rush
Jimin miał ochotę krzyczeć.
Ale znajdował się na szkolnym korytarzu, a to nie było najlepsze miejsce do tego celu. Musiał więc, zamiast dać upust emocjom, skupić się na oddechu i nie rzucać wobec siebie oskarżeń we własnej głowie.
Co dla niego było wyjątkowo trudne.
Był taki czas, że znał siebie bardzo dobrze i trafnie określał własne limity. Jeśli czegoś nie mógł, nie potrafił, to ćwiczył, ale nie do przesady, lecz z praktycznie perfekcyjnym wyczuciem. Wiedział, kiedy powiedzieć „stop", wiedział, kiedy nie robić następnego kroku, do przekroczenia granic.
Dużo się zmieniło.
Obecnie czuł, jak palą go mięśnie, jak suche ma usta i jak jego płuca próbują nadążyć za jego całym ciałem z dostarczaniem tlenu. Przegiął, oczywiście, że tak. Wiedział o tym. Nawet po wzięciu prysznica i wypiciu połowy butelki wody nie poczuł się lepiej. Taniec tego dnia nie wydał mu się ucieczką, a pułapką, zmęczenie nie dodawało motywacji, a odbierało z niego całą energię.
Szedł sam, kroki niosły się po tej części budynku, sprawiając, że czuł się jeszcze mocniej pozostawiony sobie samemu i własnemu wnętrzu, które obecnie najchętniej wyrzuciłby do pierwszego lepszego kosza i odszedł jak najdalej. Nie było to jednak takie proste, choć oddałby wiele, aby tak było.
Miał już kierować się do wyjścia, gdy dostrzegł znajomą sylwetkę, siedzącą na jednej z kanap w holu. Na niedużym stoliku obok niej miał postawiony kubek z kawą z automatu oraz piórnik, na nogach położył jakiś zeszyt, a między trzema palcami prawej dłoni trzymał długopis. Jungkook wydał mu się w obecnej sytuacji prawie nierealny. I nie miało to nic wspólnego z tym, że się uczył, a Jimin nie widział go takim często, właściwie wcale. Po prostu... codzienność z jaką się prezentował uderzyła go zdecydowanie mocniej, niż powinna.
I sprawiło to, że zmienił plany.
- Hej, udajesz, że zdajesz? – zapytał Jimin, podchodząc bliżej chłopaka i siadając tuż obok niego. Czuł ciepło od drugiego ciała, czuł, jak stykają się łydkami i skrawkiem uda. Czuł perfumy drugiego i widział jego potargane włosy, znudzone spojrzenie, oraz zęby zaciśnięte na przyrządzie do pisania.
Detale.
- Bardzo zabawne, Park – parsknął szatyn w odpowiedzi. – Zostaniesz teraz poetą?
- To był przypadkowy rym.
- Jasne, jasne... - mówiąc to Jungkook lekko się uśmiechnął. – Tak się składa, że to nasz sprawdzian z fizyki, który muszę zaliczyć.
- Który to temat?
- Emm, dokładnie ten – odpowiedział, wskazując na nazwę, a potem wszystkie wzory pod nią skryte. Jimin jedynie westchnął ciężko. Pamiętał, jak nieźle kuł do tej pracy, ale ostatecznie udało mu się wyjść z tego całkiem dobrze.
- Mogę ci trochę z tym pomóc, jeśli chcesz – odezwał się po chwili, nie mając pojęcia, po co to zrobił, ani dlaczego. Jungkook nawet nie dał sygnału, że mógłby tego oczekiwać, a Jimin sam pchał się z butami. Może dlatego, że skoro już razem siedzieli, a szkoła była praktycznie pusta o tej porze, to wolał to wykorzystać. Może po to, żeby Jungkookowi zaimponować, najzwyczajniej w świecie.
Ludzka natura.
- Mówisz poważnie? Hoseok tłumaczył mi to ledwie wczoraj, ale wciąż mam problem z tym jednym... - tym prostym zdaniem chłopak zainicjował prawie pół godziny objaśniania funkcji wzoru, sposobu jego działania i zastosowania. Jimin w pewnym momencie sam się sobie dziwił, że tyle pamięta, jako że nie był wielkim fanem przedmiotów ścisłych, o wiele mocniej związany był z literaturą, sztuką i muzyką. Tym razem jednak musiał otworzyć w głowie inne szufladki, chcąc pomóc komuś, kto w najbardziej prostym ujęciu był dla niego naprawdę ważny.
Tak przynajmniej czuł.
I być może trwałoby to dłużej, być może spędziliby tu połowę popołudnia, ale wszystko przestało na to wskazywać po owych trzydziestu minutach. Jungkook całkiem niedyskretnie sprawdził telefon, chcąc się upewnić, że już musi wychodzić.
- Dobra, będę się zawijał – powiedział w końcu, zamykając zeszyt z nowymi notatkami. – Dziękuję bardzo, że poświęciłeś mi czas... wiem, że to nic wielkiego, ale... naprawdę jestem wdzięczny – dodał, spoglądając na własne kolana, jakby utrzymanie wzorku z drugim było dla niego zbyt wymagające. Jimin za to spoglądał na niego, przepełnionego zakłopotaniem i poczuł, jak coś w jego środku robi przynajmniej trzy salta, od pewnej słodyczy, jaką dostrzegł w tym widoku.
- Nie ma sprawy, naprawdę – odpowiedział jedynie – Przy okazji sam coś sobie przypomniałem.
- Racja, racja... - padła odpowiedź, gdy ten pakował swoje rzeczy. Jimin również chwycił za plecak i wyszedł razem z Jungkookiem na zewnątrz. Chciał z nim jeszcze chwilę porozmawiać, jeszcze na moment go zatrzymać.
Jednak nie mógł, bo dostrzegł jego powód do tak raptownego końca nauki. Dostrzegł go w szczupłej, ślicznej dziewczynie, o długich włosach i uroczym uśmiechu, którą jeszcze dwie noce wcześniej mógł spokojnie nazwać „lekkich obyczajów" i nie byłoby to przesadne stwierdzenie, wręcz eufemiczne.
Jungkook jedynie mu pomachał, na co Jimin odpowiedział tym samym. Założył uśmiech na twarz i włączył błysk w oczach. Obraz smutny, jeśli umiało się dostrzegać szczegóły. Blondyn odwrócił się w kierunku parkingu, chcąc po prostu wsiąść na motocykl i zapomnieć, że ma jakieś uczucia do kogokolwiek.
Zdążył jednak przejść ledwie kilka metrów, kiedy usłyszał krzyk. Nie taki, który wydaje się podczas paniki, zranienia, czy bólu. Nie, to było coś w rodzaju bezradności.
I nie tylko Jungkook krzyczał.
Odwrócił głowę, chcąc zobaczyć co się dzieje. Ledwo zarejestrował większego kolesia z ostatniej klasy, który trzymał Jungkooka za kołnierz obiema dłońmi. Plecak szatyna leżał na ziemi, a obok niego cała zawartość. Wśród której miała się znajdować też niewielka torebka, naprawdę maleńka, z białą substancją. Jednak nie było jej tam.
I ta niewielka ilość narkotyku była tutaj powodem do sporu, czego Jimin nie był w stanie dostrzec.
Wiedział jednak, że Jungkook może zaraz dostać, nie wiadomo właściwe za co. Rzucił własną torbę i zaczął biec w kierunku dwójki. Sana próbowała bezskutecznie uspokoić obie strony konfliktu jeszcze sekundę temu, ale obecnie potrafiła jedynie stać i patrzeć, jakby zabrano jej rozum.
- Hej, puszczaj go! – krzyknął Jimin, nie mając pojęcia, co właściwie robi. Był mniejszy, prawdopodobnie mniej muskularny i nie mógł, nie mógł tego wygrać.
Z drugiej strony co miał do stracenia?
Większy mężczyzna nawet dobrze się jeszcze nie rozeznał, że jest tu ktoś czwarty, a już czuł uderzenie w nos, które sprawiło, iż puścił Jungkooka, który dość niezgrabnie upadł na bruk. Jimin celował w nos i z uśmiechem satysfakcji widział, jak chłopak się zatacza, trzymając się dłońmi za krwawiącą część ciała.
Nie trwało to jednak zbyt długo. Wystarczyło kilka sekund, by w ciele jego przeciwnika nastąpił nagły przypływ adrenaliny spowodowany atakiem, w dodatku tak skutecznym. Blondyn próbował zrobić unik, jednak pięść starszego trafiła go w żebra, a potem w linię szczęki. Upadł, ale nie zamierzał się poddać. Wpadli w dziwny ścisk, próbując walczyć o przewagę nad drugim. Bruk szarpał ubrania i odzierał skórę, nie chcieli jednak przestać. W walce o to, co dla każdego z nich było istotne, choć były to zgoła różne rzeczy.
Jungkookowi zajęło dosłownie chwilę zrozumienie, co się właściwie stało i czemu nie unosi się już w powietrzu. Wstał, po czym szarpnął trzecioklasistą, na tyle mocno, że oboje upadli do tyłu, na szczęście Jungkook uniknął przygniecenia. Jimin za to czuł, że ma dość i ledwo wstał, czując, że jego ciało nie było na to gotowe w żadnym stopniu.
Zwłaszcza w stanie, w jakim zmusił je do tego.
Nim oboje pozwolili sobie na kolejne działania w imię samoobrony, ze szkoły wyszedł nauczyciel od w-fu, jeden z ostatnich znajdujących się w budynku. Widok przed nim był jak kubeł zimnej wody, zarówno dla niego, jak i dla uczestników bójki.
Przez chwilę panowała konsternacja.
- Do cholery, dzieciaki, myślicie, że co robicie? – krzyknął, podchodząc do trójki. Spojrzał na Sanę ukradkowo, jako, że zdecydowała się jednak ruszyć z miejsca i powiadomić kogoś. – Nie wiem, o co wam poszło, ale mam nadzieję, że było warte dwunastu godzin w kozie przez następne 3 tygodnie i tylu punktów ujemnych, że wasze mamy wyrzucą was z domów – kończąc to zdanie pomógł wstać Jungkookowi, który wciąż był na ziemi, nie mogąc pozbierać myśli w całość. – Sprzątnijcie ten bałagan... A ty – to mówiąc wskazał na najstarszego, stojącego z boku i mającego świadomość, że się nie wywinie – Idziesz ze mną, bo doskonale wiesz, że to była twoja ostatnia wpadka – to mówiąc odszedł razem z nim, a chłopak zdołał jedynie pokazać środkowy palec dwójce zostawionej za jego plecami.
Kiedy zamknęły się drzwi szkoły znowu zapadła cisza.
- P-pomóc wam? – głos dziewczyny się urywał.
- Nie, my...
- Damy sobie radę – skończył Jimin, nieco zbyt szorstko, co kontrastowało z łagodnym tonem Jungkooka. Oboje spojrzeli na siebie, jakby chcieli sobie coś przekazać, chociaż jedno zdanie. Razem wkładali rzeczy do środka, podczas gdy Sana postanowiła gdzieś zniknąć. Jedynie Jungkook wydawał się tym przejęty, ale Jimin miał ją gdzieś. Skoro odeszła bez pożegnania, jakby rozpłynęła się w powietrzu, to komu tu zależało?
- Wszystko w porządku? – zapytał po chwili chłopaka przed nim. Na tyle, na ile coś w ogóle mogło być w porządku po bójce i zostaniu spławionym przez dziewczynę.
- Bywało lepiej... ale przynajmniej mogę postawić piwo Namjoonowi, za nauczenie mnie szycia.
- Czekaj, jak to się ma...
- Opowiem ci kiedy indziej, dobra? – głos Jungkooka przeszedł na lekko zdenerwowany, choć obecnie nie miał już ku temu widocznych powodów. Zawiesił plecak na ramieniu i spojrzał na Jimina. Blondyn poczuł się dziwnie odsłonięty, więc spuścił nieco wzrok. Poza tym był ciekaw, o co tak naprawdę chodziło, do tego stopnia, by zostać za to pobitym.
- Dziękuję, po raz kolejny dzisiaj. Mam u ciebie dług, Jimin – coś w jego imieniu, wypowiedzianym przez niego w tym momencie sprawiło, że coś w blondynie znów wykonywało akrobatykę powietrzną.
- To nic ta...
- Nawet tak nie mów – Jungkook podszedł nieco bliżej, a Jimin nieco stracił kontrolę nad oddechem. – Nie wiem, jakby się to potoczyło, gdybyś go nie uderzył. Może leżałbym teraz na bruku, zamiast stać przed tobą, więc tego, kurwa, nie bagatelizuj. Nie znam dużo osób zdolnych do czegoś takiego... zwłaszcza, jeśli to ja wpadam w jakieś gówno, z którego powinienem się sam wydostawać.
- Czasami potrzebuje się czyjejś pomocnej dłoni, to normalne. Nie jesteś mi więc nic winny, Kookie – Jimin chyba pierwszy raz nazwał go zdrobniale i mógłby przysiąc, że oczy drugiego zabłysły słodko, albo był to tylko chwilowy miraż stworzony przez serce blondyna.
- Oczywiście, ja swoje wiem – odpowiedział, odchodząc, z lekkim uśmiechem na ustach, który nie miał nic wspólnego z tym całym wydarzeniem.
- Hej! – krzyknął blondwłosy. Naprawdę nie chciał, by drugi nosił w sobie jakąkolwiek potrzebę odwdzięczenia się mu. Mimo to nie zatrzymał go już. Jungkook kompletnie zignorował wołanie, pozostawiając blondyna sobie samemu. Wciąż było między nimi istotne niedomówienie, Jimin nie zamierzał jednak naciskać.
Skoro tamten powiedział, że mu to wyjaśni, to może miał podstawy, by mu wierzyć.
Podszedł do własnego plecaka, po czym zarzucił go na ramię. Czuł przy tym pulsujący ból żeber, oraz brzucha. Ciało miał zdecydowanie wykończone i potrzebował długiej kąpieli, oraz jedzenia na wynos. Dziękował niebiosom, że nie musiał dzisiaj robić nic konkretnego.
Mógł odpocząć, od świata i siebie samego.
***
Yoongi nie planował dzisiaj zostawać w szkole tak długo. Wręcz przeciwnie. Kiedy już tylko wszedł tego dnia do budynku, miał ochotę z niego wyjść. Potem jednak dopadła go pewna istotna informacja.
Tancerze mieli dzisiaj dodatkowe próby, bo po festiwalu talentów odezwało się kilkoro trenerów z większych szkół tanecznych. Tym samym, gdy tylko zostało to potwierdzone, wszyscy zaczęli trenować nawet ciężej i dodali sobie dodatkowe godziny do harmonogramu.
W tym Hoseok, z tego, co wiedział.
Nie był tym faktem absolutnie zdziwiony. W głowie wciąż miał choreografię, która wydawała się uszyta z silnych emocji, z bólu i próby zrozumienia, z pokusy i kontroli. Yoongi jeszcze dotąd nie widział, by ktoś przekazywał ruchami ciała tak tragiczną a zarazem piękną historię.
Poza tym potrzebował modela, chociaż równie dobrze mógł go rysować z pamięci. Mimo to, jakaś cząstka w nim nie mogła sobie odmówić. A on nie potrafił nawet pojąć, jakim cudem ona w ogóle tam jest. Nigdy nie robił czegoś takiego. Nie patrzył na rysowany obiekt.
Teraz pragnął i chciał, by móc oddać wszystko takim jakim jest, a nie takim, jakim to zatrzymał w splocie różnych wspomnień.
Na przykład moment na dachu, kiedy księżyc oświetlał twarz drugiego, a jasnowłosy na moment musiał zredefiniować pojęcie sztuki. Raz musiał przyznać, że człowiek potrafi nią być, choć było to dla niego po części absurdalne.
Jakim prawem mógł tak myśleć o nieznajomym chłopaku? O osobie, z którą zamienił tak niewiele zdań?
Myśli przerwał mu widok drzwi prowadzących do znajomych dwóch korytarzy, przy których znajdowała się siłownia, oraz sale z lustrami, dla grup tanecznych. Zegarek wskazywał dwadzieścia minut po czwartej. Miał więc jeszcze trochę czasu, zanim Tae skończy lekcje i będą razem jechać do domu.
Wszedł do środka, kierując się w odpowiednim kierunku. Miał ochotę śmiać się z siebie i swojego postępowania. Co go napadło? Naprawdę aż tak mu zależało? Tylko na jakiej podstawie?
Co go tak ciągnęło do tego chłopaka?
Zalewał się falą pytań, jednak nic nie zdawało się trafnie na nie odpowiadać. Nic, co miałoby jakikolwiek sens.
Usiadł na środkowym krześle z rzędu. Czarny plecak położył obok siebie, po czym wyjął z niego mały szkicownik. Dopiero wtedy pozwolił sobie skupić oczy na lustrach przed sobą i muzyce dobiegającej z głośników.
O dziwo na sali była tylko jedna osoba. Yoongi zmarszczył brwi. Nie powinno tu być całej grupy? Czy on coś źle usłyszał? Nie to, żeby narzekał, ale teraz...
Był tu z nim sam i to sprawiło, że poczuł dziwną atmosferę intymności, która tak mu się podobała i onieśmielała jednocześnie. W końcu to on spoglądał na Hoseoka, on i nikt inny.
Ołówek zdawał się sam przesuwać po kartce. Dookoła panowała względna cisza, jeśli by zignorować stłumione odgłosy muzyki dobiegające z pomieszczenia. Hoseok nie wykonywał skomplikowanych figur, trzymał się ziemi, tym razem, mimo to było to bardzo delikatne, ruchy dłoni przypominały kwitnące kwiaty, a cała jego postać wydawała się subtelna, jak ich płatki. Miał w tym jednak pewien pazur, momenty gwałtowności, niczym wiatr szarpiący kruchymi, wielobarwnymi istotami. Dlatego też niektóre kreski były cienkie, muskające kartkę, a inne szybkie, ostre, kończące wszystko z wyrazistością.
Yoongi dopiero po jakimś czasie zdał sobie sprawę, że wcale nie rysował chłopaka w tańcu, a leżącego na polu kwiatów, które zdawały się oplatać jego ręce i nogi, jakby był ich częścią. Płatki we włosach, spokojne, zamknięte oczy, delikatnie rozchylone usta. Coś, co zdawało się samo stworzyć w jego głowie pod wpływem przedstawienia.
Co to miało znaczyć? Tym razem wplótł go w element kompozycji, w obraz, w coś bardzo poetyckiego.
Pospiesznie zamknął notes, nie będąc pewnym, czy nie wyrzuci rysunku później. Był tak dobry, tak dobrze odzwierciedlający to wszystko... zbyt dobry. A to oznaczało, że Yoongi oddaje się temu.
A nie chciał tego.
Wiedział, jak to się skończy, wiedział, że to abstrakcja, że to jakieś dziwne wizje jego głowy, które wydają się równie realne, co marzenia senne. Po prostu nie mógł, nie mógł ich sięgnąć. Nie powinien.
Wstał nieco gwałtowniej, niżby chciał. Hoseok stał na środku sali oddychając ciężko. Uśmiechał się jednak. Zmęczenie to nie wydawało się być dla niego złe, a wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie, jakby wcale nie trenował godzinę, lecz dopiero co tam wszedł.
Jasnowłosy pozostawił sobie ten obraz w głowie, odchodząc korytarzem. Włączył telefon, włożył słuchawki do uszu. Nie miał ochoty słyszeć niczego. Chciał zatonąć, chciał nie myśleć, po co siedział tu tak długo, rysując kogoś, kto nadawał sens pustym kartkom i szaremu grafitowi.
Nie wiedział również, że ten ktoś odprowadzał go wzrokiem, mając w głowie zbyt wiele pytań.
***
- Tae do ciebie dzwonił? – zapytał Namjoon zdziwiony.
- Ta, chciał, żebym to załatwił. Nie wiem, czemu. Przecież wiadomym było, że w końcu będziemy musieli pogadać.
- Wiesz, może dla nich to nie było aż tak oczywiste. Masz tendencję do chowania uraz.
- Poważnie? – Jungkook niemalże prychnął, kopiąc czubkiem buta barierkę przed sobą. – Brzmisz, jakbyś znał mnie lepiej, niż ja sam.
- Wiesz, trochę już ze sobą przeżyliśmy. Wiem, że łatwo nie wybaczasz, nawet, jeśli na takiego wyglądasz.
- Też coś.
Namjoon jedynie uśmiechnął się lekko na tę uwagę. Nie było między nimi wielkiej różnicy wieku, mimo to Jungkook wciąż zachowywał się jak dzieciak, a Namjoon mógłby przysiąc, że czasem czuł się dla niego niczym starszy brat. Może to dlatego, że musiał szybko dorosnąć, albo, że to w większości przypadków on podejmował decyzje, które wpływały na wszystkich.
Mimo to wiedział, że pomiędzy ich czwórką zdążyło wykiełkować coś na wzór braterstwa.
- Mówię tylko prawdę. W każdym razie... nie tylko ty jesteś winny. Mnie tez poniosło. Mogłem to inaczej rozegrać. Po prostu zdarzyło się wtedy trochę za dużo i niewiele było mi potrzeba, żeby puściły mi bariery.
- Wiem, wiem – mruknął Jungkook – sytuacja szybko stała się dość chujowa. Nawet mnie opadła wtedy energia, gdybym tyle nie wypił, to pewnie byłbym w domu wcześniej. Nie wiem, Sana...
- To twój słaby punkt – skończył za niego Namjoon.
- Można tak powiedzieć – chłopak uśmiechnął się lekko pod nosem. – Sęk w tym, że... nie jestem pewien, na ile będziemy w stanie być razem. Nie ma pojęcia, że rozprowadzam narkotyki. Nie wie o mnie i Lucasie. Nie wie kompletnie nic... Z drugiej strony ona też jest dość skryta. Nie chcę jej jednak zmuszać do dzielenia się ze mną wszystkim.
- Myślisz, że to coś prawdziwego?
- Nie mam pojęcia, a jak można to określić?
Namjoon przez moment się zastanawiał, przez moment mógł myśleć jedynie o Jinie i tym, co czuł wobec niego. O całym spektrum emocji, jakie się w nim utworzyły, względem tego chłopaka.
- Każdy czuje to inaczej, tak myślę – odpowiedział w końcu. – Z tym że, jak naprawdę kochasz tą osobę, to jesteś w stanie zrobić dla niej bardzo wiele. Troszczysz się o nią, dbasz o jej komfort. Szanujesz na każdym poziomie. Dzielisz się z nią rzeczami, jakimi nie dzielisz się z nikim innym. Masz więź nie mogącą zostać porównaną do niczego, czujesz...
- Dobra panie poeto, czaję – przerwał mu Jungkook, na co Namjoon przewrócił oczami.
- Chciałeś odpowiedzi, to dostałeś – odpowiedział jedynie zdawkowo.
- Po prostu chyba nie wierzę w to, że to się dzieje od tak – dodał po chwili. – Można to zbudować samemu, albo wejść w to z codzienności.
- Czasem bywa i tak...
- Czekaj, przed chwilą...
- Słuchaj, dzieciaku – Jungkook kopnął but drugiego na to przezwisko – Miłość rządzi się swoimi prawami. Dla każdego wygląda inaczej i każdy inaczej ją widzi. Więc, dla własnego spokoju, nie pytaj mnie o to, bo ja odczuwam ją zupełnie inaczej, niż ty.
- Mam rozumieć, że wiesz, jak to jest? – Jungkook momentalnie zmienił ton.
- Nie wchodź z buciorami tam, gdzie cię nie zapraszają – mruknął Namjoon, wiedząc do czego to zmierza. Odsunął się od barierek i sprawdził telefon. Musiał wracać, jeśli chciał zdążyć przed dwudziestą pierwszą. Naprawdę miał dość spięć z ojcem.
- Dobra, dobra... A poza tym całym miłosnym syfem... - urwał na moment, spoglądając na drugiego – Wszystko między nami okay?
Namjoon przez moment jedynie wpatrywał się w Kookiego, by po chwili wyciągnąć ku niemu rękę, którą ten przyjął, zamieniając to w męski uścisk.
- Jasne, że wszystko okay – odpowiedział starszy, po czym odszedł uśmiechając się do szatyna na pożegnanie. Jungkook również uniósł kącik ust, po czym wyciągnął z nich patyczek z lizakiem, który ssał całą rozmowę. Słodkość wciąż pozostawała mu na języku.
Myśli miał jednak gorzkie.
inspiracje z piosenek to chyba najlepsze, co mi zostało
poza tym, czy ja właśnie wróciłem do pisania opposite?
p.s nawet zrobiłem playlistę yoongiego ostatnio na spotify i teraz łatwiej mi wchodzić w nastrój historii (dzięki Bogu za tych artystów)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top