so much love


Wciąż drżała.

Nie wiedziała do końca, co się tak naprawdę działo. Rozmowa zamknięta w ścianach kawiarni dawno wyszła z jej umysłu, jako zupełnie ją dewastująca. Spodziewała się takiego przebiegu spraw, spodziewała się zasłyszanych słów i sprostowań, które dla niej samej wcale nie poprawiały sytuacji. Od tamtej pory niewiele o tym myślała, skupiając się raczej na wydarzeniach, które rozegrały się po tym, a jakich obecnie cholernie żałowała.

Żałość polegała na tym, iż wiedziała, że tak będzie. Wiedziała doskonale, tak oczywiste odczucia pozostawały nieuniknione przy tym, czego się dopuściła. Nie mogła uwierzyć, wciąż, iż pozwoliła sobie na taką słabość, na takie wykorzystanie.

I teraz leżała we łzach w łóżku, przypominając sobie, jak Jungkook ją dotykał tamtego popołudnia, najdelikatniej jak umiał, mówiąc tym samym swoiste „do widzenia, już więcej się nie zobaczymy w takim stanie".

A ona przyjęła to pożegnanie z najgorszymi możliwymi skutkami. Kruchość jej osoby postanowiła przejąć kontrolę, dlatego tak ciężko było jej obecnie pozbierać się znów w całość. Mogłaby z pewnością powiedzieć, że brakło jej rozsądku, przynajmniej na te kilkadziesiąt minut. Teraz były one jednak zbyt cenne, a tamtych chwil i tak nie mogła już cofnąć, choćby chciała. Choćby wypłakała z siebie cały smutek oraz gorycz. Wolałaby nigdy nie dopuścić do ponownego zbliżenia między nimi, skoro sprawy wyglądały tak, jak wyglądały. Mimo to zrobiła to, z własnej winy.

Szatyn bowiem powstrzymywał ją. Dość długo. Póki nie zaczęła sama przez łzy całować jego szyi i prosić o to, by po raz ostatni uczynił ją szczęśliwą.

Prawda jednak nie okazała się taka, jakiej by pragnęła. Wręcz przeciwnie, dopadły ją scenariusze, o których w tamtym momencie wolała nie rozmyślać. Tym samym nie miała sobie do powiedzenia nic oprócz tego, że była słaba i niewarta zbyt wiele.

W końcu nikt sam nie prosił o swój ból.

Z rozchylonymi ustami podniosła się z wymiętej pościeli. Potrzebowała chwili odpoczynku. Czegoś, co choć na chwilę odwiodłoby ją od zatapiania się w tamtych minutach, przepełnionych taką mieszanką uczuć, że teraz ledwo potrafiła to dźwignąć. Z drżącymi dłońmi wzięła do ręki komórkę, sprawdzając godzinę. Dochodziła osiemnasta. Znaczyło to przynajmniej tyle, że zostało jej trochę czasu, nim będzie musiała zacząć robić pracę na następny dzień, co nie widziało jej się ani trochę w obecnym nastroju.

Z obrzydzeniem do siebie samej wystukała numer mężczyzny, który nigdy dotąd nie odrzucił jej połączeń, a którego nie cierpiała za to, jak mocno był jej niekiedy potrzebny, nawet, jako pieprzony zamiennik. Jako plaster na poharatane przez nią samą uczucia, które w sobie kryła. Oszukiwała się, że Lucas wciąż jest w stanie jej pomagać, otulać ramieniem, suszyć łzy, choć widoczne fakty mówiły zupełnie co innego.

Przynajmniej jednak wiedziała, że oprócz siebie posiada inne rzeczy dobre zarówno na zapomnienie, jak i szybszą naukę, a tego potrzebowała obecnie najmocniej.

Słysząc jego głos w słuchawce nie skrzywiła się więc, a ukazując ścianie naprzeciwko niej najsmutniejszy z uśmiechów, wyrzekła tylko wyuczonym tonem, iż potrzebuje na ten wieczór czegoś mocniejszego i będzie niezwykle wdzięczna za spotkanie.

Odpowiedziała jej cisza, przerwana męskim śmiechem i słowami „Dla ciebie zawsze coś mam, słodka". Ich wydźwięk przeszył ją od środka, ale nie dała tego po sobie poznać. Musiała zachować się jak najmniej szczerze, kryjąc tym samym ból, który zapewne drugi i tak już wyczuł.

Nie zmieniło to jednak faktu, że zdanie to zostało z nią aż do końca wieczoru.

***

„Take you like a drug", słowa klubowej wersji piosenki dudniły w pomieszczeniu podobnie co myśli w jego głowie. Miał świat w swoich rękach, znowu, znowu czuł się jak żywy człowiek.

Chłopak przed nim zachęcająco kołysał biodrami, a Yoongi nie zamierzał nie skorzystać z okazji. Tak więc obecnie mogli wymieniać się między sobą głębszymi pocałunkami na parkiecie, oraz tym, czego Yoongi się nie spodziewał - smakiem maleńkiej pigułki, która poczęła się rozpuszczać na języku drugiego by potem przejść na jego własny.

Był w siódmym niebie.

W końcu wiedział, że nie musi się martwić. Absolutnie o nic. Że może mieć gdzieś ciągłe wydzwanianie rodzicielki z prośbą o spotkanie równie mocno co myślenie o tym, iż jego oceny nie wróżą mu zdania semestru z pięciu przedmiotów. Że może mieć gdzieś substancję rozpływającą się leniwie w jego organizmie i nieustanną chęć przelizania się z Hoseokiem.

Istniał tylko dla siebie.

Zaczął się śmiać niekontrolowanie, gdy uczynił to chłopak przed nim, odrzucając przy tym nawet głowę do tyłu. Światła klubu zaczęły powolnie stawać się dla niego bardziej wyraziste, twarze wszystkich znajome, a kolorowe drinki na barze niezwykle wręcz kuszące. Rzeczywistość nabierała barw, była taka słodka, nieuchwytna, oddziaływała na niego i z nim. Powietrze gęstniało, on podróżował rękoma po plecach chłopca oraz jego pośladkach, a tłum dookoła jedynie go nakręcał tworząc widmową prywatność wokół dwójki. Nie sądził, że w parę minut poczuje się tak dobrze, tak na miejscu, jednocześnie wciąż uśmiechając się z powodu najmniejszej rzeczy.

I nawet szarpnięcie za ramię, powodowane przez Taehyunga nie odebrało mu humoru. Wyglądał na nieźle spanikowanego, jakby kompletnie nie czaił o co tutaj chodziło. O zabawę. Mieli się bawić, a ten stał tutaj, kompletnie przerażony, ze spłoszonym wyrazem tęczówek.

Co za idiota.

Yoongi znów pozwolił śmiechowi przejąć kontrolę, bo jego przyjaciel wyglądał tak komicznie patrząc na niego z wyrzutem i chęcią mordu wymieszaną z resztkami stresu. Pociągnął go za nadgarstek, ale jasnowłosy się stawiał.

Przecież nie zepsuje mu frajdy.

Taehyung coś do niego krzyczał, ale Yoongi ledwo rozumiał co. Znów więc się roześmiał, bo drugi brzmiał, jakby mówił pod wodą, a jego głos zdawał się dziwnie zniekształcony. W ogóle zdawał się znajdować kilometry od niego, zagłuszony, prawie nieobecny.

To było takie zabawne.

Gdy poczuł kolejne szarpnięcie prawie przewrócił się do przodu. Chciał ponownie się zaprzeć, ale Taehyung okazał się silniejszy. Starał się minimalnie chociażby kontrolować sprawę, która i tak nieoczekiwanie wymknęła się spod wszelakich zasad. Nie wiedział nawet, kiedy wszystko powolnie zaczynało się pieprzyć. Zapewne od momentu, w którym zostawił przyjaciela samego. Albo wtedy, gdy zupełnie przypadkiem dostrzegł kilka radiowozów niedaleko klubu.

I wtedy, kiedy już sądził, że może jednak uda mu się do cholery uniknąć problemów, do klubu wszedł oddział policji.

Dotychczas tańczące osoby zamarły jak jeden mąż, choć głośna muzyka wciąż grała. Prowadzący akcję zaczął krzyczeć, że przejmują klub i wszyscy będą przesłuchiwani. Rozniosła się panika, chęć ucieczki. Taehyung przeklął pod nosem, wiedząc, że są zupełnie udupieni. Nie wiedział nawet, gdzie jest wyjście ewakuacyjne, którym ewentualnie mogliby uciec. Zawahał się, stojąc w tłumie, który powolnie się rozrzedzał przez mieszankę gości w mundurach wchodzących do środka. Musieli mieć nakaz, inaczej nie dano by im zrobić takiego syfu. Co oznaczało, że od dawna mieli to miejsce na muszce.

Coś musiało być nie tak.

Bez zastanowienia pociągnął Yoongiego za dłoń, nie przejmując się w najmniejszym stopniu jego staniem i śmiechami. Zamierzał zrobić cokolwiek, byleby nie zostali dopisani do listy do odstrzału. Przeszli w głąb klubu, ignorując polecenia policjantów o pozostaniu na miejscach. Nie miał zamiaru dać im się tak po prostu złapać.

Skręcił w pierwszą lepszą wnękę, która zdawała się dość dobrym schronieniem. Z pewną ulgą stwierdził, że prowadziła ona do toalet. Szybko więc wszedł do środka i przesunął zasuwę, licząc, że nikomu nie zachce się sikać podczas najazdu policji.

Albo, że im nie wpadnie do głowy przeszukanie jednoosobowej kabiny.

Spojrzał z wciąż lekkim przestrachem wymieszanym z niepewnością w kierunku Yoongiego. Wciąż śmiał się pod nosem, jakby zupełnie nie mając pojęcia, co się właśnie działo i Taehyung zakładał, że pewnie tak właśnie było. Kompletnie nie wiedział, co drugi wziął i kiedy, ale faktem było, iż ciągle działało, a z takim to mógł się równie dobrze ukrywać pod ziemią a i tak by go słyszeli.

- Kurwa, aż nie wiem, co ci powiedzieć – wyszeptał po chwili, ignorując to, że za ścianą wciąż słychać było tak wiele ludzi, iż bezcelowym było mówić tak cicho. – Chyba tylko tyle, że od jutra możesz spakować torby. Módl się, żeby mi cholera jasna, przeszło – dodał jeszcze, wiedząc częściowo, że słowa, które właśnie powiedział nijak nie dotarły do Yoongiego, dla którego były one tylko zbitkiem sylab bez znaczenia.

Znów się zaśmiał.

Taehyung spojrzał na niego zrezygnowany i pozwolił drugiemu osunąć się po ścianie na podłogę, oraz skulić dosłownie przed jego nogami. Nie za bardzo interesowało go, czemu to zrobił, najważniejsze, że jego śmiechy stłumiła zamknięta pozycja.

Wyciągnął telefon, żeby sprawdzić godzinę. Była druga w nocy w czwartek, a oni utknęli w kiblu jakiegoś klubu podczas policyjnego przeszukania. Co za paranoja.

Sam miał ochotę dołączyć do jasnowłosego i też wyśmiać tą komedię, ale nie mógł. Nie w takiej sytuacji. Nie do końca wiedział, ile miał tu jeszcze spędzić, ale błagał, by nie było to jakoś szczególnie długo. I tak już stwierdził, że oleje jutro szkołę, głównie po to, żeby wyrzucić Yoongiego na zbity pysk zaraz po tym, jak upewni się, że narkotyk już nie działa.

Bo wcześniej chodziło jedynie o to, że zapewne by się nie wyspał, a nie miał zamiaru spędzić dnia wkuwając ścisłe przy tak małej ilości odpoczynku.

Po chwili dopiero zdecydował się napisać do Namjoona. Domyślał się, że pewnie śpi, ale musiał komuś powiedzieć, jak prezentowało się ich położenie, gdyby coś miało pójść jeszcze bardziej nie tak, niż dotychczas, o ile to w ogóle było możliwe. Pozwolił sobie jedynie na krótką wiadomość, w końcu nie zamierzał zbyt mocno angażować drugiego.

Ku jego zdziwieniu odpowiedź przyszła dość szybko. Zerknął na ekran, oświetlający z ledwością i tak już źle oświetloną kabinę. Czytając ją stwierdził, że z braku angażowania raczej nic nie wyszło, choć starał się nie brzmieć zbyt dramatycznie.

Słowa mówiły jednak same za siebie.

„Kurwa, zostańcie tam jak na razie. Postaram się przyjechać, żeby ci pomóc z Yoongim. Jakby co, będę pisał, kiedy gliny pojadą. Daj mi z dwadzieścia minut, bo ledwo wyszedłem z pod prysznica"

Taehyung nie komentował nawet, co drugi robił pod prysznicem tak późno, ale nie to liczyło się obecnie najmocniej. Już czuł, że będzie miał ogromny dług u Namjoona, możliwe, że dożywotni. Westchnął ciężko, opierając głowę o kafelki na ścianie.

Co za syf.

Po chwili dopiero spojrzał na Yoongiego, który pozostawał w takiej samej pozycji, co kilak minut wcześniej. Nie wydawał żadnego dźwięku, był cicho. Szturchnął go lekko, ale ten wymruczał jedynie coś niezrozumiałego. Tym samym postanowił go zostawić.

Grunt, że sukinsyn żył.

Tak naprawdę nie wiedział, po co w ogóle to robił. Po co wziął go tu ze sobą, zamiast uciekać. Pewnie jego rozsądek nie za dobrze działał w sytuacjach stresowych, albo Taehyungowi zbyt mocno zależało na tym człowieku. Możliwości były dwie, przy czym obydwie z nich wydawały mu się aż do bólu prawdziwe.

Zwłaszcza druga.

Nie przyznałby się pewnie publicznie do tego, że tak troszczył się o Yoongiego. Że zbierał go z podłóg, odrywał od zbyt nachalnych mężczyzn, kiedy był pijany i potrafił nawet przenieść go z klubu do domu, żeby nie musiał budzić się niewiadomo gdzie z niewiadomo kim obok.

Miał po prostu nadzieję, że to coś da. Że drugi się zmieni, albo przestanie robić z siebie chodząca autodestrukcję, której licznik tykał niebezpiecznie. Pewnie to właśnie go pchało do tego wszystkiego, a on wiedział doskonale, czemu.

W końcu nadzieja nie bez powodu została matką głupich, a on wcale nie czuł się wykluczony z tej zasady. Zwłaszcza patrząc na skuloną sylwetkę wciętego Yoongiego, który niesiony narkotycznym snem zdawał się tylko namiastką siebie samego.

Pierwiastkiem tworzącym chaos.

***

Zapukał trzykrotnie, tak, jak napisał w wiadomości. Taehyung ledwo żył. Była prawie czwarta. Policja nie dotarła do nich na szczęście, co wydawało mu się jakimś dziwnym darem od losu, na który nie zasłużyli. To, jak i fakt, że Namjoonowi w ogóle chciało się ruszać, żeby mu pomóc.

Choć nie zupełnie tylko jemu.

- Czasami mam wrażenie, że to jemu przydałby się ośrodek zamknięty – rzucił kąśliwie Namjoon, czego wpół przytomny Yoongi nie umiał usłyszeć. – Chętnie bym go tam nawet odwiózł.

- Nie żartuj, wszyscy mamy dość tych miejsc na jakiś czas – powiedział poważniej Taehyung, poprawiając ramię Yoongiego na swoich barkach. – Mówisz, że już po sprawie?

- Ta, wszystko się zmyło z piętnaście minut temu. Chciałem trochę poczekać, żeby zrobiło się całkiem pusto. I opłacało się, przynajmniej łatwiej było mi przekupić barmana, że nas nie będzie widział – powiedział dokładnie w momencie, kiedy cała trójka znalazła się w zasięgu wzroku mężczyzny za kontuarem. Szybko odwrócił on jednak wzrok, wracając do wycierania kieliszków. Dość już miał stresu na dzisiaj i nie zamierzał nawet przejmować się paroma dzieciakami, którym się upiekło.

- Skąd miałeś kasę? Mogę ci oddać, jak tylko dostanę wypłatę – powiedział Taehyung szczerze, wiedząc, że i tak już wisi drugiemu całe swoje życie i jeszcze dzień dłużej.

- Miałem. Stary mi potrącił trochę więcej za klub. Poza tym nic mi nie oddawaj. Kiedy indziej się rozliczymy.

- Mówisz? A co jak wtedy nie być zdolny do oddania przysługi? – odparł tylko chłopak, czując powoli na sobie zbliżające się chłodne powietrze nocy, które wpadało do pomieszczenia przez otwarte drzwi klubu.

- To będziesz musiał coś wymyślić – zaśmiał się Namjoon. – Dobra, zgrywam się tylko – stwierdził po chwili. – Potraktuj to jako akt dobroci.

- Ta, chciałbym – parsknął Taehyung, kierując się z drugim do samochodu zaparkowanego po drugiej stronie ulicy. – Jesteś dla nas zbyt wyrozumiały.

- Nie mam wyboru, inaczej byście zginęli – powiedział, a w jego głosie pobrzmiewała nuta ironii, ale również śmiertelnej powagi, która odbierała wypowiedzi większość lekkiego uroku.

Niewątpliwie bowiem miał przerażająco dużo racji.

- Przytrzymaj go dłużej, otworzę wam drzwi – powiedział Namjoon, pozwalając Taehyungowi zająć kilka sekund później siedzenie z tyłu, razem z Yoongim, którego po prostu oparli o szybę. Jego klatka unosiła się miarowo, a powieki same już opadły, zasłaniając tęczówki. Był zupełnie nieobecny, oddany sennym objęciom, trochę różniących się od tych narkotycznych. Bardziej spokojnym.

- Nie wierzę, że się do tego doprowadził – stwierdził Namjoon, zajmując siedzenie kierowcy i odpalając wóz. – Zakładam, że ci zniknął na trochę.

- Na dłużej, niż trochę. Nie wiem nawet od kogo miał towar. I szczerze pewnie nie powinno mnie to już obchodzić po tym, jak wparowały tam mundurki. Spodziewałem się dzisiaj chyba wszystkiego, ale nie cholernych psów – stwierdził wciąż nie umiejąc do końca trzymać emocji z wieczoru na wodzy.

- Pewnie i masz rację. Poza tym, nawet mi nie mów. To miejsce samo krzyczało „jesteśmy czyści jak łza", chociaż prawda jest inna. Nie mam pojęcia, kto sypnął. Ale to nie nasz biznes – zakończył, skupiając się na drodze.

- Może i nasz, skoro ledwo stamtąd wyszliśmy – powiedział Taehyung. – Parę razy widziałem kolesi ze szkoły, jak się tam kręcą po kątach, popalając sobie jak mamusia nie patrzy. Mieliśmy nieprzyjemność ich spotkać raz czy dwa w nieco bliższym starciu. I szczerze, może to któryś z nich wiedział, że tam będziemy, nie wiem.

- Za dużo analizujesz, nie chciałoby im się tyle myśleć dla byle zemsty – zaśmiał się Namjoon, co rozbawiło również Taehyunga na kilka cennych sekund. – Ale wezmę to pod uwagę.

- Po co miałbyś? Zostawmy sprawę, było minęło – odparł Tae zmieniając nastawienie. – Chyba nie potrzebujemy więcej problemów, niż mamy obecnie.

- Czasami to nie nasz wybór, ile ich mamy – powiedział Namjoon bardziej do siebie, niż do rozmówcy. – Trzeba ogarnąć sprawę, takie rzeczy nie dzieją się często. Poszperam tu i tam. Jak się okaże, że to nie nasz interes, to w porządku, zostawię to bez komentarza.

- Jak uważasz. Ja bym tego nie ruszał.

- Coś się nagle zrobił taki potulny? – zapytał Namjoon, czując napięcie w głosie Taheyunga.

- Chyba po prostu... nie chcę pakować tego idioty w większe gówno – dodał, spoglądając na śpiącego Yoongiego. – I tak ma za dużo na sobie ostatnio.

- Postaram się to od niego odciąć. Powiem tylko tobie, zgoda? – stwierdził drugi, skręcając w drogę kierującą ich na znane dwójce osiedle. – Zostawimy to jako nasz mały sekret.

- Niech ci będzie – odpowiedział jedynie Taehyung, ponownie zwracając wzrok na postać jasnowłosego.

Nie zwykli mieć między sobą sekretów. Ale ten musiał takowym pozostać.

***

Blondyn usiadł na przestrzeni między umywalkami, w ogóle nie przejmując się panującymi w szkole zasadami. Miał to gdzieś, w końcu każdy tutaj siedział, kiedy tylko nadawała się okazji. Było to zdecydowanie bardziej wygodne, niż stanie opartym o obudowę kranów, co właśnie czynił Taehyung, przeglądając przy tym Instagrama i wywracając oczami mniej więcej co dziesięć sekund, gdy musiał znów wyczytywać te cholerne wiadomości od ludzi zbyt samotnych i napalonych.

- Mówiłeś, że kiedy przyjdzie? – mruknął Jimin zmęczonym tonem. – Chciałbym już stąd pójść.

- W sumie możesz, nikt ci nie każe tutaj siedzieć – odparł Tae szczerze. – Droga wolna.

- Przecież czekam na ciebie, a nie zamierzam stać na dworze – odpowiedział drugi szybko, przekręcając głowę w stronę swojego rozmówcy. – Zapomniałeś już?

- Nie, po prostu wydawało mi się, że dwadzieścia stopni to nie tak źle, żeby poczekać na zewnątrz – uśmiechnął się pod nosem. – Poza tym myślę, że Namjoon powinien być za moment, jeśli obecnie nie obściskuje się ze swoją księżniczką – zaśmiał się cicho, co udzieliło się blondynowi na ulotną chwilę.

- Kto się z kim obściskuje? – usłyszeli znajomy, głębszy ton głosu wchodzącego do pomieszczenia Namjoona, co sprawiło, że Taehyung zamarł na moment z palcem utkwionym na zdjęciu modela Gucciego ubranego w najnowszą kolekcję, za to Jimin wybuchnął cichym śmiechem, tłumionym własnym ramieniem.

- Co? Coś ci się przywidziało stary. Nie gadaliśmy o niczym takim, prawda Jimin? – zapytał Taehyung, licząc, że blondyn mu pomoże.

- Ależ skąd – dodał, łącząc roziskrzone spojrzenie z Tae, na co Namjoon zareagował jedynie rozczulonym uśmiechem wymieszanym z odrobiną irytacji.

- Niech wam będzie, nierozłączki – stwierdził jedynie, opierając się o ścianę naprzeciwko dwójki. – Zakładam, że chciałbyś się dowiedzieć, co mam? – uniósł brew, spoglądając na Taheyunga, na co on odłożył komórkę i skinął głową nieznacznie.

- No dobra, to zaczynajmy – westchnął głębiej. – Jak się pewnie domyślałeś, to jednak ci idioci, których mieliśmy na myśli w pierwszej chwili.

- Kurwa, wiedziałem – przeklął Taehyung, co sprawiło, że Jimin aż zadrżał, choć sam często używał tego słowa. Wypowiedziane jednak było z taką mocą, że choć nie miał pojęcia, o co poszło, to czuł, że nie była to sprawa małej wagi. – Dostanie im się. Musi.

- Hola hola, nie rozpędzajmy się – uspokoił go Namjoon. – Komuś się tutaj udziela mieszkanie z tym małym buntownikiem – zaśmiał się mężczyzna pod nosem, wywołując podobną reakcję u Taehyunga, połączoną z niedowierzającym uśmieszkiem.

- Gdyby to usłyszał, to już by cię tu nie było, stary – stwierdził jedynie półżartem. – Uważaj na słowa.

- Jakbym to kiedykolwiek robił – odpowiedział mu jedynie. – Wracając... Było tak, że jeden z tych durnowatych kolesi wziął sobie tam działkę pewnego dnia. Ma ojca policjanta. Więc jak tylko on się dowiedział, to było po ptakach. Od razu wyciągnęli od gówniarza, skąd wziął towar. I niedługo im zajęło dojście do tego miejsca. Innymi słowy, to faktycznie ich wina, ale nie celowa. Są czyści, jeśli można tak rzec. Mieliście po prostu pecha.

- Serio? Cholera, nastawiałem się na odrobinę dobrej zabawy – stwierdził z udawanym rozczarowaniem Taehyung. – No dobra, ale jak tamci nic nie zrobili, to spoko. Przynajmniej nie myliłeś się mówiąc, że nie chciałoby im się tyle myśleć – dodał, na co nawet Jimin się uśmiechnął, choć nikło.

- Co się wydarzyło, tak w sumie? – zapytał po chwili, nie wiedząc jeszcze, czy w ogóle ma prawo wiedzieć, w końcu był zupełnie odcięty od wszystkiego, co miało miejsce tamtej nocy.

- Nic takiego, powiedzmy, że ten tu i Yoongi mieli małe przygody – odpowiedział mu Namjoon po chwili.

- Ta, powiedzmy – potwierdził Taehyung, któremu zdecydowanie było mniej do śmiechu, niż drugiemu, ale nie umiał go winić za takie nastawienie w obliczu tamtego wieczora. Z Yoongim wciąż do końca nie rozmawiał, po tym, jak musiał go zbierać rano i tłumaczyć życie na nowo, zanim ten zwrócił resztki wypitego alkoholu na podłogę w salonie. Po tym, gdy Tae miał niewątpliwą przyjemność to sprzątać, kazał się jasnowłosemu wynieść do popołudnia i nie wracać, póki nie postanowi przystopować.

Tym samym nie widział go od dwóch dni, poza szkołą. Podejrzewał, że miał gdzie spać, ale cholera go wiedziała, gdzie to robił.

- W porządku, to sprawa jest w sumie załatwiona – powiedział jeszcze Namjoon, kończąc. – Jak coś, to mam jeszcze dzisiaj godzinę tutaj, więc możesz mi pisać z pytaniami. Wciąż nie wiem, co dali Yoongiemu.

- Ah, mniejsza o to. To już nie nasz problem – odparł chłodno Tae. – Dzięki za info. Doceniam. A teraz wybaczcie panowie, ale się zbieram – dodał, podnosząc torbę i zarzucając ją na ramię.

- Mhm, udawaj dalej, że nie idziesz ze mną – mruknął Jimin, zakładając plecak. – Cześć Namjoon, do później – powiedział jeszcze, nieco ciszej, zostawiając drugiego w toalecie.

Samego ze świadomością, że nie powiedział im absolutnie wszystkiego, co miał. W końcu Taehyung nie musiał wiedzieć, że wyrzucony przez niego jasnowłosy znalazł swoje skromne dziesięć metrów przestrzeni na strychu u Namjoona.

***

Był zupełnie zmarnowany i to rzucało się w oczy.

Pachniał delikatną mieszanką tytoniu z ciężkością szamponu do ciała. Snuł się po korytarzach niczym cień, niewiele mówił, prawie tyle, ile jadł, wciąż odpyskowywał, cokolwiek by się nie powiedziało, a niekiedy jego bełkotliwy ton kazał nawet podejrzewać, iż nie przychodził do szkoły do końca trzeźwy – co sprawiało, iż dwukrotnie już ostrzegano go przed wyrzuceniem. Gdyby nie jego osiągnięcia plastyczne, dawno by go już tutaj nie było. Nie zachował się jednak w oczach nauczycieli jedynie złą sławą, co ratowało go przed kompletnym dnem – jak i informowaniem jego rodziców o stanie ich syna.

W końcu pełnoletność pozwalała mu na nieco więcej przywilejów.

Mimo to ledwo rozumiał, co się właściwie dzieje, niesiony wieczną alkoholową gorączką, kolejnymi paczkami papierosów na kredyt od Namjoona i nadzieją, choć lichą, że to wszystko było tylko złym snem w jego szarej rzeczywistości, barwiąc mu ją na ciemniejsze odcienie granatu, który przypominał mu taflę wody nad sobą, gdyby tonął.

A nie było mu daleko do tego.

W oczach miał coraz więcej zrezygnowania, apatii i chęci ucieczki. Obchodził wszystkich szerokim łukiem i nie akceptował niczego, poza drobnymi radami Namjoona, który prawie nie potrafił patrzeć na jasnowłosego, nieuchronnie biegnącego w dół własnoręcznie wyrytej przepaści. Nie zamierzał obserwować, jak ktoś tak mu bliski w pewnym sensie samemu doprowadza się do ruiny. Nikt nie chciał, jeśli wziąć pod uwagę każdego. Taehyung już po paru dniach żałował i próbował przeprosić drugiego. Co mu jednak było po takim geście, skoro nie mógł jeszcze wrócić do mieszkania drugiego.

Zapytany gdzie śpi odpowiadał jedynie, że „to nie twój interes", ledwo zrozumiale zresztą.

Sprawiał powolne wrażenie, jakby przestawał istnieć. I nie tylko jego najbliższe grono to dostrzegało. Również Hoseok, który skupiony na nauce prawie przestał się spotykać z resztą bandy, jak lubił ich cicho nazywać. Nie wiedział więc, w jakim stanie był Yoongi, póki nie zobaczył go jednego ranka przed szkołą. Świat bowiem skutecznie oszczędzał mu jego widoku na dłużej, obecnie jednak mógł się dokładnie przyjrzeć jasnowłosemu. Jego zmizerniałej posturze, smutnemu spojrzeniu i wyrytych na ustach słowach proszących o pomoc, choć zapewne nigdy by się do tego nie przyznał.

Ani do tego, że znów rysował motyle nabite na szpilki.

Hoseok nie miał wyjścia, jak ostatecznie zająć się tym wszystkim. Co mu bowiem było po biernym wpatrywaniu się w tragedię na dwóch nogach? W dodatku po tym, co między nimi zaszło, a co znów poskutkowało tą nieznośną ciszą między nimi? Nie potrafiłby znieść sam siebie, gdyby dał drugiemu tak po prostu się w sobie zamknąć, odciąć od wszystkiego.

Nie po to bowiem obiecywał mu, że zostanie, aby teraz widzieć tak opłakane skutki swoich decyzji.

- Hej – powiedział nieco drżąco, co jednak nie wywołało żadnej reakcji u jasnowłosego. – Hej – powtórzył głośniej, myśląc, że drugi nie słyszał za pierwszym razem.

Słyszał, ale nie chciał usłyszeć.

- Cześć – wymamrotał jedynie, w miarę składnie, co dawało nadzieję, że nie pił niczego. – Co tu robisz? – padło od razu, rozbawiając Hoseoka nieco, mimo, że sytuacja wcale nie sprzyjała takim emocjom.

- Tak się składa, że chodzę tu do szkoły – stwierdził półżartem, opierając się o mur budynku. – Niesamowite, wiem – dodał jeszcze, poprawiając plecak. – Powiesz mi, co się z tobą dzieje, czy złożyłeś śluby milczenia? – zapytał po dłuższej chwili, kompletnie niwecząc własne plany o byciu delikatnym w temacie.

Odpowiedziała mu cisza, nie trwała jednak długo.

- A co cię to, do cholery, obchodzi? – odparł Yoongi w końcu, kierując wzrok w ogóle w inną stronę. – Nie potrzebuję kolejnego do sprawdzania, jak mi się żyje.

- Może potrzebujesz, skoro widzę, jak jest – odpowiedział mu spokojnie Hoseok. – Nie jestem ślepy Yoongi, coś jest kurewsko nie w porządku – dodał jeszcze, kierując tęczówki wypełnione ledwo kwitnącymi słonecznikami na profil jasnowłosego.

- Zaskoczyłeś mnie znajomością takich słów, popsułem cię całkowicie – stwierdził Yoongi z udawanym rozbawieniem, jakie nie udzieliło się jego rozmówcy. – I proszę, jesteś ostatnią osobą, która powinna się o mnie martwić.

- Tak uważasz? Bo mi się coś wydaje, że powinienem być pierwszą – stwierdził Hoseok szybko. – W końcu, nie wiem, czy pamiętasz, ale mnie pocało...

- No i co z tego – burknął Yoongi, przerywając drugiemu w pół słowa. – Myślisz, że ten jeden gest jest coś wart? Otóż oświecę cię, nie jest. Bo widzisz, jestem dość impulsywny, więc nie bierz na serio wszystkiego, co robię. Miałem ochotę, to to zrobiłem. Nie analizuj za mocno, bo nie było tam wielu uczuć – dorzucił jeszcze, sięgając dłonią do kieszeni po ostatniego papierosa, jego nadgarstek został jednak schwycony w dłoń Hoseoka w przeciągu sekund, powstrzymując go skutecznie.

- Ah tak – powiedział jedynie, mając w głosie dziwny pobrzmiewający zgrzyt setek żyletek. – Czyli mam rozumieć, że wszystko, co wyleciało z twoich ust tamtego wieczora było kłamstwami? Bo nie wiem, kogo chcesz bardziej oszukać, siebie, czy mnie – stwierdził jeszcze, zaciskając palce, co sprawiło, że drugi syknął cicho, nie rozluźniło to jednak uścisku Hoseoka.

Zapadła cisza, ponownie.

- Być może nas obu – powiedział tylko jasnowłosy. – Chciałbym po prostu, żeby to się nie wydarzyło, wiesz? Chciałbym nie być taki cholernie głupi – zaśmiał się, ale jego ton był gorzki, niczym łzy, które wylewał każdego wieczoru w poduszkę na niewielkim strychu.

- Przestań. Przestań myśleć, że posiadanie uczuć to jakaś zbrodnia – odparł Hoseok ostrzej, nie wiedząc, jak inaczej dotrzeć do drugiego. – Zależy mi na tobie. Proszę, masz moje słowa. Powiedziałem to. I nie mam zamiaru z tego tytułu oglądać, jak męczysz się z samym sobą. Cokolwiek stało się w przeszłości, już nie istnieje. Możesz zacząć na nowo. Czuć. Mogę... - urwał, nie mając pojęcia, czy dobrym pomysłem jest mówić podobne rzeczy. Częściowo jednak nie dbał już o to, czy drugi je usłyszy.

Jeśli to miało pomóc, choć odrobinę, gotów był to nawet wykrzyczeć.

- Możesz co? – dopytał Yoongi, który nie cierpiał niedokończonych myśli, choć sam używał ich nader często.

- Pokazać ci – powiedział nieśmiało drugi, zwalniając uścisk i zasługując na spojrzenie drugiego, wprost w jego oczy, niegotowe na widok tak ciemnego nieba tęczówek jasnowłosego. – Pokazać ci, że to nic takiego, że uczucia są... dobre – skończył, odczuwając lekko jakby był właśnie rodzicem tłumaczącym dziecku zasady rządzące światem. Te najprostsze.

To, że trawa jest zielona, a niebo błękitne.

- Myślisz, że potrzebuję pomocy? Że sam nie dam rady? – stwierdził Yoongi jedynie. – Nie rozśmieszaj mnie... - urwał, gdyż Hoseok niespodziewanie złączył swoje palce z jego. Tak naturalnie i subtelnie, jakby wcale nie był to dotyk tak intymny w pewnym wymiarze, że prawie zwalił go z nóg, każąc uciekać, a policzkom – pokryć się czerwienią.

- Tak właśnie uważam. Brawo, przejrzałeś mnie – odparł od razu. – Jesteś cholernie uparty i nie rozumiem do końca, co tobą rządzi. Ale mam zamiar... coś zrobić. Cokolwiek.

- Jesteś niemożliwy – parsknął tylko Yoongi, ignorując motyle fruwające mu pod skórą i wywołujące słodkie łaskotki w sercu. – Naprawdę wydaje ci się, że zmienisz wszystko? Że uczynisz życie lepszym? Uwierz mi, że gdyby tak było, dawno byłbym kimś innym.

- Nie, nie wydaje mi się. I nie mam pojęcia, czy zmienię choćby najmniejszy szczegół. Ale będę do końca swoich dni wypominać sobie, że nie spróbowałem – stwierdził szczerze, po czym rozłączył ich palce, które zaczęły tęsknić za wzajemną bliskością dokładnie w momencie ponownego zetknięcia się z chłodnawym powietrzem. – Tego nie możesz mi zabronić.

- Pewnie nie. Musisz jednak wiedzieć, że cokolwiek sobie ubzdurałeś w tej głowie... jest kompletnie inaczej – odparł tylko, wiedząc, iż jego słowa i tak nie powstrzymają drugiego absolutnie przed niczym. Od początku tej rozmowy czuł to zrezygnowanie, ten ciężar w sobie samym, choć jednocześnie pragnął każdej sekundy z drugim, za co siebie nienawidził, z całą serdecznością.

W końcu chciał tylko go chronić, podczas gdy Hoseok niczym ćma zbliżał się do światła myląc je z czymś zbawiennym, z myślą, że uniknie spalenia.

Jak mocno się mylił.

- Pozwól, że sam to ocenię – stwierdził drugi jedynie, szurając butem po betonie. – Brzmisz, jakbyś odgórnie wiedział, że jesteś skazany na to wszystko. A to nie prawda.

- Ty za to brzmisz, jakbyś uważał siebie za zbawiciela świata, którym nie jesteś – odparł Yoongi jedynie, zaciągając się świeżo zapalonym papierosem, ignorując przy tym karcące spojrzenie Hoseoka.

Palenia mu na pewno nie odbierze.

- Wcale nie... - powiedział od razu chłopak, znów odsuwając się odrobinę i spuszczając wzrok. – Po prostu nie wiem, chyba chcę i sobie i tobie coś udowodnić.

- Powodzenia życzę – mruknął sarkastycznie drugi. – Jeśli mam ci coś doradzić, to to, abyś trzymał się z daleka od otaczających mnie spraw. Już i tak wciągnąłem cię w zbyt dużo. I wybacz, jeżeli ostatnie wydarzenia dały ci jakieś nadzieje. Musisz cholera jasna w końcu zrozumieć, że nie jestem dla ciebie zbyt dobry, póki jestem jeszcze w stanie cię ostrzegać. Tyle.

- Kurwa, Yoongi – przeklął pod nosem Hoseok, a imię jasnowłosego połączone z drugim słowem w pewnym sensie brzmiało całkiem dobrze, dosadnie, ale bez przesady. Jakby one dwa po prostu się w pewien sposób lubiły, nie niosąc żadnego negatywnego wydźwięku. – Robisz się nieznośny z tym całym „jestem zbyt ciemnym charakterem dla kogokolwiek". Dałbyś sobie spokój. Nie wiem, czy sobie zdajesz sprawę, ale nie jestem jedyną osobą, której na tobie zależy. I pewnie również nie jedyną, którą całowałeś – dodał, nieco uszczypliwie, wywołując u drugiego suchy, prawie ironiczny śmiech. – Więc w czym problem?

- W tym, że... - urwał Yoongi, ale nie skończył. Minęła dłuższa chwila dym powolnie przechodził przez powietrze, a palce Hoseoka już dawno znalazły się w kieszeniach jego spodni. – Że mi akurat nie zależy na każdym. I nie każdą osobę jestem w stanie pocałować, co może pewnie dziwić – zaśmiał się, choć wiedział, że to nic nie da w obecnej sytuacji.

Powiedział, co powiedział.

- Zrozum więc różnicę. Nie próbuję ochronić jedynie ciebie – dodał jeszcze, czując, jakby właśnie podawał się drugiemu na talerzu, w pełnej zastawie, oczekując, że ten upuści go na ziemię, by mógł się rozbić na drobne kawałki i więcej nie mógł złożyć na nowo.

Nie tym razem.

- Co powinno mówić samo za siebie – stwierdził ciszej Hoseok. – Jesteśmy skazani na to, po co więc masz się męczyć sam?

- Bo tak zawsze było lepiej – odparł Yoongi cicho, zaciągając się dymem. – A teraz wybacz, mam zamiar iść załatwić trochę spraw. Miłego dnia – dodał jeszcze, oddalając się od rozmówcy nieznacznie, zostawiając go opartego o elewację, zupełnie przepełnionego ilością informacji i własnych emocji.

Nigdy nie sądziłby, że drugi tak się otworzy, choć nie wiedział jeszcze, jaki miał w tym cel. Co to wszystko miało znaczyć i dlaczego pozwolił mu usłyszeć tak wiele.

Może jeszcze miał się dowiedzieć.

- Tobie również – wyszeptał do siebie, a drugi zdecydowanie nie był w stanie tego usłyszeć. Ze środka budynku dało się słyszeć dzwonek na lekcje, Hoseok więc pozwolił sobie wejść do środka i gdy przechodził przez próg drzwi szkoły, Yoongi właśnie przekraczał bramę wyjściową.

Sprawiając, że podążali tą samą drogą w dwóch przeciwnych kierunkach.





p.s generalnie dziwnie się opisuje rozmowy yoonseoka o uczuciach, bo ja doskonale wiem, jak to jest trudne dla nich i po prostu nie wytrzymuję--- także wybaczcie, jeśli to brzmiało niczym cięte drewno w tartaku

p.s2 czemu wymyśliłem taką długą fabułę, wtf do starości tego nie skończę elo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top