come back
Jeśli nie można było o czymś zapomnieć, to należało się upić.
Proste.
A jeśli dodatkowo miało się serce wypełnione obrazem jednej osoby, dla której ostatnio biło – należało też kogoś zaliczyć.
I Yoongi właśnie to czynił, popijając między pocałunkami pewnego nieznajomego chłopca czystą wódkę, jakby to była woda, a nie wysokoprocentowy alkohol. Miał gdzieś, czy jutro będzie w stanie wstać, czy nie. Liczyło się tylko to, co znał tak doskonale.
Słodkie, słodkie zapomnienie.
Przesadzał ostatnio, ale nie miał zamiaru zmieniać niczego, nawet mimo coraz częstszych konfliktów z Taehyungiem, które przydarzyły mu się tego tygodnia zbyt często. Prawie codziennie, kiedy wracał z pracy widział przyjaciela nietrzeźwego, raz bardziej innym razem mniej. Miał to jednak gdzieś, skoro fakt był jeden – miał w sobie procenty, których mieć nie powinien, a przynajmniej nie w takiej ilości.
Jasnowłosy jednak puszczał wszystkie słowa drugiego mimo uszu, nawet, jeśli tak naprawdę pamiętał każdą sylabę, ignorował je jednak, oddając się swoim własnym sposobom na poprawienie własnej sytuacji.
Choćby i były one za każdym razem warte tyle, co nic.
Chuja to kogo obchodziło.
Obecnie mógł bowiem mieszać gorzki smak papierosów, jakie osiadały na ustach nieznajomego zbyt często razem ze smakiem przeźroczystej cieczy z kieliszka i skłamałby mówiąc, że to nie jest jego ulubione połączenie.
Lepszym były tylko rumieniące się policzki Hoseoka, oraz jego rozchylone wargi, ale o tym przecież właśnie chciał przestać myśleć.
Najwyraźniej nie starał się odpowiednio mocno.
Chwycił więc za talię chłopaka i powolnie przesunął go sobie na uda, by ten mógł teraz siedzieć na nim i poruszać delikatnie biodrami, wprawiając Yoongiego w jeszcze większą ochotę na zdarcie z niego ubrań. Zapowiadało się na coś więcej, zdecydowanie.
I zamierzał do tego dopuścić. Tak, jak zawsze. Co z tego, że coś czuł – uczucia mogły go tylko niszczyć, nie obiecywały mu niczego dobrego, a otoczenie klubu, jego smród alkoholu, potu i seksu wymieszany z ciężkim zapachem petów nie owijał w bawełnę i od razu mówił mu na się pisał.
A to wolał zdecydowanie bardziej od pieprzonej niepewności, którą wciąż czuł.
Tego wieczoru więc znów był sobą. Tym samym zepsutym sobą. Znów mógł czuć się jak młody bóg, jak władca życia.
Szkoda tylko, że tworzył wręcz przeciwny, żałosny niemalże obraz kogoś, kto nie radził sobie z rzeczywistością tak, jakby mógł, kogoś, kto uciekał, a kto niedługo miał stracić na to siłę.
Ciągnięty dłonią kogoś innego w odwrotną stronę.
Niekoniecznie jednak lepszą.
***
Ręka Hoseoka znajdywała się zdecydowanie za blisko jego własnej.
Oboje opierali się niezbyt mocno o znajomy im już niczym ich kieszenie w spodniach, jedne puste, inne wypełnione paczką papierosów, lub ewentualnie telefonem z podpiętymi słuchawkami. Zależało od potrzeby.
Stali już tak od kilku minut, Yoongi z odciąganiem spalał tytoń, pozwalając dymowi swobodnie wypełniać jego płuca raz za razem. Zerknął na chłopaka, po czym ostrożnie odsunął swoją dłoń od jego, by czasem do czegoś nie doszło.
- Chcesz może jednego? – zapytał po chwili, otwierając paczkę i podając ją Hoseokowi, który spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami i nieco niedowierzającym uśmieszkiem, który mówił sam z siebie, a przy okazji nieco spodobał się jasnowłosemu.
Miał charakterek, którego dotąd nie dostrzegł w drugim.
- Ty tak na poważnie? – powiedział w końcu Hoseok z nutą sarkazmu. – Przecież doskonale wiesz, że nie palę.
- Zawsze może być ten pierwszy raz – odparł, nie opuszczając paczki. – To jak, odmawiasz?
- Ta. Nie dostrzegam w tym nic dobrego – stwierdził tylko chłopak, znaną już sobie formułką.
- Jasne. Przyznaj, że palenie jest przynajmniej... no nie wiem, seksowne – powiedział Yoongi z krzywym uśmiechem, po czym zaciągnął się i wypuścił dym leniwie, tak, że ten słodko muskał jego wargi.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś – zaśmiał się Hoseok. – Widziałeś kiedyś seksownego raka płuc? – dodał z ironią, na co drugi tylko wywrócił oczami z odrobiną irytacji.
- Cwaniakujesz, panie Jung – powiedział tylko, wywołując kolejną falę śmiechu u drugiego i przysiągł, że mógłby go słuchać już zawsze, a myśl ta przerażała go równie mocno jak fakt, iż naprawdę mocno chciał go teraz pocałować, dokładnie w pół śmiechu, by mu go tak nagle i być może nawet urokliwie przerwać.
Nie było to jednak w jego mocy, by to uczynić.
- Uczę się od najlepszych – padła żartobliwa odpowiedź, przy której Hoseok przemieścił się odrobinę, a Yoongi był bliski lekkiej paniki, czując, że ich opuszki dzieliły może ułamki milimetrów, chociaż z drugiej strony ciepło było tak wyraźne, iż mogły się już tak naprawdę dotykać ulotnie, co nie wchodziło w grę.
Ale nie miał już gdzie uciekać.
Zastygł więc, udając, że wszystko pozostawało w jak najlepszym porządku.
- A jakże – odpowiedział tylko. – Przyglądałbyś się komuś lepszemu ode mnie – stwierdził jeszcze, gasząc papieros o szary kamień. – Nigdy nie byłem wzorem.
- Zależy, kogo zapytasz – odparł Hoseok. – Dla mnie też nie jesteś, ale lubię z tobą rozmawiać, poza tym poczucie humoru zaczynam mieć powolnie po tobie.
- Powinno cię to przerażać – odpowiedział Yoongi z suchym śmiechem, który miał tylko ukryć, iż w środku ta myśl mogłaby ich obojga rozerwać, bo jasnowłosy nie zamierzał dawać nikomu żadnego swojego pierwiastka, gdyż żaden z nich nie był dobry.
Ani jeden, przynajmniej w jego oczach.
- No co ty, raczej mnie to cieszy – powiedział, dłubiąc butem w podłożu, jakby nagle opanowała go zawstydzona nastolatka. – Nie wszystko, co ciebie tworzy jest nieodpowiednie.
- Powinieneś się zamknąć – jasnowłosy brzmiał nieco ostro, ale nie do końca zamierzał dodawać takich smaków do swojej wypowiedzi. – Bo nie masz, kurwa, pojęcia, o czym mówisz – syknął, spoglądając na Hoseoka i samemu do końca nie wiedząc, co go tak zirytowało.
Może fakt, że drugi wcale się od niego już nie oddalał. Że od kiedy spotkali się pod szkołą przed tą cholerną „misją ocalenia", zdawało mu się, jakby sprawy przybierały niebezpiecznie pomyślny obrót, którego może i chciał, ale rozsądniej zawsze było się wycofać.
Tak działał jego świat.
- Tak uważasz? – odparł Hoseok, również o nutę ostrzej, co zdziwiło Yoongiego odrobinę. Rzadko słyszał takie tony u drugiego, zazwyczaj łagodnego niczym baranek chłopaka, który nawet ledwo przeklinał, chociaż ostatni Yoongi dostrzegł, że robił to coraz częściej i pewniej. – Powiem ci coś – stwierdził jeszcze, stając naprzeciwko jasnowłosego, czym finalnie pozbył go paraliżu od bliskości ich palców. – Cholernie się boisz tego, że nie jesteś do końca zniszczony. Że jeszcze tli się w tobie coś dobrego. A to dlatego, że... - urwał, bo sam zaczynał czuć, do czego to dążyło.
Do niczego, co mogłoby się skończyć w poprawny sposób.
- Dawaj – odpowiedział jedynie Yoongi, z całym chłodem i zimnem, jakie w sobie miał. – Wyjaśnij mi to, czego sam już nie wiem – dodał jeszcze, a między sylabami zdania tańczył żal, taki gorzki i ciężki, że ledwo stawiał kroki.
Hoseok jednak milczał. Nie zamierzał teraz wysnuwać swoich teorii, które przecież nie musiały być prawidłowe. Ani nawet w jednej części. Słowa drugiego jednak dawały mu jakieś przekonanie, że trafił.
Chociaż od pewnego czasu już łączył ze sobą poszczególne supełki. Próbował poukładać puzzle duszy drugiego, które ten wciąż rozsypywał pięknymi zdaniem Hoseoka dłońmi, by ten musiał je układać od nowa, nieco inaczej, tworząc inny obraz.
Obecnie miał jednak wrażenie, że wreszcie jest na lepszej ścieżce, niż dotychczas.
- Nie każ mi – odparł tylko cicho. – Po prostu... Chciałbym kiedyś usłyszeć z twoich ust coś, co nie byłoby wiecznym wypominaniem sobie. I nie mówię tu o sztucznym narcyzmie, którym czasami emanujesz, tylko faktycznym docenieniem siebie. Nie jesteś cholerną zepsutą zabawką Yoongi, ty...
- Koniec – uciął jasnowłosy nagle, zaciskając dłoń na ramieniu Hoseoka, oraz unosząc na niego wzrok, teraz pełen takiej ciemności, że Hoseok był pewien, iż w jego tęczówkach była aktualnie trzecia trzydzieści dwie w nocy, a nie czwarta po południu, która ponowała dookoła nich. – Wystarczy. Udajmy, że to nie padło – stwierdził, sięgając po papierosa z kieszeni, zatrzymało go coś jednak.
Dotyk. Niespodziewany, nagły dotyk. Na jego nadgarstku.
Taki wyraźny, słodki, przepełniony chęcią pomocy, tak przecież beznadziejnej w tym przypadku. Hoseok nie zamierzał jednak odpuścić, a swoje palce pozostawiał zamknięte dookoła skóry i kości drugiego, które prawie zwaliły go z nóg, poprzez kontakt fizyczny z nimi.
Nie zamierzał tego jednak okazywać, chociaż wychodziło mu to z ledwością.
- Proszę, nie róbmy tego – powiedział tylko, tak miękko i łagodnie, że Yoongi czuł, jak się w środku rozsypuje, bo nikt do niego nie mówił w podobny sposób. Może czasami Taehyung, chcąc go pocieszyć, ale nawet w głosie przyjaciela nie słyszał takich nieśmiałych nut jak w tym należącym do chłopaka przed nim. – Już nie.
Yoongi miał zamiar powiedzieć coś, co tylko dopiekłoby drugiemu. Nie z niechęci do niego, co to, to nie, ale z faktu, iż taki był jego mechanizm obronny. Tak mógł się bronić, a nie przesuwać kolejne mury dookoła siebie samego.
I to na rzecz czego? Faktu, że mu zależało na drugim? Żałosne.
Jedyne, na co się ostatecznie zdobył to kiwnięcie głową, niepewne, ale jednak kiwnięcie, pewna forma zgody, jaka wystarczyła w zupełności, by maleńkie iskierki zapaliły się w oczach Hoseoka tworząc na nich obraz nieba nocnego o trzeciej trzydzieści dwie w nocy.
- Co robicie? – przerwał im głos Namjoona, który momentalnie sprawił, iż oboje znaleźli się przynajmniej metr dalej od siebie, a Hoseok wrócił na murek, zamiast stać naprzeciwko swojego dotychczasowego towarzystwa.
- Nic, tylko gadaliśmy – odparł Yoongi, właściwie nie kłamiąc. – A wy, gołąbeczki? Zajmowaliście się sobą? – dodał jeszcze, kierując wzrok na splecione palce Namjoona i Seokjina, którzy szli tak całą drogą tutaj.
- Darowałbyś sobie, kawalerze – mruknął z irytacją Namjoon, obserwując drugiego z pod przymrużonych powiek. – Byliśmy grzeczni – dodał jeszcze ze śmiechem, po czym ucałował Seokjina w policzek, co wywołało jego natychmiastowe rumieńce.
- Przestań, jesteśmy przy ludziach – uderzył go leciutko chłopak, siadając zaraz obok Hoseoka z niemałym zakłopotaniem wypisanym na twarzy. – Nic nie musisz nikomu udowadniać.
- A co jeśli chcę? – odpowiedział Namjoon z uniesioną brwią i lekko niższym tonem głosu. – Nikt mi nie zabroni – stwierdził, obejmując drugiego w talii i stając swobodnie między jego udami, tak, że mógł mieć twarz dokładnie na jego wysokości. – Jesteś moim skarbem, nic nie poradzę – dodał jeszcze ze śmiechem, sprawiając że Yoongi zakrztusił się, zanim wziął do ust odpalonego sekundę temu papierosa.
- Księżniczka ma rację, dajce na wstrzymanie, bo mnie zabijecie – odparł, robiąc gest przypominający taki, jakby zbierało mu się na wymioty.
- Kochanie, poznaj dojrzałość we własnej osobie – powiedział Namjoon do Seokjina, który tylko zaśmiał się cicho, sprawiając, że jasnowłosy wywrócił oczami teatralnie.
- Odezwał się wielki dorosły – stwierdził jedynie. – Gdzie jest Taehyung? – dodał jeszcze, zauważając dość widoczny brak przyjaciela, który miał się zjawić razem z nimi. Przynajmniej tak zakładał, skoro nie napisał mu, iż tego nie zrobi.
- Nic ci nie mówił? – odparł lekko zdziwiony Namjoon. – Pojechał dzisiaj po szkole z Jun... - urwał, jakby w nagłym szoku, który momentalnie go wypełnił. Miał ochotę sprzedać sobie solidnego liścia, a najlepiej doprawić jeszcze prawym sierpowym.
Co mentalnie oczywiście uczynił.
- Kurwa – przeklął pod nosem, po czym oparł głowę o twardą klatkę piersiową Seokjina, by potem ponownie się wyprostować. – Cholera jasna, zapomniałem wam powiedzieć – stwierdził jeszcze, zirytowany na siebie samego.
- O czym to? Wyjechali na Bahamy czy co? – dopytywał Yoongi z udawaną ciekawością, ciesząc się smakiem tytoniu.
- Nie, idioto – odparł Namjoon, nie chwytając za mocno żartu. – Pojechali z Jungkookiem pociągiem po kogoś. Kogoś, kogo od jakiegoś czasu z nami nie ma.
Zapadła chwilowa cisza. W umysłach każdego pojawiła się ta sama lampka z tym samym imieniem. Nikt jednak nie próbował nawet wypowiedzieć go na głos. Nikt nie chciał się ruszyć, ani wykonać chociaż jednego gestu.
A już zwłaszcza Yoongi, słyszący już, jak jego szklane serce tłucze się na kawałki, które już zaczynał od nowa sklejać.
- Jimin – mruknął ostatecznie Hoseok, przepełniony jeszcze resztkami goryczy po tym, jak nie było go na wyborach do szkoły tanecznej, w której przecież oboje planowali zaczynać następny semestr. – Wraca?
- Tak – odparł Namjoon spokojnie, z nutą czegoś niezrozumiałego. – Wraca na stałe. Miałem wam powiedzieć wcześniej, ale te wszystkie wydarzenia ostatnio kompletnie mi to wymazały – powiedział szczerze, choć już winił się za to w środku.
Dostał tyle czasu i go zmarnował. Nawet, jeśli nie do końca świadomie.
- Nie przejmuj się, to w porządku – odparł Seokjin natychmiastowo, kładąc dłoń na policzku Namjoona i uspokajając go tym nieco. – O której będą?
- Zapewne za kilka godzin. Będzie już wieczór – odpowiedział z pewnością. – Jak chcecie, możecie przyjść ze mną na dworzec. Chociaż nie wiem, czy to do końca udany pomysł.
- Jak dla mnie może być – odpowiedział od razu Hoseok. – Yoongi? Co ty na to? – zapytał jasnowłosego, który do tej chwili siedział w milczeniu, nie słuchając nikogo oprócz swoich krzyczących myśli.
Przecież wszystko było w porządku. Jimin wróci jako lepsza osoba. Drugi raz nie upadnie. Ale jasnowłosy wiedział, że to pieprzone brednie. Upadki były tym łatwiejsze, kiedy już ktoś raz dowiedział się, jak to zrobić.
Łatwiej, niż można by sobie wyobrazić.
- Zastanowię się – stwierdził wymijająco, zaciągając się dymem. – Napiszę wam później – dodał jeszcze, żeby nikt już nie zadawał mu pytań.
- No dobra. To zbierze się nas trochę więcej – odparł Namjoon po chwili. – Pamiętajcie tylko, żeby... wiecie, nie robić sceny. Po prostu zachowujmy się tak, jak zwykle. Jak za starych czasów.
- Nie tak znowu starych – sprostował Yoongi. – Ale rozumiem. Postaram się nie mieć odpału, o ile tam w ogóle będę.
- Mógłbyś. Jimin na pewno to doceni – usłyszał miękki głos Namjoona, który przyprawił Yoongiego o wewnętrzny śmiech.
Ta, doceni. Z pewnością.
Wszystko czego potrzebował to przecież widok osoby, która trzymając go za rękę poprowadziła go na dno, a potem tam zostawiła i pozwoliła powolnie gnić, nim prawie nie było już za późno.
I co z tego, że mu wybaczył. Sęk w tym, że Yoongi nie wybaczył sobie.
I może nigdy nie miał.
***
- Denerwujesz się? – zapytał Taehyung, podczas gdy Jimin chyba po raz setny poprawiał sobie włosy dłonią, w nawyku, jaki ostatnio jeszcze mocniej uskuteczniał, właściwie od kiedy dowiedział się, że może wrócić.
Uśmiechnął się sam do siebie, słysząc to pytanie, bo takie samo dokładnie zadała mu jego lekarz prowadząca dzisiaj rano, w jej gabinecie, który zdążył tak dobrze poznać.
Szklanka z wodą zawsze stała po prawej stronie stolika, a zdjęcie jej córeczki – po lewej.
Tak, Taehyung nadawałby się na kogoś takiego, nie przeczył. Na pana w okularach za ciężkim biurkiem, który ze zwinnością przemieszczałby się po ludzkiej psychice, by dojść do setna sprawy. Na kogoś, kto miałby zdjęcie swojej ukochanej osoby na biurku i szklankę wody po drugiej stronie.
- Trochę – odpowiedział niepewnie, kłamiąc.
Denerwował się bowiem bardzo. Najmocniej na świecie. Nie chciał tego jednak okazywać przy innych, a zwłaszcza Jungkooku, który siedział obok Taehyunga i rzucał mu ulotne spojrzenia, które w ciągu tej godziny czasami dostrzegał.
Czasem nie.
- Nie musisz – usłyszał po chwili ten miękki ton głosu, działający na niego mocniej, niż zawinięta dookoła kołdra. – To w końcu osoby, które znasz. Nikt, kto chciałby cię skrzywdzić jakkolwiek – powiedział jeszcze szatyn, uśmiechając się pocieszająco i Jimin był mu tak wdzięczny za ten gest, jak nigdy dotąd.
Miał ochotę tylko utonąć w jego ramionach i się uspokoić, ale wiedział, że nie mógł.
Tym samym pozostało mu tylko to sobie wyobrazić, bo przecież miał świadomość iż owe silne, mocne ramiona należały do kogoś zupełnie innego.
Westchnął jedynie, spoglądając na swoje uda. Były większe, dostrzegał to od pewnego czasu. Początkowo wciąż wzbudzały w nim rozpacz i rosnące obrzydzenie, ale teraz stały mu się obojętne. Nie widział w nich nic pozytywnego, ani negatywnego. Po prostu część jego ciała. Jak każda inna.
W ogóle tak siebie postrzegał. Niczym pustą kartkę papieru, na której najpierw widniał piękny rysunek, który potem zmazano, by stworzyć coś okropnie szpetnego.
A teraz znów posłużono się gumką, zostawiając powierzchnię z wyraźnymi śladami obydwóch.
- Wiem – powiedział w końcu. – Ale dawno mnie nie widzieli. Mogli się odzwyczaić od mojej obecności.
- Zapewniam, że nie – stwierdził Tae ciepło, pozwalając sobie na pogładzenie dłoni Jimina w koleżeńskim geście wsparcia, który zaskoczył chłopca, ale o dziwo był tak przyjemny, że go przyjął, co Jungkook odebrał z niemałą szpileczką w środku, nie powiedział nic jednak, widząc, że blondyn tego potrzebował.
- Obyś miał rację – odparł drugi po chwili, przesuwając się bliżej okna i kończąc ich kontakt fizyczny. – Chciałbym, żeby nie widzieli we mnie kogoś wybrakowanego, jakiegoś ducha dawnego mnie. Chcę, żeby wszystko wróciło do normy – zakończył, czując wzbierające łzy, które szybko otarł.
- Na pewno tak będzie – powiedział Jungkook, widząc, w jakim stanie zaczynał powoli być chłopak. – Zobaczysz, że nic się nie zmieniło, jeśli o to chodzi – dodał jeszcze, próbując być jak najbardziej optymistycznym.
Scenariusze jednak mogły być różne i wszyscy gdzieś podświadomie to wiedzieli.
Dbali o siebie, byli ze sobą blisko, ale taka sytuacja nigdy nie miała miejsca, a na tyle się znamy, na ile nas sprawdzono. Nikt więc nie mógł przewidzieć procesów, które zaszły, bądź dopiero miały.
I których poziom trudności był w stanie kogoś przerosnąć, chociaż mieli nadzieję, iż tak nie będzie.
Tym samym dalsza podróż minęła im na zdawkowej rozmowie, która skupiała się głównie na wspomnieniach, jednych lepszych od drugich, takich, które częściowo zrzuciły blondynowi ciężar z serca i pozwalały rozkwitać powolnie w jego przedziale, w wagonie pędzącym do miasta, za którym tak mocno tęsknił.
Do przyjaciół, których rzadko tak nazywał, a których mimo wszystko za takowych uznawał i porzucił, wybierając autodestrukcję, zamiast nich.
Teraz nareszcie miał siłę, by cokolwiek naprawić, stać się na powrót osobą, którą zawsze był. To jednak nie miało być tak proste, jak mu się zdawało. Zwłaszcza, że wciąż musiał się zmierzyć z pewnym jasnowłosym chłopakiem posiadającym żyły wypełnione poczuciem winy bardziej trującym od jadu żmij.
I który sam musiał jakoś wytrzymać.
Ich myśli skupiły się mocniej na widoku z oknem, kiedy ten zaczął leniwie przypominać okolice ich rodzinnego miasta. Jimin momentalnie poczuł przyspieszone bicie serca.
Naprawdę tu był. Ponownie. Wrócił.
Razem z dwójką zebrał się z siedzeń, chciał chwycić swoje bagaże, ale Jungkook zrobił to za niego, oferując mu w zamian słodki uśmiech pełen szczerej chęci pomocy i blondyn momentalnie zapomniał o własnym honorze, pozwalając szatynowi nieść jego rzeczy. Jeszcze kilka minut stali przed wyjściem razem z większą grupą ludzi. Dopiero gdy pociąg finalnie stanął na właściwym peronie mogli wyjść na zewnątrz.
Odetchnąć powietrzem miasta, jakie otaczało ich na co dzień.
Wzrok Jimina od razu padł na cztery osoby czekające przy jednej z betonowych kolumn. Z uśmiechem zwrócił większą uwagę na Seokjina, który przebywał wtulony w Namjoona, obejmującego go od tyłu. Niemalże roztopił się nieco w środku na ten widok, tak nowy, a jednocześnie dla niego naturalny. W końcu starszy mówił mu o swojej drugiej połówce. Teraz jednak mógł dopiero ujrzeć, jak to wyglądało.
Niezwykle słodko, ale i nieosiągalnie dla niego samego.
Potem dopiero spojrzał w kierunku Yoongiego, który palił papierosa, drugiego już w ciągu czekania tutaj, udając, że nie drżały mu ręce. Obok stał Hoseok, który pierwszy zauważył Jimina i posłał mu tak współczujący uśmiech, że blondyn czuł, jak miękną mu kolana.
A więc było to widać.
Że był w ośrodku, że był słaby, że wciąż potrzebowało odpoczynku. Widać było jego stare blizny, te schowane w jego sercu. Wszystko, jak z otwartej księgi.
Przerażała go ta myśl.
Mimo niej jednak szedł do przodu, mając po swojej prawej postać Taehyunga, a po lewej Jungkooka, wciąż trzymającego w dłoniach torby z rzeczami chłopaka. Gdyby nie oni zapewne po prostu uciekłby, lub upadł na ziemię bezsilny.
- Witaj w domu – zaczął Hoseok o dziwo, przytulając Jimina delikatnie. Blondyn nie spodziewał się takiego gestu akurat od niego, ale zaakceptował go z radością, czując, jak trzepotało mu serce na jakąkolwiek oznakę sympatii.
Nic nie odpowiedział, gdyż kolejną osobą był Namjoon, który puścił Seokjina, by przyciągnąć chłopca do bardziej męskiej formy przywitania. W oczach miał tą samą mądrość, oraz iskierki zrozumienia, jakie Jimin zapamiętał. Pod tym względem było tak samo.
Seokjin również posłał mu uśmiech, co wystarczyło między nimi. Oboje nie znali się najlepiej, ale Jimin docenił to tak czy inaczej. Przynajmniej się starał, nawet, jeśli nie musiał być zbyt mocno wplątany w sprawę.
Został jeszcze Yoongi.
Wciąż milczący, zajęty używką, którą zgasił zanim jeszcze spojrzał na Jimina w ogóle. Próbował zdobyć się na cokolwiek, głupie kilka zdań, ale gdy tylko go zobaczył wszystko uderzyło go od nowa niczym pędząca ciężarówka, której już nie mógł uniknąć, wyeksponowany na pustej drodze po jakiej się poruszała.
W oczach blondyna widział wszystko to, co między nimi było. Z jakiegoś powodu – od początku. Od niewinnego romansu, po jednostronne uczucie, jednonocne spotkania, aż do rozstania, zakopania sprawy w piachu, smaku alkoholi, klubów i finalnie wspólnej wędrówki do czegoś, co zniszczyło tylko jednego z nich, a drugiemu pozwoliło zostać na powierzchni.
Przynajmniej fizycznie.
Nie zdołał niczego z siebie wykrzesać. Po prostu stał tak, nawet się nie uśmiechnął, jakby go tam w ogóle nie było i Jimin po prostu spoglądał na pociąg wciąż stojący przy peronie. Scena wydawała mu się nierealnie wręcz długa, a trwała jedynie kilka sekund.
Sekund, które każdy dostrzegł, ale nikt nie miał zamiaru ujawniać ich istnienia jeszcze mocniej.
- Macie ochotę gdzieś iść? – zapytał Namjoon, próbując przebić taflę niezręcznej atmosfery.
- Cóż, możemy – poparł go Hoseok szybko. – Jakieś konkretne miejsce?
- Hej, nie decydujcie sobie tak, Jimin na pewno jest zmęczony podróżą i wolałby zostać w domu – powiedział Jungkook pewnie, jakby w ogóle mógł przemawiać za blondyna.
Co oczywiście dla samego zainteresowanego nie sprawiało żadnego kłopotu.
- Szczerze mówiąc... - zaczął blondyn cicho. – To nie mam za dużo energii, więc chyba po prostu pojadę do siebie. Poza tym mam jeszcze swoje rzeczy – dodał, nie zważając na fakt, że nawet ich nie trzymał. – Więc najlepiej będzie jak spędzę ten wieczór w swoich czterech kątach – stwierdził jeszcze, spotykając się z aprobatą reszty.
- Jasne, nie ma sprawy – odparł Namjoon łagodnie. – Widzimy się jutro w takim razie – rzekł tylko, na co Jimin kiwnął głową delikatnie.
- Idziecie w tą samą stronę, co my? – zapytał jeszcze Taehyung, dołączając do czwórki i pozostawiając Jungkooka i Jimina naprzeciwko nich.
- Pojedziemy autobusem – stwierdził szatyn od razu, drapiąc się po głowie wolną ręką, gdyż pozwolił sobie przełożyć torby do jednej dłoni na chwilę.
- Poważnie? Mogę was podwieźć, a ci frajerzy bujną się komunikacją – stwierdził z uśmiechem, spotykając się z chwilowym, ostrzegawczym spojrzeniem Yoongiego, które po chwili osłabło.
Zgasło, jak odpalona na wietrze zapalniczka. Nie miał siły już dłużej się tak ukrywać, więc sobie odpuścił. Zamknął wszystkie swoje zamki i postanowił zamilknąć.
Przynajmniej na jakiś czas.
- Ta, damy sobie radę – odparł Jungkook od razu. – Prawda? – skierował do Jimina, a oczy chłopaka zaświeciły odrobinę, co nie uszło uwadze szatyna.
- Mhm, nie musicie się martwić. Napiszę, jak tylko będę na miejscu – stwierdził jeszcze, nim pomachał reszcie, żegnając się z piątką.
A przynajmniej chcąc się pożegnać, bo jedna z osób wciąż była boleśnie obojętna jego obecność, nie chcąc zaczynać czegoś, co mogłoby się dla nich wszystkich naprawdę nieprzyjemnie skończyć, przynajmniej w jego odczuciu.
W końcu to on trzymał w ryzach sznurki marionetek stworzonych z słów, którymi obecnie lepiej było się nie posługiwać.
Rozeszli się więc w dwóch kierunkach, nie oglądając się za siebie, a Jimin czuł się dziwnie lekko, ale i ciężko. Pierwsze spowodowane było towarzystwem Jungkooka zaraz obok niego, tylko nim i nikim innym, co skutecznie odbierało mu racjonalne myślenie, zwłaszcza, że do tej pory wisiało między nimi wiele nici nieporozumień i skrytych myśli.
Drugie, ponieważ liczył, iż jad we wnętrzu Yoongiego nie będzie aż tak śmiertelny.
Cóż, mylił się.
***
- Naprawdę nie chcesz, żebym został? – zapytał Jungkook u drzwi domu blondyna, z którym jednak obecnie zajmował jedynie jego schody, nie przejmowali się w ogóle chłodem kamienia, ani ciszą dookoła. Poczuli się po prostu dobrze i to im wystarczyło.
Szatyn nie przyznałby się do tego, ale odrobinę liczył, iż drugi się zgodził. Może była to wina jego opiekuńczości a może faktu, iż od paru dni nie czuł się najlepiej, a osoba Jimina jakimś cudem zabierała mu wszelakie troski z barków i zostawiała przyjemne ślady po uśmiechu.
W końcu nie codziennie kończył związki, które zapowiadały się tak dobrze.
Jego rozstanie z Saną wciąż miał przed oczami. Była zapłakana, krzyczała i zbiła ulubiony wazon swojej mamy wart więcej, niż Jungkook umiał sobie wyobrazić. Mimo to nie przestawała, nazwała go najgorzej, jak umiała, a na koniec kazała się wynosić.
I zrobił to. Wyniósł się.
Od tej pory oboje milczeli, wciąż ogarnięci widmem kłótni, która przerodziła się w prawdziwą batalię. Nie potrafił jej już powiedzieć, że mu zależało na tym, by znów wrócili do siebie, pomimo tego, co padło w ciągu tamtej godziny. Nie umiał jej nawet napisać, że żałuje swojej decyzji.
Bo nie żałował i być może to bolało go najmocniej.
W końcu jego serce wybrało coś innego. Kogoś innego. I sam nie rozumiał, jakim absurdalnym kluczem ono szło, ale tak właśnie było. Tym samym, mimo, że wciąż miał ranę po Sanie, równie dobrze mógł ją ostatecznie zalepić odpowiedniejszą osobą najwyraźniej.
Choć nie wiedział jeszcze, jak dokładnie określić to, co czuł wobec blondyna siedzącego obok niego z roześmianą twarzyczką wypełnioną milionem emocji, w tym okruszkami szczęścia, jakie wywołały w nim myśli o tym, żeby szatyn został.
Najlepiej na zawsze.
Wszystko to jednak zgasło momentalnie i Jungkook dostrzegł tę zmianę, której przyczyny nie wyłapał w ułamkach sekund, jakie właśnie minęły.
- Myślę, że lepiej będzie, jak pójdziesz. Nie wiem... chciałbym, ale... - urwał, bo szatyn niespodziewanie położył swój palec na miękkich ustach blondyna, przyprawiając go niemalże o zawrót głowy i przyspieszony oddech. Przez chwilę skupiał się jedynie na tym opuszku, który tak naturalnie spoczywał na jego skórze, jakby był to jego dom, jego miejsce, które mógł odwiedzać.
Niewiele było w tym kłamstwa.
- W takim razie zostanę – odparł Jungkook od razu, po czym zdjął dłoń, kładąc ją z powrotem na materiale swoich ciemnych jeansów. Jimin jeszcze przez moment odczuwał drżenie, mając na uwadze, że wcale nie było zimno. Było ono spowodowane czymś kompletnie innym, dotykiem, który mimo przerwania ciągle czuł.
- Jak uważasz. Nie będę cię wyrzucał – stwierdził miękko. – W końcu... nie widzieliśmy się dawno – dodał jeszcze, czując, że zbyt mocno okazuje emocje.
Ale nie chciał ich już skrywać. Nie miał na to sił.
- To prawda – stwierdził drugi z uśmiechem. – A teraz mamy nikłą szansę nadrobić – dodał jeszcze, sięgając dłonią po kosmyki włosów chłopaka, które postanowiły ułożyć się w przedziwnym kierunku, proszącym się o korektę, jaką ten uczynił. Blondyn przez chwilę skupiał się tylko na ruchach drugiego, jego wyraźnej szczęce i wzroku uniesionym nieznacznie.
Co on z nim robił jedynie swoją egzystencją?
- Mhm... - odparł ledwo, po tym, jak drugi znów uczynił między nimi pewną odległość. – Możesz zacząć. Nie mam pojęcia, co się działo – powiedział Jimin szczerze. Naprawdę nie wiedział za wiele, aczkolwiek pewne skrawki wciąż mu zostały po spotkaniu z Jungkookiem ostatnim razem.
- Cóż, jak pewnie już zauważyłeś, Yoongi się w ogóle nie zmienił – stwierdził z rozbawieniem Jungkook, co wywołało u drugiego cichy śmiech. Dźwięk ten rozprzestrzenił się w powietrzu niczym stado motyli machających kruchymi skrzydełkami, co nadało atmosferze między nimi nieznanego uroku, zwłaszcza, że było już ciemno i jedyne źródło światła dawały im lampy naprzeciwko domu i te uliczne, oświetlające mimo wszystko bardziej chodnik, niż posiadłość.
- Zdążyłem dostrzec – odpowiedział, choć w humorze kryła się nuta gorzkiego żalu, jakiego dotąd nie umiał się pozbyć w związku z jasnowłosym. – A reszta? – zapytał jeszcze.
- Zależy, co chcesz wiedzieć – odparł wymijająco szatyn, spuszczając wzrok. – Chyba wszyscy przechodzimy ciężki czas ostatnio, każdy na swój sposób. Namjoon co prawda ma Seokjina i choć są razem naprawdę szczęśliwi... A przynajmniej tak sądzę... - urwał. – To nawet on ma swoje momenty, kiedy czuje się źle. Ale mieliśmy kilka okropnych wydarzeń, więc ciężko mu się dziwić.
- Boże, co się stało? – blondyn momentalnie stał się czujny. – Ktoś ucierpiał? Powiedz mi... - dodał błagalnym tonem. Wiedział doskonale, że byli zaangażowani w działania pewnych grup, które nie do końca uchodziły za godne zaufania, czy tym bardziej pozbawione niebezpieczeństwa.
- Hoseok. Przypadkiem. Dostało mu się rykoszetem, bo ten idiota Yoongi gdzieś go zabrał... Nie znam szczegółów, ale podobno za pierwszym razem nie było miło. Za drugim też nie. A teraz szykuje się trzeci. Męczy mnie to – stwierdził jeszcze na końcu, czując, jak spada z niego pewien ciężar.
- Wiesz, że nie musisz tego robić. Mam na myśli uczestniczenia w tym – powiedział mu łagodnie Jimin, przysuwając się nieco do drugiego, na co Jungkook nie zaprotestował.
- Ta, ale nie jestem w stanie im odmówić. Są chyba dla mnie zbyt istotni, a takie odcinanie się nie należy do moich ulubionych sposobów radzenia sobie z czymkolwiek – odpowiedział, po czym westchnął ciężko, opierając ciężar ciała na dłoniach za sobą nie robiąc sobie nic z powierzchni schodów, która z całą pewnością nie była idealnie czysta.
- To wcale nie ujmuje z tego, jak ich traktujesz. A będzie lepsze dla ciebie – znów ta łagodność, znów to ciepło w klatce Jungkooka.
- Chciałbym w to wierzyć – usłyszał jedynie w odpowiedzi blondyn. – Wiem też jednak, że czasami to jedyna droga, żebym coś odreagował. Po prostu poszedł się napić, albo nakopać komu trzeba. Radzenie sobie z dojrzałością nie specjalnie mnie definiuje – zaśmiał się do siebie, na co Jimin zareagował podobnie, tylko nieco mniej głośno.
- Ja tego tak nie widzę. Każdy z nas radzi sobie jak umie najlepiej – powiedział z pewną dozą pewności. – Jedni lepiej, inni gorzej. Młodość nikogo z nas nie rozpieszcza.
- To prawda – potwierdził Jungkook.- Ale albo ona nas złamie, albo my ją. Ktoś musi wygrać. I szczerze, nie czuję się, jakby to osiągał – zakończył z wyraźnym zmęczeniem w głosie.
- Czemu? – zapytał odruchowo Jimin, nawet nie wiedząc, jakie będą konsekwencje tego pytania w tych okolicznościach, dokładnie w tym momencie. Gdyby był tego świadom, może by uniknął – a może wręcz przeciwnie, wybrałby je z drżącym sercem.
- Bo zupełnie nie robię tego, co bym chciał. Nie postępuję, jak czuję. Co dokłada mi tylko do bycia skończonym dupkiem, oraz ignorantem – stwierdził z dziwną wesołością, która choć udzieliła się blondynowi, wciąż pozostawała dla niego nie zbyt zrozumiała.
W końcu żaden z nich tak nie robił. A mimo to wcale nie czuli, jakby życie ich pokonywało, nawet, jeśli klimat ich rzeczywistości ostatnio wpadał w nuty szarości, malując im obraz ścieżek, jakimi nie powinni podążać, a w jakie usilnie brnęli zwodzeni marną wiarą w lepsze jutro, które mogli uzyskać tylko buntem wobec ograniczeń ich wieku.
Bądź też ich braku, zależało, jak na to spojrzeć.
Jimin sam już się o tym przekonał i to zbyt dobrze, aby mówił to na głos. Wolał już zamknąć za sobą te drzwi, choćby dla własnego bezpieczeństwa.
Na klucz. I nigdy więcej ich nie otwierac.
- Mówisz tak, jakby wcale połowa z nas tak nie postępowała – zaśmiał się cicho, ponownie. – To normalne. Wszyscy jesteśmy zagubieni i zachowujemy się jak banda idiotów, którym ty nie jesteś – urwał na moment, obserwując słodki uśmiech drugiego na zasłyszane słowa. - Poza tym... co masz dokładnie na myśli? – dopytał jeszcze, znów przewracając kostki domina, jakby usilnie próbował doprowadzić do czegoś, acz nie był tego zupełnie świadom.
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz – stwierdził Jungkook, nieoczekiwanie przechodząc do szeptu, a Jimin czując tak drastyczną zmianę w głosie drugiego nie potrafił zrobić nic, jak kiwnąć głową, bo przecież nie był już w stanie funkcjonować, kiedy szatyn robił takie rzeczy.
Po chwili jednak w ogóle przestał oddychać. Serce stanęło na ułamek sekundy, zlęknione, zdziwione i przestraszone faktem, iż Jungkook odważył się dotknąć swoimi ustami ust Jimina, tak subtelnie, jakby prosił o pozwolenie, a Jimin nigdy nie był o nie pytany, więc nieśmiało, z niemałą rezerwą zgodził się, oczarowany dotykiem chłopaka.
Było to coś tak niemożliwego, że przez pierwsze sekundy rozważał, czy nie śni, czy może nie odpłynął na kamiennych schodach, wykończony dniem i teraz nie rysuje sobie w wyobraźni obrazów z najskrytszych marzeń.
Ale tak nie było. Wręcz przeciwnie, realność wydarzenia wkradała się w cały jego umysł, w każdą komórkę jego ciała, wszystko w nim krzyczało i oblewało się miodem, a on nie rozumiał już, czy to raj, czy wręcz przeciwnie.
Dopiero po kilkunastu sekundach pieszczoty postanowił przerwać swoją małą wieczność, rozdzielając ich wypisane na wargach linijki wyznań, które tak idealnie się ze sobą splatały podczas pocałunku. Niewiele rozumiał z tego, co właśnie zaszło, wciąż drżał i nie umiał wypowiedzieć ani słowa.
- Jungkook ty... myślę, że teraz naprawdę powinieneś iść – stwierdził z niemałym trudem, czując się podle z tymi słowami, ale nie mogąc jednocześnie zdobyć się na nic innego. – Proszę – dodał jeszcze, starając się nie utonąć w tęczówkach drugiego, w których znalazł wszystko to, czego tak pragnął.
Tylko czemu. Dlaczego. Jakim prawem.
- Jimin, ja... Wybacz mi jeśli... - urwał, widząc, jak chłopak na niego spoglądał. Miał w tęczówkach wszystko, nawet to niewypowiedziane, krótkie „nie przepraszaj".
Więc szatyn zamilkł.
- Spokojnie, ale mimo to... idź już – powiedział, powolnie wstając z kamiennej powierzchni, by nie upaść od rozdygotania ciała, odmawiającego mu podstawowego posłuszeństwa. – Muszę pobyć sam, mam nadzieję, że rozumiesz – stwierdził jeszcze, czując się ze sobą coraz to gorzej z każdym słowem, które tworzył.
Bo i po co miałby je mówić, skoro chciał teraz smakować drugiego w każdy możliwy sposób, bez wyrzutów sumienia?
- Tak, rozumiem... - odparł tylko drugi, również wstając i wycierając dłonie w materiał spodni. – Dasz sobie radę? Mogę cię zostawić? – zapytał blondyna z taką troską, że prawie rozbił mu cały wszechświat.
- Mhm, nie martw się – powiedział Jimin z perfekcyjnie udawaną pewnością, której obecnie mu brakowało. – Możesz pisać, jeśli chcesz. Ale teraz... nie mogę nawet stać obok ciebie, jezu – stwierdził do siebie, eksponując zbyt mocno kruche wnętrze.
Pieprzyć to.
- Ja chyba też – odparł Jungkook. – Masz rację, powinienem się zmyć zanim...
- Zrobimy coś bardzo głupiego – dokończył za niego Jimin, na co drugi uśmiechnął się w pół smutno, w pół rozumiejąco.
Mimo, że oboje zapewne nie uważaliby tego za głupie.
- Do zobaczenia Jimin – powiedział jedynie, otwierając ramiona do uścisku. Jimin wiedział już, że ulegnie, ale sekundę walczył z chęcią utonięcia przy cieple drugiego.
I to uczynił, starając się nie utracić postanowienia, iż pora była się rozstać. Jungkook przez chwilę trzymał przy sobie iskierkę szczęścia, by potem puścić ją, a przyjemne grzanie ciał zastąpić nieco chłodnym już powietrzem, tak pustym i beznamiętnym.
Blondyn odprowadził jeszcze Jungkooka wzrokiem, nim ten nie zniknął za zakrętem, by dojść na swój przystanek.
Dokładnie w tym momencie Jimin wszedł do domu, zamknął drzwi, poszedł do kuchni zrobić sobie czegoś do picia i włączając czajnik rozpłakał się kompletnie, nie wiedząc już, co się z nim działo, ani jak inaczej uwolnić emocje.
Tej nocy wylał z siebie tylko trochę zbyt dużo łez.
p.s naprawdę mnie bolał ten rozdział z jakiegoś powodu. idk. to chyba jiminnie as always.
p.s2 jeśli ktoś tutaj w ogóle liczy na namjinowy smut to dostanie go w kolejnym rozdziale~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top