sweetest perfection
Jego myśli zmieniały się równie szybko co krajobraz za oknem, albo chociażby dźwięki poszczególnych utworów, które otwierały w nim rzeczy, o jakich czasami zapominał.
A może nawet zazwyczaj.
Pochłonięty w rozmyślaniach jechał już ponad godzinę, niedługo miał być na miejscu. Pociąg wciąż stukotał żywo o tory, mknąc w jednym kierunku. Jungkook oparł głowę o szybę, czując jej przejmujący chłód. Pogoda nie dopisywała za mocno, jeansowa kurtka podszywana owczym wypełnieniem dawała mu jedynie częściowy komfort. Beanie na głowie skutecznie jednak izolowało przynajmniej część jego głowy od szkła, z jakim się stykał.
Miał ochotę usnąć, ale musiał pozostać trzeźwy. Wciąż nie wiedział, co będzie chciał powiedzieć. Albo zrobić. Czy w ogóle powie cokolwiek. I czy rozmowa nie będzie tak cholernie niezręczna. Tak naprawdę nie miał pojęcia, czemu tyle razy pisał z prośbami o spotkanie, które z resztą skutecznie odrzucano, raz za razem, bez żadnego cienia, iż kiedyś w końcu dostanie upragnioną zgodę.
Jednak gdy tylko dostał ten upragniony e-mail, od razu kupił bilety pociągowe na najbliższy weekend. Kompletnie zapomniał przy tym o obiecanej randce z Saną – to zeszło dziwnym trafem na dalszy plan. Od rana ignorował wiadomości i telefony dziewczyny, licząc, że wyjaśni wszystko, kiedy będzie mógł myśleć normalnie. Nie miał obecnie siły na użeranie się z jej złością, czy zawodem, jaki oczywiście miała prawo czuć. Z tym, że on nie musiał teraz brać tego na siebie, skoro i tak już dźwigał ciężar scenariuszy spotkania z Jiminem po tak długiej rozłące.
Wiedział, że Taehyung, Namjoon oraz Yoongi byli już u blondyna jakiś czas temu. Niewiele mu jednak powiedzieli, sam nie zadawał pytań – nie chciał wyjść na zbyt ciekawskiego. W końcu przecież nie mógł się uważać za najbliższego blondynowi – chociaż tak było, a on po prostu nie miał świadomości, jak cholernie się mylił.
Wciąż zdarzało mu się odtwarzać w głowie ten pocałunek, to uczucie, jakby coś w nim podskoczyło, a co próbował do tej pory ignorować – zrzucić na fakt, że zapewne było to związane po prostu z samym gestem, a nie osobą, jaka go wykonywała. Po czasie jednak zaczął z niepokojem odczuwać, jak papierowo się czuł przy Sanie, swojej własnej dziewczynie, która przecież powinna na niego działać zupełnie odwrotnie – nie było w tym jednak uczuć, przynajmniej nie takich, jakie odczuwał w tamtych minutach, sekundach. Próbował bezskutecznie wytłumaczyć sobie to wszystko – starać się nie popaść w dziwne teorie. Ale wciąż dochodził do niewygodnych dla siebie wniosków, jakich nie chciał akceptować, ani nawet bardziej rozważać.
Odsunął się nieco od okna, zmęczony sobą samym, analizowaniem wszystkiego i ciągłym myśleniem o tamtym momencie. Nie teraz – teraz powinien się skupić na tym, żeby odpowiednio się zachować na tej wizycie i docenić fakt, iż w ogóle mogła się odbyć. Ośrodek nie podał powodu – tak samo jak nie podawał go do odmów, oprócz dość wymijającego „takie są procedury". Jungkook nie znał się na tym, ale całość nie wydawała mu się jakoś mocno przekonująca. Jakby kryło się za tym więcej, aniżeli miało.
Nie wnikał jednak.
Kiedy skończyła się jego kolejna playlista, za oknem pojawił się peron dworca, na którym miał wysiąść. Zszedł z miejsca i wyszedł z niewielkim tłumem ludzi. Stąd planował pojechać na miejsce autobusem, mimo, że nie znał miasta w żadnym stopniu. Linie komunikacji miejskiej okazały się jednak niezbyt trudne do rozwikłania i już po dwudziestu minutach siedział w odpowiednim pojeździe, trzymając się jednego z uchwytów. Składał się głównie z bałaganu przemyśleń, jak i stresu, ale nie dawał tego po sobie poznać. Próbował zachować względny spokój, nie wracać wspomnieniami do pewnych zdarzeń i po prostu się oczyścić, nim miał przekroczyć próg ośrodka. Trzymanie emocji w ryzach w końcu należało do jego specjalności.
Tym razem jednak zadanie to okazało się trudniejsze, niż początkowo myślał.
***
Odetchnął głębiej. Starał się skupić na powietrzu dookoła, na jasnych ścianach pomieszczeniach, na kafelkach, które liczył tyle razy. Ręce miał założone na brzuchu, teraz lekko umięśnionym od korzystania z siłowni ośrodka, oczywiście pod okiem rehabilitantki, by nie robił nic głupiego i się nie przepracowywał.
Jimin czuł gulę w gardle oraz motyle w brzuchu. Chciał tego, tak bardzo mocno tego chciał. Nawet sam fakt zobaczenia go zdawał się u w zupełności wystarczać. Jakby była to już najwyższa nagroda. Z drugiej strony... czuł wstyd. Wstyd, że Jungkook miał go zobaczyć w takim stanie.
Wciąż był szczupły, wciąż nie ważył tyle, ile powinien, mimo, że już nieco przytył, co na samym początku prawie wywołało u niego kompletną panikę. Dopiero po kilku dniach i spotkaniach z terapeutką zaczął mówić sobie, iż właśnie tak powinno się dziać – w końcu miał z tego wyjść, jemu też na tym przecież zależało. I przypominanie sobie tego należało do elementów jego terapii.
To jednak nie zmieniło faktu, że przez głowę przechodziły mu różne myśli – te o tym, że Jungkook spojrzy na niego z obrzydzeniem, z pogardą. Że oceni jego ciało, jako zupełnie nieatrakcyjnie, ponieważ nie ważył już tak mało, jakby chciał.
I te myśli należały do najgorszych.
Próbował z nimi walczyć, ale zdawał sobie sprawę, iż przed nim była długa droga do tego, by nareszcie widzieć siebie w lepszych barwach – znowu. By nareszcie uwierzyć, że każdy komplement był szczery, a ludzie nie widzieli go jako kogoś odrażającego. Wręcz przeciwnie, dla niektórych, tych, którzy zwykli milczeć, albo po prostu nie wypowiadać się zbyt głośno, był chodzącym aniołem.
Zerknął na zegarek. Pamiętał jeszcze, jak tego wieczora, zaraz po zważeniu tak mocno go kusiło, by zbić przedmiot i spróbować zranić się ostrymi kawałkami plastiku – był sobie wdzięczny, że do tego nie doszło. Zapewne wypominałby to sobie jeszcze długo. Nigdy nie popierał samookaleczania. Nie uważał tego za ucieczkę, ani za rozwiązanie niczego.
Tak więc zegar pozostał cały.
Obecnie wskazywał godzinę osiemnastą i nastolatek wiedział, że niebawem będzie się widział z chłopcem, o którym myślał tak wiele i którego osobą zapełnił już prawie cały swój notatnik. Niebawem zamierzał poprosić mamę o nowy, jak i kilka innych rzeczy. Odwiedzała go co kilka tygodni, by sprawdzić, jak sobie radzi i czego potrzebuje. Doceniał ją za to, choć w środku czuł żal, iż musiało dojść do czegoś takiego, by ta zaczęła się nim mocniej interesować. Zawsze rozumiał częściowo jej pośpiech, jej ciągłą pracę – ale jednocześnie brakowało mu kobiety, jej ciepła i matczynego uśmiechu.
Za tatą tęsknił rzadko, lub wcale.
Wziął kolejny głębszy wdech, starał się panować nad własnymi emocjami. Nie chciał bowiem powiedzieć, albo zrobić czegoś, co miałby potem sobie wypominać. Z drugiej strony wszystko w jego środku chciało się wydostać na zewnątrz i nie miał pojęcia, jak wszystko miało się potoczyć.
Gdy zostało mu już tylko dwadzieścia minut na przygotowanie się, wstał z mebla, próbując pozbierać się do kupy. Podszedł do szafy, by wybrać coś specjalnego, co mógłby na siebie założyć, jakby miało to w ogóle jakiekolwiek znaczenie. Ostatecznie wziął lekko zbyt duży, ciemny sweter, długie, podarte na kolanach rurki, oraz swój mały, metalowy pierścionek, jaki nosił na palcu od kiedy tylko pamiętał. Nie zawsze miał go na sobie, ale na tyle często, by ten drobny element jego ubioru pozostał dla niego w jakiś sposób ważny.
Czekał. Czekał niewiele, aczkolwiek każda minuta trwała przynajmniej dwie, a sam Jimin nie umiał pogodzić myśli. Wszystko w nim wirowało, świat nie chciał przystopować, a jego serce biło zdecydowanie zbyt mocno.
Ktoś zapukał do drzwi. Podskoczył leciutko, nie spodziewał się takiego dźwięku. Kompletnie. Podszedł do powierzchni, przygotowując się w środku na tyle, na ile mógł.
Gdy otworzył je, okazało się jednak, że to jedynie jedna z dyżurujących lekarek zapukała do niego z niewielkim uśmiechem na ustach, tym samym, jaki posyłał mu prawie każdy tutaj – mający dawać mu poczucie bezpieczeństwa, wzbudzać ufność i odczucie stabilności.
- Jest pan proszony na wizytację – powiedziała jedynie. – Pański gość czeka w poczekalni.
Blondyn jedynie skinął głową, dając znać, że zrozumiał. Kobieta oddaliła się po tym, dając mu prosty wybór.
Iść, albo udać, że go nie ma.
Westchnął. Rozważał to tyle razy. Wielokrotnie zadawał sobie pytanie, czy w ogóle jest na to gotowy: wiedział przecież o każdym emailu napisanym w sprawie spotkania. Wiedział. I to on był tym, który za każdym razem mówił temu nie – ale nie dlatego, że tego nie chciał, tylko czuł, jakby sam na to nie zasługiwał, jakby był tak naprawdę nie wart czyjegoś czasu, nawet, jeśli to tamta osoba prosiła i nalegała.
Niczego obecnie nie był pewien. Jedynie tego, jak bardzo potrzebował nareszcie coś zmienić i wrócić do siebie sprzed kilku miesięcy. Do siebie, który mógł cokolwiek. Który był pewnym siebie, ubranym w skórę, mogącym zrobić wszystko i mieć każdego blondynem. A cała ta władza, choćby pozorna, prysła, wszystkie mury się zawaliły, a serce pokruszyło.
Teraz mógłby przynajmniej udać, że chce odbudować całość od nowa.
Zamknął drzwi, zrobił pierwsze kroki korytarzem, przesadnie wolne, odciągające go od celu. Po chwili jednak przyspieszył, nie walcząc ze sobą i nie trzymając się obsesyjności własnej głowy, która podsuwała mu toksyczność i strach.
Skręcił pewnie w okno poczekalni, gdzie zatrzymał się aż z wrażenia, widząc Jungkooka siedzącego na jednym z krzeseł. Jego szyja odgięta była delikatnie, głowę miał opartą o ścianę za nim. Wyglądał nierealnie, mimo, że był ubrany tak zwyczajnie, a jego aura nie mogła być bardziej pospolita – dla blondyna mógłby na dobrą sprawę nie istnieć, bo takie perfekcje nie miały do tego prawa.
Chciał się odezwać, dać znać o swojej obecności, ale drugi sam się zorientował, iż nie jest sam. Szatyn odwrócił głowę w jego kierunku, a jego oczy początkowo rozszerzone z zaskoczenia, po chwili przybrały łagodny wyraz, a usta utworzyły uśmiech tak piękny, że Jimin czuł, jak się rozpada od środka.
- Hej – powiedział spokojnie, po czym wstał z krzesła i podszedł bliżej chłopaka. Wydawał się obecnie przy nim o wiele większy, mimo, że do nie dawna nie było między nimi tak diametralnej różnicy. Jimin uśmiechnął się również, choć z nutą smutku. – Mogę... - zapytał, a blondyn nie miał pojęcia o co chodzi, póki drugi nie oplótł ramion dookoła jego ciała, zamykając go w ciepłym, dającym otuchę uścisku. Jimin zarumienił się delikatnie, nie spodziewał się takiego gestu. Odwzajemnił jednak przytulenie, również umieszczając swoje dłonie na plecach drugiego.
Czuł się prawdziwie bezpiecznie właśnie tutaj. Właśnie tak, trwając w jego cieple i świadomości, że jest obok.
Nie mógł tego jednak mieć. I żaden gest nie potrafił tego zmienić, o czym doskonale wiedział.
- Hej... całkiem miłe powitanie – stwierdził, spoglądając na jeszcze szerszy uśmiech chłopaka, jak na dzieło sztuki.
- Staram się zrobić dobre wrażenie – odpowiedział szatyn, drapiąc się po karku i wywołując cichy śmiech drugiego.
- Chcesz się przejść na dwór? Tam będziemy mogli porozmawiać... - powiedział po chwili Jimin, nie chcąc siedzieć w ciasnym pokoju wizyt.
- Jest zimno, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł... - stwierdził Jungkook, patrząc na blondyna chwilę. Zdał sobie sprawę, jak bardzo zmieniła go jego choroba, jak bardzo fizycznie zanikł. Jednocześnie potrafił już dostrzec czerwień na jego policzkach i to, że wyglądały na bardziej miękkie i pełne. Ucieszyło go to, gdzieś w środku.
Dobrze mu się patrzyło jak drugi na ponów rozkwitał, mimo, że tak nieznacznie.
- Nie przeszkadza mi to. Będzie nam lepiej, zobaczysz – powiedział, nieco niepewnie, wyciągając dłoń do drugiego. Przez moment już chciał ją cofnąć, uznając gest za nieodpowiedni, Jungkook jednak uśmiechnął się tylko ciepło i wziął rękę chłopaka w swoją, jakby to nic nie znaczyło, choć oboje byli świadomi, jak ten gest na nich działach, jak rozprzestrzeniał w ich myślach stada motyli, jednych z delikatnymi skrzydełkami, drugich z połamanymi.
Przeszli tak przez kilka korytarzy, których układ Jimin znał doskonale po tak długim czasie przebywania w ośrodku. Finalnie, za zgodą dyżurującej pielęgniarki wyszli na świeże powietrze, które pozostawało rześkie, a słońce, które oświetlało subtelnie zieleniejące liście, jak i trawę zdawało się dawać niewiele ciepła, choć na tyle, by jasnowłosy nie odczuwał zbytniego dyskomfortu.
Kolejne kilkanaście kroków, by mogli się znaleźć na jednej z ławek rozstawionych w parku. Ta znajdowała się po najbardziej zewnętrznej stronie, nie wchodzili głębiej w teren, jakby nie mieli tak naprawdę ochoty na dłuższy spacer.
Widok przed nimi był kompletnie zwyczajny, kilka drzew, trawa, maleńka wiewiórka błąkająca się między konarami. Wszystko wydawało się spokojne i poukładane z wyjątkiem ich wnętrz.
- Dlaczego chciałeś przyjechać? – zapytał w końcu Jimin, przełamując ciszę między nimi.
- Szczerze mówiąc... nie wiem – odparł Jungkook, mówiąc zupełną prawdę. – Chyba po prostu chciałem cię zobaczyć. Sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Martwisz się o mnie? – głos chłopaka miał w sobie nutkę nikłej nadziei, jakąś iskierkę naiwnego przekonania, że drugi myślał o nim równie tyle, co on o nim.
- Oczywiście, że tak – powiedział, spoglądając na profil Jimina, którego wzrok momentalnie przeniósł się na coś innego, gdy usłyszał to zdanie. – Jak mógłbym tego nie robić? Wszyscy myślimy, co u ciebie, czy czujesz się... lepiej – zakończył, wciąż nie odrywając wzroku od rozmówcy.
- To... chyba dobrze to słyszeć, chociaż... Nie chcę, żebyście się zamartwiali moją osobą – powiedział Jimin, tak, jakby to zrobił, nim trafił do ośrodka, nim zaczął lot koszący w dół swojego zdrowia i stabilności. – Po prostu... poradzę sobie. Musicie mi zaufać.
- W to nie wątpię – zaśmiał się Jungkook. – Ale to nie zmienia faktu, że nam na tobie zależy. Mi również. I nie chciałbym odkładać cię na dalszy plan, tylko dlatego, że ty uważasz to za w porządku. Czasami rozmawiamy nawet o tym, co możesz robić. Pewnie strasznie się tutaj nudzisz, co? – zapytał z uśmiechem, przenosząc spojrzenie na maleńkie, rude stworzonko biegające po pniu drzewa.
- Niekoniecznie, mam co robić – stwierdził szybko Jimin. – Cały mój pobyt tutaj to praca nad sobą. I nawet jeśli mam nieco wolnego, to nie uznaję tego za nudę. Czasem coś napiszę, czasem z kimś porozmawiam... bywa różnie – dodał, nieśmiało zerkając na Jungkooka, na jego ostrą szczękę i burzę brązowych włosów, które lekko pofalowały się od wilgoci powietrza. Miał ochotę całować jego skórę i wpleść palce w ciemne kosmyki. Nie było to jednak możliwie, więc całość pozostała w strefie myśli.
- Piszesz? – zapytał ze zdziwieniem Jungkook, na co Jimin spiął się nieco. – Nie wiedziałem, że lubisz to robić, może mi coś przeczytasz, jeśli chcesz.
- To nie jest nic wartego twojej uwagi... naprawdę – odpowiedział szybko. – To tylko bzdety, nic znaczącego.
- Pozwól mi samemu zdecydować. Cokolwiek tworzysz na pewno ma wartość.
- Być może, ale nie chcę się tym dzielić – odparł, skubiąc rękaw swetra. Chłodna reakcja chłopaka nieco zasmuciła Jungkooka, ale nie dał sobie tego po sobie poznać. W końcu nie miał do końca prawa oczekiwać, że drugi podzieli się z nim absolutnie wszystkim, o co poprosi. Bo na jakiej podstawie?
Ponieważ był przy nim? Ponieważ się pocałowali? I choćby nawet to nic nie znaczyło, wciąż nie dawało mu to prawa do wymagania od niego czegokolwiek. Mimo to czuł zawód, iż nie umiał dotrzeć do Jimina tak, jak chciał. Próbował sprawić, by ten czuł się przy nim swobodnie, dobrze. A najwyraźniej otrzymywał efekt kompletnie odwrotny do zamierzonego.
- W porządku, wybacz, że w ogóle zapytałem – odpowiedział tylko. – Nie powinienem.
- To nie twoja wina, po prostu to zbyt osobiste – odparł cicho, czując, jak jego policzki znów stawały się rumiane. – Opowiedz mi trochę o was... o tym, jak sobie wszyscy radzicie.
- Oh, my? Cóż, tak, jak zwykle – staramy się przeżyć – powiedział, starając się brzmieć żartobliwie, ale w słowach tych za dużo było gorzkiej prawdy, by nadać im takiej lekkości. – Ja się jakoś trzymam, mam trochę brudnych spraw na głowie, ale radzę sobie. Namjoon znalazł sobie drugą połówkę. W sumie nie dziwi mnie to, jest najbardziej odpowiedzialny i gotowy na coś takiego – stwierdził, uśmiechając się kącikiem ust, co roztopiło serce Jimina, bijące o kilka uderzeń za szybko w jego bladej klatce piersiowej. – Yoongi to... cóż, Yoongi, a Hoseok coraz mocniej wciela się do naszej grupy. Dziwnie nam z nim, ale jednocześnie czuję, że trochę do nas już przynależy. Nadajemy połowicznie na tych samych falach, poza tym daje mi naprawdę dobre korki. Właściwie to tyle, co miałbym do powiedzenia. Życie jakoś płynie – zakończył, przesuwając dłoń na ławce, co sprawiło, że była ona niemożliwie blisko tej Jimina, jasnowłosy wiedział o tym, czuł to delikatne ciepło między ich palcami, to, które były tak blisko i daleko zarazem. Nie przesunął jednak dłoni ani o milimetr, próbując się kontrolować w oczekiwanym minimum.
- Mhm, słyszałem o Namjoonie... Dobrze, że ma kogoś – odpowiedział po chwili. – Powiedział mi, gdy się widzieliśmy. Podobnie z Yoongim, myślę, że nic nie uległo zmianie – skłamał nieco, ale nie miał siły tłumaczyć drugiemu zbyt wielu spraw. – I dobrze słyszeć, że u ciebie też wszystko gra... mam nadzieję, że się nie zadręczasz za mocno sprawami – dodał, czując jak jego ton stał się poważniejszy.
- Nie, a przynajmniej się staram. Wiesz, że to, co pozostaje między mną a kimś takie pozostaje. Próbuję łączyć to tak, żeby pewne rzeczy nie wpływały na moją codzienność – stwierdził, choć nie była to całkowita prawda.
Niektóre wpływały. Bardzo. Na przykład na to, że ignorował własną dziewczynę, czy budził się niekiedy rankiem z imieniem towarzyszącego mu chłopaka na ustach, o czym jednak starał się zapominać równie szybko, jak otwierał powieki.
- Oh... to brzmi całkiem rozsądnie – skwitował jedynie Jimin, zazdroszcząc po cichu drugiemu takiej umiejętności. Sam chciałby czasem nie myśleć o wydarzeniach, czy osobach, jakie wewnętrznie go rozrywały – nie potrafił jednak z tym walczyć, nie tak skutecznie, jakby chciał. – A jest coś, o czym nie możesz zapomnieć? – zapytał, nie wiedział nawet czemu i czy w ogóle dostałby jakąkolwiek odpowiedź – w końcu drugi nie musiał mu jej udzielać.
Przez chwilę spotkał się z milczeniem, Jungkook przez moment sam nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Tak, było coś takiego. Dręczące go obrazy i uczucia. Rzeczy, których nie rozumiał i nie umiał ułożyć w sensowną całość.
- Myślę, że tak – odparł w końcu, patrząc na własne nogi, na ciemny materiał spodni, na ziemię dookoła, byleby nie w ciemne tęczówki Jimina, wypełnione dziwną mieszanką emocji, których było zdecydowanie za dużo. – Ale każdy z nas ma chyba taką rzecz – dodał po chwili. – Prawda? – padło pytanie, tym razem przełamał się, by spojrzeć na drugiego, na jego delikatną twarz, marmurowe rysy, pełne usta i ten ocean uczuć w oczach, którego prądy rwały środkiem chłopaka.
Jasnowłosy jedynie skinął głową, niezdolny do słów.
Może Jungkook nie zapomniał. Może nie wyrzucił tego w najdalszą otchłań siebie samego. Może Jimin mógł coś zmienić. I chociaż nienawidził się za wymyślanie podobnych przypuszczeń we własnej głowie, to chciał wierzyć, że może nimi podążyć i zanurzyć się w nich kompletnie, nawet, gdyby miały być zupełnie nierealne oraz destrukcyjne dla jego samego.
Przynajmniej poczułby coś innego niż niepewność i ból.
- Co to jest? – zapytał, cicho, jakby nie mogły tego usłyszeć nawet muskane wiatrem liście na drzewach, ani kępy trawy wyrastające z ziemi. Jakby to pytanie było tak osobiste, że nawet fakt, iż wyszło przez usta chłopaka był naruszeniem prywatności.
Jungkook już miał zaprzeczyć, powiedzieć, że to nie jest sprawa Jimina, odmówić. Z drugiej jednak strony coś prowadziło go do odpowiedzi, do dania znać drugiemu, że nie zapomniał, że jest bałaganem, który nie rozumie siebie samego.
Ale co by mu to miało dać? Poczułby się lepiej? Gorzej? Chciał ryzykować?
- Osoba – powiedział tylko wymijająco, nie dając nic konkretnego. – Tyle. Nie mogę zapomnieć o kimś... - dodał, opuszczając wzrok. – Ale nie pytaj, o kogo chodzi. Nie chcę o tym gadać – kolejne zdania były już bardziej szorstkie, przepełnione brakiem akceptowania jakiegokolwiek sprzeciwu.
Jimin milczał, nie wiedząc, co robić, bo właśnie rozpadał się na kawałki.
Jungkook bowiem właśnie powiedział mu, że nie może zapomnieć o kimś. O osobie. A jeśli nie mógł o niej zapomnieć, to musiała być dla niego bardzo ważna. I choć Jimin nie miał pojęcia, czy to ktoś zmarły, rodzina, czy kochanka – to poczuł ukłucie w sercu.
Bo doskonale wiedział, że ktokolwiek to był, on sam nie był tą osobą i to bolało go najmocniej.
***
Skończyli rozmawiać po dwóch godzinach, zmierzchało się już, na niebie widać było tarczę księżyca, która wyglądała dość niecodziennie na wciąż błękitnym niebie.
Jungkook mocno przytulił Jimina. Znowu. Drugi raz tego dnia i może ostatni, przynajmniej na jakiś czas. Ponownie mógł sobie czuć bliskość chłopca i to ciepło w swoim wnętrzu, gdy mógł trzymać go w ramionach, gdy mógł czuć się, jakby chronił go przed całym światem.
Jimin za to czuł się wolny po raz kolejny, mimo tego, że wciąż odczuwał skutki swojego pytania, jakiego może nie powinien zadawać. Mimo, że zmieniali temat wielokrotnie, wciąż wracał myślami do tej chwili, do postawy drugiego i wymijającej odpowiedzi. Nie chciał jednak drążyć tematu, z obawy przed przekroczeniem pewnych granic.
- To... ja już będę leciał – stwierdził Jungkook, patrząc na drugiego łagodnie. – Dbaj o siebie. I wracaj do nasz szybko. Nie chcę już musieć tutaj przyjeżdżać. Twoje miejsce nie jest w białych ścianach pokoju ośrodka, tylko obok nas. Przy torach, albo gdziekolwiek, gdzie chodzimy razem – stwierdził, uśmiechając się czuło, a słowa te sprawiły, że Jimin miał ochotę się rozpłakać, bo tęsknił za tym tak mocno, że nawet nie był w stanie tego wyrazić.
- Spokojnie, postaram się, najmocniej jak umiem – odpowiedział, wywołując kolejny uśmiech drugiego, tak cudownie radosny, jakby nie istniały żadne problemy.
- Trzymam cię za słowo – odparł jedynie, nim zaczął iść w kierunku drzwi. – Do zobaczenia Jimin – dodał jeszcze krótko na koniec, odwracając głowę i machając chłopcu.
Ten odmachał mu tylko, a jego serce znów przyspieszyło rytm, bijąc żywo dla jednej tylko osoby.
Celem jednak było to, by zaczęło być również dla Jimina.
***
- Oh, robisz to źle – Seokjin wywrócił oczami, widząc, jak Namjoon radził sobie z zadaniem, jakie dostali na kółku fizycznym. – Poważnie, źle się za to zabierasz – dodał, zbliżając się bardziej do mężczyzny i opierając brodę o jego ramię.
- Ah tak? Myślisz, że to takie proste mądralo? To mi sam pokaż – odpowiedział jedynie z lekkim uśmiechem, po czym pocałował drugiego w policzek. – Proszę, możesz się popisać – dodał, podając mu zeszyt oraz długopis.
Seokjin jedynie zaśmiał się znowu, po czym zabrał się za wypisywanie obliczeń, co nie szło mu najgorzej do pewnego momentu. Zatrzymał się na moment, przesunął kilkukrotnie wzrokiem po działaniu i pozwolił sobie jeszcze raz sprawdzić każdą cyfrę.
To jednak nie miało sensu.
Skreślił więc całość i spojrzał cierpiętniczo na Namjoona, który to uśmiechał się z pełną satysfakcją własnej wygranej, chociaż to nie były zawody, ani nawet zakład.
- No proszę, czyli jednak sam się przekonałeś, panie „robisz to źle" – powiedział, po czym zaśmiał się lekko, gdy zobaczył reakcję Seokjina.
- Każdy się może pomylić, daj mi... - nie skończył jednak, gdyż Namjoon zabrał mu notatnik z rąk i odłożył na stolik do kawy, a sam przybliżył się do drugiego i ustawił tak, że miał go pod sobą. Seokjin momentalnie poczuł, jak krew w jego żyłach robi się jakby cieplejsza, a oddech płytszy. Nie spodziewał się tego.
- Zasłużyłeś sobie na upomnienie za takie zachowanie – stwierdził głębszym głosem Namjoon, mówiąc to niemalże w szyję drugiego. Gorący oddech na wrażliwej skórze sprawił, że Seokjin prawie westchnął, nie chciał jednak robić sobie nadziei, skoro mieli tyle pracy domowej.
- Hej, musimy to skończyć – zaczął cicho, czując dłoń mężczyzny pod swoją koszulką i już wiedząc, że zdecydowanie tego nie skończą. – Namjoon, co cię...
- Shh, możesz po prostu nic nie mówić? – powiedział, spoglądając na Seokjina z uniesioną brwią. – Naprawdę chciałeś skończyć to zadanie? Kiedy przyszedłeś do mnie? Sam? Wieczorem? Nie wmawiaj mi tego – zaśmiał się, widząc powstające rumieńce na twarzy chłopaka.
- Przestań umniejszać mojej chęci edukacji – stwierdził z przekonaniem, również uśmiechając się delikatnie. – Naprawdę chciałem to skończyć, a inne sprawy... zostawić na później – jego głos nieoczekiwanie przeszedł do szeptu, a Namjoon poczuł dreszcze przechodzące po jego plecach, oraz słodkie pożądanie budzące się w każdym mięśniu i fali ciepła, jakie przechodziły przez jego ciało.
- Mówisz, jakbyś to planował – mruknął jedynie, czując pod palcami, jak mięśnie klatki piersiowej Seokjina napięły się leciutko na ten dźwięk, ku satysfakcji drugiego.
- Przestań mnie zawstydzać – powiedział jedynie, chowając twarz w dłoniach. – Skończmy to. Proszę – stwierdził, po czym poczuł nieprzyjemny chłód, gdy ciało Namjoona oddaliło się od niego znacząco, a sam mógł nareszcie wrócić do normalnego oddechu. Po chwili jednak poczuł wargi mężczyzny na czole, by potem usłyszeć dalsze jego kroki, zmierzające w kierunku kuchni.
- W porządku, skończmy, ale najpierw zrobię nam coś do picia, skoro już mamy się uczyć – powiedział zachęcająco. – Na co masz ochotę.
- Herbatę – powiedział Seokjin, próbując kontrolować reakcje swojego ciała.
- Pytałem o procenty skarbie – doprecyzował Namjoon, na co Seokjin już miał odpowiedzieć coś moralizującego, ale łaskawie się powstrzymał wiedząc, że i tak nic to nie da. Poza tym razem pili naprawdę rzadko, a wieczór taki jak ten nie zdarzały im się ostatnio zbyt często.
- W porządku, możesz mi nalać wina, półsłodkiego – zdecydował ostatecznie, nie mając do końca pojęcia, jaki smak będzie miał trunek, gdyż nie miał z nim za wiele do czynienia w życiu.
- Ktoś tu gra konesera, podoba mi się to – odparł z lekką nutą drwiny, wiedział bowiem, że Seokijn miał niemalże zerowe doświadczenie z alkoholami.
- Przestań, ja tylko... z resztą nieważne – stwierdził, wywracając oczami, ponownie tego wieczora. Chwycił za zeszyt, znów zaczął kreślić wzory i działania, tak, by w końcu mieć z głowy ten cały problem.
- Chcesz mi zaimponować? – dokończył Namjoon, a Seokjin spiął się cały momentalnie, nie mając pojęcia jak odpowiedzieć na ową wyraźną i niezwykle trafną uwagę. Przez moment milczał, na tyle długo, że Namjoon zdążył wrócić z dwoma kieliszkami, oraz pewnością, iż trafił w dziesiątkę. Usiadł jedynie obok chłopaka, patrząc na niego tak, jak na życiowy skarb.
- Wiesz, że nie musisz tego robić – powiedział jedynie, na tyle poważnie, że Seokjin odwrócił głowę w jego kierunku, wyglądając na nieco spłoszonego i właściwie zawstydzonego w środku swoją własną postawą. – Nie powinieneś udawać kogoś, kim nie jesteś, tylko po to, żeby zyskać w moich oczach – dodał po chwili, sprawiając, że ten jeszcze mocniej się spiął, nie wiedząc zupełnie, jak inaczej ma zareagować.
- Ja... przecież tego nie robię. Zwyczajnie... czasem chciałbym mówić w twoim języku. Albo chociaż rozumieć twój świat – stwierdził cicho. – Najwyraźniej jednak za dobrze mnie znasz, żebym mógł to robić – dodał, spoglądając w dół, na materiał kanapy i ręce Namjoona.
- Hej – zaczął, sięgając dłonią do policzka Seokjina, kciukiem muskając powolnie skórę, wprawiając drugiego w leciutkie drżenie. – Nie powinieneś tego robić. Tyle. Jesteś dla mnie cenny taki, jaki jesteś. I nie musisz się w nic wpasowywać. Nie chcesz pić – nie pij. Nie chcesz iść na szaloną imprezę – nie idź. Ja to zrozumiem. I proszę, więcej nie udawaj, że znasz gatunki wina – uśmiechnął się, na co Seokjin odpowiedział tym samym, czując ponownie czerwień na policzkach, jakiej tak nie lubił w podobnych sytuacjach. Czuł się wtedy taki kruchy i łatwy do rozbicia, bez żadnej linii obrony, kompletnie wystawiony na świat.
- W porządku, zapamiętam – powiedział w końcu, kreśląc długopisem wzorki w rogu kartki.
- Mam nadzieję. Bądź mój, ale nie zmieniaj się dla mnie – Namjoon zakończył to zdanie pocałunkiem w policzek drugiego, jego szczękę, szyję i kącik ust, by po tej maleńkiej ścieżce, stworzonej na skórze drugiego przestać na moment i uraczyć swoje wargi odrobiną whiskey ze swojej szklanki. Odstawił naczynie na stolik, po czym zerknął na obliczenia chłopaka.
- Oh, robisz to źle – powiedział, udając głos drugiego, za co dostał w ramię jego dłonią, chociaż oboje zaśmiali się z tego głośniej. Po kilkunastu minutach wspólnie ostatecznie dali sobie radę z obliczeniami, jakie zajęły im dwie strony, popijając przy tym procenty. Czuli się dobrze, swobodnie i wolni.
Tak, jak zwykle. Tak, jak mieli się czuć ze sobą zawsze.
A przynajmniej tak chciały ich serca.
***
- Taehyung... - wymruczał niemalże, po czym zaciągnął się dymem papierosa, który po chwili wypuścił za okno, przy którym obecnie siedział. Łokieć opierał o parapet, głowę kierował na zewnątrz, chociaż nie miał co do oglądania. Biała koszulka okalała subtelnie jego ciało, ciemne spodnie kontrastowały z jasnym materiałem. Czuł się dziwnie, może ze względu na porę, albo to, że nie jadł od dobrych dziesięciu godzin i zapewne powinien wreszcie skonsumować coś więcej, niż papierosy i colę zero.
- Hm? – odpowiedział chłopak, zerkając na drugiego z książki, którą właśnie czytał. Chciał dotrzymać przyjacielowi towarzystwa, nie miał jednak oporów, by przy tym pochłaniać kolejną, dość grubą pozycję ze swojej niewielkiej biblioteczki, na której to coraz mniej pozycji miało status „przeczytane" ze względu na jego brak czasu.
- Kochałeś kiedyś? – zapytał Yoongi, po czym strzepnął nieco popiołu na ceramiczną powierzchnię popielniczki. Szarość przyjemnie kontrastowała z ciemnością czerni i odbijającymi się w niej refleksami ze świateł latarni z zewnątrz.
- Na Boga, ty jak z czymś wyskoczysz... - stwierdził, po czym zaznaczył stronę i odłożył powieść na parapet. – Pytasz poważnie?
- A wyglądam, jakbym, kurwa, żartował? – zapytał sarkastycznie, biorąc kolejny wdech dymu i wypuszczając go nosem. – Powiedz mi. Szczerze.
- O jaką miłość ci chodzi? – tym razem to Taehyung starał się rozdać karty rozmowy.
- Romantyczną, idioto – powiedział Yoongi, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Pomijając fakt, że nie chcesz kończyć z nikim w łóżku... To ktoś kiedyś skradł ci serce?
- Jeśli o to chodzi... Nie. Nikt – stwierdził szczerze chłopak, przenosząc wzrok za okno. – A czemu pytasz?
- Nie wiem, bo... to skąd masz wiedzieć, jak to jest? Się zakochać, w sensie? Bo zakładam, że ten przereklamowany bełkot z filmów to po prostu stek bzdur. Więc skąd masz wiedzieć?
- Cholera, Yoongi, że akurat dzisiaj ci się zebrało – powiedział Tae, przecierając dłonią oczy. – Jest prawie pierwsza w nocy...
- I co z tego? Pora dobra, jak każda inna. A teraz mów – odparł, znów strzepując popiół. – Skąd wiesz?
- Myślę, że każdy czuje to inaczej. Nie ma jednej reguły. To się chyba... po prostu wie i tyle.
- Jakieś symptomy?
- Przywiązanie, zaczyna ci zależeć. Potem zazwyczaj pojawia się potrzeba ochrony. Powolne zapadanie się w uczuciach. Przebywasz z tą osobą tak długo, jak możesz. Rozłąka to ból. Cholera, pieprzę od rzeczy – stwierdził Taehyung, śmiejąc się z siebie samego.
- Nie, spokojnie... gadasz całkiem sensownie – zaczął Yoongi poważnie.
- W takim razie... nie wiem, chcesz kontaktu fizycznego. Bliskości. Również tej psychicznej. Wszystko nagle sprowadza się do tej jednej osoby, jakby wszystko dookoła niej wirowało.
- Dobra koniec, to jednak traci sens – powiedział jasnowłosy szorstko, acz z nutą zrozumienia. – Brzmi jak coś, co nie zdarza się za często. A przecież ludzie jakoś zaczynają te szopki z uczuciami.
- Cóż, możesz to odbierać jak chcesz, ale tak zazwyczaj jest. W ogóle po co ci ta wiedza? I czemu pytasz akurat mnie?
- Żebym wiedział, czego unikać w życiu – powiedział chłodno, zaciągając się papierosem. – A pytam ciebie, bo jesteś mądry, po za tym jesteś też jedyną osobą, która mnie nie wyśmieje i nie powie, że mam spierdalać z takimi pytaniami gdzie indziej.
- To prawda, muszę się zgodzić – potwierdził tylko drugi, spoglądając na przyjaciela.
- Do tego nie brakuje ci skromności – dodał Yoongi, wywołując uśmiech Tae. – Dzięki za streszczenie mi życia, ale chyba musimy oboje odpocząć. Zaczynam gadać jak porąbany – stwierdził, gasząc papieros o ciemną powierzchnię popielniczki.
- Chyba masz rację – stwierdził Taehyung. – Zaczyna ci się jakiś tryb filozofa.
- Ta, a tego nikt nie może znieść do końca, nawet ja sam – przyznał Yoongi, wstając i idąc w kierunku schodów, Taehyung jedynie chwycił swoją książkę i podążył w ślad za drugim.
- Czasami zastanawia mnie, jak sam ze sobą wytrzymujesz – mruknął Tae, kierując się do swojego pokoju, na tyle jednak głośno, by drugi usłyszał. – Dobranoc Yoongi – dodał po chwili, spoglądając na jasnowłosego.
- Dobranoc – odparł, zamykając za sobą drzwi pokoju.
Westchnął ciężko, czując, jakby był kilka kilogramów cięższy.
Sęk w tym Tae – powiedział w myślach. – Że nie wytrzymuję – zakończył, przechodząc do okna, by uchylić je nieco na noc. Zimne powietrze momentalnie wypełniło część pokoju, sprawiając, że chłopak zadrżał lekko. Zdjął z siebie ubrania i wsunął się pod pościel w samych bokserkach, ciesząc się tym, jak powoli otaczało go ciepło.
Chwilę kręcił się z boku na bok, by ostatecznie zasnąć przy obserwujących go gwiazdach, oraz poświacie księżyca wpadającej do pokoju.
Jedyne co miał w głowie to własne pytania, oraz myśli, których prawdziwości zapewne zaprzeczyłby w życiu realnym. Myśli, których nie lubił, a nawet nie tolerował, wiedziony przeczuciem, że to wszystko minie – jak wszystko w jego życiu, jak wszystko w jego sercu.
Z każdym dniem jednak odczuwał pewne rzeczy coraz intensywniej, a kłamanie siebie samego szło mu coraz gorzej. Bo jak długo mógł oszukiwać siebie, że jest pustą skorupą bez uczuć, bez emocji, bez żadnego miejsca na to, co dzisiaj usłyszał od Tae.
A co powolnie, lecz z pewnością zaczęło go wypełniać.
p.s miał być tylko jikook ale mnie poniosło
p.s2 ja tak szybko normalnie nie piszę, proszę się nie przyzwyczajać :( [edit: 11.11.18 bo tak jakoś]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top