the darkest star
„Powiedz mi, że wszystko w porządku"
„Jimin, odpisz proszę"
„Jimin, na pewno wszystko okay?"
„To nie pierwszy raz jak tyle wypiłeś. Nie znamy się dobrze, ale... nie wiedziałem, że tak lubisz alkohol."
„A może chcesz tylko coś zapić."
„Przepraszam, nie powinienem tego pisać"
„Martwię się. Serio."
„Powiedz mi, jak się czujesz i czy jest dobrze. Proszę. Jak tylko będziesz mógł"
Jimin czytał owe wiadomości z niemalże religijną częstotliwością. Nie tylko dlatego, że najwyraźniej lubił się katować – ale również dlatego, że dawały mu nadzieję. Były jasnym światłem i czymś, czego od dawna nie miał. Próbował zrozumieć, czemu Jungkook martwił się o niego tak mocno. Przecież tak naprawdę nic się nie działo. Jimin po prostu miał swoje problemy, które musiał rozwiązać i choć niekiedy zdawał się nie wyrabiać, to wciąż miał kontrolę.
A to było najważniejsze.
Z drugiej strony... gdyby spojrzał na to z boku zauważyłby, że Jungkook nie przesadzał. Gdyby spojrzał na to z boku zobaczyłby, że zamienia się we wrak człowieka. Dostrzegłby, jak z pięknej świątyni pozostają jedynie ruiny, jak wszystkie drogocenne ozdoby wewnątrz pokrywają się kurzem i niszczeją.
Wiedziałby, że niedługo nie będzie miał czego z siebie zbierać.
Nie robił tego jednak, nie potrafił otrzeźwieć i zrozumieć, jak się traktuje i w jaką pętlę zniszczenia się wpakował. Próbował sobie tłumaczyć, że w taki sposób ustawia sobie życie, że przynajmniej wie, co robi. Wpadł w iluzję posiadania władzy nad sobą samym, podczas gdy tak naprawdę coraz mocniej ją tracił, sprawiając, że powoli stawał się cieniem siebie samego.
Ale to wszystko jakoś... sprawiało, że się trzymał. Zła relacja z jedzeniem, alkohol, tabletki, które wspomagały spalanie tłuszczu w taki sposób, że nie były dostępne w aptekach. Mógł je dostać tylko w określonych kręgach. Mimo to ryzykował, a raczej wykorzystywał kogoś, by ryzykował za niego.
Tylko teraz ten ktoś odwrócił się od niego.
Te wszystkie czynniki jednak dawały mu coś stałego, choć stałość ta była krucha i beznadziejna. Chłopak nie widział jednak żadnego innego rozwiązania. Przez palce przelatywały mu niewykorzystane szanse. Wypełniała go ucieczka od życia i rzeczywistości. Dotąd nie zdawał się osobą skłonną do takich kroków. Najwyraźniej jednak na tyle się znamy, na ile nas sprawdzono. I Jimin był tego dobrym przykładem.
W dodatku otaczał się snami i nierealnością fantazji. Wciąż myślał o swoim pękającym sercu, na które co rusz naklejał nowe plastry. Goiło się i raniło, wciąż i wciąż. Głównie za sprawą tego, co chłopak czuł i co już dawno wyrwało się spod jego pozornej kontroli. Przecież nie chciał się zakochiwać i to w dodatku w kimś, kto nie mógł być jego. Nawet, jeśli ten widział coraz to nowe furtki dla siebie samego, równie często tracił je z oczu.
Ścisnął mocniej telefon, po czym znowu przewinął do góry, czytając wiadomości na nowo. Lubił to robić z jakiegoś powodu, choć były one przepełnione pewnego rodzaju strachem o niego. Nie były niczym pozytywnym, a raczej przygnębiającym. Powinny stać się dla blondyna sygnałem, że musi coś zmienić – a przeradzały się w coś kompletnie innego.
Być może już nie wiedział, jak inaczej zwrócić uwagę szatyna na swoją osobę. Próbował być coraz bardziej idealny, próbował wszystkiego, byleby dostać kilka sekund. Jedno spojrzenie, jedną przejażdżkę przez miasto i jego ramiona owinięte wokół talii.
Cóż, wpadał w obłęd. W obsesję, w ciemność, z jakiej niedługo mógł już nie wyjść, jeśli nikt nie pokaże mu innej drogi.
Po paru minutach wyłączył komórkę i zerknął przez okno. Siedział bowiem w ulubionym miejscu w domu. Ponownie sam, ponownie zamknięty z własnymi myślami, jakie zdawały się być wyjątkowo spokojne. Otaczała go cisza, dźwięki domu i samochodów przejeżdżających okazjonalnie ulicą. Zastanawiał się, jak zdobyć nowe opakowania, co jeśli to mu się skończy, jak ma się pokazać w szkole za dwie godziny i czy znów będzie dzisiaj pił.
Rzadko wpływała mu do głowy myśl, by spędzić trochę czasu z kimś innym, niż samotnością. Albo napić się herbaty, zamiast procentów. Prawie nie myślał o tym, by nauczyć się lepiej na kolejną klasówkę. Albo żeby potrenować grę.
Wszystko to zdawało się zamazane, jakby z innego świata. Był sam, to była jego realność. Był sam, z bolesnym uciskiem w klatce piersiowej i chaosem myśli.
Tym, oraz jednym kłamstwem, jakie odpisał Jungkookowi na końcu konwersacji z nim.
„Tak, wszystko w porządku"
***
- Nie poznaję go prawie, poważnie – zaczął Yoongi, zaciągając się papierosem. Chmura dymu opuściła jego usta, unosząc się delikatnie na tle ciemnego już nieba. – Dzisiaj nawet z nami nie ćwiczył. Wiesz, bo nie ma siły. Oczywiście, że nie ma, bo skąd miałby mieć.
- I myślisz, że co mamy z tym zrobić? – Tae odwrócił głowę w kierunku jasnowłosego, nie skupiając się już na widoku miasta.
- Kurwa nie wiem, ty tu jesteś pan psycholog – powiedział jedynie Yoongi sucho, ponownie wypełniając płuca dymem.
- I uważasz, że to czyni mnie cudotwórcą? Poza tym, nie nazywaj mnie tak tylko dlatego, że się tym interesuję.
- Wiesz, mnie nazywają gejem za interesowanie się chłopcami, więc...
- Na Boga, Yoongi, darowałbyś sobie – westchnął ciężko Taehyung. Wiedział, że robił to gdy chciał odejść od ciężkich tematów. Wtedy, kiedy czuł się niekomfortowo. I Tae mu się nie dziwił. Jimin był z nim kiedyś bardzo blisko, więc mógł się obwiniać za to, iż nie zauważył problemu wcześniej. Zanim zaczął mu pomagać go pogłębiać.
- Wybacz, ja... nie wiem – zaczął niepewnie, co rzadko było słychać w jego głosie. – Chciałbym go po prostu obudzić. Wyrwać z tego. Ale wiem trochę, jak to cholernie trudne, chociaż ja nigdy nie doprowadziłem się do takiej kondycji.
- Myślę, że trzeba mu dać czas. I spróbować namówić do jakiejś terapii. Może powinien nawet wylądować w jakimś ośrodku.
- Pierdolisz – uciął jasnowłosy ostro. – Nie pojedzie nigdzie. Zostaje tutaj, z nami. Coś wymyślimy. Razem jakoś...
- Yoongi, w co ty wierzysz? – Taehyung zmarszczył brwi i zerknął na drugiego z pewną dozą oceny. – Nie możesz się oszukiwać. Nie mamy pojęcia, co siedzi w jego głowie i jak daleko zabrnął w tych wszystkich myślach. Jeśli się tak traktuje, to ma jakiś powód, którego nie znamy – zamilkł na moment, czując coś nieprzyjemnego w środku. Myśl, przelotną, ale bolesną. Odesłał ją jednak szybko. Jimin nie zrobiłby czegoś takiego przez... nie. Zdecydowanie nie. – Próbuję po prostu powiedzieć... - kontynuował po chwili. – Że lepiej dla niego będzie, jeśli podda się specjalistycznej pomocy.
- I kto mu ją da? Rodzice? Nie znasz ich. Mają go gdzieś.
- To nie prawda. Ty tak myślisz.
- Widzi ich bardzo rzadko, wiesz o tym? Więcej rozmawiają przez komórkę, niż osobiście. Mówią do siebie puste słowa. Jimin naprawdę nie czuje się przez nich kochany, przynajmniej nie przez ojca. I powiedz mi, czy gdyby dowiedzieli się, co on sobie robi... pomogliby mu?
- Zawsze to jakieś wyjście.
- On im nigdy nie powie. Nie zrobi tego. Nawet nam nie powiedział, choć może domyśla się, że wiemy.
- To nie musi być on.
- Sugerujesz, żeby...
- Dać im znać za niego? Mniej więcej – nastała cisza, przerywana tylko szumem wiatru. Powietrze pachniało papierosami Yoongiego, a miasto zdawało się świecić jaśniej, niż zwykle.
- Wykluczone. Nie jesteśmy tego typu ludźmi – stwierdził Yoongi w końcu, gasząc papierosa o cement dachu.
- Przestań. Wolisz to, czy patrzeć jak umiera?
- Nie wiem, kurwa... - Yoongi miał mętlik w głowie. Jednocześnie wiedział, że to niemożliwe. Nawet jeśli rodzice Jimina zrobiliby to wszystko, nawet jeśli blondyn by się zgodził... nie miał on zaufania do takich miejsc. Do lekarzy. Nie pomagali, zazwyczaj mieli po prostu zyski na pierwszym planie. Każdemu potrafili powiedzieć, że ma depresję, a potem dawali mu cudowne leki, mające odmienić jego życie.
I naprawdę chcieli pakować Jimina w to bagno?
- Zastanów się. Tylko myśl szybko. Jeśli ty tego nie zrobisz, to ja w końcu podziałam.
I z tymi słowami Tae zostawił Yoongiego samego. Jasnowłosy długo trawił słowa przyjaciela, prowadząc wojnę z samym sobą. Nie potrafił wybrać bardziej dominującej strony. Spędził więc na dachu jeszcze dobrą godzinę, nim wrócił na dół i poszedł ogarnąć się przed snem.
Wszystko wydawało mu się po prostu jakieś nierzeczywiste. Dlaczego Jimin? Z nich wszystkich akurat on. I co go skłoniło do czegoś takiego? Zawsze wydawał mu się być rozsądny. Figurował u niego jako ostatnia osoba zdolna do podobnych rzeczy. A teraz... teraz wszystko zdawało się wywracać do góry nogami.
Musiał się dowiedzieć. Zanim będzie za późno i zanim powie cokolwiek Tae. Chciał wiedzieć, co się stało, chociaż nie był wielkim fanem wtykania nosa w nie swoje sprawy. Nie lubił, gdy ktoś robił to jemu, więc starał się nie czynić tego i innym. Ale sytuacja nie była do końca normalna. Mógł więc zrobić wyjątek.
Być może była jeszcze nadzieja. Musiała być, bo ona zawsze umierała ostatnia.
Yoongi nie poszedł jednak spać, tak jak planował. Zamiast tego narysował Jimina z połamanymi anielskimi skrzydłami. Nie rozumiał, czemu stworzył coś tak dramatycznego, ale zrobił to. Poza tym nie rysował już jakiś czas. Może musiał pozwolić ulecieć emocjom, głównie bezsilności.
A owy rysunek był jedynie kartkę dalej od śpiącego w polu kwiatów Hoseoka.
***
Hoseok poprawił kolejne równanie, wiedząc, że zrobił coś źle, skoro jego wynik różnił się od Seokjina. Jakimś cudem mylił się prawie cały czas, jakby nie mógł się skupić na ciągach liczb i znaków.
- O czym tak myślisz? – zapytał drugi, popijając wiśniową colę bez kalorii. Ostatnio chyba stała się jego ulubionym napojem. Hoseok nie omieszkał jednak dostrzec, że Seokjin nie był jedyną osobą, która go lubiła.
Był też Namjoon. Ale chłopak nie był aż tak uszczypliwy, żeby dręczyć tym drugiego.
- Ja? O niczym szczególnym – odpowiedział zgodnie z prawdą, po czym ponownie skupił się na zadaniach.
- W porządku, to... o kim tak myślisz? – na ustach Seokjina momentalnie wykwitł delikatny uśmieszek, sugerujący oczywiste rzeczy. Chłopak zazwyczaj lubił wiedzieć wszystko, co się działo u Hoseoka, a ostatnimi czasy nie mieli za wiele czasu na zwierzenia. Oczywiście wciąż rozmawiali ze sobą dużo w szkole i poza nią, ale otoczeni ludźmi nie wymieniali się takimi detalami na temat swoich żyć. Zostawiali takie rzeczy na momenty, kiedy mogli być sami, popijać swoje ulubione marki i nie przejmować się, że ktoś niepożądany usłyszy ich rozmowę.
- A to pytanie skąd ci przyszło do głowy? – Hoseok próbował ukryć zakłopotanie, jakie to w nim wywołało. Nie spodziewał się tego. I nie wiedział, co powiedzieć.
- Wiesz, no... ostatnio dużo znikasz, odpływasz myślami... coś w tym jest moim zdaniem.
- Uważaj, bo ci się mózg przegrzeje od analizowania – burknął jedynie chłopak.
- Musisz być taki chłodny? Po prostu mi powiedz, jaka to wielka rzecz.
- Cóż, ja... może i myślę o kimś. I jakie to ma znaczenie?
- No nie wiem, może takie, że chciałbym wiedzieć, kto ma na ciebie taki wpływ? Ty wiesz o mnie i...
- Wow, chwila – przerwał Hoseok. – Od kiedy między twoim imieniem i jego stoi „i"? Łącznik? Czy mam rozumieć, że...
- Nie ustaliliśmy tego jeszcze – powiedział cicho Seokjin, zerkając na podłogę. – Ale tak, używam naszych imion z „i", bo mogę i bo chcę. Jakiś problem?
- Nie, no skąd... tylko nie zapomnij mi wysłać zaproszeń ślubnych – na tę uwagę Seokjin jedynie szturchnął Hoseoka łokciem, śmiejąc się przy tym z delikatnymi rumieńcami na policzkach. Gdzieś tam w sobie wiedział, że w końcu... w końcu pewnie będą musieli o tym pogadać.
O tym, czym są. Nawet jeśli w tym momencie zdawali się tego nie do końca potrzebować, to jednak... nie mogli być w takiej wolnej relacji cały czas, choć żaden z nich nie spotykał się w taki sposób z innymi osobami. Ta myśl jednak wciąż była w nim gdzieś daleko, mimo że z każdym dniem zdawała się bliższa i bardziej realna.
- Wracając... - zaczął po chwili Seokjin, nie dając się odwieść od tematu. – Dowiem się kto to?
- Może... nie wiem – odparł Hoseok, po raz kolejny zmieniając ton na nieco cichszy. To nie tak, że nie chciał o tym rozmawiać, po prostu... sam chciałby wiedzieć, co właściwie sobie myśli. I sam wolał najpierw to ogarnąć, nim miałby się tym dzielić ze swoim najlepszym przyjacielem jakby nie patrzeć.
- To chłopak czy dziewczyna? – padło pytanie, a Hoseok momentalnie się zmroził. Czy on naprawdę musiał to robić? Przepytywać go, póki nie da mu tylu wskazówek, że się domyśli?
- Boże, Seokjin, ja serio...
- Tylko to. Powiedz mi tylko to.
- Okay, ale... nie dopowiadaj sobie za dużo. I poważnie, możesz być pewny, że będziesz pierwszą osobą, która się dowie o czymkolwiek, o ile to cokolwiek w ogóle będzie kiedyś istnieć. W porządku?
- Dobra, dobra, po prostu mi powiedz – oczy chłopaka świeciły znajomymi iskierkami, jakby gotowy był usłyszeć wiadomości stulecia. A prawda była taka, że ich nie było. Seokjin mógłby się spodziewać obu odpowiedzi, bo doskonale wiedział, że Hoseok jest biseksualny. I nie przeszkadzało mu to w najmniejszym stopniu. Z drugiej strony miał sobie nic nie dopowiadać – chociażby faktu, że Hoseok myśli o kimś romantycznie.
Ale nikt nie miał zamiaru się z tym oszukiwać.
- To chłopak – powiedział po chwili ciszy Hoseok, widząc, jak Seokjin się uśmiecha. Na reakcję drugiego chłopak jedynie przewrócił oczami, wiedząc, ile scenariuszy sobie już tamten dopisał. - Zadowolony?
- Jak nigdy – odpowiedział tylko z tym samym uśmiechem Seokjin. – Poznam go kiedyś?
„Już go znasz" – chciał powiedzieć Hoseok, ale z drugiej strony byłoby to kłamstwo, bo... nawet on sam nie znał obiektu swoich myśli tak do końca. Kompletnie. Wiedział tylko małe rzeczy.
Na przykład to, że pachniał papierosami, ale i czymś innym, słodko-gorzkim. Że nosił ciemne ubrania, które nadawały jego skórze i włosom jakiejś takiej anielskości, jakby nie istniał. Że często chodził na imprezy, chociaż ostatnio rzadziej. Że umiał rysować i lubił samotność. Że go... porywał. I to było dla chłopaka najdziwniejsze.
Porywał go. Fizycznie i psychicznie. I to było coś niecodziennego. Jakby ciągnął go do siebie. Wszystkim, co miał. Hoseok nie rozumiał tego do końca, bo gdyby stanąć obok, on w ogóle nie wydawał się dobrą osobą. Ale coś tliło się w nim takiego, co kazało mu iść w tym kierunku. I nie wiedzieć czemu, on właśnie tam szedł.
Nie wiedział, co znajdzie, ale chciał się dowiedzieć, skoro już postawił kilka kroków.
- Być może – odpowiedział jedynie. – Na razie skup się na zadaniach i nie zadawaj mi już takich pytań – dodał, kreśląc długopisem rysunki na rogu zeszytu.
- Dobrze, okay, skoro to takie trudne, żeby mi powiedzieć – odparł jedynie drugi. – Mam tylko nadzieję, że robisz dobrze.
- Jin... ja tylko... zresztą nie wiem, Jezu. Nie mówię już nic, bo sobie coś wymyślisz.
- W porządku, jak chcesz... ale serio, nie rób nic głupie-
- Starczy. Nic nie mówiłem. Zadania – uciął Hoseok, dając Seokjinowi znak wzrokiem, że ma wrócić do pracy i już nie ciągnąć tematu. I przyjaciel to zrobił, czując przy tym maleńki ciężar. Może faktycznie nie powinien naciskać, skoro najwyraźniej była to tak delikatna sprawa. Ale chciał się dowiedzieć. W końcu nigdy dotąd nie widział, by Hoseok miał kogoś na oku tak bardzo. Zdarzały mu się przelotne zainteresowania, ale od razu widać było, że to nie coś poważnego.
A tutaj... coś uległo zmianie. I Seokjin chciał jedynie, by drugi naprawdę znalazł kogoś i był szczęśliwy. Tylko tyle.
Albo aż tyle.
***
- Wpadacie w końcu dzisiaj, czy nie? – Namjoon miał już dość niezdecydowania chyba każdej zebranej przy stoliku osoby. Wszyscy zdecydowali się spotkać w niewielkiej kafejce niedaleko torów. Woleli siedzieć tutaj, niż na dworze, gdzie obecnie lało. Wszyscy trochę zmokli, ale na szczęście udało im się zdążyć przed większą ulewą.
- Chyba tak. Tak myślę – burknął Yoongi. – Stęskniłem się trochę, więc pewnie będę.
- Ktoś jeszcze dołącza do jego samotnej krucjaty? – padło kolejne pytanie.
- Zawsze chciałem zabijać dla chrześcijaństwa – dodał Tae. – Więc mogę iść pilnować tego nierozgarniętego rycerza.
- Przepraszam bardzo, jak mnie... - zaczął Yoongi, lecz nie dane mu było skończyć.
- Ma rację, ostatnio potrafić odwalić rzeczy.
- Święci się znaleźli – powiedział jasnowłosy, upijając duży łyk espresso.
- My przynajmniej nie wchodzimy na publiczne pomniki.
- To prawda – zgodził się jedynie Hoseok, który siedział obok Namjoona. Yoongi normalnie posłałby komuś mordercze spojrzenie za takie odzywki, ale tutaj jedynie westchnął ciężko, nawet nie patrząc w kierunku chłopaka.
- Nie umiecie się bawić i tyle – odparł po chwili.
- Dobra, rozumiem, że więcej chętnych nie ma? – dodał Namjoon ostatni raz, przy czym delikatnie oparł dłoń na udzie Seokjina obok siebie, dając mu znak, że ten nie może już odmówić i musi się pokazać w klubie. Chłopak nawet nie protestował. Jedynie uśmiechnął się, jakby do siebie i położył swoją dłoń na tej odrobinę większej, jakby chcąc potwierdzić swoją obecność.
- Ja się postaram, jeśli Seokjin pójdzie – stwierdził jedynie Hoseok, nie wiedząc jeszcze, że jego przyjaciel będzie tam z pewnością.
I Yoongi również o tym nie wiedział, spoglądając na chłopaka spojrzeniem mówiącym jedynie tyle, że musi tam być, choćby zależało od tego jego życie. I w sumie zależało.
Seokjin zmarszczył jedynie brwi, nie wiedząc, o co chodzi.
- Będę, będę – potwierdził Hoseokowi szybko. – Możesz szykować coś dobrego do ubrania.
- Cała moja szafa jest dobra – burknął jedynie chłopak.
- Mhm, żebyś się nie zdziwił. Postaraj się, może kogoś poznasz – Seokjin starał się być żartobliwy, zwłaszcza, że wiedział, iż Hoseok ma kogoś na oku. Spowodował tym jednak niezręczną ciszę pomiędzy nimi, jak również ukłucie zazdrości Yoongiego, którego ten otwarcie nie ukazał, ale poczuł.
Poznać kogoś? Hoseok? Nie dopuściłby nikogo do niego. Nie tak blisko.
Na ustach chłopaka powstał ledwo zauważalny uśmieszek. Czyżby naprawdę był zazdrosny? To nie było możliwe. Przecież wcale aż tak nie zależało mu na tym, żeby Hoseok patrzył tylko na niego. Albo żeby on tam w ogóle był.
Kłamstwa. I sam niestety o tym wiedział. Takie rzeczy jeszcze do niedawna przeszłyby u niego jako sensowne usprawiedliwienia. Ale teraz...
Teraz musiał zrozumieć, że naprawdę buzowało w nim na myśl, iż ktoś mógłby chcieć go dotykać... patrzeć na niego głodnym wzrokiem... Nie dziwiłby się w sumie. Hoseok był... naprawdę...
„Piękny" – nasunęło mu się, ale zbył tę myśl mentalnym „zamknij się".
- Ekhm, więc... - Namjoon próbował uratować sytuację. – Mam rozumieć, że ty, Jungkook, nie idziesz?
Chłopak nerwowo podniósł głowę znad telefonu, nie wiedząc do końca o czym rozmawiali. Coś o imprezie, z tego co udało mu się wychwycić. Ale nic poza tym do niego nie dotarło.
- Emmm... raczej mnie nie będzie. Mam już plany.
- Co, Sana wpada? – zapytał Yoongi.
- Nie tym razem – odparł jedynie, tonem, który szybko uciął wątek,
- W takim razie postaram się ogarnąć coś dobrego dla naszej czwórki.
- Myślisz, że twój stary się zgodzi?
- Nie wiem, zazwyczaj to robił... wiem, że ostatnio trochę brakuje nam klientów, ale spróbuję go przekonać.
- Oby. Jestem prawie spłukany.
- Nie dziwię się – odparł Namjoon.
- Przestań, sam miałeś swoje momenty – odpowiedział Yoongi. – Ogarnę coś niebawem.
- Tym razem mogłoby być leg... - ale chłopak nie skończył, czując jak drugi kopnął go pod stołem. Nie jakoś szczególnie mocno, ale na tyle stanowczo, by dać znać, że ma nie mówić ani słowa więcej. Nie byli już w końcu w tak do końca zamkniętym kręgu znajomości.
Był też Hoseok.
O Jina pewnie nawet by się nie martwił, gdyby ten nie był z nim przyjaciółmi. Więc wspominanie o tym nawet tylko przy nim było nieczystym zagraniem. A co dopiero przy obu.
- Uwierz mi, będzie idealnie uczciwe – powiedział tylko sarkastycznie, po czym dopił swoją kawę. – Wybaczcie, ale muszę spadać. Widzimy się później.
- Dobra, w takim razie ja też – dodał Tae, wstając razem z jasnowłosym. – Na razie wszystkim, do później.
- Ta, cześć – odpowiedział im Namjoon, odprowadzając dwójkę wzrokiem. Zerwali się dość nagle, ale nie dziwił im się. Yoongi lubił odpuszczać, gdy rzeczy działy się nie po jego myśli. A Tae chodził za nim niemalże cały czas. Teraz odszedł pewnie dlatego, że nie chciał tracić samochodu, ale zazwyczaj zawsze wychodzili oboje, praktycznie się nie rozstawali. Teraz nawet bardziej niż kiedyś, w końcu mieszkali w jednym mieszkaniu.
- A jego co ugryzło? – zapytał Hoseok moment później, obserwując ich idących w mniejszym już deszczu w stronę parkingu obok szkoły.
- Pewnie nic szczególnego. On potrafi czasem robić problem z niczego.
- Tak myślisz?
- Tak wiem. Nie znamy się od wczoraj.
- Cóż, może coś w tym jest, ale...
- Ale co?
- Nie wiem, nie sądziłem, że tak łatwo go urazić.
- Sądzić możesz sobie, co chcesz. Jednak jak mówisz o Yoongim... nie jesteś pewny niczego – stwierdził jedynie Namjoon, pozostawiając Hoseoka w dość dużej konsternacji.
- To znaczy?
- Dokładnie to, co mówię. Yoongi to coś więcej, uwierz mi. I choćbyś nie wiem, co miał w głowie na jego temat – równie dobrze możesz to skreślić następnego dnia, bo on zrobi coś kompletnie innego. Wiesz, on... ma swoje za sobą. I to są rzeczy, w które nie powinieneś się zagłębiać.
I choć Hoseok chciał się trzymać tych słów niczym restrykcyjnych zasad postępowania, to nie potrafił. Te parę zdań krążyło mu w głowie z ogromną szybkością.
Bo przecież... te parę momentów, które mieli... było realnych. Naprawdę czuł, że rozmawia z Yoongim, a nie kimś, kim jest na co dzień. I to mu się nie wydawało. Tak było.
Czuł to. Każdą sekundę, kiedy zdawał się zaglądać do środka jasnowłosego, niczym do pokoju przez dziurkę od klucza.
I w to nie mógł zwątpić, nawet po takich słowach, od osoby, z jaką Yoongi znał się dłużej. Nie był w stanie to uwierzyć.
Może dlatego, że wiedział, jak bardzo zabolałby go fakt, że tak naprawdę wcale nie zbliżał się do chłopaka, którego zaczynał tak bardzo wartościować gdzieś w swojej głowie.
the darkest star was the brightest one
p.s w następnym rozdziale k a ż d y ship nas zabije
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top