long time lie
Dookoła panował kompletny syf.
Tae ledwie otworzył oczy, po czym przetarł je długimi palcami, i już doskonale o tym wiedział. Głównie dlatego, że jakimś cudem zasnął na kanapie, przez co miał idealny widok na paczkę po prezerwatywach, wiszącą na lampie. Mógł to przewidzieć. Był tak zmęczony, że nawet nie pamiętał, kiedy odprowadzał ostatnią osobę. Nie miał w zwyczaju pozwalać innym zostawać u siebie. Nie zniósłby obecności kogoś obcego w swoim domu, rano, kiedy to miał się zmierzyć z okrutną rzeczywistością sprzątania bałaganu. Mimo to świadomość, iż tym razem miało być gorzej niż zwykle dotarła do niego niezwykle szybko.
To, jak i fakt, że dookoła roznosił się zapach czegoś smażonego. Sprawiło to, że brzuch chłopaka natychmiast zaburczał. Nie jadł właściwie nic od wczorajszego popołudnia. Miał dziwną relację z jedzeniem, nie mówiąc już o robieniu tego regularnie. Zwykle po prostu o tym zapomniał, niesiony codziennością. Teraz jednak nie mógł zignorować tej potrzeby, zwłaszcza przy takiej zachęcie, jaka leniwie przechodziła z kuchni do salonu, dając znać o działalności Yoongiego.
Początkowo jasnowłosy nie planował się zabierać za nic, jako że obudził się z dość mocnym kacem i po wyjątkowo dziwnym śnie, w którym występował Hoseok. A może to nie był sen? Nie miał pewności, wspomnienia zdawały mu się mieszać w coś chaotycznego i niezrozumiałego.
W dodatku, sprawdzając godzinę, spotkał się z dziesięcioma nieodebranymi połączeniami: osiem od mamy, dwa od ojca. Domyślał się, że pewnie chodziło o banalne życzenia. Nie był jednak w stanie z nimi rozmawiać, jak na razie. Miał plan zadzwonić do nich później, jak będzie się czuł choć trochę zorganizowanym człowiekiem.
Co rzadko mu wychodziło.
Przewrócił szpachelką dwa jajka sadzone, sprawiając, że zaczęły się ściniać i z drugiej strony. Wiedział, że Tae potrafił być wdzięczny do końca życia za takie małe rzeczy - poza tym wciąż czuł, że ma u niego dług.
Bo przecież nie przyznałby się, że chciał po prostu uczynić poranek przyjaciela nieco lepszym po tym wszystkim, co zdarzyło się w nocy.
Zwłaszcza po Namjoonie.
Skubany musiał...
- Boże, jestem piekielnie głodny, zjadłbym ciebie gdybym mógł - mruknął Tae półprzytomnie, wchodząc do kuchnii. Nie kontaktował jeszcze dobrze, a już wstawiał czajnik pełen wody, na poranną kawę. Była to bowiem jedyna rzecz, która mogła to ocalić od bycia ledwo żyjącym zombie przez cały poranek.
- Serio? Nie sądzę, żebym był smaczny. Poza tym dzień dobry - odpowiedział Yoongi, skanując wzrokiem przyjaciela. Cóż, widywał go i w gorszym i w lepszym stanie. Ale i tak wydawało mu się, iż pewnie czuje się on zdecydowanie lepiej od niego.
- Ta, dobry - wymamrotał Taehyung w odpowiedzi, walcząc z resztkami snu, które kontrolowały jego ciało. A przynajmniej do momentu, aż ten miał zalać po brzegi biały, duży kubek i umoczyć usta w gorącej, ożywiającej cieczy. - Dzięki, że zostałeś szefem kuchni, bo ja nawet nie mam siły mrugać.
- Widzę, a to ja wczoraj piłem - uśmiechnął się lekko Yoongi, tak jak to robił nieczęsto, jednocześnie przenosząc jajka z patelni na talerze. To był jeden z tych swobodnych, zwyczajnych uśmiechów.
- Nie chodzi o alkohol, po prostu... chyba emocje ciągle za mną chodzą - odpowiedział po chwili, przeciągając się lekko. Mięśnie miał dość spięte, jakby nie tylko umysł na tym cierpiał.
- Za mną też, nie martw się. Trzeba się zobaczyć z Joonem. Nie wiem, co on sobie w ogóle myślał...
- Też nie, ale jebanej bójki to się po nim nie spodziewałem. Podobno Jungkook zaczął, ale chuj ich tam wie. W każdym razie nie zostawię tego tak. Potem będą chodzić jak nastolatki z okresem i będzie dziwnie.
- Chyba już jest. Oboje wyszli bez pożegnania, razem z Jiminem. Nie wiem stary, wydaje mi się, że muszą to sami załatwić, a jednocześnie to też nasza sprawa... - odparł Yoongi, sięgając po chleb z górnej półki, do której ledwo dosięgał. Cholernik musiał trzymać jedzenie tak wysoko? Tae widząc jego małe zmagania wyciągnął dłoń, chwytając bochenek bez problemu, na co Yoongi jedynie wywrócił oczami jakby chciał powiedzieć, że trzy centymetry różnicy to nic takiego. Pamiętał jeszcze, jak na początku znajomości Taehyung wręcz uwielbiał wypominać mu tę subtelną różnicę.
Tae za to wyjął nóż i zajął się krojeniem. O dziwo, szło mu całkiem sprawnie mimo swojego stanu pół-snu, więc Yoongi nie musiał przerywać smażenia, żeby zamienić się w jednoosobową karetkę pogotowia.
Kiedy jedzenie było już gotowe, a Tae nareszcie mógł rozkoszować się kawą, oboje usiedli w salonie, jedząc właściwie bezwiednie. Nie zamienili dużo zdań, póki nie skończyli wszystkiego. Nie mieli nawet pojęcia jak głodni byli i jak mocno potrzebowały tego ich organizmy, po wyczerpujących godzinach z tej nocy.
- Kurczę... - zaczął Tae jeszcze. - Myślisz, że kiedyś było między nimi takie napięcie?
- Mówisz o Namjoonie? Nie wiem. Z jednej strony mam wrażenie, jakby to było coś poważnego, ale z drugiej... zrobili to po pijaku, poza tym Joonie ma swój rozum. Nawet jeśli Jungkook nie odpuści, to on to zrobi. Dla zasady i świętego spokoju.
- Pewnie masz rację... - westchnął Tae ciężko. - Po prostu to dla mnie nowe, że akurat oni się pokłócili.
- To mógł być każdy z nas, jeśli mam być szczery.
- Nawet my? - Tae uniósł brew, jakby chciał podważyć słowa przyjaciela. Yoongi uśmiechnął się lekko, po raz kolejny dzisiaj.
- Zwłaszcza my - dokończył, na co zaśmiali się obaj.
- Trafne stwierdzenie - odpowiedział po chwili Tae, po czym rozejrzał się dookoła. Pokój naprawdę prezentował się nie najlepiej, chociaż przez moment poranka wydawało im się to nie przeszkadzać aż tak mocno - Okay, to który z nas...
Nim jednak zdążył skończyć, Yoongi już zabrał wszystkie naczynia i udał się do kuchni, krzycząc: - Ja zmywam!
Tae wywrócił oczami.
Czyli na razie sprzątanie pozostawało na jego barkach.
***
Jungkook wyszedł na zewnątrz, popijając szklankę wody ze zbawienną tabletką w środku. Kilkukrotnie mrugnął, dostając w twarz wszechobecnym światłem słonecznym. Było ciepło. Zaskakująco ciepło. Poza tym wciąż czuł, że bolała go szczęka, a na kości policzkowej miał dość sporego siniaka. Nie pamiętał jednak jak go zdobył.
Jedyne, co miał w pamięci to wspomnienie Namjoona, który był na niego nieźle wkurzony. Rozmawiali za domem. Nie miał jednak ciągu dalszego.
Ani odpowiedzi.
W ogóle nie pamiętał wiele. Jedynie urywki, najwyraźniej więc przesadził bardziej, niż zwykle. Wrócił do domu koło 5 rano. Miał dość. Wszystko zaczęło się sypać.
Myślał zbyt dużo. Wiedział, że będzie musiał popytać resztę. Nie był pewien, czy mógł sobie choć trochę ufać, jeżeli chodziło o przebłyski z tej nocy. Jego głowa zdawała się aż od nich pękać. Namjoon, Lucas, nawet Jimin, jadący na motocyklu i wyglądający jak władca życia i śmierci. A potem dziura i zamazane obrazy z taksówki, którą zdołał wziąć.
Potrzebował odpoczynku. Chwili przerwy. Westchnął ciężko, wiedząc, że nie może sobie na to pozwolić. Istniały bowiem jeszcze rzeczy, które przykuwały do rzeczywistości.
Takie jak nauka.
Zrezygnowany wziął głębszy oddech. Chciał się rozluźnić, mimo, że czuł się gównianie. Jeszcze się nawet nie umył. Jedynie, czego pragnął po przebudzeniu to aspiryna i świeże powietrze, jakby otwarte okno w pokoju nie zdawało egzaminu wystarczająco dobrze.
Powolnie wrócił do środka, czując znajome ciepło pomieszczeń. Szybko znalazł swój telefon, którego o dziwo nie udało mu się zgubić. Była prawie druga. Mógł więc przypuszczać, że Hoseok już nie śpi. Napisał mu krótką wiadomość, po czym odłożył urządzenie na stolik. Naprawdę miał nadzieję, że chłopak odpisze i będzie mógł załatwić to jeszcze dzisiaj.
Przeszedł do łazienki, żeby nareszcie się trochę odświeżyć. Gorąca woda okazała się wybawieniem dla jego zmęczonej głowy i ciała. Strumyki cieczy spływały po nim leniwie, tworząc własne, nieznane ścieżki. Mięśnie zdawały się same puszczać napięcie z powodu tak prostej przyjemności. Wyszedł dopiero po kilkunastu minutach, pewien, że tego brakowało mu najmocniej. Owinięty jedynie ręcznikiem wrócił do salonu. Zauważył maleńką, zieloną lampkę, która świeciła się na urządzeniu. Chwycił telefon i szybko sprawdził wiadomości.
Cóż, wyglądało na to, że miał jeszcze dwie godziny, żeby doprowadzić się do stanu używalności i być u Hoseoka.
***
- Mam nadzieję, że u ciebie wszystko dobrze – głos kobiety był ciepły, lecz nuta melancholii nie pozwoliła Yoongiemu spoczywać na radosnym obrazie własnej rodzicielki. Swoje wiedział. Nie była osobą, która łatwo się z czymś rozstawała, nie mówiąc już o własnym dziecku.
A jednak pozwoliła mu podjąć taką decyzję, nawet, jeżeli właściwie sama się ona podjęła.
- Tak, wszystko w porządku – odpowiedział, nie wiedząc, czy oszukuje jedynie swoją mamę, czy również siebie.
Przecież powinien skakać z radości, a tak naprawdę czuł, jak wszystko ciągnie go coraz niżej, za strzępki tego, co tak naprawdę nazywał sobą.
Podczas całej rozmowy bezwiednie przesuwał ołówkiem po kartkach. Nie mógł się skupić na tym, o czym właściwie rozmawiali. Za to delikatne kreski, które ponownie układały się w znajomą sylwetkę doprowadzały go do szaleństwa.
Bo przecież nie powinien go rysować, a ostatnio potrafił jedynie to. Zatrzymywać tego człowieka na kartkach, wciąż i wciąż. Nie miał pojęcia, po co i dlaczego. Ale robił to, bez zastanowienia. Uśmiechnął się na myśl, że kiedyś spojrzy na te kartki i prawdopodobnie spali. Nie chciał bowiem pamiętać ludzi.
Nawet, jeśli wydawali się tego warci.
- Wiesz, że przyjeżdżamy za jakiś czas?
- Czekaj, co? – chłopak na moment wrócił do rozmowy, nieco zdezorientowany. Odpływał myślami.
- Przyjeżdżamy za mniej więcej dwa tygodnie.
- Bo?
- Musimy zabrać jeszcze kilka rzeczy z mieszkania, zanim pójdzie na sprzedaż. Nie chciałabym oddać absolutnie wszystkiego.
- Oh... dobra, wpadajcie jak chcecie. Po co mi to mówisz?
- Nie wiem, moglibyśmy... może chciałbyś... zobaczyć się z siostrą? Tęskni za tobą.
- Przestaliście jej wreszcie wciskać kit? – zapytał nieco zbyt ostro.
- Nie nazywaj tego tak. Wie już i próbuje zrozumieć. Mimo to wciąż o ciebie pyta. Przyjeżdżamy więc również do ciebie.
- No dobra... postaram się mieć czas, żeby chociaż ją przytulić.
- Od kiedy jesteś taki zajęty?
- Od momentu, kiedy zaczęło mi zależeć – powiedział cicho, lecz i tak było to słychać po drugiej stronie.
- Zależeć na czym?
- Nie ważne – uciął szybko. – Jest późno, powinnaś iść spać – powiedział po chwili widząc wpół do dwunastej na zegarku. Sam powinien już kończyć, jeśli chciał się jakoś zwlec do szkoły rano.
- Chyba masz rację – kobieta mówiła łagodnie, jak do dziecka – Kocham cię, śpij dobrze.
- Też cię kocham. Dobranoc – odpowiedział miękko, po czym nacisnął czerwoną słuchawkę. Odczekał moment, potem zerknął na powstały podczas rozmowy rysunek. Hoseok wyglądał na nim niezwykle delikatnie, jakby był zrobiony ze szkła.
A nie był, choć Yoongiemu się tak wydawało.
Jakby był kruchy. Łatwy do rozbicia.
Mimo to wierzył również, że chłopak nie jest jak on, jeśli o to chodzi.
Wzrok przeniósł na paczkę papierosów, która z jakiegoś powodu wydawała się tak samo pełna, jak wcześniej, gdy skorzystał z niej na dachu. A potem po południu.
Wyjął jednego, po czym odpalił go czarną zapalniczką. Dym powoli zaczął się unosić w pomieszczeniu. Otworzył okno, chcąc pozwolić powietrzu na wymianę. Wiedział, że Tae nie lubi tego zapachu. Nie mógł go jednak całkowicie uniknąć mieszkając w jednym apartamencie z palaczem. Sam się na to pisał.
Ale Taehyung nie miał zamiaru zrezygnować z Yoongiego, tak jak on z papierosów.
Z kolejnymi minutami rozmyślał jedynie, dlaczego umysł zajmuje mu taki chaos i dlaczego nie zna absolutnie nikogo oprócz siebie, kto mógłby go poukładać w sensowną całość.
***
Kolejne nieodebrane połączenie. Kolejne kilka sygnałów, mówiących, że druga osoba najwyraźniej ignoruje dzwoniący telefon, bądź nie ma go przy sobie.
Jin naprawdę starał się wierzyć w drugą opcję.
Poranek nie należał do najprzyjemniejszych. Wręcz przeciwnie. Miał wrażenie, że jest cięższy o kilka kilogramów, poza tym bolała go głowa i czuł się niezwykle wręcz źle. Chyba nigdy dotąd nie obudził się w takim stanie. Wolał już tego nigdy nie powtarzać, nie ważne, jaka okazja się trafi.
Mimo tego jednak pamiętał każdą sekundę tamtej nocy. I mógłby przysiąc, że niektóre z nich sprawiały, że przyspieszał mu oddech, a inne kazały zmienić nazwisko i wyjechać z kraju.
Właściwie jedno nie wykluczało drugiego.
Od godziny za to próbował się dodzwonić do Namjoona. Chciał wszystko wyjaśnić, powiedzieć wszystkie słowa przeprosin, jakie umiał wymyśleć i po prostu dać tym wspomnieniom uciec do innych galaktyk i zacząć się tam panoszyć, a nie w jego własnej głowie.
Nie było to jednak najwyraźniej aż tak proste, na jakie mogłoby wyglądać.
To nie tak, że dzwonił praktycznie co piętnaście minut, z nadzieją, że tym razem się uda. Było późno, to fakt, ale nie sądził, by Joonie już spał. Kilkukrotnie już mu wspomniał, iż jest typem nocnego marka i jeżeli zasypia przed pierwszą z kawałkiem, to znaczy, że coś jest definitywnie nie tak.
Seokjin rozważał nawet fakt, iż ten zasnął wcześniej, przynajmniej tym razem.
Wszystko to jednak było tylko spekulacją, a on potrzebował chociaż usłyszeć jego głos. Chociaż tyle. Nie miał pojęcia, po co, może dla własnej ulgi, że chociaż chce z nim rozmawiać, nawet jeśli nie na ten temat.
Miał już wyciszyć telefon i zająć się przygotowywaniem do snu, kiedy ekran rozświetlił się, pokazując numer Namjoona. Jin prawie spadł z łóżka, mimo to udało mu się odebrać.
- Halo? – głos chłopaka był głęboki, z ciemną barwą. W dodatku zdawał się brzmieć, jakby ten dopiero wstał, co sprawiło, iż po plecach Seokjina przeszły przyjemne dreszcze.
- Hej - odpowiedział cicho, jakby z obawy, że ktoś go usłyszy. – Myślałem, że nigdy nie odbierzesz.
- Wybacz, miałem małą drzemkę w środku dnia. Naprawdę nie spałem, musiałem jeszcze zrobić kilka rzeczy, po tym, jak wróciłem do domu... swoją drogą, co się stało?
- Ja... - Seokjin zamilkł, tracąc dosłownie w jednym momencie wszystkie przemowy, jakie sobie ułożył. Jedne bardziej dramatyczne od drugich. A jednak musiał się jakoś wytłumaczyć. Nie wiedział, co drugi o tym sądził, nie aż tak. – Chciałem chyba przeprosić za...
- Oh, na litość boską - Namjoon wydał mu się zirytowany, ale nie słyszał w jego głosie złości – Jin, nie przepraszaj za to. Było minęło. Oboje zapomnimy. Byłeś pijany, a ci ludzie jeszcze mocniej. Nie będę ci tego wypominać, ani używać przeciwko tobie. Wiesz, że nie.
- Z tym, że ja... nie chcę, żebyś mnie takim pamiętał.
- Nie będę.
- Nie kłam.
Dobiegł go tylko śmiech, który zdawał się roztapiać mu cały środek.
- Naprawdę postaram się zapomnieć.
- W porządku. Ale nie musisz zapominać wszystkiego – dodał, nie wiedząc, skąd się u niego nagle wzięło tyle pewności siebie.
- Co masz na myśli? – słychać było, że ton głosu Namjoona uległ zmianie. Niewielkiej, a jednak. Zabarwił się nieco inaczej, jakby zmieszano inne kolory.
- Kiedy siedzieliśmy wtedy na murku... tego mnie nie zapominaj – po wypowiedzeniu tego zdania chłopak od razu żałował.
Właśnie przyznał przez sobą i nim, że ta krucha intymność pomiędzy nimi była dla niego niezwykła, że coś dla niego znaczyła i że naprawdę chciał czuć ją niemalże cały czas.
Nastała chwilowa cisza, na tyle długa, że Jin miał już układać coś, co mogłoby naprawić sytuację. Namjoon odezwał się jednak pierwszy.
- Tego nie mógłbym usunąć z pamięci – powiedział to tak miękko, że Jin czuł, jak się zapada, w każdej sylabie.
- Mówisz poważnie? Myślałem...
- Nie wiem, co myślałeś, ale możesz przestać. W tej chwili nie było nic złego. I pierwszy raz od dawna czułem, że naprawdę... kogoś pragnę, Seokjin.
- Oh – westchnął jedynie, nie umiejąc złożyć żadnego zdania. Czy on właśnie przyznał... że go pragnie? Ale na jakiej podstawie, dlaczego? Głowa momentalnie wypełniła mu się pytaniami, oraz uczuciem, jakby kwitły w nim kwiaty.
- Wybacz, jeśli to za duże słowa.
- Jest w porządku, po prostu... nie spodziewałem się ich usłyszeć.
- Ja nie spodziewałem się, że tak po prostu je wypowiem.
- Lubimy się zaskakiwać – uśmiechnął się Seokjin.
- Najwyraźniej – powiedział drugi. – Ale chciałbym, żebyś wiedział, że to prawda. Nie wiem, jak działają uczucia, chociaż wydawało mi się, że je znam. Jestem jednak pewien, że na ten moment, właściwie posiadasz mnie całego. I nie potrafię tego ująć inaczej.
- Nie zasługuję na ciebie, Namjoon – odparł po chwili Jin, czując, jak coraz więcej płatków muska go od środka.
- Nie mów jak ja – uciął szybko. – Poza tym... czemu jeszcze nie śpisz?
- Za dużo myślę o takim jednym – odpowiedział z kolejnym uśmiechem na ustach, przechodząc płynnie przez wszystkie emocje świata podczas paru minut.
- Wydaje mi się, że mamy podobny problem.
- Jasne – zaśmiał się cicho Jin – Jest późno, powinniśmy spać.
- Technicznie rzecz biorąc właśnie się obudziłem – zaśmiał się Namjoon. – Ale rozumiem, masz rację. Najlepiej wtuleni w siebie.
- Przestań, bo jeszcze uwierzę, że to możliwe.
- A nie?
Seokjin jedynie wywrócił oczami.
- Dobranoc, Joonie.
- Dobranoc – odpowiedział do słuchawki drugi, tak, by Jin zdecydowanie poczuł aksamitność tego słowa. Kiedy połączenie się skończyło oboje poczuli lekkie ukłucie, jakby momentalnie zaczęło im czegoś brakować.
Ale również, jakby właśnie pojawiło się w nich coś zupełnie nowego. I może właśnie ta nowa część sprawiła, iż oboje mieli podobny błysk w oczach, oraz lekki uśmiech na ustach.
Jeszcze nie wiedzieli, jak mocno ta część ich pochłonie i jak mocno będą o nią walczyć.
***
Jimin nie lubił rozmawiać o tym, co go dręczy. Zachowywał problemy dla siebie. Wolał je ukryć pod porcelanową skórą, dymem papierosów, dźwiękami silnika, czy na kartkach papieru notesu, który właśnie zapisywał zdaniami.
Czasami to lubił. Czasami działało to lepiej, niż gra na skrzypcach, czy przekraczanie prędkości. Złudna iluzja, że jednak wyrzuca z siebie wszystko to, co chce.
I że zostanie zrozumiany przez drugą stronę.
Czasem mówił co nieco Tae, ale nie uważał go za kogoś aż tak bliskiego. Nie potrafił zdradzić mu wszystkiego.
Yoongi nawet nie wchodził w grę. Od pewnego czasu nie mówił mu absolutnie nic. I nie sądził, by to się miało prędko zmienić. Najpierw musiał przestać żyć przeszłością, by słuchać o teraźniejszości.
Za to kartki papieru nie zadawały pytań i były czyste, bez wspomnień i charakteru. Przyjmowały więc wszystko to, co Jimin kazał im przyjąć.
Co było cudowne i pomagało mu uporządkować się w środku.
Noc była chłodna, miał powoli zasypiać, by nie ominąć pierwszej lekcji, jak mu się ostatnio zdarzało. Mimo to siedział przy biurku, pisząc o nieszczęściu.
Był żałosny, ale nie chciał tego przyznać.
Kiedy skończył stawiać ostatnią kropkę była już prawie pierwsza w nocy, a on wiedział już, że jednak będzie w szkole godzinę później. Wypełniony pustką zasnął dość szybko, choć sen go nie oszczędzał. Umysł sam złożył mozaikę z obrazów i tak o to śnił o człowieku, który był powodem jego małego dramatu, napisanego przez pijanego autora.
Sztuka na tyle dobra, że przez sen uśmiechał się, oraz ronił łzy, nieświadomy emocji, jakie było po nim widać na zewnątrz.
jimin doesn't deserve that
w ogóle zgadnijcie kto wrócił, jak zwykle po miesiącu
eh
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top