the bottom line
W świetle słońca ranka zawsze widzieli błędy nocy.
Nie było niczego czego by nie ukazywało. Każdy odcień potknięć, o których czasami wolałoby się zapomnieć, albo udać, że tak naprawdę nigdy nie miały miejsca pozostawał wyraźny, boleśnie zauważalny.
I tym razem nie było żadnego wyjątku.
Gdy tylko Yoongi otworzył oczy zauważył pierwszy z nich: śpiącego obok niego Hoseoka, zaplątanego w ramiona jasnowłosego, oraz blady materiał pościeli, kompletnie nie wyglądającego, jakby miał się niebawem obudzić. Drugi dostrzegł dopiero po chwili – fakt, że w istocie obejmował drugiego, zamykając go we własnym cieple.
Pięknie, kurwa.
Przez moment próbował się odsunąć, na tyle, na ile mógł, by po dłużej chwili postarać się uwolnić własne przedramiona od ciężaru chłopaka. Nie szło mu to jednak zbyt zgrabnie i sam on doskonale o tym wiedział. Wystarczyło jednak jedynie kilka minut udręki, aby ostatecznie osiągnął to, co chciał.
Przysiadł na krawędzi materaca, rozmasowując skórę, która ścierpła odrobinę. Jednocześnie nie odwrócił wzroku od drugiego, sprawdzając, czy ten aby na pewno nie chciał powitać poranka. Nic jednak zdawało się na to nie wskazywać.
I dobrze, bo Yoongi naprawdę nie chciał odwracać wzroku.
Domyślał się, że zapewne nie było to do końca na miejscu, zważywszy na to, w jaki sposób skończyli oboje tak, a nie inaczej. Z drugiej strony jednak nie umiał sobie odmówić tej prostej przyjemności podziwiania go, zwłaszcza, kiedy nie był tego do końca świadomy – tak jak teraz, pogrążony we śnie nie umiał nawet zrozumieć, iż czyjeś oczy obdarowywały go tego rodzaju spojrzeniem.
Pełnym skrytych za dymem papierosa uczuć.
Czynność przerwały mu jednak dźwięki dochodzące z dolnego piętra, świadczące o tym, że Taehyung zapewne już był na nogach. Jasnowłosy nie chciał jeszcze przeżywać tej konfrontacji, ale potrzebował porannej dawki kofeiny, poza tym nie jadł nic od wczorajszego popołudnia i nie pogardziłby nawet zwykłą kanapką. Wstał więc z mebla, ostrożnie stawiając kroki – zdążył już nauczyć się, które deski w jego pokoju skrzypiały, a które nie – i wyszedł, zostawiając Hoseoka samego.
Nie wiedzącego jeszcze, gdzie przyjdzie mu się obudzić.
Sam za to udał się w dół schodami, dając już znać przyjacielowi, że nie śpi. Ostrzegając go częściowo przed burzą, która miała nastąpić za kilkanaście sekund. Dokładnie w momencie, w którym zobaczył go ubranego w spodnie dresowe oraz skarpetki, paradującego bez koszulki, ale ze srebrnym łańcuszkiem na szyi, o włosach w zupełnym nieładzie i trzymającego kubek wypełniony ciemną cieczą w jednej z dłoni.
A i tak, jakimś prawem, wyglądającego o niebo lepiej, niż sam jasnowłosy.
- Kurwa, Tae – stwierdził ostrzej, wchodząc do kuchni i zaczynając poszukiwania czystego kubka, bo o takie było zazwyczaj ciężko, zwłaszcza, że to Yoongi najczęściej z nich pił.
- Ta, dzień dobry – stwierdził drugi jedynie, spoglądając na przyjaciela z dozą rezerwy, bo widział już doskonale w jakim nastroju go przywitał. – Grzeczniej się nie dało? – dodał jeszcze, nie bojąc się mimo to dodać nieco oliwy do ognia.
- Niekoniecznie – odparł Yoongi, posyłając przyjacielowi ostrzegające spojrzenie. – Nie wiem, czy stać mnie obecnie na grzeczność – stwierdził jeszcze, finalnie sypiąc sobie do naczynia upragnionej kawy, którą kilka sekund później zalazł wodą, by wypełnić powietrze charakterystycznym zapachem.
- Nie winię cię. Częściowo – odparł tylko Tae, przesuwając wzrokiem po drugim, oceniając, że nie był za bardzo w nastroju na jakąkolwiek dyskusję, ale tą i tak musieli przeprowadzić. – Z drugiej strony zasłużyłeś sobie.
- Na pewno – Yoongi miał niewyraźne ogniki podirytowania w oczach, zmienił pozycję i zamiast opierać się o blat obok przyjaciela, stanął naprzeciwko niego, nie dając mu wymówki do unikania wzroku.
Której i tak nie potrzebował, pewnie studiując tęczówki jasnowłosego, wypełnione tym rodzajem mieszanki, której obawiali by się spróbować nawet najbardziej zdesperowani narkomani.
- Myślisz, że to było zabawne? – zapytał jeszcze, nie dając drugiemu odpowiedzieć. – Że poczułem się z tym jak „o, to nic wielkiego"? Doskonale wiesz, jakie mam odczucia z nim związane i jak traktuję przestrzeń swojego pokoju, więc po jaką cholerę...
- Bo sam nie umiesz tego przyznać – powiedział tylko Taehyung, urywając Yoongiemu w pół zdania, zamrażając na moment jego postać i mogąc czytać jego emocje jedynie ze sposobu w jaki na niego spoglądał.
Niczym zagubione wilcze szczenię próbujące mimo to pokazać kły.
- Czego znowu? – padło pytanie, ostre, nieco impulsywne, ale jasnowłosy nie zamierzał się obecnie powstrzymywać. Nie myślał za wiele o słowach, jakich używał.
- Że go potrzebujesz. Że coś czujesz. Że jest jedyną osobą, która z jakiegoś popieprzonego powodu dotarła tam, gdzie jeszcze nikt inny, a ty sam otworzyłeś mu drzwi przedsionka – dokończył Taehyung, czekając na cokolwiek ze strony przyjaciela.
Dostał jednak tylko ciszę. Głuchą nicość z niewypowiedzianych słów. A potem dźwięk kilku sylab powiedzianych w najmniej dojrzałym tonie, na jaki było stać Yoongiego:
„Pierdol się" przecięło powietrze, kiedy ten pokierował się z powrotem na górę, nie mając pojęcia, co tak naprawdę chciał osiągnąć.
Odprowadził go niemy uśmiech Tae, który jednak wyrażał dużo wyraźniej smutek, aniżeli jakąkolwiek kpinę.
W końcu nie tego oczekuje się, kiedy próbuje się komuś pomóc, nawet jeśli wymaga to rozbijania niektórych barier, które Taehyung znał lepiej, niż swoje własne. I nie wiedział już, ile jeszcze będzie mógł patrzeć na drugiego uciekającego od oczywistości.
Uciekającego od samego siebie, jakby był sam sobie więźniem, a świat w oczach Hoseoka – jego ostatnią idyllą.
***
Świat był tak popieprzony. Chory. Niesprawiedliwy. Zepsuty. Rozbity na kawałki.
Nic innego nie posiadał w myślach podczas oczyszczania wciąż lekko krwawiącej, acz na szczęście niedużej rany. Wiedział doskonale, że powinien się tym prawdopodobnie zająć lekarz, ale drugi odmówił wizyty w szpitalu – zamiast tego kazał Jiminowi zająć się całością.
Bolało tak czy inaczej tak samo, a pozostawało przy tym niewielkim sekretem między nimi.
Blondyn więc z największą ostrożnością począł wycierać skrawki skóry z czerwonej cieczy, również tej zaschniętej oraz smarować poszczególne obszary maścią na oparzenia, choć miał silne przeczucie, że ta mogła nie wystarczyć w takim przypadku.
W ogóle na niewiele tematów miał obecnie pojęcie. Odczuwał przejmującą pustkę, wymieszaną z głębokim żalem. Nie wiedział, które z nich brało kontrolę mocniej, jedyne, co dawało o tym znać to momenty, w których cicho pozwalał spływać łzom po policzkach, tak, by siedzący przed nim Jungkook niczego nie słyszał.
A w cierpieniu po cichu był przecież specjalistą.
Dlatego też nie zamienił z szatynem ani słowa, nie naruszył powietrza choćby drgnieniem westchnienia. Wszystko pozostawało za kruchą porcelaną skóry Jimina, oraz za murami wybudowanymi przez Jungkooka – oboje nie mieli obecnie sił na żadne zdania, na żadne wyjaśnienia. Na zadawanie pytań, a blondyn miał ich tak wiele, skłębionych w ścisku jego myśli.
Realność sytuacji coraz mocniej oddalała się od obydwóch z nich.
Znajdowali się gdzieś pomiędzy całkowitym zrozumieniem sytuacji, a jej kompletnym wyparciem. Nie wiedzieli, na ile mogą się ochronić przed tym, przed czym zostali postawieni. Docierało do nich powolnie, acz skutecznie, w jakiej rzeczywistości się znajdują. Kim się otaczają.
Że to wszystko zaczyna przekraczać granice, jakie sobie kiedyś wyznaczyli, by czasem nie zapaść się zbyt głęboko. Wcześniej bowiem, kiedy jeszcze mieli w zwyczaju spotykać się w piątkę i układać sobie świat według ich zachcianek założyli sobie pewne bariery, coś, co ostatecznie miało dla nich pozostać nieprzekraczalnym. Nie chcieli bowiem mieć do czynienia z poważnym zagrożeniem, ze śmiercią.
Lubili jedynie z tym pogrywać. Czuć się jak bogowie.
Od tego czasu wiele się jednak zmieniło. W nich samych i w tym, co ich otaczało. Dlatego też wypalony na dolnej partii pleców Jungkooka kruk wielkości niemalże palca był tak dobijająco duszącym ich widokiem.
Świadomością, że złamali zbyt wiele zasad. I to na własne życzenie.
Ciszę, tak kojąco tulącą dwójkę w swoich matczynych objęciach, niezdolną jedynie do wytarcia łez z policzków blondyna, przerwał finalnie telefon Jungkooka, który zaczął wibrować na powierzchni stołu. Żaden z nich jednak nie poruszył się w jego kierunku choćby odrobinę. Zdawali się go ignorować po równo mocno.
- Kto to? – zapytał ostatecznie Jimin, czując, jak dziwnie układały się sylaby wypadające mu z ust.
Jakby nie miały sensu, a głos je wypowiadający wcale nie należał do niego.
- Namjoon – stwierdził krótko Jungkook, bez nuty zawahania. Miał tysiąc możliwości, ale brzmiał tak, jakby nie istniała żadna inna poza tą. – Martwi się.
- Czemu...? – padło kolejne pytanie, tym razem zabarwione charakterystycznym drżeniem, które Jimin zazwyczaj zostawiał do zdobienia szyb okiennych własnymi łzami, by te mogły odwzorowywać lustrzane odbicie kropli deszczu padającego po drugiej ich stronie.
- Kiedyś ci wyjaśnię – odparł jedynie szatyn, napinając odrobinę mięśnie, gdy Jimin ponownie przesunął wacikiem po ranie, widząc już, jak krwawą kolekcję zebrał na talerzu, który przyniósł obie na odpady.
Wiedział, że już nigdy na nim nie zje.
- To coś bardzo złego, prawda? – Jungkook spiął się, ale tym razem nie od bólu fizycznego, a tego dziejącego się bardziej w jego środku. Nie wypowiedział jednak słowa, dając drugiemu chwilę do kontynuacji własnej myśli. – To, czym się zajmujesz... kiedy nie ma cię na zajęciach... i kiedy znikasz z imprez na chwilę... - Jimin rwał zdania, jakby przerastała go perspektywa składania tego w całość.
Nie chciał. Mógłby tego nie znieść.
Odpowiedziało mu milczenie. Ciężkie, zimne milczenie.
- Skończyłem – dodał jeszcze, delikatnie zakładając opatrunek na oparzone miejsce, które wciąż znajdowało się w nienajlepszej kondycji, ale zdecydowanie lepszej, niż gdy je zobaczył. – Przyniosę ci świeżą koszulkę, zaraz wrócę. Powinienem mieć coś za dużego na mnie – padło jeszcze, wyrażenia dziwnie pozbawione emocji, ale na inne nie było go stać. Jimin uniósł się więc z miejsca, chwytając naczynie i zostawiając szatyna samego w pomieszczeniu. Kiedy znalazł się przy schodach na piętro usłyszał jednak jeszcze:
- Tak – zachrypnięte, przepełnione żalem do siebie samego. Miało kolory tego rodzaju wyznań, których nie chciało się mówić nawet przed sobą samym.
A co dopiero kimś, komu oddawało się serce.
Jimin zatrzymał się w pół kroku. Wszystko w nim stanęło. Nie spodziewał się usłyszeć niczego innego, mimo to te krótkie litery w jakiś sposób zabrały mu możliwość swobodnego oddechu.
Jak to się stało, że upadali jeden po drugim, niczym anioły wyrzucone z niebios?
Tak jakby sam Bóg posłał ich w zapomnienie.
- To nic – wyrzekł jedynie, nie wiedział, czy mocniej do siebie czy do szatyna. – To nic... - powtórzył, stawiając kolejne kroki, zaciskając dłoń na poręczy w poczuciu, że choć nieożywiona, stanowiła dla niego obecnie jedyne oparcie.
Dopiero bowiem gdy jego palce straciły z nią kontakt, a dłonie znalazły się zamiast tego w kieszeniach dresowych spodni, pozwolił sobie na kolejne łzy. Na cały ich ciąg, malujący mu policzki smutkiem, jaki tylko on potrafił w pełni poczuć.
Mimo wycierania ich rękawami, kilka z nich i tak spadło na materiał niesionej przez niego chwilę potem koszulki, wsiąkając w nitki, a potem łącząc się z gładkością skóry Jungkooka.
Mniej więcej tam, gdzie znajdował się jego opatrunek.
***
- To tak, jakbyś wieszał sobie pętlę na szyi – powiedział Namjoon, przerzucając spojrzenie na Jungkooka, który nie zamierzał nawet spojrzeć na starszego. – Jakbyś sam usilnie próbował ją zacisnąć – dodał jeszcze, wiedząc, że chłopak potrzebował usłyszeć coś znacznie ostrzejszego, by w końcu do niego dotarło.
Choć było wręcz przeciwnie. Szatyn był wszystkiego doskonale świadom, po prostu ciężko mu było zerwać sznureczki za które pociągał Lucas.
- Myślisz, że nie wiem? – odparł w końcu, wciąż mając wzrok wpatrzony w chodnik. – Że nie jest mi ciężko, zwłaszcza... teraz – dokończył, a Namjoon westchnął jedynie.
- To po cholerę to dalej ciągniesz, co? – dopytał. – Uwierz mi, że pewnego dnia nie będzie tam nikogo, kto mógłby cię uratować i zdechniesz z rąk tych popaprańców – powiedział, unosząc się nieco, ale do jasnej, przecież tak zależało mu na bezpieczeństwie tego dzieciaka, a on sam pakował się w najgorsze możliwe scenariusze, jakby te same podawały mu dłoń do uściśnięcia.
Przez moment Jungkook nie powiedział absolutnie niczego, przepełniony znaną sobie ciężkością własnych przewinień. Nigdy nie chciał handlować, nigdy nie chciał zawierać zbyt brudnych układów, by mógł je wypowiedzieć na głos za dnia. A jednak, regularnie znajdował się w pozycji tego, który cierpiał. I to wyłącznie na własne życzenie.
Minęła więc chwila, zanim Namjoon zauważył łzy na policzkach chłopaka. Maleńkie kropelki rozbijające się o kostkę brukową, przypominające im obu o zbyt wielu sprawach, jakie musiały wymywać. Tworzące kółeczka nie większe od opuszka palca, zajęte zdobieniem szarości pod ich stopami szczerym smutkiem.
Po prostu.
Szatyn drżał jeszcze parę sekund, zamknięty we własnych pęknięciach, które dopuściły do wycieku łez z jego oczu. Nie lubił płakać przy kimś, zwłaszcza w tak niekontrolowany i obnażający go sposób. Nawet przed kimś takim jak Namjoon, któremu przecież ufał i który nie raz widział go w gorszym stanie.
Upitego. Z zawartością żołądka na koszulce. Pachnącego tanimi kobiecymi perfumami z dolnej półki.
Straconego.
Oczekiwał, że drugi powie coś jeszcze, że uderzy jeszcze mocniej, byle by tylko sprawić, że Jungkook otrząśnie się z własnych złudzeń do końca. Ten jednak podszedł tylko do chłopaka, by otoczyć go ramionami, w geście wyrażającym czystą czułość i łagodność. Nie chciał go zranić tak mocno.
- Przepraszam – stwierdził tylko cicho, głaszcząc szatyna po włosach, nie przejmując się tym, jak zaciskał mu piąstki na materiale koszulki, jak pozwalał własnym łzom wsiąkać w jej materiał. – Nie chciałem tego powiedzieć w ten sposób. – kontynuował. – Ale przyznaj, że mam odrobinę racji. Musisz z tym skończyć. Tym razem na dobre. Nic nie jest tego warte, Jungkook. Nic – dokończył, odsuwając się odrobinę, by zerknąć na opuchniętą lekko od emocji twarz młodsze, jego zaszklone spojrzenie i determinację wypisaną we wzroku.
- Więc pokaż mi – powiedział tylko, akceptując kojące słowa drugiego, jak plaster na własne rany. – Pokaż mi jakikolwiek cholerny sposób, żebym mógł przestać – dodał, pełen desperacji. – Bo sam go dotychczas nie znalazłem.
- Załatwię to – stwierdził Namjoon tylko. – Ale nie mieszaj się w to, dobrze? Nie pozwalam ci choćby zadawać pytań. Po prostu... - urwał na moment. – Pewnego dnia przyjdę do ciebie i powiem „skończone", a ty będziesz wolny. W porządku? – zapytał, patrząc dłużej na chłopaka, na jego wyraz twarzy i cierpienie od niego bijące.
Szatyn nie miał wyboru, jak skinąć głową i zgodzić się na wszystko, na co musiał, świadom, że zapewne wcale nie są to rzeczy, którym powinno się przytakiwać.
Nie miał jednak wyjścia, jeśli chciał jeszcze kiedyś chodzić po ulicach tak, jakby nic mu nie groziło. Spać tak, jakby nic w nim pękało. I kochać tak, jakby miał czym.
Zwłaszcza, że z tym ostatnim chyba nie mógł już dłużej czekać.
***
Każda kreska, którą tworzył na papierze była przesunięciem stopy Hoseoka po podłodze – każdy cień, ułożeniem ciała w locie, a każdy wyraźniejszy kontur – ekspresją twarzy oddającą charakter tańca jeszcze klarowniej. Yoongi pozostawał w cichym zachwycie, skrytym głęboko za barwą tęczówek, obserwując jak chłopak wykonuje kolejne elementy choreografii, którą przyszykował sobie na rozpoczęcie kolejnego roku w szkole tanecznej.
Do której nie zamierzał jednak przecież pójść.
Lubił jednak, o czym jasnowłosy nie wiedział, przypominać sobie dlaczego zrezygnował. Lubił ból i zawód z tym związany, tą delikatną niczym porcelana świadomość, że możliwe, iż nigdy nie spełni swoich marzeń.
Z powodu niezrozumianych zachcianek serca i obecności Yoongiego tuż po powierzchnią skóry, jakby ta nie mogła się doczekać, aż ten znowu ukoi ją swoim ciemnym dotykiem, kolorującym uczucia Hoseoka na niebiesko.
Nie miał nic przeciwko.
I było to widać w tym, co obecnie tworzył, tnąc powietrze niewypowiedzianym widmem własnych emocji. Jasnowłosy bacznie za to śledził każdy ruch drugiego, każde zgięcie i gest, by oddać je na rysunku przedstawiającym jego własną dłoń przebitą w nadgarstku kwitnącą różą.
Bolało, ale jakże pięknie.
Z rytmu wyrwał go dopiero nagły brak muzyki, oznajmiający, że Hoseok skończył na dzisiaj. W pewnym sensie zbiegło się to idealnie z ostatnimi poprawkami na szkicu, który wyglądał coraz to lepiej, choć Yoongi zamierzał jeszcze trochę nad nim popracować.
Może później.
Teraz chciał jedynie wejść do pomieszczenia, może zaskoczyć chłopaka tym, że w ogóle tutaj był. Nie przeczył, że miał ochotę zrobić to od początku, teraz jednak nadawała się stosowna okazja, zwłaszcza, iż ostatnie osoby obecne w szatni dawno już poszły, zostawiając tylko jednego członka grupy, wciąż nie mogącego osiągnąć wymarzonej perfekcji, przynajmniej ich zdaniem.
W rzeczywistości chciał jedynie osiągnąć spokój.
- Zaskakujesz mnie – stwierdził, kiedy tylko wszedł na salę, starając się, by w jego głosie nie było widać jak desperacko potrzebował pocałować drugiego już od godzin porannych, jakby stało się to czymś zupełnie normalnym i codziennym dla obojga.
A przecież nie było, nie w tym wszechświecie.
Hoseok wzdrygnął się leciutko, niczym spłoszone zwierzątko, dopiero po momencie odetchnął, widząc delikatny uśmiech jasnowłosego spowodowany jego reakcją.
- Naprawdę? – podjął ton, sięgając po butelkę wody z torby. – Ciekawi mnie czym – dodał, upijając po tym parę łyków, które wyraźnie rozluźniły jego ciało, pomagając mu jeszcze skuteczniej złapać oddech i stabilność unoszenia oraz opadania klatki. Zawsze udawało mu się to dość szybko, ale niespodziewane pojawienie się Yoongiego wcale nie pomagało.
- Tym, że ciągle to trenujesz, nawet wiedząc, że to już nieprzydatne – słowa te przecięły pokój jak ostre strzały, które wbiły się w ciało Hoseoka w postaci nieprzyjemnego kłucia. Chłopak momentalnie zamarł, nie wiedząc co powiedzieć. W żadnym wypadku nie był przygotowany na usłyszenie tego.
- Co masz na myśli? – zapytał niepewnie opierając się mocniej o parapet ze swoimi rzeczami.
- Jimin wszystko mi powiedział – skwitował jasnowłosy krótko. – Że oddałeś mu swoje miejsce – dodał, odwracając gdzieś wzrok, który wypełniały obecnie duszące się w dymie papierosowym ciemne motyle, wyrażające zbyt wiele, by Hoseok mógł to znieść.
- Czemu on... - Jung nie potrafił zrozumieć z jakiej racji blondyn tak rządził się ową informacją. W pewnym sensie mógł, w końcu nigdy nie powiedzieli sobie, że to sekret. Hoseok poczuł się po prostu dziwnie zdradzony, jakby Park faktycznie dopuścił się czegoś nieodpowiedniego.
- Nie wiem, może był pijany, a może sam naciskałem – odparł Yoongi szybko, podchodząc bliżej drugiego, sprawiając, że jego cały organizm stopniowo reagował na zmniejszającą się odległość. – W każdym razie... wiedz, że uważam to za cholernie szlachetne i nie jestem pewien, czy sam byłbym w stanie zrobić to dla kogoś. Wyzbyć się marzeń – dodał, patrząc na Hoseoka znacząco, z własną, nieśmiałą świadomością, że i owszem, byłby w stanie.
Dla jednej osoby.
- Doceniam, że tak to postrzegasz – powiedział jedynie, nie starając się nawet sprostować, ze historia nie do końca wyglądała w ten sposób. – Mimo to, to tylko moja sprawa. Zawsze mogę spróbować za rok. Albo pójść do innej szkoły – stwierdził, choć z mniejszą dozą pewności.
- Nikt ci nie broni – odparł jasnowłosy od razu, przesuwając dłoń na biodro Hoseoka, którą ten momentalnie ściągnął, doprowadzając drugiego do lekkiej konsternacji.
- Proszę cię, nie tutaj – szepnął jedynie, zdając sobie sprawę, że szkoła to nie najlepsze miejsce na tracenie panowania nad sobą.
- Mówisz, jakbyś na coś liczył – uśmiechnął się krzywo Yoongi, w głębi siebie adorując fakt, że Hoseok myślał dokładnie w ten sposób, który tak go nakręcał. – Chciałem tylko oprzeć odrobinę dłoń, nie mogę? – dopytał przy uchu drugiego, wprawiając go w drżenie, które nie uszło jego uwadze.
Do cholery, czy on mógłby przestać być tak wrażliwy? Może łatwiej byłoby mu pozostać przy zdrowych zmysłach.
- Możesz – padło ciche, pozbawione wyrazu słowo. – Jeśli chcesz – dodał jeszcze, choć nie wiedział po co miałby.
To było widać wyraźniej, niż cokolwiek innego.
- Swoją drogą – zaczął Yoongi, ponownie kładąc palce na spodenkach Hoseoka, prawie dotykając również jego skóry. – Chcesz może gdzieś wyjść wieczorem? – zapytał, zupełnie tak, jakby dookoła nie kruszył się świat.
- Oczekujesz, że mógłbym odmówić? – uśmiechnął się nieco Hoseok, patrząc w oczy drugiego i widząc w nich delikatny blask.
Yoongi bowiem nie spodziewał się żadnej innej odpowiedzi. W głębi siebie jednak zaakceptowałby każdą. I pewnie dłużej cieszyłby się z otrzymanej zgody, gdyby nie to, jak porysowany obraz siebie samego dostrzegł w tęczówkach chłopaka.
Jakby tamten powolnie próbował skleić razem odrębne kawałki ich obojga.
I wizja ta dotarła prosto od serca Yoongiego, w ułamkach sekund, skutkując spontanicznym, krótkim pocałunkiem, oraz różą wyrastającą wprost z jego serca, której kolce rwały przyjemnie napotkaną tkankę.
Podczas gdy usta odwracały od tego widoku uwagę Hoseoka, na tyle skutecznie, że ten w życiu by nie poczuł, iż w tym właśnie momencie oboje zrobili coś w swoich wnętrzach. W zupełnie normalnej, zwykłej sytuacji.
Pokazując sobie jedynie, że słowo „codzienność" miało zanikać coraz mocniej, a ciemność tylko się piętrzyć. Na szczęście obecnie razem posiadali jeszcze światła neonów i alkohol, niemalże tak, jak kiedyś tylko Yoongi.
Teraz za to mogli się tym dzielić powolnie obydwaj.
***
Otaczała ich muzyka i chwilowe zapomnienie wobec tego, kim oboje byli. Zatracali się w momencie, nie mając panowania nad tym, kiedy mogliby się z tego wybudzić. Pozostawali bowiem zbyt zajęci skanowaniem własnych ciał, ubranych w ciemne odcienie, przedstawiających się w ich wzajemnych gustach jako niezwykle wręcz kuszące.
Ale tego nie wypowiedzieli sobie na głos.
Yoongi właśnie zamawiał im drinki, pewien, że robi coś cholernie głupiego. Nie powinien zostawać z Hoseokiem sam na sam, a już na pewno nie dopuszczać, by drugi wyrażał ku temu przyzwolenie, mimo to uwielbiał niebezpieczne obietnice ich spotkań, to głębokie przeświadczenie, że to wszystko w ogóle nie powinno mieć miejsca.
Jasnowłosy uśmiechnął się krzywo do siebie samego. Dobrze, że całe jego istnienie było idealną sprzecznością, a egzystencja – stworzona wyłącznie do tego, by być przeciwnością do przestrzegania zasad.
Tym samym objął w długie, blade palce dwie głębsze szklanki i przyniósł do stolika, przy którym siedział Hoseok. Jego sylwetka okalana była białą koszulką z głębszym dekoltem, której partie przylegały mu do ciała, ciemniejszymi jeansami z paskiem i zapachem lekkich perfum. Yoongi nie mógłby prosić o bardziej zabójczą mieszankę, obecnie pozbawiającą go zmysłów, gdy pochylił się lekko nad chłopakiem, by podać mu alkohol.
- Smacznego – wypowiedział jedynie, popijając ze swojej szklanki większy łyk i obserwując jak drugi nieco skrzywia się po pierwszym skosztowaniu trunku. Z jakiegoś powodu połaskotało to wszystkie ścianki płuc jasnowłosego, wywołując u niego niewielki śmiech, ledwo słyszalny przez odgłosy klubu.
- To miało mi smakować? Naprawdę? – Hoseok przyglądał się jasnowłosemu z niedowierzaniem. – Musiałbym być już pijany – dodał, opierając łokieć o stolik, tak, by podeprzeć sobie dłonią podbródek.
- To się da załatwić – odparł z uśmiechem Yoongi, patrząc, jak drugi leciutko przewraca oczami.
- Chcesz mnie upić? – zapytał Hoseok, unosząc brew nieznacznie, acz nie niezauważalnie dla swojego rozmówcy. – Niegrzecznie – dodał jeszcze, zanim zdołał usłyszeć odpowiedź.
- Nie miałem zamiaru odpowiedzieć „tak" – stwierdził Yoongi jedynie, specjalnie zbliżając się odrobinę do chłopaka, jakby przestrzeń stołu nie stanowiła żadnej przeszkody. – Ale miło, że wziąłeś to za pewnik – dodał, sprawiając, że Hoseok z ledwością powstrzymał rumieniec wstydu, który nieśmiało począł kwitnąć na jego policzkach.
- Zawstydzam cię, hm? – dopytał jeszcze, patrząc, jak drugi coraz mocniej traci rezon, jak schodzi z niego pewność, której zawsze starał się desperacko trzymać przy Yoongim, bo co innego miałoby mu pozostać, kiedy każda rzecz zawodziła? – To dobrze – stwierdził, odsuwając się nieznacznie, by znów chwycić za szklankę i upić odrobinę mieszanki tak przyjemnie ogarniającej go ciepłem od wewnątrz. – Wyglądasz słodko, gdy się rumienisz – powiedział, jakby wyjaśniał przyczyny wczorajszej pogody, co zaskoczyło Hoseoka, ale również wzmocniło czerwień na jego skórze.
Palącą, proszącą o podanie jej źródła tego ognia, który pod nią płonął.
- Mógłbyś sobie darować – potrafił wyrzec tylko tyle, jednocześnie próbując nie dawać drugiemu ani krzty satysfakcji przez spoglądanie na niego. – Nie po to tu przyszedłem, żeby... - urwał, bo nagle oboje stali się jakby czujniejsi.
No niech powie. Po co tu przyszedł? Dla siebie? Dla niego? Dla atmosfery klubu? W swojej głowie miał mętlik i nie umiał znaleźć klarownej odpowiedzi. Nic dziwnego, ta bowiem spoczywała gdzieś między jego językiem a wargami.
Gdyż trzymał ją z dala od rozsądku myśli.
- Tak? – Yoongi widział, że Hoseok momentalnie spadł z tonu, że coś się w nim zmieniło i cholera, chciał tak mocno wiedzieć co.
Jakkolwiek nie zniósłby prawdy, potrzebował to usłyszeć.
- Ja... nieważne – stwierdził chłopak natychmiastowo, próbując jakoś wydostać się z tego bałaganu, bo naprawdę nie chciał przyznawać, co go do tego podkusiło. Co kazało mu tu być, zamiast powtarzać na sprawdzian z języka. Co kazało mu podziwiać sylwetkę drugiego w taki sposób i rozmyślać o jego bliskości.
Nie chciał tego nazywać. Nie na głos. Nie przy Yoongim.
Bo nie cierpiał przyciągania, które wobec niego czuł, a które sam sobie zawiązywał na szyi, tracąc oddech coraz wyraźniej z każdą kolejną sekundą spędzoną na wypieraniu się oczywistego, po to by tylko przeżyć jeszcze kilka chwil w poczuciu, iż sprawuje nad wszystkim kontrolę.
Co od dawna już nie miało miejsca.
- Nie, ja chętnie posłucham – ponaglił go jasnowłosy, czerpiąc dziwną przyjemność z nieśmiałości drugiego, jego nieoczekiwanego dystansu powodowanego skrywaną pruderyjnością, oraz nutką faktu, iż zapewne nie często przyznawał takie rzeczy.
Yoongi bowiem czuł, co drugi próbuje powiedzieć, ale nie miał odwagi robić tego za niego. Obawiając się, że tak, czy tak, straci panowanie nad sobą. Powolnie zdejmował maski i odsłaniał maleńkie iskierki w swoich oczach.
Te same odpowiedzialne za największe pożary.
- Pozostawię to dla siebie – Hoseok nie wahał się nawet chwili, by wstać od stolika i przejść z daleka od loży. Yoongi momentalnie również się zerwał, nie do końca świadom tego, co mogłoby popchnąć drugiego do tak gwałtownej reakcji. Z przekleństwami wypowiadanymi pod nosem przeszedł za nim aż do wyjścia, gdzie ten finalnie się zatrzymał, biorąc kilka głębszych oddechów. Nastała chwilowa cisza, o drgnieniach powodowanych jedynie przez samochody na ulicy oraz nikłe odgłosy dobiegające z wejścia do klubu za ich plecami.
Poza tym byli sami zamknięci we własnych światach.
- Co się stało? – Yoongi brzmiał z zadziwiającą troską, jakby w istocie zamierzał się tego dowiedzieć z potrzeb serca. – Powiedziałem coś nie tak? – kontynuował, choć zwykle nie przejmował się tym, co mówił aż tak.
- Nie, wszystko w porządku – Hoseok zdobył się na lekki śmiech, oraz odwrócenie się w kierunku jasnowłosego, nie spotykając się jednak z jego wzrokiem. – To tylko ja, nie masz się czym przej...
- Hej – Yoongi przerwał mu, kładąc dłonie w talii chłopaka i zaciskając odrobinę dłonie, jakby skóra pod koszulką należała tylko i wyłącznie do nich, gotowa na dotyk niemalże zawsze. Hoseok momentalnie zamarł, wiedząc, że dzielą ich centymetry, a powietrze wcale już nie smakuje jak miasto.
Tylko jak Yoongi.
- O cokolwiek chodzi – zaczął, głosem nieco głębszym niż kilkanaście sekund temu. – Możesz mi powiedzieć – dodał, ze szczerością, jakiej od dawna nie używał.
- Wiem – przyznał mu Hoseok, choć nie miał pojęcia, skąd wypłynęło z niego to słowo, w dodatku tak czyste i niezachwiane niepewnością. – Nie dzisiaj, co? – padło jeszcze, sylaby drżące jak jego serce.
- A czemu nie? – jasnowłosy znów brzmiał w ten sposób. W ten, który zawsze sprawiał, iż Hoseok mówił zbyt dużo.
Nie potrafił mu odpowiedzieć.
Zamiast tego spojrzał na niego, finalnie, pozwalając sobie na ściągnięcie kilku kotar, niezdolny jednak do odsznurowania sobie ust by tworzyć słowa. Przekazał je więc w swoim wzroku, w sposobie w jaki pozwolił sobie na fantazję o każdym detalu Yoongiego, o jego ciele przy swoim, o pożądliwym napięciu, jakie wobec niego odczuwał, o myślach, których wolał nie ujawniać. Zatracił się na moment, ale to wystarczyło, by i jasnowłosy to zrobił.
Tylko, że głębiej. Bardziej. Intensywniej.
Bo gdy tylko zrozumiał oczy Hoseoka, ich spragnione błaganie, sam niemalże westchnął, nie rozumiejąc, jakim prawem działo się to tuż przed nim. Zareagował jednak szybciej niż myśli, oplatając bladą, zdobioną widocznymi żyłami dłonią policzek chłopaka, by potem złączyć ich wargi razem, pisząc mu na nich powolnymi ruchami wszystko to, co zamierzał mu przekazać.
Malując mu językiem wyznania tak brudne, że mogące być stworzone jedynie przez niego. Przez zapach papierosów i woń wódki.
Z odrobiną smaku zbłądzonej duszy.
Dopiero na końcu pozwolił sobie na więcej pasji, słysząc, jak bezwstydne, niekontrolowane jęknięcie przyjemności Hoseoka przecięło powietrze dookoła nich, pozwalając, by kilka osób obecnych pod drugiej stronie ulicy mogło zrozumieć, jak dobrze mu było.
Czego do końca sam nie rozumiał.
Yoongi nie pozwolił sobie na spowolnienie, rozpalany ułamkiem tego dźwięku, pragnący tak jak nigdy. Ten jeden raz pozwolił sobie na odrobinę braku opanowania.
I skończył pocałunek zostawiając na ustach drugiego wyraźną obietnicę, brzmiącą mniej więcej jak „Tą noc spędzisz całą pode mną, w moim łóżku. I będzie ci najlepiej na świecie".
W rzeczywistości jednak nie spełnił z niej ani słowa, pozwalając słonecznikom dalej kwitnąć.
A sobie – umierać.
very soon.
p.s przepraszam, że tak zaniedbałem opposite. mam nadzieję, że nie pogniewacie się, jak niebawem dodam następny w ramach przeprosin oraz tego, że jestem na roku maturalnym, co znaczy, że nie będę miał aż tyle czasu na ekspresję twórczą, co wcześniej xx love u all
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top