miles away (the truth is)
- Kurwa mać – przeklął, kopiąc znajdującą się niedaleko szklaną butelkę, która w swojej kruchej formie rozbiła się na trzy części uderzając mocno o słup podpierający niedokończony dach. – Czemu tak wszystko utrudniasz? – powiedział ponownie, skupiając zagubione spojrzenie na Hoseoku, którego oczy również były pełne nieznanego strachu, ale i dezorientacji. Nie sądził, że drugi tak zareaguje, zwłaszcza, że sam zainicjował wszystko.
A teraz on musiał jedynie zachować rozsądek przy ciągłym odczuwaniu dotyku ust drugiego na własnych, przy ciągłej świadomości, że przez ulotne sekundy łączyło ich coś więcej, niż tylko przestrzeń.
- Nie rozumiesz... - stwierdził spokojnie, starając się nie utrzymywać kontaktu wzrokowego z jasnowłosym. Nie potrafił tego znieść. Było w nich tyle emocji, że sam ich widok przyprawiał go o chęć ucieczki, albo upadku pod ich ciężarem, który przytłaczał w nieznajomy mu dotąd sposób.
- Ah, no jasne – zaśmiał się kpiąco Yoongi. – Jestem pierdolonym idiotą i nie umiem dodać dwa plus dwa – powiedział jeszcze ostro, acz wcale nie zamierzał traktować Hoseoka z takim jadem. Podszedł bliżej chłopaka, zmniejszając odległość do niezbędnego minimum. Nawet nie drgnął. Nie zamierzał się uginać pod postawą drugiego. Mieli to wyjaśnić, a nie grać ze sobą, jakby to wszystko było jednymi wielkimi zawodami.
- Tego nie sugerowałem – odparł łagodnie, starając się oddychać w miarę kontrolowanie mimo bliskości ciała jasnowłosego. – Chodziło mi raczej o to, że czymś takim nie zatrzymasz mnie przy sobie.
- Poważnie? – Yoongi uniósł brew, a w jego głosie słychać było dziwne zarysowania, jakieś drżenie pochodzące z miejsc, których wolał nie eksponować na światło dzienne. Na szczęście zbliżał się wieczór. Chociaż to wcale nie pomagało mu w ukazywaniu skrytych w sobie emocji. – To co mam, do cholery, zrobić? – zapytał jeszcze, czując, jak wszystko w nim powolnie podnosi się do niebezpiecznej temperatury, jakby ktoś wypełniał mu żyły ogniem.
- Nic nie musisz robić. Nie zmienię decyzji. Wyjeżdżam i... - nie skończył, gdyż Yoongi przyciągnął go bliżej siebie. Zdawało mu się, jakby stał się na parę sekund kimś innym. Zaborczym małym dzieckiem, które bało się stracić ulubioną zabawkę, zdesperowane, by móc ją wciąż posiadać, za wszelką cenę.
Byleby była obok i pozwalała mu lepiej walczyć z ciemnością.
- Hoseok – zaczął Yoongi stanowczo, wypowiadając imię w taki sposób, że drugi z ledwością opanował drżenie, które rozeszło się po całym jego ciele, najwyraźniej lubiącym każdą chwilę spędzoną przy drugim w zerowej przestrzeni pomiędzy nimi.
Musiał przyznać, że niezbyt się lubił za takie reakcje, zwłaszcza, że nie potrafił w żaden sposób z nimi walczyć, nieważne, co sobie wmawiał.
- Nie możesz, okay? – dokończył, próbując opanować oddech i fakt, iż czuł, jak drugi się przy nim kuli, jak jego całe ciało drży leciutko pod naporem słów, co powodowało w jasnowłosym niemalże lawiny i kataklizmy zroszone emocjonalnością jego wnętrza. – Ja... ja nie chcę, żebyś był daleko – powiedział ostatecznie, mając nadzieję, że jakimś cudem drugi wcale nie słyszał tych słów, że puścił je mimo uszu, tak po prostu.
Nie chciał mu tego mówić, kurwa, pragnął, żeby Hoseok nie miał pojęcia. Ale musiał wybrać: albo nareszcie postawi na szali siebie, oraz swoje zdrowie, albo będzie patrzył w lustro na swój cień, który z każdym dniem walk coraz bardziej przypominał widmo kogoś, kim był.
Nie miał już chyba sił na to, by dalej znosić siebie samego, o ile to w ogóle miało sens. W klatce piersiowej wyło mu zbyt wiele demonów odbierających oddech, pojonych szarością dymu i smakiem wódki. Hoseok sprawiał, że te cichły na moment, a jego płuca ponownie mogły cieszyć się tlenem, wymieszanym okazjonalnie z nikotynową substancją zarezerwowaną tylko dla niego, a nie tych bestii rozrywających go czasami od środka.
Przerażał go fakt, że aż tak bardzo poległ w prostym z pozoru zadaniu. Nie zaangażować się. Nawet nie wiedział, w którym momencie stał się po prostu niewolnikiem siebie samego. W którym momencie ukojenie zaczęło przychodzić dopiero w towarzystwie tego chłopaka.
Zatonął na dobre i nie wiedział, czy jeszcze kiedykolwiek zaczerpnie oddechu poza taflą wody.
- Co powiedziałeś? – głos Hoseoka brzmiał dziwnie, jakby miał się zaraz urwać niczym napięta do granic możliwości nitka na ostrzu noża. – Coś ty... - zamilkł na moment, próbując na ponów poukładać sobie każdą sylabę w głowie, tak, żeby wszystko miało sens.
Ale nie miało. Najmniejszego.
Przecież Yoongiemu nie zależało. Nie aż tak. I Hoseok to wiedział, zbyt dobrze z resztą. Owszem, czuł, że między nimi jest niewielkie porozumienie, z jego strony może nawet podsycone czymś więcej. Nie spodziewał się jednak, że za gestem drugiego kryło się coś więcej, niż tylko zachcianka.
Bo tak potraktował początkowo pocałunek. Jak dziwną formę udowodnienia, że ma go w garści. I nawet, jeśli częściowo miał rację, to Hoseok nie doszukiwał się w owym posunięciu jasnowłosego ani krzty desperacji, jaką dostrzegał obecnie.
Taką wyraźną i głuchą.
- Słyszałeś – odparł Yoongi cicho, pozwalając Hoseokowi oprzeć głowę na swojej klatce, co zaskoczyło ich obojga. Nie przeszkadzało im to jednak aż tak mocno, nawet, jeśli wciąż czuli się odrobinę skrępowani z okazywaniem sobie pewnego rodzaju czułości. – Nie każ mi powtarzać – dodał jeszcze słabo, licząc, iż drugi oszczędzi mu męczenia się z owym zdaniem ponownie.
- Nie zamierzałem – odpowiedział tylko, równie cicho. – Po prostu... nie wiem, nie mogę uwierzyć, że stać cię na takie słowa.
- Stać mnie na wiele słów, po prostu decyduję się ich nie mówić – odparł szczerze, dziwnie szczerze, na tyle, ze poczuł lekkie ukłucie w środku, jakby coś przypominało mu dyskretnie, aby przestał, bo znów skończy cierpiący i wlewający w siebie kolejne kieliszki wypełnione procentami.
- A co cię do tego teraz skłoniło? – zapytał Hoseok, odsuwając się odrobinę od jasnowłosego, po to tylko, by móc na niego spojrzeć
Na te smutne, ciemne oczy i bladą skórę przyozdobioną zbyt dużą ilością bólu.
- Ty – odparł krótko Yoongi, co sprawiło, że drugi ponownie poczuł dreszcze na ciele, maleńkie wojska igiełek przechodzące mu po włóknach mięśni. – Po prostu ty.
- Fakt, że nie byłoby mnie obok? – wyszeptał Hoseok, nie spuszczając wzroku z drugiego, czując się, jakby zamknięto go w jakimś nierealnym śnie o pogubionym chłopcu, którego winien był prowadzić za dłoń przez ciemny świat. – O to chodziło?
- Może. Kto ich tam wie. Nieważne, przerwijmy to – stwierdził, mając w sobie początki znanego sobie uczucia strachu, niepewności, poczucia, że robi zbyt wiele nierozsądnych ruchów, które skończą się dla niego zawaleniem wszystkich ścian, o które tak dbał i które posiadały na sobie wszystkie rysunku z motylami nabitymi na szpilki.
- Spokojnie, przecież możesz mi powiedzieć – stwierdził drugi od razu. – Nie ma potrzeby, żebyś od tego uciekał. Ode mnie.
- Tak uważasz? Bo ja znam ten scenariusz. Już go raz przerabiałem. I uwierz, kolejny raz niczego nie zmieni. Po prostu... nie wiem, potraktuj to jako coś, co się nie wydarzyło.
- Ah, no tak. Jasne, czemu nie, już zapomniałem – zaśmiał się Hoseok, nie mogąc zrozumieć, jakimi prawami logiki kierował się drugi. Dlaczego tak mocno walczył, skoro nie było już o co i oboje to wiedzieli. – Myślisz, że to tak działa? Że życie składa się z rzeczy, które robisz bez konsekwencji? Pocałowałeś mnie, bo tego chciałeś. Miej chociaż jaja to przyznać – stwierdził ostrzej, spotykając się z tęczówkami drugiego, z ich słodko-gorzką mieszanką prawd i systemów obronnych. – A ja... - zaczął jeszcze, mniej pewnie. – Odwzajemniłem go z tego samego powodu – dodał finalnie, próbując nie dawać rytmowi swojego serca odebrać sobie życia zbyt szybkim biegiem.
Zapadła między nimi krótka cisza, coś na wygląd odłamka przestrzeni potrzebnego do zrozumienia w pełni powiedzianych słów.
- I co chcesz mi tym powiedzieć? – powiedział Yoongi, nie kryjąc już chyba niczego w swoim głosie, co zamieszało na moment w głowie Hoseoka, bo na Boga, nie umiał dobrze znieść tego ciężkiego tonu prawie przelewającego z liter kolejne uczucia.
- Że postaram się nie oddalać – stwierdził łagodnie, odzyskując powolnie panowanie nad sobą, co i tak graniczyło z cudem przy tak skrajnych emocjach odczuwanych w tak krótkim odcinku czasu. – Ale ty musisz mi obiecać to samo. Proszę – zakończył, próbując ponownie zerknąć w oczy Yoongiego, tak bardzo skryte za powiekami, które zasłaniały spoglądające w dół tęczówki.
Dopiero po chwili jasnowłosy postanowił spełnić niemą prośbę drugiego. Zerknął na niego, dosłownie na parę sekund. Na tyle długo, by jednym słowem móc rozbić się na kawałki, podeptać swoje rysunki w myślach i wykrzyczeć w sobie, jakim to jest żałosnym głupcem, że znowu daje się nabrać.
- Obiecuję – kilka liter przecięło powietrze, nie tylko ono jednak ucierpiało. Również gwiazdozbiory rozdzieliły się odrobinę od siebie, sprawiając, że oczy Yoongiego zaszły jeszcze większą ciemnością, a płatki słoneczników umysłu Hoseoka opadły na ziemię dookoła w pojedynczych sztukach dryfujących przez powietrze w ulotnej imitacji lotu pod niebem pełnego wolności i beztroski, podczas gdy tak naprawdę były w drodze ku upadkowi.
Ale kto mógłby im to wyjaśnić, skoro czuły się tak cudownie dobrze.
Podobnie jak gwiazdy, zdające się odczuwać słodki powiew przestrzeni, która wcale nie zbliżała ich do siebie, a oddalała coraz mocniej. Mimo to czuły się przecież tak bardzo rozumiane i bliskie temu, czego pragnęły.
I nie można ich było przekonać do niczego innego.
***
- Przestań Sana, ośmieszysz się – warknął nieco Lucas, zaciągając się papierosem. Dym uleciał pod sam sufit, a dłoń towarzyszącej mu dziewczyny podwyższyła nieco swoją pozycję na udzie mężczyzny, wywołując jego lekki uśmiech, oraz wyraźny, ostry błysk w oczach jego rozmówczyni.
- Nie prawda... Ja naprawdę chciałabym... Go jakoś odzyskać – stwierdziła nieskładnie, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Miała dość tego budynku, zapachu tytoniu, oraz każdego skrawka pokoju, w jakim się obecnie znajdowała. Najchętniej uciekłaby tu i teraz, mając zupełnie gdzieś rady wpół trzeźwego Lucasa, ale nie umiała.
Zbyt mocno przyzwyczaiła się do tego wszystkiego, nawet, kiedy musiała powolnie naginać własne granice.
- Też coś. Ja ci już nie wystarczam? – zapytał, unosząc brew i odginając nieco głowę do tyłu, skupiając się na gestach długowłosej obok siebie. Sana ostatnio ścięła włosy, co jego zdaniem dodawało jej uroku, wciąż jednak był bardziej fanem dużo dłuższych.
- Kto powiedział, że kiedykolwiek to robiłeś – odparła, opierając się o drewniany stół. – Jungkook chociaż umiał mnie traktować w odpowiedni sposób.
- Mhm, bo ci uwierzę. Przyznaj, że jestem lepszą opcją. Powinnaś go dawno zostawić. Dokładnie w momencie, kiedy zrozumiałaś, że czujesz do niego za dużo. Ale nie winię cię. Niezła z niego partia, tylko najwyraźniej nie zbyt hetero, jak na to wygląda.
- Mógłbyś się zamknąć? – powiedziała ostro, spoglądając ognistym wzrokiem na Lucasa, bawiącego się najwyraźniej w najlepsze. – Nie potrzebuję twoich durnowatych uwag.
- A ja twojego narzekania – w jego głosie zaszła subtelna zmiana, zszedł z kanapy, zostawiając swoją dotychczasową towarzyszkę. – Uwierz mi, że wiem, jak jesteś mi oddana – dodał, zbliżając się do niej niebezpiecznie i sprawiając, że jednocześnie czuła się niekomfortowo jak i dobrze.
Z resztą, przy błękitnookim zawsze się tak czuła. Dziwna mieszanka.
- Potrafiłabyś pewnie nawet podetrzeć mi tyłek, gdybym poprosił. I zrobiłabyś to z uśmiechem na ustach, nie prawdaż? – dopowiedział, uśmiechając się w ten niemalże przylegający do niego, wygrany sposób. Jakby próbował jej jeszcze mocniej dać do zrozumienia, w jak beznadziejnej pozycji się znajdowała.
- Jesteś obrzydliwy – tylko tyle była w stanie powiedzieć, patrząc mu w oczy, które mroziły każdą komórkę jej serca. – Naprawdę nie mam zamiaru cię dłużej wysłuchiwać. Wracaj do tej swojej małej kurewki, bo jeszcze się za mocno stęskni – syknęła i przeszła obok niego gwałtownie, nie robiąc sobie nic z cichego „suka" wypowiedzianego za jej plecami dziewczęcym głosem, oraz cichego śmiechu Lucasa, który ponownie zaciągnął się papierosem, jaki ostatecznie zgasił na powierzchni stołu.
- I tak tu wrócisz – powiedział z niezwykłą wręcz pewnością, kiedy Sana zatrzaskiwała drzwi za sobą, nie chcąc mieć więcej do czynienia z tym człowiekiem.
Nie wiedziała jeszcze, czy oszukuje bardziej siebie, czy jego. A może ich dwójkę.
Łzy same zebrały się w jej oczach, ale szybko otarła je rękawem swetra, który miała na sobie. Resztkami sił poprawiła spódniczkę i rajstopy, które miała na sobie, by w nieco lepszym stanie zejść schodami kamienicy w dół. Za oknami poszczególnych pięter widziała jasne niebo, słońce oświetlające całe miasto, oraz ruch ulicy. Wszystko było takie czyste i pozbawione strachu, który w sobie skrywała.
Nie mogła uwierzyć, że stoczyła się tak mocno, by być gotową do błagania kogoś, aby do niej wrócił. A była, przepełniona żalem i desperacją, bo nie mogła sobie pozwolić na wrócenie do tego, co mógł jej zaoferować Lucas.
Czegoś, czego już nie zamierzała powtarzać.
Kiedy wyszła z budynku, myśli od razu utopiła w cieple promieni. Pogoda ostatnimi czasy robiła się coraz lepsza. Lubiła to, takie przyjemne dni. W środku jednak odczuwała gorycz, zupełnie nie adekwatną do tego, co odczuwała fizycznie.
Wciąż mając nadzieję, że rzeczy mogą znów być na dobrych torach, a jej zerwanie z Jungkookiem było tylko złym snem. Że jej naiwne decyzje o lokowaniu uczuć jednak nie były aż tak opłakanym pomysłem. I że jest jeszcze dla niej jakakolwiek szansa.
Wyciągnęła komórkę z niewielkiej torby przewieszonej przez ramię. Musiała coś zrobić, cokolwiek.
Żeby poczuć, że stoi na dwóch nogach i nie ma ochoty zemdleć od nadmiaru emocji.
Wystukała więc palcami o hybrydowych paznokciach znany sobie numer, czekając na połączenie, które rozpoczęło się po dwóch sygnałach.
Gdy usłyszała krótkie „halo" wypowiedziane głosem szatyna zupełnie straciła kontrolę nad łzami, które same zaczęły wypływać z jej oczu na policzki, brudząc jej sweter, oraz chodnik dookoła niej smutkiem złamanego serca.
***
Właściwie nie powinno go tu w ogóle być. Tak sobie mówił. Bo przecież nie chciał wcale znaleźć się przy sali do tańca, kiedy ćwiczył w niej Jimin i Hoseok. Oboje zdawali się odczuwać grany kawałek w trochę inny sposób. Blondwłosy chłopak wkładał całą swoją pasję w oddawane bity przez najdrobniejsze chociażby ruchy, czyniąc powietrze dookoła siebie płótnem, na którym malował emocje każdą wykonywaną figurą. Za to Hoseok zdawał się troszkę mocniej techniczny, nieco bardziej skupiony i przepełniony wyrazistością wina podawanego w idealnie wypolerowanych kieliszkach tym bogatszym klientom.
Innymi słowy, nie potrafił już oderwać od nich wzroku. Zwłaszcza od jednej postaci.
Dotąd nie miał okazji zobaczyć, jak Jimin tańczy. Jak umiał się poruszać. W sposób, który uwodził, ale również kazał miejscami rumienić się policzkom, doprowadzając umysł do zapytania, czy aby na pewno spogląda na realną postać, a nie wykreowaną istotę. Wszystko w nim bowiem emanowało ułudną iluzją, iż tak naprawdę nie istniał w rzeczywistości. I to sprawiało, że szatyn tak przyjemnie obserwował spektakl.
Gdy skończyli wszedł do środka jak gdyby nigdy nic, przerywając tym samym rozmowę dwójki rozpoczętą już w ostatnim akcie utworu, który został ściszony przez Hoseoka, jako, że tą część mieli już opanowaną do perfekcji.
- Oh... Nie spodziewaliśmy się gości – powiedział starszy z uśmiechem. – Nie powinieneś czasem wychodzić? – dopytał, sięgając po butelkę wody. Jego koszulka przywarła odrobinę do spoconego torsu, czyniąc jego mięśnie widocznymi. Jungkook szybko odwrócił wzrok, czując się odrobinę nie fair wobec drugiego, mimo, że przecież nie był to widok gorszący, wręcz przeciwnie. Tym samym bowiem nie umiał się wpatrywać w niego zbyt długo.
Poza tym, Jimin mógł to spostrzec, a tego wolał uniknąć.
- Właśnie... - dodał blondwłosy, podchodząc do dwójki z drugiego końca pomieszczenia, gdzie zostawił swoją torbę, obecnie zawieszoną na ramieniu. – Sądziłem, że już cię tutaj dawno nie ma.
- Niespodzianka – stwierdził ze smutnym uśmiechem. – Postanowiłem zostać dłużej. Myślałem, że możemy gdzieś wyskoczyć.
- Co proponujesz? – podłapał od razu Hoseok. – Właściwie mi też przydałoby się trochę luzu... - dodał, kryjąc w tym zdaniu więcej, niżby chciał. Na przykład to, jak Yoongi odszedł tamtego wieczora, zostawiając go samego w otoczeniu szarych ścian i dźwięku własnego łkania. To, jak wypełnił mu serce gorzkim smakiem łez, ale również nadziei, że może właśnie zaczął coś wyjątkowego.
Nieważne, że odczuwał taką dziwną pustkę po słowach, jakie padły i dotyku, jaki poczuł.
- Nie wiem, dosłownie cokolwiek – odpowiedział wymijająco, spoglądając na Jimina. – Też chciałbyś iść? – zapytał, widząc, że drugi milczał, skupiając wzrok na czubkach swoich butów, jakby próbując okiełznać potrzebę wypowiedzenia choćby słowa na temat spotkania.
- Jak dla mnie może być... - odparł po chwili niepewnie. – Moglibyśmy wpaść do kogoś z nas, o ile chcecie oczywiście.
- Spoko, oferuję swoje skromne kąty – wyrwał się Jungkook, na co Hoseok spojrzał na niego pytająco.
- Serio? Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek u ciebie był... - powiedział jeszcze, zapinając torbę i przewieszając ją na ramieniu.
- Bo nie byłeś – zaśmiał się chłopak serdecznie, co wywołało małe zawirowania w sercu Jimina. Drobne spięcia w jego zakończeniach nerwowych, stada motyli pod skórą. – Ale zapraszam, przyjmę cię z przyjemnością.
- Jakże mi miło – odpowiedział z równym rozbawieniem, po czym zerknął na Jimina. – Nie masz nic przeciwko?
- Jasne, że nie. Sam to zaproponowałem – stwierdził jeszcze, czując się dziwnie, jakby pytanie miało mu zasugerować, że nie musiał się czuć zupełnie dobrze z otrzymaną propozycją. Tylko właściwie czemu? Bo był to apartament Jungkooka? Bo miał spędzić czas z nim?
I cóż z tego? W końcu to nie tak, że mieli między sobą niewyjaśnione sprawy. Drobne nitki, które splatały ich dłonie i palce w takich konfiguracjach, że te musiały ostatecznie zmniejszyć odległość między sobą.
Do zera.
- To świetnie, mamy ustalone – odparł entuzjastycznie Hoseok, kryjąc w sobie niektóre rzeczy. – Daj się nam tylko przebrać i już do ciebie dołączymy.
- Jasna sprawa. Poczekam tutaj – odpowiedział, dając dwójce odejść. Kiedy pomieszczenie stało się uboższe o dwie osoby, nareszcie miał moment, żeby spojrzeć na swoją komórkę, która nieoczekiwanie zaczęła mu dzwonić w dłoni.
Numer Sany.
Wahał się, czy odbierać. Domyślał się, co mógł usłyszeć. Nie chciał jednak ignorować dziewczyny, gdyż i tak robił to dość skutecznie. Właściwie żal mu jej było, tylko i wyłącznie przez fakt, jak zaczął ją traktować. Wydawało mu się, że tak naprawdę nigdy jej na nim nie zależało aż tak, mylił się jednak. Wszystko nabrało niezwykle intensywnych odcieni cichej rozpaczy od kiedy przestali się do siebie odzywać.
A przynajmniej on przestał.
Tym samym odebrał połączenie, wiedząc, że nie będzie to nic przyjemnego. Powiedział tylko krótkie „Halo", wypełnione większą ilością sprzecznych emocji, niżby chciał. W odpowiedzi usłyszał jedynie płacz po drugiej stronie słuchawki.
A więc było cholernie źle.
- Sana? – zapytał, co zostało potraktowane kolejną falą niekontrolowanych łez. – Spokojnie, oddychaj... Już dobrze – powiedział bardziej z przyzwyczajenia, niż faktycznie czując wartość owych słów.
Podziałały jednak, lepiej, niżby się spodziewał. Dziewczyna wzięła kilka głębszych wdechów, skupiając się na swoim stanie trochę mocniej. Oczy skierowała na przystanek autobusowy po drugiej stronie ulicy z krzywym graffiti mówiącym „Suga". Z jakiegoś powodu skupiła się na koślawych literach wymalowanych spreyem, próbując odciągnąć myśli od emocji na tyle, aby zacząć normalnie mówić.
- Jungkook, ja... - zaczęła urywanie, przymykając powieki. – Wiesz, że żałuję – dodała jeszcze, ignorując żałość we własnym głosie. – Nie oczekuję, że do mnie wrócisz, ale... Moglibyśmy się spotkać? Proszę. Chcę wszystko wyjaśnić, jeszcze raz. Naprawdę. Daj mi szansę, ja cię... - urwała ponownie, sprawiając, że szatyn na chwilę wstrzymał oddech.
Wiedział, co chciała powiedzieć i nie wiedział, czy powinien to słyszeć. Czy w ogóle miał ochotę na te słowa. Z drugiej strony kim on był, aby zabraniać jej mówić? Nawet rzeczy, na których ciężar nie posiadał już siły?
- Tak? – ponaglił jedynie, od razu tego żałując.
- Kocham cię – powiedziała ostatecznie, znów zaczynając płakać, tym razem jednak ciszej. – Nie zmienisz tego, ja również. Pozwól nam po prostu na zrozumienie tego wszystkiego. Jedno spotkanie – dodała jeszcze drżąco, poprawiając przy tym swoją spódniczkę, która podjechała trochę do góry od jej energicznego kroku. Zaczęła bowiem iść w kierunku centrum, chcąc jak najszybciej dostać się do domu.
- W porządku... Dobrze, zobaczmy się – odparł nieco sucho, bez emocji, z przeczuciem, że chociaż to był jej tak naprawdę winny. Poza tym nie umiał znieść jej załamania, jej tonu głosu, jakby straciła zbyt wiele do udźwignięcia.
I czuł się z tym najgorzej jak tylko mógł, bo to on jej to odebrał. I to w imię czego? Zachcianek jego serca? Niepewności? Wciąż żywił do niej sympatię, dawne zauroczenie doprawione odrobiną zakochania wygasło jednak, zastępując swoje istnienie czymś zupełnie innym.
Nowym, nieznanym i w pewnym sensie sprawiającym, że tracił zdrowy rozsądek.
- Oh... Jezu, dziękuję. Tak bardzo dziękuję – zaczęła mówić, uśmiechając się przez łzy, które wciąż zdobiły jej policzki. – Masz czas dzisiaj? Mogłabym wejść do naszej ulubionej kawiarni... Przyjdziesz?
- Emmm... - zaczął, wiedząc, że już zaproponował chłopakom spotkanie u siebie. – Może jutro? Dzisiaj już jestem zajęty... - stwierdził chłodno, tłamsząc cały entuzjazm Sany.
- Ah tak... no jasne, nie ma sprawy – odpowiedziała z takim bólem, że prawie go to rozbiło. – Głupia ja, myślałam, że masz wolne. Zabawne, prawda? – dodała, ledwo rozpoznając swój głos od nadmiaru emocji.
- Chociaż właściwie... - zaczął, czując doskonale, w jakim stanie była dziewczyna i nie mogąc zignorować tego, że mogło to prowadzić do różnych scenariuszy. Znał ją i wiedział, że była impulsywna. Jedno niewłaściwie pociągnięcie i mógł ją posłać w bardzo złe miejsce. – Może i będę mógł się z tobą zobaczyć. Za godzinę ci pasuje? – dodał, zupełnie olewając już to, co powiedział dwójce wcześniej.
- Mówisz? Na pewno nie będę ci krzyżować planów? – zapytala Sana zaskoczona.
- Nie, spokojnie. Będę tam. Czekaj na mnie – powiedział łagodnie, słysząc, jak druga śmieje się cicho. I musiał przyznać, że dźwięk ten był niemalże zbawienny w owej sytuacji. – Do zobaczenia – dodał jeszcze, kierując wzrok na lustra przed sobą.
- Do zobaczenia – usłyszał w odpowiedzi, nim połączenie się zakończyło. Westchnął, chowając komórkę z powrotem do torby. W co on się właśnie wpakował? Jednocześnie wiedział, że teoretycznie nie powiedział jej nic zobowiązującego. Ale czuł, że sprawy wcale nie musiały się tak potoczyć.
Ze zrezygnowaniem wstał z parapetu i wyszedł z sali. Hoseok i Jimin wciąż byli w szatni, a on miał nadzieję, że zaraz wyjdą, co jednak nie następowało. Wyszedł więc z terenu sal do ćwiczeń, po czym wysłał im krótkiego sms'a, że spotkanie odwołane i bardzo przeprasza, ale coś mu wypadło.
Z gorzkim kłamstwem przemierzał korytarz, łudząc się, że nic nie wyjdzie na jaw, aczkolwiek życie lubiło zaplatać jego losy w coś tak zawiłego, iż ostatecznie był w stanie dostrzec jedynie własne odbicie, w którym to wisiał nieruchomo na pętli własnych decyzji.
Które wcale nie okazały się dobre.
***
- Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu nas wystawił – stwierdził Jimin smutnawo, nie do końca rozumiejąc, dlaczego Jungkook zostawił ich bez słowa, a jedynie z elektroniczną wiadomością, w dodatku napisaną na szybko z paroma błędami.
- Cóż, pewnie miał powód – odparł Hoseok jedynie, poprawiając swoją kurtkę odrobinę. – Chcesz iść do domu? Czy jednak wychodzimy gdziekolwiek?
- Chyba straciłem ochotę – stwierdził szczerze blondwłosy – Możesz zapytać Yoongiego, czy nie wyjdzie z tobą, jeśli ciągle masz ochotę gdziekolwiek iść. Ja pasuję – dodał jeszcze, ledwo wymawiając imię jasnowłosego, w końcu wciąż z sobą nie rozmawiali.
Nawet sylaby. I to było czuć, wszyscy widzieli, jakie panowało między nimi napięcie, nie dało się go jednak przełamać w żaden sposób, choć wielokrotnie próbowano. Najwyraźniej moment musiał zostać wybrany przez któregoś z dwójki, a nie nikogo z zewnątrz.
- W porządku, w takim razie do jutra – powiedział Hoseok, odprowadzając Jimina wzrokiem i nie wypowiadając ani słowa na temat jego propozycji. I tak nie zamierzał z niej skorzystać.
Jeszcze nie.
Chwilę postał przy bramie szkoły, sprawdzając, kiedy przyjedzie mu najbliższy autobus. Przystanek miał dosłownie kilkanaście metrów dalej, tym samym pozostał w swojej dotychczasowej pozycji, przeglądając tablicę instagrama. Nie miał do końca co ze sobą zrobić. Obecnie chciał jedynie wrócić do siebie i może pozwolić sobie na leniwe popołudnie. Pewnie skończy się na tym, że napisze do Seokjina, którego z jakiegoś powodu nie zastał w szkole.
Miał przynajmniej nadzieję, że nie jest chory. Myśl ta jednak zdawała się mu coraz mniej realna, zwłaszcza, że Namjoona również brakowało, a on wiedział, jak działa podstawowa matematyka.
Przynajmniej oni się dobrze bawili.
Uśmiechnął się lekko rozbawiony, sam do siebie, nie wiedząc, że czyjeś tęczówki obserwowały go dłuższą chwilę między obłokami palonego papierosa.
- Co taki chłopak jak ty robi sam w takim miejscu, jak to? – zapytał Yoongi z lekkim flirtem w głosie, a Hoseok prawie podskoczył w miejscu, nie spodziewając się głosu nikogo, a zwłaszcza tego należącego jasnowłosego. Gdy tylko zobaczył jego delikatnie niegrzeczny uśmieszek, wywrócił oczami, ignorując całość zdania, jakie usłyszał.
Bo czy naprawdę drugi miał mu do zaoferowania tak żałośnie mało po tym, co się wydarzyło? W pewnym sensie mógłby zapewne tego oczekiwać, w końcu nie raz już przekonywał się, że to był jego ulubiony sposób reakcji na trudne sytuacje. Nie spodziewał się jednak, że tym razem postąpi dokładnie tak samo, zlewając sprawę i podchodząc do niej dokładnie tak samo, jak robił to zwykle.
- Na razie stoję, czekając na autobus. A ty? Co taki zdeprawowany młodzieniec w ogóle robi przy budynku szkoły, co? – zapytał, ciągnąc grę w odpowiednim kierunku, skoro drugi najwyraźniej miał na to ochotę.
Odpowiedzią na jego słowa okazał się krzywy uśmieszek i smutne oczy, których wyraz na moment zasłonił mu dym, nie na tyle jednak, by odebrać mu możliwość zobaczenia w nich tej znajomej, głębokiej ciemności.
- Zapewne próbuje się nieco poprawić – odparł, zaciągając się ponownie papierosem. – Masz jakieś plany, poza wracaniem do domu?
- Śmieszne, że mnie o to pytasz – odpowiedział Hoseok jedynie, zerkając na drugiego. – Jakby cię to interesowało.
- Może tak jest – usłyszał tylko krótkie zdanie. – Więc? Powiesz mi, czy mam spadać?
- Powiedziałbym, że masz spadać, ale szczerze mówiąc korci mnie, żeby jednak z tobą porozmawiać – stwierdził Hoseok szczerze. – Bo cholera jasna, aż się sam prosisz o jakiś pieprzony elaborat z mojej strony – dodał jeszcze, nie kryjąc się z przekleństwami.
- Oh. Widzę, że ktoś tutaj traci rezon.
- Przy tobie to nie takie trudne – skwitował tylko drugi. – I nie mam planów. Równie dobrze więc możesz wysłuchiwać, co mam do powiedzenia.
- Jasne, zamieniam się w słuch – powiedział nieco sarkastycznie Yoongi. – Tylko się streszczaj, bo mam krótki czas uwagi – dodał jeszcze, co sprawiło, że coś zdecydowanie zawrzało w Hoseoku, nawet, jeśli znał charakter drugiego. Jego nastawienie. Jego sposoby na odcinanie się od rzeczy.
- Skoro tak, to się postaram – odparł ostro. – Specjalnie dla ciebie, panie „mogę sobie całować kogo chcę i potem odchodzić bez słowa".
- Nie miałem pojęcia, że nadano mi taki zaszczytny tytuł – usłyszał, wypełnione ironicznym smutkiem. – Dawaj, mów dalej. Co jeszcze. Może miałem ci podać życie na tacy, co? Myślisz, że to wszystko jest dla mnie tak łatwe, że się kurwa, wyłożę ci kompletnie? Nie sądziłem, że jesteś aż tak naiwny.
- Oh wybacz, że cię zawiodłem – syknął Hoseok. – Ale miałem cholera nadzieję, że jednak wyjaśnisz mi to wszystko, zamiast składać mi obietnice, którą zerwałeś sekundę po jej złożeniu. Powiedziałem, że nie będę odchodził, ale ty miałeś dotrzymać tego samego. I co? I proszę, oto stoję tutaj, mówiąc ci to wszystko.
- Próbujesz mnie teraz oskarżyć o coś, czy co? – odparł ostrzej Yoongi, gasząc papierosa o metalowe ogrodzenie. – Bo brzmi to tak, jakby to ja ci namieszał. Jakbym to ja był pieprzonym czarnym charakterem. I w sumie wiesz co, nie dziwiłbym się. W końcu jak coś, to zawsze można na mnie zwalić, co nie. Od tego jestem.
- Nie to miałem na myśli. Po prostu... nie wiem, chyba miałem nadzieję, że jednak mi się udało – zaśmiał się Hoseok.
- Co takiego? – zapytał Yoongi, ignorując perfekcję śmiechu drugiego, choćby i wydanego w takiej rozmowie.
- Do ciebie dotrzeć – dokończył, paląc serce jasnowłosego w ułamku sekund. – Naprawdę. Jak usłyszałem te parę sylab... Wydawało mi się, że zaczynam powolnie rozumieć. Dochodzić do twojego wnętrza. Ale nie, oczywiście, że nie. I chyba nigdy mi się to nie uda.
- Serio tak myślałeś? – zapytał Yoongi, płacząc w środku i skrobiąc ściany własnego umysłu zakrwawionymi paznokciami. – Nie mogę uwierzyć.
- Ja też nie. Co za idiota ze mnie – Hoseok znów się zaśmiał, ściskając mocniej materiał swoich spodni w palcach, jakby próbując dać upust emocjom. – Ciebie nie da się zmienić i to fakt. Prawda? – zapytał w powietrze, widząc, jak podjeżdża jego autobus.
Nie dał drugiemu szansy na odpowiedź, tylko skierował się od razu do pojazdu, urywając wszystko w poł słowa i nie pozwalając drugiemu nawet powiedzieć tego, co już zarysowało mu się na ustach.
Ciche oraz gorzkie „nie do końca".
***
Obudziło go słońce. Ciepło. I ból. Dotkliwy, acz szybko ujarzmiony słodyczą składanych mu pocałunków, zaczętych na czubku głowy i leniwie przenoszących się w dół, po karku, ramionach, aż na fragmenty łopatek, a potem ramion oraz szyi. Mruknął przeciągle, czując, że wszystko powolnie znów odżywa na jego skórze, każda emocje, każde najmniejsze muśnięcie minionej nocy.
Przesunął się odrobinę i odwrócił w kierunku mężczyzny, któremu oddał tak wiele. Najwięcej. Wszystko to, co posiadał powierzył jego dłoniom, nie żałując ani przez ułamek sekundy podjętej decyzji. Uśmiechnął się jeszcze sennie, po czym mógł poczuć usta Namjoona na własnych, powolnie budzące go zupełnie i dające znać, że ten poranek miał być równie przyjemny.
- Jak się czujesz, kochany? – zapytał miękko, pozwalając sobie na schowanie głowy w zagłębieniu szyi drugiego, napawając się jego ciepłem, jak i samą obecnością. – Wszystko w porządku? – dodał jeszcze, zmieniając pozycję, by móc spojrzeć w rozświetlone iskierkami oczy drugiego, mówiące same za siebie.
Mimo bólu czuł się idealnie. Lepiej, niż mógłby o to prosić.
- Jak w niebie – odpowiedział z lekkim śmiechem, chowając nieco twarz w dłoniach, które po chwili zostały z niej zdjęte i przytrzymane po obu stronach głowy Seokjina.
- Dziwne, wyjąłeś mi z ust te słowa – uśmiechnął się delikatnie Namjoon, znów pozwalając sobie na krótki pocałunek. – Kto by pomyślał, że uczynisz mnie tak... cholernie szczęśliwym – dokończył, schodząc wargami na szczękę drugiego, oraz na płatek ucha, co wywołało jego głośniejsze westchnienie.
- Mógłbym powiedzieć to samo – odparł od razu, wtulając się w drugiego, gdy oboje znów wrócili do leżenia na boku, głównie dlatego, że Namjoon zaczynał mieć ochotę na drugą rundę, której Seokjin, choć również chciał, nie mógł mu dać w obecnym stanie.
- Niemożliwe – zaśmiał się drugi, głaszcząc przy tym policzek Seokjina kciukiem. – Sądziłem, że nie byłem wystarczająco...
- Shh... - przerwał mu Seokjin szybko, po czym wywrócił oczami. – Nawet nie chcę wiedzieć, co zamierzałeś powiedzieć. Ale zapewne coś wartego tyle, co nic. Było perfekcyjnie. Ciągle jest. Nie psuj nam tego – dodał jeszcze mrukliwie, zmniejszając odległość między nimi właściwie nie ubranymi ciałami. Nie przeszkadzało im to jednak, już nie. Skóra przy skórze, wzajemne ciepło. To wszystko jedynie napawało ich poczuciem, że mogliby w swoich ramionach spędzić całą wieczność zamknięci w uczuciu, jakie dzieli między sobą w tak zaufany sposób.
W końcu mogli swobodnie siebie badać, nie ograniczać się między sobą. Mieli tylko siebie na kilka dłuższych chwil wypełnionych słodyczą.
Chwil jakich mieli zamiar korzystać w pełni, zachłannie i z odrobiną głodu, przekonani, że nie miną one wcale tak szybko, jak w rzeczywistości miały.
p.s zaczyna mnie boleć pisanie tego, Boże, oni nie zasłużyli----
p.s2 następny będzie chyba lepszy. troszkę
p.s3 tu nawet plasterek aka namjin nie pomaga, co nie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top