goodnight lovers

- Jak można być tak pięknym? - zapytał, lekko drżącym głosem. Byli sami, za oknem dawno panowała ciemność wieczora. Ostatnie dni spędzili nieco dalej od siebie, co było spowodowane głównie nauką oraz faktem, że Yoongi wciąż kazał komuś pilnować Hoseoka, kiedy on akurat nie mógł tego robić – najczęściej więc był to Namjoon, albo Taehyung, gdyż jako jedyni zdawali się ogarniać naukę na tyle, by poświęcać swój czas komuś innemu.

Teraz jednak mieli tylko siebie nawzajem, powietrze między sobą i resztki przestrzeni, jakie Namjoon wciąż sukcesywnie zmniejszał, przyprawiając Seokjina o szybszy oddech.

- Hm? Nie rozumiem... - Seokjin niemalże to wyszeptał, czując ciężar każdej sylaby.

- Jesteś piękny, po prostu... Ty jesteś piękny - dodał, podchodząc do niego. Jin za to, w przypływie nagłej śmiałości zmniejszył odległość jeszcze mocniej i leciutko musnął dłońmi karki oraz biodro chłopaka, nie wiedząc, co właściwie inicjuje owymi gestami. Chciał być blisko, zrozumieć, dlaczego ten mężczyzna i każdy jego skrawek tak na niego działa, dlaczego czuje się przy nim, jakby trafił zmysły.

- Nie mów tak, bo jeszcze uwierzę – zaśmiał się słodko, po czym zerknął w oczy drugiego, już zamglone leciutko od braku tych cennych centymetrów między nimi. W odpowiedzi na słowa drugiego postanowił złączyć ich usta, nieco zachłanniej, niż zwykle, kierując swoje ręce na pośladki drugiego, by móc bez problemu unieść go w górę i oprzeć na parapecie okna. Zimne szkło sekundę później atakowało rozgrzaną od emocji skórę pleców Seokjina skrytą za cienką koszulką z dekoltem w serek, który zdecydowanie nie pomagał Namjoonowi w panowaniu nad sobą. Powolnie przesunął dłonie na uda chłopaka, rozchylając je leciutko, a ten westchnął głośno na ten gest, nie rozumiejąc, dlaczego jeszcze nie powiedział „stop".

Może już nie chciał. Może pragnął tego równie mocno.

Wplótł nieporadnie palce we włosy drugiego, kiedy zaczął zostawiać ślady na jego szczęce i szyi, jakby próbując zamknąć w nich prawdziwość swoich wcześniejszych słów. Tak desperacko zagryzał skórę, że Seokjin mimo zakrywania ust, wydał z siebie głośniejszy jęk, który od razu wprawił Namjoona w wewnętrzne fale ciepła, bo to sprawiał, że jego chłopcu było aż tak dobrze, samymi tylko pocałunkami.

Jego wrażliwość go rozrywała.

- Musisz uwierzyć – powiedział, kiedy stanął dokładnie między nogami drugiego, korzystając z jego ciepła, z zaplecionych na jego szyi dłoni, które tylko sprawiały, że mogli zachować kontakt jeszcze bardziej. – Nie poznałem dotąd nikogo takiego – wyszeptał jeszcze wprost do ucha Seokjina, wprawiając go w drżenie. Czuł rumieńce na policzkach, zakłopotanie, ale i silny pociąg, potrzebę bycia z mężczyzną przed nim w ten sposób.

Tak, jak jeszcze nie był z nikim.

- Postaram się – odparł z urywanym oddechem, kiedy Namjoon ponownie go uniósł, by móc przenieść go do sypialni, nie oszczędzając po drodze jego szyi i napawając się choćby zapachem drugiego, jaki łączył w sobie wodę kolońską oraz szampon, którego używał. Był kompletnie oczarowany tą mieszanką, choć tak naprawdę nie byłaby dla kogoś innego niczym niezwykłym.

Dla niego jednak wydawała się idealnym rodzajem afrodyzjaku.

Położył Seokjina na miękkim materacu, pozwalając sobie na śmielsze wędrówki dłońmi po jeszcze nie odkrytym ciele. Smakował go słodko, jego warg, jego kości policzkowych, skóry szyi i fragmentu obojczyków, nim zatrzymał się na moment, nie tylko na oddech, ale również po to by spojrzeć dłużej w oczy drugiego. Tęczówki wypełnione nieśmiałym proszeniem o więcej.

Musiał jednak zapytać.

- Na pewno tego chcesz? – zapytał zachrypniętym już głosem, nie wiedząc, czy zniósłby odmowę. Pewnie tak, z szacunku do Seokjina. Mimo to był już ledwo w stanie myśleć racjonalnie.

- Tak – kiwnął głową, uśmiechając się przy tym lekko do siebie, oraz podciągając się delikatnie, by móc pocałować drugiego krótko w potwierdzeniu.

Namjoon nie potrzebował niczego więcej.

***

Musnął go ustami, starając się być ostrożnym. Językiem przejechał po całej długości chłopaka, której średni rozmiar został właśnie wyeksponowany. Namjoon ujął ją wargami na chwilę, a Seokjin zadrżał cały, znów, po raz kolejny od tak niewielkiego dotyku.

- Boże, Seokjin... - stwierdził Namjoon, wracając pocałunkami ku górze, by finalnie złożyć je na ustach chłopaka, nieco głębsze i śmielsze. - Jesteś taki wrażliwy... - wyszeptał jeszcze, głębszym tonem, zupełnie utopionym w przyjemności.

- Ja... wybacz po prostu... - urwał, ledwo mogąc składać zdania przed drugim, ledwo mogąc zrozumieć zasady ich tworzenia.

- Nigdy nie byłeś dotykany w taki sposób? - dokończył Namjoon, jakby czując, co powie drugi, ale się tego nie spodziewając.

Seokjin jedynie kiwnął głową na tak, odchylając po tym szyję leciutko, prawie zapraszająco. I te dwa gesty razem prawie zabrały Namjoonowi cały racjonalizm, cały możliwy rozsądek, który w sobie posiadał.

- Kurwa - przeklął pod nosem, po czym pocałował drugiego, z pasją, z praktycznie niezaspokojonym pragnieniem, bo cholera jasna, Seokjin właśnie oddawał mu swój pierwszy raz, jak również swoją dotychczasową niewinność.

A jemu odbierało to zmysły.

Był bliski skrajności, pozwalając sobie na wędrowanie palcami po jedwabistej skórze drugiego, tak miękkiej, słodkiej, której strukturę od razu pokochał. Zdawało mu się, że tonie w pięknie drugiego i wcale nie chciał przestawać.

Dopiero po chwili pozwolił im obu na odrobinę oddechu, jak również na to, by Seokjin mógł nareszcie westchnąć głębiej, czując kolejne ścieżki palców drugiego, tak swobodnie poruszających się po jego ciele.

Ponieważ miały na to przyzwolenie, z którego korzystały w całości.

Nie tylko one z resztą. Namjoon posiadał go w każdym calu, nic nie umknęło jego decyzji. Był w stanie pozostać przy tym dotyku do końca świata i sam czuł się praktycznie nietrzeźwy, choć jednocześnie niepewny, gdyż wiedział, że pewnie będzie go bolało.

Jakiego bólu nie zniósłby jednak dla tego mężczyzny?

Po parenastu minutach dał mu więc następne pozwolenie, o wiele intymniejsze, mające w sobie nieco więcej. Coś, czego się obawiał, a co drugi mimo swojego stanu potraktował z delikatnością, z subtelnym wyczuciem, wiedząc, że Seokjin może łatwo poczuć spory dyskomfort przez to, iż robił to po praz pierwszy.

Zadbał o wszystko. O tempo poruszania, o słodkie pocałunki, o słowa, jakimi oplatał drugiego by go rozluźnić.

Namjoon nie był gwałtowny, choć miejscami się zapominał. Starał się jednak pozostać w pewnych granicach, przez co jedyne, co Seokjin wiedział, to fakt, iż był mu kompletnie oddany. Cieleśnie nie był w stanie się kontrolować. Odczuwał tak, jak nigdy wcześniej. Jego klatka piersiowa szybko została pokryta fioletowymi kwiatami malinek, a każda z nich równała się westchnieniom, które doprowadzały Namjoona do obłędu. Wzajemnie wypełniali się kolejnymi przekonaniami, iż nie mogą się pozostawić. Iż znaczą dla siebie więcej, aniżeli dotąd myśleli. Skryli swoje uczucia w gestach, muśnięciach i zaufaniu.

W zapachu seksu, oraz głębi ciemności nieba za oknem sypialni, w której jeden z nich uprawiał miłość po raz pierwszy, podczas gdy drugi po raz pierwszy ją czuł.

***

Chciałby mu coś powiedzieć, ale zamiast tego zapalił po prostu kolejnego papierosa, po czym spojrzał na bruk obok siebie, udając, że wcale nie stoją jakieś dziesięć metrów od siebie. Jimin wciąż przebywał w szkole nieco na uboczu, wielu wiedziało, że wrócił z ośrodka, ale nie mieli pojęcia, czemu tam w ogóle był. Jedyne, co było wiadome, to fakt, iż ludzie jak szybko byli przy blondynie wcześniej, tak szybko teraz zniknęli, pozostawiając go samego, zdanego tylko na tych, którym ufał.

A którzy też nie w całości chcieli z nim rozmawiać.

Yoongi właściwie nie widział w tym problemu, w końcu sam mógł śmiało uznać się za główną wadę w całości. Za niepasujący element układanki. Gdzieś miał już to, że tracił powolnie kogoś jakby nie patrzeć dla siebie ważnego. Najistotniejszym było ochronienie go przed nim samym, co nie szło mu najgorzej. Skupiał się po prostu na innych rzeczach, prawie zapominając, że obok Jimina nigdy nie umiał przejść obojętnie.

Zaciągnął się dymem, próbując ułożyć wszystko w głowie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że pewnie nie będzie mógł go unikać całe życie. Ale z drugiej strony, kto mu bronił? Owszem, byli w jednej paczce, ale dotąd nie najgorzej szło mu traktowanie innych z dystansem. Zwłaszcza, jeśli chodziło o czyjeś dobro.

Poza tym nie był też ślepy – bez trudu widział, że Jungkook chodzi za blondwłosym jak cień, pilnując go na każdym kroku. Dostrzegał tą ukrytą troskę w jego oczach, kiedy obserwował drugiego z odległości i iskry ekscytacji, kiedy zamieniali choćby zdanie. Jasnowłosy nigdy nie posądziłby chłopaka o takie przywiązanie do kogokolwiek, ale najwyraźniej musiał zmienić zdanie, bo to, co dostrzegał nie podlegało dyskusji. Sam już parę razy był świadkiem podobnych zalotów.

Cóż, najwyraźniej wszyscy sobie jakoś radzili w tym temacie. Jakkolwiek porąbany nie byłby fakt, że dotychczas nic nie zauważył, a cała relacja dwójki pozostawała dla niego ukryta do tego stopnia, że ledwo obecnie wierzył, iż coś między nimi faktycznie było.

Zaśmiał się sam do siebie, po czym znów wypełnił płuca dymem. Niemożliwym było, że on jeden pozostawał odcięty od oczywistości. Ale nie chciał skończyć jak Namjoon. Przecież ten idiota był w stanie zaryzykować wszystko dla swojej księżniczki i nawet głupi by to stwierdził. W każdym swoim geście próbował zawrzeć dobro Seokjina, tracąc niezależność oraz poczucie wolności, przynajmniej tak to wyglądało w jego oczach.

Dwie rzeczy, które cenił nad wszystko.

Sam z resztą wiedział, że przywiązanie to ból. I teraz też. Ze względu na Jimina, Hoseoka, czy choćby kogokolwiek innego z chłopaków. Nie mówił głośno, że skoczyłby za nimi w ogień piekielny i wyszedł stamtąd wpół spalony, żeby cierpieć przez wieczność, tylko dlatego, by im żyło się dobrze.

Ale miał w sobie taką świadomość.

Zwłaszcza dla Hoseoka, co przerażało go trochę. Chłopak coraz mocniej wchodził mu pod skórę i nie zamierzał stamtąd wyjść. Był w jego myślach często, częściej niż chęć zapalenia, a to zakrawało o absurd. Dla niego mógłby przecież nie istnieć, gdyby się wystarczająco postarał.

A jednak nie umiał tego osiągnąć.

Zbyt wiele razy również zastanawiał się nad smakiem jego ust. Pewnie nie różniły się wielce od innych, które całował. Chociaż wiedział też, że się zapewne zupełnie mylił. W końcu drugi nie mógłby mieć w sobie ani krzty tego, co mieli ci wszyscy jednorazowi chłopcy, których twarzy nawet nie pamiętał. I to również go gnębiło. Fakt, że Hoseok nie był czymś, co znał, a nowością, nierozpoznanym terenem, na którym nie wiedział, jak ma stąpać.

Stąd próbował coraz mocniej zatracać się w uzależnieniu, by nie ulokować go w kimś, kogo tak pragnął.

Zgasił niedopałek o elewację, stwierdzając przy tym, że Jimin gdzieś zniknął. I dobrze, nie będzie musiał przejmować się ewentualną konwersacją, na którą nie miał najmniejszej ochoty. Tak naprawdę potrzebował tego wieczora jedynie kanapy Taehyunga, jego głosu, oraz odpalonej konsoli. Mogliby chociaż na moment poudawać, że wszystko w porządku.

Tego, albo ramion osoby, w których chciałby schować cały ból, ale nie umiał się na to zdobyć.

Przeszedł kawałek, wychodząc poza teren szkoły. Był niedaleko przystanku, kiedy jego telefon zawibrował w kieszeni. Dostał wiadomość, jedną, w dodatku od tematu numer jeden w jego myślach.

Kolejny śmiech. Los go doprawdy uwielbiał.

Chyba musimy się zobaczyć. Tak myślę. Masz czas?"

Nie wiedział do końca, co to miałoby oznaczać. Dlaczego chciał się zobaczyć. Obecnie powinien być z Jungkookiem, ale Yoongi bardzo chętnie był w stanie go wyręczyć, olewając dodatkowe zajęcia z historii.

Odpisał więc, że ma. I że będzie w centrum miasta za mniej więcej dwadzieścia minut.

***

Co on najlepszego zrobił?

Nie myślał chyba, że drugi się zgodzi. Liczył, że go po prostu oleje, jak to miał w zwyczaju robić z innymi. Powie mu spadaj i tyle. Na tym się skończy. Ale ten nie dość, że się zgodził, to jeszcze miał zamiar przyjechać do centrum, chociaż był to kawałek drogi ze szkoły. Hoseok kompletnie się tego nie spodziewał.

Stał więc z zaciśniętym żołądkiem, nerwowo sprawdzając telefon i dostając mini-zawału za każdym razem, kiedy na przystanku zatrzymywał się jakiś autobus. Czuł się, jak dziewczyna przed pierwszą randką, a przecież nic z tego nie miało powiązania z owym spotkaniem.

Prawda?

Oczywiście, że tak. Rozbawiły go jego własne rozmyślania, coraz to mocniej odchodzące od prawdy. Odgiął lekko głowę do tyłu, pozwalając materiałowi beanie oprzeć się o ścianę za sobą. Nie było szczególnie zimno, ale lubił mieć coś na głowie, zwłaszcza, jeśli pasowało do stroju. Właściwie nie przykładał większej wagi do ubioru, ale ostatnio coraz mocniej zwracał uwagę na to, jak wyglądał.

Jakby miał powód.

Westchnął, znów spotykając się z pustką na ekranie komórki. Nie oczekiwał może, że dwadzieścia minut faktycznie nimi będzie, ale zdecydowanie dłużące się minuty nie pomagały w zachowaniu spokoju. Z drugiej strony czym on, do cholery, się tak stresował? Przecież to nie było nic takiego. Widzieli się już wiele razy, co teraz miało się zmienić? Fakt, że ostatnim razem byli trochę ze sobą skłóceni? Wyjaśnili to już. A może to, że nie sprawa z Changkyunem wciąż pozostawała nie do końca stabilna? Nie miał pojęcia.

Mogło to tez być spowodowane rzeczą, do której z pewnością by się jeszcze nie przyznał. Kłującym go od środka przeświadczeniem, odrobiną niespokojnego ja, jakie na dobre się w nim zagnieździło od pewnego czasu, nie dając chwili wytchnienia, kiedy Yoongi był niedaleko niego.

Był tak pochłonięty myślami, że nawet nie spostrzegł, jak z pojazdu przed nim wysiada jasnowłosy, ubrany w ciemne, przetarte rurki włożone w dziesięciodziurowe glany, bluzkę z nadrukiem ćpającej Umy Thurman, oraz kurtkę z szarego jeansu. Na głowie również miał beanie, ciemniejszą, niż ta Hoeoka, bardziej w bordowym odcieniu. Plecak niechlujnie zwisał mu z jednego ramienia, a paczka papierosów zerkała wesoło z jednej z bocznych kieszonek.

Uśmiechnął się krzywo, widząc czekającego chłopaka, zdającego się być w swoim świecie. Był jedynie dwa metry od niego, gdy finalnie uniósł wzrok, zdając sobie sprawę, na kogo patrzył.

- Oh... jesteś już – stwierdził lekko drżącym tonem, którego się po sobie nie spodziewał. Równie mocno jak faktu, iż Yoongi będzie wyglądał tak dobrze. Perfekcyjnie jednak udawał, że był gotów na wszystko i tak naprawdę wygląd drugiego nie robił na nim wrażenia.

Podobnie postąpił jasnowłosy, studiując trochę za długo oczy drugiego, jego linię szczęki, jasnojeansową kurtkę, białą bluzkę z odsłoniętym kawałkiem napisu „i feel like pablo" umiejscowionym tam, gdzie zazwyczaj znajdowały się kieszonki. Nie zapomniał tez o ciasnych spodniach, które tylko wydawały się nie podkreślać absolutnie każdej krzywizny nóg chłopaka, zwłaszcza ud, dość widocznych, z racji tego, że był tancerzem.

Tylko przez sekundy zdawali się w sobie zupełnie pozatracani.

- Jak widać – odparł tylko. – Wybacz, że musiałeś czekać. Pieprzone korki – stwierdził jeszcze, poprawiając plecak. – Powiesz mi, o co chodzi?

- No więc... właściwie to wolałbym pogadać gdzieś inaczej, niż na środku chodnika – odparł chwiejnie, nie wiedząc co ma do końca robić, bo to wcale nie tak, że był zupełnie bez planu, mówiąc bez ładu i składu, będąc rozczarowanym swoją rozsypką z każdym zdaniem coraz mocniej.

- To rzuć jakąś propozycją – powiedział Yoongi, spoglądając na drugie we wpół rozbawiony, w pół rozczulony sposób. Nie potrafił nie poczuć, jak drugi się zachowywał, jakby ktoś włożył mu kijek za koszulkę i musiał go czuć cały czas, stojąc jakby jego kręgosłup nie mógł się poruszyć. Pierwszy raz widział go takim, cóż więc miał powiedzieć, skoro obraz ten zdawał się go zupełnie rozmiękczać gdzieś tam w środku.

Głęboko, w miejscach, o których wolał nie myśleć, że je ma.

- Może... zaprowadzisz mnie znowu tam? – zapytał Hoseok, a to zupełnie zbiło Yoongiego z tropu. Nie spodziewał się powrotu do tego miejsca po takim czasie. Ani faktu, że drugi w ogóle będzie o nim pamiętał. I czemu właściwie tam? Nie było innych, przyjemniejszych stref, niż opuszczone bary?

- Nie sądzę, nie mam kluczyka przy sobie – odpowiedział szczerze, czując, że właśnie przegapił pewną okazję, aczkolwiek nie wiedział, jaką. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy swoją drogą? – dopytał, unosząc brew.

- Emmm, po prostu, jakoś nie mam ochoty być wśród ludzi – Hoseok momentalnie poczuł się nieco głupio, bo sam nie wiedział, na co właściwie liczył. Ale starał się dać drugiemu w miarę sensowne wyjaśnienie, jakiekolwiek godne wiary.

- Było tak od razu. Znam jedną miejscówkę – stwierdził Yoongi po chwili namysłu. – Z tym, że to trochę nam zajmie, zanim tam dojdziemy.

- Nie ma sprawy, ja mogę pospacerować – odparł drugi z lekkim uśmiechem, a Yoongi dawno nie nazwał kogoś tak uroczym w swoich myślach.

O ile kogoś w ogóle.

- W porządku, to chodź. Musimy przejść niemalże przez całe centrum i obrzeża – powiedział, kierując się z chłopakiem w boczną uliczkę. – Mógłbyś powiedzieć od razu, że nie wiesz, gdzie iść, moglibyśmy pojechać gdzie indziej.

- Przepraszam, właściwie to... nie sądziłem, że się zgodzisz – odpowiedział Hoseok cicho, próbując skryć rumieńce zawstydzenia.

- Czekaj, co? – zapytał z niedowierzaniem Yoongi. – Dlaczego miałbym się nie zgodzić?

- Bo... no nie wiem, zawsze taki jesteś. Sądziłem, że nie będzie ci się chciało.

- Na Boga, Hoseok, nie każ mi znowu... - urwał, nie chcąc powiedzieć za dużo. – Po prostu zrozum, że istnieją ludzie, którym odmawiam rzadko, lub wcale. I o zgrozo, jesteś jednym z nich.

- Poważnie? – Hoseok zmarszczył brwi, czując nieoczekiwaną suchość w gardle.

- A wyglądam, jakbym żartował? – dopytał Yoongi, kierując spojrzenie na profil drugiego, tylko na kilka sekund, by potem znów powrócić do spoglądania przed siebie, na szarość ulicy a nie jasne odcienie słonecznikowych płatków.

- Nie zupełnie – odpowiedział Hoseok. – Czym sobie zasłużyłem na takie miano? – dodał, co niebezpiecznie przesunęło uwagę Yoongiego na najwyższy poziom.

Istnieniem – chciał rzec, ale pozostawił tą odpowiedź dla swoich myśli.

- Nieważne, czym. Po prostu, tak jest – odpowiedział nieco wymijająco, nie zamierzając rozpowiadać się o swoim wnętrzu.

- Jak uważasz... - stwierdził drugi tylko, kopiąc przy tym leżący na drodze kawałek ukruszonej cegły. – To nie tak, że chciałem wiedzieć.

- Cóż, nie zawsze otrzymujemy odpowiedzi, jakich chcemy – stwierdził jasnowłosy. – Byłbyś tak dobry i wyjął mi papierosa z kieszonki?

- Chyba żartujesz... - jęknął Hoseok cierpiętniczo. – Ograniczyłbyś spalanie.

- Wybacz, ale nie jestem tutaj po to, żeby słyszeć od ciebie reprymendy życiowe – westchnął. – Wyjmiesz, czy nie?

Drugi wywrócił tylko oczami, po czym sięgnął dłonią do kieszeni, żeby wyjąć z niej jedną fajkę, jakiej nie omieszkał, połowicznie z chęci, połowicznie ze zrobienia drugiemu na złość włożyć mu do rozchylonych ust, które przypadkiem musnął palcami.

Co oboje poczuli, ale nie zamierzali omawiać.

Po chwili powietrze dookoła nich wypełnił zapach palonego tytoniu, a słowa tonęły w nim, będąc otoczone trucizną niczym jedwabnym szlafrokiem. Hoseok wciąż milczał, a Yoongi pozwalał sobie tylko a niektóre zdania.

Przynajmniej do czasu.

***

- Ty przyciągasz takie miejsca, czy... - Hoseok urwał, rozglądając się po kamienicy. Pachniało mieszanką ludzkiej obecności, oraz nieco zatęchłego powietrza, mimo to nie czuł się w niej do końca osaczony, a widok na miasto był wręcz nieziemski, zwłaszcza, że zaczynały się złote godziny i słońce skąpało już w odcieniach płynnego metalu szlachetnego niemalże wszystkie budynki, tworząc wiele refleksów w szybach, oraz nadając mu prawie bajkowego klimatu.

- Powiedziałbym, że na odwrót – zaśmiał się lekko Yoongi, a dźwięk ten rozszedł się echem w betonowych ścianach, czyniąc przestrzeń dookoła nich nieco łatwiejszą do przebywania.

- Podoba mi się twoja teoria – odparł Hoseok z uśmiechem, opierając się o większą wnękę w budynku, zaraz obok której znajdował się jakby balkon, nie posiadał on jednak barierek i zdawał się pozostawać jako niedokończony projekt. W końcu budynek nigdy nie został zbudowany do końca przez nieopłacalność projektu, jaką odkryto dopiero w trakcie jego realizacji, gdy okazało się, że konkurencyjna firma zdołała w tym czasie postawić niedaleko dość tanie i w dodatku lepszej jakości mieszkania.

- Brzmi nieźle co? Podrywam na to niektórych – stwierdził zaczepnie, podchodząc do Hoseoka. Odległość zmniejszała się, ale tylko do pewnego poziomu, wciąż pozostając w bezpiecznych granicach. Mimo to Hoseok nie pozostał jej obojętny. Rozumiał już, że nie mógł sobie za mocno ufać w obecności drugiego i to zdecydowanie mu nie pomagało w chwili obecnej.

- Akurat – prychnął z krzywym uśmiechem, po czym przeszedł na betonową powierzchnię balkonu, jaki ukazywał im obu niesamowity wręcz widok. – Jak odkryłeś tą kamienicę? – zapytał, siadając na szarej, zakurzonej „podłodze", mając gdzieś, czy ubrudzi sobie ubranie. Yoongi poszedł w jego ślady, skupiając przy tym wzrok na widoku przed nimi.

- Powiedzmy, że raz się z kimś spotykałem i ta osoba czasami urządzała tutaj zawody w strzelaniu.

- Czekaj, co? – Hoseokowi na moment odebrało mowę, nie potrafił do końca zrozumieć, co właśnie usłyszał. – Chcesz mi powiedzieć, że...

- Tak. Przychodziłem tutaj na coś szybszego, a przy okazji mogłem sobie poćwiczyć cel – stwierdził, jakby mówił dosłownie o wczorajszej pogodzie, zamiast o obsłudze broni palnej w nielegalnych warunkach.

- Jesteś niemożliwy – skomentował tylko drugi, uśmiechając się do siebie z niedowierzaniem. – Nie przestajesz mnie zadziwiać swoim podejściem do życia.

- Nie jesteś jedyną osobą, która mi to mówi – stwierdził jasnowłosy, sięgając po paczkę, w której znajdowały się ostatnie trzy sztuki marlboro. – Uwierz, paru już mi to kiedyś wypomniało.

- Dopisz mnie do listy, żebyś nie zapomniał – odparł sarkastycznie Hoseok. – Swoją drogą, mógłbyś mi to wyjaśnić w jakiś sposób.

- Co takiego? – odpowiedział Yoongi już po odpaleniu papierosa.

- Tę postawę. Ten cały teatrzyk. Nie wiem, jak to nazwać...

- Cóż, aktor nie zdradza swoich sekretów – powiedział spokojnie, zaciągając się po tym głębiej.

- Nie ściemniaj. Poza tym, tam chodziło o magika.

- Jeden pies – skwitował Yoongi. – Dam ci radę... - dodał jeszcze, zniżając ton. – Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. Ostatnio za dużo węszysz – powiedział, choć nie chciał zabrzmieć tak ostro, jak to faktycznie zrobił?

- Czyżby? Nie mam takiego wrażenia – odparł tylko Hoseok, skrywając rumieńce własnego zawstydzenia, bo chciał skonfrontować się z drugim, a nie się ośmieszyć w jego oczach, choćby i w takim stopniu. – W sumie możesz zacząć się cieszyć, niedługo nie będziesz musiał tego znosić – dodał w nagłym przypływie odwagi, kiedy jego umysł postanowił resztkami sił wybrnąć z zażenowania.

- Co masz na myśli? – ton Yoongiego momentalnie uległ zmianie, jakby ktoś właśnie zapalił świeczkę w ciemnym pokoju i znajdujące się w nim osoby mogły znów widzieć wszystko dookoła.

- Wyjeżdżam. Dostałem się do szkoły tanecznej. I od połowy tego semestru będę do niej uczęszczał – stwierdził ze stoickim spokojem, w ogóle nie przejmując się drżeniem własnego głosu, bo czy to nie oznaczało dla niego zbyt wielu zmian? Nowego otoczenia? Ludzi, których nie znał?

I porzucenia tych, na których już mu zależało? Nie wspominając o tych, dla których czuł to zdecydowanie zbyt mocno.

- Słucham? – jasnowłosy zmarszczył brwi i mocniej zacisnął blade palce papierosie, który poddańczo ustąpił sile, by zgnieść się leciutko mniej więcej w połowie.

- To, co słyszałeś. Nie będzie mnie tutaj, więc nie będziesz musiał znosić mojej wścibskości. Otwieraj szampana, bo pora świętować – zakończył, nie wiedząc, kiedy uruchomił w sobie takie pokłady sarkazmu wymieszanego z nutami jadu. Wcale nie chciał tego tak rozgrywać, ale najwyraźniej słowa drugiego uderzyły go zbyt mocno w zbyt wrażliwe połacie jego ja.

- Kurwa, Hoseok – zaklął pod nosem Yoongi, nie mając pojęcia, jak inaczej zareagować na ton usłyszanej wypowiedzi i lekkość słów, które mimo to kroiły go od środka i śmiały się z niego, bo był ta kruchy, że mogły to robić.

W końcu nie spodziewał się dowiedzieć, iż jego ostatnie iskry nadziei mają zamiar tak po prostu zniknąć mu z oczu. Nie wiadomo na jak długo. A być może już na zawsze.

- O co ci teraz chodzi? – zapytał Hoseok, kierując wzrok na drugiego. Wyglądał na spiętego, wzrok miał schowany za kosmykami włosów, które wypadały mu spod czapki. Głowę celowo odwrócił w drugą stronę by nie musieć spoglądać na chłopaka.

- Nic takiego – odparł z niewytłumaczalną suchotą w głosie. – Nic takiego... - powtórzył, znów wypełniając powietrze dymem. – Po prostu... nie wiem, chyba nie byłem gotowy na taką informację.

- A dlaczego miałbyś być? To nic nie znaczy – powiedział Hoseok, z tak bolesną pewnością, że nie tylko podeptał niektóre płatki swoich słoneczników, ale również ugasił wybrane konstelacje w oczach Yoongiego.

- Masz rację. Faktycznie, to nie ma znaczenia – odparł jasnowłosy po dłuższym momencie, gasząc używkę o czubek glana, po czym wyrzucając ją dalej na beton. – Żadnego.

- Widzisz. Po co więc to drążyć – Hoseok brzmiał jak zbity pies, ale tak się czuł. Nie chciał tak naprawdę wyjeżdżać, choć jeszcze dwa tygodnie temu powiedziałby co innego. Miał przed sobą wrota do życiowej szansy, a jednak niewidzialne łańcuchy losu kazały mu się zatrzymać w miejscu, gdzie był teraz.

Skąd jednak miał wiedzieć, czy nie lepiej będzie ich zerwać?

- Ta. Bezsens – skwitował drugi, ponownie patrząc na swoje buty. – Kiedy mam się spodziewać dokładnie twojego wyjazdu? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewała nuta desperackiego smutku, którego ujawnienie niemalże ukrzyżowało serce Hoseoka.

- Za parę miesięcy. Trzy, może cztery. To zależy na jaki termin szkoła ustali początek semestru – powiedział cicho, nie wierząc w to, co mówił, ani w to co słyszał.

Czuł się powoli jak w dziwnym śnie, w którym wszystko powoli tracił połączenia między sobą.

- Oh. No dobra. Czyli muszę zacząć odkładać na ten wysokoprocentowy trunek – odparł, a jego ton wcale nie brzmiał lepiej, niż chwilę temu. Wręcz przeciwnie. I drugi nie wiedział, czy ta ekspozycja była przemyślana, czy zupełnie nie, wyrwała się spod kontroli jasnowłosego.

- Tak myślę – powiedział jeszcze, dzieląc z drugim mijające sekundy ciszy, oraz tlen wymieszany z zapachem tytoniu, który wciąż osiadał dookoła nich.

Przez kilkanaście kolejnych sekund nie zrobili absolutnie niczego, zamknięci we własnych klatkach, z których ciężko było im obecnie uciec.

- Więc... po tym już nie będziemy się widywać? – zapytał Yoongi, coraz lepiej sprawując władzę nad swoim do tej pory rozbitym głosem.

- Możliwe... kto ich tam wie – powiedział Hoseok, nie zważając na fakt, iż jego słowa brzmiały nieszczerze, nierealnie, prawie tak, jakby wcale nie istniały.

- Cholera jasna – przeklął ponownie jasnowłosy, znów odwracając wzrok, jakby panicznie starał się zwyciężyć z samym sobą. Z kolejnymi myślami i rwaniem w środku, gdzieś w okolicy serca.

Hoseok nie pytał nawet, swój wzrok ulokował bowiem w szyi drugiego, w jego bladych, długich kosmykach i zapachu petów, jaki od niego bił. Z jakiegoś pieprzonego powodu nie potrafił sobie wyobrazić, by nie widział go dzień w dzień.

Co wydawało mu się istnie absurdalne, ale to właśnie czuł.

Minęły kolejne sekundy, znów zapadło między nimi milczenie, choć niekoniecznie wypełnione niezręcznym napięciem. Raczej niemożnością określenia uczuć, oraz ich przytłaczającej ilości.

- Proszę, przemyśl to jeszcze – jasnowłosy nie wiedział, w którym dokładnie momencie zdecydował się to wypowiedzieć, ale zrobił to, bez krzty żalu.

Nie mógł przecież żyć kolejnych dób ze świadomością, iż go straci.

- O czym ty... - Hoseok nie dokończył jednak. Urwał, obezwładniony dotykiem dłoni drugiego na policzku, jego palcami na jego skórze, maleńką nieskończonością, jaka mu tworzył na tym fragmencie ciała. Nie umiał znaleźć słów, ani zdań, niczego, oprócz rozgwieżdżonego nieba w oczach drugiego, przyozdobionego gwiazdami stworzonymi z pyłu i cierpienia.

I wtedy poczuł wargi Yoongiego na swoich.

Przez moment zdawało mu się, że naprawdę śni, że jego wyobraźnia weszła na nowy poziom robienia sobie z niego żartów równie bolesnych co myśli, które czasami miewał. Nie była to jednak wizja senna, a coś zupełnie realnego, coś, co smakowało niewypowiedzianą tęsknotą, pragnieniem, papierosami z wyższej półki, oraz niezdefiniowaną miłością zamoczoną w kieliszku wódki.

A Hoseok po paru sekundach smakował tej mieszanki jak najlepszy koneser.

Nie rozumiał jeszcze, że pocałunek trwał w najlepsze, przyprószony światłem zachodzącego słońca, jakie nadawało całości ckliwego romantyzmu, o jaki żaden z nich nie prosił. Nie mogli jednak się tym przejmować, skoro zajęci byli próbowaniem siebie nawzajem w najbardziej intymny sposób, na jaki było ich stać.

Jasnowłosy sam czuł, jakby właśnie spalano w nim stosy, jakby malował muzę i jakby wszystko to wymieszało się w spełnienie o jakim nie śmiał marzyć. Hoseok był słodko niedoświadczony, nieśmiały w swej śmiałości i tak przecudownie dobry, że musiał powstrzymywać się przed gestami, które przekraczałyby pewne granice.

Nie wiedział, co się właśnie rozgrywało, ale uwielbiał to, każdą sekundę, na Boga, mógłby się tym momentem upajać do końca swoich dni.

Gdy tylko przestali, a miękkie powierzchnie ust uległy rozłączeniu, rozrywając poszczególne linijki wyznań na pół, Yoongi z oddechem przyspieszonym i niemiarowym powiedział jedno tylko słowo, jakie próbował tak finezyjnie zawrzeć w swoim pierwszym pocałunku z Hoseokiem.

- Zostań – rozległ się szept, a drugi, choć wciąż w szoku przyjął to do siebie niczym podarunek od kochanka i nie pozwolił, by cokolwiek mu zaszkodziło. Schował ten dźwięk głęboko w sobie, nie mogąc jeszcze do końca wrócić do rzeczywistości.

W tej jednej sekundzie bowiem, w tej ulotnej chwili słabości ich obojga obiecał, że nie opuści tego, z czym walczył ostatnio najmocniej.

Uczucia.

Czegoś, co zamiast bycia zabitym przez dwójkę, wzrosło tylko, doprowadzając ich samych do stanu nieżywego.

Nie mieli tego jednak za złe, ciesząc się własnymi wszechświatami, które nareszcie mogły poznawać wzajemne ścieżki, lubując się w szczegółach do tej pory ukrytych. I choć nie rozumiały się jeszcze zbyt dobrze, miały zamiar dać sobie czas na naukę.

Choćby i miała być ona żmudna, bolesna i przepełniona smakiem łabędzich łez podobnych do kropel wódki. 







p.s moi drodzy, zaczęło się

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top