the love thieves

Nic nie czuł.

Nawet stary, zmęczony ból nie zamierzał przyjść go odwiedzić i pomóc się wyrwać z duszącej pustki. Za oknem widział jedynie smętne szarości nocnego nieba, w pokoju unosił się zapach ledwo skończonego, półsłodkiego wina, wymieszany z zapachem różanego płynu do kąpieli. Woda otaczała jego ciało, starała się sprawić by poczuł się niby trzymany w ramionach kochanka, którego nie posiadał.

A chciałby, choć niemożliwym było, by znów miał oddać serce w taki sposób. Tak przynajmniej myślał, jednocześnie analizując każdy detal sylwetki pewnego chłopaka nieznośnie obecnego w jego umyśle.

Westchnął ciężko i zaciągnął się wypalonym już odrobinę papierosem, którego dym unosił się pod sam sufit niedużego pomieszczenia łazienki. Popiół strzepywał na kafelki, nic sobie nie robiąc z próśb Namjoona i popielniczki stojącej na umywalce, po którą swoją drogą nie chciało mu się iść. Z przyjemnością wypełnił płuca błogą trucizną, by po chwili wypuścić ją z siebie, dając upust wszystkiemu, co w nim siedziało.

Ostatnio nie wiedział, co tak właściwie się dzieje.

Wydawało mu się, że trzyma świat w rękach, a prawda była taka, że przesypywał mu się on przez palce, trąc bezlitośnie ich skórę, zostawiając po sobie jedynie czerwień krwi na bladej skórze. Yoongi nie rozumiał skąd to się brało, aczkolwiek miał ku temu zapewne zbyt wiele dobrych wyjaśnień. Nie chciał ich jednak pojąć do końca.

Po części dla zasady, po części ze strachu jak prawdziwe mogły być.

Męczyło go już to, co musiał sobie wciąż układać, to fakt. Ale zdecydowanie łatwiej radził sobie z tym, aniżeli z myślą, iż mógłby po raz kolejny pakować się w coś, czego z całą pewnością nie byłby w stanie dźwignąć.

Iluzoryczną miłość. Przywiązanie do kogoś

Nie powiedziałby tego na głos, ale wizja skończenia po raz kolejny w takim układzie zdawała się ziszczeniem koszmaru, jakich to przeżył w swoim krótkim żywocie zbyt wiele. Mimo to jednak zdawał się coraz mocniej kuszony za pomocą poszczególnych detali otaczających postać, dla której powolnie tracił zasady.

Hoseok mógłby zrobić wszystko, a Yoongi zapewne poszedłby za tym.

Nie znosił tego, jak mocno na niego reagował, jak wrażliwy był i sam Hoseok, gdy znajdowali się zbyt blisko siebie. Nie umiał zdzierżyć tego, jak łatwo Hoseok umiał nim owładnąć, jak niewiele wysiłku kosztowało go trzymanie w ryzach każdej rzeczy, którą robił. Już raz poznał smak tego uczucia, a potem znalazł się w sytuacji, w której pokruszono mu serce na szklany proszek i kazano przełknąć, by mógł jakkolwiek dalej funkcjonować.

Pozbawiając jego gardło możliwości mówienia o uczuciach.

Tym samym tonął teraz w nierealnych snach, wciąż czując smak wina na wargach, ten sam, który osiadał na ustach Hoseoka tamtego wieczoru. Wciąż czuł też tytoń obecny na swojej skórze, a łączony z słodyczą trunku dawał mu z łatwością mieszankę pocałunku, jaki wtedy dzieli.

Tęsknił za nim.

Za każdą sekundą, jaką mieli ze sobą. I owszem, był przy tym najbardziej żałosnym obrazem, bo czy nie to zawsze wyśmiewał? Z drugiej strony znajdował w tej myśli pewne ukojenie, w końcu nie raz już wyglądał gorzej, zamknięty we własnym chaosie.

Ponownie zaciągnął się papierosem.

Potrzebował czegoś co mogłoby go z tego wyrwać. Wiedział doskonale, że chwilowe zapomnienia nie działają, nawet te narkotyczne i przepełnione mnóstwem kolorów – zazwyczaj i tak kończył z masą wspomnień, których nie chciał widzieć, oraz w stanie, jaki zdecydowanie wykluczał go z życia właściwie na cały dzień. Nic nie zdawało się do końca pomagać.

Oprócz bliskości tego, którego nie mógł mieć blisko.

Albo raczej nie chciał.

Nie raz był w stanie rzucić wszystko i po prostu postawić na szali siebie, oraz wszystko to, co znał. Nie raz skakał za kimś w ogień i robił rzeczy, jakich wolał nie opisywać, głównie, by ktoś inny poczuł się dobrze. Obecnie jednak chodziło o niego samego, a niestety był on jedyną osobą na ziemi, za którą nie potrafiłby się poświęcić.

Szkoda.

Odchylił głowę do tyłu i oparł ją o białą niemalże powierzchnię wanny. Myśli same krążyły mu w głowie, trochę mniej niespokojne przez nikotynę oraz wino wciąż krążące w organizmie. Mógł się odrobinę rozluźnić, chociaż nie na długo zapewne. Następnego dnia miał znów pokazać się w szkole, próbować udawać, że jest coś wart i uśmiechać się do nauczycieli, byleby tylko nie próbowali znów go oblać.

Jak cholernie mocno mu się nie chciało.

Wolałby zostać tutaj, albo przejść się po mieście, otoczony znajomym zapachem ulic, deszczu, tytoniu oraz ulicznych knajpek. Może wpadłby do pubu, wypił jednego drinka i dał sobie odrobinę samotności. To wszystko jednak nie zasługiwało na spełnienie i doskonale o tym wiedział. Zwłaszcza teraz, gdy znów omal nie otarł się o zawieszenie w prawach ucznia.

Bo najwyraźniej nikt nie umiał trzymać gęby na kłódkę.

Trudniej mu więc było przekonywać każdego, że w istocie nie chciał źle. I że tak naprawdę okazjonalnie mu zależało. Tłumaczenia tego typu coraz mocniej traciły sens. Jeszcze pamiętał dźwięk głosu matki sprzed paru godzin, wypełniony taką goryczą, że samo wspomnienie ściskało mu klatkę piersiową i odbierało oddech.

Jej nie potrafił powiedzieć „przepraszam" tak łatwo, bo wiedział, że wtedy mu wybaczy.

Przymknął powieki, jeszcze moment starał rozkoszować się chwilą. Wodą dookoła niego, czerwienią wina zamkniętą w butelce, dymem papierosa. Tego wieczora niemalże dziękował niebiosom, że Namjoon postanowił zostać u Seokjina i nie przeszkadzał mu w żadnym stopniu w byciu po prostu samemu.

W stanie w jakim powinien być zawsze, choć rzeczywistość mówiła mu zupełnie co innego.

***

- Przestań, nic się nie stało – mruknął Namjoon ponownie, uśmiechając się przy tym, by jeszcze mocniej załagodzić nieco zmartwioną wciąż twarz Seokjina, desperacko próbującego zmyć plamę po płynnej czekoladzie z jasnego t-shirtu drugiego. – Wypadki chodzą po ludziach – dodał, chyba po raz setny, bo najwyraźniej nie docierało to do jego chłopaka.

- Właściwie zniszczyłem ci bluzkę, nie nazwałbym tego niczym – odpowiedział mu Seokjin szybko, próbując pomóc jak tylko mógł w zmywaniu okropnie wyglądającego, ciemnego przebarwienia z materiału. – Masz prawo być zły i tak dalej – powiedział jeszcze, nie chowając z góry urazy do Namjoona, w końcu pewnie lubił tą bluzkę.

- Hej, nie umiem się gniewać na ciebie – stwierdził w odpowiedzi wyższy, po czym ujął podbródek Seokjina, by ten na niego spojrzał. – Wiesz o tym doskonale.

- Niekoniecznie – odparł drżąco chłopak, próbując w jakiś sposób poskładać się od nowa przez nieoczekiwany dotyk drugiego. – Naprawdę możesz mnie ochrzanić, czy coś....

- Shh, o czym ty mówisz? – przerwał mu Namjoon, mając w oczach jedynie czystą łagodność i niezrozumienie na słów Seokjina, ich tonu i niemalże przerażającej szczerości. – Krzyczenie na ciebie to ostatnia rzecz, jaką byłbym w stanie zrobić. Nie mówiąc już, że w tej sytuacji to byłaby absurdalnie duża przesada – dodał, śmiejąc się nieco, co nareszcie wywołało uśmiech również na twarzy Seokjina.

- Tak uważasz? – zapytał niepewnie. – Bo ja... no nie wiem, nie chcę zrobić nic źle, nic co by cię rozzłościło – skończył, czując czerwień na swoich policzkach, rozchodzącą się delikatnie po jego skórze.

- Boże, Seokjin – stwierdził Namjoon, przybliżając się do chłopaka i nic nie robiąc sobie z jego wciąż mokrych od wody dłoni, oraz swojej koszulki, również wilgotnej od właściwie bezużytecznej próby ratowania jej. – Przejmujesz się zbytnio. Uwierz, że ja... - urwał na moment, pozwalając sobie na przesunięcie palcem po wardze drugiego, czując pod opuszkiem jego satysfakcjonujące drżenie. – Nigdy nie chciałbym cię skrzywdzić. Fizycznie czy psychicznie, bez znaczenia – dokończył, przyciągając ciało drugiego mocniej do siebie, na co Seokjin zareagował bez oporów, zupełnie oddany każdemu delikatnemu gestowi mężczyzny.

- Wiem... wiem – powiedział po chwili drugi, wtulając się w klatkę Namjoona, jakby była najbezpieczniejszym miejscem na ziemi. – Czasami po prostu... zadziwia mnie to, że tak bardzo próbujesz mnie chronić. Szczególnie przed sobą samym – słowa te przecięły między nimi coś bardzo ważnego, choć jednocześnie uczyniły rytm ich serc bardziej spójnym. - Nikt dotąd nie traktował mnie w ten sposób – dodał, przekonany, iż faktycznie tak było.

Żadna istota na ziemi nie sprawiała, że czuł się w ten sposób.

- Traktuję cię tak, jak zasługujesz, żeby być traktowanym – powiedział Namjoon, tak naturalnie i słodko, że Seokjin znów poczuł falę ciepła przechodzącą mu przez serce. – Jesteś naprawdę jedną z najważniejszych osób, jakie mam – powiedział, czując, jak jemu zaczął łamać się głos, chociaż nie chciał do tego dopuścić, nie teraz, kiedy trzymał w ramionach swój skarb.

- Co ty mówisz... - Seokjin nie mógł uwierzyć, że usłyszał coś podobnego, zdanie tak silne, że niemalże łamiące go w pół, rozrywające.

- Prawdę – kolejne sylaby, które go tak subtelnie dusiły. – Nie sądzę, by ktokolwiek miał w moim życiu wartość równą twojej – Namjoon nie powstrzymywał emocji, które wydobywały się z każdej litery, tak surowe i szczere, jak nigdy dotąd.

Głównie przez fakt, że nie był gotowy na to, iż rozmowa potoczy się w ten sposób, każąc mu odsłaniać swoje cierniste wnętrze przed płatkami róży obecnymi w środku drugiego.

Jedno jednak potrzebowało drugiego w pewien niewyjaśniony sposób, tworząc razem kompletną całość.

- Jeszcze raz powiesz coś takiego i przysięgam, że nie tylko na dole koszulki będziesz miał mokrą plamę – powiedział Seokjin, śmiejąc się przy tym, ale czując też ciężar wyznań mężczyzny, który również uśmiechnął się na usłyszane słowa.

- Nie krępuj się – odparł jedynie, zaciskając palce na koszuli chłopaka.

- Wcale mi nie pomagasz – jęknął Seokjin, mocniej wtulając się w drugiego. – Po prostu... nie wiem, w takich chwilach brak mi słów na ciebie i kompletnie nie wiem co robić. Nie wiem nawet, czy jesteś wtedy realny. Żadna osoba na tym świecie chyba nie zachowuje się w tak perfekcyjny sposób – powiedział, prawie nakładając słowa na siebie, gdyż jego ton zaczął być nieco nieskładny przez wydostające się z jego oczu słone łzy.

- Uwierz mi, daleko mi do perfekcji – odparł Namjoon, odsuwając się delikatnie, by móc spojrzeć w zaszklone tęczówki drugiego, których widok wewnętrznie go bolał. – I pojęcia nie masz, jak działa na mnie fakt, że mimo to widzisz mnie w taki sposób – dokończył, nachylając się powolnie nad Seokjinem, co ten zrozumiał w wiadomy sposób. Leciutko uniósł więc głowę, by móc spróbować ust drugiego, ten jednak przekręcił głowę i zamiast warg Seokjina, scałował jego samotną łżę z policzka, a potem kolejną i kolejną.

By dopiero później zacząć rozkoszować się miękkością jego ust.

A następnie słodyczą ciała.

***

Bezruch był najlepszą z jego ostoi.

Leżał więc na dywanie w znajomym otoczeniu swojego salonu, próbując jakoś pozbyć się natarczywości myśli. Nogi położył na siedzeniu kanapy, wyglądając jakby siedział na jej przedzie. Palcem bezwiednie przewijał kolejne kartki powieści Dantego, podczas gdy z głośników pokoju sączyła się cicha muzyka skrzypiec, którą przecież swego czasu tak adorował.

Wracał do siebie, ale jakże powoli.

Prawie zapomniał, że lubił spędzać czas właśnie w taki sposób. Sam, zamknięty w bezpiecznej przestrzeni, gdzie nic i nikt nie mogło go skrzywdzić. Gdzie znajdował się daleko od ciekawskich spojrzeń, bądź tych o wiele bardziej nachalnych. Gdzie niczyje ręce nieoczekiwanie nie chwytały jego talii w klubie i gdzie nic nie wydawało się tak przytłaczające, że ledwo oddychał.

Miało to jednak jeden słuszny mankament, o którym wolałby nie myśleć.

Zamknął na moment powieki, odganiając niewygodne wizje, ale nie umiał się ich pozbyć do końca. Bo co by było, gdyby Jungkook leżał tu z nim, obdarowując go jednym ze swoich beztroskich uśmiechów. I czy ten uśmiech nie mógłby przerodzić się w kusząco wydęte wargi, w słodki pocałunek, w ręce na jego ciele...

Urwał, nie chcąc zabrnąć aż tak daleko, jakby mógł. Głównie dla własnego dobra. Starał się chować jak najgłębiej owe myśli, kryć je jak najdalej. Nie musieć ich przywoływać, chociaż te same przychodziły, zupełnie nieoczekiwanie. Ostatnio łapał się na nich niestety coraz częściej, a to nie pomagało. Wiedział bowiem doskonale, co jest możliwe, a co nie i to wystarczało, by odrzucał niektóre scenariusze.

Nawet jeśli teoretycznie nie były one tak do końca niemożliwe do spełnienia.

Przejechał językiem po lekko suchej wardze, oddając się dźwiękowi instrumentu wypełniającego cały pokój. Czuł się lżej mogąc słuchać tej melodii, uspokajała go ona w pewien sposób. Koiła ogólne rozedrganie.

Najgorszym było, iż czasami wydawało mu się, że obecność szatyna w jego życiu była prawie namacalna. Że jego zapach wciąż unosił się w powietrzu jego pokoju, że jego kroki słyszalne były na posadzce. Nawet wiatr za oknami brzmiał jak jego śpiewający piosenki. Jimin nie wiedział, jakim cudem dał się temu tak porwać. I czemu jego własny umysł krzywdził go słodko w ten sposób.

Wolałby już, gdyby kompletnie o nim zapomniał.

Wszystko to przerwała jednak wibracja jego telefonu. Zaskoczony uniósł urządzenie z dywanu obok siebie, nie spodziewał się żadnych wiadomości. Szybko odblokował ekran i dostrzegł krótki tekst napisany przez Hoseoka.

Jak twoja decyzja?" – pytanie, na jakie Jimin naprawdę chciałby być w stanie odpowiedzieć. Nie ukrywał, że wciąż miał w sobie spory bałagan z tym związany. Gdyby się zgodził, oznaczałoby to, że dostał się do szkoły bez wysiłku, bo nawet jeśli mieliby go egzaminować, to miejsce i tak by czekało, świeżutkie i przygotowane pod niego. Praktycznie więc nie było aż tak dużej szansy, że go odrzucą, jako, że ilość tancerzy uczących się w placówce zawsze była starannie planowana.

Byłby więc tam zupełnie od tak.

Nie był też przekonany, czy na to zasługiwał. I czy Hoseok naprawdę rozumiał, co mu oddawał, właściwie kompletnie bez walki. Bo przecież to była rzecz, której pragnął od dawna. I teraz to miało się zmienić? Tak po prostu? Park nie zupełnie pojmował, co zmieniło podejście drugiego do całej sprawy.

Potrzebował więc jeszcze chwili, by dokonać wyboru.

Cały czas niepewna" – odpisał na szybko, a odpowiedź przyszła właściwie równie nagle.

Chcesz jeszcze o tym pogadać?" – przeczytał, przełykając ślinę ciężej. Jego kopia „Boskiej komedii" zdecydowanie została odłożona na bok/

Pewnie mi nie zaszkodzi... co proponujesz?"

Lekkiego drinka i miłe towarzystwo" – przesunął oczami po tekście i z jakiegoś powodu, przez ułamek sekundy potrafiłby przysiąc, że wiadomość mogłaby przyjść od Yoongiego.

Ale słowa „lekkiego drinka" psuły dość efektywnie całą iluzję, choć ich wydźwięk i klimat wciąż pozostawały gdzieś z tyłu jego głowy.

W porządku, gdzie mam przyjść?"

Możesz wpaść tam gdzie zwykle, podejrzewam, że nie będzie nikogo oprócz nas"

Jimin uśmiechnął się delikatnie. Nawet jeśli nie planował nigdzie wychodzić to spędzanie czasu z Hoseokiem w jakiś sposób nie widniało u niego na liście rzeczy, na które nie miałby ochoty. Szczerze zauważał, że obecność chłopaka napawała go dziwną dozą spokoju – jakby mógł czuć się odrobinę pewniej. Ale Hoseok zawsze miał dookoła siebie taką aurę. Ludzie naturalnie do niego lgnęli, co nie trudno było dostrzec.

Odpisał więc szybko, że będzie gotów za godzinę i że on stawia.

Gdy tylko odszedł od komórki, zajęty ogarnianiem siebie samego, by mógł w ogóle pokazać się publicznie, przyszła odpowiedź rozjaśniająca na moment ekran urządzenia.

Chyba sobie żartujesz"

***

Nie wierzył, że znów dał się wyciągnąć.

Duszący zapach alkoholu roznosił się w powietrzu, w głośnikach rozbrzmiewała muzyka, której osobiście Jungkook nie słuchał, ale na szczęście umiał tolerować. Poszczególne brzmienia utworów same krzyczały o atencję ciał ludzi zebranych w pomieszczeniu, poruszających się w rytm wykreowany przez siebie bądź ręce osoby, z którą właśnie tańczyli. Szatyn nie miał jednak na to najmniejszej ochoty, co dosadnie uzewnętrznił odmawiając pewnej ślicznej blondynce, skorej zapewne do zrobienia z nim czegoś więcej.

W jakiś sposób go to brzydziło, choć przecież nie tak dawno pewnie już by ją miał.

Odpalił papierosa, mimo znaku zakazu palenia na ścianie za nim. Nawet nie chciało mu się wyjść na zewnątrz, na chłodne powietrze nocy, które wcale nie pomagało mu ułożyć myśli, podobnie jak to, co otaczało go obecnie. Nie za bardzo jednak mógł poprawić swoją sytuację.

W końcu Lucas chciał. A jak on czegoś chciał, to znaczyło, że szatyn nie mógł odmówić.

W kieszeni spodni posiadał niewielką paczuszkę, którą zobowiązał się dostarczyć. Tylko tyle. Potem miał jedynie zgarnąć kasę i udać, że właściwie w ogóle go tutaj nie było. Nic nowego.

Przez moment skupiał się na karcącym wzroku barmana, który zauważył jego palenie, zignorował to jednak, czekając cierpliwie na swojego klienta. Westchnął. Ta część zawsze była dość niezręczna. Nieznajomy bowiem zawsze musiał takim pozostać, a pierwszy kontakt musiał wyglądać jak najbardziej naturalnie. I nawet jeśli minąłby tego kogoś choćby na szkolnym korytarzu – zasada pozostawała, mieli wyglądać, jakby nigdy nie zamienili słowa.

Jungkook odchylił lekko głowę, próbując na moment się zrelaksować, chociaż nie stresował się przecież. Był już na tyle obyty z tematem, że mógłby to robić codziennie, co z perspektywy osób trzecich sprawiałoby zapewne wizję niepokojącego. Szatyn jednak wiedział, że w ostatecznie zapewne z tym skończy, nie wiedział tylko kiedy miałoby to nastąpić.

Ale liczył, w jakiś naiwnych marzeniach, że niedługo.

Zaciągnął się jeszcze ostatni raz, zanim zgasił papierosa o powierzchnię drewnianej ściany za sobą. Śmieć wrzucił do niewielkiego kosza obok, po czym znów oparł się o drewnianą powierzchnię, cierpliwie wyczekując. Już miał wyciągnąć telefon, by trochę zabić czas, kiedy jego oczy ujrzały kogoś, o kim miał nadzieję zapomnieć.

Kogoś zmierzającego w jego stronę.

Szatyn przez moment poczuł się nieco sparaliżowany. Bo co do jasnej cholery akurat on miałby tu robić. Z tego co pamiętał, nigdy nie lubił takiego otoczenia. Zapachu procentów i brudnej „miłości" na jedną noc. Teraz jednak dostrzegł parę zmian w samej jego postawie, wciąż jednak nie mógł wyjść z szoku.

Nie spodziewał się bowiem konfrontacji ze swoim pierwszym, chłopięcym pocałunkiem.

-Hej – miał miękki głos, dokładnie taki, jak zapamiętał. Lekki uśmiech. Jungkook kiedyś był w stanie zabić za zobaczenie go. Obecnie już nie postrzegał tego w taki sposób. Mimo to coś w nim drgnęło na widok mężczyzny, w końcu były momenty, które dzieli tylko między sobą.

- Hej – powiedział krótko, ledwo powstrzymując drżenie głosu. – Czy ty... - nie skończył, gdyż przerwały mu słowa drugiego.

- Mhm. Zdziwiony? – zapytał, mając w tonie tą samą nutę, która tak nim wtedy władała, tak słodko oplatała się dookoła jego rozsądku.

- Odrobinę – stwierdził szatyn szczerze, za wszelką cenę unikając spoglądania w oczy niegdyś pozbawiające go tchu. – Masz zapłatę? – zapytał bezpośrednio, siląc się na obojętność, której zawsze używał w stosunku do klientów.

Nawet, kiedy tak jak teraz, było mu dość trudno.

- Myślałeś, że przyjdę bez? – odparł drugi, wciskając plik banknotów wprost do dłoni Jungkooka, która w tym samym momencie podała mężczyźnie zapłatę. – Nie jestem z tych, co biorą pożyczki – dodał jeszcze, a jego bliskość powodowana dyskretnością całej transakcji wcale nie pomagała szatynowi myśleć.

- Domyśliłem się – stwierdził Jungkook od razu. – Skąd się tu w ogóle wziąłeś? – zapytał, jak przez mgłę rozpoznając co mówił, bo jego organizm wciąż odczuwał dawne widmo ciepła ciała przed nim.

Cholera, on wciąż działał na niego w ten sposób.

- Przyszedłem z paroma przyjaciółmi – padła odpowiedź, powiedziana trochę głębszym tonem. – Chciałbyś się może dołączyć? – kolejne pytanie, zdecydowanie zapraszające, kuszące i nie cierpiące odmowy.

Tak, jak go pamiętał.

Jungkook przez moment się wahał. Nie miał przecież spędzić tutaj ani minuty dłużej, zwłaszcza z klientem. Powinien się zachować tak, jak zwykle i po prostu zakończyć konwersację, a potem odejść i wyrzucić z głowy każdy detal twarzy spotkanej osoby.

Teraz jednak nie był w stanie tego uczynić.

- Nie wiem, czy nie będę wam przeszkadzał – powiedział, próbując jakoś wybrnąć z napotkanej sytuacji. W końcu przecież nie chciał wracać do przeszłości. To już minęło i było daleko za nim.

On jednak wciąż zdawał się o tym nie zapominać.

- Przestań, nie mógłbyś. A jak ktoś będzie miał jakiś problem, będzie musiał najpierw ze mną pogadać – znów ten uśmiech, a Jungkook przysiągłby, że to on właśnie wtedy go tak uwiódł.

I ta postawa. Podejście do życia. Słodycz zgrzeszenia, ale nie ciężkiego.

- Mówisz? – dopytał, unosząc wzrok, próbując jakoś przejąć kontrolę nad tym, co się działo, na próżno jednak, bo kasztanowe odcienie tęczówek drugiego same właśnie go ubezwłasnowolniły.

Czyniąc jego ciało niezdolnym do ucieczki.

- A kiedyś cię okłamałem? – odpowiedział pytaniem, zmniejszając nieco odległość między nimi, jakby do teraz nie była wystarczająco niewielka i sprawiając, że całe plecy szatyna dotykały ściany, chropowatej powierzchni, której jednak zdawał się nie odczuwać, zajęty widokiem przed sobą.

- Nie – odpowiedział ledwo, wiedząc, że to prawda. – Po prostu... naprawdę nie chcę psuć ci spotkania – dodał, szczerze z resztą.

Ukrywając, że zapewne po prostu zrobiłby coś głupiego i wolał tego uniknąć.

- Niczego nie popsujesz, sprawisz, że będzie jeszcze lepiej – odezwał się drugi, jego słowa jednak natychmiast zostały śledzone czyimś głosem niedaleko, na tyle, że Jungkook usłyszał go wyraźnie, nie wiedział jednak do kogo należał.

- Han? Co ty tam robisz tak długo? Zaliczasz kogoś? – mężczyzna za brunetem okazał się kompletnie obcy Jungkookowi, nie mającemu pojęcia, kim był.

- Darowałbyś sobie Chan – odparł opryskliwie Han. – Spotkałem... znajomego – powiedział tylko, sprawiając, że coś w szatynie zdecydowanie się odezwało i to zbyt głośno. Słowo to jednak dobrze ukrywało napięcie, jakie zdążyło między nimi powstać, a jakie znosił powoli z coraz mniejszą łatwością.

- Ah tak? To niech przyjdzie do nas – stwierdził drugi. – Już zdążyliśmy stwierdzić, że zajmujesz się kimś w inny sposób – dodał, na co Han wywrócił oczami.

- Tak, bo nic innego bym nie robił, tylko zaliczał – odpowiedział ostrzej. – Idź do reszty, zaraz przyjdziemy – powiedział jeszcze, posyłając drugiemu długie, niemalże mordercze spojrzenie, które dość jasno kazało mu zmienić kierunek podążania na odwrotny. Kiedy nieco się oddalił, Han uśmiechnął się przepraszająco do szatyna, jakby zrobił coś nie tak.

- Sorry za niego, on... wiesz, ma swoje poczucie humoru – jego słowa brzmiały, jakby w istocie było mu głupio, co sprawiło, że Jungkook sam się uśmiechnął.

- Nic się nie stało, wiem coś o tym – odpowiedział, doskonale rozumiejąc bruneta. – Poza tym... - zaczął, próbując brzmieć nieco zaczepnie. – Nie miał racji?

Twarz Hana momentalnie się zmieniła, na ułamek sekundy. Była mieszanką zawodu, żalu ale i pewnej dozy zrozumienia. Jungkook potrafił to dostrzec jedynie cudem. Gdyby odwrócił wzrok, cała ekspresja pozostałaby dla niego niezauważona.

- Nie nazwałbym tego racją – stwierdził po chwili, odsuwając się odrobinę od szatyna. – Nie śpię z kim popadnie. I zdecydowanie nie marnuję czasu na osoby go nie warte – dodał jeszcze, wyciągając dłoń w kierunku tej Jungkooka, która sama pozwoliła dać mężczyźnie objąć swój nadgarstek. – Chodź, przekonasz się – dopowiedział jeszcze, przyzdabiając te słowa uśmiechem i kilkoma zbłąkanymi iskrami w oczach.

I szatyn poszedł, choć szedł w nieznane. Nie wiedząc, o czym tak dokładnie miałby się przekonać.

A co z każdą minutą stawało się tego wieczoru coraz mocniej klarowne.

***

- Gdybym wiedział, że nie pijesz, nie proponowałbym baru – powiedział Hoseok szczerze, patrząc na Jimina sączącego przez słomkę sok pomarańczowy. – Mógłbym chociażby zaprosić cię do siebie.

- Nic się nie stało, sam mogłem napisać – odparł cicho, rozglądając się po otaczającej go scenerii. Muzyka ledwo dawała mu zrozumieć, co mówił do niego Hoseok, choć siedzieli z dala od parkietu, na którym ta była zdecydowanie najgłośniejsza.

- A ja mogłem się domyślić – stwierdził drugi od razu. – Ale no nieważne... Jak się czujesz z moją propozycją? – zapytał bezpośrednio, próbując wydobyć z blondwłosego choćby cień informacji, których ten tak skąpo mu udzielał. Hoseok musiał być bowiem pewny, że wszystko szło po jego myśli.

Prawie. Bo przecież właśnie kopał swoje marzenia w brzuch i patrzył jak krwawią, tylko po to, by samemu nie skończyć w ten sposób pod względem stanu jego emocji.

I przerażało go to, że już był zdolny do czegoś takiego.

- Szczerze? Nie rozumiem jej – odpowiedział Jimin szybko, marszcząc brwi nieco. Jego spojrzenie od razu spoczęło na chłopaku obok niego. Próbował z wyrazu jego oczu rozczytać, co ukrywał.

Zobaczył jedynie widmo ciemnobrązowego bólu.

- Myślę, że ja sam mam z tym problem – zaśmiał się Hoseok do siebie, ze smutną nutą wplecioną w ten dźwięk subtelnie. – Mimo to wiem, że jestem gotowy to wszystko podjąć – dodał, wpatrując się zmęczonym wzrokiem w swój kieliszek, w którym co rusz obracała się pod wpływem jego placów jasnozielona ciecz.

- Musisz być pewien, ja nie zamierzam ci pomagać – odparł Jimin szczerze, próbując jednak zachować pozory delikatności. – W sensie... nie chcę obdzierać cię z czegoś, do czego tak dążyłeś tylko dlatego, że ty nie wiesz na czym stoisz. O cokolwiek chodzi oczywiście – stwierdził, kończąc zdanie z nieco chłodnym tonem. Wiedział jednak, że inaczej nie otrzeźwi drugiego.

- Pewnie się nie dowiesz – odparł Hoseok, upijając łyk drinka. – Pewnym jest jednak, że dla tej rzeczy jestem w stanie to zrobić. I wiem to. Nie muszę tego udowadniać. I uwierz, nie obdzierasz mnie z niczego. To ja wyszedłem z inicjatywą, więc nie widzę, co ty miałbyś zrobić źle. Jedyne, czego od ciebie oczekuję to odpowiedzi – powiedział, patrząc na twarz Jimina, której wyraz przedstawiał coś w rodzaju szoku, choć nie wielkiego. – Tak naprawdę... nieważne, czy się zgodzisz, czy też nie, ja zamierzam zrezygnować. Po prostu ktoś inny weźmie wtedy twoje potencjalne miejsce.

- I uważasz, że to w porządku? – zapytał Jimin niespodziewanie. – Znaczy, w porządku wobec ciebie – wyjaśnił po chwili, ignorując przy tym niechciany wzrok pewnej parki z drugiego końca baru, która posyłała mu znajome spojrzenia.

Których nie potrzebował widzieć.

- Nie wiem Jimin, ale to jedyna rzecz, jaką mogę zrobić, żeby nie zwariować – powiedział w końcu, na tyle ciężko i szczerze, że blondwłosy poczuł się prawie tak, jakby nigdy nie miał słyszeć owych słów.

- Cholera, coś naprawdę musiało się stać – odparł tylko. – Mam na myśli... to niemalże irracjonalne, co robisz.

- Wiem, wiem doskonale. Sam się sobie dziwię – znów ten śmiech, pozbawiony beztroski. – A jednak to wydaje się jedynym wyjściem.

- Zawsze są inne – blondwłosy nie wierzył we własne słowa, ale chyba to właśnie mówiło się w takich sytuacjach. Przynajmniej on zawsze to słyszał.

Że ma się wiele wyjść, nawet jeśli w pokoju są tylko jedne, zatrzaśnięte, metalowe drzwi, a ty masz tylko swoje dłonie, którymi możesz w nie uderzać.

Zostawiając krwawe ślady z głupiej desperacji.

- Chciałbym znów w to wierzyć – odpowiedział mu Hoeok jedynie. – Naprawdę. Nie wiem, w którym momencie przestałem je widzieć – dodał jeszcze, o wiele smutniej, niż poprzednio. – W każdym razie... mam nadzieję, że w końcu się namyślisz i dojdziesz do jakiegoś wyboru.

- Też, chociaż... - zaczął niepewnie Jimin, nie wiedząc do końca, jak wyrazić swoje odczucia. – Możesz się nastawiać na zgodę – zakończył, czując przypływ czegoś nowego i nieznanego. Opanowały go nowe myśli, które zdawały się niczym lekarstwo.

I przyszły niemalże tak niespodziewanie jak samo spotkanie z Hoseokiem.

- Poważnie? Sądziłem, że jeszcze chwilę temu...

- Szybko zmieniam zdanie – uśmiechnął się blondwłosy delikatnie, w uśmiechu tym jednak nie wszystko wyrażało pełne szczęście. – Na razie nie mówię nic w stu procentach. Ale nie każę ci długo czekać – zakończył, po czym upił resztkę swojego soku.

- Na pewno? Teraz ty brzmisz, jakbyś tego nie przemyślał – Hoseok chciał brzmieć lekko, ale jego ton sugerował coś kompletnie odwrotnego.

- Oboje to robimy, ale możemy zawsze się oszukiwać, że jest inaczej, co nie? – odparł, patrząc na drugiego w konkretny sposób. Taki, który obrazował koniec możliwości.

- Nie wiem, czy jest w tym sens... - powiedział Hoseok po chwili, z lekką konsternacją powodowaną usłyszanymi słowami.

- Z czasem zrozumiesz, że to niekiedy jedyne wyjście – Jimin dawno nie był tak szczery. – W każdym razie, myślę, że ostatecznie przyjmę propozycję. Koniec tematu – stwierdził nagle, nie mając zamiaru kontynuować, nawet, jeśli na dobrą sprawę sytuacja jeszcze tego wymagała.

- Dobrze, skoro tak twierdzisz... ale dam ci jeszcze czas – powiedział Hoseok. – Swoją drogą, masz jeszcze jakieś plany na dzisiaj? – zapytał poza tematem, wiedząc, że sam miał raczej zamiar spędzić wieczór u siebie, owinięty w samotność i robienie projektu do szkoły.

- Nieszczególnie. Właściwie nie zamierzałem nawet wychodzić.

- Możemy tu zostać na trochę. Trochę rozluźnienia zrobiłoby dobrze nam obojgu – powiedział, a słowa te, choć proste, dotarły do obu z nich nieco zbyt mocno.

- Pewnie i masz rację – Jimin nie brzmiał jednak na przekonanego. I nie był. Od dawna nie znajdywał uciech w tym, by przebywać w tłumie, otoczonym nieznajomymi, zatopionemu w muzyce i alkoholu. Tym razem naprawdę oddałby wiele za o wiele cichsze miejsce. – Co więc chcemy robić?

- Nie wiem, może... - Hoseok urwał nagle, skupiając wzrok na konkretnej rzeczy. Widać było, że dopadło go zupełne zdziwienie, za którym podążył Jimin, nie wiedząc, co takiego dostrzegł drugi, żeby urwać w pół zdania. Dopiero gdy sam odnalazł dokładny kierunek jego spojrzenia, dostał widzianym obrazem prosto w kruchość serca, które pokryło się pajęczynką drobnych pęknięć dokładnie w momencie, w którym rozpoznał na kogo patrzy.

Jungkook. Chłopiec, który jeszcze niedawno trzymał go w ramionach. Jeszcze niedawno mówił mu, że wszystko będzie w porządku, dawał uśmiech, chwilę radości w szarej duchocie świata, był dla niego słodkimi momentami i kimś, komu wbrew sobie oddał zbyt wiele serca i zbyt wiele niezdefiniowanych emocjonalnie pocałunków.

Obecnie łączył on usta z nieznajomym Jiminowi mężczyzną, otoczony tłumem ludzi, którzy nie robili sobie nic z tej sceny, teraz zabijającej blondyna od środka.

W najbardziej brutalny sposób.

***

Była trzecia w nocy, a ten nie odbierał.

Yoongi miał dość, bo przysiągł, że nagrał się mu na pocztę głosową przynajmniej z cztery raz, jak nie więcej. Nie pamiętał, bo czasami zapominał po prostu wcisnąć przycisk rozłącz dostatecznie szybko. Nie miał nawet pojęcia, które słowa zostały nagrane, a które nie.

Oby „pierdol się Tae" pozostało w tych, których nie udało się uchwycić.

Miał ogromny szum w głowie. Zastanawiał się nawet, jakim cudem składał zdania mające choć odrobinę sensu. Zapewne mimo wszystko, jednak nie składał i to wszystko było efektem wypicia całej butelki wina, która samotnie stała w rogu jego tymczasowego łóżka, porzucona i bezużyteczna.

Prawie jak on sam.

- Jesteś chujem, po prostu chujem – przeklął, śmiejąc się przy tym głośno. – Nie udawaj, że śpisz, po prostu mnie ignorujesz – dodał jeszcze, naciskając czerwoną słuchawkę po raz kolejny. Znów odłożył urządzenie obok siebie, wiedząc, że czekają go kolejne minuty kompletnej ciszy, nim znów po nie sięgnie i zadzwoni dokładnie pod ten sam numer. Ponieważ co innego miałby robić.

Jego palce same zaczęły po pewnym czasie chwytać za komórkę, ta jednak zaczęła wibrować nieoczekiwanie, wyświetlając mu numer Taehyunga na ekranie.

Bajka, nareszcie się zatroszczył królewicz.

Jasnowłosy odebrał od razu, czekając, aż drugi powie cokolwiek. Aż go przeprosi do cholery, bo przecież nie mógł się do niego dodzwonić chyba od czterdziestu minut.

Albo godziny. Może dwóch. Nie wiedział.

- Kurwa Yoongi, ja pierdole – to pierwsze, co dotarło do jego uszu i rozśmieszyło go na tyle, że wypełnił słodkim dźwiękiem całe pomieszczenie, nie mogąc się powstrzymać. Z jakiegoś powodu gniew przyjaciela, choć tak namacalny, jedynie doprowadzał go do zupełnego rozbawienia.

Jakby jeszcze się nie nauczył, jaki jest jasnowłosy.

Już miał coś odpowiedzieć, ale połączenie zostało zakończone przez osobę po drugiej stronie słuchawki.

Dupek.

Odłożył telefon zrezygnowany, wiedząc, że Taehyung zapewne nie miał zamiaru więcej do niego dzwonić tej nocy, skoro powitał go w taki sposób. Zdziwił go więc fakt, że dosłownie w ciągu minuty telefon zawibrował znowu.

Odebrał, ponownie słysząc chwilową ciszę w słuchawce.

- Kurwa Yoongi – powiedział Taehyung, tym czasem jednak nieco łagodniej niż poprzednio, jakby zeszła z niego pierwsza fala emocji.

- Zapomniałeś o „ja pierdole" – odparł jasnowłosy, uśmiechając się krzywo w kierunku sufitu.

- Nie wkurwiaj mnie już – stwierdził Tae, ledwo trzymając w ryzach całą wiązankę, jaką mógłby przedstawić jasnowłosemu. – Wiesz do cholery, która jest godzina?

- Wczesna – odparł Yoongi. – Noc jeszcze młoda.

- Boże, zapomniałem jaki jesteś nie do zniesienia, kiedy jesteś upity – odpowiedział mu zmęczony głos.

- Też cię miło słyszeć – Yoongi nie silił się na miły ton. – Poza tym, nie jestem taki.

- Chciałbym – stwierdził Taehyung krótko. – Dobra, po co dzwonisz? Nudzi ci się? Chciałeś mnie wkurzyć? Bo jeśli tak, to ci się udało, brawo.

- Niekoniecznie, aczkolwiek może właśnie nadałeś temu jakiś nowy powód – powiedział jedynie jasnowłosy, bawiąc się między palcami papierosem wyciągniętym z paczki chwilę temu. – Szczerze to... - dodał po chwili, nim drugi zdołał coś odpowiedzieć. – Stęskniłem się chyba.

- O cholera, ile wypiłeś...? – Taehyung brzmiał tak boleśnie poważnie, że Yoongi poczuł niemalże ukłucie w sercu.

Wszystko popsuł, kurwa.

- Nie aż tak dużo, żeby brzmieć zupełnie bez sensu – powiedział jasnowłosy. – Przynajmniej ja tak uważam – nagle jego ton stał się mniej pozbawiony powagi oraz szczerości, powoli kruszył otoczkę, jaką założył przed rozmową.

I po co.

- Niech ci będzie... To w takim razie... - urwał Tae, jakby próbując coś w pełni zrozumieć zanim powie cokolwiek więcej. – Mówiłeś serio?

- Możliwie. Kto ich tam wie – stwierdził Yoongi. – Sam zdecyduj.

- Brzmiałeś jak nie ty, więc obstawiam, że tak – padły słowa, a ich ciężar, choć powiedziany kilometry stąd, wciąż przytłaczał, wypełniając pokój czymś niemożliwym do oddychania.

A Yoongi mógł tylko próbować desperacko łapać oddech.

- Skąd ta zmiana? – kontynuował, wykorzystując sytuację, że drugi miał w ogóle nieco cywilnej odwagi cokolwiek między nimi wyjaśnić.

Bo w końcu nie musiał być jedyną stroną, której brakowało drugiej.

- To pewnie przez wino. Albo głupotę – powiedział Yoongi od razu.

- Pewnie jedno i drugie – zaśmiał się Taehyung i był to pierwszy raz kiedy Yoongi słyszał jego śmiech od dawna.

Cholera.

- Nie wykluczam tego – przyznał. – Ale fakt pozostaje taki, że...

- Że? – ponaglił go Taehyung.

- Czekaj, muszę sobie to ułożyć w głowie.

- To tylko jedenaście liter, tu nie ma co układać – powiedział Taehyung, znów z tonem, który sugerował, że naprawdę nie miał już w sobie tyle napięcia, co na początku rozmowy.

- Spierdalaj – powiedział jasnowłosy, tym razem bawiąc tym przyjaciela. – To nie takie proste.

- Domyślam się, najtrudniej przyznać się do winy – usłyszał i prostota tych słów naprawdę go dosięgnęła.

Bo przecież był winny, wszystkiemu.

- Chociaż ty powinieneś się już przyzwyczaić.

- Nie pomagasz – odparł ostro Yoongi. – Po prostu... daj mi moment, nie byłem nawet gotowy na to, że w ogóle odbierzesz.

- Bo nie miałem, ale stwierdziłem, że skoro już nie śpię, to się zlituję nad tobą.

- Ludzki pan, nie ma co – jasnowłosy wywrócił oczami.

- Jak zawsze – odpowiedział mu Taehyung. – Zdziwił mnie już sam fakt, że w ogóle chciałeś zadzwonić.

- A to czemu? – zapytał Yoongi, nie kryjąc odrobiny konsternacji.

- Nie wiem, no... zazwyczaj to ja muszę wyciągać dłoń do ciebie. Chyba dlatego.

- Są wyjątki od reguł.

- Nie wszystkich – odpowiedział mu nieco zmęczonym tonem. – W każdym razie cieszy mnie, że to zrobiłeś.

- Nie ma sprawy, alkohol mnie zmusił. Chyba.

- I poczucie winy.

- Tego nie powiem.

- Jak chcesz.

Zapadła cisza. Chwilowa. A może trwała wiekami, trudno powiedzieć. Ale świadomość wzajemnej obecności, choćby i tak niewielkiej w jakiś sposób czyniła ją kojącą.

- Przepraszam – wyszeptał Yoongi do słuchawki, cicho, niepewnie, bezbronnie i czysto. Tak jak nigdy. I sam nie wiedział, czy w ogóle poznawał barwę swojego głosu.

Chyba nie.

- Ja też – odparł Taehyung po drugiej stronie, równie cicho, ale o wiele łagodniej, z mniejszą ilością żalu.

Potem znów zapadła cisza, ale zdecydowanie lecząca ich obojga w środku, przeplatana dźwiękiem łez na policzkach Yoongiego i nieświadomością Taehyunga, że przyjaciel płakał.

Noc była tym razem o wiele dłuższa dla ich obu.






p.s powiedziałem wszystkim gwiazdom jacy czytelnicy tej książki są cudowni~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top