only when i lose myself


Gra pozorów.

Światło klubu nadało krzywiznom jego ust niegrzecznego wyrazu. Jego oczy pozostawały skupione na sylwetce jednej osoby, obecnie tańczącej w niewielkim tłumie na parkiecie. Sam popijał drinka, oparty o jedną z kanap w loży, w której siedział również Namjoon i Seokjin.

Chodziło o to, by nikt nie wiedział, o czym myślał.

Przeniósł wzrok na resztę pomieszczenia, obserwując środowisko tak boleśnie sobie znane, niegdyś będące dla niego jedynym schronieniem przed głosami własnych myśli. Zwykle udawało mu się w miarę zapominać, kim był, kiedy muzyka stawała się tak głośna, że nie potrafił jej odróżnić od swojej krzyczącej duszy.

Koiło go to prawie tak dobrze jak alkohol odbierający świadomość i ciężar codzienności.

Potrzebował zapalić, z drugiej strony jednak chciał też zrobić coś zupełnie innego. Ostrożnie odłożył szklankę na blat za sobą, patrząc ukradkiem, jak Seokjin muska nosem szyję Namjoona, by potem dostać od niego krótki pocałunek w usta. Yoongi poczuł w środku dziwne ciepło.

O dziwo nie było to nic duszącego. Raczej przyjemnego, szybko jednak o tym zapomniał.

Przeszedł w stronę tańczących, śledząc dokładnie każdy ruch Hoseoka. Jego ciało zdawało się rzeźbione każdym dźwiękiem granych utworów, których głęboki bass zdobił pomieszczenie całą noc. Jasnowłosy miał słabość do tej grzesznej kompozycji.

Nawet się z tym nie ukrywał przed sobą samym.

Z każdą sekundą znajdował się coraz bliżej, przechodząc między ludźmi. Nie był delikatny, należał do tych, co to prędzej się rozepchnęli, niż grzecznie przeprosili, by ktoś się przesunął. Tym samym posłano mu kilka mniej życzliwych spojrzeń, miał je jednak kompletnie gdzieś.

Głowę zajmowało mu bowiem coś znacznie ważniejszego.

Hoseok dostrzegł Mina zanim ten zdołał się zbliżyć. Ich oczy na moment spotkały się w tłumie, nieuchwytne, prywatne, na tyle odsłonięte, że niezauważalne przez nikogo poza ich dwójką. Yoongi uśmiechnął się leciutko, odbierając drugiemu dech, choć z tym i tak miał niewielki problem od odważniejszego tańca.

- Mogę się dołączyć? – Yoongi powiedział to dość głośno, mimo, że stał blisko drugiego, łamiąc przestrzeń między nimi, bawiąc się z poczuciem odległości, jak tylko chciał. Uwielbiał to, że centymetry potrafiły znikać tak szybko, że stawały się tak nic nieznaczące zaledwie po paru krokach.

Początkowo chłopak nie odpowiedział, zajęty studiowaniem sylwetki drugiego, jego ciała ubranego w czerń, głębi dekoltu koszulki, srebrnemu łańcuchowi na szyi. Nie potrafiłby mu odmówić, nawet gdyby bardzo chciał.

Może to właśnie było jego przekleństwem. Ale z czasem przestał się przejmować nawet tym.

- Możesz – stwierdził ostatecznie, pozwalając dłoniom zapleść się na karku jasnowłosego, co ten skwitował głębszym mruknięciem satysfakcji, choć to było dla ich dwójki ledwo słyszalne przy granej muzyce. Yoongi nie pozostał dłużny Hoseokowi, przyciągając go za szlufki spodni, sprawiając, że chwilowo stracił równowagę, by potem znów wrócić do stabilności, tym razem czując drugiego niemalże całym sobą.

Cholera.

Muzyka uległa niewielkiej zmianie, utwór stał się leniwie sensualny, bardziej zarezerwowany dla powolnego kręcenia biodrami, upłynnienia ruchów. Hoseok zareagował bezwiednie, nie za bardzo zdając sobie sprawę z tego, jak niewiele dzieliło go z Yoongim. Odczuwał jego ciepło, oddech, gorąco skóry pod koszulką. Wszystko to w jakiś sposób tylko podsycało w nim chęć odejścia od grzeczności.

Spiął więc niektóre mięśnie, rozluźnił inne, sprawiając, że ruchy jego miednicy stały się znacznie gładsze, odginał szyję, co rusz przygryzając wargę. Bezwiednie odsunął się od drugiego, skupiony na piosence, na rytmie, na tym wszystkim, co czyniło go tancerzem. Przestał myśleć o Yoongim, o tym, że go ogląda, że rozbiera go wzrokiem przy wszystkich, bezwstydnie, nie mając za grosz poczucia grzechu. Oddał się otaczającym go dźwiękom, melodii spływającej po nim, niczym po idealnej rzeźbie, nadając jej nowych kształtów.

Znów to robił. Znów stawał się dla Yoongiego nieosiągalną imperfekcją. Elementem niepasującym do jego rzeczywistości.

Jasnowłosy pragnął go jednak bardziej, niż wyznawcy religii pragnęli głosu od Boga. A to niebezpiecznie zacierało mu resztki jakiegokolwiek rozsądku. Podszedł więc bliżej Junga, ponownie pozbawiając ich przestrzeni.

Ponieważ ta nie zupełnie się obecnie liczyła.

Wplótł blade palce w kosmyki drugiego, ciesząc się ich miękkością. Westchnął niemalże, czując nutę perfum wymieszaną z zapachem chłopaka. Miał wrażenie, że przekracza jakieś granice, świadomość ta jednak nie wydawała się na tyle silna, by móc go oddalić od swoich działań.

Potrzebował go. Desperacko. Sam sobie rozrywał serce każdą jego bliskością, każdym pocałunkiem ranił się coraz mocniej, ponieważ zasługiwał na te subtelne tortury, nie wiedząc, że mogłyby one równie dobrze po prostu udzielać mu zbawienia.

Hoseok jednak wiedział, choć nie był tego świadom. Dlatego jego usta rozchyliły się lekko, jego umysł przestał na moment rozumieć, co robi, a odrobina wypitych drinków w ciele dała o sobie znać. Odurzony dotykiem drugiego powiedział więc coś, czego nigdy nie wyrzekłby w innych okolicznościach.

- Yoongi...? – urywane sylaby imienia jasnowłosego w ustach chłopaka doprowadziły go do szaleństwa, choć prawie ich nie usłyszał przez inne dźwięków dookoła.

- Tak? – stwierdził łagodnie, tak łagodnie jak tygrys potrafiłby rozmawiać do swojej ofiary.

- Chcę cię – powiedział, słowa te okruszone niewinnością, lekką dozą wstydu, czymś czego Hoseok nie umiał określić. Nie wiedział, skąd wziął pokłady takiej szczerości, takiego otwarcia, ale na Boga, litery te paliły go od środka, wyżerały w nim wszystko ostrą pożogą. Nic nie rozumiał, mimo klarowności tego, co wyrzekł. W końcu nikt inny nie usłyszał tego jeszcze od niego, tego krótkiego zdania posiadającego w sobie tyle treści.

Yoongi prawie nie pojął, co w ogóle padło z ust drugiego, zastanawiając się, czy to nie iluzja procentów skonsumowanych przez niego niedawno. Ale przecież nie był pijany, co najwyżej nieco rozluźniony. Podobnie z Hoseokiem. Nie przemawiał przez alkohol, mimo że wypił go trochę.

- Co powiedziałeś? – jasnowłosy nie mógł się powstrzymać, wyszeptał więc niemalże owo pytanie tuż przy płatku ucha chłopaka, czując, jak ten zaciska swoje palce na jego karku, chroniąc się przed tym, co odczuwał, próbując jakoś to oddać.

Bezskutecznie.

- Że... - Hoseok prawie tracił siebie samego, świadom, co drugi próbował osiągnąć. – Ch... chcę cię – stwierdził ponownie, lekko niepewnie, pozbawiony tej samej odwagi, co przed chwilą.

Ale nie umiał kłamać, że nie wyrzekł owego stwierdzenia, że ono nagle niczego nie znaczyło. A powiedziane drugi raz pozostawało równie silne. Pewnie nic by się nie zmieniło, nawet gdyby wypowiedział to i po raz setny. Słodkie sylaby docierały więc powolnie do jasnowłosego, czyniąc z jego myśli niebezpieczną mieszankę.

Przeniósł swoją dłoń na policzek chłopaka, ujmując go pieszczotliwie, delikatnie, nie zważając na nikogo dookoła. I tak już nie mieli się z czym ukrywać, dzieliła ich tak krucha odległość, że mógł ich jej pozbawić jedynie wydech któregoś z nich.

- Dlaczego to mówisz? – ton głosu Yoongiego brzmiał tak, jakby właśnie uzyskał nową, ciemniejszą barwę, odpowiadającą temu, co działo się we wnętrzu jasnowłosego. Ten zakończył zdanie spojrzeniem w oczy Hoseoka, szukając w nich odpowiedzi, może zaprzeczenia, bo miał wrażenie, że powoli traci kontrolę nad samym sobą.

Jung milczał przez moment, nie mogąc do końca składać słów. Powiedział to, bo miał już dość, bo od momentu ich spotkania na zewnątrz wszystko w nim wyraźnie rwało się na kawałki, bo chciał w końcu zgrzeszyć, bo wszystko się zapadało, bo tracił grunt pod nogami, a ramiona Yoongiego zdawały się jedynym ratunkiem. Bo go pragnął, bo zaczynał go potrzebować i odsuwanie tego od siebie nie miało już żadnego sensu.

Bo się poddawał. Finalnie po prostu się poddawał.

- Nie jestem pewien – stwierdził jednak, mimo tych wszystkich odpowiedzi obecnych tuż pod jego językiem. – Ale to prawda – dodał jeszcze, tonąc w oczach drugiego zbyt mocno, zbyt przepastnie, nie próbował jednak z tym walczyć.

I jasnowłosy to widział. Dostrzegał to, jak Hoseok na niego reaguje, jak spogląda mu na usta, jak zamglone ma spojrzenie. Nic w nim nie wydawało się wyrażać czegoś przeciwnego do tego, co właśnie powiedział.

- Skąd wiesz? – Yoongi musiał to ciągnąć, musiał wiedzieć na pewno. – Nie powiedziałbyś mi tego w normalnych okolicznościach. Nawet teraz to nie brzmi tak realnie, jakby mogło – zakończył, przesuwając kciukiem w kierunku dolnej wargi chłopaka, by musnąć ją opuszkiem delikatnie. Miękka skóra ugięła się pod dotykiem, a usta Hoseoka rozchyliły nieznacznie pod wpływem gestu.

- A co jeśli jest realne? – powiedział, słysząc, że muzyka ucichła nieco, nadając jego słowom dziwnej głośności. – Co jeśli nie znam już przy tobie niczego innego? – dodał, czując, jak sam się kruszy pod tym, co mówił, jak słodko się rozpadał, podczas gdy palce Yoongiego obecne na jego skórze nieporadnie próbowały składać go w całość.

Nie mogły jednak, bo sam ich właściciel był przecież w kawałkach.

- Przestań – Yoongi brzmiał dziwnie smutno, desperacko, ale też tak, jakby mówił to bo tak należało, a nie bo faktycznie chciał. – Nie rób sobie tego – stwierdził jeszcze, posiadając usta milimetry od tych Hoseoka, robiąc scenę pośrodku tłumu, sprawiając, że się im przyglądano, bądź odwracano wzrok z lekkim zgorszeniem.

Pieprzyć to.

- Nie, to ty przestań – Jung brzmiał stanowczo, jego brwi zmarszczyły się nieco na ulotny moment, by w momencie gdy ponownie się rozluźniły, Hoseok musnął ustami te jasnowłosego, w tak delikatnej zachęcie, że mogłaby ona być najsubtelniejszym rodzajem bólu, zarezerwowanym jedynie dla Yoongiego.

Nim drugi zdołał mu jakkolwiek odpowiedzieć, Hoseok odsunął się odrobinę i złapał za jego nadgarstek by przejść gdzieś w głąb klubu. Yoongi nie wyrzekł ani słowa sprzeciwu, po prostu dał chłopakowi się prowadzić, ciekaw, gdzie oboje mieliby się znaleźć.

Gdzie ostatecznie razem skończą.

Jung szedł tak przez jakiś czas, póki finalnie nie znaleźli się w węższym korytarzu na końcu, prowadzącym do toalet i pomieszczeń dla osób upoważnionych. Nikogo w nim nie było, światła pozostały lekko przygaszone, pomalowane na czarno ściany z drewnianą podłogą wcale nie pomagały wrażeniu, że po prostu wchodziło się w ciemność. Hoseok jednak zatrzymał ich dwójkę pod jedną z wiszących żarówek, gdzie mogli chociaż spoglądać sobie w twarz.

W oczach mieli jednak zbyt dużo, by móc to po prostu zrobić.

- Słucham – zaczął jasnowłosy ostatecznie, wiedząc, że ktoś musiał, poza tym nie miał już siły czekać ani sekundy dłużej.

- Dobrze, słuchaj – stwierdził Hoseok jedynie, unosząc spojrzenie, eksponując swoje wnętrze tak bezwiednie i bez barier, że Yoongi prawie nie wiedział, jak ma się zachować. Był przyzwyczajony, że chłopak się nie krył, mimo to za każdym razem uderzało go to równie mocno. Ta szczerość, to, jak wyraźnie ukazywał przed nim to, jak się czuł. – Ile jeszcze chcesz to ciągnąć? – nie próbował niczego ukrywać, mówił tak, jak chciał to przekazać.

Tak, jak potrafił, chociaż widok twarzy jasnowłosego tuż przed nim wcale mu nie pomagał.

- Co masz na myśli? – Yoongi uniósł brew, choć doskonale wiedział, o co chodzi drugiemu. Potrzebował jednak, by ten to nazwał, by nadał temu dźwięk.

- Znowu uciekasz – powiedział Jung, jego głos wisiał na skraju załamania, mimo to nie przestawał być niejako pełen stabilności tego co chciał przekazać. – I do cholery jasnej, czego ty ode mnie oczekujesz? – zapytał, ostrzej, niż zrobiłby to zwykle. – Jednocześnie wciąż mnie wodzisz, sprawiasz, że nie rozumiem już, jak się przy tobie czuć, bo mam wrażenie, że za każdym razem, gdy jesteś blisko tracę siebie, a przy tym cały czas mnie odsuwasz, chronisz przed nie wiadomo czym, jakbym nie umiał zdecydować czego chcę – zakończył, wiedząc, że powiedział zbyt wiele.

A może właśnie tego oboje potrzebowali.

- Skończyłeś? – zapytał Min, wiedząc, że słowo to brzmiało wyjątkowo chłodno.

- Ta, możliwe – powiedział Hoseok, choć sam czuł, że zapewne nie była to do końca prawda.

- Teraz ty słuchaj – zaczął, zmniejszając odległość między nimi. – Nie masz pojęcia jak mocno chciałbym, żebyś... był mój – skończył, unosząc wzrok na Hoseoka, na jego roziskrzone oczy, które obecnie wydawały się malować na sobie jedynie drżące emocje szybko bijącego serca. – I nigdy nie czułem z nikim tego, co czuję przy tobie. Nikt nie działa na mnie w taki sposób. I nie chcę być bezwstydny – urwał, uśmiechając się do siebie smutno, ale i z nutą grzeszności, ujmując jednocześnie szczękę chłopaka, na co ten mu pozwolił. – Ale każdy moment, w którym jesteś tak blisko sprawia, że chciałbym robić z tobą rzeczy, których lepiej nie mówić na głos – zakończył, zdobiąc oddechem szyję Junga, by usłyszeć jego ciche westchnienie.

- Nawet teraz – powiedział, przesuwając wolną dłonią po biodrze chłopaka. – Jesteś tak mi poddany, że to fizycznie boli – stwierdził, czując, jak jego własny głos zdradzał jego intencje. – Chciałbym, żebyśmy byli dla siebie stworzeni i może jesteśmy, ale nawet mimo to wolałbym nie musieć widzieć, jak patrzysz na moją destrukcję – przyznał szczerze, odsuwając się też odrobinę, by móc ponownie patrzeć na Hoseoka, na jego rozchylone usta, ciemne oczy, słodycz różowych policzków.

- Za to ja – zaczął nieśmiało. – Nie dopuszczę, bym musiał na to patrzeć. I byś ty widział się w lustrze w taki sposób. I na Boga nie mów więcej, że nie zasługujesz na mnie. Bo choć racjonalnie myśląc, jesteś najgorszym wyborem – urwał, śmiejąc się nieco smutno, podobnie jak jasnowłosy. Dźwięki te wymieszane razem tworzyły dziwną symfonię spragnionych siebie serc. – To w tym samym czasie nie umiem już widzieć siebie z nikim innym – powiedział, ujmując czule policzek Yoongiego.

Minęło kilka sekund, kiedy otarł jasnowłosemu kilka łez spływających po policzku, cicho, bo przecież nigdy nie cierpiał na głos.

Hoseok nie powiedział niczego na ten widok, nie stworzył żadnego słowa.

- Czyli chcesz przez to powiedzieć... - Yoongi złamał kruchą ciszę między nimi. – Że powinniśmy... że my... - urywał zdanie, jakby właśnie cofnął się w czasie i nie miał żadnej pewności siebie samego.

- Chyba tak. Chyba właśnie to chcę powiedzieć – stwierdził Hoseok, drżąco, ledwo pojmując, co robił.

Z jakiegoś powodu jednak smakowało to dobrze. Przynosiło mu dziwny rodzaj ulgi, gdzieś w środku niego.

- Nie lubię etykietek tego typu – przyznał jasnowłosy od razu, przesuwając bladymi palcami między materiałem spodni chłopaka, a skórą jego brzucha, odbierając mu dech odrobinę.

- Więc nie będziemy ich używać – przyznał Hoseok. – Po prostu... bądźmy dla siebie. Ze sobą – stwierdził, czując, jak jego policzki pokrywały się czerwienią wyraźnie.

To brzmiało jak dziwny sen.

- To najgorsza decyzja w naszym życiu – powiedział Yoongi, by potem pocałować drugiego krótko, ale z takim oddaniem, że mógłby tym zabić. – Wiesz o tym? – sapnął jeszcze, rozdzielając ich na niedługi moment, by móc usłyszeć odpowiedź.

- Wiem. Nie żałuję jej jednak – Hoseok oddał pocałunek, tak niewinnie, czysto, że jasnowłosy był gotów przyszpilić jego nadgarstki do ściany, zmniejszyć odległość do zera i słuchać jak jęczy jego imię.

Nie zrobił jednak żadnej z tych rzeczy.

- Miło to słyszeć, nawet jeśli nie wiem, czy w to wierzę – zaśmiał się Yoongi, by zerknąć na chłopaka łagodnie. – Cholera co my właśnie zrobiliśmy? – zapytał jeszcze, wciąż mając usta przyozdobione uśmiechem. – Na tyle klubu. Po paru drinkach.

- Przekonamy się rano – Hoseok brzmiał dziwnie słodko, zważywszy na to, jak ze sobą rozmawiali przez ostatnie minuty. – A teraz chodź, Namjoon pewnie martwi się, gdzie jesteśmy tak długo.

- Co go to obchodzi – sarknął jasnowłosy, obejmując chłopaka w talii, gdy zaczęli iść na salę. – Moglibyśmy się równie dobrze pieprzyć w łazience, to nie jego biznes.

Hoseok znowu poczuł czerwień na policzkach, tą samą, którą odczuwał jeszcze na parkiecie, mówiąc słowa, które zapoczątkowały to wszystko.

- Musisz być taki wulgarny? – powiedział jedynie, oplatając palcami jednej dłoni tą jasnowłosego obecną wciąż na jego ciele, mówiącą do wszystkich ludzi obecnych w klubie więcej, niż tysiące zdań.

- Zawsze byłem – przyznał Yoongi jedynie, by potem nachylić się trochę, żeby być na poziomie ucha Hoseoka. – Ale lubisz to, przyznaj – zakończył, posyłając rzeszę dreszczy na plecach Junga.

- Chciałbyś – sarknął tylko Hoseok, wyplątując się z objęć drugiego, gdy już znaleźli się blisko loży, tak, że mogli dostrzec, że Namjoona rozmawiającego z Seokjinem przy nowych drinkach i paru pustych szklankach po wcześniejszych.

Jasnowłosy uśmiechnął się jedynie niegrzecznie słysząc Junga i odprowadzając go wzrokiem, gdy szedł w kierunku dwójki, jakby nic się nigdy nie wydarzyło. Sam podążył za nim wolniej, włożył ręce w kieszenie spodni, westchnął do siebie głębiej.

Jego Hoseok.

Jego Hoseok.

***

Było późno. Zdecydowanie zbyt późno i zbyt nieodpowiednio, by Jimin robił coś takiego. Nie potrafił się jednak powstrzymać. Chciał jedynie wziąć prysznic, gdy jednak wyszedł na chłodne kafelki łazienki i zerknął w lustro, coś w nim pękło.

Tak dawno nie widział siebie nago. A już na pewno nie wyglądającego tak zdrowo.

Oczami pełnymi iskier oglądał odbudowujące się mięśnie brzucha, nie tak duże jak wcześniej, widoczne już jednak i mające potencjał, by wrócić do dawnej świetności. Jego żebra zanikały nieco pod warstwą mięśni, oraz tkani tłuszczowej. Klatka na ponów stawała się szersza, barki bardziej rozbudowane, choć zawsze posiadał drobniejszą budowę. Ramiona nabierały kształtu, podobnie jak przedramiona, wszystko w nim zdawało się na ponów obrazować kogoś żyjącego.

Nieświadomie zaczął przesuwać palcami po bokach, talii, brzuchu, śledząc dotykiem każdą własną krzywiznę. Nie rozumiał, jak to się stało. W końcu nie chodził na siłownię aż tak często, wciąż jadł trochę za mało, a mimo to wracał do zdrowia. Do sylwetki, którą zawsze szanował i pragnął posiadać. Na którą zwykł spędzać godziny pełne potu, wysiłku i dedykacji. Powolnie badał własne ciało, jakby było mu zupełnie obce.

A on musiał je na nowo odkryć.

Jego warga zaczęła drżeć leciutko. Zacisnął paznokcie na swoim boku, sprawiając sobie chwilowy ból. Nie miał pojęcia, jak się obecnie czuć.

Musiał się jednak wziąć w garść. W końcu Jungkook czekał na dole. Mieli jeszcze razem wyjść, chociaż robiło się naprawdę późno. Oboje jednak zdawali się tego nie odczuwać, zwłaszcza, że wiedzieli, że Namjoon, Seokjin, Hoseok i Yoongi byli obecnie na mieście. Oni sami też mogli więc zażyć trochę relaksu.

Owinął sobie szybko biodra ręcznikiem i zaczął przechodzić dookoła pomieszczenia, zbierając swoje ubrania, które dość niechlujnie pozostawiał wszędzie, tylko nie w koszu na pranie. Naprawił jednak szybko owy błąd, by potem otworzyć drzwi i wyjść z pomieszczenia.

Momentalnie jednak stanął, zupełnie zamrożony, widząc, że Jungkook stał w korytarzu, unosząc wzrok z nad komórki. Przez chwilę tylko na siebie patrzyli, póki drugi nie okrył policzków wyraźną czerwienią i nie odwrócił się momentalnie plecami do blondyna, zjedzony własnym zawstydzeniem.

- Przepraszam, jeny, ja... - zaczał niezręcznie, nie wiedząc do końca jak się wytłumaczyć. Wszedł na piętro tylko na moment, bo tutaj wcześniej podpiął do gniazdka swój telefon. Teraz żałował jednak swojej decyzji, podjętej najwyraźniej w złym czasie.

- Nic się nie stało – rzekł dość łagodnie Park, wplatając palce w wilgotne końcówki włosów na karku. – Nie musisz przepraszać – dodał jeszcze, dziwnie czując się z tym, że fakt, iż Jeon widział go bez koszulki tak zupełnie mu nie przeszkadzał. Właściwie większy szok wywołał u niego niespodziewany widok chłopaka w niestandardowej sytuacji, niż to, że widział jego odsłonięty tors.

Co wydawało się dziwną myślą, zwarzywszy, że nie tak dawno myśl kogokolwiek patrzącego na jego ciało sprawiała, że miał ochotę zwrócić cokolwiek akurat zjadł danego dnia.

- Nie mów tak, powinienem zostać na dole – stwierdził chłopak, cały czas będąc tyłem, próbując jakoś zakryć fakt, że mimo wszystko widok drugiego w takiej odsłonie robił z nim zbyt wiele rzeczy. – Leć się ubrać, poczekam piętro niżej – stwierdził, słysząc jedynie jak drugi zaśmiał się cicho.

- W porządku. Ale nie musisz się tak wstydzić – zaczął, podchodząc bliżej chłopaka, nie wiedząc, skąd wzięła się u niego taka pewność. Możliwe, że to zakłopotanie drugiego tak go rozczuliło, że właściwie przestał mieć coś przeciwko.

Albo fakt, że tak naprawdę, gdzieś w środku siebie, chciał, żeby drugi go takim zobaczył. Może nie w takich okolicznościach, ale chciał.

- Po prostu... - zaczął Jungkook, wiedząc, że blondyn wcale już nie jest tak daleko. – Nie wiem, czy nie czujesz się z tym... - nie skończył, bo Jimin złapał chłopaka za ramię, sprawiając, że ten spiął się nieco.

- Odwróć się, proszę – powiedział tylko, dziwnie błagalnie ale i z nutami starego strachu. Jeon wahał się przez moment, by ostatecznie spełnić prośbę. Mógł więc zerknąć na twarz Jimina, początkowo nie mając odwagi spojrzeć niżej, zrobił to jednak, wstrzymując dech na widok niezbyt jeszcze wyrzeźbionych mięśni, delikatnych zarysów talii, widocznych obojczyków. Miał wrażenie, że wcale nie powinien na to patrzeć, choć przecież został o to poproszony.

Wzrokiem wrócił do oczu Parka dopiero po chwili, zdradzając chyba, jak się czuł z owym widokiem, ponieważ tęczówki blondyna momentalnie zaszły mgłą, pulchne usta rozchyliły się trochę, zapraszająco.

Jeon nie zamierzał jednak przekraczać granic.

- Nie kuś – powiedział, odważnie, stanowczo i odrobinę bardziej jak on sam, ponieważ ostatnie resztki skrępowania momentalnie od niego zniknęły.

Jimin nie odpowiedział na to stwierdzenie, zamiast tego ostrożnie chwycił nadgarstek drugiego, by potem ująć wnętrze dłoni Jeona i przesunął je do siebie, by ten mógł opuszkami dotknąć skóry blondyna, gładkiej, wilgotnej, przepełnionej ciepłem.

- Co robisz... - Jungkook nie skończył zdania, zbyt skupiony na posunięciach drugiego, na jego dłoni prowadzącej palce Jeona coraz odważniejszej, acz wciąż boleśnie powolnie, niepewnie, jakby i Jimin badał tym samym swoje granice.

Zapadła między nimi cisza, wymieszana jedynie z ich oddechami, z muśnięciami, które się między nimi dokonywały, idącymi w górę coraz mocniej, by potem wracać ku dołowi. Park był sam sobie panem, a Jeon w jakiś sposób w ogóle nie chciał przestawać, wiedziony tym, jak blondyn nim kierował, jak pokazywał mu siebie przez dotyk.

Przez narzędzie, którego najmocniej się obawiał.

- Podoba ci się? – zapytał Park, oddychając ciężej, ponieważ nie przeczył, że właśnie tego potrzebował, że to właśnie miał w myślach, kiedy nie spał, kiedy myślał, że prędzej rozerwie się na strzępy własnymi myślami, niż pozwoli sobie na odpoczynek.

Jungkook niczego nie powiedział, zamiast tego przyciągnął Parka do siebie wolną dłonią, by móc niespodziewanie pocałować go, słodko, acz z pewnym rodzajem głodu, który wywołał u drugiego mocniejszy pomruk, leciutką oznakę przyjemności.

- Nawet nie wiesz jak – stwierdził tylko, kiedy już rozłączył ich usta, oddychając nieco mniej miarowo. – Nie idźmy jednak dalej, dobrze? – dodał, patrząc na Jimina, na jego roziskrzone spojrzenie.

Park kiwnął głową, puszczając nadgarstek Jeona. Sam wiedział, że nie chciał tego w taki sposób, choć z ledwością sobie obecnie odmawiał. Nić intymności między nimi momentalnie zniknęła, mimo że oboje jeszcze czuli skutki chwilowego opuszczenia barier.

- Ja... pójdę się ubrać w takim razie – rzekł jedynie, łamliwym od doznań głosem. – Zaraz będę – stwierdził jeszcze, odchodząc w drugim kierunku, czując, że dotyk drugiego wciąż palił mu skórę, nawet jeśli Jeon już nie miał na niej swoich palców.

- Będę czekał na dole – rzucił jedynie Jungkook, nie odprowadzając nawet wzrokiem drugiego, zbyt owładnięty ostatnimi sekundami, by zrobić cokolwiek, poza zejściem po schodach i próbą przywołania się do porządku.

Nie spodziewał się tego. A już na pewno nie zamierzał jeszcze podsycać w sobie niczego. Wiedział, że kontrola przychodziła mu trudno przy drugim, choć przyznawał to sobie z poczuciem winy. Udał się więc do kuchni, szukając po szafkach szklanki. Ostatecznie ujął w dłoń jakąkolwiek leżącą na blacie, nie znał bowiem rozkładu półek w domu Jimina. Umył ją pospiesznie i napełnił wodą z kranu, by potem upić kilka zimnych łyków. Potrzebował chwili dla siebie.

Nawet jeśli nie miała ona trwać zbyt długo.

Był jednak wdzięczny za to, że Park musiał się jeszcze wyszykować. Przynajmniej oboje mogli zaczerpnąć tchu.

Mimo że, choć byli tego jeszcze nieświadomi, mieli go sobie niebawem odbierać.

***

Taehyunga obudził trzask drzwi. Dość głośny. Przewrócił się na drugi bok, czując przy tym irytująco szybko bijące serce, niespodziewające się tak nagłego odgłosu. Sam wiedział jednak doskonale, kto wrócił do domu.

A skoro był w klubie, to zapewne w znajomym stanie.

Jęknął cierpiętniczo, nie mając najmniejszej ochoty zajmować się pijanym Yoongim. Skulił się więc mocniej w pościeli, próbując jakoś z powrotem zasnąć i ignorując głos jasnowłosego słyszalny piętro niżej. Większość przekleństw.

Tak, zdecydowanie nie był trzeźwy.

Jasnowłosy tym czasem nie wiedział, czy miał się śmiać do siebie samego, czy płakać. Cholera, równie dobrze mógłby jeszcze pociągnąć łyka taniego wina, które kupił po drodze. Zrobił to więc, zerkając na godzinę. Dochodziła druga trzydzieści. Boże, naprawdę wrócił tak wcześnie? Zabawne, nie zdarzało mu się to często.

Dwójka jednak nie była do końca dwójką. Raczej piątką. Ale tego nie zdołał dostrzec w obecnym stanie.

Ledwo trzymając się na nogach wszedł po schodach. Powolnie, nieco pokracznie. Miał wrażenie, że sam siebie zawstydza, chociaż przecież nikt nie oglądał jego poczynań i walki z równowagą. Ostatecznie udało mu się jakoś wspiąć na górę, co chwilę kląc pod nosem. Jego dłoń sama znalazła się na klamce jego pokoju. Zamknął drzwi za sobą, tym razem bardziej ostrożnie, niż zrobił to z wejściowymi. Odłożył butelkę przy łóżku, telefon ledwo podpiął do ładowarki, nie umiejąc się skupić na włożeniu jej do gniazdka.

Kurwa mać, cholerstwo jedne.

Finalnie jednak mu się udało, mógł więc zostawić urządzenie na stoliku nocnym i o nim zapomnieć. O wszystkich wiadomościach, nieodebranych połączeniach, o całym wieczorze.

Przesunął się odrobinę po podłodze, by dojść do butelki pozostawionej niedaleko. Usiadł bardziej wyprostowany i wypił resztkę alkoholu. Miał dosyć. Najmocniej siebie samego.

A przecież musiał jeszcze wyżyć ze sobą do rana. Nieświadom, że technicznie już było prawie rano.

Mruknął coś do siebie, odsuwając pustą już butelkę. Palcami przesuwał moment po drewnianej podłodze, czując gładką powierzchnię pod opuszkami. Dopiero po chwili zaczął przeszukiwać kieszenie kurtki, której oczywiście nie zdołał jeszcze zdjąć. Wyciągnął paczkę papierosów, otworzył papierowe zamknięcie.

Jakim kurwa cudem zostały mu tylko trzy?

Westchnął. Po pijanemu nie wiedział nawet ile wypalał. Teraz jednak nie umiał tego zrozumieć, był więc odrobinę zły, że nie kupił nowej w monopolowym. Nie miał jednak wyjścia, wyciągnął więc jednego i odpalił po chwili, czując, jak dym łagodnie pieścił mu płuca.

Przywracał trochę kontakt z rzeczywistością.

Powolnie spalał używkę, w ogóle się nie spiesząc. W końcu musiał teraz oszczędzać. Nie wiedział, ile mijało czasu. Może pięć minut, może pół godziny. Co go to w sumie obchodziło?

Na Boga był taki żałosny.

Odgiął głowę do tyłu, kładąc ją na krawędzi materaca łóżka. Miękkość pod nią nadała mu odrobiny komfortu. Chociaż tyle. Mógł więc rozkoszować się nikotyną, zapachem dymu i własnej porażki.

Najlepsza mieszanka na chwile takie, jak obecna.

Niewiele myślał, raczej błądził między niektórymi scenariuszami we własnej głowie, połowy z nich w ogóle nie rozumiejąc. Miał ochotę krzyczeć, ale otaczała go cisza. Narysować coś wyjątkowo smutnego, choć przecież nie rysował rzeczy stricte wesołych, o ile to słowo w ogóle pasowało do czegokolwiek. Może pocałować Hoseoka, sprawić, żeby mówił jego imię w kółko i w kółko. Był jednak sam.

Zamknięty między piekłem a niebem własnej głowy.

Strzepnął popiół na podłogę, w ogóle się tym nie przejmując. Papierośnica leżała przecież na parapecie, a obecnie był on nieosiągalnym obiektem. Poza jego zasięgiem. Jak wiele innych rzeczy z resztą.

Potrzebował zasnąć, ale sen nie chciał przyjść. Potrzebował czyjejś obecności, miał jednak jedynie siebie. Coś w nim kuło go boleśnie, nic jednak nie umiało tego w jakiś sposób załagodzić.

Przynajmniej nie był tego wszystkiego aż tak świadom. W końcu procenty robiły swoje. Nadawały mu lekkości, beztroski, poczucia, że żadna z rzeczy, które w sobie miał nie posiadała tak naprawdę żadnego znaczenia. I lubił w to wierzyć, choćby chwilowo i przesadnie mocno.

Wolność smakowała właśnie tak. No chyba, że akurat był z Hoseokiem.

Właśnie, Hoseok. Znowu on. Może pomyśli o czymś innym, niż jego ciele, cieple i barwie głosu?

Ta, przydałoby się, zdecydowanie.

Zgasił papierosa o podłogę, by potem od razu wyciągnąć następny. Wszystko w jego pokoju pachniało już jego nałogiem. Szarość trucizny osiadała gdzie mogła. Nie tylko we wnętrzu jasnowłosego, ale też na jego pościeli, skórze, notatkach do szkoły otwartych na biurku i porzuconych.

Zabawne, kiedy on ostatnio robił notatki? Nie pamiętał teraz.

Trzy dni temu. Pisał je trzy dni temu, ale obecnie to brzmiało niemalże jak nigdy.

Uśmiechnął się do siebie. Pieprzyć szkołę. I pieprzyć to, jak się czuł. Pieprzyć myśli o Hoseoku i rysowaniu.

Powinien tutaj po prostu zgnić. I palić. Póki w końcu nie zemdleje w nieświadomość snu, która finalnie uwolni go nawet od tego.

Wypalił więc połowę drugiej fajki, by potem z ledwością zgasić ją o poręcz łóżka. Nie wiedział nawet, kiedy ostatnia smuga dymu przecięła powietrze pomieszczenia, ani kiedy jego oczy zamknęły się finalnie, tym razem na dłużej. Jego oddech unormował, a on, mimo siedzenia na podłodze w końcu się poddał.

Dochodziła szósta trzydzieści, kiedy ostatecznie usnął, wiedziony słodyczą nie bycia świadomym ani siebie samego, ani rzeczywistości dookoła.

Pachnącej jak tanie wino i wypalone papierosy. 



p.s przyznać się, kto stracił wiarę, że się wyrobię przed końcem roku, huh? 

a tak na serio, życzę Wam wszystkiego, co najlepsze. nie wiem, czy brzmi oklepanie czy nie, ale są momenty, gdzie nie umiem nawet wyrazić, jaka wdzięczność mnie przepełnia, że Was mam, że istnieją ludzie, którzy lubią czytać, to co piszę. jest to dla mnie wciąż coś niewyobrażalnie dużego i dziękuję Wam za to. oby więc 2020 był dla nas rokiem osiągania nowych celów, spełniania marzeń i pracy nad nami samymi xx much love 

p.s2 to jeden z moich ulubionych rozdziałów. szczerze muszę to przyznać. jakimś prawem po prostu... no bardzo go lubię xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top