook nie odezwał się jednak, spoglądając po kryjomu na komórkę, której wibracje nie ustały. Jimin momentalnie poczuł się ignorowany, w najgorszy sposób. Oparł więc twarz na dłoniach, udając, że niezwykle interesuje go widok boiska za oknem. Nie chciał kontynuować żadnej rozmowy. Po prostu... chciał sobie dać spokój. I przestać myśleć.
I kreować nieistniejące, małe nadzieje.
Zdesperowany wyjął z plecaka mały notatnik i otworzył w połowie. Zapisywał tutaj swoje myśli, wiersze, czasem nawet nuty, jeśli miał czas tworzyć utwory. Na skrzypcach grał przecież od małego, a odtwarzanie cudzych prac przestało mu sprawiać aż tyle przyjemności, co granie swoich prac. Nie chwalił się tym, nie dawał nikomu słuchać tego, jak gra. Może nauczycielce od muzyki. Ale i jej nie pozwalał na zbyt długie sesje. Po prostu krył się z muzyką i miłością do niej. Uwielbiał dźwięki, uwielbiał je tworzyć i wyrażać. Nie tylko w tańcu, ale i smyczku płynącym po strunach.
Wąskie nadgarstki, cisza apartamentu i palący się kominek. To kochał.
Zapisał kilka nut, rysując niezgrabnie pięciolinię. Wyglądało to jak nauka w podstawówce, ale nie dbał o to. Wiedział, że sam siebie z pewnością się doczyta. Sunął długopisem po kartkach, starając się jak mógł, by zawrzeć wszystko w odpowiedni sposób. Nie szło mu najgorzej, mimo tego, że dużo skreślał i zaczynał na nowo. To nie było jednak nic nowego. Dużo skreślał i poprawiał, we wszystkim. Często nawet po dłuższym czasie. Zwłaszcza, jeśli chodziło o poezję.
Był dość artystyczną duszą. Skrzywdzoną, ale artystyczną.
- Co robisz? – po jakimś czasie usłyszał szept Kookiego, który najwyraźniej postanowił przypomnieć sobie o istnieniu blondyna.
- Piszę – odpowiedział krótko i chłodno. A przynajmniej się starał. Nie tylko dlatego, żeby ignorować drugiego, ale z powodu przerywania mu podczas tej czynności.
- Co takiego?
- Skąd ty nagle taki ciekawski, co? – zapytał blondyn z uniesioną brwią.
- Nic, po prostu... nie wiedziałem, że piszesz. Cokolwiek by to miało być.
- Niespodzianka – mruknął Jimin pod nosem, wracając do kreślenia nut.
- Pokaż mi, proszę – Jungkook odezwał się po chwili, sprawiając, że drugi przewrócił oczami, choć skłonny był ulec.
- Nie, zajmij się sobą – odparł tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Oh, poważnie? Co to takiego, pamiętnik?
- Po części – Jimin desperacko próbował ukryć lekko różowe policzki.
- Myślałem, że tylko dziewczyny piszą takie rzeczy. No wiesz, ten mnie rzucił, tamten to chuj – odpowiedział Jungkook, śmiejąc się cicho. I choć ten dźwięk był dla Jimina cudowny, tak sama wypowiedź zabolała, już drugi raz dzisiaj.
- Najwidoczniej każdy może je pisać, nie tylko one – Jimin starał się nie wybuchnąć, lub nie zacząć płakać. Miał w sobie dzisiaj i tak dużo emocji, czuł, że łatwo go złamać. Dzień od początku nie był dobry, a teraz jeszcze Jungkook musiał mu wszystko utrudniać głupimi uwagami, które nie miały sensu.
- Może... po prostu nie spotkałem jeszcze chłopaka, który by to robił – odpowiedział szatyn. – No ale cóż... zawsze byłeś wyjątkowy, więc nie powinno mnie to dziwić.
Jimin mógłby przysiąc, że był mieszanką wszystkich emocji i naprawdę nie pojmował, jak jedno zdanie potrafiło go zasmucić, a drugie obudzić motyle w jego wnętrzu. Wyjątkowy? Na jakiej podstawie drugi tak twierdził? W ogóle, co to miało znaczyć?
- Co masz na myśli? – zapytał cicho, zamykając leciutko notatnik.
- No wiesz..., że nie jesteś taki jak inni. Chyba właśnie to – skończył, marszcząc brwi i nie będąc pewnym, czy wytłumaczył to w odpowiedni sposób.
- W porządku, tylko... dlaczego tak sądzisz?
- Teraz ty jesteś ciekawski? – zapytał szatyn zaczepnie.
- Ale nie wścibski, to różnica.
- Ugh, ranisz mnie – Jungkook złapał się teatralnie za serce, wywołując cichy śmiech blondyna.
- Shhhh – zaczęła nauczycielka, jakby cała konwersacja jej nie przeszkadzała, ale śmiechy i owszem.
- Pytam poważnie... - zaczął znowu, ale nie dane mu było skończyć, gdyż przerwał mu dzwonek, sygnalizujący wolność dla obojga z nich. Jungkook w jednej sekundzie podniósł plecak z ziemi i zarzucił sobie na ramię. Jimin ledwo zdążył się spakować, a tego już nie było w klasie. Blondyn powoli opuścił pomieszczenie, mówiąc nauczycielce ciche „do widzenia", na co ona odpowiedziała z uśmiechem to samo.
Za drzwiami spodziewał się pustego korytarza, zastał jednak Jungkooka opartego o rząd szafek i piszącego z kimś szybko.
- Jeszcze tu jesteś? – zapytał, bo był przekonany, że ten dawno poszedł.
- Ta, właśnie odwołały się moje plany – powiedział z wyraźną irytacją w głosie. – Masz teraz coś do roboty?
- Nie, właściwie miałem po prostu jechać do domu... - odparł zgodnie z prawdą.
- Chcesz się przejść? Najbliższy autobus mam za godzinę, więc nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić... A nie chcę chodzić sam, nie mam słuchawek.
Jimin ledwo ukrył własny uśmiech. Ledwo.
- W porządku, możemy się przejść kawałek.
- Dzięki, ratujesz mi życie – odpowiedział szatyn z błyskiem w oczach, jaśniejszym niż gwiazdy. - Swoją drogą... sorry za to wcześniejsze, wiem, że zabrzmiałem głupio.
- W sensie? – zapytał Jimin, otwierając drzwi na zewnątrz. Oboje zaczęli schodzić po schodach i kierować się w stronę torów.
- To o tym wyjątkowym i tak dalej... nie wiem, gadałem bez sensu.
- Oh... nic się nie stało, właściwie... to było bardzo miłe – odpowiedział Jimin, czując, jak dziwnie nieśmiały się momentalnie czuł. Jakby zabrano mu całą pewność siebie. A może tracił ją tylko, gdy byli blisko? Sami dla siebie?
- Tak uważasz? Okay, to nie cofam niczego – odparł po chwili, drapiąc szyję w zdenerwowanym geście. Zapadła chwilowa cisza, która wbrew wszystkiemu nie była niezręczna, była dość zwyczajna. Oboje zdawali się pogrążyć we własnych rozmyślaniach, póki nie doszli na miejsce. Jimin szybko zajął miejsce, obok niedużej kolumienki, odchodzącej od murka, która zwykle służyła mu jako podstawka na picie, alb plecak, jeśli chciał się położyć (na co zwykle narzekała reszta, bo nie mieli praktycznie miejsc siedzących przez jego nogi). Jungkook za to usiadł zaraz obok niego, po czym ściągnął torbę i zaczął nerwowo szperać w kieszeniach. Po chwili wydobył z nich parę drobniaków, które po dokładnym przeliczeniu sprawiły, że zmarszczył nieco brwi i westchnął ciężko zezrezygnowaniem. Miał tyle, co na bilet, nie było mowy o kupieniu czegoś innego.
- Jimin, masz może pożyczyć...
- Jasne, moment – odpowiedział blondyn naturalnie, podając drugiemu banknot.
- Nawet nie skończyłem na co – stwierdził szatyn.
- W porządku, na co? – zapytał Jimin z lekkim uśmiechem.
- Zobaczysz – odpowiedział, po czym poszedł do sklepiku obok, w którym byli już stałymi bywalcami. Sprzedawczyni praktycznie znała ich na pamięć i miała o nich zdecydowanie lepsze zdanie, aniżeli powinna.
I blondyn się dowiedział, po paru minutach, gdy Jungkook wrócił z puszką dr.peppersa i monsterem.
- Mam nadzieję, że trafiłem ze smakiem – powiedział, podając chłopakowi mniejszą puszkę oraz resztę pieniędzy.
- Dzięki, to chyba dokładnie to, czego potrzebowałem – powiedział spoglądając na drugiego. – I tak, uwielbiam klasyczne.
- Czyli dobrze pamiętałem.
- Zapamiętałeś, jakie peppersy lubię?
- Cóż, wiele razy już tu chodziliśmy. Aczkolwiek miałem przez moment dylemat między wiśniowym, a tym.
- Boże dopomóż, wiśniowe to kompletnie nie to.
- Tak właśnie myślałem – odpowiedział, otwierając swój napój i stukając go z tym mniejszym. – Za co pijemy?
- Za pierwsze godziny w kozie?
- Może być – odpowiedział szatyn, upijając łyk i odchylając lekko głowę do tyłu. Jimin nie mógł się nadziwić, jak taka zwyczajna czynność może kogoś czynić tak pociągającym. Przestał się łudzić, że wymaże z głowy obraz cielesności chłopaka. Nie ważne, jak bolesny on był.
- Więc... teraz mi powiesz?
- Co takiego? – Jungkook przez moment nie wiedział, o co drugi pyta. Dopiero po chwili zdawał się połączyć fakty, a jego twarz momentalnie przybrała nieco mniej entuzjastyczny wyraz. – Oh, chodzi ci o tę bójkę? Wiesz... wiesz, że handluję, prawda? – zapytał, spoglądając Jiminowi w oczy.
- Tak, wiem – chciał wierzyć, że to kłamstwo, ale nie mógł, nie po takim czasie. Wszyscy już wiedzieli. Parę próbowało go nawet od tego odwieść. W tym Jimin. Połowicznie od rozsądku, połowicznie od uczuć.
- No więc ostatnio miałem niezłą spinę z gościami ze szkoły. - zaczął szatyn. - Zazwyczaj to im pomagałem w ogarnianiu klientów, ale przestali grać fair, więc wypisałem się z biznesu, zostawiając sobie trochę długów. Przeszedłem do kogoś innego, dostałem lepsze warunki i lepszy towar, chociaż dający mi tym samym po kieszeni. Pamiętasz tą moją gadkę o szyciu? Zaszywam towar w plecaku, w dnie. Jest miękkie i nie trudno było zrobił kieszonkę z guzikiem. Tam wszystko chowam, no i pilnuję, żeby nie wylądowało u tych dupków, tak jak to mogło się wydarzyć w poniedziałek. Ścigają mnie za jakieś niespłacone sprawy, a ja nie uważam, bym był im cokolwiek winny. Po prostu ich bolą dupy, że ktoś śmiał od nich odejść. Tak więc tyle historii – skończył, skubiąc dziurę na kolanie w swoich czarnych jeansach.
- Nie boisz się o siebie? – zapytał chłopak z troską, której wcale nie chciał tam ładować.
- Szczerze? Nie będę im dawał satysfakcji z zastraszania mnie. Umiem sobie poradzić, poza tym, jeśli dobrze pogadam z pewnymi osobami, to mogą mi naskoczyć.
- Nie wiem, czy możesz być taki pewny... oni mają... wiesz, że mają dostęp do broni. Nie wszyscy, ale... paru się znajdzie.
- Przecież mnie nie zabiją, przestań.
- Nie znasz ich. Ludzie robią różne rzeczy.
- Będę cały, okay? Czemu się tak martwisz?
Bo mi zależy na twoim bezpieczeństwie – powiedział w myślach, niechętnie i dając sobie mentalnego kopniaka.
- Tak po prostu, w końcu się znamy, nie od dziś z resztą.
- W sumie to prawda – odparł – ale nie przejmuj się mną – dodał, kładąc dłoń na ramieniu drugiego, co sprawiło, że w oczach chłopaka zabłysły dwie iskierki, a usta wykrzywił delikatny uśmiech. Jungkook spojrzał na Jimina trochę dłużej, nie mogąc zrozumieć, czemu nagle wydał mu się... niewinny. Uroczy. Jakiś taki... miękki, niemalże puchowy.
Nie takim go znał, ale nie potrafił wyrzucić tego przeświadczenia z głowy.
Opuścił dłoń i wrócił do picia, chcąc odgonić myśli.
- Postaram się – odpowiedział moment później blondwłosy. – Kiedy masz autobus?
- Jeszcze z czterdzieści minut – odpowiedział, sprawdzając telefon. – Trochę tu sobie posiedzimy. Znaczy, możesz iść kiedy chcesz, ale liczę, że mi dotrzymasz towarzystwa.
- Żebyś się nie przeliczył.
- Droga wolna, Jiminie. Rób co chcesz.
- Jasne. Wcale nie. To nie jest takie łatwe.
- Czemu tak uważasz?
- Czasami nie możesz po prostu robić tego, co ci przychodzi na myśl. To nie jest dobra droga, prowadzi właściwie donikąd.
- Życie to pasmo próbowania, inaczej nie wiesz, co się wydarzy.
- Niektóre rzeczy można przewidzieć. Są oczywiste.
- Na przykład?
- Miłość. Zauroczenia. Związki. Widzisz, jak się coś chyli ku upadkowi, widzisz, jak coś nie ma sensu, albo jak zmierza w złym kierunku. Po prostu wiesz. Niekiedy nawet nie musisz nic zaczynać, żeby wiedzieć, jak szybko i boleśnie się skończy. Kwestia sekund, czasem miesięcy.
- Wiesz, nie zawsze musi tak być. Chociaż z sercem rzeczywiście nigdy nie wiadomo. Zależy, czego chcesz słuchać mocniej.
- Rozsądek to jedyne, co daje ci kontrolę, emocje to jakiś kosmos, wszystko, co się przez nie dzieje to chaos. I nic z tego nie wynika, po prostu masz jeszcze więcej bałaganu w życiu.
- Są wyjątki.
- Zawsze – stwierdził Jimin, nie mając pojęcia, skąd wzięła się u niego chęć wylania z siebie absolutnie wszystkiego, akurat przed tym człowiekiem. Nie znał go aż tak dobrze, ale uwielbiał myśli o nim, jednocześnie ich nienawidząc. Może więc to przez to.
- Widzisz, przynajmniej w tym się zgadzamy. Nie wiem, miłość to nie jest łatwa sztuka, wszyscy o tym wiemy...
- Kochałeś kiedyś? – zapytał nagle Jimin, odwracając się w kierunku chłopaka.
- Oh... skąd to pytanie?
- Nie wiem, mówisz, jakbyś coś o tym wiedział – stwierdził cicho.
- Ty też.
- Ale to ja zapytałem pierwszy – odpowiedział, wpatrując się w szary kamień murku.
- Zdarzyło mi się. Raz.
- Kto to był?
- Nie musisz wiedzieć... Po prostu... on był.
- Czekaj... to był on?
Jungkook przez moment nic nie mówił, starając się zakryć twarz włosami jak najmocniej potrafił, głowę więc miał schyloną tak, że Jimin praktycznie widział jej czubek. Nie zamierzał tego wywlekać na wierzch. Zawsze uznawał ten jeden raz za młodzieńczą ciekawość, choć z drugiej strony nie potrafił zignorować faktu, że rzecz się zdarzyła i to nie tak znów dawno. Póki nie zdecydował, że będzie to traktował jak coś, o czym nie będzie rozpowiadał każdemu.
- Tak, bo ja... chyba jestem bi.
- Czekaj, co? – Jimin zmarszczył brwi, nie mając pojęcia, jakim cudem rozmowa nagle zmieniła się w wychodzenie z szafy.
- Dobra, zapomnij o tym.
- Nie, chwila, wszystko w porządku, po prostu... zawsze sądziłem, że jesteś hetero.
- Znaczy... technicznie tak, ale chyba pociągają mnie też mężczyźni? Nie wiem, to zdarzyło się naprawdę raz i ja... nie wiem do końca, czy mogę to nazwać „kochaniem", ale zdecydowanie coś wtedy czułem. I to chyba była jedna z intensywniejszych rzeczy, jakie odczuwałem w życiu. Nie mówię o tym za specjalnie, bo wiem, jakby mnie zaczęto traktować. Poza tym, posiadanie dziewczyny mi pasuje. Może to była chwilowa sprawa, nie wiem. Nie chcę jednak skreślać tej możliwości, więc... to takie bezpieczne określenie, przynajmniej dla mnie.
Jimin przez chwilę nie posiadał w głowie żadnych słów. Powiedzenie, że był zaskoczony byłoby niedomówieniem. Czuł się lżejszy, ale i cięższy o wiele kilogramów. Jak to się stało? Jakim cudem Jungkook, ktoś, kto zawsze oglądał się za płcią przeciwną, nagle mówił mu, że był zakochany w chłopaku?
Nie potrafił tego pojąć. Miał wrażenie, że świat kpi z niego na większą skalę. Jeśli wcześniej miał w sobie skrajne emocje, to teraz były one jednym wielkim kłębkiem, wcześniej wspomnianym chaosem.
- Oh, w takim razie... - zaczął, ale nie mógł skończyć, wpatrzony w chłopaka, który posiadał w oczach błaganie o akceptację i zrozumienie. Takie zwyczajne, ludzkie zrozumienie. – Cieszę się, że mi powiedziałeś i... mam nadzieję, że któregoś dnia to rozgryziesz i będziesz pewny.
Jungkook jedynie przysunął się do blondyna i przytulił go mocno. Jimin nie spodziewał się tego, lecz po chwili odwzajemnił uścisk. Czuł ciepło chłopaka, które go obezwładniało. Czuł jego zapach, zabierający mu możliwość oddychania. Każdy aspekt wpływał na niego, w tym momencie i sekundzie, jakby dostał właśnie odpowiednią dawkę nikotyny po kilku dniach nie palenia.
- Dziękuję – powiedział jedynie, odsuwając się nieco, a blondyn udał, że wcale nie zerknął na wargi drugiego, które były zbyt blisko.
- Nie masz za co. Wiesz, że dla mnie to nie jest powód do wstydu, czy wyniosłych wyznań. Traktuję to jak coś normalnego.
- Może właśnie dlatego tobie powiedziałem, nie wiem...
- Planujesz mówić reszcie?
- Raczej nie. I proszę, ty też tego nie rób. Przynajmniej na razie.
- Jasna sprawa – odparł, wyciągając z plecaka paczkę fajek, które nagle wydały mu się niezbędne do dalszego funkcjonowania. – Chcesz?
- Nie dzięki, jeszcze nie zacząłem palić.
- Jak tam chcesz – odpowiedział Jimin, wkładając truciznę między wargi i odpalając jej koniec. Dym powoli unosił się w powietrzu i wypełniał jego płuca, uspokajając serce, emocje i mózg.
- A ty?
- Co ja?
- Masz kogoś?
Ta, jasne, mam dziesięciu chłopaków - chciał odpowiedzieć. Owszem, miał adoratorów, jednonocne przygody i masę wyrzuconych do śmieci numerów telefonów.
Z tym, że nie miał kogoś przy sobie.
- Nie, nie specjalnie.
- Brzmiałeś wcześniej, jakbyś był zakochany.
Jimin spiął się cały, niepewny tego, co właśnie usłyszał.
- Że jak brzmiałem?
- Mówiłeś o miłości, jakbyś coś do kogoś czuł. Tak mi się wydawało... Znaczy, brzmiałeś tak pewnie i...
- Masz rację, wydawało ci się – stwierdził blondyn, schodząc z murka, w zamiarze odejścia. Koniec konwersacji. Miał dość. Jeśli miał wrócić do domu o zdrowych zmysłach, to zamierzał odejść właśnie teraz. Chrzanić wyznania i szczerość. Pragnął się ogarnąć, a nie wystawiać na kolejne emocje, które wcale nie poprawiały mu nastroju.
- Idziesz już? Zaraz, ja...
- Wybacz, przypomniało mi się coś – rzucił tanią wymówką. – Przepraszam – powiedział jeszcze, zanim zaczął się oddalać.
Mówił z żalem.
- Jimin! – krzyknął Jungkook, ale go nie zatrzymał. Zdziwiło go jego nagłe odejście. Powiedział coś nie tak? Być może. Chciał umieć rozmawiać z innymi bez bycia zbyt ciekawskim, co niestety rzadko mu wychodziło. Nie zauważał, że popadał ze skrajności w skrajność. Wychodził do innych, jednocześnie otwierając się zbyt mocno i oczekując tego samego, nie wiadomo dlaczego. Pytał o zbyt wiele i myślał, że może wiedzieć, skoro ktoś wie coś o nim.
Efekt był taki, że pozostał sam, z zapachem papierosowego dymu, zgniecioną puszką peppersa oraz wspomnieniem błyszczących oczu, które zdawały się...
Wypełnione cierpiącą miłością.
***
- I po chuj tu siedzimy? – zapytał Taehyung, bawiąc się szklanką już którąś minutę. Próbował nawet obracać w rytm muzyki, ale było to zbyt niebezpieczne dla zawartości.
- Kurwa, nie wiem, Tae – powiedział Yoongi, sącząc trunek ze szklanki, czym dał sobie kolejną dawkę ostrego ciepła w klatce piersiowej.
- Kłopoty w raju? – zapytał po chwili.
- Jakim raju?
- No ty i Hoseok...
- Ja i Hoseok?! Poważnie? Śmieszny jesteś – odpowiedział szybko, szczerząc się samemu do siebie, jakby ktoś opowiedział wyborny żart.
- Stary, nie chcę nic mówić, ale nie codziennie widzę podryw na Leonardo di Caprio.
- Że kogo? – Yoongi ledwo łączył cokolwiek z czymkolwiek, był już lekko wstawiony, chociaż wciąż zachowywał się na tyle przyzwoicie, że Tae nie był zmuszony odbierać mu portfela.
- Boże, pamiętasz to, „Namaluj mnie, jak jedną ze swoich francusk..."
- Kurwa, serio?! – krzyknął głośniej Yoongi, nie wiedząc, czy ma się śmiać, czy krzyczeć na drugiego. – Bardzo zabawne, naprawdę. Po prostu boki zrywać, jesteś królem dowcipu, jak jesteś pijany.
- Dzięki kochany. Czasami zastanawiam się, jakim cudem jeszcze ze sobą trzymamy – Taehyung upił łyk soku ze szklanki. – Poza tym, geniuszu, nie piję alkoholu, żeby móc zawieść twoje cztery litery do domu.
- Bohater, kurwa, narodowy – odpowiedział jedynie, nie zwracając uwagi na całą resztę. – A poza tym... trzymamy ze sobą, bo... nie wiem... chyba się lubimy, nie?
- Taa... też tak słyszałem – uśmiechnął się Tae, nie wierząc, jak cudowny potrafił być jego przyjaciel, gdy miał w sobie odrobinę zbyt wysoką ilość procentów. – Najlepsi przyjaciele. Tylko mnie nie wymień na kogoś.
- Czemu miałbym?
- Nie wiem, no... czaję, że ten Hoseok cię kręci, czy coś...
- Ja pierdole Tae, skończ z nim. Ja go tylko rysuję. Nic więcej.
- „Ja go tylko rysuję. Nic więcej" – powtórzył Tae, robiąc cudzysłowie w powietrzu. – Powiedział każdy, biały, heteroseksualny facet o swoim koledze.
- Pieprz się – odpowiedział jasnowłosy, nie mogąc jednak powstrzymać uśmiechu. Upił ostatni łyk z kieliszka, czyniąc go pustym.
- Nie specjalnie mnie to pociąga – odparł Tae, na co Yoongi jedynie wywrócił oczami. Wiedział o seksualności przyjaciela od długiego czasu. I szanował to, chociaż nie rozumiał, jako wielbiciel zbliżeń fizycznych. Zwłaszcza nocą, z nieznajomym, po paru drinkach.
- Wracając... naprawdę, nic takiego mnie z nim nie łączy – dodał po chwili, jakby nieco trzeźwiejszym głosem.
- Wmawiasz to sobie, czy mi?
- Może nam obojgu – mruknął, jednak Taehyung i tak to usłyszał.
- To co, mam oficjalnie stwierdzić, że ci się pod-
- Uważaj na słowa – tym razem Yoongi spojrzał w jego kierunku wymownie.
- W porządku, panie władzo, spokojnie – powiedział Tae, unosząc dłonie w obronnym geście. – Po prostu... nie wiem, zaczyna między wami istnieć coś specyficznego. I zastanawiam się, jaki rodzaj fascynacji to jest.
- Zastanawiać to się powinieneś, co jutro zjemy na śniadanie, bo lodówka jest pusta, a nie analizować moje życie.
- Zboczenie zawodowe – odparł bez namiętnie.
- Ta, wiem – odpowiedział. – Mimo to, jak ja nie zacznę o nim nawijać z jakiś porąbanych względów, to nie zaczynaj. Nie muszę o nim myśleć aż tak dużo.
- W porządku, zrozumiałem. Po prostu... wiesz, możesz mi mówić rzeczy. Nie lubię, jak jesteś taki zamknięty ze wszystkim.
- Taka cena lubienia mnie, sam się na to pisałeś – powiedział Yoongi, sprawdzając komórkę. Było po północy, a on czuł się lekko odsunięty od rzeczywistości, był w klubie, a jutro miał sprawdzian z ekonomii. – Dobra, chyba pora się zwijać.
- Serio? Ty to powiedziałeś? Kto mi podmienił...
- Nie pierdol, tylko choć – powiedział jasnowłosy, zostawiając banknoty na ladzie i odchodząc w stronę wyjścia. Nawet się nie zachwiał. Głos miał jakby pewniejszy. Taehyung jeszcze nigdy nie wiedział tak momentalnego otrzeźwienia, choć domyślał się, że nie nastąpiło to całkowicie. Ruszył za przyjacielem, upewniając się, że zapłata trafiła do barmana. Był zdziwiony zachowaniem drugiego, ale i w pewnym sensie zadowolony. Chyba pierwszy raz w życiu to on chciał iść i to w dodatku tak wcześnie.
Może coś się zmieniło. Albo Tae się tak wydawało.
Taka była jednak cena przyjaźni z Yoongim. Zmiany. Gwałtowność. Ale i uczucie, że ma się towarzysza na resztę życia.
Że zdobyło się zaufanie w najczystszej postaci.
okay, so... the shit is about to happe--
p.s nie zgadniecie kto napisał tak długi part jikooka w tym rozdziale, że namjin przeszedł do następnego
n i e z g a d n i e c i e
a i tak wyszło chujowo :^)
p.s2 also – wow jungkook jest questioning/bisexual, kto by się spodziewał (nikt)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top