should be higher

- Na pewno chcesz? - zapytał po raz kolejny, jakby chciał się upewnić, że mężczyzna nie zrezygnuje. W walizce na stole leżała spora suma pieniędzy. Tych, które były mu tak potrzebne, a których jak na razie nie mógł mieć, póki nie odpowie z całkowitą świadomością, że się zgadza. 

- Ta. Nie będzie innej okazji. 

- W takim razie rób, jak uważasz - odpowiedział czarnowłosy, podając mu przedmiot wypełniony banknotami. - Wiedz tylko, że nigdy nie wisiałem czegoś komuś dwukrotnie. Musisz się liczyć z tym, że kolejnej przysługi nie będzie - odpowiedział stanowczo, po czym dmuchnął do góry, by odgonić z oczu niesforny kosmyk włosów, a ręce skrzyżował na piersi. 

- Domyślam się - odpowiedział Namjoon patrząc przez moment w dół, by po chwili unieść wzrok. - I tak dziękuję, że się wywiązałeś. 

- Nie ma sprawy, bracie - odpowiedział drugi, po czym męsko uściskał się z chłopakiem. - Spadam. Życzę powodzenia, chociaż nie wiem, co chcesz zrobić z tą kasą. 

- Myślę, że się przyda - odpowiedział uśmiechając się krzywo do siebie. - Też spadamy - odpowiedział w kierunku Yoongiego, który był przy całej sprawie jako świadek, ale i w razie, gdyby coś poszło nie tak. Namjoon wiedział, kogo mieć u boku, kiedy mogło dojść do rękoczynów. 

Wyszli z kamienicy, dawno opuszczonej. To tutaj zazwyczaj odbywały się wszelakie przetargi. Władze nie interesowały się za bardzo budynkiem, w którym nocowali bezdomni, kurwy, oraz narkomani. Za to sprawy wszelakich nielegalnych transakcji na tym zyskiwały. Interesy kwitły, długi zostawały wyrównywane, czym potwierdzeniem były pieniądze przechodzące z rąk do rąk, lub ślady krwi na ścianach, które zasychały, niczym wspomnienia o zabitych.

O tym jednak Namjoon wolał nie myśleć. Grunt, że miał, czego potrzebował. A konkretniej Jungkook. Nie musiał tego robić, z drugiej strony... rządziły nim nieco samolubne pobudki. Wiedział, że ci goście nie cofną się przed niczym. Nie mógł dopuścić do powtórki z rozrywki, gdy tamtej feralnej nocy oberwał Hoseok. 

A co, jeśli to byłby Jin? Nie wybaczyłby sobie tego. 

Spojrzał na zegarek, który miał na nadgarstku. Srebrny, prezent od ojca. Nie nosił go często, ale dziś poczuł, że chciał go założyć. Chociażby po to, żeby Max zobaczył, że jakoś daje radę. Bo nigdy nie mówił mu tego wprost. Zawsze jakoś to demonstrował. Nawet, jeżeli to była pół-prawda. Chciał mu jednak pokazywać, że przestępczość nie znaczyła jedynej drogi sukcesu. Ale ten nie słuchał, za każdym razem po prostu się odwracał, w kierunku tylnego wyjścia, niczym potwierdzenie, że nie zamierza zmienić swojego życia. 

Dochodziła piętnasta, miał więc jeszcze godzinę, żeby dojechać do domu, zostawić pieniądze i pojechać do Jina. Wiedział, że chłopak jest chory, chciał mu więc zanieść lekcje, jako, że miał niebawem egzamin z języka. 

To nie tak, że chciał go po prostu zobaczyć. 

- Która? - zapytał Yoongi. 

- Piętnasta. 

- Cholera - przeklął pod nosem chłopak, wyciągając komórkę i szybko coś pisząc. 

- Co? 

- Umówiłem się z mamą w kawiarnii. Muszę się zobaczyć z siostrą, zanim pojadą z powrotem. 

- Podwieźć cię? - zapytał Namjoon, klikając na guzik w kluczykach, które sprawiły, że samochód wydał z siebie charakterystyczne pikanie. 

- Skoro nie zabiłeś nas w jedną stronę, to zaryzykuję - odpowiedział, po czym wsiadł do środka, nie widząc, jak drugi uśmiecha się krzywo. 

- Czemu miałbym nas zabić? - zapytał Namjoon, zamykając drzwi i odpalając stacyjkę. 

- Wiesz, nie jeździsz zbyt często. Poza tym nie masz...

- Cicho bądź - uciszył go chłopak i zaczął wycofywać z parkingu. - Radzę sobie świetnie. 

- Powinieneś w końcu uzbierać na zdanie prawka, a nie jeździć pół legalnie z jakimś fałszywym świstkiem. 

- Powiedział ten, co jeździ legalnie. 

- Ja akurat mam Tae, własne nogi i jebaną komunikację miejską. Jakoś wyrabiam. 

- Dobra, nieważne - odparł po chwili, wywracając oczami. - Gdzie to jest? 

- Wysadź mnie w centrum, dojdę sobie - odpowiedział Yoongi i skierował wzrok za szybę, obserwując znane mu miasto. Mijali znane mu miejsca, budynki, sklepy, kluby, ulice. Czasami aż nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo zrósł się z tym miejscem. Zapuścił korzenie, nie był w stanie zrezygnować. Miał w sobie dylematy, mimo to znał odpowiedź. Przez moment był gotów rzucić się matce na szyję i krzyknąć, że chce wrócić, że wyjeżdża, że tęskni, tak bardzo tęskni. 

Ale potem zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie chce stąd uciekać. Jasne, czasami oddałby wszystko, żeby wrócić do domu i wiedzieć, że ona tam będzie. Że Miryo będzie kolorować coś u siebie w pokoju, a gdy usłyszy jego głos, to przybiegnie i przytuli się do jego nóg. Miewał chwile, gdy... nie dawał rady. Nie tylko przez to, ale zdecydowanie nie pomagał fakt, że rozstał się z siostrą czy matką. 

Na własne życzenie. 

Nawet nie zauważył, kiedy Namjoon zatrzymał się na krawężniku. 

- Wysiadka - głos drugiego odciągnął go od myśli. 

- Okay... dzięki za podwózkę - odpowiedział jasnowłosy, po czym zamknął drzwi. Namjoon jedynie kiwnął mu głową i moment później odjechał. Yoongi za to pozostał sam z przeświadczeniem, że pora zacząć udawać, iż wszystko w porządku. Westchnął i zaczął się kierował w stronę kawiarenki na rogu ulicy. Lubił ją, była urządzona w beżach i żółciach, kojarzyła mu się z kwiatami słonecznika oraz miała niewielką przestrzeń pod ziemią, z dodatkowymi stolikami i niewielką biblioteczką. Tam czuł się zwykle najbezpieczniej, niedostrzeżony, ukryty. Rzadko tu przychodził, ale zdążył się związać z tą małą przestrzenią i uczynić ją wyjątkową. 

Wszedł do środka, czemu towarzyszył dźwięk dzwonków. Ostatni raz spojrzał na własne dłonie, nie widział śladów krwi, więc mógł zrzucić z siebie kamień. Sprawdzał je co dziesięć minut, jakby te miały się tam zaraz pojawić i powiedzieć jego mamie, że był wybitnym kłamcą. 

Dostrzegł kobietę w rogu pomieszczenia, wpatrzoną w ulicę za szybą. Obok niej siedziała mała dziewczynka, bawiąca się serwetką ze stolika. Skierował się w ich stronę i momentalnie został zauważony. Uśmiechnął się do kobiety, na co ta odpowiedziała tym samym. Szturchnęła małą w ramię, dziewczynka od razu pisnęła i zeskoczyła z krzesełka, by szybko podbiec do chłopaka. Złapała jego nogi w morderczym uścisku, piszcząc głośno. 

- Braciszeeeek! - mówiła wciąż i wciąż, Yoongi za to schylił się nieco i wziął siostrę w ramiona, po czym obrócił nią dwa razy, wprawiając ją w dziecięcy zachwyt. Miała roziskrzone oczka i rumiane policzki. Słodka sukienka w niebieską kratkę podkreślała jej oczy, a blada cera wyglądała prześlicznie z upiętymi w kucyk czarnymi włosami.

- Cześć księżniczko - powiedział, wpatrując się w dziewczynkę, niczym w największy skarb. - Nie nudziłyście się z mamą? 

- Nieee - odpowiedziała, przedłużając specjalnie literki. - Robiłam... ori... ori... - zacięła się, nie będąc pewną, jak powiedzieć słówko. 

- Origami - odpowiedziała kobieta, uśmiechając się rozczulająco. - Choć skarbie, myślę, że pora wrócić na ziemię - na słowa te Yoongi postawił Miryo na podłodze. Ta pobiegła do krzesła i weszła na nie sprawnie. Jasnowłosy zajął miejsce obok niej, po czym wziął kartę. 

- Zamówiłyście coś już? 

- Tak, deser dla młodej i kawę dla mnie. Możesz sobie coś domówić, jeśli chcesz. 

- Okay, wybaczcie mi na moment - powiedział i podszedł do baru, żeby wziąć sobie swoją ulubioną, czarną kawę. Tęsknił za goryczą na języku, zwłaszcza, że Tae zazwyczaj robił mu białą - nie miał pojęcia, czemu, chociaż nie narzekał, bo wychodziła mu naprawdę dobra. 

Wrócił do stolika po paru minutach, z nieco lżejszym portfelem. 

- Więc, co tam u ciebie? - usłyszał po chwili. Spodziewał się tego. 

- Wszystko w porządku. Szkoła jakoś idzie, czuję się dobrze. Nie narzekam. 

- Naprawdę? - zapytała kobieta, jakby nie będąc pewną. 

- Tak, nie masz się czym martwić. 

- A koledzy? 

- Co z nimi? - zapytał Yoongi nieco zbyt szybko. 

- No... pytam, czy między wami jest wszystko po staremu. 

- A czemu miałoby nie być? 

- Nie wiem, wydajesz mi się spięty, a skoro wszystko dobrze w szkole, to pomyślałam... 

- Nie jestem spięty - uciął, nieco ostrzej, niż zamierzał. - Przepraszam... - dodał po chwili. - Chyba źle dzisiaj spałem i jestem trochę zmęczony - łgarz, pomyślał sobie w głowie. 

- Mówiłam ci, żebyś dbał o sen. 

- Uczyłem się do późna - kolejne kłamstwo. 

- Nigdy tak nie robiłeś...

- Zmieniły mi się priorytety - odparł lekko. - Więc poświęcam temu więcej czasu. 

Rozmowę przerwał na moment stukot szkła o blat, gdy kelnerka podała im zamówienia. Oczy Miyro roziskrzyły się na widok pucharka z lodami, który wcale nie był tak duży, dla dziewczynki wyglądał jednak na ogromny, a jej apetyt mówił jej, że nie zostawi w środku ani kropli. Yoongi wpatrywał się w nią jak w obrazek. 

- Pomóc ci? - zapytał. 

- Nie, dam radę - odpowiedział mu piskliwy głosik, ale i wypełniony buntem. Jak mógł wątpić, że nie zje wszystkiego? 

- W porządku - odparł, unosząc dłonie do góry. Po chwili jednak ułożył dużą dłoń na główce dziewczynki i zmierzwił nieco jej kosmyki. Ta nie protestowała i jedynie zachichotała cicho. 

Gdyby jej tu nie było... nie wiedziałby, czy by przyszedł. Naprawdę czuł się beznadziejnie, ale nie z powodu braku snu. Po prostu... 

Jego głowa. Jego cholerna głowa. Myśli, ostre jak brzytwy, raniące go od środka. 

- Miło mi słyszeć, że zajmujesz się nauką - usłyszał po chwili głos matki. - A gdzie teraz mieszkasz? 

- U Tae. 

- Wciąż? Myślałam...

- Nie znalazłem sobie jeszcze niczego. Dam znać, jeśli mi się uda. Na razie dobrze mi ze współlokatorem. 

- Rozumiem... - odpowiedziała. - A... jak u ciebie z... - zaczęła, mieszając łyżeczką w napoju. 

- Z czym? - zapytał chłopak, upijając łyk kawy i czując znajomą gorzkość na języku. 

- Z miłością - zapytała kobieta ostatecznie, sprawiając, że Yoongi na moment wstrzymał oddech. 

- Co? - zapytał z drwiącym uśmiechem. - Jaką miłością? 

- No... nie wiem, masz może kogoś na oku? 

- Dlaczego w ogóle o to pytasz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym skierował wzrok za szybę, byle nie patrzyć jej w oczy. Byle nie mieć zbyt abstrakcyjnych wizji w głowie.

- Rzadko mam okazję cię pytać o podobne sprawy. Jestem po prostu ciekawa. 

- Nie, nie mam nikogo na oczu. Nie interesuje mnie to na razie - gryzł się przez moment. Mówił prawdę. 

A może nie? 

- Oh... - brzmiała jakby była zawiedziona. Z drugiej strony, czemu się dziwiła? Nigdy nie mówił jej o swoim sercu. Nawet Jimin nigdy nie wyszedł w rozmowach z nią, mimo, że swego czasu czuł do niego coś głębszego, niż tylko pociąg fizyczny, nocne zbliżenia i mnóstwo, mnóstwo samotnych poranków. - W porządku... Po prostu myślałam, że... może już zacząłeś kogoś widywać. 

- Nie w tym życiu, mamo - odpowiedział, na co ta uśmiechnęła się lekko. - Co cię tak cieszy? 

- Nic, też tak mówiłam. A potem spotkałam Twojego tatę. 

- Błagam, nie mów mi po raz setny tego samego - westchnął, po czym znów upił nieco kawy. 

- Dobrze, nie będę cię męczyć - odpowiedziała, ukracając swoje zamiary w powiedzeniu mu tej historii na nowo. Cieszyła się jedynie, że ma syna przy sobie i może z nim rozmawiać. Niekiedy traciła wiarę w podobne momenty, gdyż Yoongi zawsze był skryty. Przeżywał bardziej w sobie, niż na zewnątrz i choć wiedziała, jaki jest, to nie potrafiła się czasami z tym pogodzić. Chciała wiedzieć o nim więcej, w końcu był jej dzieckiem. Ale ilekroć czuła z nim nić połączenia, coś słabło i nie umiała dotrzeć głębiej. 

Musiało jej więc wystarczyć to, co miała. Ulotne chwile, w których czuła się prawdziwie jak matka. 

***

- Przepraszam, ale w mieście były straszne korki - powiedział Namjoon, wchodząc do mieszkania. W ręce trzymał sporą torbę, z jedzeniem na wynos, które zamówił po drodze. - Poza tym wpadłem po coś do jedzenia. - dodał, stawiając je na blacie w kuchni.

 Jin za to leżał na kanapie w salonie, słysząc jedynie, że drugi był w mieszkaniu. Był w takim stanie od dwóch godzin, zakryty kocem aż po nos, w białej koszulce i bokserkach, czując się, jakby zatoki miały mu wybuchnąć, a mięśnie zniknąć. Zdecydowanie nienawidził przeziębień, kataru, kichania i kaszlu. Choroby były dla niego koszmarem i za każdym razem, gdy tak kończył, miał wyjątkowo okropne samopoczucie. 

Najwyraźniej jednak tym razem miał kogoś, kto mógł mu je poprawić. 

- Chcesz coś? Czy nie jesteś głodny? - usłyszał po chwili. 

- Mhm - odpowiedział jedynie, po czym kichnął głośno. 

- Na zdrowie - odpowiedział ze śmiechem Namjoon, a Jin sięgnął desperacko po chusteczki na stoliku, których uzbierał tam już całą kolekcję. Dopiero po paru minutach ujrzał mężczyznę, niosącego dwie miski do których przełożył dania. Postawił je na stoliku, sprzątnął chusteczki i wrócił do chłopaka. Wyglądał rozczulająco, zawinięty w miękki materiał, z wystającymi spod niego oczami i kosmykami włosów rozrzuconymi na oparciu. Namjoon podszedł do niego, po czym pocałował leciutko w czoło, na co ten zarumienił się lekko, nie spodziewając się takiego gestu ze strony drugiego. 

Był on jednak konieczny i nie do zwalczenia. 

- Musisz się podnieść, jeśli chcesz coś zjeść - powiedział, po czym usiadł na fotelu obok. Jin niechętnie zmienił pozycję na siedzącą, eksponując nagie nogi, których widok sprawił, iż drugi odwrócił wzrok. Nie na to miał patrzeć, choć nie spodziewał się ujrzeć jego skóry. Seokjin za to nie był nawet świadom tego, że spowodował coś takiego. Ostatecznie zwinął się w kulkę i wziął ze stolika swoją porcję. 

- Jeju, chyba uratowałeś mi życie - odpowiedział, po zjedzeniu pierwszego kęsa. - To jest pyszne. 

- Moja ulubiona knajpka w mieście. Poza tym, miło mi słyszeć, że zostałem bohaterem - uśmiechnął się Namjoon. -  

- Tego nie powiedziałem.

- Ale chciałeś - na te słowa drugi znowu zarumienił się lekko. 

- Jesteś uroczy - skomentował Namjoon, mając małe iskierki w oczach. 

- Przestań, to nie prawda - zaczął Jin, mówiąc w kocyk - Po pierwsze, jestem chory, a nie uroczy. Wyglądam, jak jakiś bałagan. 

- Jak uroczy bałagan. 

- Mówiłem, żebyś... 

- Shhh. Nic nie mów  - przerwał mu Namjoon, na co Jin jedynie wywrócił oczami, domyślając się, do czego będzie to prowadzić. Od tamtego wieczora, kiedy zgoniłby wszystko na nieoczekiwane procenty w swoim krwiobiegu, zachowywali się wobec siebie nieco inaczej. Nie wiedział jeszcze, jak to określić, to, co tworzyło się między nimi. Ale czuł się z tym niezwykle dobrze. Swobodnie. Czuł się bezpiecznie i darzył chłopaka zaufaniem. Może oddał mu je zbyt łatwo, ale nie dbał o to. Nigdy nie czuł się w podobny sposób, nie mógł zaprzeczyć, że zdecydowanie coś do niego czuł. 

Tylko co? 

Skończyli niemalże jednocześnie. Namjoon zebrał naczynia, ku protestom Jina, który zadeklarował, że pozmywa, nie miał jednak za dużo do gadania w tym temacie i ostatecznie został na kanapie, patrząc, jak mężczyzna w kuchni czyści naczynia. 

- Masz dla mnie lekcje? - zapytał. 

- Tak, są w plecaku - odpowiedział, a Seokjin zerknął za kanapę, gdzie stała torba drugiego. 

- Dużo ich jest?

- Głównie chemia i biologia. Przynajmniej tyle udało mi się zdobyć. No i jeszcze fizyka. 

- Oh, wybornie - westchnął ciężko chłopak. Kompletnie nie czuł się na siłach, by robić cokolwiek. Ale musiał kiedyś nadrobić stracone godziny. Nie mógł być w tyle z klasą. 

- Spokojnie, pewnie zrobię ci większość. 

 - Ani mi się waż - odpowiedział szybko Seokjin. - Wystarczy, że mi zmywasz naczynia. 

- Drobiazg. 

- Jasne. Dla mnie to dużo. Zrobię je sam, poważnie.

- A ja poważnie zrobię je za ciebie. 

- W takim razie po co mi je w ogóle przyniosłeś? 

Nastała chwilowa cisza. 

- Chciałem cię po prostu odwiedzić - odpowiedział nieśmiało Namjoon, wycierając ręce w ścierkę. Jin przez moment nic nie mówił, by po chwili wydać z siebie jedynie krótkie "oh", które wyrażało wszystko, co obecnie czuł. 

- Wiesz, że... - zaczął. - Nie musisz mieć pretekstu, żeby mnie odwiedzać? 

- Wolałem mieć cokolwiek, żeby się nie wpraszać, kiedy chorujesz - Namjoon zajął miejsce obok chłopaka, w oczach miał znajome iskry, a Jin nie mógł oderwać od nich wzroku. 

- Nie wpraszasz się. Hoseok czasem to robi, ale nie ty - stwierdził łagodnie. - Przychodź kiedy chcesz. 

- Uważaj na słowa, bo jeszcze skorzystam - zaśmiał się Namjoon. 

- Mam nadzieję - odpowiedział do siebie Jin, drugi jednak słyszał to dość wyraźnie i poczuł rozlewające się w nim ciepło. 

Gdyby tylko ten chłopak wiedział, co robił z jego wnętrzem takimi słowami i najmniejszymi gestami. 

Gdyby tylko wiedział. 

***

- Chodź Jimin - usłyszał w słuchawce naglący głos. - Będzie spoko. Chociaż Namjoon jest z księżniczką, ale nie potrzebujemy ich do dobrej zabawy. 

- Nie wiem... chyba nie mam nastroju - odpowiedział chłopak, stukając leciutko palcami w szybę. Jego profil oświetlało światło księżyca, zmieszane z lampą uliczną. Był ubrany na czarno, a ciało opierał o chłodną powierzchnię. Ułożony był na miękkim parapecie przypominającym kanapę. Lubił tą pozycję, czuł się wtedy mały i bezpieczny. Miejsce to emanowało spokojem, a przesiadywanie na nim, z książką czy słuchawkami na uszach sprawiało, że lepiej radził sobie z emocjami. Po prostu on sam i spokój. 

- Nie daj się prosić - usłyszał ponownie Yoongiego. - Mam nadzieję, że wpadniesz. Tae mówi, że Jungkook też wpadnie. Nie wiem, no będzie nam nudno w trójkę. - przerwał na moment. - Ale rób co chcesz. W każdym razie napisz, czy będziesz czy nie. Będę czekał. 

- Okay - powiedział słabo do telefonu. - Napiszę. 

- W porządku... to do zobaczenia - Yoongi nagle brzmiał łagodniej, jak nigdy. Jimin rozłączył się szybko, bez słów pożegnania. Jednocześnie chciał być sam z samotnością i mieć kogoś obok. Naprawdę miał gorszy dzień. W szkole prawie na niczym się nie skupiał. Miał w głowie zbyt wiele myśli, zbyt wiele otwartych scenariuszy. Nawet próby mu nie szły, choć nie powinien dzisiaj ćwiczyć. Robił to jednak coraz częściej. Może zbyt często. Chciał jednak w końcu zniknąć z tej szkoły. Może i był przywiązany do osób, do niektórych bardziej, niż powinien, ale tak byłoby lepiej. 

Gdyby zrobił na kimś wrażenie... mogliby go przenieść do szkoły tańca. Marzył o tym. I nie miał zamiaru przestać. Nawet, jeśli to oznaczało morderczy trening. 

Westchnął, pozostawiając na szybie niewielki obłoczek. Nie wiedział, czy chce mu się w ogóle ruszać z domu. Owszem, lubił kluby, imprezy...

oraz kogoś, kto teoretycznie miał tam być. 

Odchylił głowę do tyłu i oparł o ścianę. Dłonią sięgnął po papierosy. Odpalił jednego i uchylił drugie okno, by dym mógł uciekać z pomieszczenia. 

Podjęcie decyzji zajęło mu dokładnie piętnaście minut. Trzy papierosy później i zbyt dużo walk z myślami. 

***

Dochodziła dwudziesta druga. Został zdecydowanie dłużej, niż zamierzał, ale nie mógł odejść, gdy Jin zasnął mu na kolanach, wtulając się w niego. Namjoon w pewnym momencie wyłączył nawet serial, nie chcąc, by któryś odgłos zbudził chłopaka. Wydawał mu się taki nierealny, z miękkimi policzkami, zamkniętymi oczami i rozsypanymi włosami. Prezentował się wręcz anielsko, niewinnie, czysto. 

Mógł tak wymieniać bez końca. 

Zdawał sobie sprawę, że pakuje się w coś cudownego. Z drugiej strony obawiał się zbliżać do chłopaka. Zdarzało się, że miał pewne spięcia z niebezpiecznymi ludźmi. Jeśli ucierpiałby Seokjin... nie potrafił sobie nawet tego do końca wyobrazić. Przebaczenie nigdy by nie nadeszło, to jedyne, czego był pewny. 

Uwielbiał jednak to, co przy nim czuł. Dziwny rodzaj wolności i uskrzydlenia. Nie miał tak dotąd w życiu. Żadna osoba nie zdobyła go tak bez wysiłku, zupełnie... naturalnie. Jakby oboje wiedzieli, że tak ma być. Jakby byli po prostu... dla siebie nawzajem. Wiedział, jak trudno było niektórym uzyskać jego zaufanie. A Seokjin miał je od razu. Od momentu, gdy przysiadł się do niego w autobusie. Zostawił pocałunek na policzku. Pozwolił się dotknąć, tamtego wieczoru, gdy otaczała ich aura pożądania. 

Nawet teraz, gdy leżał na nim, a Namjoon mógł spokojnie głaskać jego głowę, czując, jak włosy chłopaka splatają się z jego palcami. Nie znalazłby słów na opisanie, jak spokojnie się czuł. Jaką przyjemność sprawiało mu samo przebywanie z nim. Miał wrażenie, że o takich rzeczach słyszy się tylko w książkach, w filmach. 

Jakieś pieprzone miłości od pierwszego wejrzenia. 

I to do złudzenia mu to przypominało, choć słowo miłość wciąż było dla niego zbyt duże. Nie potrafił do końca nazwać swoich uczuć. Przywiązał się jednak, na tyle, że chyba nie był już w stanie zrezygnować. 

I na Boga, nie chciał. 

Odchylił głowę do tyłu, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Ostatecznie jednak zasnął, pozwalając głowie opaść lekko na bok, a myślom płynąć swobodnie, powoli, tworząc sny o kimś, kto skradł go całego, kawałek po kawałku.

Dla kogo zaczynał niespiesznie istnieć. 

***

- Podaj mi... - Jimin nawet nie był w stanie skończyć zdania. Nie chciał się upić. Ale to stało się samoistnie. Sprawowanie kontroli nad emocjami był jego jedynym ratunkiem, a alkohol to umożliwiał. Lubił je topić i patrzeć, jak desperacko łapią powietrze. Tylko że, gdy to już się działo, sam doprowadzał się do stanu, w którym nie kontaktował już ze światem. I to była cena zapomnienia. 

- Tobie już chyba wystarczy - Tae odsunął butelkę od chłopaka. - Czemu do chuja któryś zawsze musi się zalać? Przecież nie mieliśmy aż tyle pić. 

- Chrzanisz - odpowiedział Yoongi. - Zawsze chodzi o to, żeby poczuć się jak pan życia, chociaż na moment. 

- Ta, ja się tak czuję, a nie tykam tego gówna. 

- Ale trawki próbujesz - odpowiedział Jungkook, mieszając ciesz w swoim kieliszku. 

- O święty się znalazł - stwierdził Tae. - To było raz, może dwa. 

- Kła... Kłałmiesz - powiedział Jimin zdecydowanie bełkotliwym tonem, po czym zasłonił usta ręką. 

- Nie gadaj, że będziesz tu... - Tae nie zdążył jednak skończyć, bo chłopak zerwał się i pobiegł w kierunku łazienki, która była niedaleko. 

- Cholera - warknął Yoongi, po czym zerwał się z siedzenia, chcąc śledzić chłopaka, lecz przerwał mu Jungkook. 

- Stój, ja pójdę - powiedział spokojnie, po czym wyminął Tae i udał się w ślad za blondwłosym. Yoongi zatrzymał się niczym rażony prądem. Poważnie? O co mu chodziło? Nie miał jednak ambicji by mu zabraniać czegokolwiek. Pozwolił mu po prostu iść za tamtym, a sam został z Tae, który miał zdecydowanie dość radzenia sobie z nimi, więc zajął się przeglądaniem instagrama i blokowaniem niektórych, którzy wyjątkowo chcieli zdobyć jego względy w wiadomościach prywatnych.

Jungkook za to miał w sobie mieszankę, jakby nie wiedzieć skąd. Emocje przelewały się jedna przez drugą. Już sam fakt Jimina w tym stanie był dla niego... dziwny. Nie sądził, że chłopak może się doprowadzić do takiego stanu. Widział go raczej, jako rozsądnego, a nie kogoś, kto byłby zdolny do czegoś takiego. Może właśnie ta świadomość kazała mu wejść do męskiej łazienki, po czym wejść do jedynej zamkniętej kabiny, która nawet nie była zablokowana. Jimin nachylał się nad toaletą i choć nie był to najprzyjemniejszy widok, Jungkook przytrzymał go za ramiona i odgarnął włosy z twarzy, która zroszona była potem. Jimin nawet się nie stawiał, nie miał siły. Był wykończony, trząsł się, nie zwracał uwagi, czy ktoś go trzyma, czy nie. 

Dopiero gdy spróbował wstać i się poślizgnął odczuł pozytywne skutki towarzystwa. Jungkook złapał go w talii nie pozwalając upaść. Poczekał, aż ten stanął o własnych nogach, spłukał wodę i pomógł mu dojść do umywalki, w której wypłukał palące gardło. Jimin płakał, czując jak czysta ciecz pomagała mu się pozbyć tego obrzydlistwa. Czuł też cholerny wstyd, gdy dostrzegł, kto mu pomógł. Nie chciał, by akurat on widział go w takim stanie. Przez moment sądził, że to Yoongi, który zwykle go ratował z takich sytuacji. Tym razem postanowiono jednak z niego zakpić. 

Spojrzał w lustro, w puste oczy i mokrą twarz. Nie poznawał siebie. Łzy mieszały się z wodą. Miał dość. 

- Jimin, wszystko... 

- Zabierz mnie stąd - powiedział jękliwie. - Proszę - odwrócił wzrok w stronę drugiego, a ten wstrzymał oddech. 

Jeszcze nigdy nie widział tyle bólu w czyiś oczach. 

***

Hoseok nie mógł uwierzyć, że odpisywał, chociaż nie sądził, by miał jeszcze zasnąć. Nie wyciszył telefonu i to był jego błąd. Najwyraźniej powinien, bo okazało się, że ktoś zrobił z tego aż za dobry użytek. 

"Dlaczego nie pisaliśmy wcześniej?" - przyszła po chwili wiadomość. Od kontaktu, który zapisał "kryminalista". 

"Bo nie miałeś mojego numeru?" - wystukał szybko odpowiedź, dość oczywistą z resztą. 

"Fakt. Punkt dla ciebie. Ale czemu do cholery w ogóle piszemy?"

Hoseok wywrócił oczami. Czym sobie zasłużył, by znosić coś takiego o w pół do pierwszej w nocy? 

"Nie wiem, ty zacząłeś idioto

"E tam od razu. Mogłeś zignorować. I uważaj na słowa

"Po dziesięciu wiadomościach? Nie sądzę. I to ty uważaj"

"Na pewno nie wysłałem aż tyle... Na co? Zrobisz mi krzywdę?

"Masz rację, mój błąd. Dwanaście. I nie, nie zrobię, ale i tak uważaj"

"Pirdzielisz"

"Yoongi?"

"Co?"

"Jesteś pijany?" - musiał zapytać, bo większość wiadomości nie wyglądała normalnie, a jak kod do rozszyfrowania. 

"Czemu pytasz?"

"Przekręcasz wyrazy. Mocno

"Co? Wyglądają normalnie jak dla mnie"

"Bo jesteś pijany, dlatego"

"nieeeee"

"Oczywiście, panie "jestem zajebiście, kurwa, trzeźwy""

"Nie pisz przekleństw"

"Czemu? Ty używasz ich cały czas

"Nie wiem, to brzmi gorąco, gdy ty to robisz"

"Boże, Yoongi, przestań. Naprawdę wypiłeś za dużo. Idź spać"

"To daj mi iść"

"To znaczy? Nie rozumiem... wcale cię tu nie trzymam"

"Wyjdź z mojej głowy"

"Słucham?"

"Wyjdź z moich myśli. Cholera, Hoseok, zajmujesz mi cały umysł. Wyjdź stamtąd. Nikt nie chce tam być."

"Ja... myślisz o mnie?"

"Dość kurwa często"

"Czemu...?"

"Nie wiem, po prostu... Nie mam pojęcia. Jesteś jakąś moją klątwą."

"Przepraszam w takim razie"

"Nie przepraszaj, idioto, to ze mną coś jest nie tak"

"Bo?"

"Mam za dużo wizji z tobą. I zdecydowanie nie powinienem ci tego mówić"

"Nie mów. Może nie chcę wiedzieć..."

"Szkoda. Mógłbyś wykorzystać moje upojenie alkoholowe"

"Nie jestem taki

"Bo jesteś za dobry"

"Co?"

"Nie ważne. Spadam. Może uda mi się zasnąć"

"Mówisz? Jeju, udam, że ta rozmowa nie miała miejsca

"Okay, mi pasuje"

Ale nie chciał się z tym pogodzić. Nie odpowiadało mu to do końca. 

"Do poniedziałku"

"Ta, do poniedziałku"

I smsy ustały. Hoseok miał jedynie trochę zbyt duży mętlik w głowie. Uspokoił go jednak szybko. W końcu Yoongi był pijany. Pewnie będzie żałować każdego słowa o poranku. 

Myśli jasnowłosego nie zatrzymały się jednak, tak, jak miały. Wciąż miał je w głowie, skupione wokół Hoseoka, w obrazach, za które nie dostałby rozgrzeszenia. 



they are all damaged people </3


jezz, pisałem to z 3 godziny, jak nie dłużej 

also, w międzyczasie zdążył zdarzyć się cud, ktoś zwichnął staw skokowy, a ja przesłuchałem znaczną część playlisty Yoongiego 

p.s to będzie taki tasiemiec, że w imię ojca i syna :"

p.s2 błędy są na pewno, bo publikuję to po północy, ale mam nadzieję je poprawić po szkole jakoś 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top