soft touch/raw nerve
3
- Dostanie im się za to, zobaczysz – głos Tae przypominał syk i zwiastował coś niedobrego. Chłopak bywał impulsywny, owszem, ale zwykle udawało mu się trzymać nerwy na wodzy. Uciekał się do pięści tylko w konieczności. Właściwie dopiero na końcu, kiedy wszelkie negocjacje zawodziły.
Coż, Yoongi preferował coś zupełnie odwrotnego. Ale przez ostatnie kilka dni naprawdę nie miał ochoty na jakąkolwiek kłótnię. Wiedział, że to nic nie zmieni. Poza tym... wiedział, że nie może zawalić wszystkiego z powodu bójki. Wystarczył sam fakt, że jego oceny leciały w dół, współmiernie z chęciami do czegokolwiek. Sam do końca nie rozumiał, skąd u niego ta zmiana humoru. W ostatni piątek jeszcze siedział w klubie, liżąc się z jakimś lokowatym chłopcem na zmianę z Jiminem, a teraz był tutaj, w budynku szkoły, po lekcjach i zmywał wulgaryzm z własnej szafki, próbując pozbierać się w środku do kupy.
Przecież nie był kruchy, nie mógł rozpaść się na kawałki tak po prostu.
Prawda?
- Daj spokój Tae, oni właśnie tego oczekują. Że dostaną reakcję. Że postawimy im się, a oni potem zbiją nas tak, że być może już nie wstaniemy.
- Oczywiście, myślisz, że im nie zależy, żeby zdać? Ich świadectwa sportowe to jedyne co mają, bo niestety mózgu im brak.
- Tu masz rację – odpowiedział jasnowłosy uśmiechając się leciutko. – Po prostu nie chcę im dawać pieprzonej satysfakcji, że udało im się nas sprowokować – skończył, wzdychając ciężko. – Poza tym... nie mogę zostać obrażony, przez coś, co nie jest prawdą – dodał, zmywając nie tak okrągłe „o" z drzwiczek.
Oboje uśmiechnęli się krzywo, rozumiejąc mały żart jasnowłosego.
- Zgłodniałem trochę – zaczął narzekać Tae, grzebiąc desperacko w plecaku. Nie przygotowali się na ewentualność zostania w szkole dłużej, niż to koniecznie. Po cichu oboje nie cierpieli tego budynku, faktu, że muszą do niego wchodzić prawie codziennie.
- W sumie też, masz coś? – zapytał Yoongi w nadziei, że została mu chociaż jedna kanapka, którą mogliby się podzielić.
- Nie specjalnie – wykrzywił się chłopak. – Ale mam trochę drobniaków, jak wyjdziemy z tej budy to możemy wpaść po coś.
- Spoko, oddam Ci jutro.
- Nie musisz, wiem, że jesteś spłukany – westchnął cicho Tae, odkładając torbę z powrotem na ziemię. Dokładnie w tym momencie zza zakrętu korytarza wyszedł Jimin a wraz z nim chłopak, którego kojarzyli oboje. Tae pierwszy przyuważył go wtedy w klubie. Chodził do ich szkoły i był głównie znany z tego, że świetnie tańczył i reprezentował szkołę na nie jednym konkursie. Poza tym był dość lubiany, również przez nauczycieli. Trochę kujon, więc nie wpisywał się za bardzo w ich kręgi. Wiedzieli tylko, że to jeden z tych bardzo porządnych dzieciaków, który ma wszystko, co potrzebuje, niczego mu nie brak i żyje sobie z dobrymi perspektywami na przyszłość.
Jedyne, co ich zdziwiło, to jego towarzysz. Oboje rozmawiali swobodnie, póki Jimin nie zauważył obecności dwójki. Hoseok również przystanął, skupiając wzrok na dwójce chłopaków. Kojarzył ich trochę. Oboje mieli nieco złą sławę w szkole. Wiedział, że większość szeptanych skandali dotyczyła właśnie ich. Nie wszystko jednak wychodziło poza pewne kręgi, więc byli dość dobrze kryci. Właściwie należeli do jednego z obozów, jaki wytworzył się w szkole – ten, który lubił ich, oraz drugi - wielbiący pieniądze gości z klasy sportowej, którzy wciąż szukali zwady. Nie znał tej dwójki za dobrze, jedynie słyszał co nieco plotek, które nie musiały być całkiem prawdziwe.
- Yoongi, Tae... co wy tu robicie? – zapytał Jimin po chwili. Kończył dziś najpóźniej z całej piątki, przez zajęcia z tańca, na które mimo wszystko postanowił przyjść. Nowy rok szkolny zaczął się już całkiem porządnie, a on nie zawsze miał czas dojechać do szkoły tańca, więc znalazł je sobie możliwość ćwiczeń o wiele bliżej. Okazało się też, że nie jest jedynym bardzo dobrym tancerzem w grupie. Razem z Hoseokiem szybko załapali wspólny język. Dzieli wspólną pasję, w której oboje wykazywali się niezwykłym talentem. Każdy z nich miał różny styl, ale obydwa z nich robiły wrażenie.
- Czyścimy teren, łagodnie mówiąc – mruknął Tae, olewając obecność Hoseoka, który czuł się nieco niezręcznie, jakby nie pasował tutaj dokładnie w tym momencie, mimo, że jeszcze minutę temu nie mógłby czuć się swobodniej. Nie wiedział, że Jimin ich zna.
- Oh – stwierdził jedynie Jimin, patrząc na urywek wulgaryzmu, który wciąż widniał na jasnej szafce Yoongiego.
- Ta, pewnie skończy się na tym, że my zmarnujemy czas, a te dupki będą sobie popijać i wymieniać się komentarzami, jacy to oni nie są super, że pomalowali chłopakowi szafkę. Wow, wielki wyczyn, kurwa – skwitował Tae. Yoongi wciąż milczał. Nie chciał odzywać się za bardzo w obecności tego chłopaka, z którym przylazł Jimin. Zdawali się dobrze dogadywać. I niech im będzie. Mogą się nawet pieprzyć, przecież jego to nie obchodzi. Wcale.
- Pewnie tak, znając ich maniery – prychnął Jimin. Nie chciał za bardzo komentować, bo to się po prostu działo, a oni po prostu sobie z tym radzili. Zawsze. Poza tym widział, że Yoongi unika nawet jego spojrzenia, co go sprawiło, że ścisnął mu się żołądek. Wiedział, że to oznacza, iż drugi znowu rozpamiętuje, albo ma jeden z gorszych tygodni. I Jimina to by pewnie gówno obchodziło, ale z drugiej strony nie lubił widzieć jasnowłosego w takim stanie. Chciał chociaż mieć pewność, że o siebie dba i nie wraca myślami do tamtych dni.
- Kim jest twój nowy kolega? – zapytał po chwili Tae, spoglądając na Hoseoka, który bezskutecznie próbował się schować za niższym od siebie Jiminem. Naprawdę nie chciał wcinać się w rozmowę, nie miał pojęcia, kim są ci ludzie, ani co się dzieje między nimi a chłopakami ze sportówki. Najwyraźniej relacje się nieco zaostrzyły w ostatnim czasie.
- Jung Hoseok – odpowiedział nieco cicho, mimo to pewnie. – Razem tańczymy z Jiminem, znaczy, chodzimy na te same zajęcia – zaczął tłumaczyć, szybko jednak zaprzestał starań. Było to chyba dość oczywiste, że nie tańczyli dosłownie razem. Dlaczego musiał być taki dziwny w znajomościach? Nawet takich, których zawarcie nie przyniosłoby mu nic dobrego?
- Ah, tak. Jimin ostatnio dużo mówił, że chce zacząć to robić w szkole. W sumie twoja decyzja stary, ale ja mam dość tej kupy cegieł już po pierwszej lekcji rano – dodał po chwili Tae, zbierając plecak z podłogi. – Dacie nam skończyć? Ogarniemy ten syf i możemy gdzieś skoczyć. Jak chcesz, Hoseok, możesz iść z nami. Jak Jimin cię polubił, to my też, prawda Yoongi? – ton miał niemalże sugestywny, jakby jasnowłosy nie miał prawa odmówić. Yoongi jedynie mruknął coś pod nosem, co Tae odebrał za potwierdzenie i uśmiechnął się lekko. Chciał sprawić, żeby drugi choć na moment poprawił sobie humor, nawet, jeżeli obok był Jimin i musiało być to dla niego wyjątkowo trudne.
- Ja... nie chcę wam przeszkadzać, czy coś... - zaczął Hoseok, ale Jimin jedynie szturchnął go na to w ramię.
- Nam się nie odmawia – powiedział z uśmiechem, w jego oczach iskrzyły się jednak małe płomyczki, których Hoseok nie dostrzegł.
- Mówisz? – dopytał, unosząc jedną brew. Starał się zachowywać dość normalnie, jak to on, mimo, że wciąż czuł się dziwnie niezręcznie. – A co jeśli odmówię?
- Nie chcesz wiedzieć, po prostu się zgódź, Tae cię zaprosił, a to znaczy, że hmm, chyba jesteś coś wart.
- Czekaj, jak to, czy ktoś mi zaproponował spotkanie ma świadczyć o mojej wa-
- Daj spokój, tak się mówi – Jimin przewrócił oczami.
- Poza tym młody ma rację – powiedział Tae, szorując literki, prawie kończąc. Yoongi za to wciąż miał minę męczennika i ruchy godne żółwia. – Wyglądasz na ogarniętego, nawet jeżeli wciąż uważam cię za uosobienie kujona.
- Dziękuję? – Hoseok nie wiedział, jak to odebrać. Wiedział jedynie, że szykowało się coś niecodziennego, coś przez co zapewne wróci do domu później, niż zwykle.
***
Usiedli w czwórkę na murku, który znajdował się niedaleko stacji kolejowej. Jimin kupił każdemu puszkę dr. Peppersa, którego sam lubił, Hoseok go uwielbiał, Yoongi miał gorzką minę na jego widok (choć dziś miał taką minę absolutnie na wszystko), a Tae uważał, iż dla tego napoju powinno się stworzyć nową religię. Tym samym Hoseok jeszcze mocniej przypadł mu do gustu, mimo, że chodziło jedynie o preferencje napoju. Każdy zadeklarował, że odda Jiminowi przy najbliższej okazji, na co ten machnął ręką. Nie potrzebował ich pieniędzy, tylko uśmiechu, kiedy każdy mógł napić się słodkiej cieczy. Uśmiechu każdego z wyjątkiem Yoongiego. Wiedział, że to przejściowe, mimo to czuł kłucie w piersi. Cholerne sumienie, czasem działało.
- Za co pijemy?
- Za dobre czasy – powiedział Jimin.
- Za moją pierwszą szmatę z fizyki – rzekł Hoseok, na co dwójka roześmiała się głośno.
- Za to, żeby panienki ze sportówki w końcu lały w gacie na nasz widok – dodał Tae, kiedy już opanował wybuch śmiechu.
Yoongi również miał coś powiedzieć, ale ostatecznie wzruszył ramionami i razem z resztą przechylił puszkę, smakując napoju dość subtelnie, na tyle, na ile potrafił. Lubił ten smak. Kojarzył mu się z chodzeniem po torach, z rześkim powietrzem, z głośnymi krzykami nieco podpitych kumpli. Takie chwile pamiętał na długo i często do nich wracał, kiedy robiło się nieco mniej radośnie, niż zwykle. Chciał sądzić, że może być tak zawsze. Ale zdradzał go jego własny humor, jego własne żałosne nadzieje, które czasem wychodziły na wierzch, czyniąc go nie tyle depresyjnym, co bardziej podatnym na zranienie i nienawidził ich za to, że to robią i bawią się nim jak pluszową zabawką, jakby na to zasłużył. Jakby za każdym razem, patrząc na twarz kogoś, kto był mu bardzo bliski, przypomniał sobie wszystkie te scenariusze, które przecież mogły być prawdziwie nie tylko w jego własnej głowie.
Spędzili na murku trochę czasu, rozmawiając i zgniatając każdą puszkę glanami Yoongiego. Sam jasnowłosy miał z tym trochę frajdy, poza tym mógł sobie wyobrazić, że to głowy tych dupków, którym nie było szkoda markera na malowanie po pieprzonej szafce. Mogli sobie tym namalować kutasa na czole, ale nie słowo „lachociąg" w tak oczywistym miejscu. I nie dotknęło go to prawie, z drugiej strony czuł, że jego wartość ucieka.
Yoongi szybko stwierdził, że nowy chłopak był całkiem w porządku. Nie za bardzo zwracał na niego uwagę, ale gadał z sensem i wcale nie wywyższał się ponad nich, tylko dlatego, że mu lepiej szło. Można było z nim rozmawiać prawie o wszystkim, po prostu miał inne podejście do pewnych rzeczy i zażarcie tego podejścia bronił. Cóż, szanował każdego, kto broni swoich racji i nie daje się przekabacić na inną stronę łatwo, poza tym nie lubił lizania komuś dupy, tylko dlatego, żeby go polubić. A Hoseok wydawał się szczery, nawet, jeśli ta szczerość mogłaby się komuś nie spodobać. Nie ranił, a jednak pozostawał prawdomówny.
Dziwny chłopak, taki, jakim jasnowłosy kiedyś chciał być.
Ale parę rzeczy poszło nie tak. Najpierw poznał znaczenie słowa „seks", potem zrozumiał, jak to słowo smakuje, następnie pomylił je ze słowem „miłość", dał się skrzywdzić, poznał namiętność jaką był alkohol, trawka i pieprzenie kogoś, najlepiej jednocześnie, albo po sobie. I takim sposobem rozpadł się na wiele kawałków, których nie dość, że nikt nie widział, to nawet gdyby to zrobił, nie miałby odwagi ich pozbierać, bojąc się, że porani sobie palce do krwi.
***
- Hej – powiedział, wchodząc do domu. Zastał ciszę, kompletną ciszę. Zmarszczył brwi. Owszem, był czwartek, owszem, mama mogła dostać nagłe wezwanie. Ale czy nie powinna być w domu? A jego siostra? Chyba nie zostawiłaby jej samej...
Poszedł w kierunku kuchnii, gdzie zobaczył mają karteczkę. Szybko zgarnął ją z blatu i przeczytał cicho, po czym odetchnął z ulgą. Mała była u babci na weekend, żeby poczuć się matematyki i przy okazji potowarzyszyć kobiecie, która wręcz uwielbiała wnuczkę, mama pojechała do koleżanki, pewnie pogadać o wszystkich tych babskich rzeczach. To znaczyło, że miał dom dla siebie. Nie za wiele mógł z tym jednak zrobić. Nikogo nie zaprosi, nigdzie nie pójdzie, bo jutro, chcąc nie chcąc musiał się zawijać do szkoły.
Może jutro uda mu się wytargować jakieś wyjście, jak co tydzień. Byłoby w porządku, może wróciłby mu humor na cokolwiek. Miał nadzieję, że mu wróci.
Nie chciał być więźniem siebie samego. Bo wiedział, jak łatwo to zrobić i jak trudno się potem od tego uwolnić.
Spojrzał na zegarek: dochodziła siódma. Westchnął. Szykował się wieczór z książką, albo z muzyką. Najlepiej jednym i drugim. Musiał się nieco ogarnąć. Na pewno nie zamierzał się uczyć, nie miał na to siły. Czuł się wypompowany z energii. W ogóle nie lubił siebie takiego, bo czuł, że wtedy to nie jest prawdziwy on, tylko żałosna karykatura, która chodzi w tym samym ciele, prawie nic nie mówi i wygląda jak zbity pies.
Nacisnął przycisk czajnika, do szklanki wsypał łyżeczkę kawy, potem odczekał kilka minut, zalał ją i wrzucił dwie kostki cukru. Upił łyk, rozkoszując się momentem, kiedy smak był najintensywniejszy. Nie jadł dzisiaj za bardzo, ale od wyjścia ze szkoły nie był zbyt głodny. Mimo to zmusił się do zrobienia kilku kanapek. Nie mógł zaniedbać jedzenia. Aż tak źle nie było, nie tym razem, nie znów. Umiał być silny, wiedział o tym. I głupi mózg tego nie zmieni.
Tego wieczoru skończył na kanapie, przy świetle niedużej lampy na suficie, oświetlającej kremowe kartki książki, podczas gdy szelest ich mieszał się z dźwiękami miasta za lekko uchylonym oknem. Lekki wiatr wpadał do pokoju i muskał jasne kosmyki włosów chłopaka, oraz jego bladą twarz niczym delikatny kochanek. Sam Yoongi prawie tego nie czuł zajęty historią i faktem, że co chwilę musiał mocniej naciągać na siebie kocyk, nie chciało mu się jednak wstawać i zamykać okna, tak długo jak w pokoju nie było aż tak chłodno.
Został sam z własnymi myślami, tłumionymi przez zdania, które wcale nie należały do niego, mimo, że czytał je już od godziny.
***
Namjoon myślał zdecydowanie za dużo i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mocniej przygryzł końcówkę długopisu, próbują skupić się na notatkach z lekcji. Praktycznie nie musiał tego powtarzać, bo pamiętał wszystko z wykładu nauczyciela, poza tym te wzory były prostsze niż budowa cepa. Mimo to chciał zająć myśli czymś innym, niż chłopakiem, w którego nie miał szans i z którym rozmowa sprawiała, że opuszczała go taka pewność, jaką miał zwykle.
Seokjin po prostu owinął go sobie wokół palca, nieświadomie i bezwiednie. Namjoon już jakiś czas zwracał na niego uwagę, właściwie każdy jego ruch był go w stanie przyprawić o szybsze bicie serca. Nie umiał odwrócić wzroku od jego skóry, struktury włosów, gładkości, linii, kresek, krzywizn. Chciał być artystą godnym stworzenia takiego dzieła. Przez moment sądził, że to strasznie puste podążać za kimś, kogo jedynie wygląd przyciąga serce. A jednak potem dowiedział się o nim nieco, formułując raczkującą opinię, iż był on nie tylko zapierający dech, ale również mądry, nieśmiały i zabawny.
Chciał się sam o tym przekonać. W jakimkolwiek stopniu.
I nie umiał wyrzucić go z głowy, wręcz nie zamierzał tego zrobić. Sądził, że da sobie spokój jeśli nie będzie on zwracał na niego żadnej uwagi. Ale zwracał, nie często ale jednak i kiedy już to robił, jego policzki przybierały odcień różu, podobny do różowej chryzantemy. W oczach pojawiało się widmo chłopięcego, ciekawskiego blasku, by potem ten zgasł, gdy tęczówki chłopaka skupiały się na czymś innym.
Namjoon wiedział, że drugi prawdopodobnie może go lubić. I naprawdę chciałby się dowiedzieć, miał nawet okazję, ale...
Nie poszło mu najlepiej. Po prostu... kompletnie tracił przy nim fason, pewność, że cokolwiek robi, robi dobrze. Uwielbiał wizję budzenia się obok niego, zaplątanego w jego ciało i białą pościel. Z drugiej strony jak absurdalne to było, skoro znał jedynie jego imię, klasę i odrobinę, dosłownie okruch charakteru?
Namjoon siebie nie poznawał. Zawsze wybierał rozsądek. Umysł ponad uczuciami. Logiczne postępowanie.
W tym praktycznie ślepym uwielbieniu obcego sobie chłopca nie widział nic z tego i jednocześnie przerażało go to i napawało ekscytacją.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top