the sweetest condition
Dym ze szluga unosił się swobodnie w powietrzu, tworząc szare ścieżki w ciemnościach, ścieżki, które zabijały, ale kto w tych czasach by takiej nie wybrał.
Jungkook rzadko sięgał po papierosy, choć zawsze miał przy sobie zapalniczkę albo zapałki. Właściwie częściej pożyczał je komuś, aniżeli sam ich używał, to jednak nie przeszkadzało mu w noszeniu ich gdziekolwiek szedł.
Ciemność tunelu powoli robiła się nieprzyjemna, mimo to stał oparty o ceglaną ścianę, czekając aż zjawi się cała śmietanka towarzyska, na którą czekał już od dziesięciu minut. Oni mogli się spóźniać, chłopak to rozumiał, gorzej byłoby gdyby sam przyszedł po czasie, choćby minutę. Od kiedy skończył na ziemi, z pękniętą wargą, zawsze wychodził z domu dużo wcześniej, nawet jeśli to oznaczało czekanie na resztę wiekami. Na to nie miał już prawa narzekać, pomimo jego wewnętrznej irytacji.
Ponownie wypełnił płuca trucizną, korzystając z jej śmiertelnej przyjemności, by po chwili znów wypuścić chmurę z ust. Przymknął powieki, zmęczony, nie tylko owym dniem, ale również całą atmosferą, jaka się za nim ciągnęła od tygodnia, może nawet trochę dłużej. Wciąż ściskało go w środku, gdy myślał o wydarzeniach, jakie zdawały się żyć w jego głowie bez przerwy, bez ustanku ukazując mu wachlarze emocji, których nie zamierzał dopuszczać do głosu. Brzmiałoby to może całkiem rozsądnie, Jungkook nie wiedział jednak, jak to wszystko poukładać. Potrzebował sam siebie najpierw zrozumieć, co mówiąc szczerze, nie szło mu najlepiej.
Odgłosy ludzi po lewej przykuły jego uwagę. Zobaczył znajome sylwetki, jeszcze przez chwilę skąpane w lekkiej łunie świateł latarni, które docierało w te rejony tunelu z ledwością, wciąż jednak na tyle, by dało się cokolwiek zobaczyć.
- Odpal mi – to pierwsze, co usłyszał od Lucasa. Posłusznie wyjął czarną zapalniczkę ozdobioną wężowym wzorem, odpalił ją powoli i przyłożył do papierosa wystającego z ust mężczyzny. Dym leniwie zaczął rozchodzić się w powietrzu, a szatyn nie usłyszał nawet „dziękuję", ani „do widzenia" . Przyzwyczaił się jednak do tego.
- Słuchaj, jak tam interes? – zapytał po chwili niebieskooki. Tęczówki miał chłodne, jak zwykle, mrożące i będące zwiastunem większości krzywd, jakie mogły kogoś spotkać, gdyby odpowiedź była negatywna.
Jungkook jedynie spojrzał na drugiego, po czym sięgnął do swojej torby, z której wyciągnął przeźroczysty woreczek pieniędzy, wypełniony plikami zwiniętymi gumkami recepturkami. Paczuszka była dość spora i swoje ważyła, tym samym uśmiech Lucasa po wzięciu jej do ręki jedynie się poszerzył, a iskry w oczach rozjaśniły złowieszczo i chciwie, głodne waluty, której chłopak zawsze miał pod dostatkiem, nie szkodziło mu jednak posiadać jej jeszcze więcej.
- Dobry chłopiec – powiedział jedynie, prawie obojętnie, a jednak kręciła się w tych słowach nuta, wspomnienie sympatii i faktycznej dumy. Zmierzwił włosy Jungkookowi, jakby dziękował pupilowi za to, że wyjątkowo ten jeden raz udało mu się przynieść patyk z powrotem. – Powiedz mi jeszcze... jak tam ci się układa z tą szkolną bandą? – mówiąc tu po raz kolejny się zaciągnął, spoglądając na swoich dwóch przydupasów, którzy łazili za nim wszędzie, gdzie ten poszedł, wierniejsze niż psy.
- Szczerze mówiąc nie ma już problemu. Załatwiłem to.
- Co, zabiłeś kogoś? – zaśmiał się Lucas, bo należał do takich, których śmierć czasem śmieszyła. Poza tym nigdy by nie uwierzył, że szatyn kogoś sprzątnął.
- Nie, po prostu dałem im czego chcieli.
- Ciota – sarknął Lucas, uderzając go lekko w ramię. – Żartuję, dobrze, że się nie pakujesz w jakieś gówno, bo to nie pomaga w wyciąganiu kasy od dzieciaków – powiedział po chwili. – W porządku, to wszystko. I pamiętaj, żeby być u mnie za tydzień. Nie przyjmuję odmów – dodał, idąc już w swoim własnym kierunku, zostawiając chłopaka jedynie z własną samotnością i widokiem czarnych skór trójki, które oddalały się coraz mocniej, podążając w labiryncie miasta.
Westchnął. Obawiał się, że nie pójdzie aż tak prosto. Lucas jednak miewał również dobre humorki i najwyraźniej dzisiaj mu się upiekło. A może po prostu faktycznie dał mu tyle, by nie zasłużyć na kulenie się na ziemi i błaganie o litość.
Bo czasem tak kończył, a potem z podkulonym ogonem szedł do Namjoona, by ten opatrywał mu rany, przy okazji opieprzając od góry do dołu za bycie wciąż zaangażowanym w ten cały syf. Mężczyzna wielokrotnie próbował go przekonać do zostawienia tego za sobą. Na dobrą sprawę, gdyby nie dawali mu takiego procentu zysku, to dawno by to rzucił, najdalej, jak tylko byłby w stanie. To jednak nie miało się zdarzyć, przynajmniej w najbliższym czasie. Jungkook był tego świadom, jak również tego, z czym taka działalność się wiąże.
Pogrążony w myślach wyszedł z ciemności, starając się polegać na własnym zmyśle orientacji znalazł najbliższy przystanek i poczekał na pierwszy lepszy autobus, który dowiózłby go do domu. Twarde siedzenia sprawiły, że jeszcze mocniej zatęsknił za miękkim materacem swojego łóżka. Od rana był na nogach, latając z miejsca w miejsce, błąkając się bez celu z słuchawkami i tonąc we własnym myślach. Obecnie chciał jedynie odpocząć, odetchnąć od świata, w którym się znajdował.
Wyciągnął komórkę, odpalił playlistę i pozwolił sobie odpłynąć. Przy okazji napisał do Hoseoka, by ten przyszedł do niego na chwilę. Nie za bardzo go znał, ale nie chciał być sam, a ten był pierwszą osobą skłonną się zgodzić. Od pewnego czasu Jungkook cenił go w pewien sposób, nie tylko za udzielanie korepetycji, ale również za bycie z nim i trafne rady, jakie niekiedy mu dawał. Dla chłopaka Hoseok zdawał się powiewem świeżości w rzeczywistości, jaką znał. Kompletnie nie pasował do osób, którymi Jungkook otaczał się na co dzień. Nawet jego obecność w ich paczce wydawała mu się niekiedy nie na miejscu, nie ukrywał jednak, że zasłużył na jego sympatię. Mógł na nim częściowo polegać.
Po chwili dostał odpowiedź, iż ten może zatrzymać się na chwilę w drodze do domu. Chłopak uśmiechnął się, czytając to.
Przynajmniej nie będzie musiał być sam. I będzie mógł z kimś pogadać, swobodnie jak tylko się da. Poza tym nie chciał zalec na kanapie z energetykiem w ręku i odpalonym Netflixem. Naprawdę potrzebował zrzucić z siebie kilka rzeczy. Hoseok wydawał się idealnym rozwiązaniem, choć jednocześnie niepewnym.
Z takimi myślami pozwolił się sobie wyłączyć na drogę, skupiając się jedynie na dźwiękach i krajobrazie miasta, jaki rozmazywał się za dużymi szybami, neonami, światłami latarni, ludźmi, o których grzechach można by napisać książkę.
Wszystko to, co zepsute, co niebezpieczne zawsze wychodziło nocą, by rankiem ukryć się w cieniu, gdy światło ujawniało wszystkie występki poczynione po zmroku.
***
- Mówisz? Nie wiedziałem, że czujesz się w taki sposób – powiedział Hoseok cicho, po czym upił łyk czarnej herbaty, którą zrobił mu szatyn.
- Cóż, czasami wypełniają mnie takie rzeczy – odpowiedział tylko Jungkook. – Nie mówiąc już, że nie wiesz o mnie wielu rzeczy.
- Nawzajem – uśmiechnął się chłopak. – Zdziwiła mnie twoja wiadomość, jeśli mam być szczery.
- Mnie również, zazwyczaj piszę do innych, żeby do mnie wpadli. Najczęściej robiłem to do... - urwał, nie chcąc eksponować się przed drugim, nie do tego stopnia. – Nie ważne.
- W porządku, nie będę naciskał – odparł jedynie Hoseok.
- Aż dziw, że jesteś zdolny do takiej postawy – zaśmiał się Jungkook. – Większość z nas pewnie nie dałaby mi spokoju, póki bym nie powiedział.
- Tak myślisz? Nie uważam tak.
- Bo ich nie znasz – parsknął szatyn. – Gdy tylko coś się dzieje, to są w stanie przywiącać cię do krzesła i przesłuchiwać do rana, żebyś tylko wyśpiewał wszystko.
- Cóż, z tej strony na pewno mi się nie pokazali – odpowiedział szczerze, choć z nutą sarkazmu. – Poza tym tak naprawdę rozmawiam jedynie z Yoongim, Tae, ty czy Namjoon to dla mnie inna bajka.
- Yoongim? – Jungkook zmarszczył brwi. – Poważnie?
- Co w tym takiego szokującego? – zapytał równie skonsternowany Hoseok.
- Nic, po prostu... z nas wszystkich on chyba wydaje się najmniej ludzki – odparł po chwili zastanowienia. – Mam na myśli, rzadko kiedy w ogóle z kimś rozmawia, tak, żeby faktycznie wymieniać się jakimiś emocjami, czy coś. Głównie przeklina, albo nabija się ze wszystkiego. On nie dzieli się sobą, on każe tobie dzielić się z nim.
- Chyba znamy inną osobę – odpowiedział Hoseok pewnie.
- Nie, stary – powiedział Jungkook. – Jeśli kiedykolwiek pomyślałeś o nim coś miłego, pomyśl dwa razy. Jeśli poczułeś się przy nim dobrze, zakwestionuj to. Jeśli ma jakiś interes w byciu z kimś blisko, to będzie. Nie ważne, co by to miało być. Oczywiście... on bywa dobry. Ale zazwyczaj bywa się raczej złym, startujesz bowiem z innego poziomu, co nie? – skończył Jungkook, popijając swojego energetyka, którego i tak otworzył, mimo swoich wcześniejszych myśli.
- Próbujesz mnie ostrzec? – pytanie przeszyło pomieszczenie niczym nóż lecący w stronę leśnej zwierzyny i trafiający prosto w serce, szybka śmierć, mało krwi.
- Raczej wyedukować – powiedział tylko szatyn, wzruszając ramionami. W oczach drugiego widział jednak jakąś dziwną, gorzką nutę i zastanawiał się, czy czasem nie przyćmił mu czegoś bardzo ważnego swoimi słowami. Nie drążył jednak, czym to coś mogło być.
Reszta rozmowy odbiegła już od postaci jasnowłosego, choć Hoseok wciąż miał w głowie słowa chłopaka, drążące go od środka, niczym nieprzyjemne echo rozchodzące się po wszystkich ścianach jego delikatnych emocji, dotykającego nawet żółtych płatków w jego umyśle.
***
- Wyglądasz żałośnie – powiedział Namjoon, opierając się o budynek zaraz obok Yoongiego, tak, by nie musieć wdychać papierosa, którego właśnie palił.
- Dzięki – odparł drugi z nieskrywaną ostrością. – Tego mi właśnie było potrzeba, twojej, kurwa, opinii.
- Mówię poważnie, masz minę, jakby ci ktoś odciął kut...
- Zamknij się Nam, poważnie – syknął jasnowłosy. – Jeszcze tego mi brakuje, żebyś mi dorzucał.
- Dobra, jak uważasz – stwierdził jedynie chłopak. – Ja tylko mówię, co widzę. Lepiej się szybko ogarnij, jak chcesz przetrwać cały dzień w szkole.
- Sęk w tym, że mnie tam nie będzie – powiedział spokojnie jasnowłosy. – Olewam dziś tą instytucję.
- To, wybacz mi słownictwo, co ty tu do chuja robisz? – zapytał Namjoon, udając jakąkolwiek grzeczność.
- Zamierzam miło spędzić czas – odpowiedział krótko. – I to nie sam.
- Co, upolowałeś sobie kogoś? – Namjoon uniósł brew w niedowierzaniu. – Jestem w szoku – dodał, teatralizując własne, nieistniejące zdziwienie.
- Można tak powiedzieć – uśmiechnął się nieco drugi. – A teraz przepraszam, ale mam zamiar wybornie się bawić, podczas gdy wy będziecie ślęczeć nad całkami – dodał tonem wyraźnie dającym znać drugiemu, że jest na wygranej pozycji.
- My przynajmniej będziemy mieć z tego jakąś przyszłość – stwierdził Namjoon złośliwie, po czym odszedł od chłopaka, by nie spóźnić się na lekcje. Yoongi za to zgasił papierosa o budynek i czekał, aż przyjdzie osoba, do której zwolnienia nadał sobie samozwańcze prawo.
Nie musiał stać tam długo, gdyż chłopak właśnie wyszedł zza rogu, jeansowa kurtka, ciemne jeansy z przetarciami, jasnobrązowe buty i jasny t-shirt. Materiałowa torba przerzucona przez ramię i słuchawki w uszach.
Widok, jaki sekretnie sprawiał, iż Yoongi uśmiechał się delikatnie, ale nie złośliwie, czy sarkastycznie.
Ale tak po prostu.
Wyszedł z uliczki, przeszedł przez ulicę, prawie dając się potrącić jakiemuś kierowcy, po czym przeszedł na chodnik i zaczął iść w kierunku chłopaka. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, przydługawe kosmyki skutecznie ograniczały widoczność, ale nie dbał o to. Blade palce skrył w kieszeniach czarnych spodni. Uniósł lekko wzrok, by ostatni raz zerknąć na nieświadomego niczego Hoseoka.
Zauważył go dopiero po dłuższej chwili. Usta chłopaka uniosły się do góry, słuchawki opuściły uszy, sprawiając, że zamiast przyjemnej piosenki znów został zmuszony do słuchania świata dookoła, szumu silników i rozmów, jakie już toczyły się przy szkolnym dziedzińcu.
- Hej, nie spodziewałem się ciebie spotkać – powiedział Hoseok, poprawiając ramiączko plecaka, które wciąż spadało mu z ramienia.
- Serio? No już mi tak nie odbieraj z uczęszczania do szkoły – odpowiedział drugi, nie kryjąc subtelnych iskier w oczach.
- Nie, nie o to mi chodziło, po prostu... zazwyczaj widzę cię dopiero w środku – stwierdził, kryjąc własne rumieńce lekkiego zażenowania, których widok nieco roztopił Yoongiego w środku.
Tam, gdzie od dawna niewiele nie czuł.
- Dałbyś się może na coś namówić? – zaczął od razu, nie mając zamiaru owijać całej sprawy w dający się do przekazania bełkot.
- To znaczy? – zapytał Hoseok podejrzliwie, czując w środku napór słów, jakie usłyszał niedawno od Jungkooka, a w jakie nie chciał wierzyć, ponieważ...
Ponieważ zdecydowanie, w jego oczach chłopak przed nim zupełnie taki nie był.
Hoseok czuł różne rzeczy przy jasnowłosym, nawet te, do których nie chciał się przyznać przed sobą samym. Nie było w tym wszystkim jednak poczucia, że jest wykorzystywany, czy ciągnięty na dno, w otchłań, z której nie było wyjścia.
- Co powiesz na dzień wolnego od siedzenia w ławce? – pytanie padło i Hoseok słyszał je bardzo wyraźnie. Gdyby był sobą z przed parenastu tygodni zapewne wyśmiałby to pytanie i kazał komuś spadać, nim wezwie nauczyciela.
Dzisiaj jedynie zerknął na jasnowłosego, z nieśmiałością, jak dziecko, które po raz pierwszy miało zabrać ciastka z górnej półki w kuchni i zjeść je przed obiadem, pomimo obiecania mamie, że tego nie zrobi.
- Proponujesz mi wagary? – zapytał tylko, by kompletnie upewnić się w swoich domysłach.
- Proponuję ci coś lepszego – odpowiedział Yoongi, zbliżając się nieco do Hoseoka, na co drugi poczuł to dziwne gorąco, jakie momentalnie się w nim rozlało, a które pojawiało się od pewnego czasu zawsze, gdy jasnowłosy był za blisko niego. – Wagary ze mną – dodał ciszej, jakby chciał pod tym dopisać przynajmniej dziesięć różnych, innych znaczeń, jakich serce Hoseoka nie potrafiło odczytać, ponieważ mówiło w nieco innym języku.
- Wiesz, ja... mam dzisiaj ważny sprawdzian – odpowiedział jedynie, trzymając się resztek zdrowego rozsądku i faktu, że dotąd nie opuszczał zajęć.
- Sprawdziany masz w każdym tygodniu, a ja nie pytam cię o takie rzeczy codziennie – skwitował drugi, odsuwając się nieco. – To jak? Idziesz ze mną? Czy dołączasz do tego grona kujonów, która nigdy nic w życiu nie przeskrobała?
Hoseok poczuł momentalną suchość w ustach, wiedział, że właśnie podejmuje decyzję, która warta jest trochę więcej, niż kilka opuszczonych godzin zajęć, która znaczy więcej, aniżeli zawiedzione spojrzenie nauczycieli i reprymenda, by tak więcej nie postępował.
Pokiwał głową, na co Yoongi jedynie przewrócił oczami.
- Tak co? Dajesz dyla, czy wręcz przeciwnie?
- Myślę, że daję dyla – odpowiedział Hoseok, uśmiechając się słodko, aczkolwiek i zadziornie, tak, jak nigdy dotąd, a Yoongi przez moment był w stanie zabić za zobaczenie tego uśmiechu ponownie. Odwzajemnił gest i pewnie chwycił chłopaka za nadgarstek, nie przejmując się jego reakcją, jaką było spłoszone spojrzenie utkwione w miejscu, gdzie się dotykali. Jednocześnie mógł swobodnie studiować smukłe palce drugiego, jego kości, opakowane w blady materiał skóry, delikatnie widoczne żyły, jego dłoń, jaka nagle wydała mu się idealna, by mogła spoczywać nie tylko na jego nadgarstku.
Nie pozwolił jednak istnieć tym myślom dłużej niż kilka sekund, uznając je za abstrakcyjne i kompletnie nie na miejscu. W końcu nie powinien tak myśleć o kimś, na kim mu w ten sposób nie zależało.
A przynajmniej starał się przekonać, że tak jest, bo instynkty zawsze kierują nas ścieżkami, mającymi wieść do przetrwania.
***
- Czasami tu przyjeżdżam – powiedział jasnowłosy, wpatrując się w taflę wody w oddali, szumiącą głośno, kolejne fale rozbijały perłowe krople na skałach, sprawiając, że słychać było charakterystycznych dźwięk uderzenia. – Nie za często. Właściwie... nie było mnie tutaj od paru dobrych miesięcy – dodał, zdając sobie sprawę, że porzucił to miejsce, równie mocno, jak pewną osobę, która niegdyś znaczyła dla niego wszystko.
Obecnie nie wiedział dokładnie, co wobec niej czuł, za wyjątkiem niezmytych win i zszarganych wspomnień emocji.
- Ślicznie tu – stwierdził jedynie Hoseok, skupiając się na otaczającej ich przyrodzie. Siedzieli na dość sporym wzniesieniu, poniżej którego znajdowała się dzika plaża, oraz morze, które oplatało przybrzeżne kamienne wzniesienia, jakie stały tutaj wiele tysięcy lat. – Właściwie nie miałem pojęcia, że to miejsce istnieje.
- Wiesz, mało osób o tym wie. Poza tym nie każdy potrafi ominąć ogrodzenia i się tu dostać – odpowiedział jasnowłosy spokojnie.
- Co ty oczywiście robisz za każdym razem – odparł Hoseok, nie skrywając nuty wyrzutu w głosie.
- Inaczej by nas tutaj nie było, więc nie narzekaj – głos miał karcący, ale jednocześnie z nutą dystansu do całego zarzutu.
- W porządku, w porządku... Nie spodziewałem się, że pokażesz mi coś takiego – dodał po chwili, dość cicho i z subtelnym zachwytem. I to miała być osoba, jakiej miał się wystrzegać? Chłopak, który pokazywał mu coś tak urokliwego? Hoseokowi zdawało się, że w istocie mówili wtedy o dwóch różnych osobach. Nie przychodziło mu na myśl, iż to, co lubił, było czubkiem góry lodowej, skrytej w ciemnych odmętach wody, do jakich należało się udać, by ją zobaczyć.
- Nikogo tu nie przyprowadzam, więc szczerze mówiąc, ja też nie – odparł szczerze Yoongi, skupiając się na swoich butach. –Mogę zapalić? – zapytał, a Hoseok jedynie skinął głową, dając mu pozwolenie. Po chwili powietrze wypełniła szarość dymu, jakiej wstęgi w jakiś poetycki sposób kontrastowały z odcieniem widzianej przez nich wody.
- To dla ciebie jakieś specjalne miejsce?
- Można tak powiedzieć – padła nieco sucha odpowiedź. – Myślę, że ta ziemia i drzewa wiedzą o mnie więcej, niż nie jeden człowiek – dodał moment później, strzepując popiół w trawę pod sobą.
- Przychodzisz tutaj wyznawać rzeczy?
- Najgorsze grzechy – Yoongi nie miał pojęcia, po co mówił to drugiemu, ale gdzieś w głębi siebie czuł się, jakby mógł, choć przecież ostatnią rzeczą, jakiej zazwyczaj pragnął, było ujawnianie się przed kimkolwiek. – Woda przynajmniej zanosi moje winy gdzieś daleko i nie muszę się nimi martwić.
- Brzmi to jak coś kompletnie do ciebie niepodobnego.
- A co jest do mnie podobne? – zapytał jasnowłosy, co wywołało milczenie Hoseoka i czerwień na jego policzkach. Właściwie nie miał prawa mówić tak komuś, kogo z ledwością znał, a kogo obraz poukładał sobie na domku z kart, mając nadzieję, że ten się nie zawali od najmniejszego ruchu.
- Nie wiem, ja... wydaje mi się, że prędzej byś się czegoś napił, niż pojechał w takie miejsce jak to – odpowiedział w końcu, czując, jak jego słowa ciążą mu w środku, bo naprawdę nie czuł, jakby mógł cokolwiek wnioskować.
- Masz rację. Odpowiedzi doszukiwałbym się w fakcie, że jechanie tutaj zajmuje pół godziny. Ja nie mogę za bardzo uciekać z zajęć. A czasu w życiu mam wyjątkowo mało.
- Więc nie piłbyś, gdybyś mieszkał pięć minut stąd?
- Tego nie powiedziałem – uśmiechnął się delikatnie. – Pewnych rzeczy nie zmienisz.
- Może. Zależy od chęci.
- Nie sprowadzaj tego do „dla chcącego nic trudnego", bo naprawdę, nie mam ochoty słuchać takiego bełkotu. Życie to coś więcej, niż twoje głupie czy mądre wybory.
- Z tym się zgodzę. Ale prawdą jest też, że zawsze można podjąć lepszy.
- Zależy, co rozumiesz pod „lepszy". Dla ciebie zapewne lepszym wyborem byłoby pójście na lekcje i słuchanie tego, co nauczyciele mają zapisane w planie wkładania ci do głowy. A mimo to siedzisz tu ze mną. Tak samo ja mógłbym tu jeździć każdego dnia. Ale wolę wyjąć butelkę z barku Taehyunga – zakończył, znowu pozostawiając Hoseoka w ciszy, jakby właśnie zabrano mu wszystkie słowa i racje tego świata.
W pewnym sensie tak było.
- Mówisz, jakbyśmy oboje robili coś wbrew sobie.
- Nie wbrew sobie, tylko temu, co uważamy za słuszne – odpowiedział Yoongi, precyzując nieco to, co powiedział drugi. – Wszyscy niby staczamy się a dół, a prawda jest taka, że po prostu wolimy to, niż dać się zniszczyć porządnemu życiu.
- A nie masz czasem dość? Uciekania od... od „porządnego życia"? – Hoseok powtórzył nazwę, robiąc gest cudzysłowu w powietrzu.
- Każdy ma czasem dość – odparł beznamiętnie. – Ostatnio dużo nad tym myślę, ale prawda jest taka, że i tak nic nie zrobię. Zawsze znajdzie się taki moment, który mnie złamie.
- Masz dookoła siebie mnóstwo osób, jestem pewien, że one są przy tobie głównie po to, by nie pozwolić ci upaść.
- Hoseok podziwiam twoją wiarę w ludzi, ale musisz wiedzieć, że my wszyscy jesteśmy skończeni w pewien sposób, jedni mniej, drudzy mocniej i ledwo siebie dźwigamy, a co dopiero innych, nawet, jeśli się staramy – słowa te były gorzkie i zaakcentowane kolejnym obłokiem dymu z papierosa. – Po chuj ja ci to w ogóle mówię, nie rozumiesz tego i tak.
- Sugerujesz, że jestem głupi czy jak? – obruszył się nieco drugi, nie rozumiejąc tych obwinień.
- Niedoświadczony – znowu go poprawił, nakierowując chłopaka trafniej na to, co faktycznie miał na myśli. – Nie wiem, co tam przeżyłeś w życiu, ale z tego, co mi wiadomo... jesteś cholernie czysty.
- Co mam przez to rozumieć?
- Że nawet pewnie nikogo nie całowałeś w swoim życiu. Pijesz okazjonalnie, jak już naprawdę musisz, albo wcale. Masz same dobre oceny. Odpowiedniego przyjaciela, który się o ciebie troszczy. Wszystko to wygląda jak definicja stabilności.
- Coś z tym nie tak? – zapytał, mając już dość własnych, palących policzków, od których teraz Yoongi mógłby odpalać papierosy, a nie używać zapalniczki.
- Nie po prostu... przez to nie dziwię się, że mnie wprawiasz w taki nastrój. Rozmowy z tobą, w sensie – powiedział na jednym wydechu, nie rozumiejąc, skąd wziął w sobie tyle energii, by mówić to wszystko. Rzadko to robił, tak kurewsko rzadko. Zaskakiwał sam siebie, choć po części miał ochotę się wyśmiać za podobne wywody.
- Dobry czy zły? – zapytał Hoseok, przekręcając delikatnie głowę, wciąż czując, jak uderzyły go słowa drugiego o jego poukładanym, nie zbyt chwiejnym życiu.
- Taki, że chce mi się dostrzegać rozwiązania – odpowiedział prosto. – Że w ogóle mi się cokolwiek chce.
Hoseok zamilkł, znowu czując się jednocześnie głupio, ale i mając w sobie to przeczucie wyróżnienia, jakie właśnie otrzymał w jakiś pokręcony sposób od Yoongiego. Przynajmniej otwarcie przyznał, że czuje się przy nim w podobny sposób. Jakby mógł spojrzeć na coś inaczej i postarać się zrozumieć.
Albo się zmienić.
- Nie wiem, co mam na to powiedzieć – stwierdził w końcu, dłubiąc w trawie jak pięcioletnie dziecko, nie mogące znaleźć odpowiedzi na banalnie proste pytanie. – Miło mi?
- Ta, to chyba właśnie powinieneś rzec – stwierdził jasnowłosy, śmiejąc się cicho. – Tak w ogóle to... nie zaprzeczyłeś niczemu.
- Do czego teraz referujesz? – Hoseok wyczuł zmianę tematu, coś typowego dla jasnowłosego, ale nie winił go za to, ani teraz, ani przez te wszystkie inne razy. I tak nie mógł pojąć, jakim cudem dostał taką ilość jego wewnętrznych emocji. Tych, jakich podobno nie posiadał aż tak wiele.
- Mówiłem ci, że jesteś czysty. Że nic w życiu takiego nie robiłeś. I nie zaprzeczyłeś ani jednemu punktowi – ton drugiego nagle zrobił się nieco niższy, a Hoseok poczuł tą subtelną zmianę gdzieś w klatce piersiowej, gdzie pewien organ przyspieszył mu bicie.
- Masz na myśli...
- Jakim cudem jesteś w moim wieku i nikogo nie całowałeś? – zapytał prosto z mostu, może nieco zbyt bezpośrednio, ale jednak nie krył zdziwienia, chociaż nie potrafił sobie wyobrazić Hoseoka całującego kogokolwiek, ponieważ obraz ten wywoływał w Yoongim palący ból, jakby ktoś wylewał mu na serce roztopioną miedź.
- Ja... ja po prostu...
- Nie wywiniesz się już, lepiej się wytłumacz, zanim skończę drugiego – powiedział, gasząc resztki papierosa w ziemi i odpalając kolejnego.
- Myślę, że to moja prywatna...
- Czas ci ucieka, Hoseok – stwierdził jedynie jasnowłosy, spoglądając na spadający w trawę szary popiół. – Jak bardzo się wzbraniasz to nie mów, ale jak ty nie umiesz zrozumieć mojego świata, tak ja nie potrafię zrozumieć tego faktu – dopowiedział, pół prawdą, pół fałszem.
- Dobrze, po prostu nie znalazłem odpowiedniej osoby – powiedział na jednym wydechu, nie kontrolując już własnych policzków, na jego Yoongi starał się nie patrzeć, bo sprawiały, że czuł się miękki jak cholera. – Oto całe wyjaśnienie.
- Do tego nie potrzeba właściwych osób. Albo to czujesz, albo nie – kłamstwo.
- Może w twoim postępowaniu... ja wolałbym jednak oddać takie gesty komuś, na kim mi rzeczywiście zależy.
- W porządku, idź i nie grzesz więcej – powiedział Yoongi, na co Hoseok po prostu wywrócił oczami, nie wiedząc, czego się spodziewał, po tak osobistym wyznaniu, przynajmniej dla niego.
- A ty? Zapewne robisz to wciąż i wciąż – parsknął Hoseok, chcąc wbić małą szpilkę drugiemu.
- Tak myślisz? Że rzucam się na każdego chłopca, jakiego zobaczę? – Yoongi uniósł brew, dodając ironii własnym słowom.
- Chłopca? – Hoseok przez moment analizował wszystko.
- Urodziłeś się wczoraj, czy jak? – Yoongi nie mógł powstrzymać nieco szyderczego śmiechu. – Od kiedy to ktoś nie wie, że wolę tą samą płeć?
- Najwyraźniej od dzisiaj – stwierdził Hoseok. – Sądziłem, że, cóż, nie ma to dla ciebie znaczenia.
- A tu taka niespodzianka – stwierdził jasnowłosy. – Szok i niedowierzanie – westchnął. – A jak jest z tobą? Skoro ja już się przyznałem.
- Cóż, myślę, że właśnie tutaj sprawy się tak mają... w sensie, mógłbym pokochać i kobietę i mężczyznę.
- Kochałeś kiedyś? – Yoongi czuł, że przechodzi przez cienką granicę, ale jakaś dziwna cząstka jego chciała wiedzieć, chciała usłyszeć, czy Hoseok zaznał czegoś, o czym jasnowłosy czytał w powieściach, co rysował, a czego tak naprawdę dotąd nie zaznał w takiej formie.
- Chyba tak – odparł po chwili ciszy.
- Chyba?
- Nie wiem, czy nazwałbym to tak zupełnie miłością, ale... chyba tak – powtórzył, kierując wzrok na ciemne tęczówki drugiego, w jakich napotkał te same mury, odgradzające cudze spojrzenia od ciemności, której lepiej było nie pokazywać naokoło.
- A chciałbyś? – znów ta zmiana w głosie, ten jeden ton niżej, jakby Yoongi robił to specjalnie, a jednak całość owych zmian była zupełnie nieświadoma i instynktowna.
- Jak każdy – szepnął Hoseok, nie zdając sobie sprawy, że wypowiedział te słowa tak delikatnie.
Przez moment dzieli ciszę, własne wnętrza i coś wyjątkowego między sobą. Gęstość powietrza i chęć, by zmienić nieco jednego z nich i pozwolić mu spróbować, jak to jest złączyć swoje usta z kimś innym.
Nie doszło jednak do tego, a samo uczucie pozostało w strefie myśli, gdzie Yoongi już czuł miękkie wargi, jakich smakował pod wpływem impulsu. Hoseok za to niepewnie poruszał swoimi, nie wiedząc, co do końca robić. Oboje mieli to w głowach, jak słodkie fantazje, skryte za ich powiekami.
W rzeczywistości wciąż siedzieli obok siebie, wpatrując się w wodę, której barwa kontrastowała z dymem unoszącym się z papierosa.
p.s ale zepsułem wszystko [tak, powiem Wam w sekrecie, że gdyby nie mój zdrowy rozsądek, to rozdział potoczyłby się trochę inaczej]
p.s następna część to będzie coś ojeju
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top