condemnation


Pocałunek był niewinny jakby oboje nie umieli się całować, a przecież robili to nieraz. Jungkook nawet miał już doświadczenie z chłopcem, choć uczestniczył w tym alkohol i całość wydarzenia była raczej czymś, czego żałował i nie chciał pamiętać do końca. Tym razem nie wypił jednak ani kropli procentów, jego ciało za to zareagowało jakby samo i dopiero po chwili był w stanie odsunąć się od Jimina, którego pełne wargi były niczym muśnięte słońcem płatki róż, proszące o więcej w niemalże błagalnym tonie. Blondyn wydał mu się bardzo mały w tej sytuacji, a dotyk jego ust – gorzki. Wszystko, co spowodowało pocałunek miało w sobie gorycz desperacji i smutku, jak i widmo dawnych dni, jakie chłopak spędził samotnie ze sobą i własnymi demonami.

Jungkook nie umiał dostrzec tego wszystkiego dokładnie.

Wiedział, że musi zakończyć to, co zostało zaczęte. Z lekkim niedowierzaniem więc jak i niemym „przepraszam" wymalowanym na ciemnym płótnie tęczówek wyszedł z mieszkania Jimina, nie kwapiąc się by obejrzeć się za siebie. Nie musiał, bo drugi nawet nie otworzył ponownie drzwi w poszukiwaniu wyjaśnienia czy zrozumienia. Po prostu stał w tej samej pozycji, zraniony, lecz wolny jednocześnie. Nie odpowiadał mu taki koniec, ale liczył się z nim, bo w tej jednej sekundzie nie było nic, czego pragnąłby bardziej, niż tego krótkiego kontaktu. Cena mogła być wysoka, ale obecnie nie przejmował się nią aż tak mocno. Wiedział przecież, że znikną z wzajemnych żyć na jakiś czas. Nie wiadomo mu jeszcze było, na jak długo, ale jedna rzecz zdecydowanie była pewna.

Na tyle długo, że oboje przestaną pamiętać. Na tyle długo, by nie musieli już dzielić między sobą goryczy.

Pamięć jednak nie miała zamiaru pozbyć się wspomnień, a dotyk nigdy nie zaczął smakować słodko.

***

Jungkook nie potrafił zamazać wszystkiego, nawet, gdy stał ze wszystkim, po tym, jak powiedział im o Jiminie. Początkowo go wyśmiali, ale dopiero po chwili zdali sobie sprawę, że chłopak nie mówił niczego półprawdą. Że Jimin naprawdę... zniknął. Na pewien okres czasu. I choć każdy z nich wiedział, że to tylko na chwilę, że pewnie nawet nie zauważą, to wciąż w każdym urodziła się nuta niepokoju.

W końcu kogoś miało zabraknąć.

W końcu oni nie zdawali sobie sprawy, jak źle jest z kimś, z kim widzieli się tak często.

Żaden z nich nie przypuszczał, że Jimin mógłby chcieć odebrać sobie życie. Żaden z nich nie sądził, że mieli obok siebie kogoś tak beznadziejnie schowanego we własnej ciemności. I ta świadomość chyba bolała wszystkich najmocniej.

W tym Jungkooka.

Bo choć był przy blondynie w tych trudnych momentach, to nie potrafił go w żaden sposób odwieźć od niczego. Prawda, nie miał pojęcia, co siedzi w jego głowie tak do końca. Ale wypomniał sobie, że nie potrafił dostrzec choćby najmniejszych podpowiedzi i dopiero dwa dni temu świat podał mu odpowiedzi niemalże na tacy.

Kiedy było już prawie za późno.

Ośrodek, który miał przyjąć chłopaka znajdował się mniej więcej sto kilometrów od nich. Matka Jimina zadbała o najlepszą możliwą opiekę, ale tym samym skutecznie odcięła go od przyjaciół. Ciężko było im przełknąć, że mógł to być element terapii – żadnych kontaktów ze środowiskiem, w jakim przebywał do tej pory. Może miało to faktycznie pomóc, lecz nie sądzili, że brak tej jednej osoby tak ich uderzy.

Stało się to dopiero, kiedy faktycznie zaczęło jej brakować. Kiedy nie mogli go już znaleźć w jego apartamencie, czy ćwiczącego na sali. Po prostu nie wpisywał się od tego momentu w ich najbliższą codzienność. I tyle.

Może nie było to dobre jedynie dla Jimina. Jungkook po części, gdzieś w sobie, też tego potrzebował. Domyślał się, że do pocałunku pewnie nigdy by nie doszło, gdyby nie całość sytuacji, z drugiej strony, skoro już się wydarzył, to nie wiedział, co by zrobił, gdyby miał się teraz widywać z blondynem regularnie. Pewnie nie skończyłoby się to dobrze.

Miał mieszankę uczuć i emocji związanych nie tylko z pocałunkiem, ale i osobą, jaka go zainicjowała. Stan blondyna nie był przecież w żadnym stopniu stabilny, owszem, nie sprawiało to jednak, że przestał racjonalnie myśleć. Może i chciał odebrać sobie życie, ale wciąż pozostawał tą samą osobą, jaką znali w pewnym stopniu.

I mimo to zrobił to. Zrobił krok, jakiego Jungkook w ogóle się nie spodziewał. W dodatku on sam odwzajemnił gest, choć nie miał pojęcia dlaczego. Jego ciało samo odpowiedziało na dotyk, chociaż to w ogóle nie powinno się wydarzyć.

I to przez te parę sekund chłopak miał teraz w sobie taki bałagan.

Bezczynnie wpatrywał się w sufit salonu, bijąc się z myślami, jakie nie chciały się uciszyć. Nie przejmował się absolutnie niczym, tylko układaniem ich tak, by miały jakikolwiek sens. Dopiero wrócił ze szkoły, dokładniej z rozmowy ze wszystkimi, żeby przekazać im wieści. Początkowo atmosfera nie była zbyt dobra, bo wypełniała go swego rodzaju złość, że ci poszli zaszaleć, podczas gdy Jimin siedział skulony na kanapie, gotowy do zrobienia czegoś cholernie złego. Potem jednak resztę też dopadła wina, frustracja i częściowo niemoc. Nie mogli już nic zrobić i choć nie mówili tego na głos, to widać było, że kilka osób wiedziało o sprawie a i mimo to stało w miejscu.

Chociażby Yoongi i Tae, ale Jungkook nie miał pojęcia o ich planach czy tym, co jeden z nich robił.

I już sama ta rozmowa była dla niego wystarczająco przesiąknięta wszelakimi emocjami. Miał nadzieję chociaż na moment odpocząć, lecz jego własny mózg nie dawał mu spokoju, podkładając kolejne obrazy, tak świeże i jaskrawe w jego pamięci.

Westchnął ciężko, do siebie samego oraz czterech ścian, które zdawały się go więzić, a nie przynosić upragnioną samotność, jaką cenił i lubił. Nigdy nie był towarzyski, nigdy nie dzielił się tym, co w sobie miał, wolał zamykać swoje myśli w sobie i nie wypuszczać na zewnątrz z błahych powodów. Zazwyczaj to wystarczyło, kiedy miał wszystko dla siebie i nikogo innego.

Dzisiaj jednak huk myśli nie dawał mu niczego dobrego.

Ani wytchnienia, ani ukojenia.

Delikatnie przejechał palcem po własnych ustach, czując ostatki wspomnienia w fakturze swoich warg. Subtelny dotyk Jimina został na nich na dłużej, nawet nuta jego smaku wciąż osiadała na różowej skórze. Jungkook nie umiał pogodzić ze sobą sprzecznych odczuć. Gdyby miał mówić szczerze, pocałunek nie znaczył dla niego aż tak dużo. Był przyjemny, niespodziewany i kompletnie nieodpowiedni, chociażby dlatego, że Jungkook miał dziewczynę. Nie chciał jednak za mocno nadawać tamtym sekundom żadnej romantyczności. Miał wrażenie, jakby blondyn próbował przez to pokazać zupełnie inne emocje, jakich szatyn jeszcze nie znał. Nie widział w tym z pewnością intymności, jakiej to zazwyczaj powinno się w takich gestach doszukiwać. Raczej coś desperackiego, połączonego ze smutkiem, zważywszy na okoliczności.

Błądził, ale niektóre z jego spostrzeżeń były dobre. Zdawały się mieć sens. Choć im więcej o tym myślał, tym bardziej zagubiony się czuł, mimo paradoksalnie coraz większej ilości odpowiedzi.

Sięgnął po komórkę, którą ładował na ziemi obok kanapy. Chciał zająć się czymś innym, choćby przeglądaniem social mediów, jeśli musiał. Czymkolwiek, co zabrałoby mu to wszystko.

I przeczucie, że tamta chwila w jakiś sposób połączyła go z chłopakiem, na tyle, że ciężko mu będzie to zerwać. Sznur był bowiem wytrzymały, a uwięzione w jego splotach serca uzależnione od wytwarzanego przezeń uścisku.

***

- Powiedz mi, że nie chcesz – głos Tae był chłodny, niemalże ostry. – Serio, to będzie...

- Jebie mnie to – odpowiedział szybko Yoongi. – Pojadę do niego i koniec. Nie obchodzi mnie to. I w ogóle nie rozumiem, dlaczego ukrywaliście przede mną ten pomysł.

- Z uwagi na waszą przeszłość... - mruknął jedynie drugi, upijając łyk coli zero z puszki.

- Przeszłość? Myślę, że nie ma co rozpamiętywać.

- Możesz mu zaszkodzić.

- Przestań pieprzyć głupoty, tylko powiedz, że jadę z wami. Mam nawet trochę kasy na bilet pociągowy.

- Że niby skąd?

- Załatwiłem sobie, nie twój biznes.

- Do jasnej cholery, ty znowu...

- Powiedziałem, kurwa, nie twój biznes! – krzyknął Yoongi, odwracając się do przyjaciela. Oczy płonące żarem spotkały te zimne. Emocje zderzyły się ze sobą, tworząc dziwną syntezę, która zmieniła atmosferę pomiędzy dwójką w ułamki sekund, jakby mogła ona wpłynąć nawet na skład powietrza.

- Dobra, jak chcesz – powiedział ostatnie Taehyung, który nie był w nastroju do kłótni. – Mówię ci tylko, jak jest i masz sobie wbić do łba, że to nie jest najlepszy pomysł i naprawdę powinieneś się dwa razy zastanowić, zanim coś zrobisz. Jak wrócę do domu, to masz mi dać racjonalną i przemyślaną odpowiedź. Cześć – zakończył, opuszczając balkon i idąc w kierunku drzwi. Miał umówione spotkanie o pracę i nie chciał być spóźniony przez głupie gadanie Yoongiego, które dla niego nie miało kompletnie sensu. Owszem, rozumiał, że chciał być przy Jiminie, im wszystkim na tym zależało. Ale dostali pewne wytyczne, jakich mogliby chociaż postarać się dotrzymać.

Ale najwyraźniej panu Min to kompletnie nie przeszkadzało. Jebać zasady.

Z tym, że Tae traktował sprawę serio, do tego stopnia, że gotów był chociażby oszukać jasnowłosego, byleby ten nie pakował głowy tam, gdzie nie była mile widziana. Próbował oszczędzić mu cierpień i wykładów. Pouczeń. Wszystkich tych rzeczy, których ten nie potrzebował, zwłaszcza teraz.

Wiedział jednak, że Yoongi i tak postąpi jak mu się żywnie podoba. Czy tego chciał czy nie, chłopak był właśnie taki. I czasem nawet Tae nie miał wpływu na to, co tamten wybierał, ścieżkę lepszą czy gorszą.

Yoongi odpalił papierosa gdy tylko usłyszał trzask drzwi. Został sam na mniej więcej dwie godziny. Beznamiętnie wpatrywał się w krajobraz okolicy. Próba rozluźnienia spełzła na niczym, jakby nikotyna w jego organizmie rozłożyła ręce i się poddała. Dym w płucach wirował bezradnie, nie wiedząc, który nerw ukoić najmocniej. Jasnowłosy był na przegranej pozycji i wiedział o tym. Choćby się zaparł rękami i nogami, to raczej mało prawdopodobne, że wyjdzie na jego.

Ale czuł się tak cholernie winny.

Chciał go chociaż zobaczyć. W porządku, za jakiś czas. Z drugiej strony dawno nie czuł takiego rwania w środku. Od początku wiedział, że w końcu jego sumienie zacznie ujadać i gryźć go od środka jak wściekły pies. Mimo to robił to, co robił, nie czując ciężaru dnia następnego, który przyniósł taki bagaż emocji i postanowił dać mu go do noszenia dzień i noc.

Odsunął się od barierki i z wciąż tlącym się szlugiem wszedł do pomieszczenia. Wiedział, że Tae będzie narzekał, że w domu pachnie jak w palarnii, ale nie zamierzał się tym przejmować. Przeszedł na górę po swój notes, po drodze wstawiając czajnik na kawę. Gdy schodził z powrotem, pokój już wypełniało piszczenie urządzenia. Zaparzył sobie kubek czarnej, po czym usiadł na kanapie. Założył słuchawki, włączył losowy utwór z playlisty i dał się ponieść, chociaż na krótki czas. Brakowało mu tego, takiej izolacji, czegoś, co miał w swoim domu zawsze.

Swój pokój, cztery ściany, własne demony. Znajome towarzystwo.

A teraz spędzał dnie w otoczeniu co prawda mu znanym i dobrym w pewnym sensie, ale wciąż obcym, wciąż takim, które jednak nie należało do niego i nigdy nie miało. Czasami był o krok od znalezienia sobie mieszkania, głupiej kawalerki, ale wciąż nie potrafił zająć się czymś na stałe, znaleźć pracy, czegoś, co by mu pasowało i dało wystarczająco pieniędzy. Pałał się więc czymś, co nie do końca należało do legalnych działań, ale przynajmniej coś mu z tego skapywało.

Nie chciał jednak dłużej się w tym babrać. Nie po tym, co się stało z Jiminem.

W jakiś sposób go to ukuło. Mocno i dogłębnie, w miejscu najbardziej wrażliwym.

Serce. Taki organ, o którym czasem zapomniał, lecz bez wzajemności.

Zaczął przesuwać ołówkiem po kartce, trochę bez zastanowienia, tworząc tak po prostu, z emocji. Powstający rysunek nie był bardzo szczególny, nie wyróżniał się niczym i nie należał do jego najlepszych prac. Wiele było w nim jednak znaczenia, chociażby sytuacyjnego. Cały ten żal i ból, cała ta niemoc, skondensowana w kilku kreskach i krzywiznach twarzy spoglądającej z powierzchni papieru. Co prawda poetyki było w tym tyle, ile w zwiędłej róży życia, ale nie przejmował się tym, póki wyrażał własne uczucia, w jakikolwiek sposób. Zawsze polegał na rysiku, teksturze notesu i własnej wyobraźni, jakiej to bezświetlne pokoje wypełniało coś gorszego niż ciemność, a z czym jasnowłosy musiał się czasami jakoś mierzyć.

Nierówne walki należały do jego ulubionych, chociaż nie, kiedy to on był słabszą stroną.

Ostatecznie spędził nieco czasu z własnymi myślami, które stworzyły dwa rysunki, dwie plamy po kawie na jasnym stole i sporo zapachu dymu w salonie. Uleciały z gorzkim smakiem napoju, ciemnym grafitem i duszącą szarością ze spalonych fajek.

Uleciały, choć miały w końcu wrócić.

***

Ciepło. Otaczające go z każdej strony. Delikatny dyskomfort, jaki zdawał się rozchodzić łagodnymi falami w okolicach jego dolnych partii pleców. Rozchylił leciutko usta, chcąc ziewnąć cicho. Oczy wciąż miał zamknięte, umysł wciąż przyćmiony snem.

W końcu jednak uchylił powieki, jego oczy zostały zaatakowane lekkim światłem poranka. Zza uchylonego okna słychać było dźwięki ulicy, samochody, ludzi idących po chodniku, a nawet ptaki, które zebrały się w większej grupie na jednej z latarni.

Pierwszym, co do niego dotarło było drugie ciało obok, czyjeś ramiona dookoła niego. Drugim – skóra, nagość, jedynie bokserki, jakie miał na sobie i jakim materiał wyraźnie czuł. Kolejnym pocałunek, bardzo subtelny i delikatny w miejscu gdzie zaczynał się jego kark. Potem nieco wyżej, ostatecznie usta Namjoona zaczęły również zaznaczać ścieżki na szyi Seokjina, oraz jego ramionach i plecach. Ten przez moment nie odmawiał pieszczotom, mimo, że nie wiedział do końca, skąd się biorą, wciąż zamroczony snem. Westchnął nawet cicho, jakby instynktownie w reakcji na bodźce, których przecież dotąd nie znał.

Dopiero po dłuższej chwili zmienił pozycję i odwrócił lekko głowę, by spojrzeć na leżącego obok mężczyznę. Namjoon uśmiechnął się do niego z wciąż zaspanymi oczami i nieładem włosów na głowie. Seokjin odwzajemnił gest, choć dopiero po kolejnych kilku sekundach zapytał:

- Dlaczego tu jesteś? – trzy słowa zawisły w powietrzu, jakby małe ciężarki.

- Oczekiwałeś, że sobie pójdę nad ranem? Nie należę do tego typu – odpowiedział Namjoon, mrucząc niemalże.

- Nie, nie o to chodzi... W ogóle, co robisz w moim łóżku? – zapytał po raz kolejny, nie mogąc za bardzo połączyć ze sobą faktów.

Tym razem Namjoon zmarszczył brwi, nie wiedząc, o co chodzi drugiemu. To chyba oczywiste, po tym, co się wydarzyło w nocy. Powinien wiedzieć, że...

- Nie pamiętasz nic? – Namjoon miał dziwny ton głosu, jakby coś się w nim na moment złamało, krucha nuta była wyraźnia w każdej sylabie.

- Co takiego? – Seokjin nie wiedział, o czym mówi drugi. Raczej nie nazwałby tego poranną amnezją. Spojrzał w oczy mężczyzny, a ten jedynie skierował wzrok na usta Seokjina, w niemej prośbie, której drugi nawet nie zdążył zrozumieć, nim poczuł wargi mężczyzny na swoich. Począł poruszać się w podobnym rytmie, powolnie, leniwie wręcz. Dopiero po chwili poczuł jak Namjoon zajmuje miejsce nad nim, więżąc go w swoich objęciach, cieple i atmosferze namiętności. Powoli zaczął przechodzić pocałunkami na szyję, obojczyki i ramiona drugiego. Jedną z dłoni miał już zajętą nieco niżej, na co Seokjin jęknął cicho wprost do ucha Namjoona, który to uśmiechnął się krzywo z nieskrywaną satysfakcją.

- Teraz pamiętasz? – szepnął, spoglądając w oczy Seokjina z blaskiem tysięcy diamentów w swoich własnych. Słowa te przez moment zdawały się nieco nierealne, jakby uplecione z delikatnych nici, mogących się zerwać przy najmniejszym pociągnięciu.

Ale Seokjin w istocie począł układać wszystko w całość.

Ciemność ulicy, potem światła latarni. 3 w nocy. Oni dwaj, nieco podpici, ale nie pijani. Seokjin pamiętał, że Namjoon wydawał mu się działać jak magnes, jak coś, co go do siebie ciągnęło. I nie chodziło nawet o fakt, że całą drogę do jego mieszkania trzymał go za rękę. Po prostu zdawał się chcieć kompletnie posiąść Seokjina tego wieczora, opleść go uczuciami i nie wypuszczać.

Właściwie to mu się udało.

Pamiętał jak wchodzili do klatki, jak weszli do niego i jak wszystko poczęło powoli przeradzać się w coś zdecydowanie większego. Seokjin pamiętał każde słowo, pocałunek, muśnięcie. Pamiętał miękkość pościeli, jedwabny dotyk na własnej skórze, wymieszane oddechy, gorąco ciał, zatrzymany moment. Czuł jakby ten sam alkohol wciąż był w jego żyłach w śladowych liościach, jakby za oknem wciąż było ciemno i oni oboje mogli schować się w mroku nocy. Jakby cała ta pasja po prostu skorzystała z tego, że jedynym jej świadkiem jest dwójka serc i księżyc.

- Czy my... czy ja... - zapytał nieśmiało, wciąż odtwarzając fragmenty minionej nocy w głowie, powoli i z każdym ważnym detalem.

- Uprawialiśmy seks? – zapytał drugi kończąc tym samym zaczęte zdanie, a na słowa te policzki Seokjina przybrały kolor kwitnących róż. – Technicznie nie – dokończył. – Ale było bardzo miło – dodał po chwili, muskając nosem szyję chłopaka.

- Więc ja... wciąż jestem...

- Prawiczkiem?

- Musisz być taki bezpośredni?

- Nazywam rzeczy po imieniu, Jinnie – powiedział pieszczotliwie, po czym pocałował czoło drugiego. – Nie chciałem wykorzystywać naszego stanu. To musi być w pełni świadoma i wspólna decyzja. Więc po prostu poprzestaliśmy na pa...

- Shhh, ani słowa więcej – zaśmiał się Seokjin, nie chcąc już rumienić się mocniej. – Wystarczy mi tyle. I dziękuję.

- Za co?

- Za uszanowanie mojej prawdopodobnej odmowy, której pewnie nie byłem w stanie wczoraj udzielić racjonalnie – wyjaśnił, mając małe iskierki w oczach.

- Przestań, wiesz, że bym cię nie skrzywdził.

- Mimo to, dziękuję – powtórzył, uśmiechając się delikatnie. – Jesteś głodny?

- Zależy o co pytasz... - mruknął drugi, znów całując chłopaka dosłownie wszędzie, gdzie mógł.

- O jedzenie, to chyba oczywiste – Seokjin wywrócił oczami, chociaż nie chciał opuszczać łóżka, przez ciągłe pieszczoty ze strony Namjoona.

- Poważnie? – zaśmiał się drugi. – Dobrze, dobrze... chodźmy sobie zrobić coś przed wyjściem.

- A gdzie idziemy? – zapytał zdziwiony Seokjin, rozglądając się po sypialnii w poszukiwaniu czegokolwiek do ubrania.

- Zobaczysz. Tylko się pośpiesz z ubieraniem. Jakby co, będę w kuchni.

- W porządku, jak tam chcesz – mruknął do siebie, czego jego rozmówca już nie słyszał. Zszedł z łóżka, bose stopy dotknęły drewnianej, chłodnej podłogi. Światło słońca ciągle przedostawało się przez okno, oświetlając nieco twarz chłopaka. Było koło dziewiątej. Czuł się dobrze, a serce biło mu wesoło.

Dawno się tak nie czuł. Po prostu dobrze. Bezpiecznie. Tak, jakby ktoś był obok tylko dla niego.

Bo tak było. Nareszcie

***

Biała pościel. Białe zasłony, jasnoszary sufit, dwieście płytek na podłodze, jednoosobowe łóżko, trochę ścierek od gumki na biurku, otwarty dziennik i jego blade palce dotykające gładkiej powierzchni mebla. Wstał, chwiejnie, ale wstał. Dochodziła dwunasta, powinien iść na sesję. Trząsł się nieco, wciąż wiedziony emocjami, jakie przecież zdawały mu się jednocześnie tak odległe. Miał tyle rzeczy w sobie, tsunami, ocean, który wciąż uderzał falami w skały jego kości, jakby chciał je pokruszyć i zniszczyć, jakby chciał zniszczyć jego.

A przecież nie mógł dać się rozsypać na kawałki.

Przeszedł kilka kroków, z szafki wyjął ciemną koszulkę i spodnie do kolan. Swoje normalne ubrania, jakie przywiozła mu mama. Nie miał obecnie za dużego wyboru, ale wystarczały mu proste kroje i kolory, zamiast tych bardziej wyszukanych, jakie nosił na co dzień. Było to częścią całego przebywania w ośrodku. Wszystko jest nieskomplikowane, poukładane, mechaniczne. Wszystko działa i jest stabilne. Do tego też dążyła większość osób tutaj, do stabilności.

Jimin nie wiedział do końca, czy ją znajdzie, ale miał nadzieję, że owszem. Że jakoś uda mu się wrócić do tego, co było. Że poczuje się nareszcie tak, jak czuł się kiedyś. Wolny, niezwyciężony. Chodzący po nocach ulicami miasta z papierosem w ustach, ciężkimi butach na nogach, zdolny wdać się w bójkę, jeśli było trzeba. Pragnął po raz kolejny poczuć znaną sobie adrenalinę przy jeżdżeniu motocyklem, czuć moc silnika i jechać tak, by igrać ze śmiercią.

Chciał znów mieć siłę do tego, by wstać z łóżka. By móc zrobić parę brzuszków. Chciał czuć się wartościowy i pewny.

Oddałby wszystko, by w sumie czuć cokolwiek, oprócz pustki i bólu na raz.

Otworzył cicho drzwi, zostawiając za sobą pokój oraz otworzony na biurku notes. Te kilkanaście kartek, które zdążył już zapisać. Strony, które tak szybko zostały zapełnione niewypowiedzianymi słowami, wyznaniami i jednym niewysłanym listem, jakiego adresat miał nigdy nie zobaczyć.

Listem, jaki nie miał być ostatnim, który chłopak napisał.

***

„Obwiniasz się" – napisał szybko i wysłał wiadomość. Autobus właśnie ruszał z przystanku, kiedy wiadomość dotarła do odbiorcy.

Kilka sekund później dostał odpowiedź.

„Może, co z tego?"

Hoseok wywrócił oczami, w uszach mając melodię, jaką dobrze znał. Widział, jak Yoongi się zachowywał. Zrobił się cichy, odzywki miał ostrzejsze niż brzytwy, o ile to w ogóle było możliwie, rozdrażnienie go zajmowało ułamki sekund, a sam on był raczej w stanie ciągłego poczucia winy, jakie biło od niego na odległości.

„To, że kładziesz sobie na plecy za duży ciężar."

„Zasłużony."

„Przestań się kreować na męczennika, tylko zrozum, że to przeszłość."

„Z którą muszę żyć."

„I? Możesz też żyć z uczuciem wybaczenia wobec siebie"

„Jasne. Najprostsza recepta na szczęście"

„Po prostu nie bądź taki surowy wobec siebie. Zrozum, że każdy popełnia błędy"

„Nie takie. Zniszczyłem go, rozumiesz?"

„Nie ty. On sam to zrobił, Ty tylko dałeś mu trochę pomocy, to wszystko"

„Widzisz? Czyli się przyczyniłem. I nie wkurzaj mnie już dzisiaj takimi poradami, bo nie jestem w humorze"

„Na Boga Yoongi, chociaż raz nie bądź tak cholernie uparty i chwyć czyjąś pomocną dłoń"

„Zazwyczaj wyrywam całą rękę."

„Trudno. Jakoś to zniosę"

„Nie wiesz co mówisz"

„Ty też"

A potem zapadła cisza, słodka i przepełniona żalem, ciężka niczym ołów, cisza ze srebra mowy i złota milczenia wymieszanego ze sobą. Taka, jaka zapada przed burzą lub tuż po niej. Hoseok bił się z myślami. Próbował zmienić kogoś, kogo zmienić było ciężko. Kogoś, z kim miał tyle poplątanych nici emocji, a jednocześnie tyle prostych, uporządkowanych.

A może nie miał ich wcale i tylko mu się wydawało.

W każdym razie w tamtym momencie delikatne płatki słoneczników rosnących w jego myślach zapragnęły jakoś pomóc chłopcu o jasnych włosach, który znał jedynie smak wódki i gorzkich łez.

Kwiaty jednak nie mogły kwitnąć w takiej mieszance. 



m i s e r y   a n d   s a d n e s s


p.s mam nadzieję, że nie ma za wiele błędów, a jak są to piszcie mi pls

p.s2 tak, soft namjin poranek miał być w poprzednim ale nie wyszło mi z koncepcją i jest tutaj, jako odskocznia od wszechobecnej depresji, ponieważ nie może być lepiej

p.s3 niedługo publikuję coś nowego, stay tuned

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top