it's no good
Głowa Jimina zdawała się ważyć tonę.
Chłopak ledwo ogarniał to, gdzie jest, jedyne, czego był właściwie pewien to fakt, że nie był to jego dom. Kiedy tylko zdołał w miarę ogarnąć sytuację, zrozumiał, że to mieszkanie V.
Nieco wkurzony ściągnął z siebie koc, po czym od razu udał się do kuchni. Miał na sobie wczorajsze ubrania i nie pachniał najlepiej. Wiedział jednak, że garderoba Tae, choć w podobnym stylu, w ogóle go nie uratuje, gdyż chłopak nosił zdecydowanie większe rozmiary.
Wzrok blondyna szybko przykuła karteczka leżąca na marmurowym blacie. Obok niej znajdowała się szklanka z wodą i aspiryna, na których widok Jimin uśmiechnął się krzywo. Tae potrafił być dla niego zbyt dobry, zwłaszcza, że jak podejrzewał Jimin, to on go tu przywiózł.
Zastanawiało go czemu. Mógł spokojnie odstawić go do domu, byłoby o wiele prościej. Blondyn wiedział, że to nie jedyne pytania, jakie będzie musiał prawdopodobnie zadać. Nic nie pamiętał, od momentu aż Namjoon gdzieś poszedł. Miał w głowie dziurę, której nie mógł nijak uzupełnić.
Otworzył lodówkę, szukając czegoś, co mógłby zjeść. Stanęło na jogurcie i kanapce z sałatą i pomidorem. Chłopak nie miał zbytnich chęci do przygotowania czegokolwiek. Głowa wciąż go bolała, świat lekko wirował, a żołądek i tak nie mógł przyjąć nic cięższego, gdyż ostatni raz jadł wczorajszego popołudnia.
Na szczęście nie miał on skłonności do wymiotów, ani niczego z tych rzeczy. Zazwyczaj kończyło się właśnie na zaśnięciu, urwaniu filmu oraz młocie pneumatycznym w czaszce o poranku. Który wcale nie bywał znowuż taki „poranny".
Teraz była bowiem już prawie dwunasta.
Jimin wiedział, że pewnie będzie musiał czekać aż do powrotu Tae. Nie narzekał. Miał cały dzień dla siebie, a w szkole wiadomo już było, że raczej się nie pojawi, co zdarzało mu się od czasu do czasu.
Został więc sam, z myślami, o których udało mu się zapomnieć jedynie na kilkanaście godzin.
****
Hoseok odruchowo spojrzał w miejsce, gdzie nie tak dawno wisiał rysunek. Teraz pozostało tam puste miejsce. Festiwal się skończył, tak jak i skończyły się jego myśli o znalezieniu autora obrazka.
Naprawdę miał nadzieję się dowiedzieć, kim on mógł być.
- Hej, słuchasz mnie? - zapytał Seokjin, którego słów przez moment chłopak w ogóle nie słyszał, skupiony na własnym ciągu myślowym.
- Już jestem, sorrki, wyłączyłem się na moment - odpowiedział głupio, spoglądając na przyjaciela z pełną uwagą.
- Pytałem co powiedziałeś pani profesor?
- Emm... wymyśliłem historię, że spadłem ze schodów.
- Hoseok, w twoim mieszkaniu nie ma...
- Cicho, to mogły być publiczne schody, albo właściwie jakiekolwiek inne. Nie musiałem jej przecież mówić, gdzie to było. Przyjęła to dość łagodnie, kazała mi uważać i powiedziała, żeby zakleił to skaleczenie jakimś bandażem i ponosił to tak przez weekend, żeby jakby co było bardziej chronione.
- I ma rację - prychnął Seokjin, jakby to była najoczywistsza oczywistość. - Swoją drogą... Nie sądzisz, że musimy się zbierać? – zapytał, patrząc na zegarek wiszący na jednej ze ścian.
- Tak, chyba masz rację – powiedział, zarzucając skórzaną torbę na ramię. Oboje zaczęli iść w kierunku klasy.
Tylko, że podobny zamiar miał również ktoś inny. Hoseok przez moment nie mógł uwierzyć, kiedy jego oczy spotkały się z chłodnym, niemalże mrożącym błękitem oczu bruneta, po którego prawej stronie szedł napastnik, odpowiedzialny za jego rozbity łuk. Nie wiedział, czy ten go pamięta, mimo, że zdarzyło się to kilkanaście godzin temu. Minęli się bez słów, a jednak pomiędzy dwójką przeskoczyło kilka iskier.
Jin również rozpoznał chłopaka, nie powiedział jednak nic. Byli prawie spóźnieni, nie powinni teraz o tym myśleć, mimo, że od rana była to jedyna rzecz, która w ogóle chodziła im po głowie.
***
„Przychodzicie w sobotę? Impreza zacznie się koło 20, jak obstawiam. Mam nadzieję, że wpadniecie, mimo tego wszystkiego. Tae"
Sms przerwał na moment rozmowę dwójki. Hoseok nie myślał jeszcze o tym, choćby dlatego, że pałał zbytnio chęcią do kolejnej nocy spędzonej w taki sposób.
Z drugiej strony to były urodziny Yoongiego. To z nim jadł dzisiaj śniadanie i to na jego ramieniu oparł swoją nieświadomość wraz z sennymi marzeniami. Ten nawet nie ruszył się z miejsca, wytrzymał tak aż do rana, mimo, że musiało mu być zdecydowanie niewygodnie.
- Kto napisał? – zapytał Seokijn.
- Taehyung. Pyta o nasze plany na sobotę.
- Nasze? To, rozumiem, że też jestem zaproszony?
- Najwyraźniej. Myślę, że będzie sporo osób. No i mogę się założyć, że będzie też Namjoon.
Jin zamilkł na chwilę, po czym powiedział: - Cóż, w takim razie... chyba nie mamy wyjścia – to mówiąc uśmiechnął się leciutko, a jego oczy rozjaśniły się leciutko pod okrągłymi szkłami zerówek, które czasem nosił.
- Zakochany idiota.
- Nie jestem zakochany – prychnął Jin pod nosem. Krótką wymianę zdań skończyli w momencie gdy zauważyli obiekt rozmowy zmierzający w ich kierunku. Namjoon miał na sobie jeansową kurtkę, ciemny sweter, czarne spodnie i białe, sportowe buty. Spod czapki wystawało mu nieco brązowych kosmyków. Wyglądał tak zwyczajnie, a jednak Jin miał wrażenie, jakby stracił możliwość mowy.
Zwykłe „hej" ledwo opuściło jego usta.
- Chyba jestem wam winien wyjaśnienia – zaczął Joonie od razu, spoglądając na Jina, jakby mówił tylko do niego. Wzrok miał łagodny, mimo to widać w nim było coś innego. Dziwną nutę obojętności, jakby nie był już tak pewny emocji, które można było wyczytać z jego oczu.
- Słuchaj, Namjoon... - zaczął Hoseok, ale nie dane mu było skończyć.
- Nie, to wy słuchajcie – ton miał chłodny, więc chłopak natychmiast zamilkł. – To nie powinno się w ogóle zdarzyć, ale się zdarzyło. I nie mogę na to machnąć ręką, podobnie jak wy. To nie jest sprawa „do zapomnienia". Są pewne osoby, z którymi mam bardzo napięte relacje i czasami próbują mi pokazać, kto jest górą. Nie musicie znać szczegółów, chcę tylko, żebyście wiedzieli... że postaram się, żeby taka sytuacja już się nie powtórzyła. Nie chcę was wtajemniczać w swoje prywatne rozterki, po prostu muszę was jakoś upewnić, że to była jednorazowa sprawa. W porządku? – zakończył, na co oboje skinęli głowami. – Mam nadzieję, że rozumiecie. Przepraszam, że musiało was to spotkać. Naprawdę nie wiem, co tamtym odbiło – to mówiąc zerknął w dół, jakby chciał coś ukryć, ale już po chwili znowu utrzymywał kontakt wzrokowy. – Na wszelki wypadek starajcie się unikać podejrzanych typów. Zwłaszcza tych, których spotykacie na korytarzach własnej szkoły. Wiedzą już, że się znamy i gotowi jesteśmy wdać się dla was w bójkę, więc... Po prostu nie wpadajcie w kłopoty – skończył z lekkim uśmiechem, jakby chciał to wszystko jakoś ułagodzić.
Hoseok poczuł lekkie łaskotanie, ale i niepewność w środku siebie. Wizja bycia prześladowanym przez kogokolwiek wydawała mu się do pewnego czasu abstrakcyjna. Sytuacja, w której miałby ucierpieć z powodu czyjś układów – nierealna. A teraz stał tutaj, będą dokładnie w tym położeniu. Ale czy to nie on sam w to brnął? Lubił tych chłopaków i chciał spędzać z nimi czas. Lubił tą beztroskę i odłączenie od życia.
To było aż tak złe?
Przecież wczorajszy wieczór... nie miał się zdarzyć. I gdyby go nie było, ich relacje wciąż pozostałyby takie same, bez cienia, który czaił się gdzieś z tyłu jego głowy, nieśmiało mówiąc mu, że jeszcze miesiąc temu to by nie miało prawa się zdarzyć.
- Myślisz, że to nie będzie mieć znowu miejsca? – głos Jina lekko drżał, nie tyle przez wypowiedziane słowa Namjoona, ale również przez wspomnienia z nocnego wypadu. Przecież, mogło się stać coś o wiele poważniejszego.
A gdyby Hoseok upadł w inny sposób? Być może nie powiedzieliby sobie dzisiaj „cześć" na korytarzu. Być może skończyłoby się to zupełnie inaczej. Jin nie miał w zwyczaju chodzić w takie miejsca. Odwiedzać takich ludzi. A jednak w głębi siebie czuł, że... na pewno nie zrezygnuje z tego, jeśli miałoby to oznaczać rezygnację z Namjoona.
Zwłaszcza, że widział, jak na niego dziś patrzył i w środku zawiązało mu się już tysiące supłów, które nie chciały go puścić. Bał się, że ta sytuacja go przerośnie i zrzuci na siebie całe poczucie winy.
Albo bał się, że go straci, że odsunie się od niego, wiedziony przeświadczeniem, że jego towarzystwo nie jest dla Jina odpowiednie.
I chłopak już teraz wiedział, że nie mógł sobie na to pozwolić. Nie po tym, jak poczuł jego opuszki palców na policzku, nie po tym, jak leżał z nim w swoim łóżku, rozmawiając w ciszy i półcieniu znajomych czterech ścian.
***
Powietrze było ciepłe, Jimin właśnie kończył drugą fajkę, a dookoła nie rozchodził się żaden głośniejszy dźwięk. Ludzie najwyraźniej nie mieli dziś zapału do jeżdżenia w takich dzielnicach, mimo dość dogodnej ku temu pory dnia. Co jakiś czas jedynie przejeżdżał jakiś samochód. Chłopak jednak i tak ich nie słyszał przez białe słuchawki w uszach, połączone cienkim kabelkiem z telefonem w kieszeni kurtki. Płynąca muzyka kompletnie go obezwładniała. Wczuł się w kawałek. Klimatyczne gitary i charakterystyczny wokal idealnie współgrały z jego humorem.
Czasami lubił tą play listę, mimo, że była ona niezwykle podszyta jej właścicielem.
Po kilku minutach wyrzucił tlący się niedopałek, który zdepnął ciemnym martensem. Rzadko nosił te buty, ale dzisiaj czuł się na tyle niecodziennie, że sobie na nie pozwolił. Teraz przynajmniej mógł zmienić rękę trzymającą kask. Naprawdę nie sądził, że będzie aż tak nieodpowiedzialny i przyjedzie tu bez zabezpieczenia. Zawsze go używał. To oznaczało, że tamtego wieczora naprawdę było źle. I chłopak po części o tym wiedział. Poczuł natychmiastową ulgę w palcach, mimo, że nie nosił przedmiotu zbyt długo. Był wdzięczny Tae, że podwiózł go chociaż kawałek, bo sam musiał skręcić w inną część miasta, żeby zabrać Yoongiego i całą resztę. Robił za kogoś w rodzaju „taxi", tylko nikt mu za to nie płacił.
Chyba, że w ilości alkoholu, jaka go dzisiaj również czekała.
Jimin za to wiedział, że została mu jedna osoba, którą miał dowieźć na miejsce. Nie planował tego, był przeciwny i wyraźnie próbował się wykręcić, ale nie ukrywał, że był jedyną sensowną opcją. Westchnął ciężko.
Zaraz miał go spotkać.
Skręcił za róg, by po przejściu kilkunastu metrów mógł nareszcie dostrzec swoją mechaniczną piękność zaparkowaną grzecznie pod murem budynku. Cud, że nic jej się nie stało. Namjoon zadbał, żeby przetrwała noc w takim miejscu.
Za to obok niej stał ktoś jeszcze piękniejszy, choć o tym nie wiedział, a Jimin nie chciał się przyznać do tej myśli.
Jungkook oparł się lekko o maszynę, szyję miał lekko odgiętą do tyłu, przez co nieco eksponował szyję wystającą spod czerwonego golfa. Żuł gumę do żucia, usta i kości policzkowe idealnie oświetlone przez światło latarni ulicznych. Ciemne włosy opadały mu na czoło, linia szczęki prezentowała się niezwykle dobrze. Ubrany był w skórzaną kurtkę z logo Guns'n roses na plecach, którego blondyn obecnie nie mógł dostrzec. Jeansy miał ciasne, pasujące dość dobrze do ciemnoczerwonych glanów.
Jimin przez moment, ułamek sekundy, był w stanie myśleć jedynie o tym obrazie. O chłopaku, którego mógł dotknąć, ale którego nie mógł zatrzymać.
- Nareszcie jesteś – powiedział Jungkook na widok chłopaka. Nie czekał długo, chciał już jednak być na miejscu. Zazwyczaj był cierpliwy, ale dziś miał kilka powodów do pośpiechu.
- Wybacz że nie mam takiego silnika w nogach – prychnął Jimin na tą uwagę. – Długo czekałeś?
- Z dziesięć minut Ale śpieszy mi się trochę – odpowiedział, spoglądając nieco w dół, jakby nagle zainteresowała go kostka brukowa.
- Yoongi będzie doprawdy poruszony – odpowiedział Jimin, otwierając blokadę od motoru niewielkim kluczykiem.
- Nie do końca o niego chodzi – rzucił tylko chłopak, odchodząc kawałek od motocyklu, by ułatwić pracę blondynowi. Po chwili maszyna była już właściwie gotowa.
- Siadasz za mną. I weź kask – głos Jimina był niemalże rozkazujący.
- Słucham? A co z Tobą?
- Ja jadę bez na własną odpowiedzialność. Poza tym nie będę Cię chronić modlitwami, bo on i tak nie słucha.
- Dobra, dobra – powiedział nieco nieprzekonująco Jungkook, po czym założył na siebie kask. Był prawie w jego rozmiarze i nie narzekał, że ma go na sobie, zamiast chłopaka już po pierwszych sekundach jazdy.
Jimin lubił prędkość, lubił uczucie wiatru, który chciał niemalże zerwać z niego ubranie. Lakier motocyklu lśnił, kiedy mijali latarnie uliczne. Złote smugi wyglądały na pojeździe niezwykle zjawiskowo. Mknęli przez młodość.
Poza tym na większość zakrętów Jungkook mocniej zaciskał palce na brzuchu blondyna. Chłopak i tak już miał napięte mięśnie, czując ciepło dotyku drugiego, bliskość jego ciała. Mógłby nie kończyć tej wycieczki, jechać tak długo, aż nie skończy się paliwo. Tak szybko, jak tylko mógł.
Wiedział jednak, że nie może sobie na to pozwolić. Nie minęło piętnaście minut, a byli już pod domem Tae. Silnik pracował jeszcze moment, by ucichnąć po chwili. Jungkook zdjął kask i zsiadł jako pierwszy. Jimin przejął od niego przedmiot i powiesił go na kierownicy. Nie sądził, żeby ktoś miał ochotę mu go odebrać. Raczej nie spodziewał się tu złodziei.
- Dzięki za podwózkę – powiedział chłopak, idąc w kierunku drzwi i zostawiając blondyna za sobą. Rzeczywiście się śpieszył. Nie miał mu jednak tego za złe, choć nie miał również pojęcia co mogło być powodem owego pośpiechu.
Najwyraźniej nie jego interes.
Z uśmiechem na ustach zauważył, że dookoła zaparkowanych było jedynie kilka aut i motocykli, co świadczyło o tym, że nie było tu jeszcze wielu ludzi. I dobrze. Blondyn wolał być już lekko wstawiony, kiedy zbierze się spory tłum. Czuł się z tym wtedy lepiej. Nie za bardzo miał dzisiaj humor na takie imprezy, ale cóż, nie mógł odmówić Yoongiemu.
W ogóle rzadko mógł mu odmówić.
Westchnął, po czy schował kluczyki do kieszeni i udał się w kierunku drzwi. W środku była już pewna grupka osób, które JImin kojarzył z zajęć tanecznych oraz wspólnych klas. Pomachał kilku z nich, oraz powiedział „cześć" kilka razy. Ostatecznie przeszedł do salonu. Tae siedział na kanapie razem z Yoongim i kilkoma dziewczynami, rozmawiając o czymś żywo. Jimin szybko został przez nie dostrzeżony. Wszystkie uśmiechnęły się promiennie. Chłopacy wstali, wymieniając typowe powitania.
- Hej, gdzie reszta?
- Hoseok i Namjoon są w kuchni, opiekują się procentami, a Jungkook... był tu dosłownie chwilę temu, ale gdzieś zniknął. Pewnie szuka Sany, jak znam życie – skończył, na co Jimin zmarszczył brwi.
- Sany? – zapytał, nie mając pojęcia, że dziewczyna się tu pojawi. – Zaprosiłeś ją?
- Coś ty taki zdziwiony? Poza tym, po poprosił mnie, a dla mnie to i tak bez różnicy, będzie tu dzisiaj od cholery ludzi – skwitował Tae bez emocji. Był brutalny, to prawda. Ale próbował przez to dać mu do zrozumienia pewne rzeczy. Widział, jak ten się męczy. I ucinanie mu skrzydeł w tym wypadku mogło mu wyjść na dobre. Takie uczucie były zazwyczaj dość destrukcyjne. Tae miał tego świadomość i miał nadzieję, że Jimin wykorzysta swoją, żeby finalnie wyleczyć się z tego nieszczęśliwego zauroczenia.
Póki było to tylko zauroczenie. Fascynacja.
- Oh, okay – burknął pod nosem Jimin. Spodziewał się czegoś innego. Tylko właściwie czego? Że Jungkook wpadnie mu w ramiona? Bo jak inaczej miał nazwać płomień, który trawił go od środka? Zazdrością? Przecież wiedział doskonale, że ta dziewczyna była jego oczkiem w głowie. I co, miał dalej zamiar udawać, że Jungkookowi na niej nie zależy? Zależało, mocno, ciężko było tego nie zauważyć.
I Jimin musiał, musiał nareszcie dorosnąć, zrozumieć, że nie może zmusić kogoś do polubienia siebie w taki sposób. W głowie miał jednak chaos, za każdym razem, kiedy chłopak był obok.
Walczył z samym sobą, ale ile będzie w stanie walczyć?
- Hej, coś się stało? – zapytał po chwili Yoongi, widząc, jak zmienił się wyraz twarzy chłopaka.
- Nie, po prostu, chyba jestem zmęczony – odpowiedział na prędce, chcąc wymyślić coś w miarę wiarygodnego.
- Choć, napijemy się czegoś – powiedział jasnowłosy, odchodząc z chłopakiem w kierunku kuchnii. Jedna z dziewczyn wykorzystała okazję i usiadła obok Tae, który nawet nie pofatygował się w powiedzeniu „Nie wiem, czy zauważyłaś, ale tu już ktoś siedzi". Nie obchodził go flirt z którąś z nich. Mimo to lubił czyjąś uwagę od czasu do czasu, a te cztery „niewiasty" i tak nie miały na razie co robić. Uśmiechnął się tylko lekko i zaczął typowy small talk, chcąc zająć je czymkolwiek.
Yoongi za to próbował jakoś dowiedzieć się, co gryzło Jimina. Chłopak był zgaszony jak świeczka. Rzadko widywał go takim. Zazwyczaj próbował ukrywać uczucia, które w sobie miał. Teraz jednak nie trudno się było domyślić, że coś było zdecydowanie nie w porządku.
- Hej Jimin – powiedział Hoseok, widząc chłopaka wchodzącego do kuchni w towarzystwie Yoongiego. – Na co macie ochotę?
- Zamieniłeś się w barmana? – zapytał blondyn, na co Hoseok uśmiechnął się delikatnie
- Można tak powiedzieć. Na razie ja tutaj pilnuję, żeby wszystko było w porządku.
- A gdzie Namjoon?
- Cóż, nie przyszedłem tutaj sam – kaszlnął lekko, co było wystarczającym wyjaśnieniem dla Yoongiego, ale nie dla Jimina.
- Czyli?
- Księżniczka i książę pewnie świetnie się teraz bawią – wyjaśnił Yoongi, nalewając im obu piwa do kubków. – Zdrowie królewskiej pary – dodał, stukając plastikiem w plastik.
- Oh, rozumiem – zaśmiał się Jimin, po czym upił łyk. Ciecz przyjemnie spłynęła mu w dół przełyku. Pierwszy kubek był zawsze najbardziej łaskoczący. Kolejne wchodziły już dość gładko, aż traciło się rachubę.
- Dzięki za zgrabną metaforę – powiedział Hoseok, który mimo wszystko i tak się uśmiechnął. Wiedział, że pewnie spędzi niewiele czasu z przyjacielem. I naprawdę starał się zrozumieć, mimo, że ostatnio mieli dla siebie mało czasu.
- Nie ma za co. Jak tam twoja...
- Całkiem nieźle – uciął Hoseok, przerywając drugiemu – Przestała już boleć i nareszcie zaczyna się sensownie goić. Czasem piecze, ale nie jest źle. Lekarz dał mi na to jakieś prochy, więc idzie przeżyć.
- Byłeś z tym u kogoś?
- Cóż, dwa dni temu się otworzyła, nawet nie wiem co się stało. Jak opanowałem sprawę, to cholerstwo zaczęło okropnie boleć, więc o dziewiątej siedziałem w kolejce do nocnych zgłoszeń. No i powiedział, że jakimś cudem wdała się nieduża infekcja, więc żyję na tabletkach.
- Nieźle. Mam nadzieję, że szybko zejdzie... Chociaż okiem znawcy muszę przyznać, że niestety pewnie zostanie ci blizna. Będziesz wyglądać jak jakiś bad boy, czy coś.
- Ta, dzięki za diagnozę, proszę pana – zaśmiał się Hoseok, po czym również wypełnił sobie kubek trunkiem. – Przyznam jednak, że nie za bardzo zależy mi na takim wyglądzie.
- Ale pasuje do ciebie.
- Nie sądzę – uciął nieco ostro Hoseok, jakby temat go drażnił. Nie miał jednak tego na cielu. – Blizny może mieć każdy.
- Nie każdy ma je po bójce.
- Byłem ofiarą, nawet nie mogłem się bronić.
- Bójka to bójka, chłopcze – skończył Yoongi, upijając kolejny łyk.
- Chłopcze? Poważnie? Brzmisz jak moja mama.
- Uuu, niedobrze – stwierdził Jimin. – Yoongi, nie możesz być jego mamą.
- Tatą raczej też nie – powiedział jasnowłosy, marszcząc brzmi na tą absurdalną myśl.
- W porządku, kto jest czyim tatą i co mnie ominęło? – niespodziewanie usłyszeli głos Namjoona, który wszedł do pomieszczenia razem z Jinem. Chłopak był tylko troszeczkę zarumieniony.
- Oh, witam księż... - Yoongi nie skończył jednak, gdyż Jimin trącił go ramieniem, prawdpodobnie ratując go przed śmiercią za uwagę wobec Jina.
- Hej – zaczął Jin, ignorując słowa chłopaka. – Jak tam?
- Nudno. Jeszcze wszystkich nie ma – powiedział Hoseok, sprawdzając godzinę. Dochodziła prawie dziewiąta. Ludzie powinni się powoli zbierać. Cóż, zaczęcie o dwudziestej nie mówiło, że wszyscy będą punktualnie. Większość wolała przychodzić kompletnie po zmroku. Kiedy łatwiej się wymknąć rodzicom, albo po prostu, bo imprezy z choćby ostatnimi promieniami słońca nie brzmiały aż tak ekscytująco.
A ta przecież miała taka być. Wypełniona muzyką z głośników, tańcem, seksem i litrami alkoholu. Po prostu dobrze uczczone urodziny, jakby ktoś powiedział.
***
- Ile za to chcesz? – zapytał Jungkook, patrząc w chłodny błękit oczu Lucasa. Były zdecydowanie intrygujące. Dotąd nie widział takiego odcienia, a wiedział, że chłopak przecież nie nosił żadnych kontaktów. Wyglądało to tym bardziej niezwykle, gdyż był on brunetem, a garderoba wypełniona była w większości ciemnymi ubraniami. Oczy więc zawsze odstawały, odróżniając się jasnością koloru jeszcze bardziej.
- Sześć – odpowiedział, a stojąca obok dziewczyna odpaliła mu papierosa, którego trzymał w ustach. Uśmiechnął się krzywo na jej ruch. Spisała się dzisiaj dobrze, miał nadzieję nagrodzić ją później.
- Sześć stów?! Zawsze było...
- I się zmyło, Kookie – zawsze mówił do niego zdrobniale. Żadnego „Jungkook". Kookie. – Płacisz, albo spadam. Nie będę marnować czasu, chociaż cię lubię – rzadko to komuś mówił. Ale miał słabość do chłopaka. Był szczeniakiem, mimo, że nie był od niego dużo młodszy. Nie przeżył jednak wiele i Lucas o tym wiedział. Niewinne szczenię, kontra wilk. Nie było mowy o negocjacjach.
- Dobra, jak chcesz – powiedział cicho, wyciągając z kieszeni plik banknotów. Lucas pora raz kolejny uśmiechnął się krzywo, po czym zaciągnął się i wypuścił kłąb dymu w powietrze. Wyjął towar z niewielkiej torby, jaką miał ze sobą. Dokonali uczciwej wymiany.
- Interesy z tobą należą do moich ulubionych, Kookie – powiedział, chowając pieniądze do wewnętrznej kieszeni torby, po czym zamknął ją i przewiesił przez ramię.
- Domyślam się.
- Możesz już lecieć. I nie szukaj mnie już dzisiaj – powiedział, nim chłopak zniknął za drzwiami.
- W porządku – usłyszał tylko, nim z dołu zaczęły dochodzić ciężkie basy głośników.
Szykowała się długa noc.
rozdział wyszedł tak długi, że został podzielony na dwie części, więc następna będzie niebawem, że tak powiem
also lucas is bae okay
p.s rozdział przeszedł dużo żeby zostać opublikowanym, więc zgłaszajcie wszystkie błędy jakby co
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top