damaged people
Yoongi wypalał mu skórę od środka.
Był w każdym jego geście, w każdej jego czynności, jego zapach zostawał mu na ubraniach, które potem z żalem wrzucał do pralki, miał wrażenie, jakby jasnowłosy powolnie przenikał do jego codzienności, niczym uzależnienie.
Niczym nałóg, którego skutków wcale się nie obawiał.
Zaczynał zdawać sobie sprawę, że z każdą kolejną okazją bycia z nim sam na sam ma wrażenie, jakby topił się coraz głębiej w tym, co nie było dla niego przeznaczone. W rzeczach o brudnym charakterze, wcale nie mającym mu pomóc w życiu. Sytuacjach, które bezpośrednio mu zagrażały.
Nic nie miało już takich samych barw w jego świecie. Teraz wszystko mieszało się z odcieniami kolorytu jasnowłosego.
Hoseok zdawał się coraz mocniej urzeczony tym obrazem, przerażając własne serce.
Sięgnął dłonią po szklankę, którą napełnił winem, z racji tego, że nie posiadał kieliszków. Wypił ciemną ciecz niemalże jednym duszkiem, krzywiąc się po tym od razu, jakby spotkał się z cytryną.
Nie był do tego przyzwyczajony, ani trochę. Ciekawiło go to jednak, a dzisiaj miał zamiar się sprawdzić.
W końcu nie miał pojęcia, jak to jest być pijanym.
Parę miesięcy temu taka myśl nigdy nie wykwitłaby w jego głowie. Powiedziałby nawet, że głęboko by ją odrzucił i uznał za skrajnie nieodpowiedzialną. Obecnie, cały czas nie zmienił co do tego zdania, ale zdecydowanie już jej nie odrzucał.
Co spowodowało, że kupił butelkę trunku, który zamierzał wypić przed wpadnięciem na moment do Taehyunga na małe spotkanie jedynie w ich gronie. Wiedział, że reszta sama zamierzała pić, nie mógł więc odstawać.
Poza tym mógł mieć pewność, że nie skończy w jakiejś dziwnej sytuacji, skoro miałby dookoła ludzi, którym teoretycznie mógł zaufać. W końcu, tak sądził, Yoongi w pewien sposób im ufał. A to dużo znaczyło, przynajmniej w jego odczuciu.
Kolejny powód, by wlać w siebie procenty – pomyślał, mając przed oczami obraz jasnowłosego, ubranego w ciemniejsze ubrania, patrzącego na niego jakby zamierzał mu coś zrobić a jednocześnie po prostu zamknąć w ramionach.
I trzymać w nich tak długo, jak by mógł.
Hoseok napełnił szklankę ponownie, tym razem sącząc ciecz nieco wolniej, w tym samym czasie zajmując się dobraniem garderoby. Ściągnął z siebie granatowy t-shirt i zastąpił go białym, dodając do tego jeszcze czarną bomberkę z wzorem smoków chińskich na tyle, jedną ze swoich ulubionych. Jeansy pozostawił te same, oceniając ich stan na w miarę nadający się do wyjścia. Nie wyglądał najlepiej, ale na tyle dobrze, by móc czuć się pewnie. Przeczesał palcami włosy, zerknął na siebie, a potem znów upił nieco procentów z przeźroczystego naczynia.
Więcej tego nie powtórzy. Na pewno nie. Nie był tak głupi. Poza tym na pewno nie zaimponowałby tym nikomu.
Za wyjątkiem jednej osoby. A przynajmniej tak mu się zdawało i z taką myślą opuścił swoje mieszkanie, by przenieść się na przystanek w oczekiwaniu na autobus mający podwieźć go na ulicę, gdzie mieszkał Taehyung. Wyszedł z wizją, iż to, co robił, wcale nie było aż tak pozbawione wdzięku i w sumie przecież każdy zachowywał się w ten sposób.
Więc czemu on nie miał?
Dochodziła już dwudziesta pierwsza, kiedy jego transport zjawił się nareszcie, a on mógł usiąść przy jednym z okien, obserwując jak miasto uciekało mu kadrami z przymglonej alkoholem pamięci, jak lampy uliczne dają pokaz świateł, czując swoje serce przyspieszające odrobinę.
Nie wiedzące, czy powodował to nadmiar czerwieni w jego organizmie, czy myśl, że znów go zobaczy.
***
Otwarcie drzwi zlało się z przeskoczeniem wskazówki na ścianie niewielkiego holu, oraz urywanym śmiechem Hoseoka, którego właściwie już nie kontrolował, bo śmieszyło go wszystko i każdy. Dopiero po chwili rozległy się czyjeś kroki, dość stanowcze, by potem powietrze przeszył niemalże jadowity ton głosu:
- No pytam się kurwa, kto – sapnął Yoongi, spoglądając wściekle na napotkaną dwójkę, przenosząc wzrok to z Namjoona na Seokjina to na odwrót, starając się podać obydwóm taką samą dawkę cholernie dużego niepogodzenia się z tym, co czytał w wiadomościach sms wysłanych przez Hoseoka z wątpliwej jakości gramatyką. - Kto mu pozwolił... – urwał, nie chcąc mówić głośniej niż to było koniecznie, choć naprawdę praktycznie nie trzymał się w ryzach.
- Dobra, bez takich – warknął Namjoon, patrząc na jasnowłosego tak, jak to zwykle robił, będąc w czysto obronnej postawie. - Jest dorosły, może sam o sobie...
- Mam to w chuju – odparł Yoongi szybko, spoglądając na Hoseoka, obecnie śmiejącego się przez jakiś temat z Taehyungiem, który swoją drogą był następny na liście, żeby za to oberwać.
- W takim razie musisz sporo w nim mieścić – burknął Namjoon, nie spuszczając niemalże ostrzegawczego spojrzenia z jasnowłosego, wiedząc, że jeżeli odpuści choćby na sekundę, drugi to wykorzysta.
Taki już był.
- Jeszcze słowo – syknął Yoongi niemalże, ukradkowo ponownie zerkając w stronę Hoseoka, otwierającego bezwiednie kolejną puszkę, której Taehyung, siedzący, do cholery jasnej, tuż obok niego, nawet nie próbował mu odebrać, patrząc, jak chłopak urywał nieporadnie zawleczkę, śmiejąc się z tego głośniej, niżby wypadało. – Cholera jasna... - przeklął pod nosem, widząc całą sytuację. Ostatni raz spojrzał w kierunku dwójki, oczami pełnymi szczerego zawodu i przeszedł do pozostałej, myśląc szybko nad każdym niecenzuralnym słowem, jakim ich uraczy.
A było ich trochę na liście.
- Tae, do kurwy nędzy – zaczął, kiedy Namjoon i Seokjin zostali już dalej za jego plecami, zajęci odrobinę mocniej sobą, aniżeli tym, że Yoongi wpadł tutaj zupełnie bez zapowiedzi i zrobił wielki dramat od pierwszej sekundy ujrzenia Hoseoka.
W końcu wcześniej mu się to nie zdarzało.
- Też miło cię widzieć – odparł od razu Taehyung, od razu łącząc spojrzenie z przyjacielem i znajdując tam burzę, tajfuny rozbijające się o siebie oraz dziwną pustkę, jakby coś w nim zniknęło.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi – zaczął głośniej, przykuwając również uwagę Hoseoka, który dopiero teraz zdawał się dostrzegać obecność jasnowłosego niedaleko siebie. Jego tęczówki na moment rozjaśnił przebłysk trzeźwości, jakby postać Yoongiego miała na niego silniejszy chwil, aniżeli wypite w zbyt dużej ilości procenty. Po chwili jednak wrócił do alkoholowej mgły przysłaniającej jego wizję i powolnie zszedł z parapetu na którym siedział, ledwo lądując na nogach.
- Uważaj, ej – Yoongi momentalnie znalazł się przy chłopaku, podpierając go własnym ramieniem. Nie obchodziło go, czy owy gest wydawał się trochę przesadzony, albo zbyt czuły dla innych obecnych w pokoju. Właściwie obecnie chyba nie mógł się przejmować nikim innym poza Hoseokiem.
Co samego jego wprawiało w dość dziwny stan.
- Przecież... uważam – wybełkotał odrobinę Hoseok, uśmiechając się, jakby w istocie wszystko było w jak najlepszym porządku. A wcale takim nie było. – Nie musisz... mnie... - urwał, próbując się nieco odsunąć, ale nie mając na to wystarczająco siły.
- Uwierz, muszę – uciął Yoongi, kompletnie ignorując nieco żałośnie wyglądające starania drugiego. – Jesteś pijany, Hoseok, więc pozwól mi...
- Ja? Ja nie jestem p... - zaczął, ale w trakcie zdania potknął się o własne nogi, więc Yoongi musiał objąć go mocniej w talii i pod ramieniem, chcąc utrzymać chłopaka w miarę stabilnej pozycji. Nie mógł zrozumieć, jakim prawem w ogóle doprowadził się do takiego stanu. Przecież nie był typem pijącym póki urywa mu się film.
W ogóle nie był kimś, kto by pił więcej, niż do bezpiecznej granicy. I tyle zdołał się o nim dowiedzieć w tej kwestii. Tym bardziej więc nie potrafił do końca pojąć, skąd ta nagła zmiana postawy wobec spożywanych trunków.
- Mhm, jasne, słyszałem to już zbyt wiele razy – odparł, kompletnie skupiony na Hoseoku jeszcze moment, by potem ponownie zerknąć na Taehyunga, o wzroku odrobinę zbitego psa, ale również kogoś, kto teoretycznie nie powinien być obarczany winą.
Za późno.
Yoongi powolnie zaczął przechodzić z Hoseokiem dalej, zostawiając trójkę dalej za sobą i słuchając każdej bełkotliwej sylaby powiedzianej przez chłopaka. Słowa nie miały za wiele sensu, oczywiście, że nie, ale z jakiegoś powodu jasnowłosy i tak starał się nie pominąć ani jednej sylaby.
W końcu cokolwiek drugi mówił, bez znaczenia czy nie, było dla niego w pewien sposób ważne. Mimo, że nie przyznałby tego nawet przed gwiazdami na nocnym niebie.
Droga do jednego z łóżek zajęła im zdecydowanie zbyt długo, ale ostatecznie mu się udało. Każdy stopień bowiem zdawał się oddzielny everestem, zwłaszcza, że drugi nie za mocno chciał współpracować. W końcu jednak położył delikatnie Hoseoka, nie przejmując się, że wykorzystywał sypialnię Tae.
Należało mu się.
Chwilę jeszcze układał chłopaka na jasnej pościeli, dziękując, że ten nie protestował – choć nawet jeśli, zapewne nie miałby nawet na tyle woli, żeby cokolwiek zrobić. I bolał go ten fakt, bo dotąd naprawdę nigdy nie widział Hoseoka tak... przegranego.
W stanie, w którym widząc siebie samego czuł ogromne obrzydzenie. A co dopiero kogoś, na kim mu cholera, w pewien sposób zależało.
- Yoongi... - jego imię usłyszane w ustach chłopaka skutecznie zatrzymało go w pół kroku, kiedy zaczął oddalać się od mebla, by zejść piętro niżej i skutecznie ochrzanić wszystkich po równo.
Może trochę mocniej Taehyunga, bo to on zawiódł go najmocniej.
- Hm? – odpowiedział mruknięciem, modląc się, do kogokolwiek by miał, żeby drugi jednak usnął w pół zdania i już nie próbował niczego mówić.
- Chodź tu na chwilę – szepnął Hoseok, prostując się nieco z wysiłkiem, patrząc na jasnowłosego z lekko przymrużonych powiek, co nadawało mu tego rodzaju wyglądu przy którym Yoongi w innej sytuacji ledwo by się powstrzymał.
Ale nie w tej, kiedy drugi kompletnie nie wiedział co robi.
Mimo wszelakich głosów, które kazały mu po prostu zignorować prośbę i wyjść, zawrócił się i usiadł na kawałku łóżka obok ud chłopaka, spoglądając na niego nieco wyczekująco.
- Mam coś dla ciebie – zaśmiał się Hoseok, wypełniając pomieszczenie łagodną melodią udawanej beztroski, mimo to docierającej do Yoongiego aż zbyt wyraźnie. – Wyciągnij dłoń.
Jasnowłosy wahał się przez moment, nie powiedział ani słowa, zamiast tego, pomimo lekkich obaw, pokazał drugiemu dłoń, otwierając ją, jakby czegoś oczekiwał, choć nie do końca był pewien, czy o to właśnie chodziło.
Chłopak za to wyraźnie uśmiechnął się ciepło, widząc, jak drugi go słucha i wyciągnął z kieszeni ułamaną zawleczkę od piwa, które niedawno otworzył, by potem przez interwencję Yoongiego pozostawić je na parapecie. Metal zalśnił leciutko w nikłym świetle ulicznych lamp wpadającym do pokoju, by potem zgasnąć na moment, w cieniu sylwetki Yoongiego, gdy ręka Hoseoka ostrożnie nasunęła obręcz na serdeczny palec jasnowłosego.
- Proszę – stwierdził, patrząc na swoje dzieło, jak na coś wartego podziwiania. – Pasuje do ciebie – dodał jeszcze, odsuwając się nieco i kładąc głowę bardziej na poduszkach, spoglądając na reakcję Yoongiego z dołu.
Ten bowiem nie miał pojęcia, czy wolałby się roześmiać, rzucić ciętą uwagą czy po prostu wyjść. Zamiast tego wszystkiego jednak znalazł w sobie odrobinę miękkiej strefy, przeznaczonej tylko i wyłącznie dla chłopaka przed nim i powiedział naprawdę ciche „dziękuję" przeplecione szepczącym bólem jeszcze mniej słyszalnym, niż owe słowo, które ozdobiło jego usta na ulotne sekundy.
Tak rzadko go używał w swojej pełnej wyrazistości.
Po tym zerknął tylko jeszcze raz na drugiego, by ujrzeć jak ten pozwolił już powiekom opaść i przenieść się ciału w o wiele lepsze miejsce niż to obecne. Przez moment jeszcze studiował to, jak Hoseok wyglądał, jak układały się jego kosmyki, jak rozchylały się usta. Wyglądał niemalże nierealnie podczas snu, o wiele mocniej, niż gdy pozostawał przytomny.
Jakby częściowo należał do światła księżyca i gwiazd, zamiast do ciemności nocy, z którą jasnowłosy był tak dobrze oswojony.
Wstał powolnie, uważając, by nie naruszyć drugiego, nawet, jeśli wiedział, że obudzenie go obecnie zapewne byłoby dość ciężkie. Przeszedł przez pokój najciszej jak mógł, by potem zamknąć za sobą delikatnie drzwi. Całe piętro owiała cisza, przerywana jedynie odgłosami rozmów z dołu. Yoongi miał wrażenie, że cała ta sytuacja wcale się nie wydarzyła.
Ale ostra powierzchnia zawleczki na jego palcu przypominała mu, że w istocie jednak otaczała go rzeczywistość.
***
- Przyznaj, że gdybyś miał pistolet w ręku, to byś nas zdjął na miejscu – powiedział Taehyung, którego sylwetkę Yoongi widział za lekką wstęgą dymu rozchodzącego się z papierosa trzymanego między dwoma palcami.
- Możliwe – odparł, wzruszając ramionami, jakby wcale nie mówił o potencjalnym zabiciu człowieka. – Kto ich tam wie – dodał jeszcze, nie mogąc zobaczyć, jak jego przyjaciel wywrócił oczami, przy wyciąganiu coli zero z lodówki. – W końcu wam wszystkim by się należało – mruknął jeszcze, kiedy Taehyung finalnie ponownie pojawił się w salonie i przysiadł do niego z napojem oraz szklankami.
- Chcesz? – zapytał, odchodząc od tematu. Yoongi skinął jedynie głową, więc ciemna ciecz wypełniła po chwili oba naczynia. – I serio, przesadzasz, on...
- Kim – uciął mu jasnowłosy, po czym zaciągnął się używką, wiedząc już, że drugi zdaje sobie sprawę, jak poważnie jest, bo tylko wtedy używał nazwiska przyjaciela bez idącego za nim imienia. – Nie masz pojęcia, jak cholernie nieodpowiedzialne to było. Z jego strony i waszej. Skoro przyjechał już tutaj lekko wstawiony to nie widzę powodu dla którego mielibyście mu pozwalać rozpijać się mocniej. Poważnie – stwierdził, sięgając po szklankę.
- Co, miałem mu wyrwać z ręki? To był jego wybór Yoongi. Ty też jak przeginasz dostajesz ode mnie tylko uwagę. Ale nie jestem jakimś ochroniarzem w tej sprawie i nie stawiam ci zakazów, bo możesz sam o sobie decydować. Po prostu – zakończył, opierając się o kanapę z założonymi rękami na karku. – Poza tym... Hoseok chyba tego potrzebował – dodał, sprawiając, że jasnowłosy spiął się lekko.
- Co masz na myśli? – dopytał momentalnie drugi, nie rozumiejąc, jak alkohol miałby być komukolwiek naprawdę potrzebny. Owszem, sam nie był święty, ale to był on, a nie ktoś inny. Za siebie mógł się nie martwić i mieć odrobinę gdzieś własny los.
Ale nie ten Hoseoka.
- Wiesz, chyba przydała mu się mała ucieczka od wszystkiego. Nawet w tak beznadziejnej formie – kontynuował jedynie, wciąż niczego nie wyjaśniając. – Nie wiem, czy wiesz, ale grasz sobie z nim. I myślę, że nie jest mu to w żadnym stopniu obojętne. Więc częściowo nie dziwię mu się, że...
- Czekaj, słucham? – Yoongi uciął przyjacielowi w pół zdania. – Że ja sobie pogrywam? – dodał, przelotnie lądując wzrokiem na zawleczce leżącej na blacie stołu.
Wyglądała jak zwykły śmieć. I szczerze, pewnie i tak była.
- A co innego robisz? – odparł Taehyung, zerkając na jasnowłosego od razu. – Musisz być naprawdę ślepy żeby nie dostrzegać, iż Hoseok się do ciebie przywiązuje idioto. I chyba zaczyna to robić nawet poza swoją wolą, tak, jak zwykle robią to ludzie, kiedy im naprawdę zależy. Możesz sobie dopisywać do tego, co chcesz, ale mówię prawdę – skończył, widząc, jak oceany emocji przechodziły falami przez tęczówki Yoongiego, pokazując mu w pewnym sensie, co odczuwał z każdym usłyszanym słowem.
Bolało go. Ale nie w ten sposób, co zranienie kartką papieru. W ten sposób, w jaki bolały zdania usłyszane we właściwym momencie, w chwili, kiedy druga strona nie oczekiwała tego kompletnie i musiała się z nimi nagle zmierzyć, bez żadnej obrony i przygotowania.
- Zamknij się – warknął jedynie jasnowłosy, chowając twarz za kosmykami włosów i odwracając głowę w przeciwną stronę, by zaciągnąć się papierosem. – Po prostu się zamknij.
- Ah, no tak. Pan Min Yoongi jak zwykle nie umie się pogodzić z faktami – powiedział złośliwie Taehyung, wstając z kanapy. – Cudownie – padło jeszcze, nim opuścił pokój na moment, celem posprzątania odrobinę reszty mieszkania. – Nie zajedziesz tak długo – rzucił jeszcze, ale nie uzyskał odpowiedzi.
Zamiast tego usłyszał trzask drzwi.
***
Jimin miał dosyć.
Liczył swoje najbardziej widoczne żebra, czytając opuszkami palców linijki poematu o tragedii własnej duszy spisane na każdym z nich. W odbiciu w lustrze wyglądał jeszcze gorzej, niż na żywo, choć w teorii powinno ono oddawać wierny obraz osoby stojącej przed nim.
Cóż, nie zawsze tak bywało. A przynajmniej nie dla Jimina.
Miał dziwny nawrót, uczucie, które go dusiło cały dzień, a obecnie zdobiło jego policzki kaskadami łez, oraz dotykiem drżących dłoni na swojej skórze. Owładnięty był wrażeniem, że chyba postrada zmysły, jeśli spędzi we własnym ciele jeszcze kilka sekund.
Jego telefon dzwonił już piąty raz, ale nie miał odwagi sprawdzić, kto tak desperacko próbował się z nim skontaktować. Może nie chciał wiedzieć. Może lepiej było żyć w przeświadczeniu, że jednak nikomu na nim nie zależy.
Choć wiedział, że to przebrzydłe kłamstwo.
Resztkami zdrowego rozsądku zasłonił się koszulką, odsuwając ręce od gładkości ukrytych pod powierzchnią skóry kości. Nie tym miał zajmować sobie umysł. Nie temu poświęcać energię oraz krople spływające mu po twarzy. Szybko wytarł się ręcznikiem, pozwalając smutkowi zostać jedynie w jego materiale, po czym wyszedł z łazienki szybko, zabierając wciąż wibrujące urządzenie, dające znać średnio co minutę o czyjejś obecności po drugiej stronie ekranu.
Kiedy przeczytał nadawcę wszystkich wiadomości i połączeń, prawie poczuł zatrzymany rytm własnego serca.
Przez moment naprawdę nie zamierzał niczego z tym robić. Wahał się, bo był boleśnie świadom własnego obecnego stanu i nie do końca miał chęć by komukolwiek pokazywać – choćby pod maską pozorów – to, co odczuwał tak nagle i silnie.
Z drugiej strony jednak Jungkook widział już przecież zbyt wiele.
Z lekką niepewnością więc pozwolił sobie nacisnąć zieloną słuchawkę, oczekując połączenia. Sygnały rozległy się po chwili, wprawiając go w drżenie każdym kolejnym dźwiękiem.
Dopiero pierwsze sylaby głosu szatyna pozwoliły mu ochłonąć.
- Jimin? Jesteś? – usłyszał, łagodne kilka słów, a jednak wprawiających go w nastrój przyćmiewający wszystko to, co działo się cały dzień do tej chwili. – Ja... wybacz, że dzwonię tak późno, ale chyba nikt inny nie odebrałby ode mnie o tej porze – zaśmiał się, a dźwięk ten wywołał w Jiminie masę motyli, muskających skrzydłami jego zakończenia nerwowe, tak zmęczone bólem.
Obecnie mogły poczuć coś nad wyraz przyjemnego.
- Spokojnie nic się nie stało – odparł, niemalże od razu, bez większego zastanowienia. – Myślę, że nie mam nic przeciwko i tak nie zamierzałem się jeszcze kłaść – dokończył, przechodząc do swojego pokoju, wypełnionego światłem zapalonych świeczek. Dłonią odruchowo zamknął komputer z odpalonymi napisami thinspiracji.
Nie zamierzał na to już patrzeć.
- Poważnie? Jest koło pierwszej w nocy – stwierdził Jungkook, brzmiąc odrobinę z przejęciem, ale blondyn odebrał to raczej jako wrażenie niż faktyczną rzecz.
- Cóż, to nie znaczy, że mam iść spać – odparł Jimin krótko. – Swoją drogą... czemu dzwonisz? – zapytał, mając nadzieję, że jego głos nie zadrżał za mocno przy wymawianiu każdej z liter.
- Chyba po prostu potrzebowałem kogoś usłyszeć, bo... - szatyn urwał na moment, słuchawkę wypełniły odgłosy ulicy, ruchliwej, nawet o tej porze, mógł więc chodzić gdzieś w okolicach autostrady albo centrum miasta, co w obydwóch przypadkach nie sugerowało do końca niczego dobrego. – Miałem pecha – dokończył, wiedząc, jak absurdalnie to brzmiało.
- W jakim sensie? – blondyn nie mógł odpuścić, wiedział, że drugi unika odpowiedzi, a teraz było już za późno, żeby ją ukrywał.
- Wiesz, ja.... – znowu pauza, tym razem trwająca krócej. – Po prostu nie odpowiedziałem na czyiś telefon i... ten ktoś był w bardzo złym nastroju... - Jungkook powolnie tracił rezon, miał coraz mniej siły, coraz mniej odwagi, by powiedzieć, to czego tak naprawdę nie chciał powiedzieć na głos. Nawet gdyby był sam w dźwiękoszczelnym pokoju.
- Jungkook? Wszystko okay? – Jimin czuł, jak rośnie mu gula w gardle, jak oddycha coraz płycej. Nie wiedział nawet gdzie dokładnie był szatyn, a nabierał gotowości by po prostu ubrać się, wsiąść na motor i pojechać gdziekolwiek wymagała tego chwila. Naprawdę nie rozumiał, co się stało, ale wiedział, że najwyraźniej coś cholernie złego.
- Nie, Jimin – zaczął szatyn, nie kontrolując już łamliwości głosu, którą tak skutecznie starał się ukryć. – Nic nie jest okay – dodał, prawie nie wierząc, że się popłakał przed drugim. Nie dosłownie może, ale wiedział, że to słyszy, każde chlipnięcie.
- Powiedz mi – zażądał nagle blondyn, rozumiejąc powolnie, że zaraz sam zacznie ronić łzy, ponownie, acz z innego powodu. Kompletnie tracił panowanie, zagubiony w tym, co słyszał i co mogło mieć miejsce.
- Nie chcesz tego...
- Powiedz mi! – Jimin wybuchnął tym razem, samemu się sobie dziwiąc, że stać go było na tak intensywne emocje. – Proszę... - dodał jeszcze po chwili, o wiele łagodniej, próbując pozostać spokojnym, choć graniczyło to z cudem.
- Ji-jimin... - zaczął urywanie Jungkook, ledwo rozumiejąc swoje słowa. – Przypalili mnie – dokończył, zostawiając między nim a drugim wstęgę ciszy w słuchawce, oplatającą im gardła do tego stopnia, że nie mogli wykrztusić nawet słowa. – Mam wypalone znamię na łopatce – dodał jeszcze, mając taki ton głosu, że Jimin czuł, jak jego porcelanowa postać kruszy się pod jego ciężarem coraz mocniej zdobiąc niepięknie powierzchnię podłogi w jego pokoju.
Zostawiając go tak aż do momentu, w której szatyn się nie rozłączył, by oboje, zostawieni na dwóch krańcach miasta mogli zacząć płakać.
Z dwóch zgoła różnych powodów.
***
Palił już piątego papierosa. Dym wypełniał gęsto powietrze. W ogóle nie zamierzał jeszcze wracać, ale wiedział, że powinien. Zrobił teatralną scenę, to teraz należałoby rozegrać ostatni akt. Poza tym, robiła się druga w nocy, a on chciał się jeszcze wyspać, choć nieczęsto przyznawał ową chęć. Powolnie wypełniał płuca trucizną, delektując się znajomym smakiem, by potem zatruwać przestrzeń dookoła siebie.
Przypominały mu się słowa Hoseoka. Jego zmartwienie jego nałogiem. Wydawało mu się to dość niepotrzebne, w końcu nie miało to niczego zmienić. A jednak w pewnym sensie podziwiał fakt, że drugi mógłby naprawdę wyrażać dezaprobatę jego działaniem.
Nie każdy miał ku temu odwagę.
Uśmiechnął się krzywo. Hoseok wędrował po jego myślach zdecydowanie zbyt często. W różnych scenariuszach. Niektóre bywały brudniejsze od innych. Ale na szczęście pozostawały jedynie w jego głowie.
Nie mogły chłopaka ani zranić, ani, w nieco bardziej abstrakcyjnej wizji – ucieszyć.
Yoongi bowiem wiedział, że nie istniał po to, by uszczęśliwiać. Był tą częścią ludzkich żyć, która odpowiadała za nieustanny dramat i nawet gdy wywoływał śmiech, podszyte to było motywem czegoś zupełnie przeciwnego. Czasami męczyła go ta myśl, miał wrażenie, że zamyka się w jakimś nieokreślonym schemacie, ale po części tak po prostu funkcjonował i chyba nie potrafił tego robić jakkolwiek inaczej.
Do czasu.
Nie pamiętał bowiem, kiedy ostatni raz łapał się na rozmyślaniu o kimś aż tak często. Powiedziałby, że to mogłoby i równie dobrze być po prostu krótkie „nigdy", ale wolał nie ryzykować. Zdawał sobie sprawę, że powolnie Hoseok wchodził mu pod skórę – o ile już tam nie był – a samo zabarwienie jego fantazji o nim stawało się coraz ciemniejsze.
Niepokojące.
Bał się bowiem, że z czasem dojdzie do momentu, kiedy chłopak stanie się dla niego tym, czym heroina dla narkomana.
A wiadomo, że dawki śmiertelne również istniały.
Wisiało w tym widmo niezaprzeczalnej prawdy i jasnowłosy wiedział o tym aż nazbyt dobrze. W końcu to on był tym, który bał się pokazać komuś swoje serce. Ten organ napędzający krew w jego żyłach.
I emocje w jego duszy.
Obydwa miejsca nie zasługiwały w jego mniemaniu na czyjeś uczucia to mógł rzec z pewnością. I obawiał się, że, jeśli Taehyung miałby rację, właśnie je nieuchronnie otrzymywały. W dodatku od kogoś, kogo tak desperacko pragnąłby od siebie odsunąć.
Gdyby jeszcze w ogóle potrafił to zrobić.
Czasami ledwo trzymał się myśli, by nie powiedzieć Hoseokowi czegoś głupiego. Jakiegoś wyznania słyszanego z filmów czy seriali, brzmiącego jak kwestia książkowych bohaterów. Czegoś, co wyeksponowałoby jego wnętrze w jakimś sensie.
Nigdy nie miał się na to zdobyć.
Rozproszony własnym tokiem myśli nie dostrzegł nawet, kiedy zbliżał się z powrotem do mieszkania Taehyunga. Zaciągnął się więc ostatni raz, po czym zgasił używkę na chodniku, depcząc ją glanem dokładnie, by resztki płomienia na pewno przestały się tlić. Dopiero po tym przeszedł w kierunku budynku, mając nadzieję, że przyjaciel już śpi i będzie mógł tylko niepostrzeżenie wejść do środka, nie robiąc za dużo szumu dookoła siebie.
Pomylił się.
Gdy tylko otworzył drzwi powitał go znajomy głos:
- I co, warto było? – pytanie, które wyprowadziłoby go z równowagi, ale był zbyt zmęczony na kolejne dyskusje.
- A żebyś wiedział – odparł jedynie, słysząc usatysfakcjonowany śmiech Taehyunga.
Dobra, niech już swoje ma.
- Widzę, że spacer dobrze ci zrobił – skwitował, kiedy jasnowłosy wszedł do salonu, nakrywając drugiego czytającego książkę przy kubku herbaty. – Aczkolwiek nie wiem, czy aby na pewno – dodał jeszcze, spoglądając na Yoongiego dłużej.
- Skończyłeś już moją analizę psychologiczną? – mruknął Yoongi. – Chcę iść spać – stwierdził, chwytając losową butelkę zimnej wody z lodówki.
- Nie robiłem żadnej – burknął Taehyung, wracając wzrokiem do treści lektury. – Ale dobranoc, słodkich snów. Obyś był łatwiejszy do zniesienia rano – stwierdził jeszcze, wywołując ciężkie westchnienie u Yoongiego, wchodzącego po schodach.
- Wal się Tae – powiedział jeszcze, nim zniknął na wyższym piętrze, słysząc jeszcze cichy śmiech przyjaciela dochodzący z dołu. Nie miał jednak ochoty już tego komentować. Zamiast tego przeszedł od razu do swojego pokoju, którego drzwi były uchylone. Nie pamiętał, by je takimi zostawiał, nie przejął się tym faktem jednak zbyt mocno, póki nie zauważył Hoseoka leżącego we własnym łóżku.
- Co do kur... - urwał, kiedy jego wzrok padł na karteczkę z wypisanym czarnym markerem napisem.
„Kochasiów to ty zostawiaj w swoim łóżku. Tae" – z dorysowaną maleńką buźką na końcu.
- Ja pierdole, nie żyjesz – wysyczał pod nosem, wiedząc, że gdyby nie pora, to zszedłby na dół i dokonał naprawdę brutalnego morderstwa, by potem zakopać zwłoki przyjaciela w ogrodzie.
Zerknął jednak na Hoseoka, śpiącego w zwiniętej pozycji po jednej stronie mebla. Jasnowłosy naprawdę nie wiedział, co ma do cholery robić. Domyślał się, że Taehyung specjalnie został do późna, by nie mógł zająć kanapy, co powodowało, że pozostawało mu spać właśnie tutaj.
Dopiero po chwili stwierdził, że w sumie ma to gdzieś.
Przebrał się w bluzkę, w której zwykle spał, oraz dresowe spodnie, bo jednak nie był w łóżku sam, co jednak nie zdarzało mu się często. Zazwyczaj to on pachniał jak czyjaś pościel – nie na odwrót. Nikogo tu nie wpuszczał i miał powód.
I szczerze mówiąc nawet Hoseok, którego umysł był teraz w zupełnie innej rzeczywistości czynił jego przeczucie odrobinę zachwianym.
Mimo, że prawdopodobnie i tak robił to najmniej z każdej innej możliwej osoby.
Westchnął ciężko, przykrywając się kołdrą po drugiej stronie łózka, starając się w żaden sposób nie dopuścić, by się zetknęli. Nie chciał tego, nie w taki sposób. Taehyung naprawdę nie miał pojęcia, czego się dopuścił.
Albo miał, tym gorzej.
Zerknął jeszcze na bok, obserwując plecy śpiącego chłopaka. Nie wyglądało na to, by miał się poruszyć, został więc przy swojej stronie, próbując jakoś uspokoić myśli i pozwolić sobie zasnąć tak, jakby był tu kompletnie sam.
Nawet jeśli oddech drugiego był obecny w każdej komórce jego ciała. Kiedy już jednak jakimś cudem udało mu się przestać być świadomym realności, zasnął na tyle twardo, że nawet nie poczuł, jak jego własne ramiona zamknęły się dookoła sylwetki chłopaka.
Trzymając go blisko jego miarowo unoszącej się klatki i bijącego w niej serca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top