personal jesus

5

Seokjin nie spodziewał się czegoś takiego, zdecydowanie nie. Jak mógłby przecież sądzić, że zwykła jazda autobusem do domu okaże się tak naprawdę długim spacerem po mieście, przepełnionym rozmową, która płynęła z prądem słów, pełnych przekonań zarówno jego jak i Namjoona, by ostatecznie doprowadzić ich do jego domu, w którym to oboje sączyli dobre wino z kieliszków, przy tym wciąż nie będąc znudzonymi swoim towarzystwem. Skończyło się na tym, że wymienili się numerami, a Jin praktycznie usnął na ramieniu mężczyzny, zrelaksowany i rozluźniony, jak nigdy wcześniej. Czuł się przy nim dziwnie bezpiecznie, lekko, tak, jak powinno się czuć przy kimś bliskim. A przecież poznał go dopiero kilka godzin temu, jak mógł uważać, że tak jest? A jednak nie mylił się. Towarzystwo drugiego napawało go spokojem, poczuciem, że nic mu nie grozi, że w silnych – nie mógł zaprzeczyć mięśniom, które czuł pod szarym golfem Namjoona – ramionach chłopaka odnajdywał swego rodzaju ukojenie, chciał w nich być jak najdłużej. Nie było mu to jednak dane, gdyż mężczyzna, choć niechętnie – mógł przysiąc, że widok jego chłopca, śpiącego mu na kolanach był tak rozczulający, że topiło się w nim wszystko, a każda myśl stawała się miękka niczym puch – musiał obudzić Seokjina, by ten wrócił do domu. Oczywiście odprowadził go i upewnił się, że wsiadł do autobusu, na który oboje poczekali dziesięć minut. Na pożegnanie Jin wysłał drugiemu pocałunek, złożony na własnej dłoni i wyrzucony w kierunku Namjoona, który zupełnie się tego nie spodziewał i jedynie uśmiechnął się do siebie na ten uroczy gest. Seokjin nie należał do najśmielszych, jeśli chodził o okazywanie uczuć, uznał jednak, że to właśnie powinien zrobić – maleńki gest, wyrażający to, jak się czuł, wyrażający to, jak bardzo muskały go od środka płatki kwiatów.

Co się z nim działo? Dlaczego uznał, że spotkanie z nieznajomym to dobry pomysł? Może była to wina rozmowy, a może tego, że po prostu poczuł, jakby to właśnie miało się wydarzyć? Naprawdę siebie nie poznawał. Gdyby miał się określić, raczej nie posunąłby się do czegoś takiego. Tutaj jednak wytworzyła się tak dobra atmosfera, że praktycznie nie czuł upływającego czasu, ani tej niezręczności, towarzyszącej zwykle pewnym początkom znajomości. Chciał wiedzieć, co będzie dalej, chciał sądzić, że to nie był jedynie przedziwny sen, z którego obudzi się o poranku.

Słońce mogło więc dla niego nie wstawać.

***

Yoongi chciał zapomnieć.

Znowu.

Obudził się z ciężką głową i jeszcze cięższymi myślami. Westchnął, mając umysł przepełniony niepotrzebnymi myślami, oraz skutkami wlania w siebie prawie całej butelki wina, które do najlżejszych nie należało. Wczoraj wolał już to, niż wysłuchanie, jak inny świetnie się bawią. Wiedział, że wszyscy go wspierali, ale poprzedniego wieczora miał w sobie sto tysięcy igieł, każda z nich naciskała na ścianki jego świata, sprawiając ten rodzaj bólu, którego tak nie cierpiał. Każda z nich przypominała mu tym samym, jaka jest jego sytuacja. Jak bardzo musi wziąć się w garść. I wiedział to. Wiedział, że reszta radzi sobie jak może, mimo tego, co robią, mimo tego, w czym znajdują rozrywkę.

Ale on? Sypał się. Na kawałki, leżące odłamki siebie samego, nie poskładane w całość, tylko leżące bezwładnie w pięknym chaosie, jakim był on sam.

Wstał z łóżka, lekko się ociągając. Nie miał planów. Właściwie najchętniej spędziłby cały dzień zawinięty w pościel. Mimo to wiedział, że jeżeli tak skończy, to tylko pogorszy wszystko. Potrzebował czymś się zająć, żeby odciągnąć mózg od tego wszystkiego. Szczególnie od kaca. Pierwsze, ciche kroki skierował do kuchni. Aspiryna, szklanka wody, patelnia, dwa jajka, oraz tosty. Starał się nie robić za dużo hałasu, ponieważ jego mama jeszcze spała. Cenił każdą minutę jej snu, gdyż często nie wracała do domu na noc, wzywana do nagłych wypadków. Postanowiła ratować ludzi, co robiła z ogromną miłością do innych. Miał ochotę płakać, kiedy myślał, że nie jest w stanie uratować swojego syna, przed sobą samym.

Yoongi nie uważał się z osobę, mogącą targnąć się na swoje zdrowie fizyczne, czy życie, co to, to nie. Mimo to był świadom, że jego spadek humoru to coś cyklicznego, coś co przychodzi co jakiś czas i nawet to serce bijące w kierunku pewnego bruneta nie jest w pełni winne, choć w większości. Po prostu czasem czuł się jak młody bóg, jak mogący podbijać świat władca, czasem czuł się sobą, a czasem cieniem siebie samego. I zwalał to na niezdrową miłość, hormony i te sprawy. Nie wyglądało to jednak jak coś, co dotyka każdego.

I musiał się z tym jakoś pogodzić. Pogodzić z faktem, że nie wiele miał okazji do uśmiechu, nie wiele miał okazji, by czuć się dobrze, nawet jeśli znajdowało się dookoła niego wiele ku temu podstaw.

Jedzenie zniknęło z talerza dość szybko. Nawet o tym nie myślał. Sprawdził kilka mediów społecznościowych, napisał do Tae, pytając jak się czuje, na co on odpowiedział zdawkowe: „chujowo", dodając do tego zdjęcie świeżo zaparzonej kawy i kawałka kanapki.

Dopiero po kilku minutach zadzwonił do Yoongiego, który nieco zirytowany odebrał, mimo, że nie miał ochoty na jakąkolwiek rozmowę.

- Co tam? – głos miał ciągle lekko zachrypnięty od snu, do tej pory nikt nie słyszał tej barwy, oprócz Tae od czasu do czasu, ale on nie bywał u Yoongiego rankami, więc telefonicznie właściwie się to nie liczyło.

- Nic, po prostu... wiesz może, co się dzieje z Namjoonem?

- A co się miało dziać? – Yoongi nie był w stanie zmusić się do myślenia.

- No, od wczoraj jest odcięty. Nie odbiera, nie odpisuje.

- Boże, może ma wyrąbane, wiesz, jaki on jest...

- Tak, ale od wczorajszej wiadomości „Alkoholu nie będzie, radźcie sobie sami" nie mam od niego absolutnie nic.

- Dobra, nie spinaj tak dupy, tylko...

- Kurwa Yoongi, może sam nie spinaj, musisz być taki zajebiście chamski? Przestań się zachowywać jak rozjuszona kotka w rui i po prostu powiedz, że cholera nie wiesz, co z Namjoonem, to mi wystarczy, żeby się martwić bardziej.

- A co Ty taki troskliwy się zrobiłeś?

- Ktoś musi dbać o wasze dupy, stary.

- Myślałem, że dbasz tylko o swoją.

- To się myliłeś, niewdzięczny gnoju – Tae prawie to wysyczał, rozbudzony emocjami i tym, że Yoongi tylko niekiedy doceniał jego oddanie wobec siebie. Mieli za sobą naprawdę wiele wspomnień, łącznie z naprawdę mrocznymi, mimo to Taehyung słyszący głupie „dziękuję" od jasnowłosego to było coś wyjątkowo rzadko spotykanego. A przydałoby się, chociaż to.

Nastała chwilowa cisza.

- Przepraszam, ja...

- Nie, masz rację – powiedział Yoongi, czując, jak wszystko znów go kłuje. To prawda, był chłodny, oszczędny w emocjach, nie mogący sobie poradzić z własnymi uczuciami, których wolał nie wypuszczać przez to na wierzch.

- Dobra, ale nie musiałem tego mówić tak ostro. Po prostu... nie wiem, Yoongi, widzę, że ci źle, do tego stopnia, że jak o tym myślę, to wszystko mnie boli w środku. Chcę twojego szczęścia, na które zasługujesz, staram się jak mogę dawać ci gwiazdki z nieba, a mimo to nie widzę, żebyś miał w sobie choć trochę pozytywów i... No kurwa, człowiek czasem ma dość.

- Doceniam to Tae, serio. Jesteś mi chyba najbliższą osobą, jaką mam. Jedyną, która widzi we mnie coś więcej, nie chcę nawet wspominać o Jiminie, oboje wiemy, jak to wygląda. Mówię tu o tym, że mnie znasz, znasz mnie i umiesz sobie ze mną radzić, nawet kiedy ja nie umiem. I dzięki tobie jakoś się dźwigam. Może najwyraźniej nie jestem taki silny, jak myślałem. Może tak naprawdę jestem godzien pożałowania, jeśli o siłę chodzi.

- Jesteś najsilniejszą osobą, jaką kiedykolwiek poznałem.

- Przestań, bo się poryczę jak jakaś panienka.

- Płacz ile chcesz, od tego jestem, żeby tego słuchać.

- Zamknij się.

- Ta, też cię kocham.

- Ja ciebie też, smacznego.

- Właściwie już tu nic nie mam, ale dzięki.

- Dlaczego jesteśmy tacy?

- Bo inaczej byśmy tego wszystkiego nie przeżyli, Yoongi. Miłego dnia.

Słychać było tylko dźwięk kończącego połączenia i łzę, która szeptem płynęła po policzku chłopaka, tak, aby nie obudzić jego mamy.

***

Ściany były niemalże przytłaczające, chociaż zdążył się już tak bardzo przyzwyczaić do tego miejsca. Czasem tu zostawał, szczególnie kiedy chwile robiły się szczególnie nieprzyjemnie. Tutaj przynajmniej miał nieograniczoną ilość kartek papieru, spokój i wszystkie dostępne grubości ołówków. Sala plastyczna była bardzo dobrze wyposażona, ich nauczycielka zdecydowanie o to zadbała, dodając również nieco własnych funduszy na wszelakie materiały. Była osobą, która żyła dla sztuki i ze sztuki. Praktycznie nie było mowy o nudnej lekcji. Sama ona szybko odkryła również potencjał Yoongiego i wielokrotnie namawiała go do podzielenia się pracami, wystawienia ich na widok publiczny. Ten jednak uparcie pozostawał przy prywatności.

Po prostu czuł, że za dużo przelewa samego siebie w niektóre rysunki, a jeśli tego nie robił – nie był z nich dość zadowolony. Najgorsze dla artysty było przywiązanie do własnej pracy, przekazanie w niej skrawka siebie samego.

Odsłonięcie się.

Dlatego też jego rozwój w tym kierunku pozostawał dość hermetyczny. Jedyne uwagi, jakie dostawał, to te od plastyczki, lub siebie samego. Tak naprawdę nie mógł dosięgnąć obiektywnej opinii osoby, która by go kompletnie nie znała. Właściwie nie zależało mu na tym za bardzo. Nie do końca wiedział, co chce robić w życiu, ale nie wiązał go z pewnością z rysownictwem, lub malarstwem.

Dźwięk rysika sunącego po kartce przerwał ten stukających o podłogę niewielkich obcasów jazzówek, w których lubiła chodzić Hana. Kobieta weszła do klasy, ubrana w spódnicę do kolan, czarne rajstopy, bluzkę w kolorze brzoskwini z motywem ptaków. Swoje ciemne włosy z jaśniejszymi pasemkami miała splecione w kok, w którym to kolory mieszały się niezwykle dobrze. Przez moment była zaskoczona widokiem Yoongiego. Rzadko zostawał dłużej w środku tygodnia. Wiedziała, że nie lubił szkoły i zazwyczaj rysował tylko wtedy, kiedy nie chciał wracać do domu, albo spotykanie z kumplami nie leżało w jego interesie.

- Dzień dobry Yoongi, nie spodziewałam się ciebie tutaj – powiedziała miękkim głosem, kładąc przy tym swoją wypełnioną papierami teczkę na drewnianym biurku.

- Dzień dobry – odparł chłopak, unosząc na moment wzrok znad kartki. Kiedy tylko ta kobieta zjawiała się w pomieszczeniu, cała atmosfera zdawała się od razu ocieplać, tak jakby Hana nosiła w sobie słońce.

- Cóż to cię tu zatrzymuje dzisiaj, co? – zagadnęła, po czym podeszła do ławki, przy której siedział jasnowłosy. Leciutko przechyliła głowę, chcąc dostrzec rysunek, który wychodził spod jego palców dobre półgodziny. Wiedziała, że za moment będzie musiał kończyć, gdyż miała zajęcia z klasą o profilu sztuki i teatru, więc nie mogła sobie pozwolić na nadprogramową osobę.

Na kartce dojrzała mężczyznę, który ciął powietrze w tanecznej pozie. Palce obciągnięte w idealny „point" wydawały się niczym strzały, ręce nadawały wszystkiemu należnego majestatu. Twarz chłopaka wydawała jej się nadzwyczaj znajoma, nie mogła jednak połączyć jej z żadną dokładną. Sylwetka była smukła, z widocznymi mięśniami, wystającymi spod luźnej koszulki, która uniosła się do góry przy skoku. Uśmiechnęła się pod nosem. Yoongi nie często rysował ludzi. Pomyślała, że ta osoba mogła dla niego coś znaczyć.

- Dramatycznie, nie sądzisz?

- Słucham? – Yoongi kompletnie odpłynął, nawet nie zarejestrował do końca, że Hana stoi tuż obok niego.

- Mężczyzna na rysunku. Ten taniec, który wykonuje... on jest dla niego ważny, tak myślę. Widzisz tutaj? – wskazała na twarz, na napięte mięśnie ramion, nóg. – To nie jest tylko wysiłek fizyczny włożony w element akrobatyczny choreografii. To emocje. I w tym momencie on żałuje, wiesz?

- Wiem. Inaczej bym go nie rysował – odparł Yoongi obojętnie, czuł jednak przy tym ciepło w klatce piersiowej.

- Myślę, że mógłbyś wystawić ten rysunek. Wybrałeś dość nietypowy format, jak na pracę do szuflady. Kartki A3 tak łatwo nie schowasz.

- Tak, ale... czułem, że nie uchwycę go tak dobrze na mniejszej. A co do wystawienia, doskonale pani wie, że pytanie mnie o to...

- Yoongi – zaczęła Hana, jej głos nieco spadł z ciepłych tonów. Odsunęła sobie krzesło sąsiedniej ławki i usiadła obok chłopaka. Chciała na moment zdobyć jego całą uwagę. Planowała już z nim porozmawiać, ale nie znajdywała chwili. I w pewnym sensie była pewna, że teraz jest dobry moment.

- Tak? – chłopak odłożył ołówek, gotów oddać całe swoje skupienie kobiecie. Nie umiał być wobec niej chłodny czy oschły.

- Twoje prace są naprawdę wyjątkowe, wiesz o tym? – powiedziała i przysięgał, że gdyby powiedział to ktokolwiek inny mógłby zaprzeczyć. Mógłby powiedzieć, że wcale tak nie uważa, że nie widzi w ich za bardzo wartości. Skłamałby. – I myślę, że nie zasługują na kurzenie się u ciebie. Domyślam się, że niektóre z nich naprawdę są dla ciebie czymś osobistym i nie każę ci ich pokazywać każdemu, ale... po prostu uważam, że masz w sobie to coś i szkoda to marnować. Może mówię to z własnego doświadczenia, a może bo mam jakieś niespełnione ambicje – zaśmiała się cicho, na co Yoongi również się roześmiał. – W każdym razie może mógłbyś mi dać ich kilka? Tylko kilka. W przyszłym tygodniu przyjeżdża do nas kilka osób na festiwal sztuki. To mogłaby być dobra okazja, jeśli oczywiście dasz się namówić. Mogę nawet podpisać twoje prace jako anonim, jeżeli nie chcesz się ujawniać.

Yoongi milczał przez moment. Nie zależało mu za bardzo na atencji. Ani na odkrywaniu się przed innymi. Z drugiej strony to było jakieś światełko. Małe światełko które mogłoby mu nadać jakiś kierunek. Właściwie żył z dnia na dzień, miał tylko swój pokruszony świat i kilkoro przyjaciół, szarą sypialnię, a w niej pogniecioną, starą paczkę po papierosach. Spodziewał się nie zbyt obiecujących wyników, liczył, że zrobi coś ze sobą w następnej klasie.

Innymi słowy miał nie wiele do stracenia, oprócz swoich własnych przeświadczeń, że nagle cały świat wytknie go palcem.

- W porządku, postaram się pani przynieść jutro teczkę z paroma rysunkami. A ten chyba tu zostawię i skończę po południu w piątek.

- Oh, to cudownie! – Hana rozpromieniła się nieco. W jej oczach błyszczały iskierki. Kobieta naprawdę nie sądziła, iż uda jej się cokolwiek wskórać. Liczyła raczej na odesłanie z kwitkiem, aniżeli zgodę ze strony Yoongiego. Czuła, że w tym momencie może się zacząć coś nowego.

Chłopak jedynie uśmiechnął się lekko na jej reakcję. Rysunek zostawił w schowku Hany, chcąc wrócić do niego jeszcze i pilnować, by nikt się do niego nie dobrał. Wiedział, że przy ilości przechodzących tu uczniów o wypadek, czy też celowe działanie nie trudno.

Wyszedł z sali z czymś rosnącym w środku, mimo, że wchodził dziś do niej dopiero z zalążkiem nowej idei.

***

- Kookie, poważnie? – Taehyung nie mógł znieść narzekań młodszego. Generalnie zauważył, że ostatnio mówi jakby więcej, poza tym wciąż klikał w komórce i szczerzył się jak jakiś idiota i gdyby nie znał go lepiej, pomyślałby, że zwariował. Nie miał pojęcia, gdzie się podział stary, cichy Jungkook, który dosłownie w przeciągu kilku tygodnii zrobił się o wiele bardziej otwarty i Tae naprawdę nie rozumiał, co w niego wstąpiło.

Podejrzewał zainteresowanie jakąś dziewczyną, ale nie za bardzo miał pojęcie, kim ona mogłaby być i czy w ogóle powinien go o to pytać.

Teraz jednak musiał jakoś poradzić sobie z faktem, iż chłopak od jakiś piętnastu minut męczył go, że musi zapytać Hoseoka o to, czy by mu nie dawał korków z przedmiotów humanistycznych, jako, że jest z nich dobry, czego dowiedział się od własnej nauczycielki, która Hoseoka wręcz uwielbiała. Jungkook jednak w ogóle nie rozumiał, kiedy Taehyung mówił: „jak ci to potrzebne, to sam sobie załatw, Boże, Kook, ile ty masz lat, pięć?".

- Proszę, przecież ja nie znam tego gościa i...

- Jesteś takim wrzodem na dupie, że to aż przykre – westchnął Tae, wiedząc, że jest na przegranej pozycji. – Serio, jak on się zgodzi, powiedzmy, to i tak będziesz z nim spędzał godziny, więc po cholerę boisz się zwykłego zagadania?

- Daj spokój, dobra? Po prostu tam idź i nie marudź, a ja lecę, ten... - Jungkook zarumienił się leciutko – coś załatwić.

- Czekaj, idioto, ja nie... - ale Tae nie mógł skończyć, bo Kookie już zbiegał schodami w dół do szatni, mimo, że miał na sobie już swoją kurtkę, więc cel tej wyprawy był naprawdę nieznany.

Tae udawał, że wcale nie jest zirytowany. Chciał już iść do domu, ale czekał aż Yoongi skończy klasę. Nawet nie wiedział, gdzie szukać Hoseoka. Podejrzewał, że mógł mieć zajęcia taneczne, jako, że Jimin również dzisiaj zostawał dłużej.

Czuł się w tym momencie tylko odrobinę wykorzystywany, ale przywykł do tego w sumie. Jeśli nie przeglądał instagrama, to załatwiał rzeczy. I owszem, lubił sprawiać, że inni byli szczęśliwi, szczególnie jeśli chodziło na przykład o Yoongiego. Gdyby zadzwonił do niego w środku nocy i powiedział chociaż jedno słowo, to by do niego przyjechał, kupił butelkę wina po drodze i pewnie siedzieliby razem na dachu, jak to mieli w zwyczaju. Oczywiście, to było zabronione, ale kogo to słowo w ogóle obchodzi, kiedy już zrobili niemalże wszystko, co można było w takim wieku.

I to uchodziło im na sucho.

I może nie powinno.

Minęło jeszcze kilkanaście minut, które spędził spoglądając w ekran i odbierając powiadomienia, żeby oczyścić sobie trochę pasek na telefonie. Dźwięk dzwonka sprawił, że prawie podskoczył. Korytarze wypełniły się uczniami, a z sali przed nim wyszedł Yoongi, w którego oczach widział coś w stylu: „kurde, naprawdę nie chcę tu spędzić ani chwili dłużej".

- Hej, to co, lecimy?

- Zaraz, muszę jeszcze skoczyć na salę taneczną.

- Po cholerę? Zamieniasz się w baletnicę?

- Nie idioto, po prostu muszę coś załatwić dla Jungkooka.

- Dałeś się wykorzystać młodemu, no nie – Yoongi uśmiechnął się krzywo.

- Ta, pewnie tak. W każdym razie to zajmie tylko parę minut, więc możesz się powlec ze mną, albo zaczekać tutaj.

- Nie będę tu stał jak słup soli, więc prowadź – jasnowłosy zrobił dość teatralny ruch ręką, na co Tae tylko przewrócił oczami. – To nie tak, że mogłeś to załatwić czekając na mnie.

- Przestań, bo właśnie zdałem sobie z tego sprawę.

- Einstein normalnie.

- Zamknij się – na te słowa Yoongi znowu się uśmiechnął z iskierkami w oczach.

Oboje weszli przez duże, dwuskrzydłowe drzwi do niewielkiego korytarza, łączącego się z o wiele szerszym, który już bezpośrednio prowadził do sal, gimnastycznej i dwóch lustrzanych. Jedna z nich posiadała ścianę od strony korytarza, która była całkiem przeszklona. Można było więc zobaczyć, co się dzieje w środku. Cóż, lustra weneckie pozostawały poza zasięgiem szkoły. Rzadko kto jednak robił tu za gapia.

I wtedy właśnie Yoongi dostrzegł Hoseoka, którego znał bardziej powierzchownie, niż w jakimkolwiek innym stopniu. Widzieli się tylko parę razy, nawet nie rozmawiali za dużo. Jedyne co o nim wiedział, to to, że tańczy, że dobrze dogaduje się z Jiminem, że wszyscy z paczki jakimś cudem go lubią i pamiętają o nim, oraz, że dobrze wygląda. Nie za bardzo miał ochotę na jakąś nową znajomość, wiedział jednak, że jak tak dalej pójdzie, to z pięciu zrobi się sześciu i nie do końca chciał tak zmiany, nawet, jeśli wydawała się być nieunikniona w tym momencie.

Hoseok robił właśnie dość trudny element choreografii, który intensywnie ćwiczył od kilku tygodni. Wiedział, że to ważne, bo już niebawem w szkole miał się odbyć festiwal sztuki, a on chciał być na to gotowy. Doskonale zdawał sobie sprawę, kto odwiedzi wtedy ten budynek i będzie mógł zobaczyć akademię z tej okazji, oraz na przykład prace uczniów z klas o profilu plastycznym i aktorskim.

Napiął odpowiednie mięśnie, wypełniony szczególnym uczuciem. Wyskoczył w górę, pełen potrzeby wybaczenia, pełen pokory, pełen żalu za własne czyny. Choreografia była trudna, przepełniona uczuciami i zakrawała nieco o teatr. Chciał ruchem przekazać historię, wiedział, że musi się postarać. Serce biło mu szybko, czas zdawał się zatrzymać w momencie, gdy żadną częścią ciała nie dotykał ziemi.

Wylądował miękko, szybko zmieniając pozycję, oraz kontynuując fragment choreografii do momentu jego urwania. Nie miał dzisiaj w zamiarze ćwiczyć całości, rozkładał sobie to wszystko na części i dążył do perfekcyjnego wykonania każdego. Nawet nie wiedział, że pewne ciemne oczy dokładnie zapamiętały sobie ten moment, który dla samego Hoseoka nie znaczył aż tak wiele, jak dla właściciela owych brązowych tęczówek.

Tae zapukał głośno w szybę, czego nie można było robić. Hoseok odwrócił głowę w kierunku dźwięku. Uśmiechnął się, widząc znajomą twarz. Dopiero po chwili dostrzegł Yoongiego, ze wzrokiem wbitym we własne buty. Machnął ręką, żeby weszli do środka, co oboje uczynili.

- Hej, co tam? – powiedział, oddychając ciężko. Włosy miał lekko mokre, klatka piersiowa unosiła się wyraźnie.

- Po pierwsze: stary to było świetne – zaczął Tae, podchodząc do Hoseoka. – Naprawdę, nie dziwię się, że Jimin cię lubi. Macie oboje talentu za dziesięciu, ale nie po to tutaj jestem.

- Dzięki – odpowiedział jedynie chłopak, zawstydzając się. Komplementy łatwiej było przyjmować od obcych mu osób.

- Chodzi o to, że mój kolega potrzebuje korków z języków i takich tam... Zastanawiałem się, czy mógłbyś mu pomóc.

- Oh, korki? Który kolega? I czemu sam nie przyszedł.

- Kookie i uwierz, żebym to ja wiedział – westchnął Tae. – Ten dzieciak naprawdę działa mi na nerwy ostatnio.

- Nie ma między wami aż takiej różnicy, żebyś go tak nazywał – uśmiechnął się Hoseok.

- Ale lubię to, bo go irytuje – na twarzy Taehyunga powstał krzywy uśmieszek. – W każdym razie dałbyś radę?

- Nie wiem, ostatnio mam tyle czasu, co kot napłakał, ale się postaram. Daj mi do niego numer, to coś uzgodnimy.

- Spoko, chociaż w sumie możecie pogadać nawet dzisiaj, bo wpada do mnie na trochę.

- Oh, w porządku. W sumie nie mam zajętego popołudnia.

- No to świetnie, w takim razie zapraszam – mrugnął Tae, po czym wyciągnął z torby telefon i przedyktował Hoseokowi numer Kookiego i przy okazji swój własny.

- O której wpaść?

- Koło 17-18 jak ci pasuje. Napiszę ci adres smsem.

- Okay, w takim razie do zobaczenia potem – powiedział Hoseok, po czym skierował się w stronę swojej torby leżącej na parapecie w rogu sali.

Chłopcy wyszli.

Nastała cisza, którą przerywały tylko ruchy Hoseoka, ogarniającego się po treningu. W głowie miał jednak nie choreografię, nawet nie wizję spotkania, a barwę oczu Yoongiego, który przyszedł z Tae. Pominął fakt, że chłopak całą konwersację siedział cicho i spoglądał na wszystko, tylko nie na niego.

Po prostu... miał w oczach coś niecodziennego i fascynującego, coś czego Hoseok nie mógł nie dostrzec.

To było na tyle piękne, że zajmowało mu umysł jeszcze całą drogę powrotną do domu. Na tyle piękne, że zostawił sobie to w głowie niczym fotografię. 



mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam długość rozdziałów, ale w tej historii one będą raczej długawe. 

poza tym wiem, że to się rozwija powoli, ale tak będzie. i no nie wiem, to nas wszystkich chyba zabije </3 

ogólnie ten rozdział był pisany do kilku playlist z lofi hip hopem i tak, pisałem go praktycznie 2 i pół godziny, ale wcale tego nie poczułem wow

do napisania aniołki ♡ 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top