secret to the end

- Przyszedłeś – szorstki głos przerwał ciszę pomiędzy mężczyznami. Namjoon posłał drugiemu spojrzenie z uniesioną brwią. Dlaczego miałby się nie zjawić? W końcu to była jego sprawa, to on musiał się o wszystko zatroszczyć i to jemu zależało.

- Jak mógłbym ominąć taką okazję – odpowiedział jedynie. – Podobno lubicie dręczyć słabszych.

- Gdzie to wyczytałeś? Na wikipedii? – zaśmiał się niebiesko włosy.

- Ta, kurwa, w twoim pamiętniku – odparł Namjoon szybko. – O co Wam chodzi, panienki? – zapytał po chwili, widząc, jak w oczach chłopaka pojawiają się ogniki.

- Uważaj na słowa kochasiu, bo... - zrobił krok do przodu, lecz jego towarzysz szybko złapał jego rękę z dezaprobatą. Nie chodziło im o rękoczyny, a o słowa.

- Ty również – zdanie to brzmiało jak brzytwa, zdolna pociąć drugiego na kawałki. – Kulturalnie byłoby, gdybyś mi odpowiedział na pytanie, zamiast rwać się do walki.

- Sprzeczność interesów. Węszycie za dużo. Jungkook się nie wywiązuje...

- Jungkook znalazł sobie inną stronę, dla której teraz pracuje, więc mógłbyś schować swoją pieprzoną dumę do kieszeni – przerwał mu Namjoon.

- Myślisz, że to takie proste? Od nas się nie odchodzi. – syknął. – Poza tym, gdzie on teraz jest? Powinien stać tutaj przede mną i mówić mi całą litanię.

- Gdyby mógł, to by to zrobił. Poza tym, tak się składa, że ty lubisz się wysługiwać innymi, żeby sprzątali twój syf, także nie miej nic do młodego.

- Grzebiesz sobie, Namjoon – powiedział niebieskowłosy, po czym splunął na ziemię. – Albo dostarczy nam to, co miał dostarczyć, albo się doigracie. Niech chociaż odejdzie ze spłaconym długiem.

- Nie jest wam nic winien.

- Tak się gówniarzowi wydaje. Niech nie zgrywa chojraka za waszymi plecami, tylko weźmie to na klatę. Mówiłem, od nas się nie odchodzi. Więc niech zapłaci i zapomnimy o sprawie.

- Skąd w takim razie ma wziąć tyle towaru, co? Albo głupią równowartość w pieniądzach?

- Ma dzianych starych, przeleją mu z kieszonkowym.

- To nie spada z nieba, gdybyś nie wiedział. Daj mu więcej czasu.

- Ile? Miesiąc, rok? Potrzebujemy tego teraz i albo to zrobi, albo będzie bardzo nieprzyjemnie.

- Grozisz nam?

- Zawsze, kotku – odpowiedział z krzywym uśmiechem wygranej, oraz błyskiem kpiny w oczach. Namjoon naprawdę chciał go posłać na asfalt i zademonstrować, co o nim myśli. Z drugiej strony nie był w nastroju do bójki, zwłaszcza tak niedaleko od szkoły.

- Jeszcze zobaczysz, że nas nie da się przyprzeć do muru – powiedział, odchodząc. – Daj nam tydzień, a załatwimy sprawę - dodał po chwili.

- Tydzień? Dostałeś zastrzyk odwagi?

- Nigdy nie byłem tchórzem – zakończył Namjoon, wkładając słuchawki do uszu i idąc w kierunku miasta.

Tydzień. Kurwa mać.

***

- Czekaj, coś ty mu, do chuja, powiedział? – zapytał Yoongi, jakby nie usłyszał za pierwszym razem. Nie sądził, że Namjoona było stać na coś takiego.

- Że w pierdolony tydzień dostanie wszystko z powrotem.

- Brawo stary, żeś się, cholera jasna, popisał – powiedział Yoongi, wyjmując paczkę papierosów z kieszeni i podając jednego Namjoonowi, który ten, jak zwykle, odtrącił.

- Powinieneś się nauczyć palić, jeśli masz zamiar odwalać takie rzeczy.

- Nawet nie dałeś mi skończyć...

- A co tu jest do kończenia? Złożyłeś mu obietnicę, za kogoś, w dodatku taką, której nie jesteś stanie spełnić. Nie wiem, mam ci imprezę gratulacyjną wyprawić?

- Boże, Yoongi, daj mi dojść do słowa – syknął Namjoon, co na moment zamknęło jasnowłosego, który zajął się odpalaniem swojej fajki. – Mam pojęcie, że to nie jest wykonalne, przynajmniej na ten moment. Ale znam parę osób, które mogłyby nam pomóc.

- Poważnie? Kogo, wszechmogącego Boga?

- Przestań, chodzi mi o moich starych znajomych. Siedzą teraz w broni i narkotykach. Nie kontaktowaliśmy się długo, ale może pozwolą nam wyjść z tego syfu.

- Nagle masz jakieś sekretne znajomości na każdą okazję, co może pójść nie tak – mruknął Yoongi, poprawiając torbę ze sprayami na ramieniu.

- Szczerze mówiąc... wszystko – odpowiedział Namjoon, nie będąc do końca pewnym własnych działań. – Nie znam jednak nikogo innego, kto byłby skłonny sprzedawać za dwie trzecie ceny. Ani nikogo, kto ma u mnie niespłacony dług.

- Nieźle się ustawiłeś za młodu, w takim razie... - powiedział jasnowłosy z nutą podziwu. – Ale tak na poważnie... myślisz, że Dae odpuści po tym wszystkim? Nawet jeśli mu oddamy co do pieprzonego grosza? On sam szuka zaczepki, poza tym jest homofoniczną gnidą, a moja szafka kusi czystością ich czerwone farby. Wiesz, co mam na myśli. Oni tak działają, jak zacznie im się nudzić, to wymyślą coś, żeby zapętlić wszystko od nowa.

- Domyślam się, po prostu martwię się o młodego – przyznał Namjoon, studiując przez moment własne buty. – Sam chyba nie wie, co sobie funduje. Zadaje się z Lucasem, prowadzi z nim interesy, skąd mam wiedzieć, czy w końcu nie odpalą jakiejś naprawdę grubej roboty. Wiesz, że jego ludzie to jebani kryminaliści. Nie chcę, żeby dzieciak oberwał.

- Rozumiem, rozumiem... - Yoongi momentalnie spoważniał. – Chyba każdy z nas by zabił, jakby któremuś z nas spadł włos z głowy.

- Nie ukrywam, że to bardzo prawdopodobne – uśmiechnął się krzywo Namjoon. Choć nie był za odbieraniem życia, to doskonale wiedział, ile znaczą dla niego chłopacy. Ich cała czwórka przeszła wystarczająco wiele, by obiecać sobie rzeczy większe, aniżeli kochankowie.

- Swoją drogą... wszystko w porządku między nim a tobą?

- A jak widać? Chronię mu właśnie dupę, więc nie ciężko się domyślić.

- O co w ogóle poszło? Nie znam zbyt wielu powodów, dla których mielibyście się tak urządzić.

- Oh, stary... - Namjoon przesunął sobie dłonią we włosach i skupił spojrzenie na światłach ulicznych – Jungkook chyba się zakochał. I mówią to, mam na myśli, że widać, jak mu zależy.

- Poważnie? To ta cała Sana, czy jak jej tam?

- Tak, tylko widzisz... Sana jest, za wyjątkiem Mel, drugą pupilką Lucasa i Bóg mi świadkiem, że prawdopodobnie nie raz byli razem w łóżku. Nie widzę w niej za bardzo materiału na związek z kimkolwiek, zwłaszcza z Kookim. Ostatnio się trochę otwiera, więc nie chciałbym, żeby świat dał mu z miejsca za to w pysk, bo sobie wybrał złą osobę.

- Nie sądzę, żebyś musiał się martwić. On i tak nie przywiązuje zbytniej wagi do uczuć – mówiąc to jasnowłosy skrzywił się niezauważalnie, jakby próbował zapytać siebie samego: a ty przywiązujesz?

- Jasne, jest chłodny jak kamień – odpowiedział sarkastycznie Namjoon – Po pierwsze jest młody, więc jeśli dla niego to wielka miłość, to musi sobie uświadomić, że tak nie jest.

- Nie jesteś w stanie ocalić każdego od świata.

- Ale mogę próbować – odpowiedział po chwili chłopak. – Dobra, to tutaj? – zapytał wskazując na murek, który miał może z cztery metry wysokości, jako, że od pewnego czasu szli w zagłębieniu, prowadzącego do tunelu pod miastem, którym można było dojechać poza jego granice, prosto na autostradę. Dochodziła dwudziesta druga, dookoła panowała ciemność, a lampy uliczne na tym odcinku nie dawały wiele kierowcom. Co jakiś czas mijały ich auta, ale pędziły już na tyle szybko, że nie nikt nie zwracał uwagi na dwójkę chuliganów, którzy postanowili nieco ozdobić szary kamień.

Yoongi tęsknił za robieniem graffiti. Kiedyś przychodzili tutaj częściej. Czasami widział jeszcze swoje podpisy na niektórych ścianach budynków, czy murach w mieście. Zawsze tym samym pseudonimem, rozpoznawalnym tylko w niektórych kręgach.

Suga.

Finezyjne, duże „S" oraz pozostałe, bardziej statyczne trzy litery. Kilkoro osób nawet go używało, ale niezbyt często. Tae zdarzało się tak na niego mówić, mimo to starał się trzymać ksywkę z dala od codziennego życia. Znaczyła bowiem trochę więcej, niż można było przypuszczać.

Namjoon za to rysował walącą się wieżę, oraz podpis „społeczeństwo" obok niej. Czasami ich tak ponosiło i siali swoją własną propagandę, czy sposób myślenia. Oczywiście również miał swoją wizytówkę: dwie litery, r i m obok siebie, a między nimi krzyż, czy plus, jak kto wolał interpretować. Nie był religijny, więc kompletnie go to nie obchodziło.

Ludzie zawsze widzieli to, co chcieli zobaczyć.

Yoongi właśnie kończył cienie na malowanej czaszce i wężu, który wił się dookoła niej i przez nią, gdy został oświetlony przez reflektory samochodu. Po chwili do uszu jego, jak i Namjoona dobiegła ostra muzyka syren policyjnych.

- Szlag by to, psy się zjechały! – krzyknął Namjoon, pakując puszki do torby. Yoongi chwycił swoją już w biegu, dołączając do drugiego. Szybko wpadli na schody, które wiodły w górę, na ulicę znajdującą się wyżej. Niekończąca się ilość stopni nie zdawała się już tak zła, kiedy przeskakiwali nawet po trzy naraz. Słyszeli krzyki za sobą, kobiecy i męski. Nie mogli przecież do nich strzelać, mogli więc tylko gonić za nimi. Przez krótkofalówki dało się słyszeć polecenia do innych patroli w pobliżu.

Mieli przejebane. Byli na skraju miasta. Dom Yoongiego, jak i Namjoona były zbyt daleko, by cokolwiek zdziałać. Przez moment oboje mieli w głowie wizję bycia skutymi w kajdankach na komisariacie, za akt wandalizmu. Biegli chodnikiem, by po chwili przebiec przez drogę i skręcić w jedną z wąskich, cienkich ulic. Yoongi przewrócił za sobą kosz na śmieci, słysząc głośne polecenia policjantów. Wybiegli na kolejną ulicę, która wydawała się jasnowłosemu dziwnie znajoma.

Był tu już kiedyś, pamiętał. Zaraz po kłótni z tatą. I z Tae, kiedy zabierali ludzi na jego urodziny.

Na Boga, Hoseok tu mieszkał. W budynku naprzeciwko nich.

- Hoseok! – krzyknął, przebiegając z Namjoonem przez jezdnię i prawie zostając potrąconym przez samochód. – Pukaj do drzwi idioto!

- Zaraz, co?

- Kurwa, Namjoon! – krzyknął znowu, po czym sam wskoczył na niewielkie schodki i zaczął walić w drewnianą powierzchnię. Widział światło palące się w pokoju, więc chłopak zapewne nie spał. Zapukał ponownie, słysząc gwizdy policji, oraz fakt, że zbliżali się dość szybko.

Po chwili drzwi się uchyliły, ukazując im Hoseoka, który był wpół przytomny przez ułamek sekundy, by po chwili zdać sobie sprawę, kto stał przed jego drzwiami. Nie zdążył nawet otworzyć ust, gdyż dwójka wpakowała się do środka, a Yoongi zatrzasnął drzwi z hukiem. Przez moment nasłuchiwał, ale nie usłyszał nic, co mogłoby wskazywać, że pościg trwał. Najwyraźniej schowali się w idealnym czasie, zanim policjanci wybiegli z alei.

- Co do... - Hoseok spoglądał na dwójkę kompletnie zdezorientowany, nie mając pojęcia, co właśnie miało miejsce.

- Spokojnie, my... - Yoongi oddychał ciężko. – Wpadliśmy przejazdem. '

- Wybacz, że tak bez zapowiedzi – dodał Namjoon po chwili. – Ale mieliśmy nieprzyjemne towarzystwo.

- Zaraz, moment, co? – Hoseok kompletnie nie umiał złożyć tego w sensowną całość.

- Powiedzmy, że przyłapano nas na czymś średnio zgodnym z prawem i patrol postanowił nas gonić.

- Schowaliście się tutaj przed policją?! Odbiło wam?

- Słuchaj, nie mieliśmy wyjścia, ale uwierz, postawimy ci z niejedną kolejkę na następnej imprezie za gościnę.

- Sami tu wpadliście – stwierdził chłopak, zakładając ręce na piersi. – I nie musicie mi nic stawiać. Po prostu nie napadajcie mnie więcej w środku nocy.

- Nocy? Jest dopiero koło jedenastej...

- Dwunastej, Yoongi – sprostował Namjoon, spoglądając na zegarek naścienny. – Naprawdę, sorry za najście, ale nie mieliśmy wyjścia. Już nas parę razy notowali, więc jak nam coś jeszcze dopiszą, to będzie z nami krucho.

- Jak to parę razy? Czy ja się kumpluję z przestępcami?

- Na Boga, Hoseok, zluzuj gacie, wszystko w porządku, nikomu nie zrobiliśmy krzywdy, po prostu... dobrze się bawiliśmy – zakończył z lekkim uśmiechem.

- Dla mnie to jedno i to samo, jeśli wylądowaliście na policji – powiedział jedynie. – Myślę poza tym, że możecie już iść, skoro zagrożenie minęło.

- Ta, chyba... chyba tak – stwierdził Namjoon niepewnie, po czym wyjrzał przez wizjer w drzwiach. – Nikogo nie widzę, spadamy Yoongi.

- Zostanę moment, może Tae mnie zgarnie, bo jest w mieście.

- Jak uważasz, ja lecę. Uważaj na siebie – powiedział, nim zniknął za drzwiami, bez pożegnania i dodatkowych słów wdzięczności.

- Przykro mi, ale chyba musisz iść w jego ślady.

- Czekaj, co? – zapytał jasnowłosy zdziwiony.

- Nie będę się teraz tobą zajmować, właściwie miałem iść spać, kiedy przerwało mi pukanie, jakby mój dom chciały sprawdzić siły specjalne. Jest późno, a mi zależy, żebym był w stanie jutro wstać do szkoły.

- Pieprzysz od rzeczy, wcale ci nie zależy.

- Ah tak? To patrz – Hoseok podszedł do niego, czując, że zbyt wiele w nim buzuje przed wydarzenia ostatnich minut, których nie spodziewał się w najdziwniejszych scenariuszach. Chwycił Yoongiego za przedramię i pociągnął, chcąc pokazać mu wyjście trochę wyraźniej, jasnowłosy jednak nie dał się traktować w taki sposób i szybko odwrócił strony, przygwożdżając chłopaka do drewnianej powierzchni. Miał swoją rękę pod jego podbródkiem, opartą nieco na szyi i ramieniu. Nie chciał go udusić, tylko wybić z głowy używanie na nim przemocy. Poza tym nie zrobiłby Hoseokowi krzywdy.

Z różnych względów.

- Puszczaj, do kurwy, Yoongi, co ty... - Hoseok nie musiał jednak kończyć, gdyż z ogników w oczach chłopaka dostrzegł łagodniejące fale, jakby gaszące chwilowy pożar. Uścisk się rozluźnił, jasnowłosy odpuścił kompletnie. Oczy wciąż przenosił to z tęczówek chłopaka, to nieco niżej.

Skąd u niego taka myśl?

- Przepraszam, ja... poniosło mnie. Chyba za często muszę się uciekać do samoobrony... - nie mówił pewnie, jakby wszystko, co sobą reprezentował jeszcze minutę temu po prostu uciekło.

- Nic się nie stało – odpowiedział Hoseok, kładąc sobie dłoń na bojącym odcinku ramienia. Nawet nie zapytał, co znaczyło „często muszę się uciekać do samoobrony". Czyżby tamta bójka w barze nie była czymś, co zdarzało się wyjątkowo rzadko? Przed kim chłopak się bronił tak często?

- Ja chyba... powinienem...

- Tak, iść. Teraz już zdecydowanie - stwierdził Hoseok.

- Wybacz – powiedział jeszcze jasnowłosy, otwierając drzwi. Noc była ciemna, ciepła, a on potrzebował pomyśleć, właściwie nad wszystkim.

- Albo... - zaczął Hoseok, sprawiając, że ponowili kontakt wzrokowy na kilka sekund. Yoongi nie rozumiał, co drugi chce mu jeszcze powiedzieć. Żeby się tu więcej nie pokazywał? Zrozumiałby. – Nie wiem, może mógłbym cię odprowadzić? Jest późno, różni ludzie chodzą po ulicach.

Dlaczego chciał się o niego troszczyć i go bronić? Z jakiej racji? Po tym, jak sam go definitywnie zaatakował?

- Zadzwonię po Tae, nie trzeba mi towarzystwa – mruknął jedynie pod nosem.

- Myślę, że wyczerpałeś u niego limit przysług – dodał Hoseok po chwili.

Yoongi uśmiechnął się sam do siebie, tak, by drugi tego nie widział. Co mu tak zależało na nocnej wędrówce z nim? Naprawdę chciał z nim iść taki kawał? Musiał być szalony. Przecież chwilę temu był najbardziej za tym, by Yoongi zniknął z jego pola widzenia.

Co go napadło?

- Jak chcesz, ale podobno musisz jutro wstać do szkoły.

- Sam stwierdziłeś, że mi nie zależy – odpowiedział, robiąc krok do przodu. Jedną dłonią chwycił skórzaną kurtkę, oraz kluczyki wiszące na haczyku.

- Mówisz poważnie. Boże, masz bardziej zmienne nastroje, niż Taehyung.

- Może i masz rację – powiedział, zamykając za nimi drzwi mieszkania i udając, że nie widzi palącego się wciąż światła we własnym pokoju.

- Zdajesz sobie sprawę, co właśnie robisz? – zapytał ciszej Yoongi, nie wiedząc, kiedy dokładnie jego głos przybrał taką barwę. – Wychodzisz z domu, żeby przejść kilka ładnych kilometrów, w środku nocy, dla mnie? – nie był pewny ostatniej części zdania, ale zaryzykował.

- Chyba tak – odparł Hoseok bez większych emocji. – To w którą stronę?

- Postradałeś zmysły, albo to ja.

- Nie pozbawiaj mnie zmysłów, tylko dlatego, że przed sekundą chciałem cię wyrzucić z domu.

- I co sprawiło, że wyrzuciłeś się ze mną?

- Nie co, a kto.

Jasnowłosy przez chwilę nie rozumiał.

- O kim ty mówisz?

- O tobie.

- A co ja takiego, do cholery zrobiłem, oprócz próby zabicia ciebie?

- Boże, przestań pytać. Przypomniało mi się coś. Poza tym... nie zabiłeś mnie i nie chciałeś tego zrobić. Przegiąłem, skoro tak zareagowałeś. A teraz zostaw temat i powiedz mi, w którą stronę iść.

- W lewo – odpowiedział, nie zadając więcej pytań, choć miał ich w głowie tysiące. Czuł się tak, jakby zamienili się rolami. Jakby Hoseok był tym, który trzymał wszystkie sekrety świata, a Yoongi tym, który próbował po nie sięgnąć.

- Zatem? – stwierdził w końcu, nie mogąc się powstrzymać. – Co takiego sobie przypomniałeś?

- Ty... - zaciął się na moment, nie potrafiąc do końca złożyć własnych myśli w sensowne zdanie. Jego policzki stały się bardziej różowe, lecz jasnowłosy tego nie dostrzegł, wpatrzony w chodnik, którym szli. - Rysowałeś mnie ostatnio, prawda? – skończył ostatecznie Hoseok, powiedział to bardzo lekko, a Yoongiemu zrobiło się momentalnie ciężko w środku. Skąd wiedział? Widział go? Niemożliwe. Wyszedł przed nim. Co do cholery?

- O czym ty mówisz? – zgrywał nie mającego pojęcia o sprawie, tylko po to, by jakoś nie dać się zdemaskować. Mógł wmówić mu cokolwiek, ale nie chciał w żadnym pierwiastku ujawniać, że tam był i rzeczywiście to robił.

A rysunek z Hoseokiem oplecionym kwiatami wciąż istniał w jego szkicowniku, niezniszczony.

- O poniedziałku – odparł cicho, jakby nagle bał się poruszać sprawę. Szybko tracił pewność własnych słów. Chciał być ostrożny z chłopakiem. Nie zamierzał go płoszyć własnymi domysłami. Ale nigdzie już chyba nie pomyliłby tych jasnych kosmyków włosów, wyprostowanej sylwetki, oraz rąk włożonych w kieszenie spodni. – Wyszedłem z sali, a ty szedłeś korytarzem. Zastanawiałem się, co mogłeś tam robić i... pomyślałem, że znów mnie rysowałeś.

Yoongi przez moment w ogóle się nie odzywał, po czym wyjął papierosa i zapalił go szybko. Dym zaczął powoli ciąć powietrze i wypełniać jego płuca w geście miłosierdzia, oraz te Hoseoka, w geście zadawania bólu. Chłopak kaszlnął kilkukrotnie, co sprawiło, że Yoongi momentalnie przeszedł na jego prawą stronę, nie dając wiatrowi go zatruwać.

- Może i masz rację.

- Nie powiesz mi? Chyba mogę...

- Słuchaj – zaczął ostrzej, niż zamierzał w myślach. – Ciężko mi zrozumieć pewne rzeczy, więc nie pytaj o nie. Naprawdę chciałbym nie musieć walczyć ze swoim każdym słowem, ale ciągle to robię. Nie utrudniaj mi tego.

- Obawiam się, że teraz ja nie wiem, o czym mówisz... - Hoseok miał w głowie bałagan. Bałagan myśli, zapleciony gdzieś między żółtymi płatkami słoneczników, a ich zielonymi łodygami.

- Mam na myśli, że chcę z siebie dużo wyrzucić, ale wiem, jakie będą tego konsekwencje. Więc nie pakuję się w kłopoty i siedzę cicho. Za to twoja ciekawość wbija mi w skórę szpilki i każe wszystkiemu ulecieć.

- Przecież nie musisz mi mówić rzeczy, jeśli nie chcesz – stwierdził z lekko zmarszczonymi brwiami, gdyż było to dla niego dość oczywiste. – Nie usprawiedliwiaj się przede mną.

- A kto powiedział, że robię to przed tobą? – zapytał, choć dość cicho.

- Tak to wygląda.

- Najwyraźniej źle widzisz.

- Wzrok mam akurat dobry.

- Akurat.

- Nie zamierzałem się z tobą kłócić.

- Sam zacząłeś – powiedział Yoongi, po czym zaciągnął się mocno.

- Ja nie zacząłem, nic z tych rzeczy.

- Serio? A kto przed chwilą...

- Nie chodzi mi o „przed chwilą". Tylko w ogóle. Te pytania by nie istniały, gdyby nie ty.

- Moment, sugerujesz mi coś? Oskarżasz? O czym my tak naprawdę...

- Po prostu nie mogę cię wyrzucić z głowy! – Hoseok uniósł lekko głos, nie będąc pewnym, co właśnie powiedział, dlaczego i czemu wpakował w to tyle emocji. Ale fakt faktem, że ledwo dawał sobie radę, zwłaszcza po urodzinach Yoongiego. Zwłaszcza po tym, jak tego wieczora wbiegł do jego domu, uciekając przed stróżami prawa. I po momencie, kiedy dostrzegł tak raptowną zmianę w jego oczach, coś, co mu się nie przewidziało.

Złagodniał dla niego. Był odsłonięty. Znowu. Po raz drugi. Poza tym go rysował. Ponownie. I Hoseok nie był już w stanie trzymać tego wszystkiego na boku.

Yoongi spoglądał na niego przez moment, osłupiały. Nie sądził, że to się wydarzy, nie sądził, że to słowa tak go uderzą. I że będą zgodne z tym, co sam czuł.

Również nie mógł wyrzucić go z głowy. Nawet gdy bardzo się starał.

- Hoseok, ty... - zaczął, patrząc na żywe emocje w oczach drugiego, podobne do żywiołów, oraz ten delikatny błysk w oczach.

- Przepraszam, nie chciałem – rzekł po chwili drugi zbijając Yoongiego z tropu. – Po prostu... ciągle siedzisz mi w myślach. I nie rozumiem dlaczego. Wybacz, jeśli jestem zbyt wylewny, ale...

- ...czujesz, że możesz być, prawda? – jasnowłosy skończył za niego. Dawno nie mówił w taki sposób. Łagodnie, ciepło.

- Dokładnie – odpowiedział chłopak, uśmiechając się nieco z jeszcze jaśniejszymi iskrami w oczach.

- Chyba nie jesteś sam z tym uczuciem – powiedział Yoongi, gasząc papieros o ścianę mijanego budynku. Chciał udać, że nie mówi o niczym ważnym. Choć nie wychodziło mu to najlepiej.

Już zdążył się przywiązać do chłopaka. Nie miał pojęcia jak, ale to zrobił.

- Co?

- Nawet nie wiesz, ile bym ci powiedział, gdybym mógł – powiedział ostatecznie Yoongi, czując, jak kruszy sobie mur. – Ale nie jestem w stanie – dodał, kładąc w nim kolejną cegłę.

- Nie skrzywdziłbym cię, jeśli o to chodzi.

- Nie kłam – uśmiechnął się Yoongi pod nosem. Najsmutniejszym z uśmiechów. – Nie znasz mnie.

- Daj mi się poznać – w tych słowach było tyle niewinnego dobra, że jasnowłosy był gotowy się zapaść, rozsypać na ostre kawałki własnych, równie naostrzonych myśli.

- Tylko głupcy mnie o to proszą. Idź do domu, to nie był dobry pomysł, żebyś chodził ze mną po ciemku.

- Może nie ma to dla mnie znaczenia.

- Ale ma dla mnie. Nie chcesz mnie poznawać.

- Skąd wiesz, czego chcę? – Hoseok zrobił krok do przodu, a Yoongi krok do tyłu. Chłodna ściana jednej z kamienic dotknęła jego pleców.

- Nikt świadomie nie prosi o destrukcję.

- Nie masz pojęcia, o co proszę – Hoseok nawet nie miał zamiaru dawać mu możliwości bycia za zasłoną, schowanym, w bezpiecznej odległości. Miał dość półsłówek, nie rozumiał siebie, ani swoich myśli, czy snów.

Wiedział jednak, że nie zrezygnuje już z właściciela jasnych kosmyków włosów, oraz ciemnych oczu, w których jeszcze nie dostrzegał tej przerażającej ilości strachu.

- Po prostu idź już – powiedział Yoongi, nie mogąc się powstrzymać od lekko łamliwego głosu. Zaczął sobie zdawać sprawę z tego, co się właśnie rozgrywa. I musiał to zatrzymać, nawet jeśli jedyne o czym myślał, to fakt, jak blisko siebie byli i jak wielkich słów używali.

- Na pewno tego chcesz? Żebym odszedł?

- Tak – powiedział jedynie, po czym spojrzał na chłopaka ostatni raz, nim ten odwrócił się w drugą stronę z mieszanką wszelakich uczuć, która znajdowała się w kolorze jego tęczówek. Poszedł w przeciwnym kierunku, nie oglądając się za siebie.

Czy tak nie było lepiej?

- Dobra, poczekaj – powiedział głośniej, by tamten mógł go usłyszeć. Wciąż miał dziwną barwę głosu. Nie taką, jakiej używał na co dzień. Nie tą, którą tworzył przekleństwa na imprezach.

- Coś się zmieniło?

- Ja tylko... - pierwszy raz się tak czuł. Jak dziecko. Bezbronny, sam dla siebie. – Mógłbym cię częściej rysować?

Hoseok nie pokazał mu swojego uśmiech, różowych policzków, ani słoneczników w myślach.

Skinął jednak głową i oddalił się od jasnowłosego, bez innych słów, pozostawiając Yoongiego w stanie, w którym bywał niezwykle rzadko, praktycznie nigdy.

Sprzeczność serca. Walka myśli. Bezustanne przeczucie, że traci kontrolę nad barierami. To, co miał dookoła siebie znał bardzo dobrze. Czasem było mu ciasno we własnym świecie, ale nie wychylał się dalej.

I ten chłopak wciąż sprawiał, że pragnął to zrobić.

Za to strach wciąż trzymał go w ryzach.



expect some jikook shit in the next one

also namjin

dobra, zamykam się już 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top