mercy in you

mam nadzieję, że wattpad powiadomił wszystkich o tym rozdziale, bo następny nie ma sensu bez tego, a widzę, że na nowym są gwiazdki od osób, które nie zagwiazdkowały tego, także... wróćcie do tego, jeśli go nie czytaliście pls

Blond kosmyki wyglądały niezwykle w świetle zachodzącego słońca, mimo, że kleiły się Jiminowi do czoła po długiej przejażdżce na motocyklu. Lubił czuć pracujący silnik, prędkość i adrenalinę w żyłach, zwłaszcza, kiedy coś go gryzło.

Ostatnie promienie słońca muskały jego bladą skórę, czerwone, wydatne usta i delikatnie przymknięte powieki. Chciał, żeby tu był. Chciał, żeby on tu był, z nim, żeby razem rozmawiali, stykali się dłońmi i smakowali wzajemnych ust.

Czuł się jak sado-masochista, zadając sobie samemu ból przez tworzenie nierealnych myśli o człowieku odleglejszym, niż mógłby sobie wyobrazić. Sam sobie rysował serce kolejnymi fantazjami, mniej lub bardziej grzecznymi.

Zapadał w jakiś dziwny stan, którego nie umiał wyjaśnić. Skąd u niego taka nagła zmiana? Co sprawiło, że zauważył w chłopaku aż tyle? Zwykle nie zwracał na niego aż takiej uwagi. Kiedy jeszcze, mówiąc bardzo oględnie, był z Yoongim. Nie łączyło ich zbyt dużo, za wyjątkiem cielesnej bliskości. A jednak nawet wtedy nie czuł, że chciałby mieć kogoś, kogo mógłby całować z czułością kochanka, z czułością, która mówiłaby, jak bardzo się o tego kogoś troszczy.

Więc dlaczego, dlaczego z jakiegoś powodu jego mózg zaczął robić to wszystko z Jungkookiem.

Nie rozumiał. I nie chciał, nie chciał stracić kontroli nad własnymi uczuciami. Wolałby już nigdy tego nie mieć i trwać w tym zawieszeniu, aniżeli utracić najmniejszą chociaż szansę na posiadanie tego.

Przygryzł wargę, żeby skupić się na czymś innym. Rozejrzał się po pokoju. Był pusty i coraz bardziej ciemny. Pedantycznie wręcz czysty, mimo wszystko pozbawiony życia. Dom zdawał się tego wieczoru równie chłodny, co jego właściciel. Jimin nie mógł znieść samotności, po raz pierwszy od dawna. Zawsze otaczali go ludzie, a kiedy tego nie robili, on sobie wystarczał. Czytał, grał na skrzypcach w pokoju, lub sprzątał tu i ówdzie. Mógł się nazwać kimś bardzo poukładanym, utrzymującym porządek w sobie i dookoła siebie.

Mimo, że czasem lubił oderwać się do tego. Napić się. Pocałować nieznajomego, zabrać go do siebie na kilka godzin. Obudzić się z bolącą głową.

I być może właśnie tego teraz potrzebował.

Wstał z kanapy, sięgnął po kluczyki, które nie tak dawno miał w stacyjce dwukołowca. Znów założył na siebie skórzaną kurtkę. Wykręcił numer Yoongiego. Potrzebował, cholera jasna, potrzebował się odprężyć i na moment zapomnieć, że w ogóle jest zdolny myśleć.

***

- Czy mój klub to, kurwa, jedyny klub w okolicy? I na litość boską, musicie jutro iść wszyscy do szkoły – westchnął bezsilnie Namjoon, widząc jak bez zastanowienia Jimin sięgał po kolejne kieliszki, a Yoongi nawet nie próbował go powstrzymywać.

- Przestań. Młody ma jakiś problem.

- Kogo nazywasz młodym? – głos blondyna zdecydowanie brzmiał, jakby miał w sobie nieco zbyt dużo procentów. Miał mocną głowę, mimo to miał również swoje granice. Zdecydowanie mu już wystarczyło, ten jednak nie poprzestawał na sączeniu kolejnego drinka w dość szybkim tempie.

- Przestań, chyba masz już dość – powiedział w końcu Namjoon, zabierając mu kieliszek i wypijając zawartość jednym duszkiem. Odstawił puste naczynie i spojrzał na Jimina karcąco. Chłopak miał zamglone spojrzenie, które wyrażało teraz złość dziecka, któremu odebrano lizaka.

- Co ty do kurwy...

- Nawet nie będę tego słuchać – odpowiedział starszy. – Yoongi bądź tak dobry i zabierz go do... - nie skończył jednak, bo coś zdecydowanie odwróciło jego uwagę od dwójki. Przez moment jasnowłosy obserwował go z uniesioną brwią, po czym odwrócił wzrok w tym samym kierunku. W tym momencie i jego środek na moment zaplótł się w supeł. Oboje spoglądali na Hoseoka i Jina, którzy weszli do środka śmiejąc się głośno. Usiedli przy barze, pełni uśmiechu, najwyraźniej dobrze się bawiąc.

- Na co się tak p-patrzycie? – powiedział nieco nieskładnie Jimin.

Żaden z nich jednak nie odpowiedział.

- Poczekajcie tu chwilę. Yoongi pilnuj, żeby nie zrobił nic głupiego...

- Zaraz, czemu do chuja to mam być ja? – to jedyne, co mógł powiedzieć, bo, co do jasnej cholery robił tutaj Hoseok? Co akurat on, robił w tym samym barze o tej samej godzinie? Brzmiało to dla chłopaka abstrakcyjnie.

No i oczywiście, że musiał przyjść z tą księżniczką.

- Bo ja będę zajęty – powiedział Namjoon, idąc w kierunku dwójki, którzy zdążyli już dostać swoje kufle z piwem. Obok nich siedziało jeszcze dwóch innych mężczyzn, którzy weszli zaraz po nich. Rozmawiali między sobą, co chwilę zerkając na Hoseoka i Jina. Mimo to Namjoon zdawał się tego nie zauważyć, skupiony na kimś innym. Po chwili został dostrzeżony, Jin widocznie spuścił wzrok na własne nogi, rumieniąc się leciutko. Hoseok za to uśmiechnął się na niewinną reakcję przyjaciela. Cóż, Jin mógł się przecież spodziewać, że go tu spotka.

Albo mógł mieć na to nawet cichą nadzieję. W końcu kiedy Hoseok zobaczył, jaki dobór jeansów i koszulki miał chłopak, nie trudno mu było pomyśleć, że ubrał się tak zdecydowanie nie dla niego, a dla kogoś, kto zajmował jego myśli przez ostatnie tygodnie w dość znaczących ilościach.

- Hej – powiedział Namjoon, a jego oczy momentalnie skupiły się na twarzy Jina, mimo, że powitanie wypowiedział do nich obu. Hoseok momentalnie poczuł się nieco nie na miejscu, więc usilnie próbował skupić się na swoim napoju i komórce, która nagle wydała się niesamowicie interesująca.

- Hej... - powiedział cicho Jin, który naprawdę nie chciał zostawiać przyjaciela samemu sobie, ale nie potrafił ze sobą walczyć na tyle, żeby nie czuć, jak bije mu serce i mięknie praktycznie każda część ciała.

- Nie spodziewałem się was tutaj w środku tygodnia, jeśli mam być szczery...

- Cóż, po prostu... chcieliśmy wyjść gdzieś razem, nie mamy za dużo czasu dla siebie przez szkołę – zaczął Jin, bawiąc się skrawkiem koszulki, co Namjoon uznał za niezwykle uroczy przejaw zdenerwowania.

- Czekaj, to my przyszliśmy tutaj dla wzajemnego towarzystwa? – zapytał Hoseok zaczepnie, na co Jin trącił go łokciem, wiedząc, co ten chciał osiągnąć. Spojrzał na Namjoona, którego uśmiech mógłby zwalić go z nóg, gdyby nie siedział na krześle barowym. Oczy również wypełnione były wesołymi iskierkami i Jin zaczynał być powoli wdzięczny przyjacielowi za tę uwagę.

- Dowcipniś – mruknął pod nosem Jin – To wcale nie tak...

- Że chciałeś mnie zobaczyć? – dokończył Namjoon, na co Jin poczuł, jak jego policzki stają się naprawdę czerwone, mimo, że sądził, iż bardziej zawstydzony być nie może. Drugi natomiast mógłby przysiąc, że widzenie go w takim stanie doprowadzało go do szaleństwa. Niewinny i zarumieniony wydawał się wręcz nierealny, jeśli wziąć po uwagę tą odważną koszulkę z dość dużym dekoltem odsłaniającym nieco rozbudowanej klatki piersiowej i spodniach, które chyba nie mogłyby lepiej opinać jego nóg. Namjoon nie mógł się oprzeć zjadaniu go wzrokiem, kiedy ten odwracał wzrok. Cholernie dobrze było patrzeć na niewinność, która opakowała się w grzech.

Nie myślał nawet o dotknięciu tego chłopaka, za bardzo szanował jego ciało, żeby je wykorzystywać. Nawet go nie muskał, jeśli mu nie pozwolił. Jin wydawał mu się bardzo kruchy i nie wybaczyłby sobie skrzywdzenia go.

Po prostu wydawało mu się to zbyt nierealne.

Posłał chwilowe spojrzenie w kierunku Yoongiego, który tylko pokazał mu środkowy palec, trzymając przy tym Jimina, który zasnął na kanapie i lada moment mógł się przewrócić poza nią. Yoongi nie miał nawet zamiaru sam go przenosić, mimo, że nie ważył dużo, musiałby go donieść aż do drzwi, a to nie należało do najłatwiejszych zdań. Wiedział, że musi albo czekać aż Namjoon łaskawie skończy flirtować z księżniczką, albo będzie zmuszony obudzić Tae, co nie wydawało się tak dobrą opcją o tej porze. Miał więc nadzieję, że nie będzie musiał się z tym użerać zbyt długo. Mógł odmówić. Ale Jiminowi trudno było powiedzieć „nie".

Namjoon za to znowu przeniósł uwagę na Jina, nie przejmując się spojrzeniem jasnowłosego mówiącym: „Przysięgam, dostaniesz ode mnie tak, że się nie pozbierasz, jeśli mi zaraz nie pomożesz, zakochany idioto".

- Być może – odpowiedział Jin, czego chłopak się nie spodziewał, bo brzmiało to jak flirt, a Jin nie zdawał się do tego aż tak skory, głównie przez fakt, że kompletnie nie potrafił tego robić. Najwyraźniej jednak kilka łyków alkoholu nieco go rozluźniło. Albo to rozmowa z Hoseokiem, którą prowadził w drodze tutaj, a która wprawiła go w tak beztroski nastrój.

- Dobra, to może ja... - zaczął Hobi, czując, że chyba naprawdę nie powinien tutaj siedzieć, będąc definitywnie trzecim kołem. Nie winił jednak Jina za coś takiego. Sam pewnie zachowywałby się podobnie w stosunku do obcych.

Nie skończył jednak tego zdania, bo nagle poczuł mocne uderzenie w głowę. Mężczyzna do tej pory siedzący około metra od niego, wymierzył mu solidny cios. Hoseok stracił równowagę i spadł na ziemię. Dookoła jego głowy zaczęła pojawiać się krew.

- Dobra, kurwo, żarty się skończyły – powiedział drugi, idąc w kierunku zszokowanego Jina, który ledwo rejestrował co się w ogóle dzieje. Nie mógł nawet wydobyć z siebie krzyku. Zanim jednak nieznajomy zdążył cokolwiek zrobić, Namjoon przytrzymał go za kołnierz, stający między napastnikiem a celem i uderzył go w nos, czując na pięści mokrą, czerwoną ciecz. Mężczyzna zatoczył się, trzymając krwawiącą część ciała. Jego towarzysz szybko zareagował, nie przejmując się Hoseokiem, który leżał na podłodze bez życia.

Zamieszanie było zdecydowanie zauważalne. W momencie kiedy ciało Hoseoka spadało na podłogę, Yoongi zrezygnowany wstał z kanapy chcąc podejść do Namjoona. Zostawił Jimina leżącego na miękkiej kanapie, mamroczącego coś pod nosem.

Kiedy zwrócił wzrok w kierunku, gdzie miał stać Namjoon zdążył tylko zauważyć, że jakiś gość trzyma się za twarz, Jin wygląda na przerażonego, Hoseoka nie ma, a drugi właśnie zamachiwał się na Namjoona.

Był tam w ułamku sekund. Bójki się zdarzały. Owszem. Ale on znał tego chłopaka. Chodził do ostatniej klasy. I to on napisał słowo „ciota" na jego szafce. I doskonale o tym wiedział. Nie chciał jednak zaczynać kłótni.

Najwyraźniej jednak tamci naprawdę potrzebowali jakiejś reakcji, skoro doszli do czegoś takiego.

Nie miał zbyt wiele czasu, żeby myśleć.

- Seokjin! – krzyknął, chcąc wyrwać chłopaka z szoku – Schowaj w loży! – jak zostało mu rozkazane, tak zrobił. Mężczyzna próbował go zatrzymać, ale Yoongi uderzył go w brzuch, na co ten zgiął się w pół. Szybko jednak wyprostował się, oddając mu w żebra. Jasnowłosy skrzywił się mocno, ale trzymał pozycję. Ścisnął kołnierz chłopaka i posłał go na podłogę, po czym kopnął go w krocze. Cios nie zbyt dozwolony, ale nie mógł pozwolić temu sukinsynowi na krzywdzenie jego...

I wtedy zauważył, że za Namjoonem, który szarpał się z drugim kolesiem, leży Hoseok. I wtedy coś, co można by nazwać zdrowym rozsądkiem kompletnie z niego uleciało. W ułamku sekund. Nie widział chłopaka i myślał, że ten gdzieś się schował.

Nie, ten po prostu leżał na podłodze, na boku, z kałużą krwi dookoła jego głowy. Ciemne włosy zalepione były ciemną cieczą. Ludzie zbierali się w sporej ilości dookoła walczących. W końcu jeden z ochroniarzy przepchał się przez tłum, rozdzielając Namjoona i drugiego chłopaka. Coś krzyczał.

Yoongi nie wiedział jednak co. Skierował się do Hoseoka niemalże natychmiast. Oczywiście, że nie miał pojęcia, co robić. Wszystkie możliwe, poprawne rozwiązania poszły się rąbać.

- Hoseok? Hoseok, słyszysz mnie? – szturchnął lekko jego ramieniem, poczym odwrócił go na plecy. By móc widzieć jego twarz. Poczuł ulgę, ale i ból, kiedy zobaczył, że krew nie pochodziła z urazu głowy, a rozciętego łuku brwiowego.

- Hm? – zaczął chłopak niewyraźnie, próbując otworzyć oko. Mimo, że leżał na boku i krew spływała mu z daleka od powiek, miał z tym pewne trudności. Yoongi szybko wytarł mu policzek rękawem bluzy, widząc, jak ciecz wsiąka w materiał, czyniąc go ciemniejszym. Przez moment spoglądał w oczy chłopaka, widząc w nich zdezorientowanie, strach, panikę i... łagodność.

- Jak się nazywasz?

- Jung Hoseok, po co Ci... - zdecydowanie nie wiedział, co do końca się dzieje, ale przynajmniej kontaktował. Mógł być w szoku, co było dość oczywiste, ponieważ został nagle zaatakowany. Yoongi rozejrzał się dookoła. Napastników już nie było, Namjoon tulił w ramionach Jina, który chował twarz w jego klatce piersiowej, a ludzie dookoła zdawali się rozchodzić.

- Okej, więcej nic nie mów. Możesz wstać, czy mam Ci pomóc?

Hoseok kiwnął głową, nie potrafił jednak do końca ogarnąć własnych ruchów. Miał poobijane uda, żebra, ból rozchodził się po cały ciele, kiedy próbował ustawić się w odpowiedniej pozycji. Do tego rana pulsowała na tyle, że kompletnie tracił poczucie stabilności. Jego głowa zdawała się po prostu nie działać zbyt dobrze, skupiona na bólu.

Yoongi szybko podparł dłonią jego plecy, drugą chwycił go na ramię. Hoseok zawziął się nieco w sobie i ostatecznie wstał, podparty na Yoongim na tyle, na ile mógł. Jasnowłosy nie narzekał, wręcz przeciwnie, uśmiechnął się, wiedząc, że przynajmniej ten etap mają za sobą. Spojrzał na Namjoona, który na moment wypuścił Jina z uścisku.

- Hobi! – głos miał łamliwy. – Boże, co on ci zrobił... - powiedział, widząc krew na twarzy przyjaciela i grymas bólu na jego twarzy. – Kim oni w ogóle byli? Czego chcieli?

Namjoon milczał, podobnie jak Yoongi. Wiedzieli doskonale i mieli świadomość, że dwójka zasługuje na jakieś wyjaśnienia.

- Wytłumaczymy wam przy najbliższej okazji – powiedział w końcu Namjoon, spoglądając na Jina. – Teraz trzeba się zająć Hoseokiem.

- Nic mi nie je...

- Ty lepiej nic nie mów – uciął mu Yoongi, poprawiając nieco ich pozycję. Spojrzał na Namjoona zrezygnowany.

Chyba jednak będzie musiał zadzwonić do Tae.

***

- Kurwa Yoongi nie wierzę, że o jebanej północy w czwartek każesz mi wieźć do mojego domu upitego Jimina i krwawiącego Hoseoka - powiedział przez zaciśnięte zęby Tae, skręcając na skrzyżowaniu nieco zbyt ostro.

- Cholera, uważaj jak jedziesz idioto – syknął Yoongi, spoglądając na siedzącego po prawej stronie Hoseoka, który oparł głowę na zagłówku i przyciskał do rany gazę, wziętą z samochodowej apteczki.

- Jeszcze raz powiesz do mnie coś takiego i wysiadasz – syknął Tae, którego ciśnienie było zdecydowanie zbyt wysokie. Chciał się wyspać. Musiał wstać do szkoły za sześć godzin. A tym czasem siedział w aucie, w bluzie, pierwszej lepszej białej koszulce, w której zwykle spał, dresach i cholernych kapciach domowych, bo nawet nie miał czasu nic na siebie włożyć. Po prostu wyszedł z domu, klnąc pod nosem.

Chwała Bogu, że nie było zimno, bo Yoongi mógłby nie dożyć poranka.

I tak była to sprawa wątpliwa.

- Przepraszam – mruknął pod nosem cicho. Zerknął w kierunku Jimina, który zasnął na szybie samochodu. Plan nie zakładał zabierania również jego, ale Namjoon uparł się, że odprowadzi Jina do domu, więc Jimin został na jego głowie. Nie mogli też zostawić go w domu, chociaż pewnie obudziłby się rano w miękkiej pościeli z mocnym kacem, najwyżej nie poszedłby do szkoły. Jego dom jednak był im kompletnie nie po drodze, musieliby sporo zboczyć, a Hoseok jednak krwawił. Tyle dobrego, że rana nie była na tyle głęboka, by ją szyć, po prostu krwawiła dość obficie i narobiła im wszystkim strachu.

- Nie ma za co, po prostu... wybacz mi impulsywność, ale wiesz, w jakiej postawiłeś mnie właśnie sytuacji.

- Wiem, jestem Ci dłużny.

- Nie mów tak już, bo oboje wiemy, że masz u mnie długi do końca życia. Nie starczy Ci czasu na ich spłacenie.

- Prawda – powiedział Yoongi, uśmiechając się pod nosem, na co Tae również się rozpromienił.

- Trzymasz się tam jakoś?

- Ta, nie jest źle... - jęknął Hoseok, dając znać, że jednak nie jest najlepiej. – Po prostu... co to w ogóle było?

- Koleś, z którym najwyraźniej mam do pogadania – sarknął Yoongi, w którego oczach pojawiła się znajoma złość. Tae dobrze znał to spojrzenie.

- Do pogadania, pamiętaj – zwrócił mu uwagę przyjaciel, mimo to jasnowłosy kompletnie ją zignorował. Mieli bowiem nieco inne metody rozmawiania z takimi ludźmi. – Dostał już za swoje, wiesz, że przyjechała policja. Nie musisz mu jeszcze dokładać. Pewnie będzie o tym głośno jutro. I serio, jeśli mam być szczery, powinieneś obciągnąć Namjoonowi z wdzięczności, bo gdyby nie on, ty też byś wpadł za pobicie.

- Pieprz się – powiedział pod nosem Yoongi, dodając do tego środkowy palec. Hoseok zaśmiał się cicho na tą uwagę, co jasnowłosy przyjął krzywym uśmiechem.

- Taka prawda.

- Nie bój się o moje sprawy, jakoś to załatwię.

- Wiesz, że mam podstawy.

- Jasne – Yoongi przewrócił oczami.

- W każdym razie... to są ci goście, o których czasem wspominacie? – Hoseok wrócił do tematu, co ponownie zagęściło atmosferę – Nie za bardzo znam się na tym wszystkim... ale wiem, że sportowcy są czasem... cóż, skorzy do takich rzeczy. Nie wiem tylko...

- I nie musisz. Po prostu oberwałeś nie potrzebnie. A to się nie godzi. Jeśli chcieli nas skrzywdzić, to im się po części udało, ale mogli zastosować coś innego. Zastanawia mnie tylko, co oni właściwie robili w klubie i skąd wiedzieli...

- Nie wiem, może szli za nami...

- Czekaj, śledzili was? – wtrącił się Tae, skręcając w swoją ulicę.

- Ktoś za nami szedł, ale po co mieliśmy sprawdzać kto? Dużo ludzi chodzi po ulicach, a my szliśmy do klubu. Poza tym śmialiśmy się i ogólnie nam odbijało, nie za bardzo zwracaliśmy uwagę na takie rzeczy.

- Sukinsyny – skwitował Yoongi. – Trzeba to wyjaśnić.

- Dyplomatycznie – rzucił Tae.

- Chrzanić dyplomację, widzisz, gdzie oni ją mają.

- Nie musisz się zniżać do ich poziomu.

- Ale mogę grać na zasadach, którzy sami obrali. Jeśli słowa najwyraźniej nie mają znaczenia, to zaraz będą błagać, żeby jednak miały, kiedy będą prosić...

- Dość Yoongi – przerwał mu Tae, co uciszyło chłopaka. Hoseok wciąż miał w głowie tysiące pytań, ale nie drążył tematu.

Zdążył tylko zauważyć, jak przywiązany do nich był Yoongi. I jak łatwo było mu używać przemocy w obronie ważnych dla niego ludzi.

Przez myśl mu tylko nie przeszło, że Yoongi miał to wszystko w myślach głównie dlatego, że Hoseok był w takim, a nie innym stanie i to właśnie ten fakt napędzał jego wnętrze. Przemoc była znanym mu środkiem rozwiązywania problemów, zwłaszcza, kiedy miał według siebie wszelakie powody, by jej używać. Tae zazwyczaj obierał inną taktykę i tak, jak starał się zrozumieć przyjaciela, tak nie popierał za bardzo jego działań, zawsze starał się pokazywać mu inną stronę. I ten kontrast było widać dość wyraźnie.

Wysiedli z auta. Najpierw Hoseok, który mógł już stać na własnych nogach. Potem Yoongi, który pomógł wyciągnąć Jimina od drugiej strony. Oboje z Tae podparli go sobie na ramionach. Hoseok dostał od Tae kluczki do samochodu, który zamknął i te od apartamentu, którymi potem otworzył im drzwi. Wniesienie Jimina po tylu schodach nie należało do najprzyjemniejszych zadań, ale nie mogli tego uniknąć. Kiedy tylko znaleźli się w środku, przeszli od razu do salonu, żeby położyć Jimina na kanapie. Przykryli go kocem, a sami usiedli kilka metrów dalej. Cóż, bogate wielkie kanapy czasami miały swoje plusy. Tae na moment wyciągnął telefon, który uciążliwie wibrował w kieszeni. Przeczytał kilka wiadomości, po czym przewrócił tylko oczami i wystukał dość długą odpowiedź. Zerknął w kąt ekranu.

Było dwadzieścia minut po północy.

- Nie wiem jak wy, ale ja lecę z powrotem do łóżka – mruknął tylko Tae, widząc, jak późno już było. – Korzystajcie z czego chcecie. – po chwili jednak zatrzymał się na jednym ze stopni mówiąc – A tę przejażdżkę... potraktuj jako wczesny prezent urodzinowy. Przynajmniej nie będziesz mi nic wisiał.

To mówiąc wszedł po reszcie schodów na górne piętro i zniknął z ich pola widzenia. Yoongi tylko uśmiechnął się krzywo na rzucone słowa.

- Jak się czujesz? – zagadał Yoongi po chwili, spoglądając na Hoseoka. Czuł, że wszystko w nim jakby się chłodziło. Ciśnienie spadało, myśli płynęły łagodniej. Obecność chłopaka działała na niego kojąco, zwłaszcza, że technicznie byli sami w pomieszczeniu, nie licząc śpiącego jak zbity blondyna na drugiej, narożnej części kanapy.

- Bywało lepiej – odparł Hoseok, śmiejąc się cicho. – Wiesz może, gdzie tu jest kosz? – zapytał, odrywając lekko opatrunek od rany, która zdawała się już zasklepiona.

- W kuchni, daj, wyrzucę – Yoongi wziął zużyty gazik od chłopaka. – Tak w ogóle, chcesz może coś do picia?

- Wody – do tej pory nawet nie zwrócił uwagi na fakt, jak spragniony był. – Poza tym, nie brzydzisz się krwi?

- Za dużo mam z nią do czynienia, żeby się brzydzić - rzucił spokojnie Yoongi, co zabrzmiało dla Hoseoka dość niepokojąco. To by znaczyło, że chłopak miał skłonności do przemocy nieco wyższe, niż ten podejrzewał jeszcze kilka minut temu. A przynajmniej tak mu się wydawało.

- Nie zabrzmiało to zbyt dobrze.

- Krew nigdy nie brzmi dobrze.

- Więc czemu masz z nią stały kontakt?

- Bo nikt nie mówił, że jestem dobry – odpowiedział bez zastanowienia. Był zdziwiony, że zdanie to wypadło tak bezwiednie z jego ust. Zawsze myślał trzy razy, nim coś powiedział. Przy tym chłopaku jednak tracił tą umiejętność. Jakby jego mózg sam decydował, że może mu powiedzieć cokolwiek, mimo, że właściwie go nie znał.

- W każdym z nas jest coś dobrego, nie mów tak.

- Hoseok, nie znasz mnie – parsknął jasnowłosy, podając przy tym chłopakowi upragnioną szklankę wody. Ten wziął kilka dużych łyków, po czym odstawił w pół pełne naczynie na stoliku. Śpiący Jimin poruszył się niespokojnie, by po chwili znów zająć nieruchomą pozycję. – Więc nie wygłaszaj takich tez.

- A co jeśli chciałbym?

Pytanie zawisło na moment w powietrzu, jako propozycja, która patrząc z boku wydawała się zupełnie niewinna. Yoongi zastygł jednak na moment. Nie spodziewał się czegoś tak śmiałego. I co to w ogóle miało znaczyć w obliczu tego, że Hoseok został właśnie pobity, po części z jego powodu? Jak miał to odebrać?

- Mnie poznać? – wydusił z siebie tylko głupio, siadając na kanapie.

- O tym właśnie mówię – chłopak uśmiechnął się lekko.

- To tak nie działa – burknął tylko w odpowiedzi, żeby w miarę szybko skończyć sprawę. – Idź spać, musisz iść jutro...

- Nie pójdę do szkoły z rozciętą brwią – uciął szybko Hoseok. – Mógłbym nie umieć tego wyjaśnić w wiarygodny sposób.

- Tae na pewno coś wymyśli. Idź spać, mówię poważnie - Jasnowłosy właśnie wstawał z kanapy, kiedy Hoseok złapał go delikatnie za nadgarstek przez rękaw bluzy. Yoongi ponownie stracił możliwość jakiekolwiek ruchu.

- Zostań – powiedział tylko. I Yoongi mógłby przysiąc, że w tym momencie czuł, jakby patrzył w lustro. Jakby widział siebie samego.

Bojącego się samotności chłopca.

„Zostań" , które wypowiedział do niego nie tak dawno, zdawało się brzmieć niezwykle obco w ustach kogoś innego. Zwłaszcza tego chłopaka.

Po mniej więcej czterdziestu minutach Hoseok zasnął, oparty o kanapę. Potem powolnie przechylił się w prawą stronę, by nieświadomie oprzeć miękki policzek o ramię Yoongiego.

Ten jeszcze nigdy w swoim życiu nie patrzył na czyjeś powieki, wargi i rzęsy tak długo.

***

- Na pewno wszystko z nim w porządku? – zapytał ponownie Jin. Jak na zawołanie z kieszeni spodni Namjoona wydobył się cichy dźwięk wiadomości. Ten szybko wyjął telefon, po czym spojrzał na dość długą odpowiedź Tae.

- Tak, Tae właśnie napisał, że są cali i zdrowi. Pisze, że Hoseok nie ma głębokiej rany i wszystko powinno być okej.

- Jeju, oby – westchnął ciężko Jin, który naprawdę ledwo dał się namówić na rozdzielenie z przyjacielem. Nie mógł go jednak zabrać do siebie, bo nie miał czym, a wiedział, że ten potrzebował szybkiej pomocy. Poza tym nie miał tu nawet apteczki, ani nic podobnego.

Mało odpowiedzialne, ale jednak prawdziwe.

Dodatkowo, dziwnym trafem zaufał zdaniu Namjoona, który powiedział, że chłopacy z pewnością dadzą radę to ogarnąć. I Seokjin nie miał wyjścia, po prostu mu uwierzył. Nie z naiwności, ale z przeświadczenia, że mógł.

- Dziękuję – wyszeptał po chwili, sądząc, że najwyższa pora się pożegnać. Było koło dwudziestu dwóch minut po północy więc oboje powinni być dawno w łóżkach. Namjoon jednak nie chciał odpuścić i koniecznie chciał odprowadzić Jina do domu. Ten za to nie zamierzał narzekać na taki zbieg wydarzeń, już nie, mimo, że początkowo wielokrotnie wspomniał, iż po prostu weźmie autobus, co zaoszczędzi czas ich obu.

Teraz jednak byłby naprawdę wkurzony na siebie samego. Obecność mężczyzny i rozmowa z nim po tym wszystkim zdecydowanie go ukoiła. Znów czuł się bezpiecznie, zwłaszcza, że w innym wypadku wracałby spory kawałek sam ciemnymi ulicami miasta, gdyż przystanek nie był dokładnie pod jego domem.

- Za co? – zapytał Namjoon, a jego oczy wypełniły się pełną łagodnością, przyprawiającą Seokjina o szybsze bicie serca.

- Za uratowanie mnie – powiedział, spoglądając nieco w dół. – Nie musiałeś...

- Nawet tak nie mów – Namjoon zrobił zdecydowany krok w przód, co sprawiło , że oddech Seokjina wyrwał mu się z pod kontroli. Płuca napełniały się płytko i nierównomiernie.

Był tak blisko, dlaczego był tak blisko?

- Zrobiłem to, bo tak należało postąpić – dodał po chwili, studiując wzrokiem wargi chłopaka i lekko muskając dłonią jego policzek. Seokjin miał wrażenie, że śni, że ten dotyk, ten gorący dotyk na jego skórze wcale nie należy do mężczyzny przed nim, że to nie jest realne.

Sam spuścił lekko wzrok, spoglądając na zdecydowanie miękkie usta drugiego. Wyglądały tak kusząco, miał w głowie ich smak, oraz strukturę. Odsunął się jednak leciutko, jakby wbrew sobie. Chciał tego tak mocno, a jednak nie potrafił zrobić tego w tym momencie. Nie umiał się przełamać, mimo wewnętrznego płomienia, który właśnie się zapalił. W oczach drugiego ujrzał momentalnie zawód ale i zrozumienie.

- Przepraszam, ja... - Namjoon nie zdążył jednak skończyć, gdyż poczuł delikatny pocałunek na własnym policzku. Seokjin odsunął się po chwili, a jego oczy wypełnione były iskrami.

- Dobranoc, Namjoon – to mówiąc otworzył drzwi i zniknął za nimi, żegnany najpiękniejszym uśmiechem, jaki mógł sobie wyobrazić.


the show is about to start guys <\3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top